Post by Kitty on Aug 11, 2006 21:29:12 GMT 1
Robi¹c porz¹dki na dysku znalaz³am moje opowiadanie, które nie zosta³o docenione w konkursie. Przez dwa s³owa padaj¹ce na koñcu historii mam ochotê napisaæ drug¹ czêœæ i chcia³abym poznaæ Wasze opinie i pomys³y na ten temat. Nie przed³u¿aj¹c:
Czy wiesz, kto jest twoim cieniem?
W pewnym mieœcie ¿y³ sobie ch³opiec. Zwyk³y, niczym siê nie wyró¿niaj¹cy. Mia³ m³odsz¹ siostrê, rodziców. W szkole uczy³ siê ca³kiem przyzwoicie. Nie musia³ siê o nic martwiæ. Nazywa³ siê Daniel. Pewnego dnia spotka³ kogoœ, w kogo istnienie nie wierzy³...
***
To by³y urodziny jego siostry, Marleny. Prezent kupi³ ju¿ dawno, a ¿eby go nie znalaz³a, trzyma³ go w swojej szafce w szkole. Wraca³ do domu, kiedy przypomnia³ sobie o pakunku. Wróci³ do szko³y i przeszuka³ szafkê. Paczki nie by³o. Sprawdzi³ jeszcze raz, choæ wiedzia³, ¿e to bezcelowe. Spyta³ pañ woŸnych, czy nie znalaz³y gdzieœ prezentu. Nie znalaz³y. Daniel, pogr¹¿ony w smutku, powlók³ siê do domu. Nie mia³ ju¿ pieniêdzy na zakup nowego prezentu – wszystko wyda³ na poprzedni.
Ulica by³a pe³na ludzi, ale nikt nie zwraca³ uwagi na smutnego ch³opca. Id¹c, Daniel us³ysza³ ciche kroki. Przyspieszy³. Ten ktoœ tak¿e. Mog³oby siê wydawaæ, ¿e ten ktoœ stara siê zamaskowaæ swój chód w odg³osie kroków ch³opca. W koñcu, Daniel nie wytrzyma³, zatrzyma³ siê, odwróci³ i stan¹³ twarz¹ w twarz ze swoim przeœladowc¹. Mê¿czyzna ubrany by³ w d³ugi czarny p³aszcz, który kontrastowa³ z jego mocno wybielonymi, d³ugimi w³osami. Stanowi³ ca³kowite przeciwieñstwo Daniela, który ubiera³ siê na jasnokolorowo, a w³osy mia³ ciemnobr¹zowe.
-Czemu mnie œledzisz? – spyta³ ch³opiec.
-Zapomnia³eœ o czymœ – odpowiedzia³ bia³ow³osy, podaj¹c Danielowi pakunek, bêd¹cy zaginionym prezentem. Ch³opcu oczy siê rozszerzy³y, ale przyj¹³ paczkê, po czym schowa³ j¹ do plecaka.
-Sk¹d to masz? – zapyta³, otrz¹sn¹wszy siê z szoku.
-Niewa¿ne.
-Kim jesteœ?
Ale mê¿czyzna nie odpowiedzia³, tylko min¹³ Daniela i odszed³.
-Zacze...! – ch³opiec odwróci³ siê – ...kaj...
Bia³ow³osy znikn¹³. Rozp³yn¹³ siê w powietrzu. Tak po prostu. Daniel nie zastanawia³ siê nad tym wiêcej, stwierdzi³, ¿e póŸniej pomyœli. Pogna³ do domu, bo ju¿ i tak by³ spóŸniony.
***
Wieczorem, po udanym przyjêciu Daniel poszed³ do swojego pokoju, gdzie po³o¿y³ siê na ³ó¿ku i rozmyœla³, patrz¹c w sufit.
Kim on by³? – myœla³. – Sk¹d wiedzia³?
-Wiem o tobie wszystko.
Na te s³owa ch³opak podskoczy³ jak oparzony. Bia³ow³osy siedzia³ przy JEGO biurku, w JEGO pokoju, który na pewno zamyka³, przegl¹daj¹c JEGO ksi¹¿kê!
-Sk¹d siê tu wzi¹³eœ?!
-Z nieba spad³em.
-To nie upowa¿nia ciê do w³amywania siê... e... jak to: z nieba?
-Zwyczajnie.
-Kim ty jesteœ?
-Có¿...
Nie dokoñczy³, poniewa¿ rozleg³o siê ciche pukanie i do pokoju wesz³a Marlena, prosz¹c brata, aby przyszed³ do niej.
-Mo¿e póŸniej...
-No dooobra... to ja pójdê pobawiæ siê z Celesti¹.
-Z kim?? – zdziwi³ siê ch³opak.
Ale odpowiedzi nie uzyska³, bo jego siostra ju¿ zd¹¿y³a wyjœæ.
-Chcesz, ¿ebym dokoñczy³, skoro nam przerwano? – wróci³ do tematu bia³ow³osy.
-Tak.
-Wiêc... jestem twoim anio³em stró¿em.
Daniel zlustrowa³ go wzrokiem.
-Z takim wygl¹dem?
-O co ci chodzi?
-Który anio³ ubiera siê na czarno?
-Aaa... no có¿... masz racjê.
-Wiêc kim... – dopytywa³ siê.
-Ju¿ mówi³em – anio³owi chyba koñczy³a siê cierpliwoœæ...
-To dlaczego czarny?
-Bo mnie wygnali, jasne?!
I zapad³a taka niezrêczna cisza...
-Czemu...?
-Nie upilnowa³em poprzedniego podopiecznego...
-I? – spyta³ Daniel, bo bia³ow³osy przerwa³.
-Skoczy³ z dachu szko³y. Za d³uga historia, ¿eby opowiadaæ.
