Post by Kaja on Jan 7, 2007 21:19:36 GMT 1
Po niektórch fimach wena przychodzi sama. A ja poprostu zamiast marudy i muchy miałam Forumowego Kota, który mruczał bardzo dlatego własnie jemu to dedykuję i dziękuję za betę.
Dla wszystkich którzy lubią pokreconych zamaskowanych mrocznych bochaterów w maskach i pelerynach.
PS Tekst mocno związany z trescią filmu a i mogą być małe spojlery.
Viola
Stoję na moście
Czekam w mroku
Myślałam że już tutaj będziesz
Jednakże wokoło pada tylko deszcz
Nie słychać szelestu kroków
Wytężam słuch lecz panuje cisza
Czy ktoś próbuje mnie odnaleźć?
Czy ktoś może zabrać mnie do domu?
Jest okropnie zimna noc
Próbuję zrozumieć to życie
Złap mnie za rękę
Weź w jakieś nowe miejsce
Nie mam pojęcia kim jesteś
Ale jestem, jestem z Tobą jestem z Tobą *
Ale czy idea cie odnajdzie? Zabierze do domu, gdy pada deszcz? Uratuje i pokaże jak należy żyć w tym zwariowanym świecie? Nie. To może zrobić tylko człowiek i właśnie ja go znalazłam. Zapytacie zatem dlaczego odeszłam? Dlaczego stoję teraz na moście, wpatrując się w szarą wodę Tamizy, zamiast być z nim? Po prostu musiałam to zrobić, ale wierzcie mi ja ciągle byłam z nim. Wszędzie widziałam jego twarz i teraz wiem, że jest on najważniejsza osobą w moim życiu. Dlatego teraz musze go odnaleźć. A czas nagli. Trzeci listopada dobiega końca. A potem czwarty i w końcu piąty. I cokolwiek wtedy się stanie, wiem, że idea przetrwa, a człowiek jest nieważny dla historii. Tylko, że dla mnie najważniejszy jest człowiek. Ty jesteś dla mnie najważniejszy i tak jak obiecałam zobaczysz mnie jeszcze przed piątym listopada.
Rozglądam się za miejscem
Poszukuję twarzy
Czy jest tu ktoś kogo znam?
Bo nic się nie układa
I wszystko jest w bałaganie
A nikt nie lubi być sam
Czy ktoś próbuje mnie odnaleźć?
Czy ktoś może zabrać mnie do domu?
Idę dobrze mi znaną drogą do metra. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że nie jestem sama. Nie, nie śledzą mnie wskazywacze. To raczej świadomość, że podążam czyimiś śladami. Ścieżką, którą ktoś dawno temu wydeptał. I może to być prawda, bo przecież to co ma się dzisiaj stać, już kiedyś się zdarzyło. Czterysta lat temu, tam też była idea i był człowiek. Wiem, że nazywał się Guy Fawkes i wiem, że w 1605 próbował wysadzić Parlament. Jednak czy noc przed ta szaloną próbą był sam? Sam oczekiwał na piąty dzień listopada? A jeśli był ktoś z nim, komu nagle przestało zależeć na tym, czy wszystko się uda. Ktoś, komu bardziej zależało na tym, aby on wrócił z tego cało i aby móc go przytulić. Tylko, że ja wiem jak to się skończyło. Człowiek został schwytany i zabity. Pozostała tylko idea. Ale idei nie możesz pocałować. Nie możesz jej dotknąć, czy przytulić. Idee nie krwawią, nie odczuwają bólu. Idee nie kochają. A jak będzie teraz? Czy zginiesz, a ja będę musiała patrzeć na twoją śmierć? Odejdziesz zanim powiem ci to co najważniejsze. Nie. Zamykam oczy, by odepchnąć te straszne myśli. Cieszę się tylko, że nie jestem sama. Ona jest przy mnie. Kobieta, która w idei znalazła człowieka i pokochała go. Jestem tak do niej podobna.
*
- Tęskniłam za tą piosenką – odezwałam się, gdy tylko poczułam jego obecność. Nawet nie musiałam się odwracać. On był przy mnie.
- Nie sądziłem, że przyjdziesz – rzekł, a ja w jego głosie wyczułam zdziwienie, ale i radość.
- Obiecałam.
- Dobrze wyglądasz.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że kiedyś, gdy się poznaliśmy wyglądałam o wiele lepiej. Teraz schudłam, a włosy wciąż nie odrosły. Ale czy to było ważne?
- Mogę zapytać jak uniknęłaś zatrzymania? – wciąż stał daleko ode mnie, a ja bałam się podejść bojąc się, że to wszystko gdzieś pryśnie.
- Fałszywe dokumenty są lepsze niż maska Guya Fawksa – wyjaśniłam spokojnie.
- Muszę przyznać, że każdej nocy martwiłem się o ciebie.
