|
Post by Bazylia on Apr 9, 2007 23:10:32 GMT 1
Jeszcze nie by³o takiego tematu? Niemo¿liwe... Chyba nie ma osoby, która Œwiat Dysku zna i go nie kocha, s¹ tacy? Które czêœci lubicie najbardziej? Które lokacje? Ukochani bohaterowie? Cytaty? ZnaleŸliœcie w internecie ciekawe fan-arty? Wszystko proszê
|
|
|
Post by Vesper on Apr 10, 2007 14:08:52 GMT 1
wszystko to du¿o, mo¿e nie tak od razu... ulubieni bohaterowie.... no mo¿esz zgadywaæ ;D ulubione ksi¹¿ki - te z Ulubionym Bohaterem czyli seria ze Stra¿¹ Miejsk¹, bo tam jest go najwiêcej ;D na razie ulubiona to "Stra¿! Stra¿!", a gdy w koñcu przet³umacz¹, zapewne "Night Watch" :] cytaty to temat-rzeka... nie chce mi sie wypisywaæ teraz, zreszt¹ by³oby tego strasznie du¿o oh, no dobrze, mo¿e jeden... króciutki... i w oryginale ;] - I believe you find life such a problem because you think there are the good people and the bad people - said the man. - You're wrong, of course. There are, always and only, the bad people, but some of them are on opposite sides. He waved his thin hand towards the city and walked over to the window. - A great rolling sea of evil - he said, almost proprietorially. - Shallower in some places, of course, but deeper, oh, so much deeper in others. But people like you put together little rafts of rules and vaguely good intentions and say, this is the opposite, this will triumph in the end. Amazing! - He slapped Vimes good-naturedly on the back. - Down there - he said - are people who will follow any dragon, worship any god, ignore any iniquity. All out of a kind of humdrum, everyday badness. Not the really high, creative loathsomeness of the great sinners, but a sort of mass-produced darkness of the soul. Sin, you might say, without a trace of originality. They accept evil not because they say yes, but because they don't say no. I'm sorry if this offends you - he added, patting the captain's shoulder - but you fellows really need us. - Yes, sir? - said Vimes quietly. - Oh, yes. We're the only ones who know how to make things work. You see, the only thing the good people are good at is overthrowing the bad people. And you're good at that, I'll grant you. But the trouble is that it's the only thing you're good at. One day it's the ringing of the bells and the casting down of the evil tyrant, and the next it's everyone sitting around complaining that ever since the tyrant was overthrown no-one's been taking out the trash. Because the bad people know how to plan. It's part of the specification, you might say. Every evil tyrant has a plan to rule the world. The good people don't seem to have the knack. - Maybe. But you're wrong about the rest! - said Vimes. - It's just because people are afraid, and alone... - He paused. It sounded pretty hollow, even to him. He shrugged. - They're just people - he said. - They're just doing what people do. Sir. Lord Vetinari gave him a friendly smile. - Of course, of course - he said. - You have to believe that, I appreciate. Otherwise you'd go quite mad. Otherwise you'd think you're standing on a feather-thin bridge over the vaults of Hell. Otherwise existence would be a dark agony and the only hope would be that there is no life after death. I quite understand...no i czy on nie ma racji?... oj, z tej ksi¹¿ki mog³bym w³aœciwie prawie wszystkie jego wypowiedzi przepisaæ ;D - Never build a dungeon you wouldn't be happy to spend the night in yourself. The world would be a happier place if more people remembered that. - We all thought you had built secret tunnels and suchlike - Can't imagine why. One would have to keep on running. So inefficient. (...) Never trust any ruler who puts his faith in tunnels and bunkers and escape routes. The chances are that his heart isn't in the job.
....Never build a dungeon you couldn't get out of dobra, wystarczy na razie. jak raz zacznê przepisywaæ to mogê nie skoñczyæ... reszta przy innej okazji Don't let me detain you...
|
|
|
Post by Bazylia on Apr 10, 2007 16:20:31 GMT 1
No tak, w twoim przypadku to by³o pytanie wysoce retoryczne... Patrycjusz rzeczywiœcie jest uroczy ze swoim sarkazmem i ironi¹. Na cytaty przyjdzie jeszcze pora, za nieodparty urok kocham "Ojej", "Oj" i "Bu" ;D Wiêkszoœci postaci Pratchetta nie da siê nie kochaæ, ale niektóre kocha siê bardziej (Œmieræ, babcia Weatherwax, Vimes, Susan, eh no i Vetinari. i ca³a Stra¿). Halo, czy s¹ tu jeszcze inni fani Œwiata Dysku? (wiem, ¿e tu jesteœcie :]) PS. Gdzie te cytaty w oryginale znalaz³aœ?
|
|
|
Post by Vesper on Apr 10, 2007 16:23:44 GMT 1
|
|
|
Post by Kaja on Apr 10, 2007 16:42:34 GMT 1
Temat był oczywiście ale na starym forum a to z racji książki pt "Maskarada" i chyba nie musze tłumaczyć dlaczego. Jeszcze w "Trzech wiedźmach" było niewielkie odwołanie do upiora i o nim tu wspominałam. A co do cytatów to ja jednak wole tłumaczenie Cholewy. Teraz będze długo. A co...
Trzy wiedźmy:
Liczne nędzne dzielnice doświadczyły powodzi, jeśli wolno użyć tego słowa wobec cieczy, którą można nosić w siatce.
Powszechnie uznawano, że miasto jest bardzo zdrowe. Niewiele zarazków potrafiło tu przetrwać.
Żłopanie przypomina picie, tylko więcej się wylewa.
Betzen, dowódca osobistej gwardii książęcej, był zabójcą tak skutecznym, jak psychotyczna mangusta.
Rzeczy, które próbują wyglądać jak rzeczy, często wyglądają bardziej jak rzeczy niż same rzeczy.
Sierżant stał na środku komnaty z obojętną miną człowieka oczekującego rozkazów, który gotów jest stać tak i czekać, dopóki nie zepchnie go dryf kontynentalny.
- No właśnie - stwierdziła Babcia trochę udobruchana. Nigdy nie opanowała sztuki przepraszania, ale ceniła ją u innych.
- My... rozproszymy się - odpowiedział. - Tak. Rozproszymy się. Tak właśnie zrobimy. Ostrożnie sunęli przez paprocie. Sierżant przykucnął na poręcznym pieńkiem. - Dobrze - szepnął. - Bardzo dobrze. Załapaliście mniej więcej, o co zasadniczo chodzi. A teraz rozproszymy się znowu, ale tym razem rozproszymy się osobno.
