Czytanie Pratchetta inspiruje...
Nowa postaæ na specjalne ¿yczenie Elbe
Hydraulicy inspirowani w prostej linii skeczem Kabaretu Moralnego Niepokoju.
Genetyka chyba nie wymaga t³umaczenia
8
Kurd, wœciek³y jak rzadko kiedy, wraca³ na X.
„Xavier siê wkurzy…”, pomyœla³ elf i zakl¹³ pod nosem. ¯e te¿ musia³o siê to zdarzyæ akurat jemu… Straciæ ca³y transport ziela. Ha, straciæ! To jeszcze by³o by pó³ biedy. Ale pozwoliæ, by CA£Y transport œwie¿utkiego ziela dosta³ siê w ³apy Imperium… Kurd na wszelki wypadek wola³ nie myœleæ, co go czeka po powrocie. Jego mentor miewa³ powa¿ne problemy z cierpliwoœci¹.
…
Karrde nie odwiedza³ planety Nigdy-Nigdy ju¿ od wielu lat. Zbyt wielu w³aœciwie. Ale odk¹d Intergalaktyczna Liga Ochrony Przyrody zainteresowa³a siê spraw¹ nagminnie znikaj¹cych na Nigdy-Nigdy smoków, przy jednoczesnych rewelacjach na czarnym rynku drogich kamieni, wizyty na Nigdy-Nigdy sta³y siê ma³o zyskowne. Karrde jednak pomyœla³, ¿e warto by odwiedziæ starego przyjaciela, i podzieliæ siê z nim galaktycznymi ploteczkami. Nie zamierza³ sam pchaæ siê w wojnê, o ile nie oznacza³oby to przyzwoitych zysków, ale jego przyjaciela mog³o to zainteresowaæ.
…
Pokrzywój przygl¹da³ siê z tarasu, jak „Szalony Karrde” próbuje wyl¹dowaæ na otaczaj¹cych posiad³oœæ bagnach. Zastanawia³ siê, co sprowadza Talona Karrde po tylu latach od wygaœniêcia przemytu. Doszed³ do wniosku, ¿e Karrde ma do niego jak¹œ sprawê. Nawet na ten przytulny koniec œwiata dociera³y czasem wieœci z galaktyki. Zw³aszcza, jeœli prowadzi³o siê sprzeda¿ wysy³kow¹ w wirtualnym serwisie Marwin.Gl.
Pokrzywój westchn¹³. Kilka lat temu, kiedy jeszcze by³ wiedŸminem… Ach, to by³y piêkne dni. Niestety. By³y. Pokrzywój wiedzia³, ¿e to ju¿ by³o i nie wróci wiêcej. Na pocz¹tku by³o mu ciê¿ko. Ale szybko siê pozbiera³. By³ przedsiêbiorczym wiedŸminem i nie mia³ najmniejszego zamiaru czekaæ na ³askê niebios. Za³o¿y³ wiêc manufakturê flirtfraków. I to okaza³o siê strza³em w dziesi¹tkê, jeœli nie w setkê. Pierwsza partia zapewni³a wiedŸminowi kilka nieprzespanych nocy i kilka dni regularnego picia herbatki z melis¹, ale nastêpna ju¿ rozesz³a siê jak œwie¿e bu³eczki. A kolejne… Pokrzywój musia³ zatrudniæ dodatkowych pracowników, rozbudowaæ manufakturê i wynaj¹æ transport do magazynów Marwin.Gl na Coruscant. Po roku produkcji móg³ podnieœæ wszystkim pracownikom p³ace o 200%, co te¿ zrobi³, a sobie w ramach premii wybudowa³ luksusowy dworek w starej rodzinnej posiad³oœci na bagnach. Firma gwarantowa³a doskona³e zarobki i spokojny sen. By³o jednak coœ, czego wiedŸminowi zaczyna³o naprawdê powa¿nie brakowaæ. Adrenalina.
…
Zespó³ Haldira zszed³ ze sceny, po wyj¹tkowo udanym, heavy-metalowym wykonaniu „Pszczó³ki Mai”. Na scenê powrócili „Ogrodnicy” pod wodz¹ Sama Gamonia. Rozleg³y siê nastrojowe dŸwiêki przygrywki do têsknej ballady u³o¿onej na czeœæ Pierœcienicy Mocy, pod malowniczym tytu³em „Jedna na milion”.
