Post by Bazylia on Jul 3, 2007 21:56:46 GMT 1
Tak to jest jak siê ma skojarzenia. Z dedykacj¹ dla Kai w podziêkowaniu za betê pomimo trudnych warunków oraz za wspania³¹ koncepcjê Barbossy
Uprasza siê tylko o s³uchanie linków, ogl¹danie zepsuje ca³y efekt.
youtube.com/watch?v=jX6DGToDanc&mode=related&search=
Kalipso
Time, it needs time
To win back your love again
I will be there, I will be there
Love, only love
Can bring back your love someday
I will be there, I will be there
I'll fight, babe, I'll fight
To win back your love again
I will be there, I will be there
Love, only love
Can break down the wall someday
I will be there, I will be there
If we'd go again
All the way from the start
I would try to change
The things that killed our love
Your pride has built a wall, so strong
That I can't get through
Is there really no chance
To start once again
I'm loving you
Try, baby try
To trust in my love again
I will be there, I will be there
Love, our love
Just shouldn't be thrown away
I will be there, I will be there
If we'd go again
All the way from the start
I would try to change
The things that killed our love
Your pride has built a wall, so strong
That I can't get through
Is there really no chance
To start once again
If we'd go again
All the way from the start
I would try to change
The things that killed our love
Yes, I've hurt your pride, and I know
What you've been through
You should give me a chance
This can't be the end
I'm still loving you
I'm still loving you, I need your love
I'm still loving you
Scorpions, Still Loving You
...
Gram. Jak zawsze, gdy jest za du¿o myœli. Bractwo, d³ug Sparrowa, obowi¹zki, umowa, serce... Precz! Zas³ugujê na chwilê samotnoœci. Nawet ja, Davy Jones.
Gram... Znów to samo! Nie mogê siê uwolniæ od tej przeklêtej melodii!
Pozytywka... Ach tak, le¿y tutaj. Zapomnia³em. Zapomnia³em j¹ wyrzuciæ. Tylko, nie wiedzieæ czemu... nie mogê.
Nadal dzia³a... W³aœciwie, nie wiem dlaczego siê dziwiê? Przecie¿... to by³o wczoraj. Wczoraj... £za?
Nie. Nie! Nie dostaniesz ani jednej ³zy, Kalipso! To ty powinnaœ p³akaæ. To ty mnie zdradzi³aœ.
...
To by³ twój obowi¹zek, Davy Jones. Powierzony ci przez Kalipso. Twój obowi¹zek, twoje zadanie – przeprowadzaæ na drug¹ stronê tych, którzy zginêli w morzu. Patrzê na unosz¹ce siê na wodzie cia³a...
Do tej pory mia³am nadziejê... A mo¿e to by³o tylko rozpaczliwe wo³anie o spokój sumienia?
Wiêc jednak, Davy Jones, sta³o siê. Przesta³eœ byæ cz³owiekiem...
...
Wiedzia³am, ¿e przyp³yn¹. £odzie... a w nich dusze tych, którzy zginêli na morzu. Nie mog¹ dostaæ siê na drug¹ stronê... B³¹kaj¹ siê po morzu Krañca Œwiata, a¿ ktoœ ich przeprowadzi do œwiata zmar³ych. Coœ ty zrobi³! Co... co ja zrobi³am z tob¹?
...
Wiedzia³em, ¿e musimy uwolniæ Kalipso. Szanse prze¿ycia mieliœmy nik³e, ale bez Kalipso – ¿adnych. Zdziwi³em siê, ¿e tak ³atwo pozwoli³a siê zamkn¹æ. Ma w³adzê nad moim ¿yciem i œmierci¹, bo wezwa³a mnie ze œwiata zmar³ych. Wezwa³a mnie, by odnaleŸæ Sparrowa... I aby dziewiêciu pirackich w³adców mog³o j¹ uwolniæ. Tak, Kalipso, to dlatego mnie wezwa³aœ. I dlatego, ¿e ja, jako jedyny z tych, którzy mog¹ ciê uwolniæ, Kalipso, wiem, jak to zrobiæ. Bo ja jedyny by³em tam razem z Davy Jonesem. Zostaniesz uwolniona, dopilnujê tego. Oboje mamy w tym swój interes.
Ech, kiedyœ bywa³o inaczej... Ale to by³o dawno temu, bardzo dawno.
...
Sk¹d, do stu piorunów, Beckett wie o Kalipso?! Ach, niewa¿ne! Ch³opcze, nawet nie wiesz jak bardzo siê mylisz. To nie osoba. Ani nie bogini. To z³y duch, który oczarowuje mê¿czyzn, ¿eby póŸniej pokazaæ, jak niewart jej uwagi jest taki ludzki proch, niegodny nawet znaleŸæ siê na ziemi pod jej stopami. S¹dzi³em, ¿e Trybuna³owi Braci uda³o siê jej pozbyæ na zawsze. Có¿, mo¿e ona, jak ja, nie umiera. Wiêc jeszcze ¿yje. I zamierzaj¹ j¹ uwolniæ. Nie taka by³a umowa! Nie dlatego powiedzia³em pierwszemu Trybuna³owi, jak j¹ uwiêziæ! To siê nie mo¿e staæ!
Ach, wiêc to ty, Turner. Ciekawe, sk¹d ty wiesz. Kiedyœ jeszcze siê z tob¹ policzê, Turner. Kiedyœ... Bo jeœli ona wie, ¿e to ja j¹ wyda³em, znajdzie sposób, by mnie zabiæ...
Muszê tam iœæ. Tak, kocha³em j¹, ale to stare dzieje. Stare... Kogo ja w³aœciwie próbujê oszukaæ? Siebie? Za du¿o siê zdarzy³o miêdzy nami i nic tego nie zmieni. Ale... Nie. Niemo¿liwe. Jesteœmy zbyt dumni. Duma to jedyne, co nam zosta³o...
...
Zdziwi³a siê, ¿e przyszed³em. Zapomnia³a widocznie, ¿e teraz jestem jednoœci¹ z morzem. Jak kiedyœ ona. Z morzem i zaœwiatami... Ale w jakiœ sposób czu³a, ¿e przyjdê. Mo¿e nawet w ludzkiej postaci nadal ma czêœæ swoich mocy.