Zwyczajne traktowanie nie wywołałoby takich zgrzytów; niezbędne było staranne traktowanie ich ciepłą wodą przez co najmniej kilka tygodni.
W długie noce na twardych kamieniach śnił o kobietach takich jak ta. Chociaż, jeśli się dobrze zastanowić, to nie o takich; były lepiej wyposażone w okolicach klatki piersiowej, nie miały takich czerwonych i spiczastych nosów, włosy bardziej im falowały. Jednak Libido błazna miało dość rozumu, by odróżnić niemożliwe od teoretycznie osiągalnego; pośpiesznie włączyło kilka obwodów filtrujących.
Niania Ogg, która z sympatią patrzyła na świat, miałaby poważne kłopoty, gdyby chciała powiedzieć coś miłego o głosie Magrat.
Jakiś głos w głębi umysłu czarownicy powiedział z naciskiem: powinnaś teraz uciekać niby łagodna gazela; jest to działanie przyjęte w takich okolicznościach. Natychmiast wtrącił się zdrowy rozsądek. Nawet w najbardziej optymistycznym nastroju Magrat nie śmiałaby porównywać się z gazelą, łagodną czy nie. Poza tym, dodał rozsądek, kluczowy problem w uciekaniu jak gazela polega na tym, że najprawdopodobniej bez trudu zdołałaby uciec.
Poczuły je duchy, tłoczące się teraz w domu Niani Ogg niby drużyna rugby w budce telefonicznej.
Mieszkańcy Morpork byli dość kosmopolityczni, jednak przejawiali swobodny, rzeczowy stosunek do ras nieludzkich, mianowicie tłukli je cegłą po głowie i wrzucali do rzeki. Nie dotyczyło to trollów, ma się rozumieć. Trudno jest żywić rasowe uprzedzenia wobec istot mających siedem stóp wzrostu i potrafiących przegryzać mury. W każdym razie trudno je żywić długo. Ale istoty wzrostu trzech stóp były wręcz stworzone do dyskryminacji.
Drzwi odtworzyły się gwałtownie i jakiś człowiek wyszedł przez nie tyłem, nie dotykając właściwie gruntu, dopóki nie uderzył o mur po drugiej stronie ulicy.
- Co zrobiła? - Książę nie rozumiał. Sierżant wpatrywał się nieruchomo w obszar odsunięty o cztery cale na prawo od książęcego krzesła. - Dała mi filiżankę herbaty, sir - odpowiedział. - A co z waszymi ludźmi? - Oni też dostali. Książę wstał i otoczył ramieniem okryte rdzewiejącą kolczugą plecy sierżanta. Był w fatalnym nastroju. Wciąż mu się wydawało, że coś szepcze mu do ucha. Na śniadanie podano mu owsiankę przesoloną i upieczoną z jabłkiem, a kucharz dostał histerii. Od razu można było poznać, że książę jest niezwykle poirytowany: był uprzejmy. A należał do ludzi, którzy są coraz grzeczniejsi, w miarę jak burzy się ich temperament, aż do momentu kiedy słowa "Serdecznie wam dziękuję" tną niczym ostrze gilotyny. - Sierżancie - zaczął, prowadząc żołnierza przez pokój. - Słucham, sir. - Nie jestem pewien, czy wydałem wam jasne rozkazy - rzekł książę głosem węża. - Sir... - Możliwe, że niechcący wprowadziłem was w błąd. Zamierzałem powiedzieć: "Sprowadźcie mi czarownicę, w łańcuchach, jeśli to konieczne", ale może w rzeczywistości powiedziałem raczej "Idźcie i napijcie się herbaty". Czy coś takiego miało miejsce? Sierżant zmarszczył czoło. Do dzisiejszego dnia sarkazm nie pojawił się w jego życiu. Doświadczenia z ludźmi, którzy byli na niego źli, przywodziły na myśl raczej wrzaski i czasami parę kijów. - Nie, sir - zaprzeczył. - Zastanawiam się więc, dlaczego nie zrobiliście tego, co wam kazałem. - Sir? - Podejrzewam, że użyła jakiegoś magicznego słowa, prawda? Słyszałem to i owo o czarownicach. - Książę minioną noc spędził na lekturze pewnych co bardziej ekscytujących dzieł, poświęconych temu tematowi (napisanych przez magów, którzy żyją w celibacie i około czwartej rano miewają dziwaczne pomysły). Czytał dopóki obandażowane ręce nie zaczęły drżeć zbyt mocno. - Podejrzewam, że ofiarowała wam wizje nieziemskich rozkoszy? Czy pokazała... - zadygotał - ...mroczne fascynacje i zakazane ekstazy, o których ludzie śmiertelni nie powinni nawet myśleć, oraz demoniczne sekrety, które pogrążyły was w głębinach męskich pożądań? Książę usiadł i zaczął wachlować się chusteczką. - Dobrze się czujesz, panie? - spytał niespokojnie sierżant. - Co? Doskonale, doskonale. - Jesteś całkiem czerwony, panie. - Nie zmieniajcie tematu, człowieku - burknął książę i trochę się opanował. - Przyznajcie: zaproponowała wam hedonistyczne, wyuzdane rozkosze znane tylko adeptom sztuk zmysłowych. Prawda? Sierżant stanął na baczność i patrzył prosto przed siebie. - Nie, sir - odparł tonem człowieka, który mówi prawdę i niech się dzieję co chce. - Zaproponowała mi bułeczkę. - Bułeczkę? - Tak, sir. Z rodzynkami. Felmet znieruchomiał, walcząc o spokój wewnętrzny. - A co na to wasi ludzie? - zdołał w końcu wykrztusić. - Też dostali po jednej. Wszyscy z wyjątkiem młodego Rogera, który nie może jeść owoców ze względu na swoje kłopoty. Książę oparł się o ścianę i zasłonił dłonią oczy. Urodziłem się, by rządzić na równinach, myślał, gdzie wszystko jest płaskie, gdzie nie ma takiej pogody i w ogóle, i gdzie ludzie nie zachowują się, jakby byli z ciasta. Ten sierżant musi mi powiedzieć, co dała Rogerowi. - Dostał sucharka, sir.