-I dlatego ciê wygnali?
-Taa... wiesz, na czym polega takie wygnanie?
-Yy... na niemo¿noœci powrotu?
-G³ównie. A ¿ebym nie móg³ wróciæ... sam zobacz.
Anio³ wsta³ i zdj¹³ p³aszcz. Z jego pleców wyrasta³y œrednio wykszta³cone skrzyd³a.
-Co siê z nimi sta³o?
-Wyrwano mi je. A ¿e do Nieba mo¿na wróciæ tylko na skrzyd³ach... sam rozumiesz.
-To straszne.
-Nie tak bardzo.
-Jak to?
-Dosta³em drug¹ szansê. Mam ci pomagaæ w czym tylko siê da, a skrzyd³a na powrót wyrosn¹ jak nale¿y.
-Mogê ci jakoœ pomóc?
-W tylko jeden sposób: dawaj mi powody do pomocy sobie.
-To bêdzie ³atwe – ucieszy³ siê.
-Nie w¹tpiê.
-A do czego to przytyk?!
-Do niczego.
-Hej!
Ich rozmowo-k³ótniê przerwa³ dŸwiêk telefonu. Dzwoni³ kolega Daniela, aby dowiedzieæ siê o lekcje, na których go nie by³o. W trakcie rozmowy pad³o nazwisko jednej z nauczycielek, na które to anio³ zadr¿a³. Kiedy ch³opiec od³o¿y³ s³uchawkê i zauwa¿y³ zachowanie swojego opiekuna, spyta³:
-Czy coœ siê sta³o?
-Owszem. Mo¿esz powtórzyæ nazwisko tamtej kobiety?
-Której? Wroñskiej?
-Wroñska... wiesz coœ o niej wiêcej?
-Uczy matematyki, mówi³a, ¿e to jej trzecia praca, jest osza³amiaj¹co piêkna...
-Nawet nie próbuj siê w niej zakochiwaæ! – wybuch³ bia³ow³osy.
-A w ¿yciu! W nauczycielce?
-A myœlisz, ¿e dlaczego Grzegorz siê zabi³?! Ups...
-Nie... przez ni¹?
-Dok³adnie. Wyœmia³a go przed klas¹, a ten z ¿alu rzuci³ siê z dachu. Nie chcia³ mnie s³uchaæ. Mi³oœæ to szaleñstwo...
-Ym... ja tam siê zbytnio na tym nie znam... ale nie martw siê, ja takiego g³upiego b³êdu nie zrobiê.
-W to nie w¹tpiê. Jesteœ jeszcze trochê zbyt m³ody. No, ale chyba za d³ugo rozmawialiœmy. Œpij ju¿, póŸno jest.
-Cze...!
Anio³ znikn¹³, ale Daniel us³ysza³ w umyœle:
„Nie lêkaj siê, zawsze jestem przy tobie.”
Z tym zapewnieniem ch³opiec poszed³ spaæ.
***
Pierwsz¹ rzecz¹, któr¹ zrobi³ Daniel po przyjœciu do szko³y, by³o sprawdzenie zastêpstw. Niestety, nadaremnie wpatrywa³ siê w kartkê wisz¹c¹ w gablocie. Wszyscy jego nauczyciele byli obecni. A tak¹ mia³ nadziejê, ¿e kogoœ nie bêdzie...
-Chcia³oby siê nic nie robiæ, co? – spyta³ znajomy g³os.
-No... hej, co tu robisz, panie aniele?
-A¿ tak Ÿle z twoj¹ pamiêci¹? Przecie¿ powiedzia³em, ¿e zawsze jestem z tob¹.
-Ale czemu raz ciê widzê, a chwilê póŸniej ju¿ nie?
-A, widzisz...
Ale w tym momencie zadzwoni³ dzwonek.
-Leæ na lekcjê, bo siê spóŸnisz. Co masz pierwsze? Historiê?
-Ta...
-Postaraj siê nie zasn¹æ.
-Spróbujê.
Anio³ znikn¹³, a Daniel pobieg³ na górê, bo jego nauczyciel ju¿ poszed³ do klasy.
***
Dzwonek og³aszaj¹cy wytêsknion¹ przerwê zbudzi³ kilkoro uczniów, którzy pozwolili sobie na krótk¹ – 45-minutow¹ – drzemkê. Ca³e szczêœcie, ¿e historyk tego nie zauwa¿y³... jednak Daniel nie nale¿a³ do tej grupy. Natychmiast po dzwonku wypad³ z klasy i poszed³ pod nastêpn¹ salê, gdzie po³o¿y³ plecak i usiad³ sobie na pod³odze.
-Uda³o ci siê nie spaæ? – spyta³ anio³, pojawiaj¹c siê przy ch³opcu.
-Jak widaæ na za³¹czonym obrazku. A powiesz mi... – rozmowa powróci³a na tory z poprzedniej przerwy.
-Powiem, powiem. Po prostu jesteœmy niewidzialni dla ludzi. Czasem jednak pokazujemy im siê, tak jak ja tobie czy Celestia Marlenie.
-To jej anio³?
-Tak.
-A móg³bym go zobaczyæ?
-Nie da rady. Ka¿dy mo¿e zobaczyæ tylko swojego opiekuna. Ale wiêkszoœæ nigdy ich nie pozna³a i zapewne nie pozna.
-A ty?
-Co ja?
-Kogo widzisz?
Bia³ow³osy wskaza³ na grupkê dziewcz¹t, siedz¹c¹ po drugiej stronie korytarza.
-Widzisz te plotkary?
-Widzê.
-A na prawo od nich siedz¹ i plotkuj¹ ich anio³y. Uwierz mi, takie plotkarki s¹ najgorsze. Nie doœæ, ¿e ich podopieczne podrzucaj¹ im tematy, to jeszcze maj¹ „niebiañskie” plotki.
