|
Post by Kaja on Mar 31, 2006 8:18:22 GMT 1
- A zatem o to mu chodziło? – szepnęła chłodno. – Upiór w końcu skądś musi brać pieniądze na te wszystkie zbytki. Tylko, po co unieszkodliwił diwę. Jeśli spektakl się nie odbędzie to opera nie zarobi. Chyba, że planuje ją zastąpić przez... Christine! Eleonor nie myliła się. Sama była światkiem jak ciotka poleca swoją wychowanicę dyrektorom opery. To wszystko było dobrze przemyślane i tylko jedna osoba mogła to zrobić. - Christine zostanie nową Elissą – odwróciła się i nagle zrozumiała, że nie tylko ona obserwuje ta scenę. Kilka metrów dalej dostrzegła postać w czarnym płaszczu. Stała nie ruszając się zasłuchana w cudowny głos Christine, która śpiewała arię „Myśl o mnie.” Eleonor zmrużyła oczy i jak najciszej potrafiła podeszła do niej. - Dzień dobry monsieur – dygnęła jak nakazywał obyczaj. - Ty...! – syknął przez zęby odwracając się gwałtownie zaskoczony obecnością jakiejkolwiek osoby w tym miejscu. – Co ty tu robisz? - Wybrałam się na spacer po naszej operze – odpowiedziała uśmiechając się szeroko. – A przy okazji mogłam zobaczyć jak Anioł Muzyki pomaga Christine. - Ty wścibska...- warknął ze złością podchodząc do niej. - A pewnie ze wścibska – potwierdziła stanowczo patrząc mu prosto w oczy. – A wiesz Eriku, dlaczego? Bo mam dosyć jak mojej przyjaciółce tak mąci się w głowie. Zatrzymał się nagle jakby nie wiedząc, co ma zrobić. Nie znosił jej i najchętniej powiesiłby ją na tej dekoracji i napawać się tym widokiem. Jednak nie mógł. - Zejdź mi z oczu! – odparł tylko zimnym głosem, po czym odwrócił się od niej. - Dosyć tego! – rzekła podążając za nim. – Albo mnie wysłuchasz, albo będziesz mnie musiał jeszcze długo znosić. Zatrzymał się, ale nie odwrócił. Nie odezwał się też do niej słowem. - Najpierw powinnam ci podziękować. Odwrócił się zaskoczony jej słowami i zmianą tonu. - Za co? - Za to, że pomagasz Christine. Dajesz jej lekcje o ile wiem już od kilku lat – powiedziała miłym tonem zbliżając się niespiesznie do niego. – Dzięki temu Christine będzie mogła zaśpiewać na dzisiejszej premierze. Powinnam ci także podziękować, że umożliwiłeś jej to chociaż nie podoba mi się metoda jaką to osiągnąłeś. Jednak mam dosyć patrzeć na to, co jej wmawiasz o Aniele Muzyki. Czy nie da się dawać tych lekcji w inny sposób? - Nie będę się tobie tłumaczyć z tego co robię – odrzekł cierpko, ale dostrzegła, że jego złość już trochę minęła. - I nie proszę o to, ale... – urwała, bo nagle zrobił się ruch. Na dekoracji pojawili się pracownicy techniczni, który zapewne chcieli sprawdzić umocowanie wszystkich elementów. Eleonor zrozumiała, że za chwilę ktoś ich zobaczy. Musiała szybko stąd odejść. Erik widocznie tez o tym pomyślał, bo odwrócił się by odejść. - Ja jeszcze nie skończyłam – rzuciła. – I chcę to wreszcie zrobić, ale nie tutaj. Może ty znasz jakieś miejsce... Odwrócił się i popatrzyła na nią niecierpliwiony, po czym znowu ruszył przed siebie. Elli uznała to jako zaproszenie i podążyła za nim. Idąc przez zawiłe rusztowania dekoracji dostrzegła, że jest on bardzo zwinny i szybki. Nawet długa peleryna i niezbyt wygodny frak, w które był ubrany nie przeszkadzały mi przemieszczać się jak akrobacie po nawet najwęższych deskach. Eleonor nie była wprawdzie tak sprawna i znacznie spowalniała wędrówkę, ale starała sobie sama radzić. Kiedy zeszli z rusztowania znaleźli się w zupełnie ciemnym korytarzu, który kończył się spiralnymi schodami. Szli nimi dość długo, że Eleonor się zadyszała. Zastanawiała się tylko dlaczego po nim nie było widać ani śladu zmęczenia. - Zatem słucham, co masz mi do powiedzenia – odrzekł niecierpliwym głosem, gdy tylko znaleźli się w małym pomieszczeni w którym znajdowało się małe okrągłe okienko i jakiś dziwny mechanizm z dźwigną. - Gdzie jesteśmy? – zapytała spoglądając przez szybę , która wymagała dość sporej ilości wody z octem. - Nad sufitem głównej sali – odrzekła szybko zakładając ręce na piersi. – Ja nie chce z tobą spędzić cały dzień. - I nie spędzisz – prychnęła mając już dosyć jego niezbyt miłego zachowania. – Tak jak już powiedziałam cieszę się, że uczysz Christine śpiewu, ale powinieneś... Odwróciła się od okna aby lepiej widzieć jego twarz. - Powinieneś jej powiedzieć kim jesteś. * - Nie będziesz mi mówiła co mam robić – powiedział po chwili milczenia. – Zresztą dobrze wiesz, że to teraz nie możliwe. - Dlaczego?