>>Blask fantastyczny:
Wielki jak światy. Stary jak Czas. Cierpliwy jak cegła.
Strój ten można sobie wyobrazić jako kombinezon do nurkowania, projektowany przez ludzi, którzy nigdy nie widzieli morza.
Jednak takie pytania wywołują na ogół więcej kłopotów nić pożytku. Na przykład: podobno kiedyś na przyjęciu ktoś zapytał słynnego filozofa Ly Tin Weedle'a "Po co przyszedłeś?", i odpowiedź zajęła mu trzy lata.
Wyglądała jak książka, którą w bibliotecznych katalogach określa się jako "lekko podniszczoną", choć uczciwość nakazuje przyznać, że sprawiała wrażenia nadniszczonej, przedniszczonej, zaniszczonej, a prawdopodobnie również śródniszczonej.
Obywateli Dysku z pretensjami do wyższej kultury zawsze irytowała myśl, że rządzą nimi bogowie, dla których przykładem wzniosłego przeżycia artystycznego jest dzwonek do drzwi z melodyjką.
Dysk, jako że jest płaski, nie posiada prawdziwego horyzontu. Niektórzy żądni przygód żeglarze, którym od długiego wpatrywania się w jajka i pomarańcze przychodzą do głowy głupie pomysły, próbowali czasem dopłynąć na antypody. I szybko przekonywali się, dlaczego odległe statki wyglądają czasem tak, jakby ginęły za krawędzią świata. Dlatego mianowicie, że giną za krawędzią świata.
Tymczasem bogowie byli równie zdziwieni jak magowie. Byli też bezsilni i w tej kwestii niezdolni do jakiegokolwiek działania. Zresztą i tak zajmowała ich trwająca całe eony wojna z Lodowymi Gigantami, którzy nie chcieli im zwrócić pożyczonej kosiarki do trawy.
Nikt nie wiedział, co nastąpi, gdy jedno z Ośmiu Wielkich Zaklęć wypowie się samo z siebie. Wyrażano jednak zgodne opinie, że najlepszym miejscem dla obserwacji byłby sąsiedni wszechświat.
- Dlaczego tu jesteśmy? - No cóż... Niektórzy twierdzą, że Stwórca Wszechświata zrobił dysk i wszystko, co się na nim znalazło. Inni uważają, że to bardzo skomplikowana historia, w której ważną rolę grają jądra Boga Niebios i mleko Niebiańskiej Krowy. Jeszcze inni przekonują, że powstaliśmy wszyscy dzięki absolutnie przypadkowej koncentracji cząstek prawdopodobieństwa.
Oczywiście działał on wbrew wszelkim regułom. Jednak Trymon wiedział o regułach wszystko i zawsze uważał, że dobre są do stanowienia, nie do przestrzegania.
Wyjawić mu prawdę to kopnąć spaniela.
Mag pogrzebał przy poduszce na siedzeniu i wyjął niedużą skórzaną sakiewkę z tytoniem i fajkę rozmiarów pieca do spalania odpadów.
Strzała zniknęła z dźwiękiem nie poddającym się opisowi. Jednak, by uzupełnić obraz sytuacji, można uznać, iż był to zasadniczo "spang!" plus 3 dni ciężkiej pracy w dowolnym, solidnie wyposażonym warsztacie elektronicznym.
- Może jeszcze kawałek stołu - zaproponował Rincewind. - Dziękuję, nie lubię marcepana - odparł Dwukwiat. - Zresztą uważam, że nie należy zjadać cudzych mebli.
Rincewind chciał nazbierać chrustu, ale zrezygnował. Trudno palić drewnem, które zaczyna rozmowę.
I nawet siedmiostopowy drąg do ceremonialnego łechtania świń zmieścił się w Bagażu jakoś bez trudu i nigdzie, zupełnie nigdzie nie wystawał.
W różnych częściach lasu grupy magów gubią się, krążą wokoło, ukrywają się przed sobą nawzajem i irytują, ponieważ ile razy wpadną na drzewo, ono przeprasza.
- Elfy! - krzyknął Swires, skoczył do mysiej dziury i zniknął. - Co robimy? - zapytał Dwukwiat. - Wpadamy w panikę? - zaproponował z nadzieją Rincewind. Zawsze uważał, że panika jest najlepszą metodą ujścia z życiem. W dawnych latach, jak tłumaczył swoją teorię, ludzie spotykający wygłodniałe szablozębne tygrysy, dzielili się na tych, którzy wpadali w panikę, i tych, co stali w miejscu powtarzając "Cóż za przepiękna bestia" albo "Kici kici".
Jednak bogowie rzadko spoglądają w niebo, zresztą w tej chwili zajęci byli sporem z Lodowymi Gigantami, którzy nie chcieli przyciszyć radia.
Rincewind rozejrzał się. Sądząc po zmienności i malowniczości scenerii, równie dobrze mógłby się teraz znajdować we wnętrzu piłeczki pingpongowej.
- Przed nami! - ryknął druid, przekrzykując pęd wiatru. - Podziwiajcie wielki komputer niebios! Rincewind spojrzał przez palce. Na horyzoncie wznosiła się gigantyczna konstrukcja z szarych i czarnych płyt, ustawionych w koncentryczne kręgi i tajemnicze aleje, groźne i posępne na tle śnieżnego krajobrazu. Z pewnością nie ludzie ustawili to te zalążki gór... to z pewnością grupę olbrzymów zmienił w kamienie jakiś... - Wygląda jak kupa kamieni - stwierdził Dwukwiat. Belafon znieruchomiał w połowie gestu. - Co? - Nie zrozumiał. - Jest bardzo ładna - dodał pospiesznie turysta. Szukał odpowiedniego określenia. - Etniczna - zdecydował. Druid zesztywniał. - Ładna? - powtórzył. - Tryumf technologii krzemu, cud współczesnych możliwości budowlanych... ładny? - Tak - potwierdził Dwukwiat, dla którego sarkazm był tylko słowem na siedem liter, zaczynającym się na S. (...) Wokół kręgu druidzi stukali w megality małymi młoteczkami i nasłuchiwali uważnie. Kilka ogromnych głazów leżało na boku, a każdy z nich otaczała inna grupka druidów. Badali powierzchnię i sprzeczali się między sobą. Fachowe określenia dryfowały aż do uszu Rincewinda. - Nie ma mowy o niekompatybilności oprogramowania... ty durniu, przecież Modlitwa Deptanej Spirali została zaprojektowana specjalnie dla kręgów koncentrycznych... - Moim zdaniem trzeba go zrestartować i na początek sprawdzić prostą ceremonię księżyca...