-Czy takie gadanie jest z³e?
-Gdy krzywdzi innych? Tak. A poza tym osobiœcie tego nie lubiê.
-Aha...
-Jest jeszcze jedna rzecz, która przesz³a z ludzi na anio³y.
-Jaka?
-Podpowiadanie. Ale nie takie naprowadzanie, które, nota bene, niegdyœ stosowa³em, ale takie bezczelne dyktowanie odpowiedzi.
-Ju¿ nie stosujesz? – spyta³ Daniel przymilnym g³osikiem, jednoczeœnie robi¹c s³odkie oczka.
-A co? Mam ci pomagaæ na sprawdzianach?
-No... jak bêdziesz mi pomaga³, to twoje skrzyd³a...
-Ma³y spryciarz!
Zadzwoni³ dzwonek, anio³ znikn¹³, a Daniel wszed³ do sali na kolejn¹ lekcjê.
***
Gdy rozbrzmia³ dzwonek, uczniowie wyszli na przerwê z mieszanymi uczuciami. Gdy Daniel usiad³ pod sal¹, anio³ zagadn¹³:
-Porywaj¹ca lekcja, co?
-Ta... „dzisiaj porozmawiamy sobie o seksie pszczó³” – odpar³ ch³opiec, przedrzeŸniaj¹c swoj¹ nauczycielkê.
-Klasa wydawa³a siê byæ zachwycona.
-Widzisz, jaka to teraz jest m³odzie¿?
-Widzê. Tylko jedno im w g³owach.
-Dok³adnie.
-Nie to, co kiedyœ...
-Mogê ci zadaæ osobiste pytanie?
-Najwy¿ej nie odpowiem. Dawaj.
-Ile masz lat?
Anio³ spojrza³ w sufit, jakby siê namyœla³.
-A wiesz... nie wiem.
-Jak to?!
-Zwyczajnie. Wiesz, starzy ludzie sklerozê maj¹.
-Ale ty nie jesteœ cz³owiekiem!
-No tak, tu trafi³eœ w sedno.
-Zaraz... a czy anio³y nie s¹ nieœmiertelne?
-Ano s¹.
-Czyli nie mo¿na was zabiæ?
-Mo¿na.
-Ale powiedzia³eœ...
-Wiem. Anio³a jako anio³a nie da siê. co najwy¿ej mo¿e sam siê poœwiêciæ. Ale anio³a upad³ego, wygnanego czy zmuszonego do ¿ycia na Ziemi miêdzy ludŸmi spokojnie mo¿na zabiæ.
-Ale tobie nic siê nie stanie prawda?!
-Niezbadane s¹ wyroki Boskie... a nawet gdyby, to byœ dosta³ nowego stró¿a i tyle.
-Ale ja nie chcê!
-A myœlisz, ¿e ja chcê? Mnie pasuje tak, jak jest. Za godzinê cos ci jeszcze opowiem.
Bia³ow³osy znikn¹³, zadzwoni³ dzwonek i Daniel, niechêtnie, poszed³ na lekcjê.
***
Nast¹pi³a lekcja matematyki. Wiêkszoœæ ch³opców wodzi³a wzrokiem za nauczycielk¹. Ale nie Daniel. Pamiêta³ historiê, któr¹ us³ysza³ wczeœniej. Nie chcia³, ¿eby teraz tak¿e przydarzy³ siê tego rodzaju wypadek. Zdawa³o mu siê, ¿e s³yszy zgrzytanie zêbów anio³a. A mo¿e to by³a lampa? W ka¿dym razie po lekcji wszystko siê wyjaœni.
***
Po dzwonku Daniel poszed³ do przebieralni, gdy¿ jako nastêpny mia³ w-f. Gdy tylko anio³ siê pokaza³, ch³opak spyta³:
-To ty siê tak wœcieka³eœ?
-No ba! Krew mnie zalewa, jak sobie pomyœlê o tej... babie!
-Babie... nie znasz mocniejszych obelg?
-Znam, ale nie przystoi mi ich u¿ywanie. No ale ja tu nie chcia³em na ni¹ wyklinaæ, tylko opowiedzieæ ci jeszcze trochê anielskich faktów. Æwiczysz na lekcji?
-Ee... w sumie... a, co tam. Raz mogê sobie odpuœciæ.
-Ej, no!
-Co?
-Chcia³em trochê poganiaæ za pi³k¹...a ty nie chcesz...
-No dobra, niech ci bêdzie.
Daniel ledwo siê przebra³ – zabrzmia³ dzwonek i ch³opiec poszed³ na boisko.
***
Na lekcji odby³ siê mecz klasowy w pi³kê no¿n¹. Wynik – 7 do 4 dla klasy Daniela. Rozgrywka by³a doœæ niezwyk³a – bo kto to widzia³, aby pi³ka odbija³a siê od powietrza? I bez ¿adnego oporu wpada³a do bramki?
***
-Nie musia³eœ tak szaleæ – stwierdzi³ Daniel.
-Daj spokój, w koñcu wygraliœmy – odrzek³ anio³.
-Tymi trzema golami, które wbi³eœ!
-A co, mia³ byæ remis?!
-Czemu nie?! Wtedy nie by³oby zwyciêzcy!
-W grze chodzi o to, ¿eby wygraæ!
Nie mogli d³u¿ej siê k³óciæ, bo ch³opiec spieszy³ siê na kolejn¹ lekcjê, ostatni¹ tego dnia.