- zapytała od razu. - Nie będę się przed tobą tłumaczył – powiedział głośno. - To nie jest odpowiedź – nie dawała za wygraną. W końcu nie miała nic do stracenia. – Dlatego, że moja twarz wzbudza obrzydzenie – rzekł ponuro. -Zresztą przecież byłaś na tyle ciekawa, że sama o tym wiesz. - Gdybyś nie skradał się do garderoby to bym nie wiedziała – odgryzła się. – I ja dalej nie rozumiem co to ma do rzeczy. A Christine i tak powinna się dowiedzieć kto tak naprawdę daje jej lekcję i to jak najszybciej. - Nie jest gotowa. - Na co? Żeby wiedziała, że lekcje nie daje jej anioł tylko człowiek? - Raczej potwór i upiór w jednym? - Czy ty nie rozumiesz, że nie powinna wciąż wierzyć w bajki o Aniele Muzyki w końcu ona już nie jest dzieckiem. Erik nie odpowiedział. Spuścił tylko wzrok. Przez dłuższa chwilę, którą przerwała Eleonor. - Zresztą zrobisz jak uważasz. Tylko nie pozwolę, aby coś złego się jej stało i aby ktoś posądził ją o to, że jest szalona. - Nigdy jej nie skrzywdzę – odezwał się nagle tak pewnym głosem, że wiedziała iż nie kłamie. - Zatem mogę teraz iść pogratulować Christine – rzekła kierując się do drzwi. – I przemyśl to... - Zrobię jak będę uważał – przerwał jej cierpkim głosem. - Oby to było rozsądnie – dodała wychodząc.
|
|
|
Post by Green Eyes on Mar 31, 2006 10:46:44 GMT 1
Nie ma to jak porządne kazanie od Eleonor
|
|
|
Post by Kaja on Apr 1, 2006 19:15:42 GMT 1
A teraz o typowo kobiech problemach w stylu "Nie mam w co się ubrać" I w tych sprawch nawet taki geniusz jak Erik nie pomoże. Kiedy Eleonor weszła do pokoju baletnic zobaczyła dosyć nietypową scenę. Christine siedziała na swoim łóżku i szlochała a obok niej siedziała Meg i druga baletnica Simone, które starały się pocieszyć swoją koleżankę. - Gratulacje Christine! – chciała powiedzieć, ale słowa zamarły jej na ustach. – Co się stało? Nie cieszysz się, że zaśpiewasz na premierze? - Nie wystąpię! Nie mam w czym! – zaszlochał Christine. - Jak to nie masz w czym? – dopytywała się Eleonor dalej nic nie rozumiejąc. – Przecież Elissa ma kilka kostiumów. Wszystkie są piękne a w szczególności ta suknia, w której śpiewa arię... Na te słowa Christine jeszcze bardziej zalała się łzami. - To właśnie o tę suknię chodzi – wyjaśniła Meg widząc, że Christine nie da rady nic powiedzieć. – Jest zniszczona. - Przecież nie była jeszcze skończona. Wyraźnie słyszałam jak Carlotta wściekała się o to. - No właśnie to ona zrobiła – odezwała się Simone. – Kiedy usłyszała, że to Christine dostała zamiast niej ta rolę wpadła w furię i podziurawiła ją nożyczkami. - I nic się nie da zrobić – jęknęła Christine. - O! – Eleonor usiadła na łóżku obok dziewczyn. – Ale przecież mogłabyś ubrać inną suknię. - Ale którą? – odrzekła powstrzymując się, żeby znowu nie wybuchnąć płaczem. – To musi być całkiem nowa suknia. Takie są zasady premiery. Zwłaszcza tej. Eleonor zamilkła. To naprawdę był problem. Teraz to nawet dobry głos nie wystarczy, aby pokazać się na scenie. - Nie przewidziałeś tego Eriku – pomyślała. – Skąd mógłbyś wziąć wytworną suknię... Nagle przypomniała sobie, że już kiedyś widziała odpowiednią suknię. - Portret mamy! – zawołała zrywając się z łóżka. - Co? – trzy pary oczu popatrzyły na nią zdziwione. - Nic – zaśmiała się.