W zasypanym śniegiem jarze niedaleko od kręgu czekał na staruszka wielki biały koń przywiązany do wyschniętego drzewa. Zwierzę było smukłe i lśniące, a ogólne wrażenie wspaniałego bojowego rumaka lekko tylko psuła umocowana do siodła poduszka przeciw hemoroidom.
Cohen (który jadł końską zupę) wytłumaczył, że ludzie w Końskich Plemionach z osiowych stepów rodzą się w siodle - choć Rincewind uważał to za ginekologiczną niemożliwość.
Tymczasem bohater galopujący w tej chwili ku Wirowym Równinom nie mieszał się do tych sporów, ponieważ nie traktował ich poważnie. Przede wszystkim jednak dlatego, że bohater był bohaterką. Rudowłosą. Istnieje tendencja, by w tym momencie zerknąć przez ramię na grafika i podyktować mu dokładny opis czarnej skóry, wysokich butów i nagich ostrzy. Słowa typu "pełna", "zaokrąglona" czy nawet "wyzywająca" wkradają się do narracji, aż wreszcie pisarz musi przerwać, wziąć zimny prysznic i położyć się na chwilę. Co jest dość niemądre, ponieważ kobieta zdecydowana mieczem zarabiać na życie nie będzie wędrować po świecie, wyglądając jak ktoś z okładki katalogu wyrafinowanej bielizny dla pewnej szczególnej grupy nabywców.
Tym razem jednak nie patrzył groźnie, lecz raczej żałośnie - jak pies, który tarzał się wesoło w krowich plackach, po czym wrócił do domu i odkrył, że rodzina przeprowadziła się na inny kontynent.
- Przepraszam bardzo, ale czy dobrze zrozumiałem? Mówimy o Śmierci, zgadza się? Wysoki, chudy, puste oczodoły, specjalista od kosy?
To nierozsądne żywić do kogoś pretensje tylko dlatego, że ma puste oczodoły i jest dumny ze swojej pracy. I wciąż używa kosy, zaznaczał często, gdy Śmierci na innych światach już dawno zainwestowali w kombajny.
Magia! Więc takie to uczucie! Nic dziwnego, że magowie nie przepadali za seksem. Rincewind wiedział, na czym polegają orgazmy. W swoim czasie sam kilka przeżył, niekiedy nawet w towarzystwie.
Oto wieczna noc kosmosu. Miriady gwiazd lśnią niby diamentowy pył, czy też - jak powiedzieliby niektórzy - niby ogromne kule wodoru, płonące w wielkiej odległości. No, ale wiadomo, są ludzie, którzy powiedzieliby wszystko.
Po przeciwnej stronie horyzontu małe słońce Dysku starało się jak mogło, by zajść normalnie. Jednak zyskało ledwie tyle, że miasto - nigdy nie oszałamiające urodą - przypominało teraz obraz fanatycznego artysty, który narkotyzował się pastą do butów.
Kosiarz:
Zacierając ręce podszedł bliżej. - Czym mogę słu... KWIATY. Druto wahał się tylko przez moment. - A jakie jest, hm, przeznaczenie owych... DLA DAMY. - Czy ma pan jakieś szcze... KALIE. - Tak? Jest pan pewien, że kalie to odpo.... LUBIĘ KALIE. - No tak... Chciałbym tylko zauważyć, że kalie są nieco posępne. LUBIĘ POSĘP... Przybysz zawahał się. CO PAN PROPONUJE? Druto gładko wszedł w tryb roboczy. - Róże zawsze są dobrze widziane - zapewnił. - Lub orchidee. Wielu dżentelmenów ostatnio zapewniało mnie, ze damy uznają pojedynczą orchideę za piękniejszą od bukietu róż... POPROSZĘ DUŻO. - Życzy pan sobie róże czy orchidee? OBIE. Palce Druta poruszały się płynnie niczym węgorze w oleju. - Może zdołałbym zainteresować pana również tymi przepięknymi gałązkami Nervousa Gloriosa... POPROSZĘ ICH DUŻO. - I jeśli nie obciąży to zbytnio pańskiego budżetu, zaproponowałbym jeszcze pojedynczy okaz tej niezwykle rzadkiej... TAK. - A może... TAK. WSZYSTKO. ZE WSTAŻECZKĄ."
|
|
|
Post by Kaja on Apr 10, 2007 16:47:19 GMT 1
I jeszcze rózne. Źródła nie do końca znane. Tzn ogólnie ze "Świata Dysku"
"[Nadrektor] był dla kierowania zespołem tym, czym Herod dla Towarzystwa Przedszkolnego w Betlejem".
***
"- Zresztą, według obecnego tu Myślaka, małpy i ludzie są spokrewnieni. (...) - Nie wydaje mi się, żebym był spokrewniony z jakimiś małpami - powiedział z namysłem pierwszy prymus. - Znaczy, chybabym o tym wiedział, prawda? Zapraszałyby mnie na śluby i w ogóle".
*** Terry Pratchett, Zbrojni
"Matka urodziła mnie przez adopcję" - kapitan Marchewa Żelaznywładsson.
***
"Za to labirynt był tak mały, że ludzie gubili się, szukając go po okolicy" - o ogrodach pałacowych zaprojektowanych przez Bezdennie Głupiego Johnsona.
***
Mort
Zeszłoroczniaki to uprawy rozwijające się wstecz w czasie. Sieje się je w danym roku, a plony zbiera w zeszłym. Rodzina Morta zajmowała się destylacją wina z zeszłorocznych winogron. Trunki takie są bardzo moce i poszukiwane przez wróżbitów, ponieważ oczywiście pozwalaja im widzieć przyszłość. Jedyny problem w tym, że cierpi się kaca dzień przed i trzeba wiele wypić, żeby się go pozbyć.
...
(...) Chłopak był wysoki; rudowłosy i piegowaty, z ciałem, które robiło wrażenie, jakby właściciel z trudem tylko nad nim panował. Zdawało się że jest zbudowane z samych kolan i łokci. Tego szczególnego dnia pędził po polu, wymachiwał rękami i krzyczał. Ojciec i wuj Morta obserwowali go posępnie z kamiennego murku. - Nie rozumiem tylko - mruknął ojciec, Lezek - dlaczego ptaki nie odlatują. Ja bym odleciał, gdybym zobaczył, że zbliża się do mnie coś takiego.
