Post by rosa on Sept 15, 2007 16:06:42 GMT 1
Prolog
Transylwania, pocz¹tek XIX wieku
Burza szala³a ju¿ od kilku godzin, otaczaj¹c swym mrocznym p³aszczem ca³¹ okolicê. Tylko w zamku na wzgórzu z kilku okien jarzy³o siê œwiat³o.
W komnacie pali³y siê wszystkie œwiece oœwietlaj¹c szerokie ³o¿e i pochylon¹ nad nim kobietê.
- Jeszcze chwila i zobaczy Pani swoje dziecko.
Krzyk zag³uszy³ dalsze s³owa.
- Ju¿ nie mogê.
- Proszê wytrzymaæ. Sylvie, s³yszy mnie Pani?
- Tak…
Napiê³a wszystkie miêsnie. W koñcu rozleg³ siê tak upragniony p³acz.
- To ch³opiec.
- Dave…
***
20 lat póŸniej
- Nie to niemo¿liwe! – Dave krzycza³ z wœciek³oœci i bezsilnoœci.
- Nie mam w¹tpliwoœci. – g³os doktora by³ stanowczy – To epidemia cholery.
- Czy moja ¿ona umrze?
- Tego nie wiem. – lekarz wzi¹³ torbê i wyszed³ na korytarz.
Hrabia osun¹³ siê bezw³adnie na posadzkê.
- Nie pozwolê jej umrzeæ. – ukry³ twarz w d³oniach.
- Oczywiœcie.
Dave podskoczy³. Mia³ wra¿enie, ¿e szept rozleg³ siê nad jego g³ow¹. Odwróci³ siê i zamar³ w bezruchu. Nad nim sta³ wysoki i szczup³y mê¿czyzna odziany w czarn¹ pelerynê.
- Kim jesteœ? – m³odzieniec zerwa³ siê na równe nogi.
- Odpowiedzi¹ na twoje modlitwy. – nieznajomy uœmiechn¹³ siê ciep³o – Jeœli tylko zechcesz, dam ci moc, dziêki której uratujesz swoj¹ ¿onê.
-A co mia³bym daæ ci w zamian? – hrabia spojrza³ na przybysza podejrzliwie.
Uœmiech nieznajomego sta³ siê jeszcze szerszy.
- Powiedz, ¿e chcesz ¿yæ wiecznie.
- Chcê…
Nieznajomy przysun¹³ siê nieznacznie i jednym ruchem wbi³ siê w szyjê m³odzieñca. Dave poczu³ piekielny ból. Poczu³ jak mrok przes³ania mu wzrok i ogarnia jego duszê. Bezw³adnie osun¹³ siê na ziemiê…
Gdy odzyska³ przytomnoœæ w pokoju nikogo nie by³o. Zauwa¿y³ le¿¹c¹ obok kopertê. Rozerwa³ j¹ i wyci¹gn¹³ krótki list.
Od tej chwili tak jak ja jesteœ wampirem. Dziêki ugryzieniu sta³eœ siê nieœmiertelny i innych mo¿esz czyniæ nieœmiertelnymi. Ale pamiêtaj, ¿e gdy bêdziesz piæ do koñca dana osoba umrze. Na koniec dam Ci kilka wskazówek:
Nie wychodŸ w dzieñ, bo s³oñce Ciê zabije. Unikaj krzy¿y, œwieconej wody, czosnku i osikowych ko³ków. I uwa¿aj by nie wzbudzaæ podejrzeñ.
Dave czu³ siê, jakby ktoœ okrutnie zakpi³ sobie z niego.
- Wiêc jestem wampirem? – ta myœl ko³ata³a siê w jego g³owie. Gdy min¹³ pierwszy szok poczu³ ulgê. Teraz móg³ ocaliæ sw¹ ukochan¹ Emilie. Z trudem stan¹³ na nogi i powlók³ siê do komnaty ¿ony.
- Niech Pan nie wchodzi hrabio! – pokojówka stanê³a mu na drodze.
- Zdoby³em lekarstwo.
- Ju¿ go nie potrzebuje. – minê³a go bez s³owa.
Hrabia poczu³ ból wype³niaj¹cy jego serce. Zawiód³ teraz, gdy wreszcie móg³ zatrzymaæ j¹ przy sobie na zawsze. Poczu³ ³zy sp³ywaj¹ce po policzkach. Star³ je d³oni¹ i skierowa³ siê w stronê pokoju, gdzie spa³ jego synek. Drugi raz nie spóŸnij siê. Gdy wszed³ do pokoju dziecko spokojnie spa³o. Pochyli³ siê na ko³ysk¹. Rozleg³o siê ciche kwilenie, lecz po chwili zapanowa³a cisza.