- Christine przestań płakać i lepiej weź się za powtarzanie libretta a wieczorem będziesz wyglądała olśniewająco. * Eleonor nie chciała powiedzieć nic więcej. Nakazała tylko Meg przebrać się i iść razem z nią. - Dokąd jedziemy? – zapytała zdziwiona kuzynka, kiedy wyszli z opery. – I czyj to powóz? - Hrabiny de Vigny – wyjaśniła krótko wsiadając do powozu. – I zaraz wszystko się wyjaśni. Musimy tylko jechać w jedno miejsce. Cierpliwości Meg. Meg już nic się nie odezwała, zastanawiając się, co też może planować kuzynka. Elli także milczała myśląc o tym jak przekona dyrekcję opery do swojego trochę szalonego pomysłu. - Upiór nie miałby takich problemów – pomyślała. – Tylko jak go poprosić o pomoc? Jednak nie odpowiedziała sobie na to pytanie, gdyż nagle powóz zatrzymał się. - Kto tu mieszka? – odezwała się Meg nie mogąc wytrzymać. Jednak Eleonor nie odezwała się nawet słowem. Pospiesznie doszła do drzwi wejściowych, które otworzył siwy, wysoki mężczyzna. - Panienka...- zaczął wpuszczając je obie do środka. - Karolu, czy hrabina wróciła? – zapytała od razu Elli. - Tak, pani babcia wróciła dwie godziny temu– odrzekł spokojnie mężczyzna, który wyglądał Meg na lokaja. – Ale zaraz po przyjeździe położyła się na drzemkę. - Czy pytała o mnie? – zapytała ponownie a na jej twarzy. - Tak – odpowiedział krótko Karol. - I ...? – zapytała zniecierpliwiona. - Powiedziałam, że panienka pojechała do opery rano, bo miał tam być wicehrabia de Chagny. Przysłał przecież wczoraj wieczorem bilecik. Hrabina kazała przekazać, aby panienka sama zjadła obiad i przygotowała się do wyjścia. - Karolu jesteś kochany! – zawołała z radością Elli. Wprawdzie nic nie wiedziała o bileciku do Raoula, ale wiedziała, że Karol jej nie zdradzi. Po czym zwróciła się do Meg. – Chodźmy na górę, bo mamy mało czasu a dużo pracy. Karolu przyślij do mojego pokoju Agnes. * - O Boże! Elli taki dom, służba, hrabina ja nie przepuszczałam – odrzekła Meg, kiedy znalazły się w pokoju Eleonor. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. – Nie wiedziałam, że jesteś hrabianką. - Bo nie jestem – zaprzeczyła gwałtownie cały czas szperając w szafie, po czym wyciągnęła z niej suknię, którą babka kupiła jej na pierwszych wspólnych zakupach. – I jak może być? - Eleonor ona jest przepiękna – zachwyciła się. – Musiała być bardzo droga. - Nie wyobrażasz sobie jak bardzo, ale to nie ważne. Czy będzie się nadawać na występ? - Ale to nie strój kartagińskiej królowej – zauważyła Meg oglądając suknię z wszystkich stron. - To nie ważne. Przecież w operze i tak wszystko jest umowne –powiedziała z ironią. – Zresztą ja mam pomysł jak to wszystko będzie wyglądać i scenografia i strój Christine. - Masz rację – zgodziła się Meg. – A mogłabyś mi zdradzić swoje plany? W tej chwili ktoś zapukał do drzwi. - Panienka mnie wzywała – do pokoju weszła Agnes. - A tak. Proszę cię zapakuj tą sukienkę a i dołóż do niej te satynowe pantofle. Jeśli były za duże na Christine to wiesz, Meg co masz zrobić. Tylko się pospiesz, Agnes. – nakazała dziewczynie, po czym zwróciła się do kuzynki. – A my chodźmy do biblioteki. Muszę ci coś pokazać i napisać list.
|
|
|
Post by Green Eyes on Apr 1, 2006 19:40:14 GMT 1
LIST?! O rany chyba nie list od Upiora do dyrektorów Nie, nie, tak nie może być... mam bujną wyobraźnie czasami
|
|
|
Post by Nattie on Apr 2, 2006 0:10:38 GMT 1
A czemó¿by nie? Przebojowa Elli mo¿e siê daleko posun¹æ...
|
|
|
Post by Kaja on Apr 8, 2006 19:02:26 GMT 1
W czasach kiedy bark było maila. smsów, telefonów jedynym narzędzeim był list Kiedy panienki weszły do biblioteki Meg od razu zainteresowała się portretami rodziny de Vigny. Eleonor natomiast usiadła przy sekretarzyku hrabiny. Wyciągnęła papier listowny oraz pióro i zaczęła się zastanawiać, co właściwie powinna napisać w liście do dyrekcji i kto powinien ten list podpisać. - Nie mogę się podpisać jako Eleonor Devont, bo kto posłucha jakiejś obcej osoby o prawie nieznanym nazwisku – rozmyślała bezwiednie gryząc pióro. – Na pewno nie podpisze się Nora de Vigny. Babka byłaby szczęśliwa, gdyby się dowiedziała, ale właśnie najważniejsze, aby się nie dowiedziała. Zatem, kto ich przekona, co do stroju Elissy? Eleonor pomyślała o liście od upiora opery. - Tak, jego by posłuchali, ale upiór zajmujący się sukienkami aktorek, kto w to uwierzy? – na jej twarzy pojawił się uśmiech. – Zresztą nawet nie umiem kopiować jego stylu pisma. Szkoda, że upiór nie jest kobietą, albo żeby upiór miał żonę. Nagle olśniło Elli. - Miał żonę...