...
- Wyjdzie mu to na dobre, sam się przekonasz. Zrobią z niego mężczyznę. - No tak... - Lezek westchnął - Z pewnością surowca im nie zabraknie.
...
Morta interesowało wiele spraw. Na przykład dlaczego ludzkie zęby do siebie pasują. Często się nad tym zastanawiał. Albo czemu słońce wschodzi za dnia zamiast nocą, kiedy jego światło bardziej by się przydało. Znał standardowe wyjaśnienie, ale jakoś go nie przekonywało. Krótko mówiąc, Mort należał do takich osób, które są groźniejsze niż worek grzechotników. Chciał mianowicie zrozumieć logikę praw rządzących wszechświatem.
...
- W głębi serca to dobry chłopak - zapewnił Lezek. - Trochę się zamyśla, to wszystko. Ale przecież wszyscy byliśmy kiedyś młodzi. Śmierć rozważył to dokładnie. NIE, stwierdził. NIE WYDAJE MI SIĘ.
...
Mort wsłuchiwał się w stukot kopyt na kamieniach. Potem, kiedy dotarli na trakt, podkowy uderzyły miękko o ubitą ziemię, a jeszcze później całkiem ucichły. Spojrzał w dół i zobaczył, że rozpościera się pod nimi nocny pejzaż zalany księżycowym blaskiem. Gdyby spadł z siodła, uderzyłby tylko o powietrze.
...
NIE WIEM JAK TY, ALE JA Z ROZKOSZA ZAMORDUJĘ PORCJĘ CURRY.
...
Poeci próbowali opisać Ankh-Morpork. Bez sukcesów. Może z powodu niepojętej, gorliwej żywotności miasta, a może dlatego, że miasto z milionem mieszkańców i bez żadnej kanalizacji jest zbyt mało subtelne dla poetów, którzy preferują żonkile i trudno im się dziwić. Dlatego powiedzmy tylko, że Ankh-Morpork jest tak pełne życia jak dojrzewający ser w upalny dzień, głosne jak klątwa w katedrze, jaskrawe jak plama oleju, barwne jak siniak i szumiące od działalności, interesów, ruchu i czystej, rozbuchowej aktywności niczym zdechły pies na kopcu termitów.
...
Inni goście nie zwracali na nich uwagi, nawet kiedy Śmierć oparł sie wygodnie i zapalił pięknie rzeźbioną fajkę. Ignorowanie kogoś, komu dym wypływa przez oczodoły, wymaga pewnego wysiłku, wszystkim jednak się to udawało.
...
CO TO ZA ZAPACH? - To ja - wyjaśnił z prostotą Mort. A TAK. STAJNIA Śmierć znieruchomiał z dłonią na grzbiecie książki. A JAK MYŚLISZ, DLACZEGO POSŁAŁEM SIĘ DO STAJNI? ZASTANÓW SIĘ DOBRZE. Mort zawahał się. Myślał o tym w przerwach między liczeniem taczek. Nie był pewien, czy miało to poprawić koordynację wzroku i pewność ręki, nauczyc go posłuszeństwa, uświadomić wagę - w ludzkiej skali - drobnych zadań, czy może pokazać, że ludzie wielcy zaczynają od samego dołu. Żadne z tych wyjaśnień nie wydawało się całkiem prawidłowe. - Myślę... - zaczął. TAK? - No więc, prawdę mówiąc, myślę, że to dlatego, bo brnął pan po kolana w końskim gnoju. Śmierć przyglądał mu się przez chwilę. Mort niespokojnie przestąpił z nogi na nogę. MASZ ABSOLUTNA RACJĘ, rzucił Śmierć. LOGIKA ROZUMOWANIA. REALISTYCZNE PODEJŚCIE DO ŚWIATA. BARDZO WAŻNE W TAKIM ZAWODZIE JAK NASZ.
...
- Wiesz, co się przytrafia chłopcom, którzy stawiają za dużo pytań? - burknął Albert. Mort zastanowił się - Nie - powiedział w końcu - A co? Zapadła cisza. Po chwili starzec wyprostował się. - Nie mam pojęcia. Prawdopodobnie uzyskują odpowiedzi i mają za swoje.
...
- Moja babcia mówiła, że umrzeć to jakby zasnąć - oświadczył Mort z odrobiną nadziei w głosie. TRUDNO MI TO STWIERDZIĆ. NIE ZDARZYŁO MI SIĘ ANI JEDNO, ANI DRUGIE.
...
- Wolne popołudnie - powtórzył Mort. Pokój wydał mu się nagle dusząco ogromny, a on sam stał nieprzyjemnie odsłonięty pośrodku dywanu wielkości pola urawnego. ALE DLACZEGO? Śmierć nie mógł zrozumieć. PRZECIEŻ NIE NA POGRZEB BABCI, dodał. WIEDZIAŁBYM COŚ O TYM.
...
- To Ankh-Morpork - oznajmił. - Każdy by zauważył. I wywąchał. Mort pociągnął nosem. Rzeczywiście, w powietrzu nad miastem było coś niezwykłego. Człowiek miał wrażenie, że ta atmosfera wiele już przeżyła. Przy każdym oddechu uświadamiał sobie na nowo, że otacza go mnóstwo ludzi i prawie każdy z nich ma dwie pachy.
...
JAK SIĘ NAZYWA TO UCZUCIE W GŁOWIE, UCZUCIE TĘSKNEGO ŻALU, ŻE RZECZY SA TAKIEJ, JAKIE NAJWYRAZNIEJ SA? - Chyba smutek, panie. A teraz... JESTEM ZASMUTKOWANY.
...
- Jesteś złodziejem? - spytał ojciec. - Mordercą? Skoro tak się zakradłeś, to może nawet... poborcą podatkowym?
...
Przestronne, niskie pomieszczenie za drzwiami było mroczne, posępne i pachniało głównie kadzidłem, ale też trochę gotowaną kapustą, nie praną bielizną i ogólnie człowiekiem, który ma zwyczaj rzucać skarpetkami o ścianę, a potem nosić te, które się nie przykleją. Na stole stała kryształowa kula z wyraźnym pęknięciem, astrolabium, w krótym brakowało kilku części, na podłodze wymalowano odrobinę nierówny oktogram, a z sufitu zwisał wypchany aligator. Wypchany aligator to absolutnie niezbędne wyposażenie każdego przyzwoitego warsztatu maga.
