ladyvaljean
Gość Opery
Samozwańczy Naczelny Kot Forum
Posts: 382
|
Post by ladyvaljean on Jan 3, 2007 23:12:47 GMT 1
Zainspirowana fanartem i namowami Kaji pozwalam sobie na małe porównanie V i Upiora. ( UWAGA : PONIŻSZY TEKST JEST SUBIEKTYWNY I STRONNICZY) Po pierwsze kto jeszcze nie oglądał filmu V jak Vendetta to serdecznie polecam. Jest to film bardzo „upiorowi” i myślę że dla każdej phanki wart zobaczenia. Może najpierw troszkę o treści filmu. Pozwolę sobie zacytować streszczenie z oficjalnej strony filmu. Akcja filmu V for Vendetta rozgrywa się w przyszłości, w futurystycznym krajobrazie totalitarnej Wielkiej Brytanii. To historia subtelnej i wrażliwej dziewczyny o imieniu Evey (NATALIE PORTMAN), którą ratuje od śmierci tajemniczy mężczyzna w masce (HUGO WEAVING), znany jako „V”. Niezwykle charyzmatyczny i wyjątkowo sprawny zarówno w sztukach walki, jak i w oszustwie, V wznieca rewolucję, podrywając współobywateli do walki z tyranią i uciskiem. Dowiadując się, co tak naprawdę skrywa maska V, Evey odkrywa jednocześnie prawdę o sobie samej – i staje się nieoczekiwanie jego sprzymierzeńcem. Odgrywa kluczową rolę w kulminacyjnym momencie, stając się częścią planu mającego przywrócić wolność i sprawiedliwość społeczeństwu, w którym króluje okrucieństwo i korupcja. To tyle treści. Zaraz, zaraz powiecie. Jakaś rewolucja, jakaś zemsta gdzie tu podobieństwa? Ano po pierwsze to oboje panowie noszą maski. V zakrywa całą twarz i właściwie to nie tylko twarz, ale i całe ciało nawet dłonie. Powód? Podobnie jak Upiór ma zdeformowane ciało. Jednak nie jest taki od urodzenia, ale w wyniku obrażeń doznanych w czasie pożaru. Dwa zachowanie. Obu panów łączy dość elegancki strój, oficjalna i dystyngowana postawa, maniery dżentelmena oraz nienaganne maniery. ( Tu mówię o tych dobrych ekranizacjach Upiora, nie o tej nędznej cherlawej podróbce z oczami jak spaniel w wykonaniu pana B.) Słownictwo V i „urocze zdania wielokrotnie złożone” przypomniały mi mojego ulubionego Erika, wy już wiecie którego. O ile Upiór jest przede wszystkim artystą, to V jest intelektualistą. Kocha muzykę, ale i literaturę, oraz malarstwo. Obu panów łączy też niesamowicie hipnotyzujący głos ( znowu nie mówię o GB) . Trzecie podobieństwo to traumatyczne przeżycia i przeżyte cierpienia. O ile Upiór miał przekopane cały czas, to V tylko przez pewien czas w więzieniu. Ale że się tak wyrażę miał bardziej nieprzyjemną sytuację. Przez to oboje prowadzą życie samotników, notabene w obu przypadkach w podziemiach. Tu musze z przykrością stwierdzić, że podziemia Upiora są urządzone z o wiele gorszym gustem i większą dawką kiczu. W wynikającym z samotnictwa i poczucia cierpienia stosunku do społeczeństwa widać i podobieństwa i różnicę. Tu i tu jest chęć zemsty. Upiór w zasadzie ogranicza się do złorzeczenia społeczeństwu i powieszenia od czasu do czasu jakiegoś wścibskiego pechowca, który włazi w jego podziemia, to V bardzo aktywnie ową zemstę wprowadza w życie. I choć oboje czują się odizolowani od społeczeństwa, to V aktywnie walczy o jego idee, o wyzwolenie. Właściwie mimo że stoi obok, to całe jego życie jest zdeterminowane celami społecznymi. V podobnie jak Upiór, jeżeli weźmiemy pod uwagę wersję z książkową, ma…ehm… nieco elastyczne pojecie o etyce i zabijaniu. Jeżeli uznać za prawdziwą historię z Mała Sułtanką, to