Prawie uwierzy³em, gdy powiedzia³a „Mój ukochany”. Gdy powiedzia³a, ¿e mêk¹ by³o ¿ycie bez morza... i beze mnie. Prawie. Przez dziesiêæ lat wype³nia³em sumiennie obowi¹zek, jaki na mnie na³o¿y³a. Przeprowadza³em na drug¹ stronê tych, którzy zginêli w morzu. Dziesiêæ lat! A po tych latach, kiedy mog³em wreszcie zejœæ na l¹d, kiedy mogliœmy znowu byæ razem, przez jeden dzieñ – jeden dzieñ! – ona zniknê³a. Nie przysz³a. Nigdy ju¿ ci nie uwierzê, Kalipso. Wtedy te¿ mówi³aœ to samo. „Mój ukochany”. I ¿e bêdziesz czekaæ.
Tak, masz racjê... nie kocha³bym ciê, gdybyœ by³a inna ni¿ jesteœ. Nieograniczalna, jak wolnoœæ, jak wiatr, jak morze. Zapomnia³em, ¿e jedyn¹ sta³oœci¹ w morzu jest jego zmiennoœæ.
Tak, zostawi³em obowi¹zek! ¯eby wype³niaæ obowi¹zki trzeba mieæ cel, a ty mi mój odebra³aœ! Co mia³o byæ moim celem? Dziesiêæ lat czekania na dzieñ samotnoœci?!
Nie wiem, jak to zrobi³a, ale przez moment by³o jak dawniej. ¯adne z nas nie wygl¹da ju¿ tak jak kiedyœ, ale przez moment tak by³o. Ja znowu by³em m³ody, a ona by³a duchem mórz. Przez moment poczu³em, jak mog³o byæ... I ca³y czas wiedzia³em, ¿e to nie jest dawniej, ale teraz, i ¿e za du¿o siê zmieni³o ¿eby kiedykolwiek tamto mog³o wróciæ. Znowu obiecywa³a, ¿e bêdziemy razem. Teraz ju¿ nie uwierzy³em. Szkoda... niektóre k³amstwa s¹ tak piêkne, ¿e z ca³ego serca pragnie siê, by by³y prawdziwe. Ha, serce! Nie mam ju¿ serca.
Niewie... Nie wie czy udawa³a? Nie mog³em siê zorientowaæ. Te¿ powiedzia³em jej k³amstwo. ¯e moje serce zawsze bêdzie nale¿eæ do niej. Jej uœmiech... Nie mog³a udawaæ. Nie wie. Wiêc ona nadal...
Nie, ju¿ za póŸno. Ja jej ju¿ nie kocham, i nigdy nie bêdzie mia³a mojego serca, jest bezpiecznie w swojej skrzyni.
Mam wyrzuty sumienia. Nie jestem pewien, czy mówi³a prawdê, nigdy siê tego nie dowiem, ale mam wyrzuty sumienia. Bêdê je mia³ do koñca ¿ycia... Ca³¹ przeklêt¹ wiecznoœæ... Bo nie wiem, czy k³ami¹c jej, nie powiedzia³em prawdy.
...
Przyszed³... Zaskoczy³ mnie. Mia³am nadziejê, ¿e mo¿e przyjdzie, ale nie spodziewa³am siê tego tak naprawdê. Kiedy us³ysza³am jego pozytywkê, przez moment by³o jak dawniej. Dwie pozytywki, graj¹ce tê sam¹ melodiê...
Wiedzia³am, ¿e mi wypomni te lata, i to, ¿e mnie nie by³o. Sk³ama³am. Tak, to do niego trafi³o. ¯e nie kocha³by mnie innej ni¿ tak¹, jak¹ jestem. Nie, nie sk³ama³am. Tylko nie powiedzia³am ca³ej prawdy.
Powiedzia³, ¿e ju¿ mnie nie kocha. Nie mam podstaw, by mu nie wierzyæ. Po tym, co mu zrobi³am, na jego miejscu nienawidzi³abym mnie. Nie chcia³am robiæ mu wymówek, ale zrobi³am. Wypomnia³am mu, ¿e przesta³ wype³niaæ swoje obowi¹zki. ¯e porzuci³ swoje zadanie i wypaczy³ rolê „Lataj¹cego Holendra”, a tym samym wypaczy³ siebie. Nie przyzna³am siê, nie powiedzia³am, ¿e to moja wina. Przeklêta duma!
Po³o¿y³am mu rêkê na sercu... na miejscu, gdzie kiedyœ mia³ serce. Chcia³am na chwilê zobaczyæ go znowu w ludzkiej postaci. Ju¿ nie by³ taki m³ody... Tylko gdzieœ w g³êbi oczu mia³ jeszcze dawnego Davy’ego Jonesa, i przez krótk¹ chwilê by³o tak jak dawniej, i nawet ja znów by³am tamtym lekkim i czystym duchem oceanu. Chyba te¿ to poczu³, bo wyszepta³ moje imiê, zupe³nie jak kiedyœ i wcale nie z nienawiœci¹...
Obieca³am mu swoje serce, gdy zostanê uwolniona, ale nie uwierzy³. Mia³ prawo, œwiête prawo...
Przyszed³ tylko, ¿eby siê dowiedzieæ, co siê stanie, gdy zostanê uwolniona. Nie martw siê, Davy Jones. Nic z³ego nie spotka ciê z mojej rêki. Nic.
Przyrzek³ mi swoje serce. Wiem, ¿e k³ama³. Ju¿ go nie ma...
...
Uda³o siê! Uwolniliœmy Kalipso! Zetrzyj uœmieszek z twarzy, Beckett, nie bêdzie tak ³atwo nas pokonaæ!
Gdy wróci³a do swojej poprzedniej postaci, a my klêczeliœmy tam na pok³adzie, baliœmy siê. Czu³em ich strach, jak czu³em swój w³asny. Mog³a nam pomóc, mog³a nas zabiæ. By³a nieobliczalna.
Ale kiedy poprosi³em j¹, by obróci³a swój gniew przeciwko tym, którzy mieni¹ siê jej panami... Do koñca ¿ycia nie zapomnê tego spojrzenia... Nie by³a tak wysoka, by siêgaæ chmur, a jednak jej twarz otacza³a mg³a. Przez tê mg³ê spojrza³a na mnie i uœmiechnê³a siê dziwnym, smutnym uœmiechem. To zbyt nieprawdopodobne, ale mia³em wra¿enie, jakby zobaczy³a we mnie tamtego ch³opca z pozytywkami, którym by³em tak dawno temu. Kiedy œwiat by³ lepszy...
