ladyvaljean
Gość Opery
Samozwańczy Naczelny Kot Forum
Posts: 382
|
Post by ladyvaljean on Jan 31, 2008 12:20:16 GMT 1
“Przestudiowałem wszystkie fakultety, Ach, filozofię, medycynę, prawo I teologię też, niestety, Do dna samegom wgryzł się pracą krwawą – I jak ten głupiec u mądrości wrót Stoję – i tyle wiem, com wiedział wprzód. […] Dlategom w końcu magii się poświęcił, Ufny, że w słowach, co spadną z ust ducha, Może tajemnic jakiś się dosłucham, […] Bym wreszcie poznał, czym jest ta potęga, Co wnętrzne siły świata w jedno sprzęga, Bym ujrzeć mógł wszechsprawczą moc i ziarno I w słowach grzebać nie musiał na darmo”. J. W. Goethe – Faust
Jaka jest moja prawda? Jestem zmęczona. Wiatr rozwiewa mi włosy, kiedy lecę na miotle... Kolejne pociągi, samoloty, dorożki sunące przez zamglone ulice, kominki nieznanych mi domów... Jestem zmęczona. *** - Więc stawiała ci warunki Albusie? - To nie był warunek, tylko prośba Severusie. Zresztą ostateczna decyzja czy ją przyjmiesz zależy od ciebie. Proszę cię jednak żebyś się zgodził. Potrzebna jej twoja pomoc. - A, jeżeli się nie zgodzę? - Wtedy Reiona będzie uczyła Historii Magii tylko do czasu aż nie znajdę kogoś na jej miejsce. Decyzja o rezygnacji profesora Binnsa byłą nagła i bardzo się cieszę, że tak szybko kogoś na jego miejsce znalazłem. Nie chcę tu następnego nauczyciela z Ministerstwa. Jednak jej pasją są eliksiry. Dlatego zaproponowałem jej studia podyplomowe, poza tym twoja wiedza jest jej potrzeba do napisania tej pracy... -“ Zagubione pergaminy, zakazane eliksiry” tak to brzmiało? – Severus uśmiechnął się ironicznie- To nie jest temat dla kogoś z katedry historii. A jeżeli już to może o tym pisać w teorii. - Nie może. Musi odtworzyć każdy eliksir. Ona jest dobra, ale z tym sobie nie poradzi...Co prawda ma za sobą dwa lata stażu w Instytucie Eliksirów i Antidotów Magicznych w Salamance, ale... - Z tego, co mi wiadomo to wyleciała z Instytutu z głośnym hukiem, pisali nawet o tym w “Nowoczesnej Alchemii”. - Więc powinieneś też wiedzieć, że nie stało się to z powodu jej niekompetencji - Nawet, jeżeli chciałbym ją uczyć – powiedział Severus dodając w duchu, że nie chciałby- to i tak nie miałbym na to czasu. - Rozmawiałem o tym z Reioną. Zgodziła się brać za ciebie zastępstwa z Eliksirów i pomagać ci w robieniu antidotów do ambulatorium. To z pomoże zaoszczędzić twój cenny czas. - Och, zgodziła się? Jakie to uprzejme z jej strony. - Teraz Snape naprawdę się zirytował - Szkoda, że mnie nikt nie zapytał o zgodę... - Właśnie teraz cię pytam o zgodę. Decyzja należy oczywiście do ciebie, ale proszę cię żebyś się zastanowił. Nie traktuj wszystkiego z taką śmiertelną powagą, może poczęstujesz się miętową ropuchą? Są naprawdę pyszne... - Nie!
*** Tak... Niektórym prośbom się nie odmawia. Kiedy ma się dług nie odmawia się żadnym prośbom. Kobieta, w dodatku historyk magii, miotająca się po lochu wywołując eksplozję kociołków i tłukąc buteleczki nie stanowi szczególnie miłej perspektywy. Zawsze jednak może sama zrezygnować, trzeba ją tylko do tego umiejętnie przekonać. Severus uśmiechnął się chytrze.
*** Tu jest dobrze. Może nawet przez chwilę poczuję się tu jak w domu. Brakuje mi tylko słońca. Tego słońca, co zalewa wąskie kamienne uliczki, mąci zmysły, nie pozwala myśleć i ogrzewa najgłębsze zakamarki mojej duszy. I dusznych parnych nocy, kiedy nagrzana słońcem ziemia nie pozwala zasnąć. Jestem teraz w Anglii i na razie mogę o nich zapomnieć. Pozostaje mi się tylko wtulić w moherowy płaszcz i rozkoszować się początkiem jesieni. Zapalam papierosa. Mam nadzieję, że w komnatach nauczycieli można palić, a przynajmniej nie ma żadnych zaklęć przeciwpożarowych. Z okna mojej komnaty widać skraj Zakazanego Lasu. Czerwone jesienne liście sprawiają, że drzewa wyglądają jak języki ognia. Kobieta w lustrze uśmiecha się do mnie.
*** Pierwsze spotkanie było krótkie i rzeczowe. Zostawiła mi stos pergaminów z listą eliksirów, które już potrafi zrobić i tymi, których chce się nauczyć. I oczywiście zarys tej nieszczęsnej pracy doktorskiej. Sam pomysł jest jednocześnie niedorzeczny i interesujący. Zbiera nadpalone rękopisy dawnych mistrzów eliksirów, ich dzienniki, notatki, życiorysy i próbuje odtworzyć receptury eliksirów. Biorąc pod uwagę fakt, że duża część twórców tych mikstur zginęła podczas nieudanej próby ich uwarzenia pomysł jest cokolwiek ryzykowny. Z drugiej strony, jeżeli zna się dokładny przebieg wypadku można zauważyć, jaki błąd popełniono i odtworzyć poprawnie proces. Kazałem jej przychodzić na konsultacje raz w tygodniu i dodatkowo przygotowywać składniki do eliksirów dla ambulatorium. Zadanie akurat jak na szlaban dla trzeciego roku, dwie godziny kruszenia zębów smoka i ucierania kory drzewa Wiggen. Zupełnie jej to nie zniechęciło. Niestety. Nawet nie zaprotestowała. Następnego dnia, kiedy skończyłem lekcje już sobie poszła. Na stole w laboratoriom stały równiutko ułożone miseczki. Hmmm...Z drugiej strony to dawno nie używałem tak idealnie utartej kory....
*** W nocy w szkole panuje cudowna cisza. Mam jeszcze trochę pracy z tłumaczeniem tego pergaminu, ale co tam pójdę się przejść. Światło księżyca wpadające przez okno i tak nie pozwala mi zasnąć, więc mam jeszcze dużo czasu do rana. Tak jasno. Szkoda, że Remus nie może oglądać księżyca w pełni. Chciałam mu go kiedyś opisać w liście żeby mógł cieszyć się przynajmniej opisem tego, czego nie może oglądać, ale nie chciał. Kiedy się teraz nad tym zastanawiam to chyba go rozumiem, też bym nie umiała się cieszyć czymś, co na zawsze straciłam i co sprawia, że zmieniam się w potwora. Ile to już się nie wdzieliśmy? Trzy lata. Podobno znowu jest w Anglii. Chciałabym go znowu zobaczyć. Puste korytarze niosą echo moich kroków. Chyba nikomu nie będzie przeszkadzało, jeżeli zapalę?
- Tutaj nie wolno palić, trzydzieści punktów od... - Nauczycielom też się odejmuje punkty, czy wystarczą zwykłe szlabany, profesorze? - Panna Reiona Kamara - powiedział profesor Snape głosem wyraźnie rozczarowanym, nie wiadomo czy spotkaniem swojej młodej asystentki, czy brakiem możliwości odjęcia jej punktów – Mogę zapytać, co pani tu robi, jest druga w nocy. - To samo, co pan, profesorze. Nie mogłam spać, więc wyszłam zapalić i pospacerować. A na drugi raz, jak pan będzie chciał odejmować punkty za palenie, to proszę najpierw rzucić zaklęcie na tę mgiełkę dymu, która pana otacza - Reiona rzuciła Profesorowi rozbawione spojrzenie. - A teraz życzę kolorowych snów, muszę już iść, mam jeszcze trochę pracy. Dobranoc. Profesor Snape nie zdążył już powiedzieć cierpkiego komentarza, który miał na końcu języka. Reiona odwróciła się i znikła za rogiem korytarza.
*** Poranna kawa postawi mnie na nogi, trzy godziny snu to stanowczo za mało. Tylko dlaczego zawsze odkrywam tę prawdę rano? Wczoraj wydawało mi się, że sen nie jest taki ważny. Historię z szóstym rokiem mam dopiero o dziesiątej, więc zdążę jeszcze zająć się nóżkami jaszczurki i gencjaną. To pierwsze trzeba będzie spreparować i zamarynować. Ciekawe czy w laboratoriom jest porządny skalpel. Cięcia tępym skalpelem powodują, że cały preparat do niczego się nie nadaje. Całe szczęście, że da się tam wejść nie tylko przez klasę lekcyjną. Nie chcę przeszkadzać. Profesor zostawił uchylone drzwi do klasy, przymknę je lepiej...Zaraz czy to nie jest pierwszy rok? Posłucham co ma im do powiedzenia... ”Jesteście tutaj żeby się nauczyć subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów. Nie ma tutaj głupiego wymachiwania różdżkami, więc być może wielu z was uważa, że to w ogóle nie jest magia. Nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary, delikatną moc płynów, które pełzną poprzez żyły człowieka, aby oczarować umysł i usidlić zmysły... Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć, jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać”. Starałam się nie wybuchnąć zbyt głośnym śmiechem, zamknęłam cichutko drzwi i zabrałam się pracy. Kiedy ma się jedenaście lat rzadko kiedy docenia się piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary profesorze. Właśnie skończyłam obrabiać zwłoki jaszczurek, kiedy do laboratorium wszedł profesor. - Pani znowu tutaj? - Odrabiam szlaban. Nie zdążyłam wczoraj wszystkiego skończyć. Tak swoją droga to śliczna przemowa, słychać było na całym korytarzy. Tylko niestety dzieciaki raczej nie docenią delikatnej mocy płynów, które pełzną poprzez żyły człowieka, aby oczarować umysł i usidlić zmysły. Tak to było? Trzeba im było lepiej powiedzieć o zarobkach mistrzów eliksirów pracujących dla ministerstwa i w prywatnych Instytutach Antidotów i Medycyny Magicznej. Jak by usłyszały o workach galeonów które się zarabia, zwłaszcza w tych ostatnich, miałby pan dzisiaj sto procent obecności na nowo powstałym kółku miłośników alchemii. Pomyślałam jeszcze o korzyściach płynących z produkcji różnorakich nalewek, naparów i innych nielegalnych substancjach, które w ilościach niemal hurtowych sporządzają i spożywają adepci tej pięknej sztuki. Ale to spostrzeżenie pozostawiłam już dla siebie. Profesor Snape skrzywił się i powiedział chłodnym tonem- Tak, pani chyba jest bardzo dobrze poinformowana w tych sprawach. W takim razie, czemu siedzi pani tutaj rozgniatając gencjanę zamiast zarabiać te worki galeonów? - Tak wyszło. Może zrozumiałam to, o czym pan mówił na lekcji, albo po prostu stwierdziłam, że nie wszystko przelicza się na galeony. Sama nie wiem. Poza to, nie ja zrezygnowałam tylko mnie wyrzucili. Nie mam co teraz się nad tym zastanawiać...Swoją drogą to musi być pan bardzo mądrym człowiekiem. Żeby sporządzić przepis na sławę i chwałę trzeba chyba rozumieć ich istotę. Na tym właśnie polega magia eliksirów, aby stworzyć przepis trzeba znać nieuchwytną esencję jakiejś rzeczy czy procesu, aby na niego wpłynąć. Sława, chwała...Jestem pod wrażeniem. Popatrzyłam prosto w oczy Profesora. - A pani, jakie przepisy już stworzyła? – zapytał ironicznie, chyba myślał ze żartowałam z tym byciem pod wrażeniem. - Żadne. Mówiłam, że jestem historykiem magii, nie mistrzem eliksirów, może, co najwyżej rzemieślnikiem, który dobrze odtwarza znany przepis. Jedyna moja produkcja to Eliksir Podkrążonych Oczu I Bladej Cery. Przepis: dwie szklanki mocnej kawy, stos pergaminów i paczka papierosów, podawać codziennie późnym wieczorem. Efekt murowany. Ale pan Profesorze chyba też go stosuje? - Zaczyna pani być bezczelna, stan mojej cery i zajęcia po zmroku nie powinny pani obchodzić! - I nie obchodzą. Myślałam, że rozmawiamy o eliksirach. Właściwie to już skończyłam szlaban i mogę sobie pójść. - Jak tak pani przeszkadza odrabianie szlabanów, jak to pani nazywa, to nie musimy się wcale spotykać. - Ależ skąd, wcale mi nie przeszkadza. Alchemia wymaga dokładności w najdrobniejszych szczegółach, a źle rozkruszony składnik może spaprać najwspanialszą miksturę. Konsultacje jutro o siedemnastej? Mam parę pytań do tego tłumaczenia, które teraz robię. Nie wiem jak interpretować kilka wersów. Żargon alchemików z IX wieku nie jest moją mocną stroną i chciałabym poznać pana opinię w tej kwestii profesorze. A teraz pan wybaczy mam zajęcia. Kiedy Reiona wyszła z sali Profesor Snape przyglądał się przez chwilę spreparowanym jaszczurkom. Gdzie ta bezczelna kobieta uczyła się tak posługiwać skalpelem? Jaszczurze serca, nóżki, płuca i wątroby były pocięte z idealna perfekcją, wszystko w odpowiednio opisanych słojach.