***
Po drodze do domu, Daniel – jak zwykle – zagada³ siê z koleg¹ na skrzy¿owaniu. Gdy siê po¿egnali, ch³opak odprowadzi³ go wzrokiem, a gdy ten znikn¹³ mu z pola widzenia, spojrza³ na zegarek. Znów by³ spóŸniony! Bez zastanowienia wbieg³ na jezdniê. Nie zauwa¿y³ wyje¿d¿aj¹cego zza rogu samochodu...
...ale anio³ zauwa¿y³. Popchn¹³ Daniela na chodnik, lecz sam nie zd¹¿y³. Samochód go potr¹ci³. Przera¿ony ch³opiec podbieg³ do bia³ow³osego i pomóg³ mu dotrzeæ na chodnik. A kierowca nic nie zauwa¿y³...
-Mo¿esz chodziæ? Pójdziemy do domu, zajmiemy siê tym, wszys...
-Cicho b¹dŸ. To siê zaraz zregeneruje, nie przejmuj siê.
-Ale...
-Ja bym nie powiedzia³, ¿e tak zaraz – us³yszeli czyjœ g³os.
Za nimi sta³a blond-w³osa osoba w bia³ej szacie, czymœ poœrednik pomiêdzy arabsk¹ tunik¹, sukni¹ i sutann¹. Nie sposób by³o okreœliæ, czy to kobieta, czy mê¿czyzna. Przybysz przy³o¿y³ do boku anio³a d³onie, które zaczê³y jarzyæ siê bladoniebieskim œwiat³em. Rany tak¿e zaczê³y siê œwieciæ, po czym znik³y. Dopiero po chwili bia³ow³osego odblokowa³o:
-Co ty tu robisz?
-Pomagam ci doprowadziæ siê do porz¹dku. A poza tym mam informacjê.
-Jak¹?
-PóŸniej. Lepiej najpierw wróæcie do domu – przerzuci³ sobie przez ramiê rêkê anio³a i podtrzyma³ go. – ProwadŸ, Danielu.
Ch³opiec poprzysi¹g³ sobie, ¿e nic ju¿ go nie zaskoczy.
***
Gdy tylko dotarli do domu, zamknêli siê w pokoju Daniela. Ch³opiec przysiad³ na krzeœle, a anio³ i jego towarzysz zajêli ³ó¿ko.
-Co masz mi do powiedzenia? – spyta³ bia³ow³osy.
-Spokojnie. Chyba najpierw trzeba wyjaœniæ to i owo ch³opcu, nie uwa¿asz?
-Skoro twierdzisz, ¿e trzeba...
-Trzeba, trzeba... – zwróci³ siê do Daniela – Wiêc: twój opiekun zosta³...
-...wyrzucony z Nieba. Wiem.
-Wiesz? To œwietnie, nie muszê tyle gadaæ.
-Ale kim pan jest?
-Jestem Rehael, anio³ Zdrowia i D³ugowiecznoœci, obecnie bez podopiecznego.
-Bez?
-Bez, bez. Mo¿na oprosiæ o trochê przerwy. Nie krzyw siê tak, przyjacielu – ostatnie zdanie skierowa³ do bia³ow³osego, który zwin¹³ siê w k³êbek.
-£atwo powiedzieæ: nie krzyw siê...
Blondyn westchn¹³ cicho i przy³o¿y³ rêce do cia³a cierpi¹cego. Rozjarzy³o siê bladozielone œwiat³o. Daniel spojrza³ na nich pytaj¹co.
-Myœlisz, ¿e proces odrastania skrzyde³ jest bezbolesny? No, mój drogi, ju¿ po krzyku. Wstañ i poka¿ ch³opcu, co mu zawdziêczasz.
-Ale ja nic... – zaoponowa³ rzeczony.
-Nie, wcale, w ogóle.
Anio³ wsta³, zdj¹³ p³aszcz, i oczom Daniela ukaza³y siê piêkne skrzyd³a, takie, jakie powinny by³y byæ.
-Widzisz? To tylko dziêki tobie. Jak mam ci dziêkowaæ?
-Leæ siê zameldowaæ do Nieba – rzek³ Rehael, uœmiechaj¹c siê. – Ju¿ pewnie na ciebie czekaj¹. Zajmê siê ch³opcem.
Bia³ow³osy krótko uœcisn¹³ d³oñ blondynowi, potarga³ w³osy Danielowi, po czym znikn¹³. W pokoju zapad³a cisza, któr¹ przerwa³ anio³:
-No, to musimy prze¿yæ ze sob¹ 2-3 dni. Chyba nie masz nic przeciwko?
-Nie, nie, tylko... – urwa³.
-Tylko...? – podchwyci³ Rehael.
-Nawet nie wiem, jak on siê nazywa... nigdy mi nie powiedzia³...
Anio³ uœmiechn¹³ siê, wzi¹³ znik¹d cienk¹ ksi¹¿eczkê, otworzy³ na odpowiedniej stronie i podsun¹³ ch³opcu. Daniel przeczyta³:
-„Jest duch na niebie, co ma lutniê
Z w³asnego serce, ciep³ych strun.
Nikt tak nie œpiewa dzik-piêknie,
Jak Izrafel, wœród gwiezdnych ³un (...)”
Izrafel?
-Dok³adnie. Anio³ Muzyki i...
-I...? – tym razem Daniel podchwyci³.
-Zmartwychwstania. Wiêc by³o wiadome, ¿e uda mu siê wróciæ. A teraz zostaje nam czekaæ, a¿ wróci tutaj.
***
Dwa dni póŸniej Izrafel, ju¿ w bia³ych szatach, powróci³ do Daniela, a Rehael do Nieba. Ch³opiec i anio³ doskonale siê rozumieli, przez lata pomagali sobie nawzajem. A gdy przyszed³ czas dla Daniela, jego dusza uda³a siê do Nieba, sk¹d patrzy³ na swojego przyjaciela, zajmuj¹cego siê nastêpnym podopiecznym.