...
- Za chwilę będę gotowa - powiedziała. Marszcząc brwi, spojrzala na kartkę papieru. - Nie wpisałam jeszcze tego kawałka, że jestem zdrowa na ciele i umyśle. Same głupoty. Nikt zdrowy na ciele i umyśle by nie umierał. Może się czegoś napijesz? - Słucham? - nie zrozumiał Mort. Otrząsną się i powtórzył: SŁUCHAM?
...
Wśród najwyższych gór, na końcu doliny w kształcie lejka, ieszkali Słuchacze. (...) Nowicjuszy przyjowano do nauki, jeśli po samym brzęku z odległości pięciuset sążni potrafi odgadnąć, na którą stronę upadła rzucona oneta. Uczeń mógł wstąpić do zakonu dopiero wtedy, kiedy uiał stwierdzić, jakiego była koloru.
...
- Nie ponaglaj - powiedział. Tak lubię te rozmowy. Gdzie się podział ten co zawsze? - Ten co zawsze? - Mort nie zrozumiał. - Taki wysoki. Czarny płaszcz. Trochę niedojada, sądząc po wyglądzie. - Ten co zawsze? Ma pan na myśli Śmierć?
...
Jak z tego widać, przy swej wrodzonej uczsiwości Mort nie miał żadnyc szans na karierę poety. Gdyby kiedykolwiek porównał dziewczę do letniego dnia, natychmiast by wyjaśnił, o który dzień mu chodzi i czy padał wtedy deszcz.
...
- Nie widzicie? - zapytał drżącym głosem. - To przechodzi przez ścianę! Przechodzi przez ścianę! - Wiele rzeczy przechodzi przez ścianę, kiedy człowiek pierwszy raz napije się nabłkownika. Zwykle różne stwory, zielone i włochate. - To mgła? Nie słyszycie jak syczy? - Sycząca mgła, tak? - Karczmarz zerknął na ścianę, wcale nie tajeniczą i całkiem pustą, jeśli nie liczyć kilku pajęczyn. Przerażenie Morta nieco go zaniepokoiło. Wolałby chyba typowe pokryte łuską potwory. Przy nich człowiek wiedział przynajmniej, na czym stoi.
...
Co więcej, Krull ze sterczącą poza Krawędź dużą częścią tego, co z braku lepszego słowa trzeba nazwać linią brzegową, był szczęśliwą wyspą. Jedyni obywatele, którzy tego nie doceniali, to ci, którzy nie patrzyli pod nogi albo którzy chodzili przez sen, lecz dobór naturalny sprawił, że nie zostało ich wielu. Wszystkie społeczeństwa mają pewien procent wyrzutków, ale na Krullu nie dostają oni szansy, żeby wskoczyć z powrotem.
...
Magowie podobno nie mogą... nie mogą spotykać się z dziewczętami. Żyją w celi i bacie. Celi i bacie? Nie wolno im no-wiesz...
...
- Ehem... -odchrząknał mag. - No, pomyślałem sobie, że zobaczę czy nie zostało coś w spiżarni. Wzruszył ramionami* _______ *Znalazł pół słoika zjełczałego majonezu, kawałek bardzo starego sera i lekko nadpleśniałego pomidora. Ponieważ za dnia spiżarnia pałacu w Sto Lat mieściła zwykle piętnaście całych jeleni, setkę bażantów, pięćdziesiąt baryłek masła, dwieście kamionkowych garnków gulaszu z zajęcy, siedemdziesiąt pięć połci wołowiny, dwie mile rozmaitych kiełbas, liczne kuropatwy, osiemdziesiąt tuzinów jaj, kilka jesiotrów z Okrągłego Morza, beczkę kawioru i słoniową nogę nadziewaną oliwkami, Cutwell raz jeszcze przekonał się, że jedną z manifestacji pierwotnej, naturalnej magii wszechświata jest następujący fakt: każdy doowy magazyn żywności, penetrowany ukradkiem w środku nocy, zawsze i niezależnie od zawartości dziennej, mieści jedynie pól słoika zjełczałego majonezu, kawałek bardzo starego sera i lekko nadpleśniałego pomidora.
...
- Zginę szlachetnie jak królowa Ezeriel. (...)- A kto to taki? - Żyła w Klatchu, miała licznych kochanków i usiadłą na wężu - poinforował Cutwell, który właśnie naciągał kuszę. - Chciała tego! Była nieszczęśliwa w miłości! - Pamiętam tylko że kąpała się w oślim mleku. Zabawna rzecz ta historia... - Cutwell zadumał się. - Zostajesz królową, rządzisz przez trzydzieści lat, ustanawiasz prawa, wypowiadasz wojny, a jedyne, co o tobie pamiętają, to że pachniałaś jak jegurt i że wąż ugryzł cię w...
...
- Mieliśmy tu kiedyś maga, który próbował się wzbogacić - oświadczył Wa. - Jakoś nie mogę sobie przyponieć, co się z nim stało. Chłopcy? - Pogadaliśmy z nim... - ...i zostawiliśmy go w Świńskim Pasażu... - ...i w Miodowej Alei... - ...i jeszcze w paru innych miejscach, których nie pamiętam.
...
JAK SIĘ NAZYWA TO UCZUCIE, ŻE JEST SIĘ BARDZO MAŁYM I ROZGRZANY? - Keeble bawił się piórem. - Pigmej? ZACZYNA SIĘ NA Z. - Zakłopotanie? - TAK - zgodził się Śmierć - TO ZNACZY TAK.
...
Gildia Kupców Ankh-Morpork zatrudniała duże grupy ludzi z uszami jak pięści, a pięściami jak spore worki orzechów, którch zadaniem była reedukcja zbłąkanych, publicznie nie dostrzegających licznych atrakcji tego pięknego miasta. Na przykład filozof Catroaster został znaleziony, jak spływał twarzą w dół po rzece w kilka godzin po wygłoszeniu swej słynnej maksymy: "Kiedy człowiek a dosyć Ankh-Morpork, to ma dosyć błota po kostki.
...
(...) Nie szukają potraw wyszukanych czy egzotycznych, ale wolą dania konwencjonalne, jak ebriony ptaków nielotów, mielone organy w powłoce jelit, plastry ciała świń czy bulwy bylin przypalane w zwierzęcym tłuszczu; w ich gwarze określa się to jako jajka, kiełbasę, bekon i frytki.
