|
Post by Nattie on Dec 3, 2005 14:43:48 GMT 1
Nieee, coœ ty... Moja Anna potrzebowa³¹ pomocy Raoula w wi¹zaniu, a tu widzê wielk¹ samodzieln¹ Elli! Czekam na rewan¿ z niecierpliwoœci¹, ale chyba Erik oka¿e siê jednak d¿entelmenem? Wiêc ciekawe, co wymyœli...
|
|
|
Post by Kaja on Dec 14, 2005 21:27:03 GMT 1
Przez dłuższą chwilę Eleonor siedziała przy ścianie lochu, jednak po jakimś czasie zaczęła się nudzić, a kamienna podłoga nie należała do najwygodniejszych. - Wciąż jeszcze się na mnie gniewasz? – zapytała go nie zwracając uwagi na to, że nie powinna zwracać się tak bezpośrednio do obcego mężczyzny. Była już zmęczona tym jego milczeniem i przenikliwym wzrokiem, którym cały czas się w nią wpatrywał. - Wypuść mnie! – syknął przez zęby. - Czyli nie przeszło ci jeszcze – szepnęła sama do siebie wstając. Od tego siedzenia zupełnie zdrętwiały jej nogi i nie było wyjścia, musiała trochę pochodzić. – Ja chcesz, ale pomyśl, że jak wróci właściciel tego tu hmm...apartamentu, to mogą być kłopoty. Mężczyzna nie odpowiedział tylko zaczął się szyderczo śmiać. - Pewnie od tego uderzenia coś mu się pomieszało w głowie – tłumaczyła sobie jego dosyć dziwne zachowanie. – Nie rozumiem, co cię tak bawi? - Nikt tu się nie pojawi – odrzekł zimnym głosem. – To moje królestwo, a ty nie miałaś prawa tu wtykać swojego nosa. Ciekawska kobieto! Wykrzyczał ostatnie zdanie. - Wcale nie wytykam – odparła najspokojniej w świecie siadając na wygodnym fotelu który stał w pobliżu pełnego papierów stołu. Po takim wyznaniu zrozumiała, że ta rozmowa jeszcze trochę potrwa. – Szukałam tu czegoś co zgubiłam. A skoro twierdzisz, że tu mieszkasz, to niech ci będzie. Nie wolałeś jakiegoś przytulnego gabinetu w operze? - Nie! – warknął nie wiedząc, jak właściwie powinien odpowiedzieć na to pytanie. Zupełnie nie spodziewał się takiej reakcji tej kobiety. Powinna być przerażona, a ona tymczasem zachowywała się jak niespełna rozumu. - Nie mam zamiaru tłumaczyć się baletnicy, co... - Nie jestem baletnicą – przerwała mu w pół zdania. - No to chórzystce. - Nie śpiewam w chórze. - To może garderobianą! Czy to ma jakieś znaczenie? – ta rozmowa i sytuacja zaczęła go irytować coraz bardziej. Miał już dosyć tej dziwnej kobiety. - Masz rację, nie ma znaczenia– odparła starając się znowu nie zaprzeczyć po czym zapytała go wprost. – A ty, kim jesteś? - Jeszcze się nie domyślasz? – zapytał już jakby trochę spokojniej. Czuł, że nagle z nieznanego mu powodu jego złość zaczęła słabnąć. – Przecież widziałaś moją twarz. Taką twarz może mieć tylko upiór.
|
|
|
Post by ahinoor on Jan 5, 2006 19:03:30 GMT 1
podejrzewam, ¿e nie masz czasu... ale moze jak poproszê... czy mog³abyœ tuytaj wkleiæ nast czêœæ??
