Post by Bazylia on Sept 28, 2006 22:03:36 GMT 1
Jako g³osi tytu³.
Autorka dziêkuje Kwizarowi za beta-reading.
Enjoy
Teatrzyk ‘Pod Gargulcem’
ma zaszczyt przedstawiæ
[glow=green,8,300]Dwadzieœcia tysiêcy mil podmorskiej ¿eglugi[/glow]
na motywach powieœci
Juliusza Verne
W rolach g³ównych:
Kaja as herself
Sternkind as herself
Bazylia as herself
Kwizar as himself
Kapitan Nemo as himself
Goœcinnie:
Fifi
Panaœka
Kwiacia
Helen
Nattie
Juliusz Verne
Scenariusz i re¿yseria
Bazylia de Grean
Moim niezast¹pionym Czubom i Psycholstwom, cierpliwie znosz¹cym moje fazy
Czêœæ pierwsza
Rozdzia³ I: Wehiku³
Fifi: To w koñcu film czy ksi¹¿ka?
Kwizar: Chyba ju¿ gdzieœ kiedyœ s³ysza³em to pytanie...
J.R.R. Tolkien i Peter Jackson: No co ty, serio?
Bazylia: Film z rozdzia³ami. Zrobimy z tego serial dokumentalny... nie!, reality show....
Kwizar: Najlepiej tasiemca brazylijsko-polsko-peruwiañskiego :]
Bazylia: Niewa¿ne co. Coœ z tego zrobimy i zbijemy fortunê. Ale wracajmy do roboty... Nagrania s¹... No, gdzie ten spec od monta¿u...
(Powtórnie pojawiaj¹ siê tytu³ i lista p³ac)
Rozdzia³ I: Wehiku³
(Ostatni dzieñ sierpnia, rok 2007. Pracownia Kwizara na jego dzia³ce. Kwizar majstruje coœ przy du¿ym urz¹dzeniu, mniej wiêcej przypominaj¹cym skrzy¿owanie samowara z batyskafem i rakiet¹. Kwizar wkrêca œrubkê ogromniastym kluczem.
Nagle ktoœ puka do drzwi)
Kwizar: (z wra¿enia upuszcza klucz na stopê) ... kurde! :[ Kto tam?
G³os Bazylii, zza drzwi: Ja.
Kwizar: (podnosi nogê, zrzuca but i rozmasowuje bol¹c¹ stopê) W³aŸ.
(Drzwi otwieraj¹ siê, wchodzi Bazylia oraz trzy inne osobniczki)
Kwizar: A to kto?
Fifi: (oburzona) No mnie nie poznaæ!!
Kaja: I mnie! Skandal.
Kwizar: (westchnienie) Nie o was pyta³em.
Bazylia: Ta panna? (wskazuje na t¹ trzeci¹... czwart¹) Sternkind, z forum TW. Noo, najgorszy koszmar senny Sam-Wiesz-Kogo.
Kwizar: Aaa, Czub!... ee... chcia³em powiedzieæ Stern.
Bazylia: Otó¿ w³aœnie. Przyjecha³a w odwiedziny, pomyœla³am, ¿e j¹ zabiorê i obejrzymy wehiku³.
Sternkind: Witam.
Kwizar: Mi³o poznaæ w realu.
Sternkind: Mnie te¿ mi³o poznaæ.
Fifi: (wskazuj¹c na tajemnicze urz¹dzenie) Najbardziej interesuj¹ca kupa z³omu w okolicy, czy¿ nie?
Kwizar: Ja ci dam kupê z³omu...
Fifi: Wcale jej nie chcê
Kaja: A tam, cicho byæ!
Fifi: Ups... Bazyl, daj kluczyki.
Bazylia: Po co?
Fifi: Zostawi³am komórkê w samochodzie.
Bazylia: Masz. (wrêcza kluczyki)
Fifi: To zaraz wracam, obejrzeæ wehiku³. (wychodzi)
Kaja: S³uchajcie, ale co to w³aœciwie jest?
Kwizar: (z dum¹) Wehiku³ czasu.
Sternkind: Achaa... A mo¿na go obejrzeæ od œrodka?
Kwizar: (z dum¹) Jasne.
(Wszyscy wchodz¹ do œrodka; Kwizar stoi w wejœciu, zak³adaj¹c but.
Wnêtrze wygl¹da zwyczajnie, poza tym, ¿e na œcianach pe³no jest œwiate³ek i guziczków)
Kaja: Co to?
Kwizar: To? (wskazuje na stoj¹cy w k¹cie materac) „Czarna Per³a”. Pami¹tka z Grecji. Po¿yczy³em od Bazyla. (wskazuj¹c na mieszcz¹c¹ siê na œcianie kontrolkê) Patrzcie, tu siê ustawia datê, o... (wchodzi do œrodka)
(Drzwi zatrzaskuj¹ siê)
Kwizar: Przeci¹gi... (próbuje otworzyæ drzwi) Yyymgh... Ej, co jest?
Bazylia: (próbuje pomóc Kwizarowi) Yyyymh...
(Kaja i Sternkind równie¿ próbuj¹ pomóc, ale drzwi nadal nie reaguj¹)
Kaja: Zaciê³o siê czy jak?
Bazylia: Zaciê³o?? Ja siê bojê ma³ych, zamkniêtych pomieszczeñ!
Sternkind: Skarbie, tylko nie panikuj...
Bazylia: Ja muszê mieæ wiêcej przestrzeni... !...
Kwizar: (zrezygnowany i wkurzony uderza piêœci¹ w œcianê – i trafia w przycisk uruchamiaj¹cy zap³on)
Silnik: Brrrrruuuuuuuuuummmmmmmmm!!!
Komputer pok³adowy: Odliczanie rozpoczête. Do startu 10, 9, 8...
Wszyscy: Ups...
(W tle s³ychaæ dŸwiêk wypadaj¹cej œrubki)
Bazylia: Kwizar, szybko, ustaw coœ bezpiecznego!
Kwizar: (zawziêcie wciskaj¹c guziczki) Zaciê³o siê!!
Kaja i Sternkind: Coooo???!!!
Kwizar: To ta œrubka! Nie zd¹¿y³em jej dok³adnie przykrêciæ, bo przysz³yœcie...
Komputer pok³adowy: ... 3, 2 , 1... Zap³on.
Wszyscy: Ratunkuuuuuuuuuuuuuuuu!!!!
*******
(Na jednej z s¹siednich dzia³ek)
Kwiacia: Celinka, patrz! Co to?
(Dzia³ka Kwizara wylatuje w powietrze)
Panaœka: (przez moment patrzy w milczeniu) O Bo¿e... a ja mu pi¹tki z fizyki na koniec roku nie postawi³am...