*** Harry, Hermiona i Ron omawiali najnowsze plotki szkolne podczas przerwy. - Słyszeliście, że mamy nowego nauczyciela historii magii? - powiedział Harry. - Binns musiał gdzieś wyjechać. Nudniej niż na jego lekcjach nie może już chyba być, więc chyba nie będzie źle. - Tak słyszałem - skrzywił się Ron. - Nie myślę żeby było lepiej, wkuwanie dat zawsze jest nudne. Poza tym słyszałem, że ona chodzi z własnej woli na jakieś dodatkowe lekcje do Snapa. Obawiam się, więc że może być gorzej. To nie jest normalne, że... - Że co, Ron? - wtrąciła się Hermiona. - Profesor Kamara robi studia podyplomowe i pisze pracę doktorską z dziedziny historii eliksirów. Nie każdy musi kończyć edukację na siedmiu klasach Hogwartu - dodała tonem z gatunku Ja-Wiem-Wszystko-A-Ty-Nie. - Nie kłóćcie się już, jak zaraz nie pójdziemy to się nie przekonamy czy będzie nudno czy jeszcze-nudniej.
|
|
ladyvaljean
Gość Opery
Samozwańczy Naczelny Kot Forum
Posts: 382
|
Post by ladyvaljean on Jan 31, 2008 12:22:18 GMT 1
“Więc egzekucja dokonana, Anioł szatanem nazwie brata, Na chwałę Pana, na chwałę Pana, I wieczną rozpacz świata” Strącenie Aniołów J. Kaczmarski
- Spędzacie w tej klasie godzinę tygodniowo przez siedem lat. Robicie notatki, zapisujecie grube zwoje pergaminów, psujecie sobie wzrok. Pytam więc was, po co? Po co uczycie się historii magii? Cisza. Ręka Hermiona podniosła się niepewnie. - Tak, panno Granger? - Żeby poznać losy czarodziejów, wiedzieć, kto zwyciężał, jakie były postanowienia traktatów.... - Dobrze, więc poznajecie dzieje czarodziejów, których kości dawno spróchniały w ziemi, daty bitew, powstań, treści traktatów, o których już dzisiaj nikt nie pamięta. Tylko pytam się was, po co? Jaki jest sens uczenia się o czymś, co dawno minęło i o czym nikt oprócz garstki zasuszonych nauczycieli i kilku duchów nie pamięta? Cisza. - Otóż uczycie się o tym nie po to, aby dać pracę uzdrawiaczom, którzy będą leczyć potem wasze oczy i kręgosłupy. Robicie to, aby zrozumieć to, co się wokół was dzieje. Dobrze, ale historii, czego się uczycie? Panie Malfoy proszę nam przeczytać tytuł książki, z której się uczycie. - Tytuł? - zapytał nieśmiało chłopak. - Tak tytuł. To dużymi literkami na okładce. - Dzieje Magii. Historia Walki ze Złem Chwały i Zwycięstwa. Tom Czwarty. - Więc autor tego podręcznika rości sobie prawo do oceny co jest złem, a co dobrem. Ciekawe. Ponadto sugeruje niejako, że opisuje historię magii. Historia jest czymś więcej niż tylko opisem wydarzeń z życia magów, mugoli, goblinów czy kogo tam jeszcze. Historia jest nauką o ludziach, ich marzeniach, namiętnościach, błędach i zdradach. Jest opowieścią o losach pojedynczych ludzi, którzy żyli, kochali, walczyli, nienawidzili i bali się. Każdy z tych ludzi miał swoją opowieść, swoją własną prawdę. Zło i dobro nie dla wszystkich wyglądało tak samo. Często trafiali na karty historii jako bohaterowie lub zdrajcy przez przypadek. Panno Bulstrode czy mogę pożyczyć na chwilkę podręcznik? Otworzę na dowolnej stronie. Proszę, strona 374: “ Robert Guiscard mistrz Białej Magii, pogromca buntowników pod Amins, wielki dowódca...”. Niestety autor zapomniał dodać, że ów wielki triumf zawdzięczał Robert jednemu ze swoich kuzynów, który osobiście dowodził w bitwie, nie napisano też, że kuzyn ten potem został przez Roberta zgładzony, aby nie mógł zagrozić jego pozycji. Nie ma także słowa o tym jak mordowano tych, których uważano za buntowników i całe ich rodziny. Nie pisze się też nic o powodach, dla których podnieśli oni bunt. Ich prawda i definicja dobra i zła wygląda nieco inaczej. Zwycięzcy zawsze mają rację. Ale wy jesteście tutaj po to żeby nauczyć się patrzeć poza schematy, poza bajeczki o czarnych i białych charakterach, żeby nauczyć się patrzeć i myśleć. Robert Guiscard umarł jednak ze starości jakieś osiemset lat temu i pewnie bardziej was obchodzi, co będzie działo w przyszłości, jak potoczy się walka z Tomem Riddle. Chcecie patrzeć w przyszłość, walczyć, dzielić świat na dobry, szlachetny i zły mroczny. Chcecie iść świat z zamkniętymi oczami. - Przepraszam pani profesor – spytał nieśmiało Ron - ale co ma Sami-Wiecie-Kto do tego... Roberta Guiscarda? - Po pierwsze to nie Sami-Wiecie-Kto tylko Tom Riddle. Ten czarodziej ma imię i nazwisko, i mam nadzieję, że historia pod nim go będzie wspominała. Nie wymawianie czyjegoś nazwiska świadczy o strachu wobec kogoś, ale i o szacunku. Sugeruje, że moc i potęga są tak silne, ze nawet wymówienie imienia sprowadzi nieszczęście. Myślę, że panu Riddle bardzo odpowiada Imię Którego Nie Wolno Wymieniać. Jemu z pewnością bardzo podoba się wasz strach. Jest potężnym czarodziejem, nie przeczę, w pojedynku z nim, ani z którymkolwiek z jego bandy nie miałabym żadnych szans. To fakt. Faktem też jest, że ten czarodziej jest zbójem i mordercą niegodnym szacunku. I ma na imię Tom Riddle. Nie Czarny Pan, nie Lord Voldemort. Lord? Lord jest tytułem szlacheckim nadawanym za wielkie zasługi, honor i odwagę. Nadał sobie to imię, bo chciał być postrzegany jago dziedzic Czarnych Lordów, zwolenników czarnej magii minionych wieków. Jednak moi drodzy sama moc i chęć zniszczenia nie wystarczy żeby nazywać siebie Lordem. Oni walczyli i ginęli z honorem. Nawet, jeżeli ich walka była w imię czegoś, co dzisiaj nazywamy złem, to sposób, w jaki walczyli zasługuje na szacunek. Pożytek z historii polega, między innymi na tym, że widzi się różnice między panem Riddle i Czarnymi Lordami minionych epok. Po drugie, z historii pana Guiscarda wynika bardzo pouczający wniosek, że zwycięzców się nie ocenia, zwłaszcza tych, którzy walczyli po naszej stronie. Nie miło się wspomina, że nasze sztandary też nie są zupełnie białe? Znacie może kogoś, kto mimo braku dowodów siedzi w Azkabanie? A może słyszeliście o metodach przesłuchań, które stosują aurorzy, o torturach, rewizjach tylko, dlatego, że ktoś jest podejrzany? Nie potępiam tutaj nikogo tylko mówię o faktach. Może mi odpowiecie, że to wojna i takie metody są konieczne. Tylko, że walka pod białymi sztandarami zobowiązuje i nie wszystko jest dozwolone. Mogłabym zapytać się was, kto nienawidzi pana Riddle’a i chce przeciwko niemu walczyć. I może zgłosiłoby się wielu z was. Tylko, że to, co różni rycerza od zbója to fakt, ze ten pierwszy walczy o coś, a ten drugi przeciwko czemuś. Jeżeli waszą jedyną motywacją będzie nienawiść i chęć zemsty to niezależnie jak siebie nazwiecie i jak napiszą o was w podręcznikach będziecie podobni do pana Guiscarda. Wiecie już, zatem jaki jest sens nauki historii. Na następnej lekcji będziemy omawiali historię Hogwartu i jego założycieli. Proponuję wam mały turniej, nagroda pięćdziesiąt punktów. Znacie na pewno konflikt pomiędzy Salazarem Slytherinem a pozostałymi założycielami domów. Chcę żebyście przyjrzeli się dokładnie argumentom obu stron i spróbowali odegrać sytuację, jaka mogła się wtedy wydarzyć. Będziecie walczyć na słowa i argumenty. Kto mnie przekona do swoich racji wygrywa. Podczas przygotowań do turnieju radzę się przygotować nie tylko z podręczników, ale też z źródłowych, dostępne są w bibliotece. Proszę żebyście wybrali spośród siebie kapitanów drużyn. Oczywiście stronę Salazara Slytherina będzie reprezentował Dom Gryffindoru, a Godryka Gryfindora Dom Slytherina. W klasie rozległy się szepty oburzenia. - Jak to pani profesor? To nie będziemy bronić racji swoich domów? - Oczywiście, że nie! Po pierwsze to jesteście tutaj po to, aby burzyć schematy i uprzedzenia, a nie je umacniać. Po drugie, ja też muszę mieć jakąś zabawę i posłuchać jak męczycie się z czymś dla was trudnym. Historia to walka o prawdę i oczekuję tutaj dobrej bitwy.
*** Na Merlina! Prawie przebiłam Profesora. Nie podejrzewałam się o tak patetyczną mowę. Źle ze mną! Zabieram się do pracy. Z tego pergaminu zostały tylko resztki i jak mam interpretować to słowo....
*** 17 stycznia 829 rok Zamieć śnieżna szalała już trzeci dzień. Na dziedzińcu zamku nie było nikogo. Jednak gdyby ktoś był i mógłby zajrzeć do jednego z okien na parterze ujrzałby osobliwą scenę. W komnacie panował potworny bałagan. W rogu pokoju, na drewnianej ławie siedział starzec. Miał potargane siwe włosy, brudną szatę, wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w kamienną ścianę. Opuszczony przez przyjaciół, zapomniany przez wrogów mamrotał cicho formuły zaklęć, powtarzał składniki eliksirów. Brakuje mi jednego składnika. Mówią, że ten eliksir nie może istnieć. A jeżeli można go uwarzyć? Co stanie się ze światem magii? Gdzie popełniam błąd? Dziewięć kropli krwi smoka, siarka, liść cisu...Gdzie popełniam błąd? Gdyby świadek tej sceny znudzony patrzeniem na obłąkanego starca obejrzał się za siebie, zobaczyłby dwie postacie, które przed chwilą teleportowały się na dziedzińcu. - To tutaj? - Tak. Zróbmy to szybko. - A jeżeli już mu się udało? - Miejmy nadzieję, że nie. Ten eliksir nie może powstać. Tymczasem w komnacie starzec otworzył szeroko oczy. Zrozumiał. Podszedł do stołu i zaczął coś pisać. Hałas otwieranych drzwi oderwał go od pracy. - Nie możecie, ja właśnie.... - Avada Kedavra. Nie czuł bólu. Śmierć przyszła szybko. Tej nocy wieśniacy z pobliskiej wioski widzieli łunę płonącego zamku. ***
- Pyszne Albusie. Chętnie zjem jeszcze. Reiona nałożyła sobie drugą porcję kremowej bryły nugatu. - Chciałam ci podziękować. Za możliwość pracy tutaj, nie każdy by mnie przyjął po tym wszystkim. I za zaufanie. Nie wiem czy będę umiała coś pożytecznego zrobić dla Zakonu, ale będę robiła, co tylko mogę. - Ale zdajesz sobie sprawę, że w Zakonie jest kilku aurorów? – dyrektor mówił poważnym i cichym głosem. - Wiem. I współpraca z nimi wcale mnie nie zachwyca. Nie lubię fanatyków. Cały czas sobie wyobrażam jak celują we mnie różdżką. Aż ich ręce świerzbią. Białe psy. Już nie pamiętasz jak w zeszły roku na rozkaz ministerstwa nie zawahali się ciebie zaatakować? Dobrze, wiem, że jestem uprzedzona. Nie musisz mi mówić. Postaram się na nich nie zwracać uwagi. - Aż takie to dla ciebie trudne? - Aż takie. Ale to nie zmienia faktu, że możesz na mnie liczyć, w ramach moich skromnych możliwości działania.