- Ja również przez chwilę martwiłam się o siebie. Pewnego dnia byłam w supermarkecie. W kolejce stanęła za mną znajoma z którą pracowałam w BTN. Byłam tak zdenerwowana, że upuściłam pieniądze, o które prosiła mnie kasjerka. Ta kobieta podniosła je i wręczyła mi. Spojrzała mi prosto w oczy. Nie rozpoznała mnie. Chyba wszystko, co mi zrobiłeś, działa lepiej niż mi się zdawało.
Spuścił wzrok jakby się zawstydził, sama nie wiem czemu opowiedziałam mu to wszystko. Tak naprawdę chciałam go tylko zobaczyć, dotknąć by wiedzieć, że mimo iż wybrałam samotność, to jest ktoś, kto zawsze mnie ochroni.
- Mam dla ciebie prezent, Evey, ale zanim ci go wręczę...Chciałbym o coś zapytać – przerwał jakby bał się tego pytania, albo też odpowiedzi. - Mógłbym...zaprosić cię do tańca?
- Teraz? – zdziwiłam się tym pytaniem, ale z drugiej strony właściwie o co mógłby mnie prosić. - W przeddzień twojej rewolucji.
- Rewolucja bez tańca, jest nic nie wartą rewolucją – odparł swoim pełnym subtelności głosem. Gdyby wiedział jak bardzo mi go brakowało. Zresztą nawet nie musiał mi się tłumaczyć. Nawet nie musiał pytać. Odpowiedz mogła być tylko jedna.
- Z przyjemnością.
*
Było tak spokojnie. Muzyka grała cicho, a my w końcu byliśmy razem. Tak bardzo nie chciałam, żeby to się nie skończyło. Modliłam się, aby ten taniec nigdy się nie skończył. Tylko, że ona znowu była ze mną. Czułam jej smutek, kiedy widziała jak odchodzi. A zostało tak mało czasu.
- Nie próżnowałeś – mimo wszystko przerwałam to milczenie. - Są bardzo wystraszeni. Podobno Sutler wyda dziś publiczne oświadczenie.
- Już prawie czas – powiedział cicho.
- Pomysł z maskami był genialny – mówiłam dalej jakby to pomogło odciągnąć jego myśli. Beznadziejne starania o to aby zrezygnował. – Nagle wszędzie widziałam twoją twarz.
- "Utaj kim jestem, bądź mi pomocą. Abym przebrana celów mych dosięgła."- wyrecytował nagle dobrze znany mi fragment dramatu Szekspira.
- "Wieczór Trzech Króli" – odparłam machinalnie.
- Viola.
- Nie rozumiem – rzekłam nagle po usłyszeniu tego imienia. Tak, jakby ktoś kazał mi zapytać się o to, co dla mnie najważniejsze. Ktoś dał mi odwagę, bo wiedział, że potem już nie będzie na to szansy.
- Czego? – zapytał zdziwiony moją reakcją.
- Jak możesz być najważniejszą rzeczą, która kiedykolwiek mi się przytrafiła a prawie nic o tobie nie wiem? Nie wiem gdzie się urodziłeś, kim byli twoi rodzice, czy miałeś rodzeństwo. Nawet nie wiem jak naprawdę wyglądasz.
W końcu wszystko to, co chciałam wiedzieć. Ale było coś jeszcze. Jego twarz. Dawno już pragnęłam ją zobaczyć, ale wtedy to była ciekawość, a teraz… Właściwe wszystko mi było jedno, co tam zobaczę. Najważniejsze będzie tylko to, że to będzie on.
- Evey, proszę – delikatnie odciągnął moje ręce od maski. - Pod tą maską ukryta jest twarz, ale to nie ja. Nie jestem tą twarzą, tak jak nie jestem ukrytymi pod skórą mięśniami i kośćmi.
- Rozumiem – zgodziłam się z tym co mówił.
- Dziękuję.
- Ja wiem, że tam, pod maską jest idea – odparłam po chwili. – Tylko, że ona nie martwiła się o mnie, nie poprosiła do tańca. To musiał być człowiek. I choć za kilka godzin to idea dokończy dawno rozpoczętego dzieło, to niech w tej chwili będę z człowiekiem.
- Ale w mnie nie ma już człowieka – westchnął z goryczą. – On został zabity dawno temu a to co zostało nie ma nic z człowieczeństwa.
- A twoje dłonie? – spojrzałam na skórzaną rękawiczkę, którą trzymałam w ręce. - Kto powiedział, że moje są bardziej ludzkie? Kto wyznaczył tą granicę?
Nie odpowiedział na te pytania.
- Już mam dosyć sztuczności i pozorów, które mnie otaczają – oświadczyłam zatrzymując się. – Te rękawiczki to nie twoje dłonie. Pozwól …
Urwałam, by bardzo powoli i niezręcznie zsunąć rękawiczkę z jego dłoni.
- Evey, proszę – jego głos drżał, albo to tylko złudzenie spowodowane maską. Jednak nie odepchnął mojej dłoni.