*******
(Na parkingu przydzia³kowym. Fifi zamyka drzwi granatowej Nubiry. Nagle jej uwagê zwraca bij¹cy w niebo s³up dymu.)
Fifi: (z dezaprobat¹) No tak... Jak chcieliœcie lecieæ beze mnie to wystarczy³o powiedzieæ!... I foch... (foch)
*******
(Ocean. Niebo. Œwieci s³oñce, delikatna bryza, drobne fale. Wielkie CHLUUUP! i ca³a pi¹tka wpada do wody)
Bazylia: (wynurzaj¹c siê i próbuj¹c wypluæ wodê) Ratunkuuu!
Sternkind: Cz³owiek... to znaczy nie... to znaczy czub za burt¹!!
(Wszyscy próbuj¹ utrzymaæ siê na powierzchni. Trwa to dobrych kilkanaœcie minut, gdy nagle...)
Kaja: Patrzcie!!!
Kwizar: „Czarna Per³a”!!
Kaja: Uratowani!
Sternkind: Nigdzie nie widzê ¿adnego statku, co wy pleciecie...
Kwizar: Nie statek. Materac! Tam!
Bazylia: P³yniemy!
(Wszyscy w te pêdy p³yn¹ jak mog¹ najszybciej w kierunku materaca, w koñcu docieraj¹ szczêœliwie i z ulg¹ siê go uczepiaj¹)
Kaja: Ocaleni...
Bazylia: Przynajmniej na razie.. (z przek¹sem) Coœ ty nastawi³?
Kwizar: Jaa?? Chcia³em nastawiæ na Grecjê, po to materac by³. Ale.zaciê³o.siê!
Bazylia: I sam na to wpad³eœ?
Kaja: Ekhm... Wie ktoœ mo¿e, gdzie jesteœmy? Albo: kiedy?
Bazylia i Kwizar: ...
Sternkind: Hm... O ile dobrze widzia³am tysi¹c osiemset któryœ...
Kaja: Acha...
*******
(Po paru godzinach)
Bazylia: Gdzie jest jakiœ statek? L¹d? Ska³a? Cokolwiek?!!
Kwizar: Ekhem... ktoœ tu kiedyœ narzeka³ na brak przestrzeni... :]
Bazylia: (grobowym g³osem) Milcz...
Rozdzia³ II: P³ywaj¹ca szafa
(Bazylia, Kwizar, Kaja i Sternkind dryfuj¹ na materacu. S³oñce zaczyna powoli zachodziæ, gdy nagle...)
Kaja: Ziemia!
Sternkind: Statek!
Kwizar: (w nag³ym przyp³ywie humoru) A mo¿e to rekin? :]
Bazylia i Kaja: (rzucaj¹ siê z piêœciami na Kwizara)
Kwizar: Ja nic nie mówi³em!
Bazylia i Kaja: Noo.
Bazylia i Sternkind: (machaj¹c rêkami jak szalone) Ratunkuuu! Tu jesteœmyyyy!
(Kaja i Kwizar przy³¹czaj¹ siê do Bazylii i Sternkind)
Wszyscy: Ratunkuuu!! Pomocyyy!! Heeeelp!! Hilfeee!! S.O.S.!! Maydaaaaay!!!
*******
(Tymczasem na statku...
Mostek kapitañski)
Komandor Farragut: Bosman, co to jest?
Bosman: Meldujê, ¿e rozbitkowie chyba.
Komandor Farragut: Wy³owiæ ich?
Ned Land: (przechodz¹c obok): Komandorze, tracimy czas!
Komandor Farragut: W takim razie wy³owimy ich! Ahoj! Cz³owiek za burt¹!
Profesor Pierre Aronnax: Ugh, czy on musi tak kl¹æ?
*******
(Z powrotem w wodzie, z naszymi bohaterami)
Sternkind: P³yn¹ tu!
Kwizar: Wreszcie!!
Kaja i Bazylia: Tutaaaaj!!!
(Ca³a pi¹tka zostaje wy³owiona i zaprowadzona na mostek)
Komandor Farragut: Coœcie za jedni i co tu robicie?
Kwizar: (pl¹cze siê w zeznaniach) No... ten tego... zgubiliœmy siê...
Komandor Farragut: Zgubiliœcie siê na œrodku oceanu na TYM?? (wskazuje materac, z którego w miêdzyczasie usz³a po³owa powietrza)
Kaja: (wysuwaj¹c siê do przodu, jako jedyna doros³a wœród pe³noletnich) Proszê wybaczyæ koledze, czasem dobrze myœli tylko Ÿle mówi. Rozbiliœmy siê. Pomy³ka... eem.. b³¹d w nawigacji.
Komandor Farragut: Rozumiem. Dobrze, profesor Aronnax siê wami zajmie.
(Profesor Aronnax zabiera Bazyliê, Kajê, Sternkind i Kwizara do wolnej kajuty, zaopatruje ich w koce oraz ciep³y posi³ek)
(Ju¿ w kajucie...)
Sternkind: (prze¿uwaj¹c coœ bli¿ej niezidentyfikowanego, acz ciep³ego) Przephmrhmaszam...
Reszta: (równie¿ prze¿uwaj¹c) Tmhmak?
Sternkind: Kto to by³ ten nawiedzony, który nas tu zaprowadzi³?
Bazylia: Profesor Pierre Aronnax. Taki tam...
Sternkind: Acha.
Bazylia: Od biologii i pokrewnych.
Kaja: Biologii, powiadasz?
Bazylia: Kaju, nie rób mi tego...
(Konwersacjê przerywa pukanie do drzwi)
Bazylia i Kaja: Proszê.
(Do kajuty zagl¹da Conseil, s³u¿¹cy profesora)
Conseil: Wszystko gra?
Bazylia: Bior¹c pod uwagê, ¿e o ma³o co siê nie utopiliœmy i ci¹gle jesteœmy cali przemoczeni to tak.
Kwizar: Przepraszam...
Conseil: Tak?
Kwizar: Co to za... statek?
Conseil: „Abraham Lincoln”. Polujemy na tego wielkiego wieloryba... no... narwala!... no..., tego, co dziurawi statki, wiecie...
Kwizar, Kaja i Sternkind: ...
Bazylia: Wiemy. Dziêki.
Conseil: Nie ma sprawy.
Bazylia: Uh... To oznacza³o: mo¿esz znikaæ.
Conseil: Ok.
(Conseil wychodzi.)
(Kwizar odsuwa rêce od twarzy i wybucha œmiechem)
Kwizar: (ironicznie) To ma byæ statek? To kupa z³omu, a¿ dziw, ¿e p³ywa!
Kaja: W najlepszym wypadku przypomina p³ywaj¹c¹ szafê.