|
|
ladyvaljean
Gość Opery
Samozwańczy Naczelny Kot Forum
Posts: 382
|
Post by ladyvaljean on Jan 31, 2008 12:22:42 GMT 1
*** Niektóre przepisy były strzeżone jak skarby smoków. Jeden z takich przepisów mam zapisany w notesie. Nie jest to, co prawda przepis na nieśmiertelność, sławę czy chwałę, ale na gulasz meksykański - enchiladas. Wygoniłam z kuchni skrzaty, dość już mam mdłych angielskich papek, które mi codziennie serwują. Przyszła pora na kawałek pysznego mięska. 30 dag chudej wołowiny 30 dag chudej wieprzowiny, 10 dag bekonu lub wędzonej szynki, 3-4 ząbki czosnku, 3 cebule, 30 dag pomidorów, 2 strąki zielonej papryki, po ½ szklanki białej i czerwonej fasoli, szklanka bulionu, łyżka suszonego oregano, pół łyżeczki mielonego kminku, 2 łyżki smalcu, 2-3 ostre papryczki chili, sól, pieprz cayenne. Wszystko jest. Kroję paski mięsa z taką samą dokładnością jak płuca jaszczurek dla profesora. Nie lubię jeść sama, ale trudno. Dla Albusa stanowczo za dużo chili, a Profesora nie zaproszę, bo by mnie wyśmiał. Nie to nie. Otwieram butelkę czerwonego wina. Ostatnie dni jesieni też potrafią być piękne. *** No to mamy problem. Spotkanie Zakonu trwa już trzecią godzinę, a ja jestem potwornie zmęczona i nie mogę nawet wyjść na chwilkę żeby zapalić. Siedzę w kącie i się nie odzywam, bo nie mam nic do powiedzenia. Z tego, co mówił Albus to Tom Riddle ma teraz dość potężną broń. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że ta broń to eliksir, a Profesor mówi, że go nie uwarzył i nawet nie zna jego składu. Wiemy tylko jak działa. Nie jestem ekspertem, ale z tego, co zrozumiałam to odpowiednik Niewybaczalnych tyle, że w postaci eliksiru. Przeźroczysty płyn bez smaku, może działać jak Avada, Imperius, albo Crucitatus w zależności od woli twórcy. Oczywiście informacje o smaku i konsystencji płynu nie pochodzą od ofiar. Skład tego zakazanego eliksiru znajduje się w Thesaurus Chemicus* Rogera Bacona - księdze, która do niedawna przebywała w dziale ksiąg zakazanych londyńskiego Instytutu Eliksirów I Antidotów Magicznych, ale po pierwszych wypadkach została przewieziona do Ministerstwa Magii. Teraz alchemicy ministerstwa próbują znaleźć antidotum. Profesor mówi, że życzy im powodzenia. Mówi też coś o partaczach i kociołkotłukach. Prawdopodobnie specyfik ten nie został jeszcze przetestowany na czarodziejach. Dwudziestu mugoli zginęło jednak wczoraj w małej wiosce w Walii, po tym jak zamaskowana postać wlała malutką fiolkę płynu do wodociągu. Jak już mówiłam mamy problem. Dodatkowo sytuację pogarsza fatalna atmosfera w Zakonie. Profesor i Moody skaczą sobie do oczu, Albus usiłuje przemówić im do rozsądku, a reszta siedzi cicho. I to miała być spokojna i cicha posada nauczyciela? Co ja tutaj robię?
- Ja tego nie uwarzyłem!!! Nawet na oczy tej księgi nie widziałem. - Myślisz, że ci uwierzę? Cholerny Śmierciożerco, zawsze uważałem, że Albus nie powinien ci ufać! Wszystko się zgadza. Eliksir, wykorzystanie czarnej magii. Może mi powiesz, że Sami-Wiecie-Kto nagle odkrył w sobie pociąg do kociołka i sam to uwarzył? Co? Tak się składa, że spośród jego lojalnych psów jesteś jedynym, który zna się na eliksirach. Jakiego dowodu wam jeszcze potrzeba? Profesor robi się sino biały na twarzy, zaciska zęby, zaraz.... - Alastorze! – Dyrektor nie przypomina już dobrotliwego czarodzieja, który niedawno częstował mnie nugatem, w jego oczach czają się drapieżne iskry. – Co, Albusie? Nie wmówisz mi, że on jest niewinny, nie tym razem! Jeżeli jest po naszej stronie to niech to udowodni! Niech znajdzie antidotum blokujące działanie tej substancji! - Ciekawe jak? Mówiłem, że w życiu tej księgi na oczy nie widziałem! Nie znam składu tej substancji, więc jak mam zrobić antidotum? To są eliksiry, tu jest potrzebna precyzja, a ty chcesz żebym zrobił antidotum na coś, o czy wiadomo, że jest bezwonne, przeźroczyste i działa jak niewybaczalne? Do tego potrzebna jest znajomość składników i magicznych formuł....Może gdybym miał tę księgę... - Ha! Przyznajesz się! Chcesz dostępu do księgi! Co chcesz jeszcze swemu panu uwarzyć? A może chcesz ją zniszczyć żeby nikt nie odkrył odtrutki na twoje mikstury? Nigdy jej nie dostaniesz! Powinienem już dzisiaj kazać cię aresztować, ale dam ci szansę, w końcu znalezienie lekarstwa jest teraz najważniejsze. Jeżeli w ciągu tygodnia znajdziesz antidotum pozwolę ci się wynieść do diabła. - To niedorzeczność Alastorze. Wiesz, że to niemożliwe!!!!
Nie mam siły już słuchać ich krzyków. Nikt nie wpadł na to, że ludzie z Instytutu Eliksirów są w stanie sprzedać wszystko i każdemu za odpowiednio duży worek galeonów? Niestety, kiedy w rozmowa osiąga pewien poziom decybeli, nie ma już sensu się odzywać.
***
Jaka jest moja Prawda? Jestem zmęczony. Po której stronie właściwie jestem, bo nie widzę między nimi większych różnicy? Czy raczej, kto jest po mojej stronie? Mam przynajmniej nadzieję, że zanim te głupki z Ministerstwa znajdą antidotum, Moody wypije o jedną szklankę przeźroczystego, bezwonnego płynu za dużo....
*** O ile poprzednia rozmowa była głośna i długa, to kolejna, odbywająca się w zacisznym gabinecie dyrektora, była krótka i cicha. - Nie osądzam cię Severusie i naprawdę nie wiem, co się stało. Chcę ci wierzyć. Teraz zresztą najważniejsze jest znalezienie antidotum. – Dyrektor też chyba był zmęczony dzisiejszym dniem, mówił powoli i spokojnie. - Ale bez księgi... - Księga jest w Ministerstwie. Niewiele ci mogę pomóc, ale cóż tutaj na tych pergaminach są plany ministerstwa. Nie pytaj się mnie skąd je wziąłem. Są na nich zaznaczone magiczne zabezpieczenia i ruchy strażników. - Zaraz, to oznacza, że.... - To nic nie oznacza. Nic nie wiem i wiedzieć nie chcę. Zrobisz, co uznasz za słuszne. Ja wiem tylko, że Voldemort jest teraz bardzo niebezpieczny, a my mamy bardzo mało czasu. *** Niech to gumochłon kopnie! Pomału przestaję cokolwiek z tego rozumieć. Jest noc, a ja próbuję uporządkować myśli i notatki. Kolejna szklanka rumu. Przydałaby się też cola, ale cóż przebywanie w świecie czarodziejów ma swoje wady. Rękopis jest wprawdzie nadpalony, ale można odcyfrować litery. Odtworzyłam teoretyczny przebieg reakcji na pergaminie i nic mi z tego nie wychodzi. Na oko to brakuje tu jakiegoś składnika. Czegoś co by sprawiło, że to zacznie ze sobą reagować. Ale zaraz. Jeżeli ten eliksir ma rzeczywiście takie działanie jak autor twierdzi, to może ktoś był zainteresowany tym żeby nie powstał i zmienił recepturę. Zaklęcia fałszujące stare rękopisy są dość trudne, ale znane. Podczas studiów uczyli nas jak badać czy pergamin nie jest sfałszowany. Oczywiście znaleźli się przedsiębiorczy studenci, którzy nie tyle sprawdzali prawdziwość pergaminu, co go tworzyli. Sprzedawali potem naiwnym starym wiedźmom prastare manuskrypty Solomona VI. Nie chodzi tu o zwykłe podrobienie pisma, jakie zna każdy uczeń, ale o zmianę struktury papieru, atramentu i charakteru pisma osoby piszącej tak, aby wszystko wyglądało jak autentyk. Potem rzuca się na wszystko zaklęcie chroniące od kurzu i wilgoci, i finito. Podczas próby autentyczności wychodzi tylko ostatnio rzucane zaklęcie reszta jest niewidoczna. Tak, to były złote czasy...Ale wracając do składu eliksiru. Sprawdziłam i wygląda na to, że nie rzucano na niego żadnych zaklęć. Poddaję się. Najgorsze jest to, że Profesor zupełnie mnie bojkotuje. Ja wszystko rozumiem, ma problemy, nie pasuje mu, że tu jestem. Niech mi daje szlabany, lubię ucierać korę, nawet ten opryskliwy ton jakoś zniosę, ale on mnie niczego nie uczy! Nawet nie wiem czy w ogóle czyta to, co mu przynoszę. Jest czwarta dwadzieścia i właśnie skończyły mi się papierosy. Idę spać.
*** Podczas gdy panna Reiona siedziała w swojej komnacie psując sobie wzrok i zatruwając się paskudnymi używkami, jakaś postać bezszelestnie opuściła budynek szkoły. Miotła oderwała się lekko od ziemi i po chwili czarna sylwetka znikła zupełnie na tle zachmurzonego nieba.
To jak, Draco? Naprawdę chcesz bronić teorii, że szlamy powinny uczyć się w Hogwarcie? - Jasne. Pokażę tej wrednej babie, że Slytherin zawsze wygrywa. Ale chyba nie uważasz, że uwierzę w te bzdury?
|
|
ladyvaljean
Gość Opery
Samozwańczy Naczelny Kot Forum
Posts: 382
|
Post by ladyvaljean on Jan 31, 2008 12:23:00 GMT 1
- Panie i Panowie! To jest walka. I jak każda walka wymaga precyzji, determinacji i koncentracji. Rapiery, muszkiety, zatrute strzały, eliksiry i różdżki, lecz ze wszystkich tych oręży najstraszliwsze jest słowo. Pierwsze cięcie, kapitan drużyny Gryffindoru Hermiona Granger. Magia jest wyróżnieniem, czyni nas wybrańcami. Sprawny unik. Kapitan drużyny Slytherinu Draco Mallfoy tnie powietrze. Magia jest wyróżnieniem dla wszystkich, którzy się z nią urodzili. Jest darem, który zobowiązuje. Szybki półobrót - demi volte- Magia to nie tylko moc, z którą możemy się urodzić, ale także dziedzictwo kulturowe, tradycja. Należy się potomkom tych, którzy ją tworzyli. Zaraz potem precyzyjne pchniecie – Hermiona wykonuje perfekcyjną stocattę - Żyjemy w czasie wojny, inkwizycja więzi, zabija i torturuje każdego, kto jest posądzony o używanie magii. Swąd spalonych ciał unosi się nad stosami ofiar. Mugole to wrogowie, których nie można dopuszczać naszych tajemnic. W powietrzu niemal słychać szczęk oręża. Draco wykonuje błyskawiczny obrót – volte – i zaraz potem uderza sprężystym atakiem – pass-wypadem przestawnym. Winą za wojnę są obarczeni w równym stopniu mugole, co czarodzieje. Adepci czarnej magii zabili wiele niewinnych ofiar. Odpowiedzialność po stronie świata magii jest może nawet większa, gdyż mugole postrzegają nas jako coś nieznanego i niezrozumiałego, a wiec groźnego. Mamy większą wiedzę i możliwości od nich. Ta wiedza to odpowiedzialność. Zamknięcie szkół dla dzieci mugolskiego pochodzenia spowoduje powiększeniem przepaści między światami czarodziejów i mugoli. Naszym celem jest pokojowa egzystencja obu światów, musimy, więc nasze działania ograniczyć do obrony.
*** To była dobra walka. Tylko, komu ja mam teraz przyznać punkty? Jestem w dość niezręcznej sytuacji. Stanowczo nauczyciele powinni precyzyjnie określać kryteria ocen przed rozpoczęciem sprawdzianu. Podobało mi się jak walczył Draco. Ten chłopak ma instynkt drapieżnika. Mam wrażenie, że nie wierzył w ani jedno słowo, jakie mówił, ale ani przez chwilę się nie zawahał. Jest trochę zbyt chaotyczny i brakuje mu koncentracji, ale to można wyćwiczyć. Hermiona była z kolei dobrze przygotowana i precyzyjna, ale brakuje jej instynktu. I komu ja mam przyznać punkty? Pięćdziesiąt punktów dla... Slytherinu!