...
- Co sądzisz o zaproszeniach na chrzciny? RACZEJ NIE. NIE JESTEM STWORZONY DO ROLI OJCA, A TYM BARDZIEJ DZIADKA. MAM NIEODPOWIEDNIE KOLANA.
|
|
|
Post by Kaja on Apr 10, 2007 16:48:22 GMT 1
A to na Deser
"Ruchome obrazy"
Błędem byłoby stwierdzenie, że po twarzy Deccana Ribobe przemknął wyraz paniki, ponieważ w tej chwili jego twarz znajdowała się o kilka sążni od niego i ozdabiał ją rodzaj zastygłego uśiechu, jakby Deccan wreszcie zrozumiał dowcip. Ale jego duch wyraźnie się zmartwił.
...
Bum! Minutę czy dwie po wybuchu jakaś postać wytoczyła się z poszarpanego otworu, gdzie kiedyś tkwiły drzwi. Nie miała włosów, a jej ubranie jeszcze się tliło.(...) - Szukam... - oznajiła postać z rozarzeniem - słowa. Mam na końcu języka. - Pypeć? - podpowiedział Gardło.(...) - Nienienie... To nie pypeć. Takie coś, co się mówi kiedy człowiek coś odkryje. Biegnie się po ulicy i krzyczy... - gorączkowo tłumaczyła postać. - Takie specjalne słowo... - dodała, marszcząc czoło pod warstwą sadzy.(...) - Tak zgadza się - oświadczył starszy mężczyzna, nabijając fajkę. - Krzyczy się "Pożar! Pożar!". - Był wyraźnie dumny z siebie. - Nie to nie to. - Albo "Ratunku", albo... - Nie, on ma rację - przerwała u kobieta z koszem ryb na głowie. - Jest takie specjalne słowo. Zagraniczne. - Szczera prawda - potwierdził jej sąsiad. - Specjalne zagraniczne słowo dla ludzi którzy coś odkryli. Wynalazł je jakiś zagraniczny typek w kąpieli... - Dajcie spokój... - Pierwszy mężczyzna odpalił fajkę od tlącego się kapelusza alchemika. - Ja na przykład nie rozumiem, dlaczego obywatele tego miasta mają biegać po ulicy i wrzeszczeć po pogańsku tylko dlatego, że wzięli kompiel. Zresztą spójrzcie na niego. On wcale nie brał kompieli. Potrzebuje kopieli, owszem, ale się jeszcze nie kąpał. Po co ma biegać i wrzeszczeć po pogańsku? My też mamy doskonałe słowa do wrzeszczenia. - Na przykład jakie? - wtrącił Gardło Sobie Podrzynam. Palacz fajki zawahał się. - No... - powiedział. - Na przykład... "Coś odkryłem"... albo... "Hurra!"... - Nie! - znów przerwała mu handlarka rybami. - Myślałam o tym typie gdzieś spod Tsortu czy gdzie. Siedział w kąpieli i wpadł na jakiś pomysł, więc wyskoczył z wrzaskiem na ulicę. - A co wrzeszczał? - Nie wiem. Może "Dajcie mi ręcznik!". Na pewno by wrzeszczał jak nie wiem co, gdyby spróbował czegoś takiego u nas - oświadczył Gardło. - A teraz, panie i panowie, mam kiełbaski w bułce, od których ślinka... - Eureka - oznajmił człowiek pokryty sadzą. - Co z nią? - zdziwił się Gardło. - Nic, o to właśnie słowo mi chodziło. Eureka.
...
- Paszteciki! Gorące kiełbaski! W bułce! Świeżutkie! Świnia jeszcze nie zauważyła, że zniknęły!
...
- Odpowiedni człowiek - uznali wszyscy. - Nowa miotła. Nowe porządki. Wiejski mag. Powrót do natury, do korzeni magii... Wesoły staruszek z fajką i błyszczącyi oczami. Taki co potrafi jedno zioło odróżnić od drugiego, taki co idzie przez las, a każdy zwierz jest mu bratem. Te rzeczy. Sypia pod gwiazdami jak nic. Nie zdziwimy się, jeśli wie, co mówi wiatr. Można się założyć, że zna imię każdego drzewa. I jeszcze rozmawia z ptakami.(...) A potem Ridcully Bury przybył i okazało się, że rzeczywiście rozmawia z ptakami. Właściwie to krzyczy na ptaki, a krzyczy zwykle "Trafiłem cię, draniu!"
...
Tylko Patrycjusz wiedział, ilu ma w mieście szpiegów. Ten akurat był służącym w Gildii Alchemików. Miał kiedyś pecha i stanął przed Patrycjuszem oskarżony o włóczęgostwo. Po czy z własnej i nieprzymuszonej woli zgodził się zostać szpiegiem*. * Alternatywą było trafienie z własnej i nieprzymuszonej woli do jamy ze skorpionami.
...
- Trzeba wziąć trochę kukurydzy i wrzucić ją do, powiedzmy, kolby numer trzy, razem z olejem kuchennym, rozumiecie. Potem przykrywa się talerzem albo czymś innym, a kiedy podgrzać kolbę, kukurydza strzela, znaczy się nie tak naprawdę, raczej puka. Jaj już przestanie, zdejmuje się talerz a kukurydza zmienia się w te, no, w te rzeczy... - Spoglądał na ich zdumione twarze. - Można to jeść - wymamrotał przepraszająco. - Jeśli doda się masła i soli smakują trochę jak słone masło.
...
Nastała północ - nie ta sama co poprzednio, ale bardzo podobna. Stary Tom, pozbawiony serca dzwon na uniwersyteckiej dzwonnicy, wybił właśnie dwanaście dźwięcznych chwil ciszy.