- Kocham ciê…
I. List
Anglia, 2005r.
Lilith przebieg³a przez dziedziniec. Mija³a kolejne korytarze szko³y zastanawiaj¹c siê czemu dyrektorka wezwa³a j¹ do siebie. Przecie¿ ostatnio by³a bardzo grzeczna. No dobra. To ona podla³a kaktusy octem, ale w sumie to nie by³a wielka szkoda. Wreszcie zatrzyma³a siê przed gabinetem Pani Potts. Nieœmia³o uchyli³a drzwi i zajrza³a do œrodka.
- WejdŸ Lilith. – dyrektorka skinê³a rêk¹. By³a starsz¹, siwiej¹c¹ kobiet¹ o stanowczej, ale te¿ przyjaznej twarzy.
- Nie wiem, co siê sta³o, ale tym razem to nie ja. – Lil usiad³a na krzeœle.
- Przyszed³ do Ciebie list. – wyci¹gnê³a z szuflady biurka kopertê.
- I dlatego mnie Pani wezwa³a? – na twarzy dziewczyny odbi³o siê zdumienie.
- To nie jest zwyk³y list. – ton, jakim mówi³a by³ powa¿niejszy i bardziej niepokoj¹cy, ni¿ zazwyczaj – Co wiesz o swojej rodzinie?
- Niewiele. Nazywam siê Lilith Moneret. Moja mama zmar³a, gdy mia³am dwa latka, ojca nie znam. Wychowa³a mnie daleka kuzynka matki. I to ona przys³a³a mnie do tej szko³y
- Pochodzisz z bardzo starego, ksi¹¿êcego rodu, który kiedyœ panowa³ w Transylwanii…
- To chyba pomy³ka! – prawie krzyknê³a – Nie jestem ¿adn¹ ksiê¿niczk¹ i nie pochodzê z Transylwanii tylko z Irlandii.
- Pochodzisz z Transylwanii. – kobieta po³o¿y³a nacisk na ostatnie s³owo – Ukryto przed tob¹ twoje pochodzenie, poniewa¿ by³aœ w ogromnym niebezpieczeñstwie. Naprawdê nazywasz siê Lilith von Krolock. Resztê przeczytasz w liœcie. – poda³a jej kopertê. – I mo¿esz ju¿ odejœæ.
Podnios³a siê z krzes³a i mechanicznym krokiem wysz³a na korytarz. Mary ju¿ tam by³a. Wysoka, szczup³a
o d³ugich kruczoczarnych w³osach i ciemnych oczach. PrzyjaŸni³y siê od pocz¹tku szko³y.
- Wybacz, ale chcê zostaæ sama. – uœmiechnê³a siê przepraszaj¹co.
- Jasne, nie ma sprawy. – Mary wzruszy³a ramionami i skierowa³a siê w stronê schodów.
Lilith patrzy³a przez chwilê za ni¹. Zawsze zazdroœci³a jej oryginalnej urody. Oczywiœcie sama by³a œliczna, choæ doœæ pospolita. Uœmiechnê³a siê. Dziewczyny, z którymi dzieli³a pokój ¿artowa³y, ¿e przypomina ksiê¿niczkê. Powolnym krokiem skierowa³a siê w stronê ³azienki. Gdy wesz³a nikogo tam nie by³o. Lekcja zaczê³a siê co najmniej kwadrans temu. Podesz³a do lustra i spojrza³a na swoje odbicie. By³a wysoka, szczup³a. Mia³a jasn¹ cerê, bardzo delikatne rysy i d³ugie, szczup³e palce. Uœmiechnê³a siê do swego odbicia i wyci¹gnê³a list.
Droga Lilith!