*** Zapach pracowni eliksirów jest wszędzie taki sam. Mieszanka stęchłego odoru lochów z ferią różnych substancji, które przez wiele lat unosiły się z kipiących kociołków i jak osad wżerały się w kamienne ściany i drewniane stoły. Ten zapach w połączeniu z półmrokiem i chłodem tworzy niepowtarzalną atmosferę tajemnicy, która jak dym unosi się w powietrzu i mami alchemika obietnicą odkrycia potęgi, co wnętrze siły świata w jedno sprzęga. Profesor zamknął się w swoim królestwie i coś warzy. Powiedziałam mu, że mam takie samo prawo jak on tu pracować. Spróbuję sama przeprowadzić pierwszą próbę. Przyjdę wieczorem, musimy się w końcu jakoś podzielić tym lochem. Nie obchodzi mnie, że mu się to nie podoba. Kiedy w końcu zabieram się do pracy siedzi w kącie i coś czyta, nie chce mnie tu samej zostawić. Co jakiś czas rzuca mi spojrzenie wściekłego bazyliszka, ale się nie odzywa. Rozprasza mnie to i irytuje, ale nie dam się, mam na dzisiaj pracę i ją skończę. Kiedy w końcu chcę wychodzić patrzy mi w oczy i pyta: - Czemu się pani tak uwzięła na te eliksiry? Co takiego ciekawego jest w kociołkach i szklanych buteleczkach? - Czemu Eliksiry? Sama nie wiem. Po co ja w ogóle rozmawiam z tym gburem? I tak go nie obchodzi, co powiem. - Od początku moją pasją była historia magii, a eliksirów zaczęłam się uczyć z powodów czysto pragmatycznych. Lubię mieć worki galeonów, wyścigowe miotły, szaty najlepszych krawców. Alchemia to chyba najprostszy sposób, żeby w świecie magii dobrze zarobić. Antidota, kosmetyki magiczne, eliksiry, nie wspomnę już o tych zakazanych. Poza tym najłatwiej jest znaleźć pracę, do machania różdżką nie potrzeba asystenta. Potem się okazało, że warzenie doskonale mnie odpręża i wycisza. To jak medytacja, nie myślę już o niczym innym, zostaję tylko ja i kociołek. Podoba mi się też to, że eliksir ma w sobie coś z rękodzieła. Magia za pomocą różczki jest zbyt ulotna, nienamacalna, warząc mam wrażenie, że to ja sama tworzę i mam kontrolę nad tym, co powstaje...Tylko, po co ja to panu w ogóle mówię? To, czemu lubię eliksiry nie ma najmniejszego znaczenia, bo jestem historykiem magii. Żegnam. Kiedy zamykałam za sobą drzwi nie usłyszałam nawet do widzenia. Jestem na siebie wściekła i wstyd mi, że mnie tak wzięło na zwierzenia. Co go to w ogóle obchodzi? Nadęty bałwan, nawet nie powiedział słowa, nic mi nie pomógł, chociaż widział jak się męczę.
*** Kolejną noc nie mogę zasnąć. Moja praca posuwa się do przodu w tempie żółwia bez nóg. Czyli prawie wcale. Martwię się też o Draco. Dzisiaj na zebraniu Zakonu mówili, że jego ojciec jest z bandy Riddle’a i on też się prawdopodobnie do nich przyłączy. Szkoda chłopaka. Jest inteligentny i ma potencjał, ale jeszcze nic ze świata nie rozumie. Miał w życiu za lekko i taktuje świat jak wielki plac zabaw. Nie wie, w co się pakuje, nawet Albus chyba dawno położył na nim kreskę. Szkoda. Byłby dobrym rycerzem. Chociaż? Gdyby go tak trochę utwardzić? Może jeszcze nie jest za późno? Czyżby odzywała się we mnie dusza pedagoga? Ech, muszę rozprostować kości, mam tylko nadzieję, ze nie wpadnę na profesora. Na szczęście w zamku jest zupełnie pusto. Zapalam papierosa, jak dobrze... Chwileczkę, ktoś idzie. Nie mam teraz ochoty na kłótnie. Zaraz, tu jest schowek na narzędzia, powinnam się zmieścić... I tak siedząc na jakiś szmatach, pomiędzy wiadrem i zepsutą miotłą usłyszałam rozmowę, której nie powinnam była słyszeć.
*** - Więc znalazł antidotum, Albusie? - Tak. Mam w gabinecie pierwsze próbki. - Wiesz, że z Ministerstwa zginęła księga? Jutro napiszą o tym w Proroku. - Tak? Ciekawe... Tylko czy to teraz takie ważne? - Oczywiście! Stała czujność! A jeżeli to był on? Mam nakaz aresztowania, dobrze wiesz, że on jest Śmierciożercą! - Był Śmierciożercą, nie zapominaj o tym! Poza tym teraz jest nam potrzebny żeby uwarzyć odpowiednią dawkę eliksiru... - Nie możemy ryzykować! Zresztą już za późno, złożyłem już raport w Ministerstwie, teraz tylko od nich zależy, kiedy po niego przyjdą. - Nie zgadzam się na to. Nie teraz. - Nie możesz już nic zrobić. Jeżeli ogłosisz, że jest członkiem Zakonu to nas zdekonspirujesz. Poza tym, jeżeli masz rację to i tak Voldemort by go wtedy zabił...
Siedziałam jeszcze długo w ukryciu zanim zdołałam otrząsnąć się z szoku i uporządkować myśli. Drżącymi rękami zapaliłam papierosa. Nie teraz...? Cholera, w co ty grasz, Albusie?
***
Po śniadaniu miałam jeszcze chwilę czasu, więc zajrzałam do “Proroka Codziennego”, żeby się upewnić, że wczorajszy wieczór nie był tylko snem. Niestety. Na pierwszej stronie. “...Z Ministerstwa Magii został skradziony Thesaurus Chemicus – księga zawierająca Tajne i Bardzo Niebezpieczne Zaklęcia. Aurorzy Ministerstwa są na tropie przestępcy, prawdopodobnie jednego ze sług Sami-Wiecie-Kogo. Nie możemy podać szczegółowych informacji ze względu na dobro sprawy...” Co tu jest grane? Przejrzałam pozostałe artykuły żeby przekonać się, że świat ciągle się jeszcze kręci. O, to jest ciekawe, chociaż nie ma w ogóle związku ze sprawą. “ W przyszłym miesiącu odbędzie się wystawa sławnych klejnotów czarodziejki Kirke. Naszyjnik, kolczyki i bransolety wykonane są ze szmaragdów i złota, ich wartość szacuje się na około milion galeonów. Oczywiście nieoceniona jest też sama historyczna wartość klejnotów, Kirke miała je na sobie podczas spotkania z Odyseuszem. Podczas trwania całej wystawy zostaną zachowane wszelkie środki ostrożności, w nocy wystawa strzeżona będzie w Banku Gringotta...” Zawsze uwielbiałam Kirke, jest jedną z moich ulubionych postaci historii magii, tajemnicza uwodzicielka, która przez rok przetrzymywała na swej wyspie króla a jego towarzyszy zamieniła w wieprze Z przyjemnością zobaczę wystawę. Jeżeli do tego czasu będę jeszcze tutaj uczyła...
*** Być może, mimo całej swej kobiecej przewrotności, Reiona nie potrafiła ukrywać uczuć tak dobrze jak się jej wydawało. Być może Albus Dumbledore potrafił zauważyć więcej sekretów niż myślała. Kiedy wszyscy odeszli już do swoich zajęć, a ona siedział wciąż przeglądając obojętnie kartki Proroka, poczuła czyjąś obecność za plecami. - Jesteś zła, Reiono? - Nie jestem zła, tylko smutna, Albusie. Trudno się traci ideały. - O czym ty mówisz? – zapytał dyrektor z wyraźną troską. - O niczym. Ciekawa jestem tylko, czy łatwiej się sprzedaje szpiegów niż rycerzy? - Skąd wiesz? - Nieważne, może jestem Wiedząca? Wiesz, powinieneś zostać aurorem. - Musisz mnie zrozumieć. Nie wszystko jest takie proste, to nie jest wykład historii. To jest wojna, a na wojnie są ofiary. - To jest proste. Przepraszam cię, ale muszę już iść.
*** Dzisiaj to już na pewno nie zasnę. Cholera. Co mam robić? Myśl, Reiona, myśl! A gdyby tak...? Może gdyby Profesor nie był takim draniem i gburem to łatwiej byłoby mi coś wymyślić. Muszę coś zrobić, chcę wiedzieć, jakiego koloru są moje sztandary. Tylko, że ja nie jestem rycerzem, tylko nauczycielem. Kolejny papieros, przeglądam machinalnie Proroka. Widzę tylko jedno wyjście... Wsypałam garść złotego proszku do kominka. – Pancracio? To ważne. Po chwili w płomieniach ukazała się głowa. – Reiona, ciebie chyba bogin pogryzł! Wiesz, która jest godzina? - Wiem. - Niech zgadnę? Masz kłopoty. - Nie mam. Jutro będę miała, ale za to poważne. Mam też dla ciebie interesującą propozycję. Porozmawiamy jak się teleportujesz w okolice szkoły. - W porządku. Daj mi godzinę. - Dobrze, ja też muszę jeszcze coś zrobić.
|
|
ladyvaljean
Gość Opery
Samozwańczy Naczelny Kot Forum
Posts: 382
|
Post by ladyvaljean on Jan 31, 2008 12:23:23 GMT 1
Staram się iść jak najciszej, ale echo niesie moje kroki po szkolnych korytarzach. Teraz naprawdę nie mogę nikogo spotkać. Mam nadzieję, że to te drzwi. - Alohomora! – Zaklęcie otwiera mi drogę, która prowadzi prosto w kłopoty...
*** “Szlachetna gra posiada otchłanie, W których szlachetna dusza często przepada” Dawny mistrz niemiecki*
Profesor nie mógł zobaczyć postaci, która skradała się bezszelestnie po szkolnych korytarzach, bo w tym samym czasie szedł w stronę Zakazanego Lasu. Lata pracy szpiega nauczyły go instynktownie wyczuwać nadchodzące niebezpieczeństwo. I właśnie ten niepokój nie pozwolił mu zasnąć tamtej nocy...
Wszystko jest w porządku. W takim razie, co oznaczał ten artykuł? Skoro Albus dał mi mapę, to wiedział, jakie będą tego konsekwencje i mógł coś z tym zrobić. Tylko, co? Czego ja się właściwie spodziewałem? Spokojnie. Artykuł jeszcze nic nie oznacza. W takim razie, dlaczego czuję za sobą oddech dementorów? Dlaczego jakiś wewnętrzny głos mówi mi: uciekaj, uciekaj i nie oglądaj się za siebie? Spokojnie, Albusowi można chyba ufać. Z drugiej strony dla nich zawsze będę ohydnym Śmierciożercą, zdrajcą, który nie wart jest złamanego knuta. Dla Czarnego Pana z kolei jestem tylko niewolnikiem, sługą, nigdy towarzyszem broni w walce o potęgę. Nie wart tego żeby mu służyć. Tylko czy ktokolwiek jest tego wart? Przede wszystkim trzeba się uspokoić, myśleć rozsądnie, wrócić do zamku i zobaczyć jak sytuacja się rozwinie. Spokojnie.
*** Podobno, kiedy się jest bardzo zmęczonym nie pamięta się snów. To nieprawda. To był bardzo dobry sen... Czarodziejka siedzi na kamiennym tarasie swojego pałacu. Starannie obiera pomarańczę i mruży lekko oczy zmęczone blaskiem popołudniowego słońca. - Więc, dzisiaj odpływasz Odyseuszu? Pamiętaj o mojej przestrodze i strzeż się śpiewu syren. Ich głos omami twoją duszę i otworzy drzwi Hadesu. - Wieje południowy wiatr. To będzie dobry rejs. - Wiem. Wracaj do swojej Itaki, każda historia ma swój początek i koniec. Szmaragdowa bransoletka odbija się zielonymi refleksami. Czarodziejka uśmiecha się.
*** - No, to się zaczęło - pomyślał Albus Dumbledore, kiedy dwie postacie weszły do jego gabinetu. Kiedy wchodził do Wielkiej Sali usłyszał za sobą głos Severusa. - Musimy porozmawiać! To bardzo pilne. - Nie teraz. Po śniadaniu. - Ale Księga...