Bryzia ocknê³a siê ze stanu przyjemnego otêpienia, spowodowanego zapewne dwoma godzina spêdzonymi intensywnie na parkiecie.
- Ty jedna na milioooon!... – zawy³ Gamoñ.
W g³owie Bryzi coœ zaskoczy³o. Wzrokiem wy³owi³a z t³umu Farê Mira, po czym za pomoc¹ stanowczego chwytu za ramiê wy³owi³a go z t³umu bardziej dos³ownie.
- O co chodzi, Bryziu? – Fara Mir, nawet gdy utrzymanie pozycji pionowej nastrêcza³o nieco wiêcej trudnoœci, zawsze jednak pozostawa³ d¿entelmenem. – Przynieœæ ci szampana?
- Faruœ, albo wytrzeŸwiej albo jeszcze siê napij!! – wkurzy³a siê Bryzia.
- To o co ci chodzi, o s³oñce moich dni… ep!... Ups… Pardon…
- S³oñce zaraz za³atwi ci poparzenia trzeciego stopnia jak siê nie weŸmiesz w garœæ… - zawarcza³a Bryzia przez zêby. – Masz pó³ minuty ¿eby uciszyæ tê salê.
- Tak jest! – Fara Mir wskoczy³ na scenê i wyrwa³ Gamoniowi mikrofon.
Publicznoœæ, jak zwykle tolerancyjna, wygwizda³a go.
- Proszê o ciszê…
Nast¹pi³a seria g³oœniejszych gwizdów.
- BARDZO UPRZEJMIE proszê o ciszê… - Fara podniós³ g³os.
Do gwizdów do³¹czy³ pisk oraz kilka odmian wycia.
- ZAWRZEÆ GÊBY, DO CHO… - Fara Mir zamilk³, zakneblowany przez Bryziê mikrofonem.
- Faruœ, trochê kultury przy damach. Zw³aszcza niepe³noletnich – z k¹ta Sali Gala von Gorn zrobi³a do Bryzi sfochowan¹ minê. Wielkie co, tyle rabanu o dwa miesi¹ce!
Bryzia odczeka³a, a¿ skupi siê na niej wzrok ca³ej Sali.
- S³uchajcie uwa¿nie, bo nie bêdê powtarzaæ – oznajmi³a. – Zebraliœmy siê tutaj…
Na twarzy Fary Mira ju¿-ju¿ zaczyna³ pojawiaæ siê rozanielony i co najmniej kretyñski uœmiech. Bryzia przerwa³a ten proces, og³uszaj¹c Farê Mira wyci¹gniêtym mu z ust mikrofonem, który opad³ na scenê na chwilê przed tym, jak Fara malowniczo siê na ni¹ osun¹³. To nie by³ dla niego szczêœliwy dzieñ. Dla ¿adnego z nich dwóch.
- Zebraliœmy siê tutaj, bo muszê wam oznajmiæ coœ wa¿nego – zdumione spojrzenie Paula z Podgórza zmusi³o Bryziê do rezygnacji ze wstêpu. – Pierœcienica dosta³a siê w ³apy Brakissa i mieliœmy ustaliæ, co z tym fantem zrobiæ!
- Os¹dziæ! – odpali³ odruchowo Ken Le Born. Ma³¿onka dystyngowanie zdzieli³a go po g³owie kieliszkiem po winie.
Bryzia westchnê³a. Imprezy by³y œwietne, ale wszystkie znacz¹ce figury Chrup-Ziemii zawsze siê na nich upija³y. Na umór. Choæ niektórym, jak Ken Le Born, trudno by³o siê dziwiæ. Wystarczy³o tylko spojrzeæ na jego ¿onê.
- Gand? – zwróci³a siê przez ca³¹ d³ugoœæ sali do pastora.
- Hmm? – Gand Alfa wyjrza³ spod stolika, patrz¹c pó³przytomnie.
- Bryziu, daj sobie spokój. Ja to za³atwiê – S.A. Rum Man wyst¹pi³ do przodu, trzymaj¹c w d³oni butelkê rumu zmieszanego z winem i whiskey. Tak, to by³ odpowiedni cz³owiek do tej roboty. Rz¹dca Whiskengardu nigdy nie cierpia³ na kaca. Jak to mawiano – klin klinem.