- powtórzyła wyciągając pióro z ust. – No jasne pani Upiór! I uśmiechając się przebiegle zaczęła pisać list. Po kilku minutach oderwała pióro i popatrzyła na swoje dzieło z zachwytem. Szanowni Panowie W pierwszych słowach mego listu chciałabym panów przywitać. Wprawdzie od jakiegoś czasu przebywają panowie w naszej operze, jednak nie mięliśmy zaszczytu się osobiście poznać. Pozwolę sobie nie ujawniać na razie mojej tożsamości i mam nadzieję, że jako dżentelmeni, za których panów uważam uszanują moją prośbę. W takim razie może od razu przejdę do setna sprawy. Doszła do mnie informacja, że gwiazda najnowszego spektaklu ma problemy z finałowym kostiumem. Z tego powodu przesyłam jedną ze swoich sukni wraz dodatkami. Nie jest wprawdzie ona dobrana do tematyki spektaklu, ale Christine Daae będzie wyglądać w niej olśniewająco, a w końcu w operze wszystko jest umowne. Co do dekoracji w akcie III, to liczę na panów gust. O wszystkie szczegóły pozwoliłam, aby zadbała madame Giry. Życzę udanej premiery. Pani U. O. Dopisała na końcu. - Teraz to na pewno mnie wysłuchają – zachichotała pudrując list. – Teraz tylko trzeba zatroszczyć się o biżuterie. Brylantowe spinki i kolczyki będą właściwym dopełnieniem. Spojrzała na portret matki. Te, które nosiła Elizabeth były oryginalne i obecnie spoczywały w skarbcu rodzinnym, ale hrabina postarała się by każda błyskotka miała swoją kopię, po to by przy niezbyt oficjalnych spotkaniach można było zabłysnąć. - Wypożyczenie kopii na jedną noc na pewno nie zostanie zauważone a nawet, jeśli hrabina je pozna to coś wymyślę. Zakleiła dokładnie list i podeszła do Meg, która od dłuższego czasu wpatrywała się w jeden obraz przedstawiający młodą parę. - Mogłabym przysiąc, że to nasz nowy patron opery – stwierdziła Meg nie odrywając oczu od malowidła. – Czy to może...? - To Artur de Chagny wraz z Aleksandrą de Vigny swoją przyszła żoną – wyjaśniła Eleonor spoglądając na podpis obrazu. - De Chagny? – zdziwiła się Meg – Ale, czy to jest rodzina Raoula de Chagny? - Z tego, co wiem to jakiś jego pradziadek – odrzekła ironicznym głosem. – Przez ten mariaż jestem spokrewniona z nim, ale w arystokracji to normalne. W końcu ważne jest to by wszyscy trzymali się razem. Meg chciała coś powiedzieć, ale kiedy zobaczyła skrzywiony wyraz twarzy swojej kuzynki zamilkła. - Teraz posłuchaj mnie Meg, bo od tego zależy występ Chris – zaczęła Elli poważnym tonem podając jej list. – Musisz to przekazać swojej mamie i powiedz jej, że musi to jak najszybciej dostarczyć dyrektorom opery. - A co to jest? – zainteresowała się Meg odbierając list. - To jest hmm...wyjaśnienie, dlaczego Christine będzie wyglądała tak – i wskazała jej portret swojej matki. - Elli tak kobieta jest przepiękna – zachwyciła się podchodząc bliżej by lepiej się przyjrzeć. – A przecież to ciotka Elizabeth! - Masz rację – zaśmiała się Eleonor. – A teraz przyjrzyj się temu portretowi bardzo uważnie abyś zapamiętała wszystkie szczegóły, bo tak właśnie będzie wyglądała Christine w akcie III. Meg była tak zaskoczona, że nie wymówiła ani słowa. Spojrzała tylko na kuzynkę bardzo zaskoczona. - Suknia już czeka na ciebie zapakowana przez Agnes – kontynuowała Eleonor. – Biżuteria jest wprawdzie tylko kopią, ale mam nadzieję, że nikt nie zauważy. Zaraz wrócisz ze wszystkim do opery powozem. - A ty? - Ja musze niestety zostać i przygotować się na premierę – wyjaśniła jej. – Meg proszę cię tylko, abyś nikomu nie zdradziła skąd masz te rzeczy. List powinien wszystko załatwić a Christine ani słowem, a jak będzie się o coś pytać to ja jej wyjaśnię. - No dobrze – odrzekła niezbyt zadowolonym głosem. Wolała się więcej dowiedzieć z planu kuzynki. - Dziękuję – uścisnęła ją – A teraz musisz już iść, aby Christine przestała rozpaczać. I powodzenia na premierze.