*** Śniadanie przebiegało tak jak zwykle, jednak w powietrzu można było wyczuć napięcie. Uczniom i nauczycielom mogło udzielić się zdenerwowanie dyrektora, niepokój Mistrza Eliksirów, lub zmęczenie nauczycielki historii. Nie dane im było jednak skończyć szybko posiłku i wrócić do swoich zajęć, bo do sali weszło dwóch aurorów. Albus Dumbledore odwrócił głowę, żeby nie widzieć spojrzeń nauczycieli. Severus Snape zrobił się jeszcze bledszy niż zwykle i pomyślał, że teraz już wie jak czuje się wilk w potrzasku. Nie było już sensu uciekać. Nie potrzeba już był dowodów jego winy, jego tatuaż wystarczył, aby każde oskarżenie skończyło się dożywociem w Azkabanie. - Mamy informacje, że na terenie szkoły znajduje się przestępca, sługa Sami-Wiecie-Kogo, który kilka dni temu ukradł Księgę Thesaurus Chemicus z budynku ministerstwa. Ciszę, jaka zapanowała w Sali przerwał głos Reiony. - Macie niepełne informacje. Osoba, która zabrała księgę rzeczywiście jest w zamku, ale nie jest ona sługą Toma Riddle. “Głupia kobieta” - pomyślał Severus. – “Nic już nie zmieni swoimi naiwnymi wyjaśnieniami, może tylko pogorszyć sprawę.” - Proszę pani, mamy dowody na działalność przestępczą podejrzanego – w głosie młodego aurora słychać było zniecierpliwienie. - A ja mam dowody niewinności tej osoby. Czy brak mrocznego znaku panom wystarczy? – Reiona podwinęła rękaw bluzki i podniosła rękę, tak, aby wszyscy mogli ją zobaczyć. Ze spojrzeń nauczycieli, uczniów i aurorów można było wyczytać, że nie zrozumieli jeszcze, o co chodzi. Tylko mistrz eliksirów spojrzał na Reionę lodowatym spojrzeniem. Zaczynał rozumieć jej plan. - Ja zabrałam księgę z Ministerstwa. Popełniłam błąd i poniosę odpowiedzialność. Thesaurus Chemicus był mi potrzebny do badań i nie widziałam innej możliwości na zdobycie go. Jednak zapewniam panów, że nie mam żadnego związku ani z Tomem Riddle, ani z nikim z jego bandy. - To jakaś pomyłka, mamy inne informacje. Jeżeli to pani zabrała księgę to gdzie ona teraz jest? - Tutaj – powiedział dostojny czarodziej, wchodząc do sali. - Nazywam się Pancracio Tambernero, jestem adwokatem pani Reiony i to ja mam księgę. Wszyscy świadkowie tej sceny jednocześnie odwrócili głowy w jego stronę. Gdyby w tym momencie srebrny smok wylądował na środku sali z pewnością wywołałby mniejsze zdziwienie. Pancracio Tambernero był jednym z najbardziej skutecznych, drogich i zarazem nielubianych adwokatów czarodziejskiego świata. Nigdy jeszcze nie przegrał żadnej sprawy, ale jego metody i reputacja jego klientów budziła spore wątpliwości natury etycznej. Podobno kiedyś na pytanie “Żonglera” czy zgodziłby się bronić Sami-Wiecie-Kogo, odpowiedział, Że owszem, ale nie sądzi, że pana Riddle na niego stać. - Zaraz po kradzieży moja klientka poczuła wyrzuty sumienia - kontynuował czarodziej, kiedy widzowie otrząsnęli się z pierwszego szoku. - Ale bała się sama zgłosić do ministerstwa. Wezwała mnie, abym pomógł jej oddać księgę. Gdyby nie ta zupełnie niepotrzebna wizyta, Thesaurus Chemicus już dzisiaj wróciłby do Ministerstwa. - To niemożliwe – powiedział auror najwidoczniej nieprzekonany do tej wersji wydarzeń. – Nasze informacje mówią wyraźnie, że kradzieży dokonano z rozkazu Sami-Wiecie-Kogo. W takiej sytuacji oskarżona musi być przesłuchana za pomocą veritaserum. - Nie musi. Zgodnie z paragrafem 621 Kodeksu Wykroczeń Magicznych, jeżeli oskarżony sam przyznaje się do winy nie ma potrzeby stosowania veritaserum. - W takim razie musi udać się z nami do ministerstwa i do czasu ogłoszenia wyroku przebywać w więzieniu. - Po raz kolejny są panowie w błędzie. Zgodnie z paragrafem 802 tegoż samego kodeksu, jeżeli psychiczny bądź fizyczny stan zdrowia oskarżonego nie pozwala na izolację więzienną ma on prawo do opieki uzdrawiaczy. Paragraf ten stosuje się z wyłączeniem spraw zagrażających dobru państwowemu. Skoro sprawa przynależności mojej klientki do Śmierciożerców została już wyjaśniona... - Pan chyba oszalał, pana klientka wygląda na zdrową!!! - Po raz trzeci muszę stwierdzić, że panowie się mylą. Mam tu oświadczenie biegłego uzdrawiacza, z którego wynika, że panna Reiona cierpi na zaburzenia psychiczne, polegające na braku możliwości jasnej oceny sytuacji, brak samokontroli i neurotyzm. - To oświadczenie musi być potwierdzone przez uzdrawiaczy ze Świętego Munga! - Oczywiście. Do tego czasu moja klientka pozostanie na obserwacji w szpitalu. Osobiście dopilnuję, żeby dzisiaj się tam znalazła. Czy mają panowie jeszcze jakieś zarzutu? - To jest jakiś absurd! Ministerstwo na to nie pozwoli. - Wszystko jest zgodne z prawem i to o ile mi wiadomo to jest ważne, a nie zdanie Ministerstwa. Ostatnie zdanie musiało chyba wyprowadziło aurorów z równowagi, bo bez słowa wyszli z Sali. - My też chyba musimy iść, Reiono – powiedział adwokat łagodnym tonem – Czekają na nas w Świętym Mungo.
*** Nie wiem ile czasu tu leżę, ani jakie eliksiry mi podali. Opadam w dół, coraz głębiej i głębiej, w niekończącą się przepaść. Jak Alicja spadająca w głąb króliczej nory. Świat wiruje mi przed oczami. Para buchająca z kociołka, szmaragdowa bransoletka czarodziejki Kirke, Robert Guiscard walczący pod Amins, gdzie ja jestem? Jest mi niedobrze. Co oni mi podali?
*** - Jak się czujesz? - Fatalnie. Boli mnie głowa i jestem wyczerpana. Teraz opowiadaj. Już po wszystkim? – Tak. - Jesteś niezrównany. Nie wiem jak tego dokonałeś. - Nie było łatwo. Gdybyś nie była taka uparta i zgodziła się wszystkiemu zaprzeczyć to znalazłby się jakiś winny. Ryzykowałaś trzy lata Azkabanu. - Miałam ciebie, więc nie ryzykowałam. No może trochę. Mów proszę jak ci się to udało. - Metody najprostsze są najskuteczniejsze. W tym przypadku metody były dwie. Pierwsza to mały worek galeonów dla uzdrawiacza, który rozpoznał u ciebie oznaki przemęczenia, zaburzenia samokontroli i niemożność odróżnienia dobra od zła. Druga metoda to duży worek galeonów dla sędziego, którego ten wniosek przekonał. W chwili kradzieży nie zdawałaś sobie sprawy z tego, co robisz, byłaś owładnięta chorą obsesją napisania pracy. Możesz już wracać od szkoły. Swoją drogą, to warto było widzieć miny tych aurorów, którzy przyszli cię aresztować, kiedy ogłoszono wyrok. - Dalej jesteś zainteresowany moją propozycją? – Oczywiście, księżniczko. To dość ryzykowny plan, ale jeżeli twoje informacje są prawdziwe, to może nam się udać.
|
|
ladyvaljean
Gość Opery
Samozwańczy Naczelny Kot Forum
Posts: 382
|
Post by ladyvaljean on Jan 31, 2008 12:23:43 GMT 1
Chcę teraz odpocząć. Zamknąć się w swojej komnacie sama, wypić kawę z wanilią, zapalić papierosa i nie oglądać nikogo. Strugi deszczu, które uderzają w okno nie pozwalają mi zasnąć i dodatkowo wzmagają ból głowy. Słyszę pukanie do drzwi. Tylko tego mi teraz brakowało. Kto tym razem przychodzi mnie pognębić? Albus i Profesor, a któżby inny? - Tak się cieszę, że wszystko dobrze się skończyło, witaj w domu Reiono! – Dyrektor wyciąga do mnie ręce. - Chcę tylko pani oznajmić, że nie potrzebowałem pani pomocy, ani łaski. To było zwyczajną głupotą! Profesor przesadził. Nie powinien był tego mówić. Nie teraz, kiedy boli mnie głowa i ciągle mam mdłości po eliksirach ze Świętego Mungo. Spokojnie Reiona, tylko spokojnie. - Też się cieszę, że wróciłam Albusie. A teraz, jeżeli pozwolisz to chcę zamienić słówko z Profesorem na osobności. - Oczywiście. Będę czekać na ciebie w gabinecie wieczorem. Jeden ruch różdżką i pokój jest zabezpieczony zaklęciem silencio. - Myśli pani, że przyszedłem podziękować? - Tego by wymagało dobre wychowanie, ale nie spodziewałam się tego po panu. - I słusznie. Nie potrzebuję pani pomocy, ani łaski. - Aż tak panu się panu śpieszy w ramiona dementorów? - To jest moje życie i moja sprawa! - Jest pan w Zakonie i to również sprawa Zakonu. A teraz proszę mnie posłuchać uważnie i nie przerywać. Jest pan gburem i chamem. Jeżeli ktoś ratuje panu skórę z Azkabanu to naprawdę wypada powiedzieć dziękuję... - Nie potrzebowałem... - Proszę mi nie przerywać! Zrobiłam to, co musiałam dla Zakonu, nie dla pana. Tak trzeba było zrobić. Taka była moja rola. Czy się to panu podoba, czy nie - to jest pan w stadzie, a w stadach ludzie stają nawzajem w swojej obronie. Więc proszę teraz iść do swojego laboratorium i uwarzyć sobie Eliksir Pokory i Dobrego Wychowania. Mam dość taktowania mnie w ten sposób! - O jakim stadzie pani mówi? Jakoś stadne instynkty nie przeszkadzały Dumbledore’owi... - Proszę zostawić dyrektora w spokoju! Zrobił, co musiał zrobić. Jakie miał wyjście? Zdekonspirować Zakon i pozwolić panu umrzeć z honorem z rąk Riddle’a? Przywilejem polityków jest wybieranie mniejszego zła. Poza tym jakby się pan nie pchał do tej czarnej bandy, to Albus nie musiałby teraz pana ratować! - A pani musiała odegrać swoją rolę bohaterki? - Nie umiemy sobie radzić z długiem, Profesorze? Co? Ciąży nam i się denerwujemy? Więc proszę teraz grzecznie ten dług spłacać. Po pierwsze, to niech pan zacznie od traktowania mnie i mojej pracy poważnie. Po drugie, nie życzę sobie żadnych uszczypliwych uwag. Po trzecie, to proszę się zacząć zwracać do mnie po imieniu. Wszyscy nauczyciele tak się do siebie zwracają, taki jest w szkole zwyczaj. A to ostentacyjne “proszę pani”, jest śmieszne i świadczy o tym, że nie traktuje mnie się tu jak nauczyciela tylko jak przybłędę. Mnie naprawdę nie obchodzi czy w dzieciństwie zdechł ci chomik, czy koledzy byli niedobrzy. Proszę się nie zachowywać jak dziecko. Wszyscy wokoło chyba powariowali i pozwalają na takie zachowanie. “Bo biedny Severus jest dziwakiem, jest inny i trzeba mu odpuścić”. Tylko tak się składa, że ja nie zamierzam traktować nikogo jak dziwaka i wymagam żebyś się zaczął zachowywać jak dorosły. Przynajmniej dopóki znajdujesz się w tym samym stadzie, co ja. Odpuść sobie, Severusie! Teraz boli mnie głowa, zwracam każdy posiłek, jaki zjem i jestem słaba. Więc żegnam. Oczekuję bardziej profesjonalnej pomocy w mojej pracy. Spotkamy się jak napiszesz konstruktywne sprawozdanie z komentarzami do mojej pracy. Żegnam! Profesor podczas mojej przemowy stawał się siny z wściekłości. Już miał wychodzić, kiedy zawahał się przez chwilę przy drzwiach i powiedział, już łagodniejszym tonem. - Jesteś bardzo naiwna. A co jeżeli w tym stadzie nikt by twojej skóry nie uratował? To znaczyłoby, że pomyliłaś strony? - Nie, to by znaczyło, że pomyliłam światy... A teraz żegnam. Chcę odpocząć.
Dawno się tak nie zdenerwowałam. Poniosło mnie trochę, ale należało mu się. Zapalę papierosa i spróbuję poczytać Odyseję. Może mnie to uspokoi.
*** Kiedy wieczorem wróciłam z rozmowy z dyrektorem, przed moimi drzwiami leżała buteleczka z eliksirem. Była do niej przyczepiona karteczka “Stosować na ból głowy i kłopoty z żołądkiem. Cztery krople przed zaśnięciem”.