- Pozwól – powtórzyłam spoglądając mu w oczy. Nagle przestał protestować, a ja starałam się być bardzo delikatna.
- Dziękuję – odrzekłam kiedy rękawiczki znalazły się na podłodze. – Proszę zatańczmy jeszcze.
Ujął moją dłoń bardzo powoli, jakby bał się, że jego skóra ją uszkodzi. Kiedy poczułam jego dotyk zadrżałam. Ale nie dlatego, ze jego skóra była nienaturalnie sucha i chropowata, nie dlatego, że bałam się tej inności. Po prostu był to strach przed utratą. Bałam się, że to jest jego pierwszy i ostatni dotyk.
Nagle chciał cofnąć dłoń. Widocznie poczuł moje drżenie i przestraszył się, że to z jego powodu, ale ja nie dałam mu odejść. Uchwyciłam jego dłoń pewnie. To wystarczyło.
*
Jest okropnie zimna noc
Próbuję zrozumieć to życie
Złap mnie za rękę
Zabierz w jakieś nowe miejsce
Nie mam pojęcia kim jesteś
Ale jestem, jestem z Tobą jestem z Tobą
Pomimo iż piosenka się skończyła nie puściłam jego dłoni. Staliśmy tak milcząc, kiedy nagle spojrzałam na nasze złączone ręce.
- Powiedz mi która z tych dłoni jest bardziej ludzka – rzekłam przerywając ciszę.
Znowu nie odpowiedział na to pytanie.
- Zastanów się – puściłam jego dłoń i odeszłam zostawiając go samego w pokoju. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale pragnęłam odnaleźć człowieka, którego kochałam.
*
Znalazł mnie w sypialni. Siedziałam na łóżku czytając jeden z tomów „Historii Anglii” znaleziony w śród stosu książek. Rok 1605. Wtedy wszystko zaczęłam rozumieć.
- Evey – odezwał się bardzo cicho jakby bał się mi przeszkodzić. –Miałaś rację, co do tego, kim jestem. Nie ma dla mnie żadnego drzewa. Wszystko, czego chcę, na co zasługuję, znajdę tam w Parlamencie…
- On też robił jej podobne wymówki – przerwałam mu wskazując na rycinę przedstawiająca Guya Fawksa.
- Komu? – zainteresował się.
- W przeddzień tego co się wtedy stało, on też nie był sam – wyjaśniłam patrząc na rycinę.
- Kto był z nim? – zapytał znowu. Ta zmiana tematu była mu na rękę.
- Viola.
- Viola? Skąd znasz jej imię?
- Nie znam, bo nigdzie o niej nie wspomniano, ale czy to ważne jak się nazywała? – spojrzałam na niego. – Mogła nosić każde imię, a to mi się podoba.
- Prawda, jest ładne – przyznał.
- Mimo niebezpieczeństwa zakradła się w nocy do jego pokoju. On początkowo nie chciał jej widzieć. Bał się, że wszystko naraża. Ale ona prosiła. Zgodził się, ale tylko na chwilę. Nie przyszła go prosić, aby tego nie robił. Wierzyła w jego sprawę. Przyszła tylko, aby obiecał jej, że wróci cały i zdrowy. Jednak on nie potrafił tego zrobić. Zatem poprosiła go o to, żeby mogła z nim zostać. Nawet jeśli miałby to być ostatni raz.
Mówiąc to wstałam z łóżka i podeszłam do niego. Widziałam, że nie założył już rękawiczek. Może była jakaś nikła nadzieja, może to nie będzie koniec. Zbliżyłam się by utwierdzić go w tym jak bardzo mi na nim zależy, jak bardzo chce być blisko niego.
Maska była zimna, kiedy dotknęłam ją ustami. Jednak w pewnej chwili wyczułam bardzo nikłe ciepło jego oddechu. Coś ludzkiego przedarło się przez tą maskę. To była chwila.
- Nie mogę – usłyszałam ciche dwa słowa, które spowodowały, że cała nadzieja pękła.
Nie mogłam płakać, nie mogłam błagać o łaskę. Mogłam tylko odejść.
*
Och, dlaczego wszystko jest tak skomplikowane?
A może to ja postradałam zmysły?
Jest okropnie zimna noc
Próbuję zrozumieć to życie
Złap mnie za rękę
Zabierz w jakieś nowe miejsce
Nie mam pojęcia kim jesteś
Ale jestem, jestem z Tobą jestem z Tobą
Będąc dzieckiem zawsze chowałam się w ciemnym pokoju, gdy było mi smutno. Nie płakałam, nie krzyczałam, tylko siedziałam cicho chcąc się stać niewidzialna. Tak było i wtedy, gdy rodzice wyjechali na demonstracje. Tak było i teraz. Zgasiłam wszystkie światła w salonie i czekałam na to, że wszystko się zmieni, że ktoś zmieni ten popieprzony świat w normalne życie. Że ktoś zawoła mnie po imieniu…
- Evey.