|
|
|
Post by Green Eyes on Apr 8, 2006 19:28:59 GMT 1
|
|
|
Post by Kaja on Apr 21, 2006 22:10:15 GMT 1
- A teraz czas na wielkie przedstawienie. Chyba nic nie zapomniałam? – zastanawiała się Eleonor. - A no tak, jeszcze perfumy. Sięgnęła po stojący na toaletce ozdobny flakonik wypełniony złotawym płynem, którym spryskała dekolt. Odkładając go sięgnęła po małe ręczne lusterko. - Spodobasz się hrabinie?- zapytała swoje odbicie w lustrze. – I ciekawe, czy Raoul cię pozna? - Panienko, musi panienka schodzić. Właśnie przybył hrabia wraz ze swoim bratem – usłyszała głos Agnes za drzwi. - Już idę! – zawołała zakładając białe satynowe pantofelki. Na koniec narzuciła szal na ramiona i powoli dostojnym krokiem wyszła z pokoju. * - Czy Meg sobie z tym wszystkim poradziła? – pomyślała Eleonor, kiedy wraz z hrabiną jechała powozem w kierunku opery. Cały jej plan na razie działał bez zarzutu. Swoim wyglądem oczarowała nie tylko Phillipa i Raoula, ale także wzbudzała aprobatę babki a to było już duże osiągnięcie. Zastanawiała się tylko, jaka będzie reakcja hrabiny, kiedy zobaczy białą suknię na scenie i do tego kopię spinek... - A jeśli się nie uda...- rozmyślała. - Droga Noro, o czym tak myślisz? – usłyszała nagle głos hrabiny. - O przedstawieniu – odrzekła zmieszanym głosem. - To będzie wielka gala – odrzekł Phillip. – Już nasz kochany Raoul się o to postarała, a ty Noro będziesz jego ozdobą. Doprawdy wyglądasz przepięknie. Elli uśmiechnęła się w podzięce za ten komplement i zwróciła się do Raoula. - Może kuzynie zdradzisz trochę tajemnic tego, co zobaczymy – rzekła aksamitnym głosem wpatrują się w niego swoimi dużymi zielonymi oczami. Raoul w pierwszym momencie zaniemówił. Nora była dziś wyjątkowo piękna, jednak wciąż czuł przed nią respekt. Jakoś nie mógł zapomnieć jej ciętego języka i zbyt swobodnego według niego zachowania. Dziś jednak była kimś zupełnie innym. To wyprowadzało go z równowagi tak, że momentami czuł się ogłupiały. - Wiele nie powiem – zaczął nieskładnie. – Chociaż diwa Carlotta, która wystąpi w głównej roli ma wspaniały głos. Eleonor nie słuchała jego wywodów. Znowu myślami wróciła do swojego listu i nie wiedząc, czemu o Eriku. - Pani upiór. Dobre sobie – zaśmiała się w duchu. – Upiór cię zabiję za ten list, jeśli o wszystkim się dowie. Zresztą przecież to wszystko dla dobra Christine. Oby tylko list spełnił swoje zadani. * Przez gabinet dyrektorów opery w dniu premiery przewijały się całe tłumy ludzi. Każdy coś chciał o coś prosił czegoś żądał. Jednak jakimś cudem udało się Meg dostarczyć list w miejsce przeznaczenia. - Co to ma wszystko znaczyć? – zapytał Firmin podniesionym głosem swojego przyjaciela, kiedy tylko zapoznał się z treścią listu, który przyniosła baletnica. – Kolejny żart upiora? - To nie on – odrzekł Andre, drugi z dyrektorów. – Nawet charakter pisma jest inny. Widać, że to pisała kobieta. - Dobrze. To nie upiór – zgodził się dyrektor po chwili zastanowienia. – Ale co to za sprawa z ta suknią? Ona istnieje. - Ależ oczywiście. Sam ją widziałem i...- urwał nagle podchodząc do drzwi, za którymi panowało duże zamieszanie. – Ciekawe, co tam się dzieje? - Nie interesuje mnie to i tak tracę nerwy. Powiedz wreszcie, co?- niecierpliwił się Firmin. - Ona jest bajeczna. To znaczy suknia. A gdybyś widział te brylantowe spinki. To imitację, ale zrobił je prawdziwy mistrz. Panna Daae będzie olśniewająca a ten list to nie żaden dowcip. Po jego słowach w gabinecie zapadła cisza. Nowi dyrektorzy patrzyli na siebie starając się wymyślić, kto był tak wspaniałomyślny i wybawił ich z opresji. - A co na to główna garderobiana?- pierwszy odezwał się Firmin przerywając milczenie. - Nie wiedzieć, czemu jest szczęśliwa – westchnął Andre znowu siadając przy dużym biurku, które obecnie było przykryte stosem papierów. – Podobno niedawno była jakaś afera z jedną suknią. Gdzieś zginęła suknia ślubna, kostium, z jakiegoś przedstawienia, ale tytułu nie pamiętam. Teraz, kiedy ktoś dostarczył ta suknie wszystko wyszło na zero. Jednakże my musimy podjąć decyzję, czy panna Daae w niej wystąpi. - A czy mamy inne wyjście?- opuścił ręce Firmin. – Ja i tak nigdy chyba nie pojmę jak to wszystko funkcjonuje. A dekoracja? - Podobno wszystko będzie na miejscu. Madame Giry się wszystkim zajmie. - Kierowniczka baletu, czy ta bileterka? – zapytał roztargniony łapiąc się za głowę.-Zresztą, czy to ważne. Oby tylko wszystko się udało. A teraz proszę cię idź sprawdź, co się tam dzieję ja już mam dosyć na dzisiaj. W końcu nie wiem, czy to był dobry pomysł, aby osoby zajmujące się handlem złomem nadawały się do zarządzania operą. - Branży metalowej – poprawił go, jak zwykle przyjaciel wychodząc z gabinetu. Kiedy Firmine został sam zajął miejsce przy biurku. Położył list przed sobą i westchnął. - Szalone miejsce ta cała opera. Upiory, rozkapryszone śpiewaczki, tajemnicze listy, znikające i pojawiające się z nikąd suknie a teraz to. Ciekawe, czy to już koniec.