w sumie nie wiadomo, z którego z nich paskudniejszy morderca. Różnią ich zasadniczo metody V preferuje noże, Upiór sznurki. I tak dochodzimy do miejsca w którym w życiu obu panów pojawia się kobieta. Oboje się naturalnie zakochują. I oboje wiedzą, że nic z tego nie będzie. Tu jest ładna scena kiedy V rzuca maską w lustro z rozpaczy, zdając sobie sprawę, ze z takim wyglądem, to nawet o pocałunku może sobie zapomnieć. Scena niemal dokładnie jak z filmu z Upiorem. Może ze względu na rodzaj maski, a może z innych powodów, V mniej łazi za swoją wybranką i cielęcymi z oczami nie marudzi jej o swoich uczuciach. Wyznanie jest dopiero prawie przy końcu. Robi jej jednak coś, co ja osobiście uznaję za Niewybaczalne. Nie chcę jednak spojlewrować tym którzy nie wiedzieli. Zasadniczo od kilku dni mocno myślę, czy bym coś takiego wybaczyła. Zasadniczo oboje panwie są: inteligentni, uzdolnianie, niebezpieczni, mroczni, cierpiący, z nienagannymi manierami, samotni, z poważnym defektem urody i poczuciem krzywdy. Mają też podobne atrybuty; czerwoną różę, czarna pelerynkę i biała maskę. Tak w ogóle to wczoraj poszperałam traszkę w necie i znalazłam kilka wielce przyjemnych fanfików. Niestety po angielsku, ale ociekających erotyką. Jak choćby ten ( dodatku ze sceną demaskacji) www.fanfiction.net/s/3225506/1/A jeżeli będziemy w wyniku filmu i fanfiku zbyt egzaltowano- rozgorączkowane to tu jest odtrutka. (-: www.youtube.com/watch?v=V9rzMaAucI4W każdym razie zapraszam do dyskusji. O V. O Obu panach V i Eriku. I do znajdywania wszystkich ciekawych fanfików i fanartów na ten temat. Pozdrawiam Kot Upiorny i stronniczy. Lubiący mrocznych facetów w maskach. Ha.
|
|
hesperyda
Odwiedzający Operę
Samozwańczy Naczelny Polonistyczny Pedant Forum
Posts: 102
|
Post by hesperyda on Jan 4, 2007 16:10:31 GMT 1
Przeczytałam Twoją analizę dzisiaj po pólnocy i od razu chciałam się podzielić swoimi spostrzeżeniami, ale byłam w trakcie uczenia się o Ruchu Egzekucyjnym przy trzeciej kawie, a poza tym bałam się, że stukanie klawiatury, obudzi i ściągnie z sąsiedniego pokoju wściekłą rodzicielkę. Zrobiłam więc pospieszną listę, którą teraz spróbuję przemodyfikować na sensowny ciąg argumentów pod hasłem: dlaczego nie zgadzam się z porównaniem LadyValjean. Ale najpierw udzielę ochrzanu, jaki sama dostałam swojego czasu, tj. we wrześniu minionego roku: nie pisze się "V." bo to nie jest skrót, ale pełna nazwa własna. Stąd kropka jest uznawana jako błąd. Tyle dygresji czepialsko-polonistycznej, pora przejść do konkretów.
Czyżby? Wydaje mi się, że elegancja i dystyngowana postawa Erika Leroux (dla mnie pierwszeństwo zawsze ma ksiązka), ma w sobie wiele operowej przesady i patetyczności, pozbawionej naturalności jakiej nie brakuje V, co sama zresztą zauważyłaś, wspominając, w o ile lepszym stylu urządził swoją kryjówkę. Poza tym, gdzie podziała się oficjalność Erika, kiedy emocje wzięły górę i w rozpaczy, która doprowadziła go na skraj szaleństwa, postawił Christine przed wyborem: albo małżeństwo z nim, albo śmierć ich wszystkich? V wręcz przeciwnie; nie pozwolił się ani razu wyprowadzić z równowagi. Scena, w której po wyjściu Evey rozbija lustro, jest zupełnie czymś innym: ostatecznie nie groził jej, nie szantażował, nie próbował zatrzymać siłą, a także nie histeryzował na jej oczach, a tylko wypłakał się w samotności.