***
“ Od przyjaciół Boże chroń, z wrogami sobie poradzę”
- Panie Malfoy!! Co ma znaczyć ten napis?? “WARIATKA I ZŁODZIEJKA” – Biała farba na kamiennej ścianie chyba wystarczająco dobrze mówiła, co znaczy napis i kogo dotyczy. Puszka z farbą trzymana przez Goyle’a i pędzel trzymany przez Malfoya dodatkowo zdradzały autorów napisu. Autorzy najwidoczniej nie wiedzieli o zwyczaju wieczornych spacerów profesor Reiony, patrzyli więc na nią osłupiali, zdając sobie sprawę z braku możliwości ucieczki. - Ciekawe, co Opiekun waszego domu na to powie? Zaraz będziecie mieli okazję się przekonać. Za mną. Na szczęście nie obudziłam jeszcze Profesora, chociaż było już po północy. - Profesorze! Tych dwóch panów jest, jak sądzę, z twojego domu. Z pewnością chętnie ci opowiedzą, co robili na korytarzu o tak późnej porze. - Na Merlina! Czy to nie może poczekać do jutra? - Niech ci opowiedzą i sam ocenisz, Profesorze. - Więc, co się stało Draco? Chłopak stał, wciąż trzymając pędzel w dłoni, był nie tyle przestraszony, co wściekły, że mu się nie udało. - Słucham! - wrzasnął Snape. - Eee.. Więc my, pomalowaliśmy kawałek korytarza.... - Powiedz lepiej, w jaki sposób pomalowaliście. Taki duży napis, na pewno chcieliście, żeby wszyscy go zobaczyli. Pochwalcie się teraz profesorowi, co to za napis. - Napisaliśmy... Wariatka i złodziejka – chłopak mówił ściszonym głosem. - Jak sądzę ten napis mnie dotyczył? Patrz na mnie, Malfoy, kiedy do ciebie mówię i odpowiedz! Cisza. - Tak, pani profesor – wyszeptał w końcu. - I co ty na to profesorze? Twarz profesora stała się blada jak kreda, a usta zacisnęły się, tworząc wąska kreskę. - Sześćdziesiąt punktów od Slytherinu!!! A teraz bierzcie kubły z wodą, szczotki i zmywać to!!! Jak skończycie, macie tu wrócić i dowiecie się o dalszych konsekwencjach.
- I co, zadowolona jeste,ś Reiono? Sama tego chciałaś. Mogłaś się spodziewać, jakie będą konsekwencje tygodniowego pobytu u Świętego Mungo. - Spodziewałam się. Z etycznego punktu widzenia można by potraktować ich wybryk jako walkę o wolność słowa, w końcu nie napisali niczego, co by nie było w ich mniemaniu prawdą. Mam na tyle dystansu do siebie, żeby nie brać takich napisów zbyt osobiście. - To, co zrobili było niedopuszczalne! - To było nieuprzejme. Jednak może się to okazać na swój sposób pożyteczne... Mam pomysł jak można by ich dodatkowo ukarać... Zależy mi też żebyś im powiedział, że taka była moja prośba.
*** Aby dokonać zmiany jakiegoś elementu trzeba go najpierw odseparować od innych elementów układu. I z tobą, Draco, właśnie tak zrobimy. Trzeba cię najpierw pozbawić twojej świty. Kiedy będziesz musiał sobie radzić z całą szkołą bez ich pomocy i sam się bronić, trochę cię to utwardzi. Chytry plan, tylko nie taki prosty do zrealizowania. Ale pierwszy rozłam już został wykonany. Podczas gdy Goyle dostał trzytygodniowy szlaban u Hagrida (osobiście poproszę o jakąś brudną pracę dla niego), Draco nie dostał żadnej dodatkowej kary. Dobre czasy się dla was skończyły. Zawarłam sojusz z panią Norris, i każdy wybryk tej trójki zostanie mi zameldowany. Konsekwencje będą zawsze surowe, jednak nigdy w stosunku do Malfoya. Pragnienie sprawiedliwości, przynajmniej w stosunku do siebie samego, jest jedną z najsilniejszych potrzeb. Jak długo można znosić kary i upokorzenia, kiedy ich pomysłodawca i współuczestnik nie ponosi żadnych konsekwencji? Czy ja nie jestem podła?
*** Teleportacja jest jedną z największych zalet czarodziejskiego świata. Malutkie ośmiorniczki jeszcze dzisiaj rano pływały spokojnie w ciepłych wodach Pacyfiku, a już po południu smażą się w moim kociołku. Chrupiące plasterki białego mięsa trzeba jeszcze polać sokiem z cytryny. Nalewam kieliszek białego wina. W ich smaku czuję słońce i sól oceanu.
*** Ona nie zadaje pytań. Właściwie to cały czas milczy, krojąc, ucierając i mieszając składniki z idealną precyzją. Pracę z nią można by niemal uznać za znośną. Z uwarzeniem tego eliksiru będzie jednak pewien problem. Brakuje jednego składnika. Trzeba wiedzieć nie tylko, czego brakuje, ale i w jakiej ilości i w którym momencie należy ten składnik dodać. Tak patrzy się na problem z punktu widzenia mistrza eliksirów. Jednak, jeżeli ma się jakiekolwiek pojęcie o magii, to wie się również, że ta substancja nie może istnieć. To sprzeczne z podstawowymi prawami magii. Powiedziałem jej to. Odpowiedziała, że w takim razie trzeba znaleźć ten składnik, uwarzyć miksturę i udowodnić eksperymentalnie, że eliksir nie działa. Jeszcze nigdy nie przygotowywałem czegoś, co nie istnieje. Mam też wrażenie, że ona nie mówi mi wszystkiego. Wydaje mi się, że na kartach pergaminu z przepisem na ten eliksir brakuje kilku linijek.
*** - Nigdy nie śpisz Reiono? – powiedział Profesor, co oznaczało: Nigdy nie mogę mieć już chwili spokoju, podczas moich nocnych spacerów. - Niech zgadnę, skończyły się papierosy, Profesorze? Nie widzę błękitnej mgiełki. Proszę, mam jeszcze jednego. Wypalimy go po połowie, mój heroizm i poświęcenie też ma swoje granice. Podaję Profesorowi zapalonego papierosa i nie mówimy już o niczym.
|
|
ladyvaljean
Gość Opery
Samozwańczy Naczelny Kot Forum
Posts: 382
|
Post by ladyvaljean on Jan 31, 2008 12:24:03 GMT 1
*** Sytuacja w szkole zaczyna wracać do normy. Musiałam wprawdzie jeszcze kilka razy odjąć punkty za aluzje do mojego stanu psychicznego, ale po jakimś czasie wszystko się uspokoiło. Profesor traktuje mnie z wymuszoną uprzejmością, ale chyba mi to odpowiada. Nie wchodzimy sobie w drogę. Trochę mnie zmartwiło, kiedy powiedział, że eliksir nie może istnieć, ale ja i tak swoje wiem. Wierzę, że potęga magii buchającej z parującego kociołka przekracza granice ludzkiej wyobraźni. Oddałam Profesorowi rękopis pergaminu, ale oczywiście troszeczkę poprawiony, to znaczy bez formuł magicznych. W końcu nie są mu potrzebne do odtworzenia receptury, a jeżeli to coś da się stworzyć to lepiej żebym tylko ja wiedziała jak to zrobić. Mohairowy płaszcz przestaje mi już wystarczać. Z każdym dniem robi się coraz zimniej, dni stają się coraz krótsze. Zamakam oczy i wiem, że gdzieś tam ponad ciężkimi deszczowymi chmurami świeci słońce.
*** - To, co? Idziemy, Vincent? Gregory? - Sam sobie idź, Draco! Dlaczego to nam ma się znowu oberwać za twoje pomysły? Jesteś nietykalny, co? Pamiętasz, co powiedział Snape? Kamara osobiście prosiła żebyś nie dostał żadnego szlabanu. Ciekawe jak twój tatuś ci to załatwił? - Masz rację Vincent. Mi się też znudziły szlabany u Hagrida. Cholera jasna, złoty chłopak profesor Kamary, jak ona cię nazwała? Nowa nadzieja historii magii? - Dajcie spokój! Nienawidzę jej. Nie widzicie, że ona to robi specjalnie? Głupki... - No, tylko nie głupki, cwaniaczku. I wiesz, co? Jak następnym razem będziesz mieć problemy to idź sobie do Kamary, albo wyślij sowę do tatusia.
*** Na kamiennej ścianie w pracowni eliksirów wyrzeźbiony jest wąż. Wygląda groźnie, w założeniu artysty miał chyba być symbolem podstępnych złowrogich sił. Kiedy na niego patrzę nie mogę powstrzymać się od śmiechu. - Mogę wiedzieć, co jest takie śmieszne? – zapytał Profesor chłodnym głosem. - Ten wąż... - Wąż jest symbolem domu Slytherinu, nie rozumiem, co... - Tak wiem, ale ten wąż wygląda tak strasznie złowrogo. Śmieję się, bo niektóre symbole są interpretowane tak powierzchownie. Czy wiesz Profesorze, że wąż jest też symbolem mądrości, odradzającego się życia i uzdrawiania? W pewnych kulturach wąż jest też postrzegany jako symbol płodności, w niektórych plemionach kobiety oswajały węże i nosiły je na szyi, aby urodzić zdrowe dzieci. Nie wspomnę już o symbolu węża Kundahili oznaczającego łączność ziemi z niebem, przebudzenie i duchową odnowę. A ten tutaj wygląda jakby miał się na mnie rzucić i pożreć. Dlatego się śmieję. Przypomniałam też sobie lwa Gryffindoru. Ciekawe, czy Godryk Gryffindor wiedział, że lwy są z natury leniwe, a w stadach na łowy wyruszają tylko samice. Jak widzisz, Profesorze, symbolika jest czasem bardzo przewrotna i nie wszystko jest takie jak się wydaje.
*** Ciemne bezksiężycowe noce od wieków były sceną w teatrze spisków, intryg i morderstw. Tamtej wietrznej i pochmurnej nocy nikt nie zauważył ciemnego kształtu, który przemykał się bezszelestnie po ulicy Pokątnej. Zanim rozpocznie się polowanie, warto dokładnie zbadać teren. Przez chwilę światło latarni odbiło się w czarnych okrągłych oczach stworzenia, lecz już po chwili cień zniknął w gałęziach drzew. “ Czyż ta chwila nie napawa pana rozkosznym drżeniem? Czyż nie czuje się pan jak myśliwy? Co by się stało z tym dreszczem, gdyby był tak suchy i lakoniczny jak rozkład jazdy? ” A. Conan Doyle Dolina Trwogi
Praca nad znalezieniem receptury eliksiru wreszcie ruszyła do przodu. Może to nawet lepiej, że Profesor uważa nasze zadanie za niemożliwe do realizacji. W ten sposób nie zastanawia się nad ewentualnymi konsekwencjami sukcesu. Myślę, że za kilka tygodni można będzie wykonać pierwsze próby. Żeby to uczcić wybrałam się na wystawę klejnotów Kirke. To dziwne, ale te klejnoty teoretycznie nie mają żadnych magicznych właściwości. O ile nie traktujemy piękna jako rodzaju magii. Wystawa jest teraz chyba najlepiej strzeżonym miejscem w Anglii. Nie wiedziałam, że jest aż tyle magicznych zabezpieczeń. Trochę tylko szkoda, że trzeba je oglądać zza grubej szyby, o ile piękniej by wyglądały na ciele pięknej czarnowłosej czarodziejki wpatrującej się w statek odpływający z południowym wiatrem. Och Kirke, co byś powiedziała gdybyś zobaczyła swoje szmaragdy za grubą szybą w zimnej Anglii?
*** Zasiane ziarno zaczęło kiełkować. Bardzo dobrze. Crabbe i Goyle byli dzisiaj u Profesora. Poskarżyli się, że mają już dość takiego traktowania, mają dość szlabanów i drwin. Poprosiłam Profesora, żeby im przekazał, że jeżeli chcą coś zrobić z tą sprawą to mają mi złożyć skargę na piśmie. Ciekawe, że Profesor nie domyśla się, co zamierzam zrobić. Chociaż może się domyślił tylko mu to nie przeszkadza, kto tam wie, co siedzi w głowie Mistrza Eliksirów. Mam już to ich podanie. Pomijając fakt, że jest pełne błędów ortograficznych, proszą mnie żebym bardziej sprawiedliwie ich oceniała i oświadczają, że za wszystkie wybryki jest odpowiedzialny Draco Malfoy. Nie mam do nich żalu, jednak są mi teraz potrzebni, więc szlabany z Hagridem się jeszcze nie skończą. Draco się wścieka i mnie prowokuje, żeby też zostać ukarany. Skoro tak bardzo chce to proszę bardzo, ale to będą szlabany u mnie, oczywiście dużo krótsze niż kary pozostałych dwóch panów. Tylko co można robić na szlabanach w gabinecie historii magii? Nie mam pojęcia, nigdy takich szlabanów nie miałam, ale coś wymyślę. Dzisiaj na lekcji zauważyłam, że Draco ma podbite oko. Bardzo, bardzo dobrze.