|
|
|
Post by Kaja on Jan 5, 2006 19:59:26 GMT 1
Kiedyś już dosyć dwno trochę ruszyłamz miejsca z tą historią. Oto efekt... - A co jest takiego z twoja twarzą? – zapytała nie bardzo rozumiejąc jego nagłego wyznania. - Czy ty jesteś ślepa kobieto?! - zawołał nie mogąc już wytrzymać całego absurdu tej rozmowy. – To moja zniekształcona twarz kazała mi tu zamieszkać i zrobiła ze mnie upiora tego miejsca. Czy wszystkie garderobiane musza być takie głupie? - Nie waż się obrażać tych kobiet! – zaprotestowała ostrym głosem. – Nie masz do tego prawa, ani też do tego, aby napadać wszystkich, którzy tu trafią. Gdybym wiedziała, że cię tu spotkam nawet do głowy by mi nie przyszło, żeby tu przychodzić. A teraz jest za późno. Musze znaleźć pierścionek. Wstała gwałtownie i spojrzała na wnętrze jaskini jasno oświetlonej jaskini. - Piękne mi mieszkanie nie ma co – pomyślała rozglądając się uważnie. – W tej graciarni szukanie małego pierścionka zajmie mi rok albo i dłużej. I do tego jeszcze wszędzie porozrzucane kartki. Na jednej z nich Eleonor dostrzegła szkic profilu pięknej kobiety. Wydawał jej się bardzo znajomy. Nie wiedziała tylko skąd. - Nie interesuje mnie twój pierścionek! – usłyszała poirytowany głos, który oderwał ją od szkicu. – Rozwiąż mnie wreszcie! Obiecuje, że nic ci teraz nie zrobię! Eleonor uważnie spojrzała na niego. To nie miało sensu, bo przecież nie spędzi tu całego życia z tym dziwakiem. Bądź, co bądź jest uzbrojona i nie da sobie tak łatwo zrobić krzywdy. - Dobrze panie upiorze –powoli podeszła do niego z nożem w ręku. – Dość już tej bezsensownej rozmowy. Po czym przecięła jeden ze sznurów i po chwili był już wolny. Eleonor nie czekała jednak, aż upiór dojdzie do siebie tylko szybko odskoczyła pod ścianę i skierowała ostrze noża w jego stronę. - To zbędne – odparł wstając powoli i rozcierając ramiona, które zdrętwiały od ściskania pętami. – Odejdź stąd i nie pokazuj się tu więcej. A najlepiej będzie, jeśli zapomnisz o tym miejscu. - Dobrze, zapomnę – opuściła nóż, ale wciąż stała w jednym miejscu. – Ale będę musiała tu wrócić. Muszę znaleźć swój pierścionek. - Znowu ten pierścionek. – zaśmiał się szyderczo a Eleonor dostrzegła złowrogi błysk w jego oku. – Lubisz błyskotki i za pewnie przyszłaś tutaj ich szukać... - Nie jestem złodziejką! – weszła mu w zdanie, po czym ruszyła do wyjścia. Zatrzymała przed fragmentami rozbitej lampy, z którą weszła do piwnic. Musiała widocznie ją upuścić, kiedy próbował ją udusić. – Nie oceniaj tak pochopnie ludzi, bo ja też to mogę zrobić. Odparła rozglądając się za czymś, co mogło oświetlić jej drogę powrotną. - Oddam ją następnym razem - odparła zdejmując z jednego świecznika dość grubą świecę. - Jeśli pojawisz się tu jeszcze raz nie obiecuje, że nie zrobię ci nic złego. Zatrzymała się w pół drogi, ale nie odwróciła. - To się jeszcze okaże.
|
|
|
Post by Kaja on Jan 8, 2006 22:24:40 GMT 1
Ciekawe czy z Eleonor wyjdzie mi Mary Sue czy też coś innego?
