Post by Kaja on Feb 26, 2006 20:44:15 GMT 1
Szkoda, aby na forum o upiorze nie byłaby wspomniana ta książka. Ja akurat dziś na wytchnienie poświęciła się jej na spokojnie i może uda mi się napisać coś na kształt recezji.
Pierwszy raz stykając się z tą książką miałam ogromne nadzieje, że ktoś wreszcie rozwiąże parę kwestii historii upiora opery i w końcu napisze ciekawą historię Erika i innych znanych bohaterów z książki Leoruxa. Niestety...
Na początku we wstępie książka dla każdego znającego historię upiora przedstawioną przez Leoruxa jest ciekawa, gdyż ukazane są tu wszystkie niedociągnięcia pierwszej książki. Forsyth pisze, że to właśnie Webber wyprostował i uzupełnił historie Erika. „Wziął niebieski ołówek i powykreślał dłużyzny i niejasności.” Uwydatnił wszystkie inne niedociągnięcia i błędy oraz wprowadził w świat opery Garnier.
Wszystko ładnie, wszystko pięknie tylko, kiedy ja czytałam kontynuacje to aż mnie ręka świerzbiła, żeby sama nie sięgnąć po ołówek i nie zacząć wykreślać.
Historia pokrótce jest następująca. Erik po ucieczce z palącej się opery, dzięki madame Giry opuszcza Paryż, w którym jest poszukiwany i wyrusza do Ameryki, gdzie po paru latach staję się bogaczem. Jednak nigdy nie zapomniał o swojej Christine. Buduje, zatem opery na Manhattanie i postanawia sprowadzić do niej ukochaną, aby jeszcze raz ją zobaczyć. Jednak, Christine nie przyjeżdża sama...
W książce nie ma nieścisłości i niejasności ( tak jak to bywało u Leoruxa), bo autor bardzo dogłębnie przedstawia historie rozwoju Manhattanu i wprowadza nas w tamten świat. Świetnie jest nakreślona atmosfera Nowego Jorku tamtych lat. Jednak czytelnik chyba bardziej chce się dowiedzieć o losach znanych mu dobrze bohaterów. Te się jakby gubią i rozmywają a charaktery głównych postaci bardzo się zmieniają.
Sam Erik wiele traci ze swojej upiorności już na samym początku ( przebiera się za klowna) ażeby zostać wyrachowanym biznesmenem zapatrzonym w bogactwo i robienie pieniędzy. Co się stało z jego wrażliwością, umiłowaniem do muzyki? Prawdziwym upiorem jest właściwie tylko w dwóch miejscach w książce. Rozmowa z Christine w gabinecie luster i w czasie śmierci ukochanej. Te sceny właściwie najbardziej podobały mi się z całej książki.
Inni bohaterowie nie wzbudzają we mnie jakiejś ciekawości.
Christine jest tu wprawdzie przedstawiona jako dojrzała kobieta i opiekuńcza matka, która wiąż jednak coś czuje do Erika ( ciekawa reakcja). Ale to i tak za mało, bo autor jakby bardzie skupiał się na jej strojach i śpiew a nie na wnętrzu.
Raoula w książce jakby prawie nie ma. Przewija się fragmentami i tak jak szybko się pojawił tak też szybko znika.
No może z wyjątkiem ukazania madame Giry. Jej wspomnienia są ciekawe i nadają pewien klimat książce. Jednak jest to tylko na chwilę.
Inni bohaterowie są właściwie wprowadzeni tylko po to by zostać narratorami tej książki
Jednak narracja zawodzi tutaj bardzo ciągłe zmiany narratorów nie wpływają na spójność książki. I czasami wydaje się jakby ich wypowiedzi zlewały się w jedno.
Czego szczególnie brak mi w książce to lochów i upiora, który nimi wędruje jako cień. Brak tajemniczego zniewalającego i klimatu opery, którą Manhattan opera zupełnie nie posiada. Nie ma tu zawiłych korytarzy, przepychu, kryształowych luster i żyrandolu. Bez nich upiór wiele traci.
Ponadto w książce nie rozumiem wątku z synem Christine, Pierrem. Nie podoba mi się naciągana historia o wypadku Raoula. Tutaj dopiero można by było doszukiwać się nieścisłości.
Podsumowując. Forsyth przedstawił nam jedną z możliwości losów Erika, ale chyba nie najlepszą. Bo wprawdzie dostajemy upiora, ale nie opery a gdzieś po drodze zagubiony został Anioł Muzyki. Przez to wszystko otrzymujemy historię niby znaną, ale nie koniecznie lubianą.