Dobrze, ¿e m³ody Turner powiedzia³ jej o Davym Jonesie. Ja bym nie móg³. Pomimo wszystkiego, co zrobi³em w swoim d³ugim ¿yciu, nie móg³bym. Zaraz zacznie siê walka, a mnie zebra³o siê na wspomnienia! Hektor, ch³opie, weŸ siê w garœæ!
Nic na to nie poradzê. Cholera. Czujê siê podle, i nic z tym nie mogê zrobiæ. Znów jestem tamtym ch³opcem, wrêczaj¹cym cudem ocalone pozytywki swemu kapitanowi, a Kalipso- czarodziejka uœmiecha siê na ich widok. Znowu chcê wierzyæ, ¿e wszystko skoñczy siê dobrze.
Nie skoñczy siê, nie dla wszystkich. Do zobaczenia w piekle, mój kapitanie! I ty, Kalipso- czarodziejko!
...
Wiêc tak im siê to uda³o! Powinnam by³a siê domyœliæ! Wiêc to ty rozdzieli³eœ mnie z morzem, Davy Jones! To ty zabra³eœ mi wolnoœæ! Nigdy ci tego nie wybaczê! Mog³abym wybaczyæ, gdybyœ przesta³ mnie kochaæ, ale nie wybaczê, ¿e na tyle d³ugich lat zabra³eœ mi morze!
Niech siê rozpêta piek³o!!
... Dlaczego musimy wybieraæ miêdzy tym, co kochamy?!
...
Wiêc tak wygl¹da œmieræ... Chwila bólu, który zaraz minie... Nie bojê siê bólu... Mo¿e gdzieœ tam jest miejsce, gdzie nie ma bólu, ¿adnego. Mo¿e ktoœ przeprowadzi mnie na drug¹ stronê. Mo¿e jest gdzieœ miejsce, gdzie bêdziemy mogli prze¿yæ wszystko od pocz¹tku, inaczej. Mo¿e jest nadzieja dla potêpionych...
¯egnaj, Kalipso... Ukochana...
...
Nie tak to mia³o byæ... Nie tak... Nie chcia³am, ¿ebyœ zgin¹³... Chcia³am ciê tylko ukaraæ, chcia³am, ¿ebyœ wiedzia³, jak mnie zrani³eœ... I chcia³am, ¿ebyœ ¿y³... ¯ebyœ wróci³ do tego, jakim dawniej by³eœ... ¯eby by³o jak kiedyœ... Wiem, to niemo¿liwe. Z naszej zranionej dumy zbudowaliœmy œcianê, której nie da siê zburzyæ ani przejœæ. Na to potrzebny by³ czas... Co za paradoks... W naszej wiecznoœci zabrak³o nam czasu...
Nie by³am nigdy bogini¹, chocia¿ boginka z jakiejœ staro¿ytnej mitologii nosi moje imiê. By³am... Nie, jestem.
Jestem duchem mórz. A ty by³eœ tak blisko morza, jak tylko mo¿e œmiertelny cz³owiek. Takiego ciê widzia³am pierwszy raz. M³odego ¿eglarza. Zosta³eœ piratem, bo nad wszystko kocha³eœ morze i wolnoœæ. Twoje imiê sta³o siê s³awne. Bano siê go. Ale wiedzia³am, ¿e ty nigdy, nawet bêd¹c piratem, nie by³eœ okrutny. Nie wiem, jak ci siê to udawa³o. Ale za to ciê podziwia³am. Mog³am ciê przecie¿ obserwowaæ zawsze. Morze mówi³o mi wszystko.
A póŸniej, kiedy rozbi³ siê twój statek, wyrzuci³o ciê na brzeg mojej wyspy. Opiekowa³am siê tob¹, przywróci³am ciê do ¿ycia. Nie, nie u¿y³am ¿adnych czarów. Kocha³eœ morze, wiêc pokocha³eœ i mnie. To by³ piêkny czas, pewnie dlatego up³yn¹³ za szybko. Wiedzia³am, ¿e w koñcu musisz odejœæ. Ale ba³am siê, ¿e nie wrócisz. ¯e nie zauwa¿ê, jak dla ciebie mijaj¹ lata, ¿e któregoœ dnia morze powie mi, ¿e znalaz³o twoje cia³o. Ba³am siê tego.
Mog³am daæ ci nieœmiertelnoœæ, mog³am zwróciæ ci ca³¹ twoj¹ za³ogê. Jako kapitan „Lataj¹cego Holendra” mia³eœ przeprowadzaæ dusze zmar³ych na morzu na drug¹ stronê. Nadarzy³a siê akurat sposobnoœæ, poprzedni kapitan, mia³ ju¿ doœæ swojego zadania. I zgodzi³eœ siê. Zgodzi³eœ siê przez dziesiêæ lat tkwiæ na pok³adzie „Holendra”, bo co dziesiêæ lat mog³eœ schodziæ na l¹d, ¿eby zobaczyæ siê ze mn¹. Co dziesiêæ lat, ale przez wiecznoœæ. Modli³am siê, ¿ebyœ siê zgodzi³. Zgodzi³eœ siê. Da³am ci nieœmiertelnoœæ. Ukry³am bezpiecznie twoje serce. Przez dziesiêæ lat by³eœ najlepszym kapitanem, jakiego kiedykolwiek mia³ „Holender”. Zanim odszed³eœ, da³eœ mi pozytywkê. Pamiêtam to, jakby by³o wczoraj... Twoja za³oga wróci³a, a któryœ z nich mia³ te dwie pozytywki. Zgin¹³, ratuj¹c je, bo wiedzia³, ¿e zale¿y ci na nich, bo to by³a twoja jedyna pami¹tka po rodzicach. Podobno kiedyœ by³ poet¹. Da³eœ mi t¹ pozytywkê – niewyszukan¹, srebrn¹ pozytywkê, a ja cieszy³am siê, jakbym dosta³a gwiazdê z nieba. Przez dziesiêæ lat oboje codziennie s³uchaliœmy tej samej melodii, tak daleko od siebie, a jednak razem.