Sternkind: Szafê? Narni¹ mi zalecia³o...
Bazylia: Skarbie, zapomnij, to na pewno nie ta szafa.
Kwizar: A sk¹d ta pewnoœæ? Mo¿e to jest "Wêdrowiec do Œwitu"?
Sternkind: (z nutk¹ nadziei, ¿e to ma jednak coœ wspólnego z T¥ szaf¹) W³aœnie?
Kwizar: (zauwa¿aj¹c ulotny rozb³ysk ¿arówki nad swoj¹ g³ow¹)... Moment. Chwila. (podejrzliwie) Sk¹d ty wiedzia³aœ, jak siê nazywa ten profesor coœtam jakiœtam?
Bazylia: Jak profesor siê nazywa to komandor mówi³. A jeœli on siê nazywa Aronnax, a na dodatek jesteœmy oko³o roku tysi¹c osiemset któregoœ, to mo¿emy byæ tylko w jednym miejscu.
Kwizar: W jakim?
Bazylia: No na pok³adzie „Abrahama Lincolna”!
Kwizar: Odkrywcze. S³uchaj, ale sama na to wpad³aœ?
Bazylia: Tak, ale d³ugo nad tym myœla³am.
Kaja: Przestañcie. Akurat to, ¿e jesteœmy na pok³adzie „Abrahama Lincolna” to mówi³ nam przed chwil¹ ten goœæ...
Bazylia: Co nie zmienia faktu, ¿e rzeczywiœcie siê tu znajdujemy. Mia³am na myœli, ¿e wiem, gdzie siê ten statek znajduje.
Sternkind: No, wreszcie coœ konstruktywnego!
Kwizar: No to gdzie?
Bazylia: Gdzieœ na Pacyfiku.
Kwizar: Litoœci... Mo¿e podzielisz siê z nami jeszcze jak¹œ równie fascynuj¹c¹ nowin¹?
Bazylia: Nie.
(Zapada obra¿one milczenie. Wszyscy jeszcze przez jakiœ czas siedz¹, dosychaj¹c, a¿ w koñcu zasypiaj¹)
Rozdzia³ III: Stuk puk
(Ranek. Kajuta, w której przebywaj¹ Bazylia, Kwizar Kaja i Sternkind)
G³os z pok³adu: Ogniaaaa!!
Kwizar: (budz¹c siê) Co za idioci! Mamusiuuuu... (ziewa) Ja chcê spaaaaaaaæ...
Bazylia: (otwieraj¹c jedno oko) Wiecie...
Reszta: Co?
Bazylia: Tam siê chyba coœ dzieje.
Kwizar: No coœ ty... nie zauwa¿y³em... :]
Bazylia: (otwieraj¹c drugie oko) Idê zobaczyæ.
Reszta: Idziemy z tob¹!
(Wszyscy wychodz¹ na pok³ad. Huk dzia³, wrzaski, bezsensowna bieganina i ogólny chaos. Gdzieœ na boku profesor Aronnax wyg³asza wyk³ad o rzekomym narwalu, obok Ned Land ostrzy harpun.
Bazylia i reszta podbiegaj¹ do burty i zauwa¿aj¹ w wodzie wrzecionowaty kszta³t)
Kwizar: O, mamy goœcia.
Kaja i Sternkind: (nieco zdezorientowane) No...
Bazylia: (triumf w oczkach) Ha! Wiedzia³am!
Reszta: (patrz¹ dziwnie na Bazyliê) ...
Bazylia: No co??
*******
(Bazylia, Kwizar, Kaja i Sternkind stoj¹ przy burcie ca³y dzieñ, obserwuj¹c. Ca³y te¿ dzieñ trwa poœcig za wrzecionowatym czymœ.
Zapada wieczór. Wrzecionowaty kszta³t, utrzymuj¹cy siê ca³y czas w tej samej odleg³oœci od okrêtu, zaczyna œwieciæ)
Kaja: Interesuj¹ce. Ciekawy rodzaj fluorescencji...
Bazylia: Kaju, wiem, ¿e masz zaciêcie biologiczne, ale to jest narwal ani inna taka zaraza.
Kaja: A jaka?
Bazylia: Inna.
Kwizar: A ona znowu swoje...
Sternkind: Jakoœ znajomo to wszystko wygl¹da. Coœ mi dzwoni, ale nie wiem, w którym koœciele...
Kaja: Bazyl, ale skoro wiesz to powiedz. Jaka inna zaraza?
Bazylia: £ódŸ podwodna.
Kwizar: ...
Ned Land: (przechodz¹c obok) Bzdura. Ha, zaraz wykoñczê to... to coœ! HA!
(Ned Land rzuca harpunem, w „to coœ”. Harpun jednak odbija siê od „tego czegoœ” z wyraŸnym, metalicznym BRZDÊK!)
Ned Land: A niech to!...
(Œwiat³o, emitowane przez wrzecionowate coœ nagle gaœnie. Zapada cisza)
Bazylia: No, to zabawa siê zaczyna...
Kwizar: Zabawa?
(Nagle coœ uderza w „Abrahama Lincolna” z ogromn¹ si³¹. Wstrz¹s wyrzuca Bazyliê, Kwizara, Kajê i Sternkind za burtê.
Wielkie CHLUUUP!, towarzysz¹ce wpadniêciu naszych bohaterów do wody)
*******
(Po paru [s³ownie: dwóch] godzinach p³ywania...)
Kwizar: Ale bym siê chêtnie wysuszy³...
Kaja: Milcz...
Bazylia: (z nag³a zdziwiona) Ejjj... mam grunt pod stopami...
Sternkind: Ja te¿...
Kaja: Mam coœ pod rêk¹... Barierkê!
(Z fal, bezpoœrednio pod naszymi bohaterami, wynurza siê powoli ³ódŸ podwodna)
Bazylia, Kwizar i Kaja: Wooooooow...
Sternkind: Uuuu... to lepsze ni¿ Batmobil... To nawet lepsze ni¿ peleryna pana ksiêcia... ... Hej! Ju¿ wiem, gdzie jesteœmy!
Kwizar: Ja ju¿ te¿ siê domyœlam...
Kaja: Ja te¿, ale nie marudziæ tylko w³aziæ.
(Wszyscy wdrapuj¹ siê na zewnêtrzny pok³ad ³odzi i kurczowo chwytaj¹ siê barierki.
Po chwili ³ódŸ zaczyna p³yn¹æ dalej, ale pozostaje na powierzchni)
Kwizar: Ale wieje!
Bazylia: No. Zepsuje ci fryzurê. :]
Kwizar: (z przek¹sem) Z pewnoœci¹. :]
Kaja: Zimno mi.
Sternkind: Mi te¿...