- Przepraszam – usłyszałam swój głos jak echo rozchodzące się po pustym pomieszczeniu.
A potem słyszałam tylko szelest jego kroków. Podszedł do mnie bez słowa i stanął naprzeciwko.
- Nie przepraszaj, to moja wina – mówił szeptem, ale słyszałam każde jego słowo. Nie powinienem cię tu sprowadzać. Wciągać w to wszystko. Wybacz…
- V to nie tak – zaprotestowałam. – Dzięki tobie stałam się kimś innym, dzięki tobie zrozumiałam, kim tak naprawdę powinnam być, a teraz nie chce tego wszystkiego zaprzepaścić.
- Nie zrobisz tego – wyciągnął ku mnie dłoń, ale kiedy spostrzegł, że nie ma na niej rękawiczki zatrzymał się. Jednak ja chwyciłam ją i położyłam na swoim policzku.
- Jeśli odejdziesz, zginiesz tak się stanie – odrzekłam czując jak po policzku zaczyna spływać mi łza. – Stałam się częścią ciebie. Przez przypadek, chcąc czy nie, zrobiłeś to.
- Płaczesz? – zapytał czując na swojej ręce moje łzy.
- Nie pamiętasz? – rzekłam. – Bóg jest w kroplach deszczu. Bóg jest we łzach.
- To nic nie pomoże – zabrał rękę. – Jestem tylko potworem, którego stworzyli, maską która noszę.
- Więc ją zdejmij!- krzyczałam nie panując nad tym. – Nie rozumiesz tego? Kocham cię, V!
Zabawne, mówiąc to znowu słyszałam to echo. Tylko teraz było wyraźniejsze i nawet nie brzmiało jak mój głos. Jednak był to także kobiecy głos. Tylko imię ukochanego było inne.
- A jeśli zobaczysz pod nią potwora? Jeśli będziesz bała się na mnie spojrzeć?
- Nie dbam o to – przybliżyłam się. – Zresztą i tak jest ciemno. A cokolwiek zobaczę nie mogę tego nienawidzić, bo przecież to kocham.
Widziałam jak się waha, jak walczy ze sobą. A ja stałam nie mogąc nic zrobić. Wiedziałam, że to może być tylko jego decyzja i wybór.
Skierował swe ręce ku masce.
- Możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie? – zatrzymał się nagle. – Czy on pozwolił jej zostać?
- Tak – odpowiedziałam pewnym głosem.
- Czy potem tego żałował?
- Tak – odpowiedź moja była taka sama. Gdy teraz to wspominam sama zastanawiam się co mną kierowało. Skąd mogłam to wiedzieć. – Żałował widząc ją z szubienicy, że zostawia ja samą. Jednak ona nie żałowała, do końca życia, tych ostatnich chwil.
I zobaczyłam jego twarz. A właściwie zarys postaci. Ciemność zasłaniała wszystko, ale nie było już sztuczności. Wyciągnęłam rękę by do dotknąć i może ktoś uważałby, że w tej twarzy nie było prawie nic ludzkiego, to zaprzeczyłabym, bo to była twarz człowieka, którego kocham.
- Evey – jego głos nie był już przygłuszony przez maskę. Brzmiał naturalnie w moich uszach i choć mogłabym go teraz słuchać cały czas, jednak nie pozwoliłam mu aby mówił.
- Jestem tutaj z tobą – szepnęłam a potem odnalazłam jego usta.
*
Obudziło mnie przeczucie, że ktoś mnie woła. Jednak, kiedy otworzyłam oczy w pobliżu nie było nikogo. Od razu spojrzałam na zegarek, który leżał w pobliżu. Za kilka godzin dwunasta i za kilka godzin ten dzień. Szybko zdałam sobie sprawę, że nie mogłam spać dłużej niż godzinę. Czy to zatem był sen? Pomyślałam nie podnosząc się z łóżka. Czy wszystko co działo się przed ta godziną było tylko moim marzeniem? Ja jednak wciąż czułam na ciele jego dotyk. Podniosłam się i wtedy zobaczyłam wgniecenie na poduszce. Ktoś jeszcze niedawno leżał przy mnie. Położyłam rękę w tym miejscu, aby poczuć jeszcze ślady jego ciepła i wtedy poczułam w dłoni jakiś mały przedmiot. Najczęściej powinien być to kwiatek, list o ukochanego zapewniający o miłości, ale ja znalazłam tylko czerwono - czarną kostkę domino. Nie wiedziałam, co ona znaczy, ale czuła, że on myśli o mnie. Że mnie kocha.
I co będzie teraz? Teraz wstanę i go odnajdę. A potem będę przy nim do końca i jakkolwiek to się skończy, nigdy nie będę żałować tych chwil. Dziękuję ci…
Złap mnie za rękę
Zabierz w jakieś nowe miejsce
Nie mam pojęcia kim jesteś
Ale jestem, jestem z Tobą
Jestem z Tobą
Jestem z Tobą...