A po dziesiêciu latach... ja nie przysz³am. Waha³am siê. By³eœ piratem, s¹dzi³am, ¿e jestem tylko przelotn¹ mi³ostk¹. Mo¿e nieco wiêksz¹ ni¿ inne, ale przelotn¹. Waha³am siê. Kiedy ktoœ pozna³ smak rozczarowania, boi siê zaufaæ. Nie zdawa³am sobie sprawy z up³ywu czasu, dla mnie nie mia³ znaczenia. I kiedy zdecydowa³am siê przyjœæ... by³o za póŸno. Nied³ugo potem wiedzia³am ju¿, ¿e nie by³am mi³ostk¹. ¯e by³am mi³oœci¹. Fale powtarza³y sobie opowieœci o twoim smutku i gniewie. Wiedzia³am, ¿e ³atwo mi nie wybaczysz, jeœli w ogóle wybaczysz, ale musia³am spróbowaæ. Nie mog³am przyjœæ do ciebie, nawet duch oceanów musi respektowaæ prawa „Holendra”, prawa Krañca Œwiata. Nie mog³am czekaæ na wyspie, musia³am ciê znaleŸæ. Pop³ynê³am na Wyspê Rozbitków...
I tu¿ przed up³ywem kolejnych dziesiêciu lat., gdy dotar³am na Wyspê... Nagle by³am cz³owiekiem. Trybuna³ Braci uwiêzi³ mnie w ludzkim ciele. I wiedzia³am, ¿e nie przyp³yniesz na Wyspê, ¿e dopóki pozostanê w tej postaci, nie zobaczê ciê. Nie mog³am uwolniæ siê sama. Pozosta³a czêœæ mojej mocy, na tyle, bym wœród ludzi uchodzi³a za czarownicê, ale nie na tyle, bym mog³a siê uwolniæ.
Czeka³am... Czeka³am... Nie wiem, ile minê³o lat. Kilkanaœcie? Kilkadziesi¹t? Ca³e stulecie Wiêcej? A¿ pojawili siê Sparrow i Hektor Barbossa. Pamiêta³am Hektora, on jakimœ cudem rozpozna³ mnie. Mia³am szansê powrotu. Oni byli czêœci¹ mojego planu, ja – ich planu. Musieliœmy dzia³aæ razem. Mniej wiêcej. Pomog³am im uratowaæ Sparrowa.
I wtedy, na Krañcu Œwiata, natknêliœmy siê na ³odzie. £odzie, a w nich b³¹kaj¹ce siê dusze. I cia³a w morzu. A ja nagle, nieodwracalnie wiedzia³am, co siê z tob¹ sta³o, jak mocno musia³am ciê zraniæ, by coœ takiego by³o mo¿liwe. I ¿e bêdê ju¿ za ¿ycia cierpia³a wieczne potêpienie za to, co zrobi³am z tob¹, za to, kim siê sta³eœ... Wieczne potêpienie mojego sumienia, a sumienie potrafi byæ najbardziej bezwzglêdnym sêdzi¹.
PóŸniej, przez chwilê, myœla³am, ¿e mo¿e – jakimœ cudem - uda siê znowu zacz¹æ. Przez krótk¹ chwilê by³o znów tak, jak kiedyœ, gdy byliœmy razem, a ja wiedzia³am, ¿e to ju¿ nigdy nie wróci, ¿e nie da siê wskrzesiæ przesz³oœci. Odrzuci³eœ mi³oœæ, bo mia³eœ prawo, a twoja duma sta³a siê nieprzekraczaln¹ barier¹. Wiêc mi te¿ pozosta³a tylko duma. Nie mog³am przyznaæ ci siê, ¿e wtedy po prostu siê ba³am. Ciebie, ¿e mnie skrzywdzisz, i o ciebie, ¿e któregoœ dnia obudzê siê, a ciebie ju¿ nie bêdzie, ¿e umrzesz. I, mo¿e najbardziej ze wszystkiego, ¿e ja ciê skrzywdzê.
A póŸniej dowiedzia³am siê, ¿e to ty mnie wyda³eœ pierwszemu Bractwu... Tak, zabola³o. Chcia³am ciê ukaraæ... Ale jednoczeœnie to nic nie zmieni³o. Nadal ciê kocha³am. Bardziej ni¿ morze, które mi zabra³eœ na tyle lat. Bardziej ni¿ wolnoœæ. Bardziej ni¿ cokolwiek.
Spe³ni³o siê wszystko, czego siê ba³am. Skrzywdzi³am ciê, odebra³am ci cz³owieczeñstwo, odebra³am ci serce. Zatru³am ci duszê. Ty zabra³eœ mi morze.
A teraz morze przynios³o mi twoje cia³o... Œmieræ zwróci³a ci twoj¹ dawn¹ ludzk¹ postaæ. Kiedy tak le¿ysz, z zamkniêtymi oczami i z nieopisany spokojem na twarzy, wygl¹dasz, jakbyœ spa³, i mam wra¿enie, ¿e zaraz siê obudzisz i zwo³asz mnie cicho po imieniu. Ale wiem, ¿e nie obudzisz siê ju¿ nigdy, i wiem, ¿e s³oñce ju¿ nigdy dla mnie nie wzejdzie, i tylko ta sama gwiazda bêdzie niewzruszenie oddzielaæ dzieñ od nocy.
S³ucham dŸwiêków dwóch pozytywek, graj¹cych razem, i próbujê przypomnieæ sobie twój g³os. Chcê zapamiêtaæ twoj¹ twarz, zanim rozmyje j¹ morze.
I kiedy tak patrzê na twoje zamkniête oczy, i kiedy mam wra¿enie, ¿e cieñ uœmiechu majaczy na twoich ustach, wzbiera we mnie nadzieja, ¿e jest mo¿e gdzieœ druga szansa dla potêpionych za ¿ycia, dla tych, którzy sami na siebie wydali wyrok. ¯e jest gdzieœ raj dla takich potêpionych, gdzie bêdziemy mogli zacz¹æ wszystko od pocz¹tku, gdzie bêdê mog³a spróbowaæ wszystko zmieniæ, gdzie wszystko potoczy siê inaczej. Gdzie mo¿e nie dam ci nieœmiertelnoœci, albo gdzie po dziesiêciu latach bêdê wiernie czekaæ, gdzie nie pozwolê naszej mi³oœci tak bezsensownie zgin¹æ. Nie mogê uwierzyæ, ¿e nigdy nie bêdzie drugiej szansy, ¿e nie bêdzie nam dana ta chwila, której zabrak³o nam w naszej wiecznoœci... Nie mogê... Przeszliœmy ju¿ raz swoje potêpienie...
Deszcz i morze powiedzia³y mi, ¿e umar³eœ z moim imieniem na ustach... Gdziekolwiek teraz jesteœ, wiem, ¿e czekasz na mnie. Czekaj na mnie, ukochany. Przyjdê do ciebie. Duchy nie umieraj¹... Ale legendy umieraj¹, gdy przestaj¹ byæ powtarzane. Ja, Kalipso, jestem legend¹.