KONIEC
W pracy zosta³ wykorzystany fragment wiersza „Izrafel” E.A. Poe’go w t³umaczeniu Barbary Beaupré ze zbioru „Poezje” wydawnictwa C&T
Czy wiesz, kto jest twoim cieniem?
W pewnym mieœcie ¿y³ sobie ch³opiec. Zwyk³y, niczym siê nie wyró¿niaj¹cy. Mia³ m³odsz¹ siostrê, rodziców. W szkole uczy³ siê ca³kiem przyzwoicie. Nie musia³ siê o nic martwiæ. Nazywa³ siê Daniel. Pewnego dnia spotka³ kogoœ, w kogo istnienie nie wierzy³...
***
To by³y urodziny jego siostry, Marleny. Prezent kupi³ ju¿ dawno, a ¿eby go nie znalaz³a, trzyma³ go w swojej szafce w szkole. Wraca³ do domu, kiedy przypomnia³ sobie o pakunku. Wróci³ do szko³y i przeszuka³ szafkê. Paczki nie by³o. Sprawdzi³ jeszcze raz, choæ wiedzia³, ¿e to bezcelowe. Spyta³ pañ woŸnych, czy nie znalaz³y gdzieœ prezentu. Nie znalaz³y. Daniel, pogr¹¿ony w smutku, powlók³ siê do domu. Nie mia³ ju¿ pieniêdzy na zakup nowego prezentu – wszystko wyda³ na poprzedni.
Ulica by³a pe³na ludzi, ale nikt nie zwraca³ uwagi na smutnego ch³opca. Id¹c, Daniel us³ysza³ ciche kroki. Przyspieszy³. Ten ktoœ tak¿e. Mog³oby siê wydawaæ, ¿e ten ktoœ stara siê zamaskowaæ swój chód w odg³osie kroków ch³opca. W koñcu, Daniel nie wytrzyma³, zatrzyma³ siê, odwróci³ i stan¹³ twarz¹ w twarz ze swoim przeœladowc¹. Mê¿czyzna ubrany by³ w d³ugi czarny p³aszcz, który kontrastowa³ z jego mocno wybielonymi, d³ugimi w³osami. Stanowi³ ca³kowite przeciwieñstwo Daniela, który ubiera³ siê na jasnokolorowo, a w³osy mia³ ciemnobr¹zowe.
-Czemu mnie œledzisz? – spyta³ ch³opiec.
-Zapomnia³eœ o czymœ – odpowiedzia³ bia³ow³osy, podaj¹c Danielowi pakunek, bêd¹cy zaginionym prezentem. Ch³opcu oczy siê rozszerzy³y, ale przyj¹³ paczkê, po czym schowa³ j¹ do plecaka.
-Sk¹d to masz? – zapyta³, otrz¹sn¹wszy siê z szoku.
-Niewa¿ne.
-Kim jesteœ?
Ale mê¿czyzna nie odpowiedzia³, tylko min¹³ Daniela i odszed³.
-Zacze...! – ch³opiec odwróci³ siê – ...kaj...
Bia³ow³osy znikn¹³. Rozp³yn¹³ siê w powietrzu. Tak po prostu. Daniel nie zastanawia³ siê nad tym wiêcej, stwierdzi³, ¿e póŸniej pomyœli. Pogna³ do domu, bo ju¿ i tak by³ spóŸniony.
***
Wieczorem, po udanym przyjêciu Daniel poszed³ do swojego pokoju, gdzie po³o¿y³ siê na ³ó¿ku i rozmyœla³, patrz¹c w sufit.
Kim on by³? – myœla³. – Sk¹d wiedzia³?
-Wiem o tobie wszystko.
Na te s³owa ch³opak podskoczy³ jak oparzony. Bia³ow³osy siedzia³ przy JEGO biurku, w JEGO pokoju, który na pewno zamyka³, przegl¹daj¹c JEGO ksi¹¿kê!
-Sk¹d siê tu wzi¹³eœ?!
-Z nieba spad³em.
-To nie upowa¿nia ciê do w³amywania siê... e... jak to: z nieba?
-Zwyczajnie.
-Kim ty jesteœ?
-Có¿...
Nie dokoñczy³, poniewa¿ rozleg³o siê ciche pukanie i do pokoju wesz³a Marlena, prosz¹c brata, aby przyszed³ do niej.
-Mo¿e póŸniej...
-No dooobra... to ja pójdê pobawiæ siê z Celesti¹.
-Z kim?? – zdziwi³ siê ch³opak.
Ale odpowiedzi nie uzyska³, bo jego siostra ju¿ zd¹¿y³a wyjœæ.
-Chcesz, ¿ebym dokoñczy³, skoro nam przerwano? – wróci³ do tematu bia³ow³osy.
-Tak.
-Wiêc... jestem twoim anio³em stró¿em.
Daniel zlustrowa³ go wzrokiem.
-Z takim wygl¹dem?
-O co ci chodzi?
-Który anio³ ubiera siê na czarno?
-Aaa... no có¿... masz racjê.
-Wiêc kim... – dopytywa³ siê.
-Ju¿ mówi³em – anio³owi chyba koñczy³a siê cierpliwoœæ...
-To dlaczego czarny?
-Bo mnie wygnali, jasne?!
I zapad³a taka niezrêczna cisza...
-Czemu...?
-Nie upilnowa³em poprzedniego podopiecznego...
-I? – spyta³ Daniel, bo bia³ow³osy przerwa³.
-Skoczy³ z dachu szko³y. Za d³uga historia, ¿eby opowiadaæ.
-I dlatego ciê wygnali?
-Taa... wiesz, na czym polega takie wygnanie?
-Yy... na niemo¿noœci powrotu?
-G³ównie. A ¿ebym nie móg³ wróciæ... sam zobacz.