*Tekst piosenki Avril Lavingne "I'm with you" tłumaczenie ze strony www.teksty.org
Dla wszystkich którzy lubią pokreconych zamaskowanych mrocznych bochaterów w maskach i pelerynach.
PS Tekst mocno związany z trescią filmu a i mogą być małe spojlery.
Viola
Stoję na moście
Czekam w mroku
Myślałam że już tutaj będziesz
Jednakże wokoło pada tylko deszcz
Nie słychać szelestu kroków
Wytężam słuch lecz panuje cisza
Czy ktoś próbuje mnie odnaleźć?
Czy ktoś może zabrać mnie do domu?
Jest okropnie zimna noc
Próbuję zrozumieć to życie
Złap mnie za rękę
Weź w jakieś nowe miejsce
Nie mam pojęcia kim jesteś
Ale jestem, jestem z Tobą jestem z Tobą *
Ale czy idea cie odnajdzie? Zabierze do domu, gdy pada deszcz? Uratuje i pokaże jak należy żyć w tym zwariowanym świecie? Nie. To może zrobić tylko człowiek i właśnie ja go znalazłam. Zapytacie zatem dlaczego odeszłam? Dlaczego stoję teraz na moście, wpatrując się w szarą wodę Tamizy, zamiast być z nim? Po prostu musiałam to zrobić, ale wierzcie mi ja ciągle byłam z nim. Wszędzie widziałam jego twarz i teraz wiem, że jest on najważniejsza osobą w moim życiu. Dlatego teraz musze go odnaleźć. A czas nagli. Trzeci listopada dobiega końca. A potem czwarty i w końcu piąty. I cokolwiek wtedy się stanie, wiem, że idea przetrwa, a człowiek jest nieważny dla historii. Tylko, że dla mnie najważniejszy jest człowiek. Ty jesteś dla mnie najważniejszy i tak jak obiecałam zobaczysz mnie jeszcze przed piątym listopada.
Rozglądam się za miejscem
Poszukuję twarzy
Czy jest tu ktoś kogo znam?
Bo nic się nie układa
I wszystko jest w bałaganie
A nikt nie lubi być sam
Czy ktoś próbuje mnie odnaleźć?
Czy ktoś może zabrać mnie do domu?
Idę dobrze mi znaną drogą do metra. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że nie jestem sama. Nie, nie śledzą mnie wskazywacze. To raczej świadomość, że podążam czyimiś śladami. Ścieżką, którą ktoś dawno temu wydeptał. I może to być prawda, bo przecież to co ma się dzisiaj stać, już kiedyś się zdarzyło. Czterysta lat temu, tam też była idea i był człowiek. Wiem, że nazywał się Guy Fawkes i wiem, że w 1605 próbował wysadzić Parlament. Jednak czy noc przed ta szaloną próbą był sam? Sam oczekiwał na piąty dzień listopada? A jeśli był ktoś z nim, komu nagle przestało zależeć na tym, czy wszystko się uda. Ktoś, komu bardziej zależało na tym, aby on wrócił z tego cało i aby móc go przytulić. Tylko, że ja wiem jak to się skończyło. Człowiek został schwytany i zabity. Pozostała tylko idea. Ale idei nie możesz pocałować. Nie możesz jej dotknąć, czy przytulić. Idee nie krwawią, nie odczuwają bólu. Idee nie kochają. A jak będzie teraz? Czy zginiesz, a ja będę musiała patrzeć na twoją śmierć? Odejdziesz zanim powiem ci to co najważniejsze. Nie. Zamykam oczy, by odepchnąć te straszne myśli. Cieszę się tylko, że nie jestem sama. Ona jest przy mnie. Kobieta, która w idei znalazła człowieka i pokochała go. Jestem tak do niej podobna.
*
- Tęskniłam za tą piosenką – odezwałam się, gdy tylko poczułam jego obecność. Nawet nie musiałam się odwracać. On był przy mnie.
- Nie sądziłem, że przyjdziesz – rzekł, a ja w jego głosie wyczułam zdziwienie, ale i radość.
- Obiecałam.
- Dobrze wyglądasz.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że kiedyś, gdy się poznaliśmy wyglądałam o wiele lepiej. Teraz schudłam, a włosy wciąż nie odrosły. Ale czy to było ważne?
- Mogę zapytać jak uniknęłaś zatrzymania? – wciąż stał daleko ode mnie, a ja bałam się podejść bojąc się, że to wszystko gdzieś pryśnie.
- Fałszywe dokumenty są lepsze niż maska Guya Fawksa – wyjaśniłam spokojnie.
- Muszę przyznać, że każdej nocy martwiłem się o ciebie.