Czekaj. Przyjdê. I ¿adne z nas nie odejdzie ju¿ nigdy.
youtube.com/watch?v=kbgmIj2XsCk
Uprasza siê tylko o s³uchanie linków, ogl¹danie zepsuje ca³y efekt.
youtube.com/watch?v=jX6DGToDanc&mode=related&search=
Kalipso
Time, it needs time
To win back your love again
I will be there, I will be there
Love, only love
Can bring back your love someday
I will be there, I will be there
I'll fight, babe, I'll fight
To win back your love again
I will be there, I will be there
Love, only love
Can break down the wall someday
I will be there, I will be there
If we'd go again
All the way from the start
I would try to change
The things that killed our love
Your pride has built a wall, so strong
That I can't get through
Is there really no chance
To start once again
I'm loving you
Try, baby try
To trust in my love again
I will be there, I will be there
Love, our love
Just shouldn't be thrown away
I will be there, I will be there
If we'd go again
All the way from the start
I would try to change
The things that killed our love
Your pride has built a wall, so strong
That I can't get through
Is there really no chance
To start once again
If we'd go again
All the way from the start
I would try to change
The things that killed our love
Yes, I've hurt your pride, and I know
What you've been through
You should give me a chance
This can't be the end
I'm still loving you
I'm still loving you, I need your love
I'm still loving you
Scorpions, Still Loving You
...
Gram. Jak zawsze, gdy jest za du¿o myœli. Bractwo, d³ug Sparrowa, obowi¹zki, umowa, serce... Precz! Zas³ugujê na chwilê samotnoœci. Nawet ja, Davy Jones.
Gram... Znów to samo! Nie mogê siê uwolniæ od tej przeklêtej melodii!
Pozytywka... Ach tak, le¿y tutaj. Zapomnia³em. Zapomnia³em j¹ wyrzuciæ. Tylko, nie wiedzieæ czemu... nie mogê.
Nadal dzia³a... W³aœciwie, nie wiem dlaczego siê dziwiê? Przecie¿... to by³o wczoraj. Wczoraj... £za?
Nie. Nie! Nie dostaniesz ani jednej ³zy, Kalipso! To ty powinnaœ p³akaæ. To ty mnie zdradzi³aœ.
...
To by³ twój obowi¹zek, Davy Jones. Powierzony ci przez Kalipso. Twój obowi¹zek, twoje zadanie – przeprowadzaæ na drug¹ stronê tych, którzy zginêli w morzu. Patrzê na unosz¹ce siê na wodzie cia³a...
Do tej pory mia³am nadziejê... A mo¿e to by³o tylko rozpaczliwe wo³anie o spokój sumienia?
Wiêc jednak, Davy Jones, sta³o siê. Przesta³eœ byæ cz³owiekiem...
...
Wiedzia³am, ¿e przyp³yn¹. £odzie... a w nich dusze tych, którzy zginêli na morzu. Nie mog¹ dostaæ siê na drug¹ stronê... B³¹kaj¹ siê po morzu Krañca Œwiata, a¿ ktoœ ich przeprowadzi do œwiata zmar³ych. Coœ ty zrobi³! Co... co ja zrobi³am z tob¹?
...
Wiedzia³em, ¿e musimy uwolniæ Kalipso. Szanse prze¿ycia mieliœmy nik³e, ale bez Kalipso – ¿adnych. Zdziwi³em siê, ¿e tak ³atwo pozwoli³a siê zamkn¹æ. Ma w³adzê nad moim ¿yciem i œmierci¹, bo wezwa³a mnie ze œwiata zmar³ych. Wezwa³a mnie, by odnaleŸæ Sparrowa... I aby dziewiêciu pirackich w³adców mog³o j¹ uwolniæ. Tak, Kalipso, to dlatego mnie wezwa³aœ. I dlatego, ¿e ja, jako jedyny z tych, którzy mog¹ ciê uwolniæ, Kalipso, wiem, jak to zrobiæ. Bo ja jedyny by³em tam razem z Davy Jonesem. Zostaniesz uwolniona, dopilnujê tego. Oboje mamy w tym swój interes.
Ech, kiedyœ bywa³o inaczej... Ale to by³o dawno temu, bardzo dawno.
...
Sk¹d, do stu piorunów, Beckett wie o Kalipso?! Ach, niewa¿ne! Ch³opcze, nawet nie wiesz jak bardzo siê mylisz. To nie osoba. Ani nie bogini. To z³y duch, który oczarowuje mê¿czyzn, ¿eby póŸniej pokazaæ, jak niewart jej uwagi jest taki ludzki proch, niegodny nawet znaleŸæ siê na ziemi pod jej stopami. S¹dzi³em, ¿e Trybuna³owi Braci uda³o siê jej pozbyæ na zawsze. Có¿, mo¿e ona, jak ja, nie umiera. Wiêc jeszcze ¿yje. I zamierzaj¹ j¹ uwolniæ. Nie taka by³a umowa! Nie dlatego powiedzia³em pierwszemu Trybuna³owi, jak j¹ uwiêziæ! To siê nie mo¿e staæ!
Ach, wiêc to ty, Turner. Ciekawe, sk¹d ty wiesz. Kiedyœ jeszcze siê z tob¹ policzê, Turner. Kiedyœ... Bo jeœli ona wie, ¿e to ja j¹ wyda³em, znajdzie sposób, by mnie zabiæ...
Muszê tam iœæ. Tak, kocha³em j¹, ale to stare dzieje. Stare... Kogo ja w³aœciwie próbujê oszukaæ? Siebie? Za du¿o siê zdarzy³o miêdzy nami i nic tego nie zmieni. Ale... Nie. Niemo¿liwe. Jesteœmy zbyt dumni. Duma to jedyne, co nam zosta³o...
...
Zdziwi³a siê, ¿e przyszed³em. Zapomnia³a widocznie, ¿e teraz jestem jednoœci¹ z morzem. Jak kiedyœ ona. Z morzem i zaœwiatami... Ale w jakiœ sposób czu³a, ¿e przyjdê. Mo¿e nawet w ludzkiej postaci nadal ma czêœæ swoich mocy.