Anio³ wsta³ i zdj¹³ p³aszcz. Z jego pleców wyrasta³y œrednio wykszta³cone skrzyd³a.
-Co siê z nimi sta³o?
-Wyrwano mi je. A ¿e do Nieba mo¿na wróciæ tylko na skrzyd³ach... sam rozumiesz.
-To straszne.
-Nie tak bardzo.
-Jak to?
-Dosta³em drug¹ szansê. Mam ci pomagaæ w czym tylko siê da, a skrzyd³a na powrót wyrosn¹ jak nale¿y.
-Mogê ci jakoœ pomóc?
-W tylko jeden sposób: dawaj mi powody do pomocy sobie.
-To bêdzie ³atwe – ucieszy³ siê.
-Nie w¹tpiê.
-A do czego to przytyk?!
-Do niczego.
-Hej!
Ich rozmowo-k³ótniê przerwa³ dŸwiêk telefonu. Dzwoni³ kolega Daniela, aby dowiedzieæ siê o lekcje, na których go nie by³o. W trakcie rozmowy pad³o nazwisko jednej z nauczycielek, na które to anio³ zadr¿a³. Kiedy ch³opiec od³o¿y³ s³uchawkê i zauwa¿y³ zachowanie swojego opiekuna, spyta³:
-Czy coœ siê sta³o?
-Owszem. Mo¿esz powtórzyæ nazwisko tamtej kobiety?
-Której? Wroñskiej?
-Wroñska... wiesz coœ o niej wiêcej?
-Uczy matematyki, mówi³a, ¿e to jej trzecia praca, jest osza³amiaj¹co piêkna...
-Nawet nie próbuj siê w niej zakochiwaæ! – wybuch³ bia³ow³osy.
-A w ¿yciu! W nauczycielce?
-A myœlisz, ¿e dlaczego Grzegorz siê zabi³?! Ups...
-Nie... przez ni¹?
-Dok³adnie. Wyœmia³a go przed klas¹, a ten z ¿alu rzuci³ siê z dachu. Nie chcia³ mnie s³uchaæ. Mi³oœæ to szaleñstwo...
-Ym... ja tam siê zbytnio na tym nie znam... ale nie martw siê, ja takiego g³upiego b³êdu nie zrobiê.
-W to nie w¹tpiê. Jesteœ jeszcze trochê zbyt m³ody. No, ale chyba za d³ugo rozmawialiœmy. Œpij ju¿, póŸno jest.
-Cze...!
Anio³ znikn¹³, ale Daniel us³ysza³ w umyœle:
„Nie lêkaj siê, zawsze jestem przy tobie.”
Z tym zapewnieniem ch³opiec poszed³ spaæ.
***
Pierwsz¹ rzecz¹, któr¹ zrobi³ Daniel po przyjœciu do szko³y, by³o sprawdzenie zastêpstw. Niestety, nadaremnie wpatrywa³ siê w kartkê wisz¹c¹ w gablocie. Wszyscy jego nauczyciele byli obecni. A tak¹ mia³ nadziejê, ¿e kogoœ nie bêdzie...
-Chcia³oby siê nic nie robiæ, co? – spyta³ znajomy g³os.
-No... hej, co tu robisz, panie aniele?
-A¿ tak Ÿle z twoj¹ pamiêci¹? Przecie¿ powiedzia³em, ¿e zawsze jestem z tob¹.
-Ale czemu raz ciê widzê, a chwilê póŸniej ju¿ nie?
-A, widzisz...
Ale w tym momencie zadzwoni³ dzwonek.
-Leæ na lekcjê, bo siê spóŸnisz. Co masz pierwsze? Historiê?
-Ta...
-Postaraj siê nie zasn¹æ.
-Spróbujê.
Anio³ znikn¹³, a Daniel pobieg³ na górê, bo jego nauczyciel ju¿ poszed³ do klasy.
***
Dzwonek og³aszaj¹cy wytêsknion¹ przerwê zbudzi³ kilkoro uczniów, którzy pozwolili sobie na krótk¹ – 45-minutow¹ – drzemkê. Ca³e szczêœcie, ¿e historyk tego nie zauwa¿y³... jednak Daniel nie nale¿a³ do tej grupy. Natychmiast po dzwonku wypad³ z klasy i poszed³ pod nastêpn¹ salê, gdzie po³o¿y³ plecak i usiad³ sobie na pod³odze.
-Uda³o ci siê nie spaæ? – spyta³ anio³, pojawiaj¹c siê przy ch³opcu.
-Jak widaæ na za³¹czonym obrazku. A powiesz mi... – rozmowa powróci³a na tory z poprzedniej przerwy.
-Powiem, powiem. Po prostu jesteœmy niewidzialni dla ludzi. Czasem jednak pokazujemy im siê, tak jak ja tobie czy Celestia Marlenie.
-To jej anio³?
-Tak.
-A móg³bym go zobaczyæ?
-Nie da rady. Ka¿dy mo¿e zobaczyæ tylko swojego opiekuna. Ale wiêkszoœæ nigdy ich nie pozna³a i zapewne nie pozna.
-A ty?
-Co ja?
-Kogo widzisz?
Bia³ow³osy wskaza³ na grupkê dziewcz¹t, siedz¹c¹ po drugiej stronie korytarza.
-Widzisz te plotkary?
-Widzê.
-A na prawo od nich siedz¹ i plotkuj¹ ich anio³y. Uwierz mi, takie plotkarki s¹ najgorsze. Nie doœæ, ¿e ich podopieczne podrzucaj¹ im tematy, to jeszcze maj¹ „niebiañskie” plotki.
-Czy takie gadanie jest z³e?
-Gdy krzywdzi innych? Tak. A poza tym osobiœcie tego nie lubiê.