- Ja również przez chwilę martwiłam się o siebie. Pewnego dnia byłam w supermarkecie. W kolejce stanęła za mną znajoma z którą pracowałam w BTN. Byłam tak zdenerwowana, że upuściłam pieniądze, o które prosiła mnie kasjerka. Ta kobieta podniosła je i wręczyła mi. Spojrzała mi prosto w oczy. Nie rozpoznała mnie. Chyba wszystko, co mi zrobiłeś, działa lepiej niż mi się zdawało.
Spuścił wzrok jakby się zawstydził, sama nie wiem czemu opowiedziałam mu to wszystko. Tak naprawdę chciałam go tylko zobaczyć, dotknąć by wiedzieć, że mimo iż wybrałam samotność, to jest ktoś, kto zawsze mnie ochroni.
- Mam dla ciebie prezent, Evey, ale zanim ci go wręczę...Chciałbym o coś zapytać – przerwał jakby bał się tego pytania, albo też odpowiedzi. - Mógłbym...zaprosić cię do tańca?
- Teraz? – zdziwiłam się tym pytaniem, ale z drugiej strony właściwie o co mógłby mnie prosić. - W przeddzień twojej rewolucji.
- Rewolucja bez tańca, jest nic nie wartą rewolucją – odparł swoim pełnym subtelności głosem. Gdyby wiedział jak bardzo mi go brakowało. Zresztą nawet nie musiał mi się tłumaczyć. Nawet nie musiał pytać. Odpowiedz mogła być tylko jedna.
- Z przyjemnością.
*
Było tak spokojnie. Muzyka grała cicho, a my w końcu byliśmy razem. Tak bardzo nie chciałam, żeby to się nie skończyło. Modliłam się, aby ten taniec nigdy się nie skończył. Tylko, że ona znowu była ze mną. Czułam jej smutek, kiedy widziała jak odchodzi. A zostało tak mało czasu.
- Nie próżnowałeś – mimo wszystko przerwałam to milczenie. - Są bardzo wystraszeni. Podobno Sutler wyda dziś publiczne oświadczenie.
- Już prawie czas – powiedział cicho.
- Pomysł z maskami był genialny – mówiłam dalej jakby to pomogło odciągnąć jego myśli. Beznadziejne starania o to aby zrezygnował. – Nagle wszędzie widziałam twoją twarz.
- "Utaj kim jestem, bądź mi pomocą. Abym przebrana celów mych dosięgła."- wyrecytował nagle dobrze znany mi fragment dramatu Szekspira.
- "Wieczór Trzech Króli" – odparłam machinalnie.
- Viola.
- Nie rozumiem – rzekłam nagle po usłyszeniu tego imienia. Tak, jakby ktoś kazał mi zapytać się o to, co dla mnie najważniejsze. Ktoś dał mi odwagę, bo wiedział, że potem już nie będzie na to szansy.
- Czego? – zapytał zdziwiony moją reakcją.
- Jak możesz być najważniejszą rzeczą, która kiedykolwiek mi się przytrafiła a prawie nic o tobie nie wiem? Nie wiem gdzie się urodziłeś, kim byli twoi rodzice, czy miałeś rodzeństwo. Nawet nie wiem jak naprawdę wyglądasz.
W końcu wszystko to, co chciałam wiedzieć. Ale było coś jeszcze. Jego twarz. Dawno już pragnęłam ją zobaczyć, ale wtedy to była ciekawość, a teraz… Właściwe wszystko mi było jedno, co tam zobaczę. Najważniejsze będzie tylko to, że to będzie on.
- Evey, proszę – delikatnie odciągnął moje ręce od maski. - Pod tą maską ukryta jest twarz, ale to nie ja. Nie jestem tą twarzą, tak jak nie jestem ukrytymi pod skórą mięśniami i kośćmi.
- Rozumiem – zgodziłam się z tym co mówił.
- Dziękuję.
- Ja wiem, że tam, pod maską jest idea – odparłam po chwili. – Tylko, że ona nie martwiła się o mnie, nie poprosiła do tańca. To musiał być człowiek. I choć za kilka godzin to idea dokończy dawno rozpoczętego dzieło, to niech w tej chwili będę z człowiekiem.
- Ale w mnie nie ma już człowieka – westchnął z goryczą. – On został zabity dawno temu a to co zostało nie ma nic z człowieczeństwa.
- A twoje dłonie? – spojrzałam na skórzaną rękawiczkę, którą trzymałam w ręce. - Kto powiedział, że moje są bardziej ludzkie? Kto wyznaczył tą granicę?
Nie odpowiedział na te pytania.
- Już mam dosyć sztuczności i pozorów, które mnie otaczają – oświadczyłam zatrzymując się. – Te rękawiczki to nie twoje dłonie. Pozwól …
Urwałam, by bardzo powoli i niezręcznie zsunąć rękawiczkę z jego dłoni.
- Evey, proszę – jego głos drżał, albo to tylko złudzenie spowodowane maską. Jednak nie odepchnął mojej dłoni.
- Pozwól – powtórzyłam spoglądając mu w oczy. Nagle przestał protestować, a ja starałam się być bardzo delikatna.