Książkę oceniam, na 3, ale polecam, gdyż może akurat się spodoba. Jednak po tym pisarzu spodziewałaby się czegoś lepszego.
Pierwszy raz stykając się z tą książką miałam ogromne nadzieje, że ktoś wreszcie rozwiąże parę kwestii historii upiora opery i w końcu napisze ciekawą historię Erika i innych znanych bohaterów z książki Leoruxa. Niestety...
Na początku we wstępie książka dla każdego znającego historię upiora przedstawioną przez Leoruxa jest ciekawa, gdyż ukazane są tu wszystkie niedociągnięcia pierwszej książki. Forsyth pisze, że to właśnie Webber wyprostował i uzupełnił historie Erika. „Wziął niebieski ołówek i powykreślał dłużyzny i niejasności.” Uwydatnił wszystkie inne niedociągnięcia i błędy oraz wprowadził w świat opery Garnier.
Wszystko ładnie, wszystko pięknie tylko, kiedy ja czytałam kontynuacje to aż mnie ręka świerzbiła, żeby sama nie sięgnąć po ołówek i nie zacząć wykreślać.
Historia pokrótce jest następująca. Erik po ucieczce z palącej się opery, dzięki madame Giry opuszcza Paryż, w którym jest poszukiwany i wyrusza do Ameryki, gdzie po paru latach staję się bogaczem. Jednak nigdy nie zapomniał o swojej Christine. Buduje, zatem opery na Manhattanie i postanawia sprowadzić do niej ukochaną, aby jeszcze raz ją zobaczyć. Jednak, Christine nie przyjeżdża sama...
W książce nie ma nieścisłości i niejasności ( tak jak to bywało u Leoruxa), bo autor bardzo dogłębnie przedstawia historie rozwoju Manhattanu i wprowadza nas w tamten świat. Świetnie jest nakreślona atmosfera Nowego Jorku tamtych lat. Jednak czytelnik chyba bardziej chce się dowiedzieć o losach znanych mu dobrze bohaterów. Te się jakby gubią i rozmywają a charaktery głównych postaci bardzo się zmieniają.
Sam Erik wiele traci ze swojej upiorności już na samym początku ( przebiera się za klowna) ażeby zostać wyrachowanym biznesmenem zapatrzonym w bogactwo i robienie pieniędzy. Co się stało z jego wrażliwością, umiłowaniem do muzyki? Prawdziwym upiorem jest właściwie tylko w dwóch miejscach w książce. Rozmowa z Christine w gabinecie luster i w czasie śmierci ukochanej. Te sceny właściwie najbardziej podobały mi się z całej książki.
Inni bohaterowie nie wzbudzają we mnie jakiejś ciekawości.
Christine jest tu wprawdzie przedstawiona jako dojrzała kobieta i opiekuńcza matka, która wiąż jednak coś czuje do Erika ( ciekawa reakcja). Ale to i tak za mało, bo autor jakby bardzie skupiał się na jej strojach i śpiew a nie na wnętrzu.
Raoula w książce jakby prawie nie ma. Przewija się fragmentami i tak jak szybko się pojawił tak też szybko znika.
No może z wyjątkiem ukazania madame Giry. Jej wspomnienia są ciekawe i nadają pewien klimat książce. Jednak jest to tylko na chwilę.
Inni bohaterowie są właściwie wprowadzeni tylko po to by zostać narratorami tej książki
Jednak narracja zawodzi tutaj bardzo ciągłe zmiany narratorów nie wpływają na spójność książki. I czasami wydaje się jakby ich wypowiedzi zlewały się w jedno.
Czego szczególnie brak mi w książce to lochów i upiora, który nimi wędruje jako cień. Brak tajemniczego zniewalającego i klimatu opery, którą Manhattan opera zupełnie nie posiada. Nie ma tu zawiłych korytarzy, przepychu, kryształowych luster i żyrandolu. Bez nich upiór wiele traci.
Ponadto w książce nie rozumiem wątku z synem Christine, Pierrem. Nie podoba mi się naciągana historia o wypadku Raoula. Tutaj dopiero można by było doszukiwać się nieścisłości.
Podsumowując. Forsyth przedstawił nam jedną z możliwości losów Erika, ale chyba nie najlepszą. Bo wprawdzie dostajemy upiora, ale nie opery a gdzieś po drodze zagubiony został Anioł Muzyki. Przez to wszystko otrzymujemy historię niby znaną, ale nie koniecznie lubianą.
Książkę oceniam, na 3, ale polecam, gdyż może akurat się spodoba. Jednak po tym pisarzu spodziewałaby się czegoś lepszego.