Ech, mon Dieu, Faust...
Pamiętam, że gdy wreszcie dorwałam ten film na kasecie video poleciałam w te pędy do Instytutu Francuskiego wypozyczyć nagranie Fausta (na winylach!
). To, w jaki sposob Faust Gounda jest wykorzystany przez Leroux (potem Kopita i Kay) przyprawia mnie o klęk prosty. To jest dla obojga bohaterów szyfr, prywaty język, którym wyrażają swoje uczcia (bo zarówno Erikowi jak i Christine znacznie latwiej mówić o miłości cudzym tekstem - zawsze można się łatwo wycofać, że się tylko gra).
Na dowód małe tłumaczenie tego, co państwo wyśpiewuja do siebie w tym finale po francusku. Tym razem chodzi o dokładność, a nie o poezję.
To właściwie dokładnie "leci tekstem" opery, z maleńkim wyjątkiem, ale usprawiedliwionym. U Gounoda Małgorzata śpiewa o "aniołach", ja tu zmieniłam na pojedynczego anioła, z oczywistych względów. W mówionej francuszczyźnie praktycznie to jest nie do odróżnienia (cała fraza włącznie z gramatyką nieś/ nieście). Od momentu, kiedy Christine zauważa Erika w loży, porzuca kolegę tenora i podchodzi do proscenium.
Małgorzata/Christine:
[...] Czuję dotyk jego kochanych dłoni. Jestem wolna! On tu jest. Jestem wolna, bo go słyszę, bo go widzę.
Tak to ty, kocham cię!
Więzienie ani sama śmierć już mnie nie przeraża.
Ty mnie odnalazłeś, ty mnie uratowałeś,
jesteś tutaj, jestem w twoich ramionach.
Faust/Erik:
Tak to ja, kocham cię!
Pomimo wszystkich zabiegów złośliwego demona,
Odnalazłem cię, uratowałem cię,
jestem tutaj, pójdź w moje ramiona.
[...] tu jest kawałeczek wycięty, ale i tak to treści sceny nie zmienia. To wszystko chyba znacznie wykracza poza "ja tu tylko gram to co mi reżyser kazał"
W tym momencie włącza się kolega bas (jako Mefistofeles), bo oni mimo wszystko wciąz śpiewaja dokladnie swoje partie:
Mefistofeles:
Uważajcie! Uważajcie! Co sie z wami dzieje?!
Jesli będziecie tu zwlekać, nie zdołam wam juz pomóc.
Christine:
Boże, ochroń mnie.
Erik:
Chodź.
Christine:
Boze, błagam cię.
Erik:
Uciekajmy, może jeszcze jest czas!
Christine:
Aniele czysty, aniele świetlisty,
nieś moją duszę do nieba.
Tobie się oddaję,
Dobry Boże, wybaczyłeś mi.
Aniele czysty, aniele świetlisty,
nieś moją duszę do nieba.
Erik:
Chodź, pójdź za mną, chcę tego.
Christine:
Aniele czysty, aniele świetlisty,
nieś moją duszę do nieba.
Tobie się oddaję.
Erik:
Chodź za mną, chce tego, chodź.
Chodź, ucieknijmy stąd
Już widzę łunę poranka na niebie.
Ucieknijmy stąd, chodź.
Po takim dictum nie postaje Erikowi nic innego niż skoczyć z loży na scenę, złapać Christine i zwiewać.
Cudna, przepiękna wersja. Do Charlesa Dance'a mam wielką słabość, on to fenomenalnie gra. Oczywiście, że do "ostatecznej" tej wersji duuużo brakuje. Wywalić te retrospektywy, wywalić freudowskie poszukiwanie mamusi. Psychoanaliza dla ubogich Amerykanow.
Nie robić z Erika zahukanego chłopca zamkniętego przez ojca-degenerata w piwnicy.
Ale te włoski blond i ocżęta niebieskie zapadają w pamięć.
Wracając do Gounoda. Na Fauście i przez Fausta nauczyłam się francuskiego i pewnie jeszcze dziś bym potrafila zaśpiewac (na wyłącznie własny użytek i najlepiej przy akompaniamencie odkurzacza, bo mi wtedy lepiej góry wychodzą ;D ) całe pasaże z duetów w ogrodzie no i finał oczywiście (u Kopita zgrabnie przycięty). Od Fausta zaczęła się moja przygoda z "hardcorową" operą (dużo frajdy do dziś
).
Najpierw zaczęłam szperać coż tam jeszcze śpiewają w tym filmie (aria z Córki pułku, kawałeczek Damy Pikowej i francuska piosenka ludowa - google jest wielki
). Potem wpadła mi w ręce płyta z musicalem Hilla, gdzie już co kawałek to z jakiejś opery. I tak to poszło.