Szukanie analogii tutaj, wydaje mi się, zakrawa o absurd. Erik nienawidził ludzi, ponieważ rozpaczliwie pragnął do nich należeć wiedząc, że to niemożliwe; jednocześnie czuł się od nich lepszy i gorszy, a historia z Małą Sułtanką, sprawiła, że poczuł się jak pan życia i śmierci. Nie zadaliśmy sobie pytania, czy ktokolwiek kiedykolwiek powiedział mu czym jest zabijanie i jak wielkim jest złem? Czy był ukierunkowany na jakąś religię? Jeżeli na obydwa pytania odpowiemy "nie", co wydaje mi się całkiem prawdopodobne, to poza amboną, Biblią i rozmowami z innymi, odpowiednimi ludźmi, nie zostaje nam już chyba żadne źródło wiedzy o moralności i złu zabijania. V natomiast był doskonale świadomy tego co robi, walcząc za wolność i idee. Jego morderstwa dzielą się na dwie kategorie: towarzyszące ucieczce, konieczne, żeby udało się mu ujść z życiem i spotykające wszystkich tych, którzy pechowo weszli mu w drogę i te dokładnie wykalkulowane akty zemsty. I chyba każdy się zgodzi, że uniknąłby tych pierwszych, gdyby istniała taka możliwość. Ale jej nie bylo: celowali w niego z broni palnej, musiał sobie jakoś radzić. Natomiast akty zemsty, każdy z osobna wymagają odrębnego omówienia. Co nie zmienia faktu, że pozbawiając życia lekarkę, zachował się niesamowicie humanitarnie: oszczędził jej bólu i przebaczył wszystkie okropności jakich się dopuściła.
V tak uważał, to prawda, ale Erik miał chory pomysł na ten związek. W każdym razie wydaje mi się, że Upiór nie był zdolny do zdrowej miłości: ciągle byłby zazdrosny, niepewny, przekonany, że Christine jest z nim z litości i tak dalej, natomiast V nie był aż tak beznadziejnym przypadkiem.
Pozostaje jeszcze kwestia zupełnie innych czasów, w jakich umiejscowiono ich historie - to też ma spore znaczenie.
|
|
ladyvaljean
Gość Opery
Samozwańczy Naczelny Kot Forum
Posts: 382
|
Post by ladyvaljean on Jan 4, 2007 21:14:07 GMT 1
Ojojojjjj. Pop pierwsze to nadmieniłam, że jestem subiektywna. Czyli, że patrzę emocjonalnie i wybieram z tego zachowania upiora, którego najbardziej lubię. Czyli przede wszystkim Kopitowskiego i serialowego. Bo faktycznie dyskutując o Upiorze trzeba zaznaczyć o którym.
Po drugie to moja tez brzmi: V i Upiór są bohaterami, którzy posiadają wiele cech wspólnych. Nie są jednak w żadnym razie identyczni. Zatem zachęcam do porównań a nie do stawiania znaku równości.
1) ” Czyżby? Wydaje mi się, że elegancja i dystyngowana postawa Erika Leroux (dla mnie pierwszeństwo zawsze ma ksiązka), ma w sobie wiele operowej przesady i patetyczności, pozbawionej naturalności jakiej nie brakuje V, co sama zresztą zauważyłaś, wspominając, w o ile lepszym stylu urządził swoją kryjówkę.” No, no, toż ten skórzane ubranie, czarna peleryna, a w czasie oglądania filmu elegancka koszula w stylu XVII w. kawalera to raczej nie było coś co nazywają casual. V też na swój sposób popada w pewną rycerską teatralność. Inaczej niż Upiór, którego domem jest opera, ale że się nosi naturalnie i nie odświętnie to nie można powiedzieć.
2) „Poza tym, gdzie podziała się oficjalność Erika, kiedy emocje wzięły górę i w rozpaczy, która doprowadziła go na skraj szaleństwa, postawił Christine przed wyborem: albo małżeństwo z nim, albo śmierć ich wszystkich? V wręcz przeciwnie; nie pozwolił się ani razu wyprowadzić z równowagi. Scena, w której po wyjściu Evey rozbija lustro, jest zupełnie czymś innym: ostatecznie nie groził jej, nie szantażował, nie próbował zatrzymać siłą, a także nie histeryzował na jej oczach, a tylko wypłakał się w samotności.”