- Teraz już jest dobrze – stwierdziła Eleonor energicznie rozczesując szczotką włosy. – Dziękuję Meg za suknię. - Cieszę się, że na ciebie pasuje - Meg spojrzała na niszczoną i pobrudzoną suknię Eleonor, która leżała niedbale rzucona na łóżko w pokoju chórzystek. – Nie rozumiem tylko jak mogłaś zabłądzić do przechowalni rekwizytów... - To był głupi wypadek – starała się, aby jej głos brzmiał beztrosko. Nie chciała okłamywać kuzynki, ale musiała to jednak zrobić. Opowieść o lochach i dziwaku w masce nie byłaby najlepszym wytłumaczeniem jej niecodziennego wyglądu, kiedy spotkała Meg po wyjściu z podziemi. Gdyby powiedziałaby, choć słowo o kryjówce upiora zapewne nigdy nie mogłaby już tam wrócić a musiała to zrobić. – Tylko proszę cię nie mów nic cioci. Nie chce, aby martwiła się czymś takim, a sukienkę jeszcze da się uratować. - Nie dowie się – odparła Meg, ale Eleonor czuła, że jej te wyjaśnienia nie wystarczą. Wiedział, że kuzynka jest osobą bystrą i charakterem bardziej przypomina rodzinę Devontów niż Giry. - Jak dobrze, że ciebie spotkałam a nie kogoś innego. Pan Lefevre nie byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, że jacyś obcy ludzie buszują po jego operze. - Nie sądzę, aby to go interesowała – stwierdziła Meg zaplatając ręce na piersiach. – Wkrótce sprzedaje operę. - Jak to sprzedaje operę?– zdziwiła się Elli, kończąc zaplatać swoje włosy w warkocz. – A co z wami? - Oj nie martw się – uspokoiła ją kuzynka. – Przecież nie zamkną opery, a z tego, co mi wiadomo już jest na nią nabywca. Poza tym podobno znalazł się też jakiś bogaty sponsor. - Raoul de Chagny – westchnęła Elli. Zupełnie zapomniała o planach wicehrabiego względem opery. - Tak mówisz? – zainteresowała się Meg. - Na razie to nic pewnego. O wszystkim dowiedziałam się od jednej z krawcowej. - Ale dlaczego Lefevre pozbywa się opery? – dziwiła się Eleonor. – Czyżby nie przynosiła mu zysków? - Ależ przynosiła i to dość duże a zwłaszcza od czasu, gdy zatrudniono divę Carlottę – tłumaczyła Meg bardzo obeznana w sprawach finansowych opery. – Jednak Lefevre pragnie tylko spokoju. Ma już dosyć szargania sobie nerwów kłótniami z personelem opery, artystami, divami i upiorem. - Upiorem? - Właśnie on przeważył szale o odejściu dyrektora. Zresztą, co ja ci będę więcej mówić. Choć ze mną na do kuchni to sama wszystkiego się dowiesz – Meg chwyciła kuzynkę za rękę i pociągnęła w stronę drzwi. – Idziesz? - No jasne – odrzekła ochoczo Elli podążając za kuzynką.
|
|
|
Post by Kaja on Jan 9, 2006 20:57:25 GMT 1
Paryska opera nie była tylko wielkim budynkiem pełnym ludzi, którzy pracowali nad spektaklami. Była jednym wielkim organizmem, w którym współpracowały ze sobą wszystkie komórki. Co było jeszcze ciekawsze informacje miedzy tymi komórkami przemieszczały się w błyskawicznym tempie. Dyrektor opery nigdy tego nie rozumiał. Zdarzało się mu czasem, że zaledwie zdążył coś pomyśleć a już wszyscy wiedzieli, co będzie od nich chciał. Każda wiadomość, każda plotka mknęła przez zakamarki gigantycznego gmachu nie zatrzymywana żadną siłą a wszystkie one gromadziły się w jednym miejscu jakim była kuchnia opery. Było to jedno z tych miejsc, które zawsze rządziło się swoimi prawami niezależnie od właściciela, dyrektora, producenta czy też innej siły wyższej. Nad kuchnia nadzór sprawowała najstarsza kucharka – Ritta Valerne, która już swoim wyglądem wzbudzała respekt. Kiedy tylko spojrzała na kogoś, osoba ta od razu zdawała sobie sprawę, że z kimś takim jak Ritta, dla własnego dobra lepiej nie zadzierać. Zresztą panowała tu odwieczna zasada, kto nie żyje dobrze z kucharką ten nie je. Ritta trzymała całą kuchnię żelazną ręką nie pozwalając sobie na jakiekolwiek sprzeciwy. Obok kuchni znajdowała się spora sala, która mała służyć za jadalnie. Jednak większość osób, które tu przychodziły przeważnie nie myślały o tym aby coś zjeść. Tylko po to aby dowiedzieć się jakiś nowinek lub też omówić nowe zdarzenia. W tym celu właśnie Meg była częstym gościem tego miejsca. Wprawdzie wszystkie młode baletnice jadały na górze w towarzystwie kierowniczki baletu, jednak Meg zawsze potrafiła znaleźć chwile by tu zajrzeć. Czasem przyprowadzała tu Christine, ale młoda Daae bardzo nudziła się tym wszystkim co działo się w tym miejscu i w końcu Meg zaczęła przychodzić tu sama. A było warto...
|
|
|
Post by Nattie on Jan 9, 2006 22:53:23 GMT 1
Jejku, jaka cudna kuchnia! Ja bym tam chêtnie wpad³a na ploteczki i jedzonko, te¿ myœlê, ¿e warto
|
|
|
Post by Kaja on Jan 10, 2006 22:19:53 GMT 1
Ja też lubię takie miejsca.