***
|
|
|
Post by Bazylia on Apr 11, 2007 13:34:32 GMT 1
"Tylko Patrycjusz wiedzia³, ilu ma w mieœcie szpiegów. Ten akurat by³ s³u¿¹cym w Gildii Alchemików. Mia³ kiedyœ pecha i stan¹³ przed Patrycjuszem oskar¿ony o w³óczêgostwo. Po czy z w³asnej i nieprzymuszonej woli zgodzi³ siê zostaæ szpiegiem*. * Alternatyw¹ by³o trafienie z w³asnej i nieprzymuszonej woli do jamy ze skorpionami. " Urocze NGN (reszta póŸniej): - Po rozwa¿eniu sytuacji mam wra¿enie, ¿e wybór dachu nie by³ m¹drym posuniêciem - stwierdzi³ skrytobójca. - Prawdopodobnie - zgodzi³ siê Vimes. Kilka tygodni temu spêdzi³ dobre parê godzin, podpi³owuj¹c belki i starannie uk³adaj¹c dachówki. - Powinienem zeskoczyæ z muru i wykorzystaæ krzaki pod murem. - Byæ mo¿e - przyzna³ Vimes. W krzakach za³o¿y³ pu³apkê na niedŸwiedzie. ... Spojrza³ na przedniego nosiciela i kciukiem wskaza³ mu drzwiczki lektyki. - Wsiadaj - poleci³. - Ale¿ proszê pana... - Mamy pogodny ranek - Vimes zdj¹³ p³aszcz. - Sam bêdê prowadzi³. ... - Co siê sta³o, sir? - zapyta³ Vimes. - Jak siê zdaje le¿ê w ³ó¿ku, Vimes. ... - Na bogów! Mam sprowadziæ doktora? - Oszala³eœ? Chcemy, ¿eby ¿y³. ... {w tym miejscu zacytujcie sobie ca³¹ pierwsz¹ scenê z otrutym Patrycjuszem, do badania 'lekarskiego' w³¹cznie, a najlepiej do momentu gdy Detrytus wynosi krzes³o... Pratchett, pan jest okropny ;D} ... - Jesteœ arystokrat¹, Nobby. Nobby pokiwa³ g³ow¹. - Ale mam na to specjalny szampon, sir. ... - W Muzeum Chleba Krasnoludów. Ktoœ zabi³ pana Hopkinsona jego w³asnym chlebem! - Zmusi³ go do jedzenia? ... - (...) Wolê, ¿eby by³ w z³ym stanie ni¿ martwy. Nie ufa³bym Vetinariemu, ¿e pozostanie w grobie. ... - (...) Gdyby szuka³ pan zwyciêzcy na sto s¹¿ni stania nieruchomo, to w³aœnie on. [funkcjonariusz Rzygacz, kolejna moja mi³oœæ ] ... "Tynktura nocy zaczê³a rozcieñczaæ zupê popo³udnia." Vetinari rozwa¿y³ to zdanie i znalaz³ je dobrym. ... - (...) to dlatego, ¿e jest jaœnie oœwiecony. - Naprawdê? Nie wiedzia³em, ¿e to tak na niego dzia³a. Zaraz przykrêcê lampê. ... Patrycjusz pogrzeba³ widelcem w talerzu z min¹ odkrywcy w obcej krainie. (...) Vetinari zjad³ pizzê, a przynajmniej te kawa³ki, które zdawa³o mu siê, ¿e rozpoznaje. ... - (...) po prostu niewiarygodne. Ten cz³owiek rzeczywiœcie ma antycharyzmê. ... - (...) Pan siê uœmiecha, komendancie? - To prawdopodobnie z³udzenie w tym œwietle, sir. ... - Ale¿ panie, mog³eœ za³atwiæ tê sprawê dyplomatycznie! A zamiast tego on pakowa³ siê wszêdzie, przewraca³ wszystko do góry nogami, wielu ludzi rozz³oœci³ albo nastraszy³... - Rzeczywiœcie? Coœ podobnego... No, no... - Aha - powiedzia³ Drumknott. - No w³aœnie. ... - Jak siê zdaje, komendant Vimes przy licznych okazjach wyg³asza³ uw³aczaj¹ce Patrycjuszowi uwagi - zauwa¿yl Downey. - Chodzi panu o "Powinien wisieæ, ale trudno by znaleŸæ tak¹ oœliz³¹ linê"? (...) Wydaje mi siê, ¿e ma jak¹œ niezwyk³¹ s³aboœæ do Patrycjusza. Powiedzia³ kiedyœ, ¿e jeœli ktokolwiek mia³by zabiæ Vetinariego, chcia³by, ¿eby to by³ on. ci¹g dalszy nast¹pi
|
|
|
Post by Bazylia on Mar 3, 2008 19:14:36 GMT 1
Jakie pere³ki mo¿na znaleŸæ na youtubie Soul Music (Muzyka duszy) www.youtube.com/watch?v=oOrMcN6SfHYWyrd Sisters (Trzy wiedŸmy) www.youtube.com/watch?v=JJdm1qju7rg&feature=relatedAnimacja wprawdzie trochê kuleje (trochê...), mimika postaci pozostawia wiele do ¿yczenia, ju¿ o wygl¹dzie nie mówi¹c (rozpoczynaj¹c od uszu Impa, poprzez noszonego przez Nianiê zdech³ego lisa, na goglach babci Weatherwax koñcz¹c). To, ¿e film jest tylko w jêzyku angielskim, te¿ mo¿e byæ dla niektórych utrudnieniem. Niew¹tpliwymi atutami s¹ natomiast Œmieræ Szczurów oraz sam Œmieræ, który przemawia do nas g³osem Christophera Lee Poza tym Pratchett to Pratchett. [edit] Po obejrzeniu całości Muzyki Duszy - animacja kulawa, fakt. Ale wciąga. I trzyma klimat. Świetnie dobrana muzyka, naprawdę świetnie. No i to zupełnie inaczej przeczytać opis koncertu, a zobaczyć i - przede wszystkim - posłuchać. Do tego słodki wprost Mroczny Piskacz. I wspaniały Śmierć. Wprawdzie nie powinien mieć mimiki twarzy, ale za głos ma odpowiedni. Ogólne wrażenie - mimo wszystko - jestem na TAK. Powsta³ te¿ - tym razem w pe³ni aktorski - WiedŸmiko³aj. www.youtube.com/watch?v=X4H4ELpza0Y&feature=related(na youtubie jednak jest wszystko...) Ma specyficzny klimat, tylko dla tych co znaj¹ Pratchetta. Ale mi³o siê ogl¹da³o, i nakrêcony bardzo wiernie. Obecnie powstaje "Kolor magii", tak¿e aktorski (trailery na youtubie). Za granic¹ ma siê w tv ukazaæ bodaj¿e w marcu. *biadoli, dlaczego akurat Kolor Magii... no chyba ¿e po kolei wszystkie chc¹ krêciæ *
|
|