Prawie uwierzy³em, gdy powiedzia³a „Mój ukochany”. Gdy powiedzia³a, ¿e mêk¹ by³o ¿ycie bez morza... i beze mnie. Prawie. Przez dziesiêæ lat wype³nia³em sumiennie obowi¹zek, jaki na mnie na³o¿y³a. Przeprowadza³em na drug¹ stronê tych, którzy zginêli w morzu. Dziesiêæ lat! A po tych latach, kiedy mog³em wreszcie zejœæ na l¹d, kiedy mogliœmy znowu byæ razem, przez jeden dzieñ – jeden dzieñ! – ona zniknê³a. Nie przysz³a. Nigdy ju¿ ci nie uwierzê, Kalipso. Wtedy te¿ mówi³aœ to samo. „Mój ukochany”. I ¿e bêdziesz czekaæ.
Tak, masz racjê... nie kocha³bym ciê, gdybyœ by³a inna ni¿ jesteœ. Nieograniczalna, jak wolnoœæ, jak wiatr, jak morze. Zapomnia³em, ¿e jedyn¹ sta³oœci¹ w morzu jest jego zmiennoœæ.
Tak, zostawi³em obowi¹zek! ¯eby wype³niaæ obowi¹zki trzeba mieæ cel, a ty mi mój odebra³aœ! Co mia³o byæ moim celem? Dziesiêæ lat czekania na dzieñ samotnoœci?!
Nie wiem, jak to zrobi³a, ale przez moment by³o jak dawniej. ¯adne z nas nie wygl¹da ju¿ tak jak kiedyœ, ale przez moment tak by³o. Ja znowu by³em m³ody, a ona by³a duchem mórz. Przez moment poczu³em, jak mog³o byæ... I ca³y czas wiedzia³em, ¿e to nie jest dawniej, ale teraz, i ¿e za du¿o siê zmieni³o ¿eby kiedykolwiek tamto mog³o wróciæ. Znowu obiecywa³a, ¿e bêdziemy razem. Teraz ju¿ nie uwierzy³em. Szkoda... niektóre k³amstwa s¹ tak piêkne, ¿e z ca³ego serca pragnie siê, by by³y prawdziwe. Ha, serce! Nie mam ju¿ serca.
Niewie... Nie wie czy udawa³a? Nie mog³em siê zorientowaæ. Te¿ powiedzia³em jej k³amstwo. ¯e moje serce zawsze bêdzie nale¿eæ do niej. Jej uœmiech... Nie mog³a udawaæ. Nie wie. Wiêc ona nadal...
Nie, ju¿ za póŸno. Ja jej ju¿ nie kocham, i nigdy nie bêdzie mia³a mojego serca, jest bezpiecznie w swojej skrzyni.
Mam wyrzuty sumienia. Nie jestem pewien, czy mówi³a prawdê, nigdy siê tego nie dowiem, ale mam wyrzuty sumienia. Bêdê je mia³ do koñca ¿ycia... Ca³¹ przeklêt¹ wiecznoœæ... Bo nie wiem, czy k³ami¹c jej, nie powiedzia³em prawdy.
...
Przyszed³... Zaskoczy³ mnie. Mia³am nadziejê, ¿e mo¿e przyjdzie, ale nie spodziewa³am siê tego tak naprawdê. Kiedy us³ysza³am jego pozytywkê, przez moment by³o jak dawniej. Dwie pozytywki, graj¹ce tê sam¹ melodiê...
Wiedzia³am, ¿e mi wypomni te lata, i to, ¿e mnie nie by³o. Sk³ama³am. Tak, to do niego trafi³o. ¯e nie kocha³by mnie innej ni¿ tak¹, jak¹ jestem. Nie, nie sk³ama³am. Tylko nie powiedzia³am ca³ej prawdy.
Powiedzia³, ¿e ju¿ mnie nie kocha. Nie mam podstaw, by mu nie wierzyæ. Po tym, co mu zrobi³am, na jego miejscu nienawidzi³abym mnie. Nie chcia³am robiæ mu wymówek, ale zrobi³am. Wypomnia³am mu, ¿e przesta³ wype³niaæ swoje obowi¹zki. ¯e porzuci³ swoje zadanie i wypaczy³ rolê „Lataj¹cego Holendra”, a tym samym wypaczy³ siebie. Nie przyzna³am siê, nie powiedzia³am, ¿e to moja wina. Przeklêta duma!
Po³o¿y³am mu rêkê na sercu... na miejscu, gdzie kiedyœ mia³ serce. Chcia³am na chwilê zobaczyæ go znowu w ludzkiej postaci. Ju¿ nie by³ taki m³ody... Tylko gdzieœ w g³êbi oczu mia³ jeszcze dawnego Davy’ego Jonesa, i przez krótk¹ chwilê by³o tak jak dawniej, i nawet ja znów by³am tamtym lekkim i czystym duchem oceanu. Chyba te¿ to poczu³, bo wyszepta³ moje imiê, zupe³nie jak kiedyœ i wcale nie z nienawiœci¹...
Obieca³am mu swoje serce, gdy zostanê uwolniona, ale nie uwierzy³. Mia³ prawo, œwiête prawo...
Przyszed³ tylko, ¿eby siê dowiedzieæ, co siê stanie, gdy zostanê uwolniona. Nie martw siê, Davy Jones. Nic z³ego nie spotka ciê z mojej rêki. Nic.
Przyrzek³ mi swoje serce. Wiem, ¿e k³ama³. Ju¿ go nie ma...
...
Uda³o siê! Uwolniliœmy Kalipso! Zetrzyj uœmieszek z twarzy, Beckett, nie bêdzie tak ³atwo nas pokonaæ!
Gdy wróci³a do swojej poprzedniej postaci, a my klêczeliœmy tam na pok³adzie, baliœmy siê. Czu³em ich strach, jak czu³em swój w³asny. Mog³a nam pomóc, mog³a nas zabiæ. By³a nieobliczalna.
Ale kiedy poprosi³em j¹, by obróci³a swój gniew przeciwko tym, którzy mieni¹ siê jej panami... Do koñca ¿ycia nie zapomnê tego spojrzenia... Nie by³a tak wysoka, by siêgaæ chmur, a jednak jej twarz otacza³a mg³a. Przez tê mg³ê spojrza³a na mnie i uœmiechnê³a siê dziwnym, smutnym uœmiechem. To zbyt nieprawdopodobne, ale mia³em wra¿enie, jakby zobaczy³a we mnie tamtego ch³opca z pozytywkami, którym by³em tak dawno temu. Kiedy œwiat by³ lepszy...
Dobrze, ¿e m³ody Turner powiedzia³ jej o Davym Jonesie. Ja bym nie móg³. Pomimo wszystkiego, co zrobi³em w swoim d³ugim ¿yciu, nie móg³bym. Zaraz zacznie siê walka, a mnie zebra³o siê na wspomnienia! Hektor, ch³opie, weŸ siê w garœæ!