-Aha...
-Jest jeszcze jedna rzecz, która przesz³a z ludzi na anio³y.
-Jaka?
-Podpowiadanie. Ale nie takie naprowadzanie, które, nota bene, niegdyœ stosowa³em, ale takie bezczelne dyktowanie odpowiedzi.
-Ju¿ nie stosujesz? – spyta³ Daniel przymilnym g³osikiem, jednoczeœnie robi¹c s³odkie oczka.
-A co? Mam ci pomagaæ na sprawdzianach?
-No... jak bêdziesz mi pomaga³, to twoje skrzyd³a...
-Ma³y spryciarz!
Zadzwoni³ dzwonek, anio³ znikn¹³, a Daniel wszed³ do sali na kolejn¹ lekcjê.
***
Gdy rozbrzmia³ dzwonek, uczniowie wyszli na przerwê z mieszanymi uczuciami. Gdy Daniel usiad³ pod sal¹, anio³ zagadn¹³:
-Porywaj¹ca lekcja, co?
-Ta... „dzisiaj porozmawiamy sobie o seksie pszczó³” – odpar³ ch³opiec, przedrzeŸniaj¹c swoj¹ nauczycielkê.
-Klasa wydawa³a siê byæ zachwycona.
-Widzisz, jaka to teraz jest m³odzie¿?
-Widzê. Tylko jedno im w g³owach.
-Dok³adnie.
-Nie to, co kiedyœ...
-Mogê ci zadaæ osobiste pytanie?
-Najwy¿ej nie odpowiem. Dawaj.
-Ile masz lat?
Anio³ spojrza³ w sufit, jakby siê namyœla³.
-A wiesz... nie wiem.
-Jak to?!
-Zwyczajnie. Wiesz, starzy ludzie sklerozê maj¹.
-Ale ty nie jesteœ cz³owiekiem!
-No tak, tu trafi³eœ w sedno.
-Zaraz... a czy anio³y nie s¹ nieœmiertelne?
-Ano s¹.
-Czyli nie mo¿na was zabiæ?
-Mo¿na.
-Ale powiedzia³eœ...
-Wiem. Anio³a jako anio³a nie da siê. co najwy¿ej mo¿e sam siê poœwiêciæ. Ale anio³a upad³ego, wygnanego czy zmuszonego do ¿ycia na Ziemi miêdzy ludŸmi spokojnie mo¿na zabiæ.
-Ale tobie nic siê nie stanie prawda?!
-Niezbadane s¹ wyroki Boskie... a nawet gdyby, to byœ dosta³ nowego stró¿a i tyle.
-Ale ja nie chcê!
-A myœlisz, ¿e ja chcê? Mnie pasuje tak, jak jest. Za godzinê cos ci jeszcze opowiem.
Bia³ow³osy znikn¹³, zadzwoni³ dzwonek i Daniel, niechêtnie, poszed³ na lekcjê.
***
Nast¹pi³a lekcja matematyki. Wiêkszoœæ ch³opców wodzi³a wzrokiem za nauczycielk¹. Ale nie Daniel. Pamiêta³ historiê, któr¹ us³ysza³ wczeœniej. Nie chcia³, ¿eby teraz tak¿e przydarzy³ siê tego rodzaju wypadek. Zdawa³o mu siê, ¿e s³yszy zgrzytanie zêbów anio³a. A mo¿e to by³a lampa? W ka¿dym razie po lekcji wszystko siê wyjaœni.
***
Po dzwonku Daniel poszed³ do przebieralni, gdy¿ jako nastêpny mia³ w-f. Gdy tylko anio³ siê pokaza³, ch³opak spyta³:
-To ty siê tak wœcieka³eœ?
-No ba! Krew mnie zalewa, jak sobie pomyœlê o tej... babie!
-Babie... nie znasz mocniejszych obelg?
-Znam, ale nie przystoi mi ich u¿ywanie. No ale ja tu nie chcia³em na ni¹ wyklinaæ, tylko opowiedzieæ ci jeszcze trochê anielskich faktów. Æwiczysz na lekcji?
-Ee... w sumie... a, co tam. Raz mogê sobie odpuœciæ.
-Ej, no!
-Co?
-Chcia³em trochê poganiaæ za pi³k¹...a ty nie chcesz...
-No dobra, niech ci bêdzie.
Daniel ledwo siê przebra³ – zabrzmia³ dzwonek i ch³opiec poszed³ na boisko.
***
Na lekcji odby³ siê mecz klasowy w pi³kê no¿n¹. Wynik – 7 do 4 dla klasy Daniela. Rozgrywka by³a doœæ niezwyk³a – bo kto to widzia³, aby pi³ka odbija³a siê od powietrza? I bez ¿adnego oporu wpada³a do bramki?
***
-Nie musia³eœ tak szaleæ – stwierdzi³ Daniel.
-Daj spokój, w koñcu wygraliœmy – odrzek³ anio³.
-Tymi trzema golami, które wbi³eœ!
-A co, mia³ byæ remis?!
-Czemu nie?! Wtedy nie by³oby zwyciêzcy!
-W grze chodzi o to, ¿eby wygraæ!
Nie mogli d³u¿ej siê k³óciæ, bo ch³opiec spieszy³ siê na kolejn¹ lekcjê, ostatni¹ tego dnia.
***
Po drodze do domu, Daniel – jak zwykle – zagada³ siê z koleg¹ na skrzy¿owaniu. Gdy siê po¿egnali, ch³opak odprowadzi³ go wzrokiem, a gdy ten znikn¹³ mu z pola widzenia, spojrza³ na zegarek. Znów by³ spóŸniony! Bez zastanowienia wbieg³ na jezdniê. Nie zauwa¿y³ wyje¿d¿aj¹cego zza rogu samochodu...
