|
Post by ania727 on Nov 21, 2008 12:01:34 GMT 1
Moim zdaniem wiara w Upiora Opery wcale nie jest bez sensu. Ja osobiœcie wierzê i chyba nic tego nie zmieni. A poza tym to, przynajmniej dla mnie, niesamowite uczucie czytaæ te wszystkie opowiadania i móc siê wczuæ w postaci, przenieœæ do tamtych czasów, poczuæ t¹ atmosferê, w³aœnie tak jakby by³a prawdziwa, jakby to wszystko sta³o siê naprawdê ajj, rozmarzy³am siê trochê No ale ka¿dy ma prawo do w³asnego zdania, twoja "kole¿anka" te¿.
|
|
constanze
Nowo Przybyły
Samozwa?cza ma??onka ?aby
Posts: 5
|
Post by constanze on Nov 21, 2008 19:53:07 GMT 1
Jedyny ślad znajdujemy w postaci zdawkowego zdania we wstępie: ,,rzecz miała miejsce nie dalej, jak trzydzieści lat temu" To skłoniło niektórych badaczy do odjęcia trzydziestu lat od daty publikacji książki (1911). W rezultacie wyszedł im rok 1881. Ale przecież słowa „nie dalej jak trzydzieści" mogą oznaczać czas znacznie krótszy! Rzeczywiście, na podstawie pewnych przesłanek w tekście można przesunąć tę datę na rok 1893. A nie! Jest jeszcze druga wzmianka o czasie akcji powieœci, chocia¿ nie taka oczywista - w liœcie, który przytacza madame Giry w rozdziale: "Zdumiewaj¹ce rewelacje pani Giry na temat jej osobistych kontaktów z Upiorem Opery". Na koñcu listu ma widnieæ "1885, Meg Giry, cesarzowa". Jako, ¿e Meg cesarzow¹ podczas akcji ksi¹zki jeszcze nie jest, mamy doczynienia z czasem pomiêdzy rokiem 1881 (zdanie ze "Wstêpu"), a 1885. Aniu, nie chodzi³o o samego Upiora, bo w takowego to ja równie¿ w jakiœ sposób wierzê ( chocia¿ mówi¹ mi, ¿e jestem na to za stara i za inteligentna ), ale o Upiora z powieœci Gacka.
|
|
|
Post by fidelio on Nov 22, 2008 2:04:23 GMT 1
Moim zdaniem są poważne przesłanki, by uznać Erika za postać przynajmniej częściowo wzorowaną na rzeczywistej - podobnie jak to ma miejsce z kilkoma innymi bohaterami, szczególnie Christine i Carlottą. Erik, jednakowoż, jest kompilacją.
Pierwszą sugestię daje sam autor, dedykując swoją książkę: „Mojemu starszemu bratu Jo, który, nie mając w sobie nic z upiora, jest jednak, jak Erik, Aniołem Muzyki. Z całym oddaniem – Gaston Leroux.” Joseph Leroux, ukochany spośród trójki rodzeństwa pisarza, został aktorem i piosenkarzem.
Samo imię - w nietypowej we Francji transkrypcji - sugeruje dwa tropy. Pierwszy to Erik Satie, kompozytor, opisany w osobnym wątku przez Nattie. Drugi Erik, który być może posłużył jako częściowa inspiracja Gastonowi Leroux to Erik Weisz, bardziej znany jako Harry Houdini. „To lepsza sztuczka niż u Houdiniego!” – woła chórmistrz, Monsieur Gabriel, gdy dyrektorzy opowiadają mu, w jaki sposób Upiór skradł im kopertę z pieniędzmi. Jednakże, wzmianka o nim w latach 1880tych byłaby niemożliwa, jako że słynny prestidigitator urodził się w roku 1874. Na szczęście – nauczona ostrożności kilkoma wcześniejszymi wpadkami tłumacza – zajrzałam do oryginału. Pan Gabriel wzmiankuje w gabinecie dyrektorów nazwisko „Robert-Houdin”.
Kim więc był ów Robert-Houdin, na którego cześć przybrał zresztą swój artystyczny pseudonim Harry Houdini? Jean Eugene Robert-Houdin (1805-1871) uważany jest za ojca nowoczesnej iluzji. Urodzony w Blois we Francji, zdobył wielką sławę gdy w 1856 roku wysłano go do francuskiej kolonii w Algierii, aby stanął do swoistego pojedynku z lokalnymi arabskimi przywódcami religijnymi utrzymującymi, że potrafią czynić cuda. Robert-Houdin zdołał skutecznie przekonać krajowców, że potrafi zrobić wszystko, co zechce i w ten sposób uśmierzył rebelię. Ten arabski trop łączy słynnego sztukmistrza z powieściowym Erikiem. Mieli też kilka wspólnych sztuczek. Robert-Houdin słynął z trików ze sznurami i automatami; zdaniem Leroux Upiór Opery był, pośród innych swych talentów, „pełnym fantazji konstruktorem automatów do złudzenia przypominających ludzkie postacie.”
Jeśli chodzi o obraz ludzi okaleczonych, bądź też żyjących z wrodzoną ułomnością, los Upiora Opery przywodzi na myśl prawdziwą historię Josepha (spotykać też można imię John) Merricka (1862-1890), znanego również jako Człowiek-Słoń. Był o nim świetny film z Anthony Hopkinsem w roli lekarza, w reżyserii Davida Lyncha. Merrick, podobnie jak Erik, opuścił rodzinny dom gdzie jego wygląd wzbudzał wstręt (tym razem macochy, nie rodzonej matki) i nie mając innych możliwości pracy przez pewien czas występował jako "potwór" w objazdowym cyrku.
Moim zdaniem Erik został powołany do życia przez Leroux tą samą metodą, jaką starożytni rzeźbiarze przed Praksytelesem wykonywali podobizny olimpijskich bogów. Po prostu wzięto najbardziej odpowiednie fragmenty z kilku różnych osób i zestawiono je w nową, doskonałą całość. Tutaj piszę jedynie o paru spośród inspiracji Gacka dotyczących rzeczywistych postaci, a możnaby znacznie dłużej rozwodzić się na przykład nad pierwowzorami literackimi czy operowymi.
Tak więc, reasumując, Upiór Opery istniał naprawdę. Być może nawet więcej niż raz. A czy w bohatera literackiego - "z kluczem" czy bez - warto "wierzyć"? Oczywiście, na tym zasadza się cała humanistyka.
Święty Mikołaj Cudotwórca, biskup z Miry, też istniał (270 - 345 lub 352). Nawet legendarny święty Mikołaj na swój sposób "istnieje" jako postać baśniowa zachęcająca do dawania bliskim podarunków. Na ile jeden przekłada się na drugiego, to temat na dłuższą dyskusję. Jeśli coś inspiruje coraz to nowe dzieła i nieustannie oddziaływuje na ludzi, to istnieje. Ale niekoniecznie oznacza to, że odbiera telefony i spaceruje po ulicach.
|
|