- Za³atw to, S.A., tylko szybko – poleci³a pani na Mor’Gul-Gul.
Rz¹dca Whiskengardu zawsze przystêpowa³ do rzucania zaklêæ bez zbêdnych s³ów. Rozbi³ butelkê o pod³ogê.
Gand Alfa wyszed³ spod sto³u z lekkim rumieñcem na twarzy, udaj¹c, ¿e nic siê nie sta³o. Fara Mir podniós³ siê ze sceny, rozcieraj¹c bol¹c¹ g³owê.
- Mo¿e przejdŸmy do sali konferencyjnej…
...
Karrde odstawi³ pust¹ szklankê na stó³.
- No i widzisz, tak siê sprawy maj¹ aktualnie – zakoñczy³ opowieœæ.
Pokrzywój spojrza³ na Karrde’a dziwnie.
- Krótko mówi¹c, Brakiss coœ kombinuje, a wy nie macie pojêcia co? I to ja mam siê dowiedzieæ?
- Nno wiesz, to nie do koñca tak… Nie tylko my nie wiemy… Skywalker nie wie… Jego mi³oœciwie nam panuj¹ca siostra nie wie…
- Niemniej jednak to ja mam siê dowiedzieæ, tak? – Pokrzywój nie pozwoli³ sprowadziæ siê z tematu.
- Nie. Nie sam. Z Briseis z Mor’Gul-Gul, Connorem Corrado i t¹… jak jej tam… a!, Eilan Raven.
- Krótko mówi¹c proponujesz mi niebezpieczn¹ w³óczêgê z band¹ dziwol¹gów?
Karrde zamilk³, chyba po raz pierwszy w ¿yciu nie wiedz¹c, co powiedzieæ. Doszed³ do wniosku, ¿e najlepiej bêdzie, jeœli po prostu pokiwa g³ow¹. Tak te¿ zrobi³.
Pokrzywój rozpromieni³ siê.
- Na coœ takiego czeka³em od lat!!
To ju¿ nie by³o milczenie. Karrde’a formalnie zatka³o. Na moment – szok zwyciê¿y³.
- Pokrzywój, ty nigdy nie doroœniesz?!
WiedŸmin w odpowiedzi wybuchn¹³ gromkim œmiechem.
…
Wszystkie koronowane, niekoronowane, rz¹dz¹ce oficjalnie, nieoficjalnie, pó³oficjalnie tudzie¿ oficjalnie w jeszcze innych proporcjach, zasiad³y wokó³ okr¹g³ego sto³u w Sali narad w pa³acu Fary Mira.
- No dobrze – Don Elrondo odsun¹³ od ust cygaro i wypuœci³ parê kó³ek dymu. – Ale co teraz zrobimy? Nie mamy ¿adnych szans w otwartej walce przeciwko si³om Imperium.
- Bo nikt nie mówi ¿e mamy siê porywaæ na otwart¹ walkê, ch³opie – sprostowa³ Ara von Gorn.
- A macie jakiœ inny pomys³? – spyta³ Te-Wo-Den, wódŸ JeŸdŸców na Jaszczurkach.
- Jest jedno wyjœcie – odezwa³ siê Kirdan ze Stalowych Przystani. Nikt nie zauwa¿y³, jak i kiedy Kirdan dosta³ siê na salê.
- Tak, wiem – Gand Alfa wsta³. – Antypierœcienica.
Gala de Ryjela prychnê³a.
- Gand, to tylko mit.
- Nie mit, moja droga. Biotechnologia.
- Bzdura – popar³ Galê Ara von Gorn. Po tym, jak jego ¿ona (a wnuczka Gali) wbi³a mu obcas swojej prawej szpilki w stopê.
- Chwila… - Don Elrondo z wra¿enia od³o¿y³ cygaro do popielniczki. – To ma szanse powodzenia…
- Oczywiœcie ¿e ma – Bryzia równie¿ wsta³a. – S.A. Rum Man ma laboratoria. Gand Alfa ma córkê – geniusza. Mor’Gul-Gul… - Bryzia st³umi³a jêk bólu. – Mor’Gul-Gul ma fundusze.