...ale anio³ zauwa¿y³. Popchn¹³ Daniela na chodnik, lecz sam nie zd¹¿y³. Samochód go potr¹ci³. Przera¿ony ch³opiec podbieg³ do bia³ow³osego i pomóg³ mu dotrzeæ na chodnik. A kierowca nic nie zauwa¿y³...
-Mo¿esz chodziæ? Pójdziemy do domu, zajmiemy siê tym, wszys...
-Cicho b¹dŸ. To siê zaraz zregeneruje, nie przejmuj siê.
-Ale...
-Ja bym nie powiedzia³, ¿e tak zaraz – us³yszeli czyjœ g³os.
Za nimi sta³a blond-w³osa osoba w bia³ej szacie, czymœ poœrednik pomiêdzy arabsk¹ tunik¹, sukni¹ i sutann¹. Nie sposób by³o okreœliæ, czy to kobieta, czy mê¿czyzna. Przybysz przy³o¿y³ do boku anio³a d³onie, które zaczê³y jarzyæ siê bladoniebieskim œwiat³em. Rany tak¿e zaczê³y siê œwieciæ, po czym znik³y. Dopiero po chwili bia³ow³osego odblokowa³o:
-Co ty tu robisz?
-Pomagam ci doprowadziæ siê do porz¹dku. A poza tym mam informacjê.
-Jak¹?
-PóŸniej. Lepiej najpierw wróæcie do domu – przerzuci³ sobie przez ramiê rêkê anio³a i podtrzyma³ go. – ProwadŸ, Danielu.
Ch³opiec poprzysi¹g³ sobie, ¿e nic ju¿ go nie zaskoczy.
***
Gdy tylko dotarli do domu, zamknêli siê w pokoju Daniela. Ch³opiec przysiad³ na krzeœle, a anio³ i jego towarzysz zajêli ³ó¿ko.
-Co masz mi do powiedzenia? – spyta³ bia³ow³osy.
-Spokojnie. Chyba najpierw trzeba wyjaœniæ to i owo ch³opcu, nie uwa¿asz?
-Skoro twierdzisz, ¿e trzeba...
-Trzeba, trzeba... – zwróci³ siê do Daniela – Wiêc: twój opiekun zosta³...
-...wyrzucony z Nieba. Wiem.
-Wiesz? To œwietnie, nie muszê tyle gadaæ.
-Ale kim pan jest?
-Jestem Rehael, anio³ Zdrowia i D³ugowiecznoœci, obecnie bez podopiecznego.
-Bez?
-Bez, bez. Mo¿na oprosiæ o trochê przerwy. Nie krzyw siê tak, przyjacielu – ostatnie zdanie skierowa³ do bia³ow³osego, który zwin¹³ siê w k³êbek.
-£atwo powiedzieæ: nie krzyw siê...
Blondyn westchn¹³ cicho i przy³o¿y³ rêce do cia³a cierpi¹cego. Rozjarzy³o siê bladozielone œwiat³o. Daniel spojrza³ na nich pytaj¹co.
-Myœlisz, ¿e proces odrastania skrzyde³ jest bezbolesny? No, mój drogi, ju¿ po krzyku. Wstañ i poka¿ ch³opcu, co mu zawdziêczasz.
-Ale ja nic... – zaoponowa³ rzeczony.
-Nie, wcale, w ogóle.
Anio³ wsta³, zdj¹³ p³aszcz, i oczom Daniela ukaza³y siê piêkne skrzyd³a, takie, jakie powinny by³y byæ.
-Widzisz? To tylko dziêki tobie. Jak mam ci dziêkowaæ?
-Leæ siê zameldowaæ do Nieba – rzek³ Rehael, uœmiechaj¹c siê. – Ju¿ pewnie na ciebie czekaj¹. Zajmê siê ch³opcem.
Bia³ow³osy krótko uœcisn¹³ d³oñ blondynowi, potarga³ w³osy Danielowi, po czym znikn¹³. W pokoju zapad³a cisza, któr¹ przerwa³ anio³:
-No, to musimy prze¿yæ ze sob¹ 2-3 dni. Chyba nie masz nic przeciwko?
-Nie, nie, tylko... – urwa³.
-Tylko...? – podchwyci³ Rehael.
-Nawet nie wiem, jak on siê nazywa... nigdy mi nie powiedzia³...
Anio³ uœmiechn¹³ siê, wzi¹³ znik¹d cienk¹ ksi¹¿eczkê, otworzy³ na odpowiedniej stronie i podsun¹³ ch³opcu. Daniel przeczyta³:
-„Jest duch na niebie, co ma lutniê
Z w³asnego serce, ciep³ych strun.
Nikt tak nie œpiewa dzik-piêknie,
Jak Izrafel, wœród gwiezdnych ³un (...)”
Izrafel?
-Dok³adnie. Anio³ Muzyki i...
-I...? – tym razem Daniel podchwyci³.
-Zmartwychwstania. Wiêc by³o wiadome, ¿e uda mu siê wróciæ. A teraz zostaje nam czekaæ, a¿ wróci tutaj.
***
Dwa dni póŸniej Izrafel, ju¿ w bia³ych szatach, powróci³ do Daniela, a Rehael do Nieba. Ch³opiec i anio³ doskonale siê rozumieli, przez lata pomagali sobie nawzajem. A gdy przyszed³ czas dla Daniela, jego dusza uda³a siê do Nieba, sk¹d patrzy³ na swojego przyjaciela, zajmuj¹cego siê nastêpnym podopiecznym.
KONIEC
W pracy zosta³ wykorzystany fragment wiersza „Izrafel” E.A. Poe’go w t³umaczeniu Barbary Beaupré ze zbioru „Poezje” wydawnictwa C&T