|
|
|
Post by Green Eyes on Apr 22, 2006 12:17:37 GMT 1
Taaa, to dopiero początek!
|
|
|
Post by Vespera on May 25, 2006 16:23:40 GMT 1
hmm, interesuj¹ce. czy bêdzie jakiœ ci¹g dalszy?
|
|
|
Post by Kaja on May 25, 2006 17:44:28 GMT 1
Oczywiście, że to nie koniec zamieszania w operze ani mojego ff. Obiecuje wkrótce wrócić do niego i dokończyć. Poprosze tylko o cierpliwość.
|
|
|
Post by Vespera on May 25, 2006 19:20:41 GMT 1
jeœli chodzi o cierpliwoœæ, to nie nale¿y ona bynajmniej do moich najwiêkszych zalet ale nie bêdê ciê popêdzaæ. mam tylko nadziejê, ¿e nie trzeba bêdzie czekaæ zbyt d³ugo
|
|
|
Post by Kaja on Jul 3, 2006 20:38:35 GMT 1
Kurtyna opadła kończąc tym samym akt drugi przedstawienia i rozpoczynając antrakt. Elli odetchnęła z ulgą. Na razie wszystko szło po jej myśli. Christine była olśniewająca i publiczność już była nią zachwycona, suknia została dostarczona na miejscem, o czym dowiedziała się od Meg, którą zobaczyła w przelocie w foyer. Nie zamieniała z nią nawet słowa, ale po radosnej minie kuzynki mogła się domyśleć, że wszystko jest w należytym porządku, także Erik... - Właśnie, gdzie się podział upiór tej opery? – zastanawiała się w duchu przez całe przedstawienie. Prawie nic nie wiedziała z jego treści, chociaż hrabinie wydawało się, że jej wnuczka jest pochłonięta śledzeniem spektaklu. Tymczasem Eleonor obserwowała przez małą, srebrną lornetkę, każdy zakamarek operowej sali szukając widza w białej masce. Na próżno. Erika nigdzie nie było widać. Eleonor wyprostowała się i energicznie wstała ze swojego miejsca. Musiała upewnić się jeszcze, co do jednej rzeczy. - Noro chciałabym, abyś poszła ze mną do loży hrabiego de Chagny – usłyszała z nienacka głos babki. – Mam zamiar pogratulować Raoulowi takiego wspaniałego spektaklu. - Hrabino, bardzo bym chciała spotkać się z baronową Castelot – Barbezac – odrzekła uśmiechając się słodko. – Podobno chce zorganizować w następną niedzielę kwestę na rzecz ochronki. Chciałabym jej w tym pomóc. Babka nic nie odpowiedziała, ale było widać, że właśnie będzie musiała się zgodzić ze swoją wnuczką, co nie było zupełnie po jej myśli. - Co do kuzyna to jeszcze zdążę mu pogratulować – dodała. – Jutro możemy zaprosić Raoula i Phillipia na obiad. Pomysł był przedni i hrabina od razu go zaakceptowała, widząc w tym pewną nadzieję na realizację swoich planów. Także Elli mogła bez problemu na jakiś czas wyrwać się spod jej opiekuńczego spojrzenia. Idąc korytarzem skierowała się do schodów prowadzacych do części, w której znajdowały się garderoby artystów opery. Po drodze spotkała Artura, syna baronostwa Castelot – Barbezac. Eleonor poznała ich parę minut temu we foyer opery i od razu przypadli jej do gustu. Starszy już baron o bardzo łagodnym usposobieniu i jego energiczna żona, która od pierwszej chwili znalazła wspólny język z Elli. Jak się okazało była to najlepsza przyjaciółka jej matki z czasów młodości. Artur, jej najstarszy syn odziedziczył wygląd po matce. Przystojny, czarnowłosy młodzik o bystrym spojrzeniu był niewiele młodszy od Eleonor. Przeciwieństwem była młodsza siostra dwunastoletnia panienka o jasnych jedwabistych włosach i bladej cerze. - Arturze możesz mi powiedzieć, gdzie jest twoja matka?