- No to na co czekamy? – Fara Mir chcia³ choæ raz mieæ ostatnie, znacz¹ce zdanie w dyskusji.
- Musimy mieæ przyprawê. Du¿o przyprawy – oznajmi³a Ana ze swojego miejsca.
- A nie da siê tego jakoœ… no wiecie… zast¹piæ? – spyta³ w³adca Los Rivendelos.
- Obawiam siê, ¿e nie.
- No to mamy problem…
- Chwila! – rz¹dca Whiskengardu poderwa³ siê z krzes³a.
Wszystkie oczy zwróci³y siê na niego pytaj¹co.
- Jest taka opcja… mo¿liwoœæ… sztuczka…
- Zaklêcie – podpowiedzia³a Bryzia.
- Zaklêcie. Takie zaklêcie, które pozwala przywo³aæ coœ z przesz³oœci. Ale do tego potrzebne s¹ te œwiecide³ka… szkie³ka… kamienie… kryszta³y… - S.A. Rum Man nie miewa³ kaca, miewa³ natomiast problemy ze s³owniczkiem.
- Klejnoty?
- Tak, dziêkujê. Klejnoty Corusca. Resztê skombinuje siê na poczekaniu.
Bryzia wsta³a.
- To wy kombinujcie, a ja lecê za³atwiaæ nasze kamyczki. Trochê to potrwa, ale myœlê ¿e podo³am.
Bryzia, zostawiaj¹c salê z dolnymi szczêkami opieraj¹cymi siê o pod³ogê w wyrazie zdumienia, z gracj¹ opuœci³a salê.
- Ta to zawsze wykorzysta najlepszy moment dramatyczny… - zasmuci³ siê Fara Mir.
…
Kurd nieœmia³o zapuka³ do drzwi gabinetu swojego mentora, Najwy¿szego Kap³ana B³êkitnej Mocy na X, i tym samym najbardziej powa¿nego spoœród wszystkich zamieszkuj¹cych planetê niebieskich sierœciastych (vel pluszowych) elfów.
- WejϾ!
Zgodnie z instrukcj¹ Kurd wszed³. Xavier siedzia³ na œrodku pokoju, na macie do medytacji. Wbrew wszelkim poradom – ty³em do drzwi. Na dŸwiêk kroków Kurda odwróci³ siê.
- Przynieœ mi kartkê i wieczne pióro – poleci³. Dopiero teraz Kurd zauwa¿y³, ¿e jego mistrz nawet nie otworzy³ oczu.
„Musi popracowaæ nad technik¹…”, pomyœla³ Kurd ostro¿nie.
Xavier otworzy³ oczy.
- Wszystko s³ysza³em! Dalej, nie guzdraj siê tak! Muszê napisaæ do Skywalkera…
…
Pokrzywój wiedzia³, ¿e istnieje tylko jedno miejsce, w które powinien siê udaæ. Miejsce, do którego w podobnych sytuacjach udawali siê wszyscy. Co oznacza³o, ¿e obecnie powinno tam przebywaæ coœ oko³o po³owy galaktyki. Co najmniej.
Pokrzywój ustawi³ na autopilota, prze³¹czy³ na nadœwietln¹ i wyszed³, zagraæ w szachy ze swoim wierzchowcem i kompanem, gadaj¹cym smokiem o imieniu Draco (co w wolnym t³umaczeniu z jednego ze staro¿ytnych jêzyków oznacza: „smok”).
Droga z Nigdy-Nigdy na Yavin IV by³a d³uga.
…
Jaden od dobrej godziny weso³o gawêdzi³a sobie z Corranem Halcyonem. Weso³o, aczkolwiek z uwag¹. Corran wykazywa³ niezdrowe zainteresowania histori¹ Republiki sprzed powstania pierwszego Imperium. Jaden nie podziela³a zainteresowañ le¿¹cych w obszarach tematów, o których wola³a nie mówiæ. Coruscant znów wyraŸnie straci³o na wartoœci.
Rozleg³ siê cichy syk odsuwanych drzwi i do pomieszczenia wesz³y trzy m³ode osoby. BliŸniaki odziane w szaty uczniów Jedi mog³y byæ tylko Jain¹ i Jacenem Solo. W takim razie id¹cy za nimi m³odzieniec w dresach, z narzuconym na g³owê kapturze, musia³ byæ ich bratem, Anakinem.