Nazywam siê ojciec Rose i jestem pastorem. By³em przyjacielem i spowiednikiem Twojej matki. Gdy umar³a zaopiekowa³em siê Tob¹, nim trafi³aœ do Pani Moneret. To bardzo dobra kobieta i mam nadziejê, ze by³aœ u niej szczêœliwa. Nie wiem ile prawdy przekazano Ci do tej pory, wiêc zacznê od pocz¹tku. Tak naprawdê nazywasz siê Lilith von Korlock, ale to pewnie ju¿ wiesz. Jesteœ ksiê¿niczk¹i pochodzi z bardzo starego rodu. Pod koniec XVIII wieku Twoi przodkowie przybyli do Transylwanii
i osiedlili siê na pó³nocy kraju. Wiernie s³u¿yli królowi broni¹c kraju przed spiskiem kilku ksi¹¿¹t. Zdobyli ogromn¹ pozycjê. Ale na pocz¹tku XIX wieku coœ zaczê³o siê psuæ. Wybuch³a epidemia cholery. Zmar³o wielu ludzi, miedzy innymi ksiê¿na Emilie von Krolock – ¿ona panuj¹cego wówczas ksiêcia. Jedni mówili, ¿e oszala³, inni twierdzili jakoby sprzeda³ duszê diab³u. Ale prawda by³a o wiele gorsza. Dave sta³ siê wampirem. Tak, w³aœnie tak, dobrze przeczyta³aœ – wampirem. Biedaczysko! Chcia³ w ten sposób ocaliæ ukochan¹. Nie zd¹¿y³, ale przemieni³ swego synka. Od tej pory Twoi przodkowie stawali siê Dzieæmi Ciemnoœci. Owszem by³y wyj¹tki, ale zbyt nieliczne, by przerwaæ kl¹twê. Oczywiœcie Ty jesteœ ca³kowicie normalna. Widzisz, wampirem nie mo¿na siê urodziæ. Cz³owiek staje siê nim, gdy z w³asnej woli pozwoli by ugryz³ go wampir. To by³ jeden powód, dla którego zmieniono Ci to¿samoœæ i wywieziono z rodzinnego kraju. Drugim by³ fakt, ¿e kilku pogromców wampirów chcia³oby Ciê zabiæ. Widzisz istnieje legenda mówi¹ca, ¿e ostatnia z rodu, ta która powróci z wygnania zdo³a prze³amaæ kl¹twê i zwróciæ wieczny spokój swym prz¹dkom. Ci szaleñcy nie chc¹ do tego dopuœciæ, bo jeœli wype³nisz swe przeznaczenie i zaczniesz pomagaæ wampirom oni nie bêd¹ mieli prawa bytu. A musisz wiedzieæ, ¿e nie chodzi tylko o Zbawienie ludzkoœci. Ta potê¿na organizacja pragnie wykorzystaæ wampiry do w³asnych celów. Nie do w³adzy nad œwiatem, czy nieœmiertelnoœci, ale do zniszczenia Boga. Przy pomocy swych ofiar, chc¹ udowodniæ, ¿e Bóg i niebo nie istniej¹. Pewnie myœlisz, ¿e jestem szalonym klech¹, który zamierza wys³aæ Ciê na Krucjatê przeciwko niewiernym. Ale pomyœl. Jeœli organizacja przeci¹gnie wampiry na swoja stronê i wykorzysta je, to œwiat ogarnie ciemnoœæ. Bo przecie¿ skoro Bóg, a wiêc i S¹d Ostateczny nie istniej¹, to po co ¿yæ dobrze, skoro mo¿na ¿yæ wygodnie?
Domyœlam siê , ¿e mój list wywo³a³ u Ciebie szok, dlatego nie oczekuje Twojej odpowiedzi od razu. Zostaniesz w szkole do koñca roku, a w wakacje przyjedziesz do mnie. Wtedy porozmawiamy i podejmiesz ostateczn¹ decyzjê.
Z wyrazami szacunku i nadziei
Ojciec Rose
Ojciec Rose
P.s.
Koñczysz 15 lat, a to znaczy, ¿e mog¹ ujawniaæ siê Twoje zdolnoœci. Tak¿e spokojnie, nie tracisz zmys³ów.
Lilith przeczyta³a list jeszcze dwa razy. By³a przera¿ona i zagubiona. Jej uporz¹dkowany œwiat leg³ w gruzach. Nagle nie wiedzia³a, kim jest, ani sk¹d pochodzi. Osunê³a siê na zimn¹ posadzkê i ukry³a twarz w d³oniach.
- Nie. – otar³a twarz – Skoro jestem ksiê¿niczk¹ z rodu wampirów nie mogê tak po prostu siê rozp³akaæ.
Obmy³a twarz zimn¹ wod¹ i wysz³a na korytarz. Jednak nie skierowa³a siê do klasy, lecz wróci³a do swojego pokoju. Mia³a dziwne wra¿enie, ¿e tym razem dyrektorka j¹ usprawiedliwi. Czy¿by od pocz¹tku zna³a prawdê? To by t³umaczy³o, czemu zawsze siê ni¹ opiekowa³a. Wesz³a do sypialni i pad³a na ³ó¿ko. W pi¹tek jedzie do domu. To doskona³a okazja by porozmawiaæ z ciotk¹ i odkryæ ca³¹ prawdê.