Post by fidelio on Aug 22, 2008 12:14:22 GMT 1
Znalazłam własnie na sieci artykuł o amerykańskim żołnierzu, któremu dokumentnie rozwalili całą twarz i spory kawał ciała w Iraku. Wrócił do domu i wziął ślub. Cała ta historia budzi moje współczucie dla rannego marine, nazwiskiem Ty Zeigel, oraz sympatię i szacunek dla jego żony Renee. Jestem naprawdę poruszona ich historią i życzę im szczerze wiele szczęścia, wytrwania i ogromnego samozaparcia w pokazywaniu wszystkim okrutnym idiotom tego świata gdzie ich miejsce. Bo że takich nie brakuje, to oczywiste - dobrze przynajmniej, że rany tego chłopaka mogą być uznane za świadectwo bohaterstwa na polu walki.
Rany wojenne potrafią być naprawdę paskudne, co zresztą leżało zapewne gdzieś przy podwalinach powieści Gacka Leroux - we Francji końca XIX wieku wciąż można było spotkać zmasakrowanych weteranów wojny francusko-pruskiej. I przy każdej takiej okazji nasuwają się te same pytania o to, czy zmasakrowany fizycznie (i zapewne psychicznie) człowiek ma "prawo" do szczęścia, miłości, seksualności. Czy narzeczona, której oświadczył się będąc przystojnym chłopakiem w mundurze ma "obowiązek" z nim pozostać naprawdę mimo wszystko. Dla mnie państwo Zeigel oboje wykazali się ogromną odwagą, Renee zapewne nawet większą.
Mam nieco bardziej mieszane uczucia jeśli chodzi o obecność na ślubie artyskti fotograficzki - Niny Berman - która napstykała zdjęć i wystawiła je w swojej galerii. Za jedno z nich otrzymała nagrodę World Press Photo w 2007 roku. Może miała dobre intencje, może chciała zwrócić uwagę na okrucieństwo wojny i potęgę miłości - ale jakoś nie potrafię się oprzeć tej nasuwającej się paraleli z "Upiorem Opery", zwłaszcza w wersji musicalowej, która w Stanach jest przecież tropem kulturowym rozpoznawalnym na pierwszy rzut oka. Doskonale pamiętam, że widziałam duet Craford-Brightman w podobnym "ślubnym" ujęciu. Przypadek czy nie? Kapitalizacja popularnego mitu, czy prawdziwa tolerancja?
Artykuł jest tu: majikthise.typepad.com/majikthise_/2007/02/wounded_marine_.html
galeria zdjęć Niny Berman ze ślubu państwa Zeigel, tutaj:
www.ninaberman.com/index3.php?pag=prt&dir=marine
Lojalnie uprzedzam - zwłaszcza miłośniczki męskiej urody Gerry'ego Butlera - te zdjęcia są DRASTYCZNE. BARDZO DRASTYCZNE).
Rany wojenne potrafią być naprawdę paskudne, co zresztą leżało zapewne gdzieś przy podwalinach powieści Gacka Leroux - we Francji końca XIX wieku wciąż można było spotkać zmasakrowanych weteranów wojny francusko-pruskiej. I przy każdej takiej okazji nasuwają się te same pytania o to, czy zmasakrowany fizycznie (i zapewne psychicznie) człowiek ma "prawo" do szczęścia, miłości, seksualności. Czy narzeczona, której oświadczył się będąc przystojnym chłopakiem w mundurze ma "obowiązek" z nim pozostać naprawdę mimo wszystko. Dla mnie państwo Zeigel oboje wykazali się ogromną odwagą, Renee zapewne nawet większą.
Mam nieco bardziej mieszane uczucia jeśli chodzi o obecność na ślubie artyskti fotograficzki - Niny Berman - która napstykała zdjęć i wystawiła je w swojej galerii. Za jedno z nich otrzymała nagrodę World Press Photo w 2007 roku. Może miała dobre intencje, może chciała zwrócić uwagę na okrucieństwo wojny i potęgę miłości - ale jakoś nie potrafię się oprzeć tej nasuwającej się paraleli z "Upiorem Opery", zwłaszcza w wersji musicalowej, która w Stanach jest przecież tropem kulturowym rozpoznawalnym na pierwszy rzut oka. Doskonale pamiętam, że widziałam duet Craford-Brightman w podobnym "ślubnym" ujęciu. Przypadek czy nie? Kapitalizacja popularnego mitu, czy prawdziwa tolerancja?
Artykuł jest tu: majikthise.typepad.com/majikthise_/2007/02/wounded_marine_.html
galeria zdjęć Niny Berman ze ślubu państwa Zeigel, tutaj:
www.ninaberman.com/index3.php?pag=prt&dir=marine
Lojalnie uprzedzam - zwłaszcza miłośniczki męskiej urody Gerry'ego Butlera - te zdjęcia są DRASTYCZNE. BARDZO DRASTYCZNE).