- Czeœæ Corran. O, witaj Jaden! – Jaina uœmiechnê³a siê do kole¿anki.
- Czeœæ Jaden. Czeœæ Corran – Jacen swój dzienny limit mówienia powa¿nie nadwyrê¿y³ na posiedzeniu senatu.
Anakin mrukn¹³ coœ niewyraŸnie, ca³y czas rytmicznie poruszaj¹c szczêk¹.
Jaina podesz³a do brata i walnê³a go w plecy, tak, ¿e zacz¹³ kaszleæ.
- Wypluj natychmiast tê gumê, Anakin.
Anakin pos³usznie wyplu³ prze¿uwan¹ gumê na dywan.
Jacen pokrêci³ g³ow¹.
- A mówiliœmy mamie, ¿eby nie dawaæ mu imienia po dziadku…
- Nie przejmujcie siê Anakinem – przerwa³a taktownie Jaden.
- Mo¿e mu przejdzie z wiekiem – doda³ pocieszaj¹co Corran.
- Tobie nie przesz³o… - mruknê³a Jaina pod nosem, tak, ¿eby Corran nie us³ysza³.
- Coœ ciekawego w senacie i sprawach pokrewnych? – zaciekawi³a siê Jaden.
- A, jak zwykle. Same nudy… Senator Large Addams znowu postulowa³ zaostrzenie przepisów w Akademii… taa, jakby to jeszcze by³o w ogóle mo¿liwe… I znów jakieœ afery w Federacji Tysi¹ca Obronnych Sztuk Walki, nie mam pojêcia o co tym razem im posz³o…
- No, braciszku, nie b¹dŸ taki skromny – na twarzy Jainy pojawi³ siê uœmieszek.
- Jacen, dalej, pochwal siê – popar³ Jainê Corran.
- E, nic takiego. Odkry³em spisek Gildii Hydraulików i Szambonurków.
- No proszê… Jak?
- E, ³atwizna. By³y przecieki.
Jaden przypomnia³a sobie, ¿e zosta³a wys³ana na Coruscant z doœæ konkretn¹ misj¹. Kaszlnê³a. Wszystkie oczy zwróci³y siê na ni¹.
– Jest taka sprawa… Wasz wuj przys³a³ mnie, ¿ebym zabra³a was z powrotem do Akademii…
…
Tamith Kai niecierpliwie czeka³a przed laboratorium. Gdy tylko przekaza³a transport ziela, œwie¿o przywieziony z Nar Shadda, Brakiss zamkn¹³ siê w laboratorium z tym¿e transportem, kilkoma poprzednimi, kilogramami przyprawy oraz Pierœcienic¹ Mocy. I dziwnym urz¹dzeniem, przypominaj¹cym skrzy¿owanie wanny z trumn¹ i pude³kiem do przechowywania ¿ywnoœci.
Z laboratorium doszed³ nagle podniesiony g³os, a zaraz po nim g³oœny wybuch. Zapad³a cisza…
Drzwi otworzy³y siê zanim Siostra Nocy zd¹¿y³a do nich podejœæ. Na progu nie sta³ Brakiss. Tamith Kai zna³a tê twarz. Z p³askorzeŸby na grobowcu w Zakazanym Mieœcie, mieszcz¹cym siê g³êboko pod Dolin¹ Jedi. Exar Kun. Legenda Ciemnej Strony Mocy.
„Cholera…”, zaklê³a w myœlach Tamith Kai. „Chodz¹ca legenda…”
- Ach, Tamith Kai… mi³o mi poznaæ osobiœcie – odezwa³ siê Kun, g³osem dobrego wujaszka. Tonu dobrego wujaszka zabrak³o w³aœciwie tylko w jego oczach. Có¿, Kun nigdy nie mia³ inklinacji do aktorstwa.
- E… mnie te¿ mi³o poznaæ – wyduka³a Siostra Nocy. – Przepraszam, ale… sk¹d znasz moje imiê?!
Kun rozeœmia³ siê stereotypowym œmiechem, u¿ywanym na takie okazje przez czarne charaktery.