(Parê chwil wzglêdnej ciszy – jeœli nie liczyæ odg³osów œruby napêdowej.
Nagle ciszê przerywa metaliczne stukanie. Wszyscy [poza Kaj¹] podskakuj¹ na swoich miejscach)
Wszyscy (poza Kaj¹): (krzywe spojrzenie na Kajê) Co to niby mia³o byæ?
Kaja: No co...
(Nagle otwiera siê zapadnia w pok³adzie i wszyscy wpadaj¹ do œrodka, do ca³kiem ciemnego pomieszczenia, w którym unosi siê zapach chloroformu)
Kaja: O, zapadniaaa-aaaa... (ziewa)
Kwizar: Ciemnoœæ widzêêêêêêêê... (z potê¿nym ziewniêciem osuwa siê na pod³ogê, na której le¿¹ ju¿, pochrapuj¹c, wszystkie panie, i zasypia)
Rozdzia³ IV: Niespodzianka
(Nadal ca³kowita ciemnoœæ. Wszyscy budz¹ siê – w ciemnoœci ukazuj¹ siê oczka: zielone, niebieskie, b³êkitne i czerwone)
Kwizar: I co teraz, hê?
Bazylia: Czy pan mówi³ do mnie?
Kwizar: Nie. Do mnie. :]
Bazylia: Sk¹d mam niby wiedzieæ?
Kwizar: Bo to ty to czyta³aœ. A mo¿e siê mylê?
Bazylia: Ale w oryginale to wiesz, nas tak jakby nie by³o...
Kaja: A tam, cicho byæ!
Bazylia: (po chwili zastanowienia) O ile pamiêtam to teraz powinno byæ...
(Otwieraj¹ siê drzwi i zapala siê œwiat³o. Wchodzi steward, pchaj¹c wózek-tacê z jedzeniem)
Kaja i Sternkind: ŒNIADANIE!!
Bazylia i Kwizar: Ja pierwsza/y!!
(Wszyscy rzucaj¹ siê na jedzenie i zaczynaj¹ b³yskawicznie je poch³aniaæ)
Sternkind: Mhmjhakmh tho dobmhmrze coœ w koñcu zmhmjeœæ...
Kaja: Mhmhnho...
(Drzwi ponownie otwieraj¹ siê)
Sternkind: (podnosz¹c wzrok znad talerza, o który toczy bitwê z Bazyli¹, ale nadal coœ prze¿uwaj¹c) Chiemkhmawe comh themhraz bêdzmhie... khemhekhe... (zanosi siê nag³ym kaszlem, o zakrztusiwszy siê jedzeniem)
Bazylia: Skhmharbie, co... (ogl¹da siê w stronê, któr¹ wskazuje Sternkind – na drzwi)... khmjekhst... (równie¿ zaczyna kaszleæ)
(Reszta tak¿e odwraca siê do drzwi, w których stoi wysoki, ciemnow³osy mê¿czyzna w czarnym mundurze ze z³ot¹ liter¹ „N” – dowódca okrêtu)
Bazylia: (szeptem) Czyli mia³am racjê...
Kwizar: (przypomina sobie wszystkie urywki tego, co kiedykolwiek ogl¹da³ na temat) O matko...
Sternkind: To mo¿e byœmy siê... ten tego... przedstawili?
Kaja: Bazyl, to mo¿e spróbuj po angielsku...
Bazylia: A dlaczego ja? (protest Bazylii gasz¹ z miejsca trzy mordercze spojrzenia) Ekhm... No dobra... Excuse me...
(Bazylia opowiada ca³¹ historiê p³ynn¹ angielszczyzn¹, ale opowiadanie nie daje ¿adnego efektu)
Kaja: A mo¿e po niemiecku...
Wszyscy: (patrz¹ po sobie, nagle jednoczeœnie wyci¹gaj¹ rêce) Ty!
(Trzy rêce wskazuj¹ na Sternkind)
Sternkind: Wielkie dziêki. Wir sind...
(Poniewa¿ zasób znanych s³ów w jêzyku niemieckim jest w przypadku Sternkind doœæ ograniczony, reszta przy³¹cza siê i mieszank¹ niemiecko-rosyjsk¹ udaje im siê dobrn¹æ do koñca.
Jak poprzednio – bez efektu)
Kwizar: (choæ do tej pory rozmawiali miêdzy sob¹ cicho, tym razem ze z³oœci rozkrêca siê prawie na ca³y regulator) Mam doœæ!!
Kapitan Nemo: (unosz¹c brew) To wy mówicie po polsku?
Bazylia: (w totalnym szoku) To pan mówi po polsku??
Kapitan Nemo: Oczywiœcie. Sk¹d pytanie?
Bazylia: Tak mi siê wyrwa³o... (do siebie) Aa, czyli jednak... :]
Kwizar: To nareszcie siê mo¿emy porozumieæ... Dobra, to teraz ja opowiem...
Kapitan Nemo: Nie trzeba. Akurat po angielsku rozumiem. I po niemiecku...
Bazylia: Tak, i po francusku i po ³acinie te¿.
Kapitan Nemo: (lekkie zdziwienie) Ekhm... S³uchajcie, wasza obecnoœæ tutaj jest mi wybitnie nie na rêkê. Wiêc starajcie siê nie przeszkadzaæ. I ¿adnych zbêdnych pytañ. Bo was wyrzucê.
Kwizar: W najbli¿szym porcie?
Kapitan Nemo: Nie. W najbli¿szym punkcie oceanu.
Kwizar: Acha... Rozumiem...
Kaja: (jako jedyna bezobciachowa osoba z ca³ego sk³adu) A móg³by siê pan przedstawiæ?
Kapitan Nemo: A, tak... Przepraszam. Jestem...
Bazylia, Kwizar i Sternkind: Kapitan Nemo. Wiemy!
Kapitan Nemo: (znów zdziwienie, nieco mniej lekkie) To w takim razie, skoro œniadanie ju¿ zjedliœcie...
Kwizar: To mo¿e drugie œniadanie?
Kapitan Nemo: (mrugaj¹c oczami ze zdumienia) S³ucham?
Kwizar: No, drugie œniadanie.
Kapitan Nemo: Wbrew pozorom wiem co to jest. Ale tu nie jada siê drugich œniadañ.
Kwizar: To bêdê umiera³ z g³odu. Trudno. <umiera z g³odu>
Bazylia: Daruj sobie. I tak nie uwierzy, ¿e chcesz zjeœæ drugie œniadanie.
Kapitan Nemo: (nie mog¹c znaleŸæ tematu do rozmowy; w myœlach powtarzaj¹c „Oby nie”) Chcecie obejrzeæ Nautilusa?
Reszta: (z entuzjazmem) Taaak!