Mówiłam tu o Upiorze serialowym. On też nie histeryzuje i właśnie za to go lubię. A swoją drogą gdyby Eavy była na miejscu Christine i widziała ten książkowy pokaz histerii to chyba by ze śmiechu umarła. I jeszcze o tym jego grożeniu i szantażu. Upiór jest histeryk i troszkę pozer. Bo gada o tym jak to ich zamorduje, a potem i ją i Raula puszcza wolno i jeszcze ( w książce) życzy im szczęścia. ( W serialu ratuje Raulowi życie). Co natomiast robi V Eavy to wiadomo…Nie wiem czy bym chciała być na jej miejscu.
3) „Szukanie analogii tutaj, wydaje mi się, zakrawa o absurd.” Analogia jest. Jest i poczucie alienacji ( V mimo że silnie identyfikuje się ze społeczeństwem, to jednak jest na jego marginesie). I jest potrzeba ZEMSTY. A jak ta zemsta wygląda i jak oboje ją rozumieją to już insza sprawa. V po Dumsowsku, Upiór bardziej chaotycznie i emocjonalnie. Ale mimo że złorzeczy to nie łazi i swoich wrogów nie wykańcza po nocy. A Kopitowskiemu to nawet jest jakoś przykro, że Bougeta zabił.
4) Ich miłość nie była identyczna, ale miała wspólny schemat. W którym wiadomo było od początku, że nic z tego nie będzie. Ja nieśmiało przypominam, że nawet do Upiora książkowego doszło w końcu, że to nie wypali. „natomiast V nie był aż tak beznadziejnym przypadkiem.”
A tu się akurat zgodzę z tobą. Może dlatego, że V przez dużą część życia ( tą w której kształtuje się psychika) miał prawdopodobnie zupełnie normalne życie i relacje. I tak jak mówiłam, że V jest „fajniejszym black charakterem”. Wyrzucą nas z tego forum Hes za takie teksty. (-:
Choć z drugiej strony jego „resocjalizacja” mogła by być trudniejsza o tyle, że miał silniejszą wolę i nie tak łatwo go było do czegoś przekonać. Upiora Christine wystarczy, że mocniej poprosiła. A jak przekonać V, żeby nie ginął tak jak zaplanował? Nie było by łatwo.
W każdym razie mimo, że nie do końca się zgadzasz temat jest po to żeby rozmawiać, argumentować i polemizować. Kropki już poprawiam – masz rację. A na serial Kopitowski tym więcej zapraszam. Skoro lubisz V to ta wersja powinna ci przypaść do gustu.
Pozdraiwam
LadyValjean vel Labruja Kot-Który-By-Pomyział-Mrocznego-Bohatera (-;
|
|
|
Post by Kaja on Jan 5, 2007 21:57:18 GMT 1
Moje drogie panie, po co ta sprzeczka? Zostawmy czasy, wydarzenia i ogólnie całe tło tego wszystkiego a zajmijmy się osobą w masce a dokładniej maską i tym co pod nią powstało. Wszelkie porównywania Upiora z V są jak najbardziej słuszne. Proszę cię Hes nie oburzaj się. Ja nie mówię tu o dosłownym porównywaniu, a raczej podobieństwie psychiki w ostatnim etapie tego, co maska mogła zrobić z człowieka. Bo nie oszukujmy się, jeżeli ktoś nosi maskę dłuższy czas ( a obaj panowie to robili) to w pewnym momencie już nie wiadomo czym pod nią się stali. Częściowo ukryli pod nimi swoją ludzkość kreując się na zupełnie coś innego: ducha, zjawę, upiora lub jeszcze niezliczone nadprzyrodzone siły. Pytacie: gdzie człowiek? Wyrzucony, ukryty, bo człowieczeństwo to niestety słabość, uczucia, wątpliwości a tu nie może ich być. No i nasi panowie odrzucając swoją ludzkość z różnych powodów a przy okazji będąc kimś, kto różni się od ludzi ( fizycznie oczywiście, bo niby na pierwszy rzut oka człowieka poznaje się po wyglądzie), kreują siebie na kogoś zupełnie innego. Zakładają lub założono im