- Wielkie zmiany szykują się w nasze operze – westchnęła Magda, dziewczyna niewiele młodsza od Eleonor, która pracowała w operze jako praczka. Właśnie minęła godzina trzecia i w kuchni panował względny spokój. Zatem był to czas, który kucharki najczęściej przeznaczały na plotki. – Nowi dyrektorzy, nowy sponsor tylko diva wciąż ta sama. - Jakie tam zmiany – parsknęła Ritta sprawdzając czy pomywaczki nie zostawiły jakiś naczyń w jadalni. – Opera będzie działać zawsze i nie sądzę, aby nowego właściciela interesowało jak robi się pieczeń albo czyści suknie. A co do krzykaczki Carlotty to chętnie bym zamieniała z nią parę słówek. Wiecznie jej coś nie smakuje. A to jajka za bardzo ścięte, a to mięso zbyt krwiste. Niech ta włoska pannica tu zejdzie i sama bierze się za gary! Już ja jej dam szkołę! Wszyscy obecni w kuchni zaczęli się śmiać, wyobrażając sobie divę w kuchni. - Ona jest nieznośna – wtrąciła się Anette, żona jednego z monterów dekoracji, która uważana była za największą plotkarą w operze. – Zawsze rządziła panem Lefevre i coś czuję, że będzie rządziła nowym dyrektorem. Ona już umie zadbać o to, aby wszyscy byli na jej usługi. Będzie przy niej skakał jak ten jej piesek.. A poza tym jak śpiewa to musimy zatykać uszy watą, bo nikt zbyt długo nie wytrzymuje jej skrzeczącego głosu. Takiej kobiecie nikt nie da rady. - Tylko upiór może utrzeć jej nosa – stwierdziła Ritta z przekonaniem poprawiając czepek na głowie. - A kto to jest ten upiór? - odezwała się nagle Eleonor, która siedziała wraz z Meg siedziała jadalni przysłuchują się od dłuższego czasu tej rozmowie. Wszyscy zamilkli spoglądając na nią jednak nikt nie odpowiedział jej na to pytanie. - To duch – szepnęła Magda z przerażeniem. - Magdo, wstydziłaby się wierzyć w takie bajki – zganiła ją Ritta. – Nasłuchałaś się tych głupot, które rozpowiada Buquet. - Ale on o widział – chciała się bronić. – Sama słyszałaś jak o tym mówił parę dni temu. - Ja mu nie wierzę i ty też nie powinnaś. A Buquet po kilku głębszych może zobaczyć wszystko, a poza tym jest zbyt ciekawski. Zobaczycie on jeszcze się doigra – rzekła Ritta, po czym szefowa kucharek zwróciła się do Eleonor i Meg. – Wiecie panienki ja wprawdzie nie jestem uczona, ale wiele rzeczy już widziałam i sądzę, że nasz upiór wcale nie jest duchem tylko człowiekiem. - To nie możliwe – zaprotestowała Magda. – On musi być duchem skoro potrafi byś w kilku miejscach na raz. Człowiek tego nie potrafi. - A kto udowodni, że to był on – Ritta obstawała przy swoim. – Opera jest ogromnym budynkiem i nawet ja nie znam go całego a pozostają jeszcze lochy... - Masz rację Ritto – przytaknął jej jeden z maszynistów, który od jakiegoś czasu przysłuchiwał się rozmowie. – Nawet nasz operowy szczurołap nie poznał jeszcze całych lochów. A upiór może schować się wszędzie. - Ale to musi być potwór – Magda jednak nie dawała za wygraną. – I do tego zły. W końcu złamał nogę Jonnesowi... - Bo Jonnes wtykał nos w nie swoje sprawy – przerwała jej kucharka. – Chciał złapać upiora i teraz ma za swoje. Nie dziwię się upiorowi. Jakby mi ktoś węszył po kuchni to wierzcie mi nie skończyłoby się