Kapitan Nemo: W takim razie chodŸcie. (do siebie) I za co? Za co??
Autorka dziêkuje Kwizarowi za beta-reading.
Enjoy
Teatrzyk ‘Pod Gargulcem’
ma zaszczyt przedstawiæ
[glow=green,8,300]Dwadzieœcia tysiêcy mil podmorskiej ¿eglugi[/glow]
na motywach powieœci
Juliusza Verne
W rolach g³ównych:
Kaja as herself
Sternkind as herself
Bazylia as herself
Kwizar as himself
Kapitan Nemo as himself
Goœcinnie:
Fifi
Panaœka
Kwiacia
Helen
Nattie
Juliusz Verne
Scenariusz i re¿yseria
Bazylia de Grean
Moim niezast¹pionym Czubom i Psycholstwom, cierpliwie znosz¹cym moje fazy
Czêœæ pierwsza
Rozdzia³ I: Wehiku³
Fifi: To w koñcu film czy ksi¹¿ka?
Kwizar: Chyba ju¿ gdzieœ kiedyœ s³ysza³em to pytanie...
J.R.R. Tolkien i Peter Jackson: No co ty, serio?
Bazylia: Film z rozdzia³ami. Zrobimy z tego serial dokumentalny... nie!, reality show....
Kwizar: Najlepiej tasiemca brazylijsko-polsko-peruwiañskiego :]
Bazylia: Niewa¿ne co. Coœ z tego zrobimy i zbijemy fortunê. Ale wracajmy do roboty... Nagrania s¹... No, gdzie ten spec od monta¿u...
(Powtórnie pojawiaj¹ siê tytu³ i lista p³ac)
Rozdzia³ I: Wehiku³
(Ostatni dzieñ sierpnia, rok 2007. Pracownia Kwizara na jego dzia³ce. Kwizar majstruje coœ przy du¿ym urz¹dzeniu, mniej wiêcej przypominaj¹cym skrzy¿owanie samowara z batyskafem i rakiet¹. Kwizar wkrêca œrubkê ogromniastym kluczem.
Nagle ktoœ puka do drzwi)
Kwizar: (z wra¿enia upuszcza klucz na stopê) ... kurde! :[ Kto tam?
G³os Bazylii, zza drzwi: Ja.
Kwizar: (podnosi nogê, zrzuca but i rozmasowuje bol¹c¹ stopê) W³aŸ.
(Drzwi otwieraj¹ siê, wchodzi Bazylia oraz trzy inne osobniczki)
Kwizar: A to kto?
Fifi: (oburzona) No mnie nie poznaæ!!
Kaja: I mnie! Skandal.
Kwizar: (westchnienie) Nie o was pyta³em.
Bazylia: Ta panna? (wskazuje na t¹ trzeci¹... czwart¹) Sternkind, z forum TW. Noo, najgorszy koszmar senny Sam-Wiesz-Kogo.
Kwizar: Aaa, Czub!... ee... chcia³em powiedzieæ Stern.
Bazylia: Otó¿ w³aœnie. Przyjecha³a w odwiedziny, pomyœla³am, ¿e j¹ zabiorê i obejrzymy wehiku³.
Sternkind: Witam.
Kwizar: Mi³o poznaæ w realu.
Sternkind: Mnie te¿ mi³o poznaæ.
Fifi: (wskazuj¹c na tajemnicze urz¹dzenie) Najbardziej interesuj¹ca kupa z³omu w okolicy, czy¿ nie?
Kwizar: Ja ci dam kupê z³omu...
Fifi: Wcale jej nie chcê
Kaja: A tam, cicho byæ!
Fifi: Ups... Bazyl, daj kluczyki.
Bazylia: Po co?
Fifi: Zostawi³am komórkê w samochodzie.
Bazylia: Masz. (wrêcza kluczyki)
Fifi: To zaraz wracam, obejrzeæ wehiku³. (wychodzi)
Kaja: S³uchajcie, ale co to w³aœciwie jest?
Kwizar: (z dum¹) Wehiku³ czasu.
Sternkind: Achaa... A mo¿na go obejrzeæ od œrodka?
Kwizar: (z dum¹) Jasne.
(Wszyscy wchodz¹ do œrodka; Kwizar stoi w wejœciu, zak³adaj¹c but.
Wnêtrze wygl¹da zwyczajnie, poza tym, ¿e na œcianach pe³no jest œwiate³ek i guziczków)
Kaja: Co to?
Kwizar: To? (wskazuje na stoj¹cy w k¹cie materac) „Czarna Per³a”. Pami¹tka z Grecji. Po¿yczy³em od Bazyla. (wskazuj¹c na mieszcz¹c¹ siê na œcianie kontrolkê) Patrzcie, tu siê ustawia datê, o... (wchodzi do œrodka)
(Drzwi zatrzaskuj¹ siê)
Kwizar: Przeci¹gi... (próbuje otworzyæ drzwi) Yyymgh... Ej, co jest?
Bazylia: (próbuje pomóc Kwizarowi) Yyyymh...
(Kaja i Sternkind równie¿ próbuj¹ pomóc, ale drzwi nadal nie reaguj¹)
Kaja: Zaciê³o siê czy jak?
Bazylia: Zaciê³o?? Ja siê bojê ma³ych, zamkniêtych pomieszczeñ!
Sternkind: Skarbie, tylko nie panikuj...
Bazylia: Ja muszê mieæ wiêcej przestrzeni... !...
Kwizar: (zrezygnowany i wkurzony uderza piêœci¹ w œcianê – i trafia w przycisk uruchamiaj¹cy zap³on)
Silnik: Brrrrruuuuuuuuuummmmmmmmm!!!
Komputer pok³adowy: Odliczanie rozpoczête. Do startu 10, 9, 8...
Wszyscy: Ups...
(W tle s³ychaæ dŸwiêk wypadaj¹cej œrubki)
Bazylia: Kwizar, szybko, ustaw coœ bezpiecznego!
Kwizar: (zawziêcie wciskaj¹c guziczki) Zaciê³o siê!!
Kaja i Sternkind: Coooo???!!!
Kwizar: To ta œrubka! Nie zd¹¿y³em jej dok³adnie przykrêciæ, bo przysz³yœcie...
Komputer pok³adowy: ... 3, 2 , 1... Zap³on.
Wszyscy: Ratunkuuuuuuuuuuuuuuuu!!!!
*******
(Na jednej z s¹siednich dzia³ek)
Kwiacia: Celinka, patrz! Co to?
(Dzia³ka Kwizara wylatuje w powietrze)
Panaœka: (przez moment patrzy w milczeniu) O Bo¿e... a ja mu pi¹tki z fizyki na koniec roku nie postawi³am...