*** Nikt nie mógł usłyszeć rozmowy, która toczyła się w tamtą wietrzną, pochmurną noc. Nikt też nie mógł zobaczyć twarzy dwóch postaci, które jak cienie przemykały się po ulicy Pokątnej. - Myślę, że możemy zaczynać. Wszystko przygotowane? - Tak. A jeżeli Dumbledore ci nie uwierzy? - Uwierzy. Zawsze mi wierzył.
*** To irytujące, kiedy ktoś mnie poucza jak warzyć eliksiry w moim własnym laboratorium! - Nie, jeszcze nie, Profesorze. To trzeba dokładnie zetrzeć. O tak. Tu pisze wyraźnie zetrzeć, a nie przeżuć. - Nie pouczaj mnie! Zawsze musisz być tak nieznośnie dokładna? Czy ty w ogóle miałaś z czymkolwiek w szkole problemy, czy zawsze byłaś taka irytująco perfekcyjna? - Szczerze mówiąc, to byłam średnim uczniem. Największe kłopoty miałam z Obroną Przed Czarną Magią. Zawsze uważałam, że najlepsza obrona przed czarną magią to staranie się jej unikać. W praktyce kończyło się to na omijaniu zajęć z Obrony, co nie zawsze miało dobre skutki. Nie znoszę, kiedy się we mnie celuje różdżką, ani innym przedmiotem mogącym mi zrobić krzywdę. Mam wtedy odruch oddalania się w bezpieczne miejsce, albo wzywania na pomoc kogoś z gatunku mojego przyjaciela Pancracio. - Tylko, że to nie zawsze jest możliwe... - Wtedy pozostaje już tylko mieć szczęście, Profesorze.
*** - Nienawidzę pani! - Twoje prawo Draco mnie nienawidzić. Rozpoznawanie wrogów i przyjaciół jest pierwszym krokiem do zwycięstwa, więc gratuluję ci świadomości własnych uczuć. Nie zmienia to jednak faktu, że teraz masz u mnie szlaban i będziesz robić, co ci każę. Właściwie to jesteś pierwszą osobą, która ma u mnie szlaban i muszę coś ciekawego dla ciebie wymyślić... Jestem dzisiaj zmęczona po ciężkim dniu, a muszę się przygotować do jutrzejszych zajęć, więc poczytaj mi. Powinno ci się spodobać. “Mag”* Salazara Slytherina, zacznij tutaj: rozdział XIX, “W jaki sposób należy unikać ściągania na siebie pogardy i nienawiści”. Draco czytał niechętnie, cichym monotonnym głosem, każdym zdaniem pokazując mi jak bardzo mnie nienawidzi. “ Popada Mag w pogardę, gdy uważa się go za zmiennego, lekkiego, zniewieściałego, tchórzliwego i wahającego się, tego, więc powinien wystrzegać się, jak żeglarz rafy i usilnie starać się, by w jego czynnościach wiedziano wielkość, dzielność, powagę i siłę, a co tyczy prywatnych spraw poddanych, dążyć do tego, by jego wyrok był nieodwołalny i by on sam wyrobił sobie wśród ludzi taką opinię, żeby nikt nie pomyślał o oszukaniu go, ani o podejściu”. Po godzinie czytania uznałam, że na dzisiaj wystarczy. - Nie chcesz tutaj być? Mogę skrócić twój tygodniowy szlaban. Słyszałam, że słabo grasz w szachy. Ja też nie najlepiej gram, jeżeli mam być szczera. Proponuję ci więc układ. Zagramy. Jeżeli wygrasz, obiecuję dać spokój tobie i twoim przyjaciołom, jeżeli przegrasz - ty, Vincent i Gregory macie tydzień szlabanu dłużej. To jak wchodzisz w to? W oczach chłopaka pojawił się niebezpieczny błysk. Co prawda słyszałam, że on dobrze gra w szachy, ale nie powiedziałam mu, że ja gram bardzo dobrze. Wynik gry nie był trudny do przewidzenia. - Pani mnie oszukała! Pani wcale nie gra słabo! - Cieszę się, że mnie doceniasz, Draco. Tata cię nie ostrzegał, że nie należy ufać kobietom? Więc lekcja pierwsza: Nie oceniaj przeciwnika według jego deklaracji. Postanowiłam, że będziemy grać codziennie, dopóki nie wygrasz. Wtedy dam wam spokój. - Wiem dokładnie, czego pani chce! Pani chce mnie pozbawić wszystkiego: przyjaciół... - Czego? Przyjaciół? Ty nie masz przyjaciół, Draco. Nie liczysz chyba tych dwóch przerośniętych osiłków? Popatrz, co mi ostatnio napisali. Wyparli się ciebie jak tylko zaczęły się kłopoty. Masz poczytaj sobie, jakich masz przyjaciół!
|
|
ladyvaljean
Gość Opery
Samozwańczy Naczelny Kot Forum
Posts: 382
|
Post by ladyvaljean on Jan 31, 2008 12:24:21 GMT 1
Chłopak wpatrywał się tępo w kartkę, w jego oczach było widać dziką wściekłość, ale... Chyba też coś zaczynało się w nim łamać. - Pani jest potworem! Teraz wszystko rozumiem! Nie podoba się pani, że Czarny Pan odzyskuje moc i że ja... - Tylko nie potworem, potwory są brzydkie i odrażające. A teraz posłuchaj mnie i nie przerywaj. Jest mi zupełnie obojętne, jakiego koloru będą twoje sztandary, czarne, białe, czy nawet różowe, ale chcę żebyś dokonał świadomego wyboru strony. Dla mnie i tak zawsze będziesz uczniem, z którym chętnie gram w szachy. Zrobisz, co zechcesz ze swoim życiem, tylko zrób to świadomie. Możesz już iść. Przekaż też swoim, jak to powiedziałeś, przyjaciołom, że mają tydzień szlabanu dłużej. Jutro o tej samej porze masz być w moim gabinecie. I chcę żebyś ze mną wygrał.
*** Od czasu wypadku z Thesaurus Chemicus spotkania Zakonu stały się trudne do zniesienia. Na szczęście Moody przestał zaszczycać je swoją obecnością, ale to wcale nie oznaczało, że kłopoty się skończyły. Wczoraj w banku Gringotta ktoś prawdopodobnie usiłował dokonać włamania. Celem napadu mogły być klejnoty Kirke. Strażnicy udaremnili kradzież, ale złodziej uciekł, gubiąc po drodze maskę Śmierciożercy. Może nie było by w tym nic dziwnego, ale nasz szpieg twierdzi, że Riddle o niczym nie wie i nie planował takiej akcji. Podobno sam był wściekły i rzucał na wszystkich Cruciatus. Tak twierdzi Profesor, tylko, że jego pozycja szpiega została ostatnio trochę nadwerężona. Nie wierzy mu już ani Riddle, podejrzewając chyba, że to on a nie alchemicy Ministerstwa uwarzyli antidotum i ani prawie nikt w Zakonie. Jak ja nie lubię takich spotkań.
*** Gabinet dyrektora ma w sobie kojącą atmosferę ciepła i bezpieczeństwa. Zapach pasztecików z dyni unosi się w powietrzu, drażniąc moje podniebienie. Mniam. Tak, chętnie zjem jeszcze. Jak zwykle. - Jestem w trudnej sytuacji, Reiono. Naprawdę nie wiem już, komu mam wierzyć...Cieszę się też, że nie jesteś już na mnie zła za to, co się stało z księgą... - Oczywiście, że nie jestem Albusie. Przyznam, że mi się to nie podobało, ale rozumiem to. Zrobiłeś to, co musiałeś zrobić. - Tylko czy Severus to rozumie? Wiem, że poczuł się zdradzony po tym jak zobaczył w szkole aurorów... - Daj mu czas Albusie. - Ja nie mam czasu, Reiono! Nie wiem czy mu wierzyć. Gobliny nie ufają ministerstwu, Knot od lat chce położyć rękę na pieniądzach banku Gringotta, a teraz czują się zagrożone ze strony Voldemorta, więc poprosiły Zakon o pomoc. Muszę wiedzieć czy rzeczywiście Śmierciożercy planują ten atak. - Chcesz znać moje zdanie? Daj Severusowi czas, odsuń go zarazie od tej sprawy. Jak sam kiedyś powiedziałeś niektóre rzeczy czasem nie mają znaczenia. Nawet, jeżeli teraz kłamie, to spróbuj go zrozumieć. Odsuń go od tej sprawy i rób to, co uważasz za najlepsze. - Może masz rację. Tylko czy można ufać komuś, kto zdradził? - Chcesz powiedzieć, że nie wiesz czy ufać komuś, kogo sam zdradziłeś?
***
Czasami zupełnie nie rozumiem uczniów. Jak można w taki zimny i pochmurny sobotni poranek trenować quidditcha? Nie lepiej się wyspać? - Obserwujesz trening? – za sobą słyszę głos Profesora. - Nie, zastanawiam się, dlaczego oni latają teraz na deszczu zamiast wylegiwać się jeszcze w ciepłych łóżkach. - Czyżby było jeszcze coś, oprócz obrony przed czarną magią, z czym perfekcyjna Reiona Kamara sobie nie radziła? - Zaraz, że sobie nie radziłam. Nie lubiłam quidditcha i tyle. W drużynie nazywali mnie “tłuczek”, bo ciągle ktoś na mnie wpadał. Nie czuję przyjemności, kiedy podczas lotu ktoś chce mnie zrzucić z miotły, albo coś mi zabrać. Co innego latanie po otwartej przestrzeni, ponad chmurami, w blasku słońca. Lubię się ścigać i chyba nawet nieźle mi to wychodzi. Nie dałbyś mi rady, Profesorze! - Tania sztuczka. Chcesz mnie podpuścić na jakieś głupie wyścigi? - Jaka sztuczka? Twierdzę tylko, że szkoda, że się nie pościgamy, bo miałabym szanse wygrać. Wiem, że nie chcesz i tyle. Poza tym nie wyobrażam sobie poważnego, nadętego Profesora na miotle ponad chmurami. Cisza. - Proszę przygotować miotłę, dzisiaj po północy.
Całe szczęście, że przestało padać. Startujemy na trzy. Raz... Dwa... Miotła Reiony ze świtem poderwała się do lotu. - Oszustka! – Miotła profesora wystartowała zaraz po niej. - Proszę mnie nie rozśmieszać! Slytherin będzie mnie uczciwości uczył!
Nikt nie mógł zobaczyć dwóch postaci szybujących ponad chmurami w tę zimną noc. Dwie postacie widziały natomiast piękny księżyc w nowiu i niebo pełne gwiazd.
* tekst pochodzi z “Księcia” Machiavellego. Przerobiłam w nim słowo “Książę” na “ Mag” i idealnie mi się wpasowało w filozofię Salazara Slytherina.
*** “Czym jest Prawda? Prawda jest Prawdą. Niczym więcej i niczym mniej. Prawda jest faktem” E. Stachura, Z wypowiedzi rozproszonych.
- Słyszałeś coś? - Zdawało ci się. - Posłuchaj. Coś tu jest. Czujesz ten zapach? Cisza. Szmer łapek biegnących po kamiennych schodach. - Co to jest, na Merlina? Cień błyskawicznie rzucił się na jednego ze strażników i wbił małe ostre ząbki w jego rękę. - Zdejmijcie to ze mnie!!!! Cień uskoczył gwałtownie i zniknął w ciemności. Przez chwilę tylko wydawało się strażnikom, że widzieli czarne okrągłe oczy świecące w mroku i koniec ogona znikający za rogiem korytarza.