- Dziękuję – odrzekłam kiedy rękawiczki znalazły się na podłodze. – Proszę zatańczmy jeszcze.
Ujął moją dłoń bardzo powoli, jakby bał się, że jego skóra ją uszkodzi. Kiedy poczułam jego dotyk zadrżałam. Ale nie dlatego, ze jego skóra była nienaturalnie sucha i chropowata, nie dlatego, że bałam się tej inności. Po prostu był to strach przed utratą. Bałam się, że to jest jego pierwszy i ostatni dotyk.
Nagle chciał cofnąć dłoń. Widocznie poczuł moje drżenie i przestraszył się, że to z jego powodu, ale ja nie dałam mu odejść. Uchwyciłam jego dłoń pewnie. To wystarczyło.
*
Jest okropnie zimna noc
Próbuję zrozumieć to życie
Złap mnie za rękę
Zabierz w jakieś nowe miejsce
Nie mam pojęcia kim jesteś
Ale jestem, jestem z Tobą jestem z Tobą
Pomimo iż piosenka się skończyła nie puściłam jego dłoni. Staliśmy tak milcząc, kiedy nagle spojrzałam na nasze złączone ręce.
- Powiedz mi która z tych dłoni jest bardziej ludzka – rzekłam przerywając ciszę.
Znowu nie odpowiedział na to pytanie.
- Zastanów się – puściłam jego dłoń i odeszłam zostawiając go samego w pokoju. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale pragnęłam odnaleźć człowieka, którego kochałam.
*
Znalazł mnie w sypialni. Siedziałam na łóżku czytając jeden z tomów „Historii Anglii” znaleziony w śród stosu książek. Rok 1605. Wtedy wszystko zaczęłam rozumieć.
- Evey – odezwał się bardzo cicho jakby bał się mi przeszkodzić. –Miałaś rację, co do tego, kim jestem. Nie ma dla mnie żadnego drzewa. Wszystko, czego chcę, na co zasługuję, znajdę tam w Parlamencie…
- On też robił jej podobne wymówki – przerwałam mu wskazując na rycinę przedstawiająca Guya Fawksa.
- Komu? – zainteresował się.
- W przeddzień tego co się wtedy stało, on też nie był sam – wyjaśniłam patrząc na rycinę.
- Kto był z nim? – zapytał znowu. Ta zmiana tematu była mu na rękę.
- Viola.
- Viola? Skąd znasz jej imię?
- Nie znam, bo nigdzie o niej nie wspomniano, ale czy to ważne jak się nazywała? – spojrzałam na niego. – Mogła nosić każde imię, a to mi się podoba.
- Prawda, jest ładne – przyznał.
- Mimo niebezpieczeństwa zakradła się w nocy do jego pokoju. On początkowo nie chciał jej widzieć. Bał się, że wszystko naraża. Ale ona prosiła. Zgodził się, ale tylko na chwilę. Nie przyszła go prosić, aby tego nie robił. Wierzyła w jego sprawę. Przyszła tylko, aby obiecał jej, że wróci cały i zdrowy. Jednak on nie potrafił tego zrobić. Zatem poprosiła go o to, żeby mogła z nim zostać. Nawet jeśli miałby to być ostatni raz.
Mówiąc to wstałam z łóżka i podeszłam do niego. Widziałam, że nie założył już rękawiczek. Może była jakaś nikła nadzieja, może to nie będzie koniec. Zbliżyłam się by utwierdzić go w tym jak bardzo mi na nim zależy, jak bardzo chce być blisko niego.
Maska była zimna, kiedy dotknęłam ją ustami. Jednak w pewnej chwili wyczułam bardzo nikłe ciepło jego oddechu. Coś ludzkiego przedarło się przez tą maskę. To była chwila.
- Nie mogę – usłyszałam ciche dwa słowa, które spowodowały, że cała nadzieja pękła.
Nie mogłam płakać, nie mogłam błagać o łaskę. Mogłam tylko odejść.
*
Och, dlaczego wszystko jest tak skomplikowane?
A może to ja postradałam zmysły?
Jest okropnie zimna noc
Próbuję zrozumieć to życie
Złap mnie za rękę
Zabierz w jakieś nowe miejsce
Nie mam pojęcia kim jesteś
Ale jestem, jestem z Tobą jestem z Tobą
Będąc dzieckiem zawsze chowałam się w ciemnym pokoju, gdy było mi smutno. Nie płakałam, nie krzyczałam, tylko siedziałam cicho chcąc się stać niewidzialna. Tak było i wtedy, gdy rodzice wyjechali na demonstracje. Tak było i teraz. Zgasiłam wszystkie światła w salonie i czekałam na to, że wszystko się zmieni, że ktoś zmieni ten popieprzony świat w normalne życie. Że ktoś zawoła mnie po imieniu…
- Evey.
- Przepraszam – usłyszałam swój głos jak echo rozchodzące się po pustym pomieszczeniu.