*******
(Na parkingu przydzia³kowym. Fifi zamyka drzwi granatowej Nubiry. Nagle jej uwagê zwraca bij¹cy w niebo s³up dymu.)
Fifi: (z dezaprobat¹) No tak... Jak chcieliœcie lecieæ beze mnie to wystarczy³o powiedzieæ!... I foch... (foch)
*******
(Ocean. Niebo. Œwieci s³oñce, delikatna bryza, drobne fale. Wielkie CHLUUUP! i ca³a pi¹tka wpada do wody)
Bazylia: (wynurzaj¹c siê i próbuj¹c wypluæ wodê) Ratunkuuu!
Sternkind: Cz³owiek... to znaczy nie... to znaczy czub za burt¹!!
(Wszyscy próbuj¹ utrzymaæ siê na powierzchni. Trwa to dobrych kilkanaœcie minut, gdy nagle...)
Kaja: Patrzcie!!!
Kwizar: „Czarna Per³a”!!
Kaja: Uratowani!
Sternkind: Nigdzie nie widzê ¿adnego statku, co wy pleciecie...
Kwizar: Nie statek. Materac! Tam!
Bazylia: P³yniemy!
(Wszyscy w te pêdy p³yn¹ jak mog¹ najszybciej w kierunku materaca, w koñcu docieraj¹ szczêœliwie i z ulg¹ siê go uczepiaj¹)
Kaja: Ocaleni...
Bazylia: Przynajmniej na razie.. (z przek¹sem) Coœ ty nastawi³?
Kwizar: Jaa?? Chcia³em nastawiæ na Grecjê, po to materac by³. Ale.zaciê³o.siê!
Bazylia: I sam na to wpad³eœ?
Kaja: Ekhm... Wie ktoœ mo¿e, gdzie jesteœmy? Albo: kiedy?
Bazylia i Kwizar: ...
Sternkind: Hm... O ile dobrze widzia³am tysi¹c osiemset któryœ...
Kaja: Acha...
*******
(Po paru godzinach)
Bazylia: Gdzie jest jakiœ statek? L¹d? Ska³a? Cokolwiek?!!
Kwizar: Ekhem... ktoœ tu kiedyœ narzeka³ na brak przestrzeni... :]
Bazylia: (grobowym g³osem) Milcz...
Rozdzia³ II: P³ywaj¹ca szafa
(Bazylia, Kwizar, Kaja i Sternkind dryfuj¹ na materacu. S³oñce zaczyna powoli zachodziæ, gdy nagle...)
Kaja: Ziemia!
Sternkind: Statek!
Kwizar: (w nag³ym przyp³ywie humoru) A mo¿e to rekin? :]
Bazylia i Kaja: (rzucaj¹ siê z piêœciami na Kwizara)
Kwizar: Ja nic nie mówi³em!
Bazylia i Kaja: Noo.
Bazylia i Sternkind: (machaj¹c rêkami jak szalone) Ratunkuuu! Tu jesteœmyyyy!
(Kaja i Kwizar przy³¹czaj¹ siê do Bazylii i Sternkind)
Wszyscy: Ratunkuuu!! Pomocyyy!! Heeeelp!! Hilfeee!! S.O.S.!! Maydaaaaay!!!
*******
(Tymczasem na statku...
Mostek kapitañski)
Komandor Farragut: Bosman, co to jest?
Bosman: Meldujê, ¿e rozbitkowie chyba.
Komandor Farragut: Wy³owiæ ich?
Ned Land: (przechodz¹c obok): Komandorze, tracimy czas!
Komandor Farragut: W takim razie wy³owimy ich! Ahoj! Cz³owiek za burt¹!
Profesor Pierre Aronnax: Ugh, czy on musi tak kl¹æ?
*******
(Z powrotem w wodzie, z naszymi bohaterami)
Sternkind: P³yn¹ tu!
Kwizar: Wreszcie!!
Kaja i Bazylia: Tutaaaaj!!!
(Ca³a pi¹tka zostaje wy³owiona i zaprowadzona na mostek)
Komandor Farragut: Coœcie za jedni i co tu robicie?
Kwizar: (pl¹cze siê w zeznaniach) No... ten tego... zgubiliœmy siê...
Komandor Farragut: Zgubiliœcie siê na œrodku oceanu na TYM?? (wskazuje materac, z którego w miêdzyczasie usz³a po³owa powietrza)
Kaja: (wysuwaj¹c siê do przodu, jako jedyna doros³a wœród pe³noletnich) Proszê wybaczyæ koledze, czasem dobrze myœli tylko Ÿle mówi. Rozbiliœmy siê. Pomy³ka... eem.. b³¹d w nawigacji.
Komandor Farragut: Rozumiem. Dobrze, profesor Aronnax siê wami zajmie.
(Profesor Aronnax zabiera Bazyliê, Kajê, Sternkind i Kwizara do wolnej kajuty, zaopatruje ich w koce oraz ciep³y posi³ek)
(Ju¿ w kajucie...)
Sternkind: (prze¿uwaj¹c coœ bli¿ej niezidentyfikowanego, acz ciep³ego) Przephmrhmaszam...
Reszta: (równie¿ prze¿uwaj¹c) Tmhmak?
Sternkind: Kto to by³ ten nawiedzony, który nas tu zaprowadzi³?
Bazylia: Profesor Pierre Aronnax. Taki tam...
Sternkind: Acha.
Bazylia: Od biologii i pokrewnych.
Kaja: Biologii, powiadasz?
Bazylia: Kaju, nie rób mi tego...
(Konwersacjê przerywa pukanie do drzwi)
Bazylia i Kaja: Proszê.
(Do kajuty zagl¹da Conseil, s³u¿¹cy profesora)
Conseil: Wszystko gra?
Bazylia: Bior¹c pod uwagê, ¿e o ma³o co siê nie utopiliœmy i ci¹gle jesteœmy cali przemoczeni to tak.
Kwizar: Przepraszam...
Conseil: Tak?
Kwizar: Co to za... statek?
Conseil: „Abraham Lincoln”. Polujemy na tego wielkiego wieloryba... no... narwala!... no..., tego, co dziurawi statki, wiecie...
Kwizar, Kaja i Sternkind: ...
Bazylia: Wiemy. Dziêki.
Conseil: Nie ma sprawy.
Bazylia: Uh... To oznacza³o: mo¿esz znikaæ.
Conseil: Ok.
(Conseil wychodzi.)
(Kwizar odsuwa rêce od twarzy i wybucha œmiechem)
Kwizar: (ironicznie) To ma byæ statek? To kupa z³omu, a¿ dziw, ¿e p³ywa!
Kaja: W najlepszym wypadku przypomina p³ywaj¹c¹ szafê.
Sternkind: Szafê? Narni¹ mi zalecia³o...