*** Albus Dumbledore siedział na wygodnym fotelu w swoim gabinecie i wpatrywał się w płomień kominka. “Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie”, jak mawiał pewien mugol. Dopóki podąża się drogą prawdy, wszystko jest jasne i słuszne. Łatwo jest ufać, jeżeli samemu nie zawiodło się niczyjego zaufania. Jednak czasem trzeba dokonywać wyboru mniejszego zła. Severus już mi nie ufa. Najlepszym źródłem informacji o nim jest teraz Reiona. Tylko, że ona też nic nie wie. Chciałbym mu wierzyć, ale jego wersja jest pozbawiona sensu. Kto inny mógłby chcieć włamać się do banku Gringotta? Wczoraj w nocy znowu ktoś zaatakował. Strażnicy widzieli tylko cień przemykający się w mroku. Z ran zadanych jednemu z nich uzdrowiciele wnioskują, że było to stworzenie z rodziny małpiatek, na szczęście nie magiczne. Małpiatek? W Anglii? To nie ma sensu. Zgodziłem się żeby Zakon pomagał ochraniać bank podczas wystawy. Wyznaczono dyżury i każdej nocy strzec go będzie dodatkowo dwóch członków zakonu. A jeżeli Severus nie kłamie? Trudno jest ufać, kiedy samemu zawiodło się zaufanie.
|
|
ladyvaljean
Gość Opery
Samozwańczy Naczelny Kot Forum
Posts: 382
|
Post by ladyvaljean on Jan 31, 2008 12:24:38 GMT 1
*** Chwilami traciłam już nadzieję. Godziny pracy, stosy zapisanych pergaminów, nieudane próby... Nareszcie chyba jednak coś mamy. - To jest to. - Jesteś pewien, profesorze? - Gdybym nie był pewien nie byłbym Mistrzem Eliksirów. Alchemicy mylą się tylko raz. - Dwa razy. Pierwszy raz jest, kiedy wybierają ten zawód. - Stary żart. I mało zabawny. – Profesor spojrzał na mnie poważnie. - W każdym razie można będzie teraz przeprowadzić próbę z użyciem wszystkich składników i formuł i udowodnić, że cała ta praca była niepotrzebna, bo eliksir nie działa. Zadowolona jesteś? - Absolutnie tak profesorze. I pamiętaj, że nie ma rzeczy niemożliwych. - A ty ciągle z tym profesorem! Czemu ci tak zależało żebym ci mówił po imieniu skoro dalej zwracasz się do mnie w ten sposób? - Bo mnie uczysz. A nauczycielom należy się szacunek. Zwróć też uwagę, że zmieniłam trzecią osobę liczby pojedynczej na drugą. *** - Goniec na trzy de, szach. Znowu przegrałeś, Draco. Ale było już trochę lepiej. Chłopak wpatrywał się ze złością w pola szachownicy. - Dlaczego pani to robi? - Nie wiem. Może dlatego, że mnie to bawi. Może dlatego, że cię lubię i chcę żebyś nauczył się myśleć i walczyć. A co uczy tego lepiej niż szachy? Jutro przyjdź o tej samej porze. *** Trochę się boję ciemnych korytarzy i przenikliwego zimna, przed którym nie ochroni mnie nawet najcieplejszy płaszcz. Niedługo będzie pełnia i zgłosiłam się na zastępstwo za Remusa podczas dyżuru w banku Gringotta. Jak tam musi być zimno. Ale teraz nie ma już odwrotu. Muszę wierzyć, że wszystko będzie dobrze, w końcu mam w życiu szczęście. *** Kolacja na zamku była bardziej uroczysta niż zwykle. I dłużej niż zwykle się ciągnęła. Severus Snape patrzył nerwowo w kierunku wyjścia, ale nie wypadało tak po prostu wyjść, jeszcze nie teraz. Ile to jeszcze może trwać? Kiedy w końcu dotarł do swojego lochu zobaczył małą karteczkę wetkniętą w drzwi. “Profesorze czekam na wieży astronomicznej. Coś jeszcze zostało do zrobienia z eliksirem.” O co jej może chodzić? - Co takiego ważnego się stało? - Nic. Znudziła mnie dzisiejsza kolacja i przypomniałam sobie, że jeszcze nie uczciliśmy rozwiązania zagadki tego eliksiru. - Nie ma czego świętować. - Ocena tego chyba do mnie należy. Poza tym picie w samotności to pierwszy krok do alkoholizmu. Proszę usiąść. Tu są kieliszki. Przyniosłam żmijówkę własnej produkcji. Profesor siada obok mnie i powoli sączy trunek. Cisza. Dobrze jest czasem pomilczeć. - Nigdy o nic nie pytasz? Ludzie zazwyczaj przy takich okazjach zadają masę niepotrzebnych pytań. - Nie ma, o co pytać. Miałabym zapytać, czemu jesteś takim gburem albo, czemu przyłączyłeś się do Riddle’a? Tylko, po co? Nie tak trudno sobie wyobrazić ambitnego, zamkniętego w sobie dzieciaka, który nic nie rozumie ze świata i którego nikt nie docenia. I nie tak trudno sobie wyobrazić jak temu dzieciakowi ktoś pokazuje bramę do drzwi chwały i potęgi “by ujrzeć mógł wszechsprawczą moc i ziarno i w słowach grzebać nie musiał na darmo”. Cisza. - Mogłabyś zapytać, czemu ten dzieciak zdradził swojego mistrza. - Znowu nie ma sensu o to pytać. Można sobie wyobrazić dzień, w którym ten dzieciak zobaczył, że został oszukany, mamiony złudzeniami, że jest sługą i nie ma żadnej chwały, są tylko kałuże krwi. Cisza. - A teraz jest szlachetnym obrońcą białej strony? – w głosie Profesora słychać ironię. - Nie. Teraz jest zmęczonym, zgorzkniałym rycerzem, który zgubił gdzieś po drodze zbroję, sztandar i poczucie humoru. Cisza. - A jaka jest twoja Prawda, Reiono? - Moja? Ja jestem złą czarownicą, która mówi prawdę, kiedy powinna kłamać i kłamie, kiedy powinna mówić prawdę, i wiecznie pakuje się w kłopoty. Jestem też kiepskim partnerem do rozmowy, bo wolę milczeć niż odpowiadać na pytania, na które nie ma dobrych odpowiedzi. Cisza. - A wiesz Profesorze, że powinieneś się wstydzić, że tu teraz ze mną siedzisz. Nie wiem czy wiesz, ale jestem szlamą. - Znaczy się czarownicą mugolskiego pochodzenia? - Tak to się oficjalnie nazywa. Tylko jedno z moich rodziców było czarodziejem. - Istotnie potwornie się wstydzę – powiedział Profesor ironicznie i nalał sobie następny kieliszek żmijówki. Cisza. - O! Proszę popatrzeć Profesorze, widać już gwiazdozbiór Oriona. Zima idzie. Ale, chyba musimy już iść. Zmarzłam potwornie. - Późno już. Przynajmniej nikogo nie spotkamy na korytarzu. *** Chyba można już zaczynać. Każda historia kiedyś się kończy. Myślę, że mogę to tutaj uwarzyć. Mam wszystkie składniki, kociołek, formuły. Zrobione. Teraz pergamin i różdżka. Dobrze, to zaklęcie powinno wystarczyć. Mam jeszcze godzinę, potem zaczynam dyżur w banku Gringotta. Trzeba będzie jeszcze odwiedzić w zamku kilka miejsc. - Alohomora! Wszystko przygotowane. Nalewam gotową miksturę do kryształowego pucharu. Trzeba to teraz tylko wypić. Eliksir ma gorzkawy smak migdałów. Palę pergamin z recepturą i starannie myję puchar. Teraz trzeba spakować plecak i mogę zaczynać. Różdżka, noktowizor, ładunki wybuchowe, paszport, liny... Nie mogę się teraz pomylić. - Jesteś wreszcie Reiona! Już myślałem, że nie przyjdziesz. Zaraz, co ty robisz? Czemu wyciągnęłaś różdżkę? - Drętwota! Biegnę przed siebie przez ciemne korytarze. Eliksir chyba działa, skoro jeszcze żyję. Gdzie teraz? Jestem jak Tezeusz w labiryncie, tylko brak mi Ariadny, która zostawiłaby mi złotą nić. Na te drzwi nie działa Alohomora. Trudno, trzeba będzie użyć ładunku. Huk. Ciemność. Gdzie teraz? Biegnę przed siebie przez niekończące się korytarze labiryntu. Moje życie to labirynt pytań bez odpowiedzi. Zanim strażnicy zauważyli ciało leżące na kamiennej podłodze, mały czarny kształt wymknął się bezszelestnie z budynku. Zwierzątko trzymało w zębach czarny zamszowy woreczek. EPILOG Pierwsze promienie porannego słońca oświetlały londyńskie lotnisko Stansted, kiedy samolot z hukiem oderwał się od pasa startowego. Z okien kabiny pierwszej klasy zmęczona postać obserwowała znikający w dole Londyn. Już po wszystkim. Teraz można zasnąć. Jeszcze jedna przesiadka w Mexico City i zobaczy brzeg oceanu. Teleportacja w obecnej sytuacji nie wchodzi w grę. Jeszcze tylko kilka godzin. *** “A więc jednak jej się udało” - pomyślał Severus Snape i uśmiechnął się do siebie. – “Uwarzyła sobie ten eliksir. Ten, który nigdy nie powinien był istnieć. Dawał całkowitą ochronę przed magią, przy jednoczesnej możliwości z jej korzystania. Dawał odporność na wszystkie zaklęcia i blokował wszystkie magiczne zabezpieczenia. Co by się stało ze światem czarodziejów gdyby ktoś się dowiedział, że on istnieje? Na szczęście Reiona przezornie zatarła za sobą wszystkie ślady jego istnienia.” - Nie Albusie, nie wiem jak to się stało - powiedział Snape, przyznając w duchu, że oklumencja jest bardzo przydatną dziedziną magii. W świecie czarodziejów wrzało, ale ściganie po świecie czarodziejki, która nie używa magii i umie zacierać za sobą ślady, było jak szukanie igły w stogu siana. Kiedy Mistrz Eliksirów wrócił w końcu do swojego gabinetu, zobaczył małą paczuszkę leżącą na biurku. Paczuszka zawierała zapalniczkę z wyrzeźbionym wężem połykającym własny ogon. Wąż miał oczy zrobione ze szmaragdów. Po chwili zauważył, że paczuszka zawierała także list. Witaj Profesorze! Jak już mówiłam, nie ma rzeczy niemożliwych. Każda historia ma też swój początek i koniec. Dbaj o Draco, on jest teraz w Twoim stadzie i lepiej żebym się nie dowiedziała, że przyłączył się do Riddle’a. Jego szlabany szachowe przechodzą teraz do Ciebie. Zostawiam Ci jeszcze jeden prezent, ale niestety nie możesz go zobaczyć. Uważaj na siebie, szpiegu. M.S. - M.S. Kto to jest, na Merlina, M.S.? *** Popołudniowe słońce zalewało wąskie kamienne uliczki starego miasta. W małej kawiarence siedziały dwie postacie. Jedną z nich była niska czarodziejka o kasztanowych włosach. Drugą był dostojny, elegancko ubrany czarodziej. - Cieszę się, że już po wszystkim, Pancracio. Jeżeli mam być szczera to trochę się bałam. Poza tym nienawidzę lotów międzykontynentalnych. - Ja też się cieszę, Mary. - Pancracio, proszę cię, nie nazywaj mnie Mary Sue! - Ale ty tak masz na imię, księżniczko i jak to lubisz mawiać, pod tym imieniem zapamięta cię historia. - Moi rodzice byli dobrymi ludźmi, ale imię wybrali mi okropne. Już wolę, kiedy nazywa się mnie Reiona. Wiesz, trochę mi żal szkoły... Chyba polubiłam nauczycielstwo. - Nie żartuj sobie. Nie wyobrażam sobie ciebie pracującej przez dwadzieścia lat w jednej instytucji. Mogę ci zadać jedno pytanie? - Oczywiście. - Czy gdybyś nie miała w perspektywie klejnotów Kirke, to też byś tak chętnie ratowała Severusa? - A czy ty byś mi pomógł, gdybym ci nie zaoferowała połowy ich wartości? Czarodziej zaśmiał się. - Moja droga, na pewne pytania nie ma odpowiedzi. - Właśnie. Więc po co pytasz? - Mary pokaż, co masz na ręce! Miałaś sprzedać wszystko pośrednikowi, z którym cię umówiłem! Jak możesz tak ryzykować?! - Wybacz, ale nie mogłam się powstrzymać i zostawiłam sobie bransoletkę. Ona mnie po prostu zaczarowała. - Czasami jesteś jak dziecko. Brak mi słów na coś takiego. Czarodziejka wpatruje się w fale oceanu. Wieje południowy wiatr. Taki sam jak wtedy, kiedy Odyseusz opuszczał skalistą wyspę. Szmaragdowa bransoletka odbija się zielonymi refleksami. Czarodziejka uśmiecha się. *** - Dwadzieścia punktów od Slytherinu! I szlaban u mnie przez tydzień. - Ale panie profesorze... Dlaczego? - Dlatego, że bycie w tym lepszym domu zobowiązuje, Draco! *** Do niektórych ksiąg w bibliotece Szkoły Magii w Hogwarcie nie zagląda się przez setki lat. Właśnie w jednej z takich ksiąg Reiona zostawiła kawałek pergaminu. Świetnie podrobiony dokument był sprawozdaniem z działalności Zakonu Feniksa i był podpisany przez samego Alastora Moody’ego. Zaświadczał w nim, że niejaki Severus Snape osobiście uwarzył antidotum na truciznę Riddle’a i podkreślał ogromne zasługi wyżej wymienionego jako szpiega. Niepodważalny dokument historyczny. Niestety, kiedy dokument zostanie odnaleziony, żadna z wymienionych postaci nie będzie już żyła. Szkoda. Warto by wtedy zobaczyć minę aurora. W końcu nigdy nie wiadomo, jakie źródła historyczne są prawdziwe, kiedy historycy magii zbyt sprawnie posługują się różdżką... KONIEC
|
|