na złamanej nodze. Wiedzieli, że Ritta nie żartuje i gotowa jest zrobić to, co powiedziała. - Ale skoro to człowiek to, czemu wybrał takie życie? – do dyskusji dołączyła nagle Meg. Ja także ciekawiła to sprawa. – Czemu się ukrywa? - Bo mu tak wygodnie. A w operze każdy ma swoją rolę, którą sam sobie wybiera nawet, jeśli o tym nie wie - kucharka mówiła bardzo poważnym głosem, po czym dodała już normalnym beztroskim tonem. – Ale się rozgadałam. Czas wracać do pracy, bo wkrótce diva Carlotta zażąda kolacji. - Meg, Eleonor a co wy tu robicie?!- usłyszała głos ciotki, która nagle znalazła się w jadalni trzymać duży wiklinowy koszyk przykryty serwetą. – Elli nie wiedziałam, że jesteś w operze. Eleonor wyraźnie dostrzegła to, że ciotka jest bardzo zmieszana. Wyglądała tak jakby została przyłapana na gorącym uczynku. Jednak trwało to tylko chwilę, gdyż od razu powróciło dawne opanowanie. - Meg powinna ćwiczyć a nie przesiadywać w kuchni – zganiała swoją córkę. – To nie miejsce dla ciebie. - To moja wina – Eleonor stanęła w obronie kuzynki. – Byłam głodna a Meg zaprowadziła mnie do kuchni i jakoś tak zasiedziałyśmy. Nie gniewaj się ciociu. - Nie gniewam – odparła szybko. -Ale wracajcie już na górę. Dosyć tego plotkowania w kuchni. To nie przystoi młodym panienkom.
|
|
|
Post by Kaja on Jan 15, 2006 12:58:05 GMT 1
Dziś taki krótki fragment. A przez następne fragmenty zbieżność miejsc i imion jest nieprzypadkowa. Trochę puściłam wodze fantazji i tak wyszło.
Powóz hrabiny przyjechał punktualnie o godzinie szesnastej pod gmach opery. Eleonor czekając na niego we foyer opery poczuła, że wszystkie objawy przeziębienia zaczęły wracać. Z każdą chwila czuła się coraz gorzej, a do tego poczuła dreszcze na ciele. - Czy panienka dobrze się czuje?- usłyszała pytanie Jana, woźnicy hrabiny, gdy tylko zeszła bardzo powoli ze stromych schodów opery. - Nic mi nie jest –odrzekła szczękając zębami i ledwie stojąc przed powozem. – Tylko trochę mi zimno. - A ja widzę, że panienka nie wygląda najlepiej – odrzekł otwierając jej drzwiczki powozu. – Może od razu zawiozę panienkę do doktora Augustine? - Nie!- zaprotestowała słabym głosem. Doktor Augustine jest bliskim przyjacielem babki i na pewno od razu powiadomi hrabinę o stanie zdrowia jej wnuczki. Eleonor nie mogła do tego dopuścić, ale wiedziała, że i tak z Janem nie wygra. – Po co go niepokoić. Janie a ty i twoja rodzina jakiego ma lekarza? - Doktora Renaux – odparł Jan zdziwiony pytaniem Elli. - W takim razie zawieź mnie do niego – postanowiła wchodząc do karety. – To na pewno dobry lekarz. - Tak, ale on mieszka w pobliżu Pałacu Inwalidów na drugim brzegu Sekwany. To bardzo daleko. - Przecież mamy powóz, a ja czuje się znacznie lepiej i chętnie odbędę dłuższą przejażdżkę. Jan nie odpowiedział. Pomyślał tylko, że hrabina ma bardzo podobną do siebie wnuczkę i w takich kwestiach, lepiej się było jej nie przeciwstawiać. Wszedł zatem na kozła i ruszył w kierunki Sekwany.
|
|
|
Post by Nattie on Jan 15, 2006 23:57:33 GMT 1
Co to za lekarz? Nie znam nazwiska...
|
|
|
Post by Kaja on Jan 16, 2006 16:15:23 GMT 1
Teraz juz powinno być jaśniej.