maski. Sami wybierają odludne podziemia zakopując się w tym, co piękne, estetyczne i w ogóle co im bliskie nie zdając sobie sprawy że zaczęło się ich nowe tworzenie. Proszę nie porównujmy u kogo ładniej, czyściej, estetycznej, bo przecież upiór jak zaznaczyła Lady to artysta ze swoim artystycznym nieładem, a V to intelektualista skrupulatnie czysty. Nie porównujmy strojów. Erika kreuje świat mu współczesny i opera a V osoba buntownika i czasy hrabiego Monte Christo. Każdy ma to co lubi. Wszystko pięknie, wszystko ładnie. Zatem przejdźmy do zamierzeń naszych panów. Mamy zatem tak: Upiora Lerouxa, który pragnie tak naprawdę czego? No tak, wiemy: rodziny, a nie należeć do społeczeństwa, którego tak nie znosi. On pragnie tylko żony. Takiej śpiewającej muzy, którą by do końca życia podziwiał. No i pragnie też zemsty na społeczeństwie, które go skrzywdziło, odrzuciło. Upiór Kopita ( musze go tu ująć, bo wg mnie to zupełnie inna psychologicznie postać) pragnie nawet nie żony, ale towarzyszki, do śpiewów, pikników itp. A V no tak. On pragnie także zemsty i wyzwolenia, ale nie dla siebie. Dla ogółu. Bo stając się ideą pełni właśnie w ten sposób jej funkcje. Brawo panowie. Toast dla głupców, bo właśnie tu popełniają oni jeden największy i podobny błąd. No bo oczywiście sprowadzają do swego życia świadomie lub nie kobietę. Nie będę tu tłumaczyć dziewczyny, co może z tego wynikać. Już się zaczyna zdzieranie masek, trzaskanie drzwiami, wymówki, zdrady. Ojojj. Biedni nie sądzicie?? Co zrobić? Wyrzucić heterę z domu? Zabić? Zakneblować? Tak właśnie postąpiło by to, co chcieli stworzyć, ale tu do głosy dochodzi to co wewnątrz, choć oni oczywiście tego nie widzą. Dobra mała polemika. Kiedy upiór Lerouxa zaczyna tak naprawdę darzyć uczuciem Christine? Według mnie na dachu, kiedy widzi, że ją traci. A upiór Kopita. No jasne kiedy, gdy siedzi sam w pokoju czekając na Chris, która nie wróciła z Bistro. A V? Piękna scena na dachu (również). Ależ to było spojrzenie przepełnione miłością ( tu zaznaczam, że to nie błąd. Ja mogłam dużo z jego twarzy/maski wyczytać. Brawa i ukłony dla aktora). A co było przedtem? Nasze panie w większym lub mniejszym stopniu miały przysłużyć się do realizacji planu. Tylko mi nie mówcie, że to nie prawda. Upiór i V na początku są oczarowani paniami. Upiór potrzebuje Christine, bo widzi w niej wspaniały materiał na żonę/towarzyszkę a V zabiera ja ze sobą, bo oczywiście jak każdy mężczyzna pragnie poklasku pięknej kobiety. Upiór jakby nie było też tego pragnie. Ach ta męska próżność. No dobra, ale co dalej? Pięknie to zobrazował V. Jeden mały fragment domina wciąż stoi mimo, że wszystko było zaplanowane. Nasi panowie po prostu się zakochują. Nie, stop. To nie oni tylko ta cząstka człowieka, która według nich nie istnieje. A że oni wciąż są do tego przekonani, że ludźmi już nie są. I tak partaczą wszystko po drodze na swój własny sposób. A co na to kobiety? No one w zależności od psychiki, charakteru i uwarunkowań cierpią jak zwykle. Nie bronię ich. Same zawalają jak to ludzie. Tragiczne to wszystko i smutne, że ma się ochotę popłakać, powrzeszczeć ( no zależy od charakteru). Biedne wyrzutki społeczne? Znowu błąd, bo nie widzą, że tak naprawdę mają więcej akceptacji niż niektórzy ludzie. Tylko, że Erik ją zaprzepaszcza na początku