- Niektórym uda³o siê wróciæ z hm… jednoœci z Moc¹, jakby to rzec. W tym mi. Ale mi uda³o siê to bardziej, jak widzisz. A zanim siê tu pojawi³em mia³em parê ³adnych lat na obserwacjê was. Brakiss wymyœli³ podstawê ca³kiem niez³ego planu, ale s¹dzê, ¿e nale¿y go porz¹dnie rozbudowaæ.
- Ale… - chcia³a o coœ spytaæ Tamith Kai.
- Zdobywanie galaktyki si³¹ to pomys³, który by³ dobry za czasów Palpatine’a. Teraz to ju¿ prze¿ytek.
- Co w takim razie…
- Na razie niewa¿ne. Wa¿ne jest, ¿e to na pewno zadzia³a, mój plan jest bezb³êdny. Niemniej jednak zawsze warto mieæ jakieœ ubezpieczenie. Armia klonów, na przyk³ad. To jest to. Ponadczasowy pomys³.
- Sk¹d…
- Najpierw – oœwiadczy³ Kun. – Bêdê potrzebowa³ k’I.
- Kto to? – Tamith Kai wreszcie uda³o siê w tok wypowiedzi Kuna wcisn¹³ choæ jedno pytanie w ca³oœci.
- Najlepszy genetyk galaktyki, jakiego kiedykolwiek ogl¹da³ jakikolwiek czas. Z czasów koñcówki pierwszej Republiki, tak dok³adniej. To ona stworzy³a armiê klonów, nie te dziwad³a z Kamino.
- Ale…
- Tak, racja. Same klony to za ma³o. Dlatego ja pójdê dalej, ni¿ Palpatine. Po co mieæ zwyk³¹ armiê klonów? Przecie¿ mo¿na mieæ armiê Jedi…
- Sk¹dichweŸmiesz? – Tamith Kai uda³o siê dokoñczyæ drugie pytanie. – Przecie¿ nie mamy tylu Jedi, uczniowie Akademii nie s¹ jeszcze gotowi…
- Uczniowie – prychn¹³ z pogard¹ Kun. – Po co mi uczniowie, kiedy mogê mieæ armiê najpotê¿niejszych Ciemnych Jedi z ca³ej historii galaktyki?
To by³o jeszcze gorsze ni¿ Brakiss. Brakissa mo¿na by³o mieæ g³êboko w powa¿aniu, od czasu do czasu za³atwiæ jak¹œ misjê, a póŸniej do nastêpnej misji mia³o siê czas na swoje sprawy i tak zwane ¿ycie prywatne. Fakt, ¿e ¿ycie prywatne by³o dla Tamith Kai pojêciem typowo abstrakcyjnym, niczego nie zmienia³. Czasy, które rozpoczê³y siê z powrotem Kuna, by³y du¿e gorsze ni¿ te trwaj¹ce dot¹d. Du¿o gorsze… Chodz¹ca legenda… Nie, to by³o coœ naprawdê o wiele, wiele gorszego. ¯ywa legenda.
…
Bryzia spakowa³a kilka niezbêdnych rzeczy, zostawi³a instrukcje dla swoich Nazguli, zapisa³a Hamulowi numer jej komunikatora i zajê³a miejsce w kokpicie swojego X-winga.
Teraz mog³a udaæ siê tylko w jedno miejsce. Do Nar Shadda.
…
Na zasnutej chmurami planecie gdzieœ na obrze¿ach galaktyki, w najbardziej odludnym tej¿e planety miejscu, nadesz³a noc. W³aœciwie to nadesz³a ju¿ jakiœ czas wczeœniej. Teraz rozpanoszy³a siê na dobre.
W najbardziej odludnym miejscu tajemniczej ma³ej planety na obrze¿ach galaktyki, gêsta mg³a k³êbi³a siê na bagnach. Zza chmur przedar³o siê œwiat³o ksiê¿yca, rozchylaj¹c na chwilê zas³onê mg³y. Pomiêdzy powyginanymi dziwacznie pod ciê¿arem wieku i warunków atmosferycznych drzewami, malowniczo zapl¹tana w zwisaj¹ce z drzew liany, tkwi³a chatka. Na kurzej nó¿ce.