- zapytała, kiedy tylko podeszła do młodzieńca. - Poszła wraz z ojcem na dół do bufetu – odparł. – A szukasz ją? - Właściwe to nie – odpowiedziała powoli spoglądając na drzwi prowadzące na klatkę schodową. – Chociaż miałabym do ciebie jedną wielką prośbę. Spojrzała na niego uważnym wzrokiem. - Jeśli ktokolwiek by pytał, gdzie jestem wówczas powiedz, że jestem z twoimi rodzicami. To dla mnie bardzo ważne. - Nie bardzo rozumiem, o co ci chodzi – odrzekł nie wiedząc, czego ona od niego chce. - To dla mnie bardzo ważne – głos Elli stał się naglący. Antrakt nie będzie przecież trwał wiecznie. - Dobrze, ale będziesz moją dłużniczką – odparła nagle młodzieniec. – O ile wiem dosyć dobrze znasz operę Eleonor była zaskoczona jego słowami, ale zgodziła się bez wahania. Artur nie bardzo chciał zdradzić, o co mu chodzi a ona i tak nie miała czasu na dopytywanie się. Szybko się z nim pożegnała i nie tracąc czasu zeszła schodami w dół tak, że po chwili znalazła się przed drzwiami garderoby gwiazdy tego spektaklu. Zapukała w nie delikatnie. - Proszę – usłyszała w odpowiedzi stłumiony głos Christine. Kiedy weszła do środka zobaczyła swoja przyjaciółkę siedzącą przy toaletce. Christine była już przebrana do finałowej arii i jak Eleonor musiała przyznać wyglądała olśniewająco. Pomysł z suknią i biżuterią okazał się trafiony. Nikt nie powiedziałby, że siedzi przed nim zwykła, biedna chórzystka. Dziewczyna wyglądała jak prawdziwa królowa. - Może nie Kartaginy, ale czy to ważne – pomyślała zadowolona z siebie. - Pani kogoś szuka?- zapytała cicho Christine. Dziewczyna była zmieszana obecnością w jej garderobie kogoś z wyższych sfer. Elli od razu domyśliła, że nie została rozpoznana. Uśmiechnęła się w duchu i postanowiła dalej grać. - Ależ drogie dziecko nie poznajesz mnie?- zapytała obniżając przy tym ton swojego głosu. – Oj nieładnie, bo się obrażę. Dostrzegła wyraźne zmieszanie i niepewność na twarzy przyjaciółki. Christine wciąż ja nie rozpoznawała. - Christine – zawołała w końcu i mrugnęła do niej porozumiewawczo. - Eleonor?- zapytała niepewnie wstając z krzesła. – Elli? - Nareszcie – westchnęła po czy skierowała się na kanapę siadając na nią z gracją. – Ale nie przejmuj się ja też bym ciebie nie poznała. - Elli wyglądasz jak prawdziwa księżniczka – Christine stała wciąż wpatrując się w nią rozmarzonym wzrokiem. - A ty jak królowa – odrzekła biorąc jej rękę, tak żeby Christine usiadła przy niej na kanapie. – Wyglądasz i śpiewasz cudownie. Wszyscy są tobą oczarowani. A teraz czas na wielki finał. - Elli, ale ja się boje – odrzekła drżącym głosem. – To wszystko jest piękne tylko, że ja nie wiem czy dam radę. - Oczywiście, że tak – pogłaskała ją po dłoni. Dobrze wiedziała, co ma powiedzieć. – Zresztą on jest przy tobie. - Anioł Muzyki – zawołała radośnie. – Wiesz, ta suknia to podobno też od niego. Meg mówiła, że ty coś wiesz. - Powiedzmy, że częściowo tak – mówiła jakby starając się wykręcić od całkowitej odpowiedzi. – Chociaż miał jednego pomocnika - Drugiego anioła? – zapytała naraz Christine. - Może tak – odpowiedziała po chwili zastanowienia. – W niebie jest ich wiele i często działają parami. Eleonor prze chwilę pomyślała to tym „niebie” aniołów Christine. Chyba niezbyt by jej się ono spodobało. Tak samo jak niektóre anioły. Z rozmyślań wyrwał ja głos dzwonka oznajmiający koniec przerwy. - Christine, muszę wracać na widownię a ty na scenę – odrzekał wstając z kanapy. – I zaśpiewaj to jak najlepiej potrafisz. - Postaram się – odrzekła – Będę śpiewała dla anioła muzyki i tego drugiego też. - A ja mogę ci przyrzec, że będą cię słuchać- uśmiechnęła się żegnając się. Po czym dodała w myślach. – Jeden na pewno, a drugi? W której części swojego nieba, Eriku będziesz słuchał swojej uczennicy?
Z takim tempem jak pisze to nie prędko to skończe, ale postarm się. W końcu wakacje.