Nic na to nie poradzê. Cholera. Czujê siê podle, i nic z tym nie mogê zrobiæ. Znów jestem tamtym ch³opcem, wrêczaj¹cym cudem ocalone pozytywki swemu kapitanowi, a Kalipso- czarodziejka uœmiecha siê na ich widok. Znowu chcê wierzyæ, ¿e wszystko skoñczy siê dobrze.
Nie skoñczy siê, nie dla wszystkich. Do zobaczenia w piekle, mój kapitanie! I ty, Kalipso- czarodziejko!
...
Wiêc tak im siê to uda³o! Powinnam by³a siê domyœliæ! Wiêc to ty rozdzieli³eœ mnie z morzem, Davy Jones! To ty zabra³eœ mi wolnoœæ! Nigdy ci tego nie wybaczê! Mog³abym wybaczyæ, gdybyœ przesta³ mnie kochaæ, ale nie wybaczê, ¿e na tyle d³ugich lat zabra³eœ mi morze!
Niech siê rozpêta piek³o!!
... Dlaczego musimy wybieraæ miêdzy tym, co kochamy?!
...
Wiêc tak wygl¹da œmieræ... Chwila bólu, który zaraz minie... Nie bojê siê bólu... Mo¿e gdzieœ tam jest miejsce, gdzie nie ma bólu, ¿adnego. Mo¿e ktoœ przeprowadzi mnie na drug¹ stronê. Mo¿e jest gdzieœ miejsce, gdzie bêdziemy mogli prze¿yæ wszystko od pocz¹tku, inaczej. Mo¿e jest nadzieja dla potêpionych...
¯egnaj, Kalipso... Ukochana...
...
Nie tak to mia³o byæ... Nie tak... Nie chcia³am, ¿ebyœ zgin¹³... Chcia³am ciê tylko ukaraæ, chcia³am, ¿ebyœ wiedzia³, jak mnie zrani³eœ... I chcia³am, ¿ebyœ ¿y³... ¯ebyœ wróci³ do tego, jakim dawniej by³eœ... ¯eby by³o jak kiedyœ... Wiem, to niemo¿liwe. Z naszej zranionej dumy zbudowaliœmy œcianê, której nie da siê zburzyæ ani przejœæ. Na to potrzebny by³ czas... Co za paradoks... W naszej wiecznoœci zabrak³o nam czasu...
Nie by³am nigdy bogini¹, chocia¿ boginka z jakiejœ staro¿ytnej mitologii nosi moje imiê. By³am... Nie, jestem.
Jestem duchem mórz. A ty by³eœ tak blisko morza, jak tylko mo¿e œmiertelny cz³owiek. Takiego ciê widzia³am pierwszy raz. M³odego ¿eglarza. Zosta³eœ piratem, bo nad wszystko kocha³eœ morze i wolnoœæ. Twoje imiê sta³o siê s³awne. Bano siê go. Ale wiedzia³am, ¿e ty nigdy, nawet bêd¹c piratem, nie by³eœ okrutny. Nie wiem, jak ci siê to udawa³o. Ale za to ciê podziwia³am. Mog³am ciê przecie¿ obserwowaæ zawsze. Morze mówi³o mi wszystko.
A póŸniej, kiedy rozbi³ siê twój statek, wyrzuci³o ciê na brzeg mojej wyspy. Opiekowa³am siê tob¹, przywróci³am ciê do ¿ycia. Nie, nie u¿y³am ¿adnych czarów. Kocha³eœ morze, wiêc pokocha³eœ i mnie. To by³ piêkny czas, pewnie dlatego up³yn¹³ za szybko. Wiedzia³am, ¿e w koñcu musisz odejœæ. Ale ba³am siê, ¿e nie wrócisz. ¯e nie zauwa¿ê, jak dla ciebie mijaj¹ lata, ¿e któregoœ dnia morze powie mi, ¿e znalaz³o twoje cia³o. Ba³am siê tego.
Mog³am daæ ci nieœmiertelnoœæ, mog³am zwróciæ ci ca³¹ twoj¹ za³ogê. Jako kapitan „Lataj¹cego Holendra” mia³eœ przeprowadzaæ dusze zmar³ych na morzu na drug¹ stronê. Nadarzy³a siê akurat sposobnoœæ, poprzedni kapitan, mia³ ju¿ doœæ swojego zadania. I zgodzi³eœ siê. Zgodzi³eœ siê przez dziesiêæ lat tkwiæ na pok³adzie „Holendra”, bo co dziesiêæ lat mog³eœ schodziæ na l¹d, ¿eby zobaczyæ siê ze mn¹. Co dziesiêæ lat, ale przez wiecznoœæ. Modli³am siê, ¿ebyœ siê zgodzi³. Zgodzi³eœ siê. Da³am ci nieœmiertelnoœæ. Ukry³am bezpiecznie twoje serce. Przez dziesiêæ lat by³eœ najlepszym kapitanem, jakiego kiedykolwiek mia³ „Holender”. Zanim odszed³eœ, da³eœ mi pozytywkê. Pamiêtam to, jakby by³o wczoraj... Twoja za³oga wróci³a, a któryœ z nich mia³ te dwie pozytywki. Zgin¹³, ratuj¹c je, bo wiedzia³, ¿e zale¿y ci na nich, bo to by³a twoja jedyna pami¹tka po rodzicach. Podobno kiedyœ by³ poet¹. Da³eœ mi t¹ pozytywkê – niewyszukan¹, srebrn¹ pozytywkê, a ja cieszy³am siê, jakbym dosta³a gwiazdê z nieba. Przez dziesiêæ lat oboje codziennie s³uchaliœmy tej samej melodii, tak daleko od siebie, a jednak razem.
A po dziesiêciu latach... ja nie przysz³am. Waha³am siê. By³eœ piratem, s¹dzi³am, ¿e jestem tylko przelotn¹ mi³ostk¹. Mo¿e nieco wiêksz¹ ni¿ inne, ale przelotn¹. Waha³am siê. Kiedy ktoœ pozna³ smak rozczarowania, boi siê zaufaæ. Nie zdawa³am sobie sprawy z up³ywu czasu, dla mnie nie mia³ znaczenia. I kiedy zdecydowa³am siê przyjœæ... by³o za póŸno. Nied³ugo potem wiedzia³am ju¿, ¿e nie by³am mi³ostk¹. ¯e by³am mi³oœci¹. Fale powtarza³y sobie opowieœci o twoim smutku i gniewie. Wiedzia³am, ¿e ³atwo mi nie wybaczysz, jeœli w ogóle wybaczysz, ale musia³am spróbowaæ. Nie mog³am przyjœæ do ciebie, nawet duch oceanów musi respektowaæ prawa „Holendra”, prawa Krañca Œwiata. Nie mog³am czekaæ na wyspie, musia³am ciê znaleŸæ. Pop³ynê³am na Wyspê Rozbitków...