W powietrzu coœ siê poruszy³o. Rozleg³o siê bzykniêcie. I drugie. Kieruj¹c siê w stronê widocznego przez okienko œwiat³a, do chatki wlecia³ komar. Komar usiad³ na pod³odze przed kominkiem.
Z pod³ogi wsta³a œredniego wzrostu postaæ, od stóp do g³ów spowita w czerñ. Postaæ odwróci³a siê i zajrza³a do wisz¹cego nad dogasaj¹cym ogniem kocio³ka. W œwietle b³ysnê³y szkie³ka okularów. Postaæ dorzuci³a do kominka kilka szczap drewna. Ogieñ buchn¹³ w górê, oœwietlaj¹c czarn¹ sukniê, ozdobion¹ starymi koronkami. I intensywnie ró¿owe kokardy, przytrzymuj¹ce zwi¹zane w dwa niskie kucyki w³osy. Postaæ bez w¹tpienia by³a kobiet¹. A na dodatek czarownic¹.
Najlepsz¹ czarownic¹ spoœród wszystkich wampirów, pó³wampirów oraz innych procentowo mieszanek wampirzej krwi. Do tego jedyn¹ czarownic¹ spoœród ca³ego szacownego zêbatego grona.
Nadpolami Wiatr eks hrabina von Krolock zamiesza³a w kocio³ku i nala³a sobie herbaty do stoj¹cego na stoliku ogromnego ¿ó³ciutkiego jak kurczaczek kubka. Usiad³a na fotelu i siêgnê³a po herbatê. Wsypa³a cukier, zamiesza³a. Odczeka³a chwilê. Zajrza³a do kubka.
- Pierœcienica… ach, có¿ za inwencja! Prawie jak geniusz z³a!... Hm, imperialny genetyk… Ciekawe… No proszê, proszê, ziele z Mor’Gul-Gul… Briseis wyrusza na ³owy… Lordzie Corrado, doprawdy, twarzowy p³aszczyk… Ach, jest i nasza Zielona Jedi… hahha, Katarn, widzê stracony statek… Hm… WiedŸmin powróci³, to ciekawe… Och, a có¿ to? Blondw³ose pluszowe elfiê? I zagraniczny pastor Shmire’u, no no no…. Detronizacja Wielkiego Kanclerza przez ma³¿eñstwo, kto by pomyœla³… No tak, i wracaj¹ starzy przyjaciele… Ach! Jest i nieœmiertelny kwartet!... Intryguj¹ce… - Nadpolami zamilk³a na moment, w konsternacji. Na moment. – Zio³owe herbatki?? – doda³a po chwili, zdziwiona.
Gdyby ktoœ z naszych bohaterów móg³ s³yszeæ ten krótki monolog czarownicy – tudzie¿ wiedŸmy – z bagien, rozwi¹za³oby to na poczekaniu wiele problemów wagi galaktycznej, zapobieg³o najdziwaczniejszej wojnie, jak¹ ogl¹da³y œwiaty i zaoszczêdzi³o ogromnej wiêkszoœci galaktyki potê¿nego nadwerê¿enia bud¿etu domowego. Niestety, wszyscy nasi bohaterowie byli w tej chwili zajêci wa¿nymi sprawami, bardzo dalekimi od ma³ej chatki, zagubionej gdzieœ wœród bagien wampirzej planety Balja.
Nadpolami Wiatr, WiedŸma z Bagien, niedoœcigniona w odczytywaniu przysz³oœci z herbaty czarownica, spokojnie wypi³a zawartoœæ ¿ó³tego kubka i wsta³a.
- Earl Grey! – zawo³a³a.
Spod kanapy z gracj¹ wyszed³ wielki, zielonooki kot. Z futrem w zeberkê.
- ChodŸ, Earl Grey – Nadpolami uœmiechnê³a siê, siêgaj¹c do schowka. Wyci¹gnê³a stamt¹d star¹ miot³ê. – Zanim oni siê tu zjawi¹, minie jeszcze mnóstwo czasu.
- Mrau? – Earl Grey pytaj¹co spojrza³ na swoj¹ pani¹.
- Lecimy na herbatkê do wujka Regisa.
Zaczynaj¹ mi siê w¹tki pl¹taæ, z³y znak. Jak nie zapl¹czê siê ca³kiem wkrótce bêdzie nowy kawa³ek.