Po półgodzinnej jeździe wjechali na Rue de Vaugirard. Pomimo deszczowego poranka teraz pogoda znacznie się poprawiła. Deszcz ustał i za chmur nieśmiało zaczęło wyglądać popołudniowe słońce. Eleonor pierwszy raz była w tej części Paryża i stwierdziła, że zupełnie różni się ona od Rue Saint Martin, eleganckiej ulicy Paryża, gdzie znajdował się dom hrabiny. Tutaj domy były znacznie skromniejsze i prostsze, co nie znaczy, że brzydsze. Jadąc ulica w pewnym momencie Jan skręcił w boczną uliczkę i zatrzymał powóz przed niewielką dwupiętrową kamienicą. - To tutaj panienko – oznajmił woźnica pomagając jej wysiąść z powozu.- Pan Renaux jest wprawdzie młodym człowiekiem, ale dobrze doradzi panience a jego żona to bardzo dobra kobieta... Eleonor nie słuchała uważnie wywodów woźnicy tylko z ciekawością przyglądała się budynkowi. Była to nieduża dwupiętrowa kamienica, do której prowadziła drewniana brama. - Doktor mieszka na pierwszym piętrze – odrzekła Jan. – Zaraz panienkę zaprowadzę. Szli wąskim słabo oświetlonym korytarzem z powodu małych okien, które wychodziły na podwórze. Po chwili stanęli przed brązowymi lśniącymi lakierem drzwiami, na których widniała srebrna wizytówka „ Anna i Michel Renaux” głosił napis na wizytówce. Jan zapukał dwa razy i po krótkiej chwili w drzwiach pojawiła się niemłoda już kobieta ubrana w skromną szarą suknię. - Pana nie być – oświadczyła, gdy tylko Jan zapytał o doktora. Mówiła niegramatycznie a przy tym z dziwnym akcentem. – Doktor być całą noc w szpitalu. Ale być pani Anna ona też leczyć. Ona być doktor. Głos kobiety był szorstki, ale Eleonor wydawała się sympatyczna, gdyż przypominała jej Helen, która zwykła powtarzać, że nie należy ufać ludziom, którzy są zbyt mili dla ciebie. Na słowa kobiety Jan wyraźnie się zmartwił a Elli spojrzała na niego pytająco. Pierwszy raz słyszała, aby kobieta była lekarzem - Pani Renaux też jest lekarzem – wyjaśnił jej niepewnym głosem. – Ale to przecież kobieta... Kobieta stojąca w drzwiach szybko pojęła, o co chodzi Janowi i widać było, że dotknęło ją to bardzo. - Pani Anna być lekarz! Dobry lekarz i być...- zdenerwowana zaczęła mówić szybko i głośno, jednak w pewnym momencie urwała nie mogąc przypomnieć sobie właściwego słowa, co jeszcze bardziej ją złościło. Nagle jednak powiedziała, co myśli, ale nie był to francuski – Pani Anna jest bardzo dobrym lekarzem! Tak samo dobrym jak jej mąż! A ty a Janie Rochelle jesteś głupi i zupełnie się na tym nie znasz! Kobieta zamilkła oddychając z ulgą a Jan patrzył na nią nie rozumiejąc ani słowa z tego, co powiedziała. Tylko a Eleonor uśmiechnęła się do niej. Teraz zrozumiał ją całkowicie. - Chciałabym widzieć się z panią Anną – powiedziała bardzo powoli z wyraźnym francuskim akcentem. Kobieta spojrzała na nią uważnie na nią a Elli przez chwilę wydawało się, że w jej oczach pojawił się błysk sympatii. - Zaraz powiem pani. Panienka poczeka w salonie – kobieta odparła łamaną francuszczyzną i odsunęła się od drzwi, aby wpuścić Eleonor. - Dziękuję – rzekła zastanawiając się jak będzie wyglądać Anna Renaux.