Bazylia: Skarbie, zapomnij, to na pewno nie ta szafa.
Kwizar: A sk¹d ta pewnoœæ? Mo¿e to jest "Wêdrowiec do Œwitu"?
Sternkind: (z nutk¹ nadziei, ¿e to ma jednak coœ wspólnego z T¥ szaf¹) W³aœnie?
Kwizar: (zauwa¿aj¹c ulotny rozb³ysk ¿arówki nad swoj¹ g³ow¹)... Moment. Chwila. (podejrzliwie) Sk¹d ty wiedzia³aœ, jak siê nazywa ten profesor coœtam jakiœtam?
Bazylia: Jak profesor siê nazywa to komandor mówi³. A jeœli on siê nazywa Aronnax, a na dodatek jesteœmy oko³o roku tysi¹c osiemset któregoœ, to mo¿emy byæ tylko w jednym miejscu.
Kwizar: W jakim?
Bazylia: No na pok³adzie „Abrahama Lincolna”!
Kwizar: Odkrywcze. S³uchaj, ale sama na to wpad³aœ?
Bazylia: Tak, ale d³ugo nad tym myœla³am.
Kaja: Przestañcie. Akurat to, ¿e jesteœmy na pok³adzie „Abrahama Lincolna” to mówi³ nam przed chwil¹ ten goœæ...
Bazylia: Co nie zmienia faktu, ¿e rzeczywiœcie siê tu znajdujemy. Mia³am na myœli, ¿e wiem, gdzie siê ten statek znajduje.
Sternkind: No, wreszcie coœ konstruktywnego!
Kwizar: No to gdzie?
Bazylia: Gdzieœ na Pacyfiku.
Kwizar: Litoœci... Mo¿e podzielisz siê z nami jeszcze jak¹œ równie fascynuj¹c¹ nowin¹?
Bazylia: Nie.
(Zapada obra¿one milczenie. Wszyscy jeszcze przez jakiœ czas siedz¹, dosychaj¹c, a¿ w koñcu zasypiaj¹)
Rozdzia³ III: Stuk puk
(Ranek. Kajuta, w której przebywaj¹ Bazylia, Kwizar Kaja i Sternkind)
G³os z pok³adu: Ogniaaaa!!
Kwizar: (budz¹c siê) Co za idioci! Mamusiuuuu... (ziewa) Ja chcê spaaaaaaaæ...
Bazylia: (otwieraj¹c jedno oko) Wiecie...
Reszta: Co?
Bazylia: Tam siê chyba coœ dzieje.
Kwizar: No coœ ty... nie zauwa¿y³em... :]
Bazylia: (otwieraj¹c drugie oko) Idê zobaczyæ.
Reszta: Idziemy z tob¹!
(Wszyscy wychodz¹ na pok³ad. Huk dzia³, wrzaski, bezsensowna bieganina i ogólny chaos. Gdzieœ na boku profesor Aronnax wyg³asza wyk³ad o rzekomym narwalu, obok Ned Land ostrzy harpun.
Bazylia i reszta podbiegaj¹ do burty i zauwa¿aj¹ w wodzie wrzecionowaty kszta³t)
Kwizar: O, mamy goœcia.
Kaja i Sternkind: (nieco zdezorientowane) No...
Bazylia: (triumf w oczkach) Ha! Wiedzia³am!
Reszta: (patrz¹ dziwnie na Bazyliê) ...
Bazylia: No co??
*******
(Bazylia, Kwizar, Kaja i Sternkind stoj¹ przy burcie ca³y dzieñ, obserwuj¹c. Ca³y te¿ dzieñ trwa poœcig za wrzecionowatym czymœ.
Zapada wieczór. Wrzecionowaty kszta³t, utrzymuj¹cy siê ca³y czas w tej samej odleg³oœci od okrêtu, zaczyna œwieciæ)
Kaja: Interesuj¹ce. Ciekawy rodzaj fluorescencji...
Bazylia: Kaju, wiem, ¿e masz zaciêcie biologiczne, ale to jest narwal ani inna taka zaraza.
Kaja: A jaka?
Bazylia: Inna.
Kwizar: A ona znowu swoje...
Sternkind: Jakoœ znajomo to wszystko wygl¹da. Coœ mi dzwoni, ale nie wiem, w którym koœciele...
Kaja: Bazyl, ale skoro wiesz to powiedz. Jaka inna zaraza?
Bazylia: £ódŸ podwodna.
Kwizar: ...
Ned Land: (przechodz¹c obok) Bzdura. Ha, zaraz wykoñczê to... to coœ! HA!
(Ned Land rzuca harpunem, w „to coœ”. Harpun jednak odbija siê od „tego czegoœ” z wyraŸnym, metalicznym BRZDÊK!)
Ned Land: A niech to!...
(Œwiat³o, emitowane przez wrzecionowate coœ nagle gaœnie. Zapada cisza)
Bazylia: No, to zabawa siê zaczyna...
Kwizar: Zabawa?
(Nagle coœ uderza w „Abrahama Lincolna” z ogromn¹ si³¹. Wstrz¹s wyrzuca Bazyliê, Kwizara, Kajê i Sternkind za burtê.
Wielkie CHLUUUP!, towarzysz¹ce wpadniêciu naszych bohaterów do wody)
*******
(Po paru [s³ownie: dwóch] godzinach p³ywania...)
Kwizar: Ale bym siê chêtnie wysuszy³...
Kaja: Milcz...
Bazylia: (z nag³a zdziwiona) Ejjj... mam grunt pod stopami...
Sternkind: Ja te¿...
Kaja: Mam coœ pod rêk¹... Barierkê!
(Z fal, bezpoœrednio pod naszymi bohaterami, wynurza siê powoli ³ódŸ podwodna)
Bazylia, Kwizar i Kaja: Wooooooow...
Sternkind: Uuuu... to lepsze ni¿ Batmobil... To nawet lepsze ni¿ peleryna pana ksiêcia... ... Hej! Ju¿ wiem, gdzie jesteœmy!
Kwizar: Ja ju¿ te¿ siê domyœlam...
Kaja: Ja te¿, ale nie marudziæ tylko w³aziæ.
(Wszyscy wdrapuj¹ siê na zewnêtrzny pok³ad ³odzi i kurczowo chwytaj¹ siê barierki.
Po chwili ³ódŸ zaczyna p³yn¹æ dalej, ale pozostaje na powierzchni)
Kwizar: Ale wieje!
Bazylia: No. Zepsuje ci fryzurê. :]
Kwizar: (z przek¹sem) Z pewnoœci¹. :]
Kaja: Zimno mi.
Sternkind: Mi te¿...
(Parê chwil wzglêdnej ciszy – jeœli nie liczyæ odg³osów œruby napêdowej.