A potem słyszałam tylko szelest jego kroków. Podszedł do mnie bez słowa i stanął naprzeciwko.
- Nie przepraszaj, to moja wina – mówił szeptem, ale słyszałam każde jego słowo. Nie powinienem cię tu sprowadzać. Wciągać w to wszystko. Wybacz…
- V to nie tak – zaprotestowałam. – Dzięki tobie stałam się kimś innym, dzięki tobie zrozumiałam, kim tak naprawdę powinnam być, a teraz nie chce tego wszystkiego zaprzepaścić.
- Nie zrobisz tego – wyciągnął ku mnie dłoń, ale kiedy spostrzegł, że nie ma na niej rękawiczki zatrzymał się. Jednak ja chwyciłam ją i położyłam na swoim policzku.
- Jeśli odejdziesz, zginiesz tak się stanie – odrzekłam czując jak po policzku zaczyna spływać mi łza. – Stałam się częścią ciebie. Przez przypadek, chcąc czy nie, zrobiłeś to.
- Płaczesz? – zapytał czując na swojej ręce moje łzy.
- Nie pamiętasz? – rzekłam. – Bóg jest w kroplach deszczu. Bóg jest we łzach.
- To nic nie pomoże – zabrał rękę. – Jestem tylko potworem, którego stworzyli, maską która noszę.
- Więc ją zdejmij!- krzyczałam nie panując nad tym. – Nie rozumiesz tego? Kocham cię, V!
Zabawne, mówiąc to znowu słyszałam to echo. Tylko teraz było wyraźniejsze i nawet nie brzmiało jak mój głos. Jednak był to także kobiecy głos. Tylko imię ukochanego było inne.
- A jeśli zobaczysz pod nią potwora? Jeśli będziesz bała się na mnie spojrzeć?
- Nie dbam o to – przybliżyłam się. – Zresztą i tak jest ciemno. A cokolwiek zobaczę nie mogę tego nienawidzić, bo przecież to kocham.
Widziałam jak się waha, jak walczy ze sobą. A ja stałam nie mogąc nic zrobić. Wiedziałam, że to może być tylko jego decyzja i wybór.
Skierował swe ręce ku masce.
- Możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie? – zatrzymał się nagle. – Czy on pozwolił jej zostać?
- Tak – odpowiedziałam pewnym głosem.
- Czy potem tego żałował?
- Tak – odpowiedź moja była taka sama. Gdy teraz to wspominam sama zastanawiam się co mną kierowało. Skąd mogłam to wiedzieć. – Żałował widząc ją z szubienicy, że zostawia ja samą. Jednak ona nie żałowała, do końca życia, tych ostatnich chwil.
I zobaczyłam jego twarz. A właściwie zarys postaci. Ciemność zasłaniała wszystko, ale nie było już sztuczności. Wyciągnęłam rękę by do dotknąć i może ktoś uważałby, że w tej twarzy nie było prawie nic ludzkiego, to zaprzeczyłabym, bo to była twarz człowieka, którego kocham.
- Evey – jego głos nie był już przygłuszony przez maskę. Brzmiał naturalnie w moich uszach i choć mogłabym go teraz słuchać cały czas, jednak nie pozwoliłam mu aby mówił.
- Jestem tutaj z tobą – szepnęłam a potem odnalazłam jego usta.
*
Obudziło mnie przeczucie, że ktoś mnie woła. Jednak, kiedy otworzyłam oczy w pobliżu nie było nikogo. Od razu spojrzałam na zegarek, który leżał w pobliżu. Za kilka godzin dwunasta i za kilka godzin ten dzień. Szybko zdałam sobie sprawę, że nie mogłam spać dłużej niż godzinę. Czy to zatem był sen? Pomyślałam nie podnosząc się z łóżka. Czy wszystko co działo się przed ta godziną było tylko moim marzeniem? Ja jednak wciąż czułam na ciele jego dotyk. Podniosłam się i wtedy zobaczyłam wgniecenie na poduszce. Ktoś jeszcze niedawno leżał przy mnie. Położyłam rękę w tym miejscu, aby poczuć jeszcze ślady jego ciepła i wtedy poczułam w dłoni jakiś mały przedmiot. Najczęściej powinien być to kwiatek, list o ukochanego zapewniający o miłości, ale ja znalazłam tylko czerwono - czarną kostkę domino. Nie wiedziałam, co ona znaczy, ale czuła, że on myśli o mnie. Że mnie kocha.
I co będzie teraz? Teraz wstanę i go odnajdę. A potem będę przy nim do końca i jakkolwiek to się skończy, nigdy nie będę żałować tych chwil. Dziękuję ci…
Złap mnie za rękę
Zabierz w jakieś nowe miejsce
Nie mam pojęcia kim jesteś
Ale jestem, jestem z Tobą
Jestem z Tobą
Jestem z Tobą...
*Tekst piosenki Avril Lavingne "I'm with you" tłumaczenie ze strony www.teksty.org