a V też, bo Eyva odchodzi, ale jednak wraca. Wraca, bo ma więcej rozumu od Christine, ale co z tego. Plan trzeba zrealizować, no nie panowie? Lady tu powiem jedno, ja bardziej bym V wybaczyła to wcześniej niż to co zrobił na stacji. Ale to moje zdanie. A potem co? Plan zrealizowany, albo w gruzach. A co z naszym „bohaterem”? Niestety nie pasuje do społeczeństwa więc uważa, że najlepsza będzie śmierć. Znowu mam ochotę walić głowa w mur, kiedy widzę takie rzeczy. Nie wiem, czy to strach przed tym co mogłoby się stać, lub się stało, ale wiem jedno. Tylko kobieta jest tą jedną kostką domino. ( Nie tłumaczę co to, bo trzeba po prostu zobaczyć film) Dobra a teraz odpowiedź na pytanie Lady. Obaj panowie mnie oczarowali na swój sposób, bo kreowani przez filmy, książki, operę i wszystko, co ich otacza stają się tym o czym marzy większość z nas. Mimo tego wszystkiego co napisałam to ja także dałam się oczarować. Zatem połykając gorzką pigułkę pokręconej maskowo – ideowej tożsamości osładzam sobie jego gadulstwem, grzankami z jajkiem, różowym fartuszkiem i innymi rzeczami. I na koniec zastanawiam się jakby tu wyprostować takiego zakręceńca. Przepraszam za długość i błędy ale ja po prostu chyba zaraziłam się od kogoś
|
|
ladyvaljean
Gość Opery
Samozwańczy Naczelny Kot Forum
Posts: 382
|
Post by ladyvaljean on Jan 5, 2007 22:05:33 GMT 1
To teraz tylko pytanko jak uleczyć takiego popaprańca?
A jeszcze jedna refleksja. O grze aktorskiej i scenariusza. Jak to jest że pan Butler, którego twarz nawet bez maski nie była taka zła i łaził jak macho w rozpinanej koszuli – jak dla mnie wygląda aseksualne. A V, który jest cały zasłonięty, z wyjątkiem poparzonych dłoni, samym głosem, gestem i ruchem może być tak seksowny, ze ciarki przechodzą po piersiach. Albo ja zboczona jestem? Hmmm
A z felietonem Kaji to pozostaje mi się tylko zgodzić. Na chłodno, trafny. Może takie bohatery właśnie takiej trzeźwo myślącej babki jak ty potrzebują?
|
|
|
Post by Kaja on Jan 5, 2007 22:29:32 GMT 1
Ja?? Nie!! Ja porywcza jestem i skończyłoby sie pewnie na wrzaskach. Tu potrzebne długie rozmowy, no chyba ze miałabym w zapasie kilogramy melisy. Tylko, że ja też kobieta jestem.
Lady zboczona nie jesteś, bo ja tez to zauważyłam. Może nie bierze mnie to tak bardzo, ale ten elektryzujący sposób bycia. Mmmmmm... I kto uważa, ze kobieta tylko chce macho??
|
|
hesperyda
Odwiedzający Operę
Samozwańczy Naczelny Polonistyczny Pedant Forum
Posts: 102
|
Post by hesperyda on Jan 5, 2007 22:30:18 GMT 1
A V, który jest cały zasłonięty, z wyjątkiem poparzonych dłoni, samym głosem, gestem i ruchem może być tak seksowny, ze ciarki przechodzą po piersiach. Albo ja zboczona jestem? Hmmm Wobec tego obie jesteśmy zboczone. A poza tym: jaka sprzeczka? To tylko wymiana poglądów, a ja nie kłócę się przez internet bo to takie głupie i takie płytkie. I nie zamierzam się denerwować z powodu Twoich argumentów Kaju, bo są one bardzo sensowne i z większością nich się zgadzam. I przyznaję, że moje podejście było zbyt krytyczne, bo jak mogłam założyć, że psychiki dwójki ludzi, będą się rozwijać i kształtować bliźniaczo podobnie, żeby nie powiedzieć wręcz identycznie? Co nie zmienia faktu, że podtrzymuję swoją wcześniejszą wypowiedź, chociaż nie należy jej traktować jako "Bo ja wiem lepiej i koniec".