Nagle ciszê przerywa metaliczne stukanie. Wszyscy [poza Kaj¹] podskakuj¹ na swoich miejscach)
Wszyscy (poza Kaj¹): (krzywe spojrzenie na Kajê) Co to niby mia³o byæ?
Kaja: No co...
(Nagle otwiera siê zapadnia w pok³adzie i wszyscy wpadaj¹ do œrodka, do ca³kiem ciemnego pomieszczenia, w którym unosi siê zapach chloroformu)
Kaja: O, zapadniaaa-aaaa... (ziewa)
Kwizar: Ciemnoœæ widzêêêêêêêê... (z potê¿nym ziewniêciem osuwa siê na pod³ogê, na której le¿¹ ju¿, pochrapuj¹c, wszystkie panie, i zasypia)
Rozdzia³ IV: Niespodzianka
(Nadal ca³kowita ciemnoœæ. Wszyscy budz¹ siê – w ciemnoœci ukazuj¹ siê oczka: zielone, niebieskie, b³êkitne i czerwone)
Kwizar: I co teraz, hê?
Bazylia: Czy pan mówi³ do mnie?
Kwizar: Nie. Do mnie. :]
Bazylia: Sk¹d mam niby wiedzieæ?
Kwizar: Bo to ty to czyta³aœ. A mo¿e siê mylê?
Bazylia: Ale w oryginale to wiesz, nas tak jakby nie by³o...
Kaja: A tam, cicho byæ!
Bazylia: (po chwili zastanowienia) O ile pamiêtam to teraz powinno byæ...
(Otwieraj¹ siê drzwi i zapala siê œwiat³o. Wchodzi steward, pchaj¹c wózek-tacê z jedzeniem)
Kaja i Sternkind: ŒNIADANIE!!
Bazylia i Kwizar: Ja pierwsza/y!!
(Wszyscy rzucaj¹ siê na jedzenie i zaczynaj¹ b³yskawicznie je poch³aniaæ)
Sternkind: Mhmjhakmh tho dobmhmrze coœ w koñcu zmhmjeœæ...
Kaja: Mhmhnho...
(Drzwi ponownie otwieraj¹ siê)
Sternkind: (podnosz¹c wzrok znad talerza, o który toczy bitwê z Bazyli¹, ale nadal coœ prze¿uwaj¹c) Chiemkhmawe comh themhraz bêdzmhie... khemhekhe... (zanosi siê nag³ym kaszlem, o zakrztusiwszy siê jedzeniem)
Bazylia: Skhmharbie, co... (ogl¹da siê w stronê, któr¹ wskazuje Sternkind – na drzwi)... khmjekhst... (równie¿ zaczyna kaszleæ)
(Reszta tak¿e odwraca siê do drzwi, w których stoi wysoki, ciemnow³osy mê¿czyzna w czarnym mundurze ze z³ot¹ liter¹ „N” – dowódca okrêtu)
Bazylia: (szeptem) Czyli mia³am racjê...
Kwizar: (przypomina sobie wszystkie urywki tego, co kiedykolwiek ogl¹da³ na temat) O matko...
Sternkind: To mo¿e byœmy siê... ten tego... przedstawili?
Kaja: Bazyl, to mo¿e spróbuj po angielsku...
Bazylia: A dlaczego ja? (protest Bazylii gasz¹ z miejsca trzy mordercze spojrzenia) Ekhm... No dobra... Excuse me...
(Bazylia opowiada ca³¹ historiê p³ynn¹ angielszczyzn¹, ale opowiadanie nie daje ¿adnego efektu)
Kaja: A mo¿e po niemiecku...
Wszyscy: (patrz¹ po sobie, nagle jednoczeœnie wyci¹gaj¹ rêce) Ty!
(Trzy rêce wskazuj¹ na Sternkind)
Sternkind: Wielkie dziêki. Wir sind...
(Poniewa¿ zasób znanych s³ów w jêzyku niemieckim jest w przypadku Sternkind doœæ ograniczony, reszta przy³¹cza siê i mieszank¹ niemiecko-rosyjsk¹ udaje im siê dobrn¹æ do koñca.
Jak poprzednio – bez efektu)
Kwizar: (choæ do tej pory rozmawiali miêdzy sob¹ cicho, tym razem ze z³oœci rozkrêca siê prawie na ca³y regulator) Mam doœæ!!
Kapitan Nemo: (unosz¹c brew) To wy mówicie po polsku?
Bazylia: (w totalnym szoku) To pan mówi po polsku??
Kapitan Nemo: Oczywiœcie. Sk¹d pytanie?
Bazylia: Tak mi siê wyrwa³o... (do siebie) Aa, czyli jednak... :]
Kwizar: To nareszcie siê mo¿emy porozumieæ... Dobra, to teraz ja opowiem...
Kapitan Nemo: Nie trzeba. Akurat po angielsku rozumiem. I po niemiecku...
Bazylia: Tak, i po francusku i po ³acinie te¿.
Kapitan Nemo: (lekkie zdziwienie) Ekhm... S³uchajcie, wasza obecnoœæ tutaj jest mi wybitnie nie na rêkê. Wiêc starajcie siê nie przeszkadzaæ. I ¿adnych zbêdnych pytañ. Bo was wyrzucê.
Kwizar: W najbli¿szym porcie?
Kapitan Nemo: Nie. W najbli¿szym punkcie oceanu.
Kwizar: Acha... Rozumiem...
Kaja: (jako jedyna bezobciachowa osoba z ca³ego sk³adu) A móg³by siê pan przedstawiæ?
Kapitan Nemo: A, tak... Przepraszam. Jestem...
Bazylia, Kwizar i Sternkind: Kapitan Nemo. Wiemy!
Kapitan Nemo: (znów zdziwienie, nieco mniej lekkie) To w takim razie, skoro œniadanie ju¿ zjedliœcie...
Kwizar: To mo¿e drugie œniadanie?
Kapitan Nemo: (mrugaj¹c oczami ze zdumienia) S³ucham?
Kwizar: No, drugie œniadanie.
Kapitan Nemo: Wbrew pozorom wiem co to jest. Ale tu nie jada siê drugich œniadañ.
Kwizar: To bêdê umiera³ z g³odu. Trudno. <umiera z g³odu>
Bazylia: Daruj sobie. I tak nie uwierzy, ¿e chcesz zjeœæ drugie œniadanie.
Kapitan Nemo: (nie mog¹c znaleŸæ tematu do rozmowy; w myœlach powtarzaj¹c „Oby nie”) Chcecie obejrzeæ Nautilusa?
Reszta: (z entuzjazmem) Taaak!
Kapitan Nemo: W takim razie chodŸcie. (do siebie) I za co? Za co??