|
|
|
Post by Vesper on Jul 3, 2006 22:24:23 GMT 1
ach, nareszcie! jest pare literówek, ale poza tym nie mam wiêkszych zastrze¿eñ mam nadziejê, ¿e kolejne odcinki bed¹ siê pojawiaæ w mniejszych odstêpach czasu ni¿ do tej pory
|
|
|
Post by Kaja on Oct 2, 2006 21:00:22 GMT 1
Eleonor obudziła się dosyć wcześniej i gdy tylko ubrała się od razu zeszła do jadalni, w której spotkała już hrabinę. Miała ona w zwyczaju wstawać we wczesnych godzinach rannych i tak było teraz, mimo iż wróciły z premiery dosyć późno. Jednak nawet Elli nie mogła dziś długo spać. Wydarzenia wczorajszego wieczoru nie pozwalały jej na to. Po pierwsze Christine triumfowała. Wszyscy wieczorem po jej występie zupełnie zapomnieli, że jeszcze niedawno to diwa Carlotta była gwiazdą. Do tego trzeba jeszcze dołożyć tajemnicze znikanie hrabiego i jego brata. To, dokąd chodzi Phillipe odkryła bez problemu, kiedy wracała od Christine natknęła się na swojego kuzyna wychodzącego z garderoby madame Sorelli. W pierwszej chwili się zdziwił i nawet zmieszał, ale Phillipe nie był pokroju Raoula. Zaraz zrozumiał, że ma sojusznika w osobie Eleonor, co też dokonało się bez wymiany słów, po czym obydwoje w wybornych humorach wrócili do loży. Ich wspólne pojawienie wywołało niemałe zdziwienie u hrabiny. Potem zaraz po przedstawieniu znikł Raoul, co wywołało spore niezadowolenie babki. Elli nie interesowało to gdzie jest jej kuzyn. Po zakończeniu spektaklu pragnęła tylko sprawdzić, co dzieje się z upiorem, ale niestety nie mogła tego uczynić. Hrabina nie spuszczała z niej wzroku i niestety nie mogła się przemknąć nawet do garderoby Christine. Jednie, co jej pozostało to wytrzymać do rana. Kiedy Eleonor usiadła przy stole hrabina pochłonięta była lekturą najnowszego Le Figaro, tak, że nawet nie zauważyła, że jej wnuczka zaczęła dosyć pospiesznie spożywać swoje śniadanie. - Czyż nie uważasz Noro, że wczorajsza gala była wspaniała? – głos hrabiny zatrzymał Elli pomiędzy jednym i drugim kęsem tostu z jajkiem. – Dzisiejsze gazety dosyć szeroko się o tym rozpisują w kronice kulturalnej. To prawdziwy tryumf naszego drogiego Raoula. - Masz rację hrabino – przytaknęła jej siląc się, aby udać, chociaż cień zainteresowania. – Będę musiała to potem wszystko przeczytać. - Koniecznie – uradowała się widząc entuzjazm wnuczki. – Wprawdzie Raoul niezbyt uprzejmie zachował się na końcu znikając bez słowa, ale teraz całkowicie go rozumiem. To taki odpowiedzialny młodzieniec. - Jego zniknięcie było dosyć tajemnicze – stwierdziła Eleonor, chociaż bardziej skupiała uwagę na śniadaniu niż na osobie Raoula. Była już dosyć głodna i spóżniona a ta cała rozmowa uniemożliwiała jej spożyć śniadanie. - Tajemnica się wyjaśniła – odparła babka sama zabierając się za śniadanie. – Ponoć po spektaklu w tajemniczych okolicznościach zniknęła główna gwiazda spektaklu. Zapewne Raoul został by wyjaśnić tą sprawę… - Christine zniknęła? Nagle słowa hrabiny stały się interesujące. - Tak tutaj piszą… Noro! – krzyknęła, kiedy sztućce, które trzymała jej wnuczka o mało nie wylądowały na podłodze. Elli chwyciła gazetę i zaczęła ja kartkować. - Ale jakim sposobem? – zapytała Elli bardziej sama siebie niż babkę. - Możliwe, że jakiś wielbiciel ją porwał – odrzekła spokojnie hrabina. - Wielbiciel? – pomyślała otwierając szeroko oczy. – Erik! - Raoul!- krzyknęła wstając gwałtownie z krzesła, po czym ruszyła w stronę drzwi. - Noro! – zawołała za nią babka – Nie zjadałaś śniadania! - Raoul zapewne już jest w operze i potrzebuje pomocy. Jadę tam. Była to jedyne sensowne wytłumaczenie, jakie mogło uspokoić czujność hrabiny. Jednak oczywiście nie była to prawda. Zapominając o głodzie zastanawiała się cóż tez mogło się stać. - Eriku będziesz musiał się z tego sporo tłumaczyć… * Miał piękny sen. Rzadko miewał takie sny, ale ten wydawał się tak bardzo realny. Leżał na łóżku a tuż przy nim siedział anioł. Nie był to zwyczajny anioł, gdyż nie miał białych skrzydeł, ani też srebrnych anielskich włosów. Nie nosił też żadnego niebiańskiego imienia. Jego anioł nosił bardzo pospolite imię, Christine i nie miał nic z anielskości, ale to właśnie sny z jej udziałem były dla niego najpiękniejsze. Tak było i teraz, kiedy jego Christine siedziała przy nim i śpiewała mu swoim anielskim głosem. Jednak coś mąciło jego spokój. Dobrze pamiętał wydarzenia sprzed kilku godzin, kiedy wszystko poszło nie tak a jego anioł zdradził. Wybaczył jej to, bo nie potrafił się na nią gniewać. Tylko czemu ona to zrobiła. Wiedział, że jego twarz jest przekleństwem i teraz to się potwierdziło. Nic innego mu nie pozostało tylko rozkoszować się swoim snem. Nagle kształty zaczęły stawać się bardziej wyraźne, a drobna twarz jego Christine zaczęła się zmieniać. Biała suknia pociemniała a jej włosy zapłonęły czerwienią. Erik przeląkł się i szeroko otworzyło oczy, by po chwili usłyszeć dźwięczny głos. - Dzień dobry. Dobrze spałeś Eriku?
|
|