I tu¿ przed up³ywem kolejnych dziesiêciu lat., gdy dotar³am na Wyspê... Nagle by³am cz³owiekiem. Trybuna³ Braci uwiêzi³ mnie w ludzkim ciele. I wiedzia³am, ¿e nie przyp³yniesz na Wyspê, ¿e dopóki pozostanê w tej postaci, nie zobaczê ciê. Nie mog³am uwolniæ siê sama. Pozosta³a czêœæ mojej mocy, na tyle, bym wœród ludzi uchodzi³a za czarownicê, ale nie na tyle, bym mog³a siê uwolniæ.
Czeka³am... Czeka³am... Nie wiem, ile minê³o lat. Kilkanaœcie? Kilkadziesi¹t? Ca³e stulecie Wiêcej? A¿ pojawili siê Sparrow i Hektor Barbossa. Pamiêta³am Hektora, on jakimœ cudem rozpozna³ mnie. Mia³am szansê powrotu. Oni byli czêœci¹ mojego planu, ja – ich planu. Musieliœmy dzia³aæ razem. Mniej wiêcej. Pomog³am im uratowaæ Sparrowa.
I wtedy, na Krañcu Œwiata, natknêliœmy siê na ³odzie. £odzie, a w nich b³¹kaj¹ce siê dusze. I cia³a w morzu. A ja nagle, nieodwracalnie wiedzia³am, co siê z tob¹ sta³o, jak mocno musia³am ciê zraniæ, by coœ takiego by³o mo¿liwe. I ¿e bêdê ju¿ za ¿ycia cierpia³a wieczne potêpienie za to, co zrobi³am z tob¹, za to, kim siê sta³eœ... Wieczne potêpienie mojego sumienia, a sumienie potrafi byæ najbardziej bezwzglêdnym sêdzi¹.
PóŸniej, przez chwilê, myœla³am, ¿e mo¿e – jakimœ cudem - uda siê znowu zacz¹æ. Przez krótk¹ chwilê by³o znów tak, jak kiedyœ, gdy byliœmy razem, a ja wiedzia³am, ¿e to ju¿ nigdy nie wróci, ¿e nie da siê wskrzesiæ przesz³oœci. Odrzuci³eœ mi³oœæ, bo mia³eœ prawo, a twoja duma sta³a siê nieprzekraczaln¹ barier¹. Wiêc mi te¿ pozosta³a tylko duma. Nie mog³am przyznaæ ci siê, ¿e wtedy po prostu siê ba³am. Ciebie, ¿e mnie skrzywdzisz, i o ciebie, ¿e któregoœ dnia obudzê siê, a ciebie ju¿ nie bêdzie, ¿e umrzesz. I, mo¿e najbardziej ze wszystkiego, ¿e ja ciê skrzywdzê.
A póŸniej dowiedzia³am siê, ¿e to ty mnie wyda³eœ pierwszemu Bractwu... Tak, zabola³o. Chcia³am ciê ukaraæ... Ale jednoczeœnie to nic nie zmieni³o. Nadal ciê kocha³am. Bardziej ni¿ morze, które mi zabra³eœ na tyle lat. Bardziej ni¿ wolnoœæ. Bardziej ni¿ cokolwiek.
Spe³ni³o siê wszystko, czego siê ba³am. Skrzywdzi³am ciê, odebra³am ci cz³owieczeñstwo, odebra³am ci serce. Zatru³am ci duszê. Ty zabra³eœ mi morze.
A teraz morze przynios³o mi twoje cia³o... Œmieræ zwróci³a ci twoj¹ dawn¹ ludzk¹ postaæ. Kiedy tak le¿ysz, z zamkniêtymi oczami i z nieopisany spokojem na twarzy, wygl¹dasz, jakbyœ spa³, i mam wra¿enie, ¿e zaraz siê obudzisz i zwo³asz mnie cicho po imieniu. Ale wiem, ¿e nie obudzisz siê ju¿ nigdy, i wiem, ¿e s³oñce ju¿ nigdy dla mnie nie wzejdzie, i tylko ta sama gwiazda bêdzie niewzruszenie oddzielaæ dzieñ od nocy.
S³ucham dŸwiêków dwóch pozytywek, graj¹cych razem, i próbujê przypomnieæ sobie twój g³os. Chcê zapamiêtaæ twoj¹ twarz, zanim rozmyje j¹ morze.
I kiedy tak patrzê na twoje zamkniête oczy, i kiedy mam wra¿enie, ¿e cieñ uœmiechu majaczy na twoich ustach, wzbiera we mnie nadzieja, ¿e jest mo¿e gdzieœ druga szansa dla potêpionych za ¿ycia, dla tych, którzy sami na siebie wydali wyrok. ¯e jest gdzieœ raj dla takich potêpionych, gdzie bêdziemy mogli zacz¹æ wszystko od pocz¹tku, gdzie bêdê mog³a spróbowaæ wszystko zmieniæ, gdzie wszystko potoczy siê inaczej. Gdzie mo¿e nie dam ci nieœmiertelnoœci, albo gdzie po dziesiêciu latach bêdê wiernie czekaæ, gdzie nie pozwolê naszej mi³oœci tak bezsensownie zgin¹æ. Nie mogê uwierzyæ, ¿e nigdy nie bêdzie drugiej szansy, ¿e nie bêdzie nam dana ta chwila, której zabrak³o nam w naszej wiecznoœci... Nie mogê... Przeszliœmy ju¿ raz swoje potêpienie...
Deszcz i morze powiedzia³y mi, ¿e umar³eœ z moim imieniem na ustach... Gdziekolwiek teraz jesteœ, wiem, ¿e czekasz na mnie. Czekaj na mnie, ukochany. Przyjdê do ciebie. Duchy nie umieraj¹... Ale legendy umieraj¹, gdy przestaj¹ byæ powtarzane. Ja, Kalipso, jestem legend¹.
Czekaj. Przyjdê. I ¿adne z nas nie odejdzie ju¿ nigdy.
youtube.com/watch?v=kbgmIj2XsCk