|
|
|
Post by fidelio on Jun 21, 2007 16:53:44 GMT 1
Drogie Panie, Odnowiłam dziś znajomość z panem V (nie należy mnie wpuszczać do Empiku ), zawartą kiedyś dawno między snem i jawą podczas transatlantyckiego lotu. Pamiętam, że końcówka mi się podobała - bo na nią się akurat obudziłam. Dzisiaj też mi się podobało, i to nie tylko końcówka. Zastanawiam się nad tymi podobieństwami między V. i Erikiem. No niby taak, obaj mają świetne kwatery - za Lady of Shalott Waterhousa i Małżeństwo Arnolfinich u V. jestem gotowa rozważyć zostanie na kolację. Obaj pasjami konsumują sztukę i mają swoje wyraźne preferencje w tej dziedzinie (chociaż znowu V. jakby odrobinę się wyróżnia za rozległość tych zainteresowań). Masz absolutną rację, Kocie, że pod względem głosu V. ma się czym pochwalić - rany gościa, to jest jeden z najbardziej niesamowitych głosów, jaki w życiu słyszałam, zaraz lecę całą filmografię pana Weavinga sprawdzić na IMDB. Ale już maska jakoś mniej mnie przekonała - ten odlany z plastiku uśmieszek na każdą możliwą okazję niezależnie od okoliczności. To ja już wolę mieć wersję "tabula rasa",a ironię w podejściu do życia. No i zapewne V. lepiej trafił z Evey niż Erik z Christine, chociaż to chyba właściwie róznica czasów, w których umieszczone są obie te historie. Teraźniejsza-przyszłość jednak trochę bardziej ogranicza histeryczne zapędy młodych kobiet niż dziewiętnasty wiek. One są w sumie bardzo podobne - i w obu przypadkach chodzi o samopoznanie, o wtajemniczenie, o decyzję. No cóż jakie czasy (Orwellowskie 1984?) takie Wielkie Gotyckie Bohaterki. Teraz parę bardzo istotnych, moim zdaniem, różnic. V. to idealista. "Za tą maską stoi idea, a idee są kuloodporne" - touche. On nosi maskę, bo dla niego twarz nie jest istotna, to "nie on". U Erika zamiast idei jest kubeczek z napisem "GO AWAY" (ktoś taki kiedyś narysował - odpadłam ). On się nie rozstaje z maską, bo ta twarz jest cholernie istotna, to jest źródło jego tożsamości, przekleństwo, którego nie potrafi zdjąć. V. to działacz, bojownik - Erik co najwyżej wolnościowo nastawiony mizantrop. V. porywa tłumy, Erik z tłumem nie chce mieć nic wspólnego. Dlatego, jak sądzę, Evey nie zdejmie V. tej maski, nawet po śmierci - ona wie, że to dla niego nieważne, ona szanuje ten wybór bo widzi, że to przemyślane działanie, a nie kompleksy małego chłopca, który chce być kochany i się boi. Pewnie, że relacja miłosna między Evey i V. jest przekonująco zarysowana, a scena, w której rozbija on lustro robi wielkie wrażenie. W ogóle jest tam parę bardzo ładnych i fantomoidalnych scen, np dach albo ten pocałunek przez plastik, w końcu chodzi o symbol. Ale pierwsze skrzypce gra wyrafinowana gra polityczna, walka o wolność nie dla siebie, nie dla ukochanej, ale dla ludzi. No dobra: "kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie świnią". Ale Erik to był chyba co najwyżej liberałem. Ciekawa jestem, co by o sobie panowie pomyśleli, gdyby mieli szansę się spotkać. Obstawiam ostrożną sympatię z obu stron. V. zapewne doceniłby znajomość z geniuszem pokroju Erika. Natomiast Erika możnaby spokojnie podejrzewać o słabo zawoalowany podziw dla V. za jego zaangażowanie i wpływ na ludzi pomimo przeżytej traumy. Ale, obstawiam, nie ruszyłby się znad jeziora. co najwyżej zaparzył herbaty. To takie pierwsze wrażenia na szybko.
|
|