Obiecuję że w następnym odcinku wyjaśnię skąd Eleonor zna szeleszczącą mowę.
|
|
|
Post by Bazylia on Jan 16, 2006 20:56:30 GMT 1
Pomimo wygaœniêcia upioryzmu czytam ten ff z prawdziw¹ przyjemnoœci¹ No i znów szeleszcz¹ca mowa... nasuwa mi siê pewna teoria... =]
|
|
|
Post by Nattie on Jan 16, 2006 21:35:56 GMT 1
Powstaje w³aœnie crossover dwóch ff-ów. ¯artowa³am, ja bardzo dobrze wiem, o kogo chodzi! PI.ES. Nattie nie robi bety bo autorka samowolnie wkleja teksty! [chlipie porzucona betareaderka...]
|
|
|
Post by Kaja on Jan 16, 2006 21:56:26 GMT 1
PiSk. Autorka nie wysyła bety bo beta by nie wróciła bo autorka ma non stop zawalone skrzynki przesyłanymi poprawami matur próbnych (Zabawy w statystyka) proszę dac autorce kilka dni na zrobienie z tym porządku. A czy autorka moze dalej liczyć na betę? Crossing-over tu nastąpi, mały ale tylko na krótkich ramieniach chromosomów submetacentrycznych
|
|
|
Post by Kaja on Feb 6, 2006 16:43:09 GMT 1
Proszę czekać – odrzekła kobieta kiedy znalazły się w dużym pokoju, który prawdopodobnie był salonem. – Pani zaraz przyjść. Po czym wyszła zostawiając Eleonor samą. Salon nie był tak duży jak w domu hrabiny, ale za to był bardzo przytulny. Oprócz stołu i kilku szafek na których znajdowały się głównie książki w pokoju stały także dwa duże fotele i kanapa. Obok jednego fotelu przy którym stał mały podnóżek a na małym okrągłym stoliku leżały dwie książki. Eleonor z zaciekawieniem rzuciła okiem na ich okładki. Pierwsza z nich była napisana w obcym języku, druga natomiast była jej dobrze znana. „Nędznicy” Wiktora Hugo. Elli otworzyła ją i zaczęła czytać początek. - Mnie też się podoba – z zaczytania wyrwał ją miły kobiecy głos. Usłyszała go tak znienacka, że książka w jednej chwili znalazła się na podłodze. - Przepraszam ja tylko...- zaczęła się tłumaczyć, schylając się po książkę. - Nic się nie stało – odparła kobieta podchodząc do niej. Kiedy Eleonor podniosła się z podłogi mogła jej się uważnie przyjrzeć. Była znacznie niższa do niej miała ciemne włosy uczesane w kok z którego zaczęły wychodzić pojedyncze pasemka opadające na twarz na której chociaż było widać zmęczenie w oczach Elli dostrzegła błyski radości. - Ja też nie mam czasem czasu spokojnie usiąść i cokolwiek skończyć czytać, dlatego czytam kiedy tylko książka wpadnie mi w ręce – odparła uśmiechając się przyjacielsko. – A tak w ogóle to właśnie moja Maria poinformowała mnie, że w salonie czeka pewna młoda osoba, która chce się ze mną spotkać. Domyślam się, że to pani. - Ma pani rację – potwierdziła odkładając książkę na stolik. –Pani służąca powiedziała mi, że pani jest lekarzem a ja nie czuję się najlepiej. - Maria nie jest służącą tylko właściwie kimś bliskim – wyjaśniła doktor Anna z zaciekawieniem przyglądając się Eleonor. – Była właściwie z nami od zawsze i wraz z moją rodziną przyjechała do Francji. I chociaż długie lata mieszka w Paryżu nie za dobrze mówi po francusku zatem zawsze sprawia jej radość, gdy usłyszy ojczystą mowę. Chociaż dziwi znajomość tego zapomnianego języka, przez młoda panienkę. - Ten język wcale nie jest zapomniany – zaprotestowała. – A ja znam tylko kilka zwrotów. Mój ojciec miał kilku dobrych przyjaciół, którzy w domu często mówili tym językiem, a ja lubię poznawać nowe rzeczy. - To się chwali w młodym wieku. Wiedza zawsze jest potrzebna. Ale teraz jednak powinniśmy zająć się tym po co pani przyszła. - No tak a ja nawet się nie przedstawiłam. Eleonor Devont – odrzekła podając rękę. - Anna Renaux – pani doktor uścisnęła serdecznie jej rękę i uśmiechnęła się. – Skoro zatem uprzejmości mam za sobą przejdźmy do gabinetu mojego męża, a potem zapraszam na herbatę i coś słodkiego.
|
|