Post by ladyvaljean on Jun 16, 2007 22:49:48 GMT 1
Uwaga będzie ostro.
Nie umiem inaczej. Kot ma pazury.
Zacznę od tego że samo wyjście było bardzo miłe i towarzyskie i cieszę się ze się spotkałyśmy. Zacznę od tego, że mimo wszystko Anna Karenina miała jakieś dobre elementy. W gwiazdkach dałabym 3/10. Więc zacznijmy od plusów.
Wioletta Białk jako Kitty. – Śpiewała te banalne piosenki z taką gracją i tak ładnym głosem że trudno tego nie docenić.
Jedna piosenka Wrońskiego, w której wychodzi z niego troszkę s****syn. I zasadniczo Wroński nie był zły.
Balet. Ładnie się ruszali i było na co popatrzeć. Gdyby tańczyli jak reszta śpiewała prawdopodobnie połamali by nogi.
Niektóre sceny komiczne też były lekkie i zabawne.
To tyle. Co się nie podobało.
Przede wszystkim kostiumy. Nie wiedziałam ze da się je zrobić tak źle. Robiły niezamierzone wrażenie komizmu i straszyły. W ogóle w sztuce kostiumowej można iść albo w umowność ( stroje uniwersalne np. czarne spodnie, białą koszula z drobnymi dodatkami) albo na perfekcjonizm. Tu było przeładowane różnymi elementami z różnych bajek, kiepskich materiałów, wyglądających jak skrzyżowanie lumpeksu, India Schopu i teatrzyku szkolnego. Wroński wyglądał jak łajza, w starym wojskowym ubraniu. Kobiety jak nie niewiadomo co: elementy historyczne, indyjskie, rosyjskie, cygańskie. Mam poważne obawy że na stroje pań użyto również zasłon i firanek.
Dwa to scenografia. O dwóch smętnych drzewach nie wspomnę. Reszta nie była lepsza. Mamy teorię, że osoba która to robiła wcześniej maczała palce w słynnych sarenkach z podziemi upiora z filmu z 1990.
Trzy śpiew. Poza Kitty i ewentualnie Wrońskiem poziom zasadniczo nie był oszałamiający, ale sama Anna się wybijała. Wyła straszliwie, że aż żal mi było Hrabiego.
Teksty piosenek i muzyka. Jeżeli chodzi o teksty to zawiało Rubikiem. Szczytem było „ miejsce gdzie zaległy cienie” w piosence śpiewanej przez Annę. Dodatkowo linia melodyczna ( z dwoma chyba wyjątkiem wspomnianej piosenki Wrońskiego i panów na polowaniu) zasadniczo nie wpadała w ucho i niczym się od siebie nie różniła. Kiedy wspominam Koty z Romy gdzie każda piosenka to był hit to mnie szlag trafia. I tym bardziej doceniam heroizm Kitty która sprawiała że słuchało się ich nawet przyjemnie.
Całość zasadniczo miała ogromny potencjał historii i fabuły a ni cholery nie wzruszała. Zasadniczo nie wzbudzała żadnych emocji, może poza śmiechem.
Hes świadkiem jak leciały mi łzy ze śmiechu na scenie ślubu w cerkwi. Notabene była to chyba najsłabsza scena przedstawienia. Nie wiem czy ktoś kto ją wymyślał kiedykolwiek w cerki był. Wyszło niewiadomo co – parodia cerkwi i ślubu katolickiego z tragicznym śpiewem i paniami ubranymi w zasłony. Całość spektaklu była okraszona dodatkowo elementami zupełnie z innej bajki ; jak choćby chłopiec z niebieskim balonikiem i wariat w szlafroku – jako żywo Iwan Bezdomny z Mistrza i Małgorzaty.
W poniedziałek wybieram się do biblioteki bo Annę. Bo czuję że ta historia ma moc i potencjał, który niestety został okrutnie zamordowany.
Mam nadzieję, że się nikt na kota nie gniewa za paskudy ozór. Wyjście było tego warte, choćby po to żeby się przekonać jaka ta sztuka jest, zobaczyć się z wami i się rozerwać.
PS. Zobaczyłam właśnie ze pani od kostiumów jest znana i uznana. Robiła też kiedyś kostiumy do warszawskiego Fausta. Biedny Faust. Biedy Mefisto. Mam wrażenie że nie chcę tego oglądać.
To tyle
Kot wojowniczy. (-;
Nie umiem inaczej. Kot ma pazury.
Zacznę od tego że samo wyjście było bardzo miłe i towarzyskie i cieszę się ze się spotkałyśmy. Zacznę od tego, że mimo wszystko Anna Karenina miała jakieś dobre elementy. W gwiazdkach dałabym 3/10. Więc zacznijmy od plusów.
Wioletta Białk jako Kitty. – Śpiewała te banalne piosenki z taką gracją i tak ładnym głosem że trudno tego nie docenić.
Jedna piosenka Wrońskiego, w której wychodzi z niego troszkę s****syn. I zasadniczo Wroński nie był zły.
Balet. Ładnie się ruszali i było na co popatrzeć. Gdyby tańczyli jak reszta śpiewała prawdopodobnie połamali by nogi.
Niektóre sceny komiczne też były lekkie i zabawne.
To tyle. Co się nie podobało.
Przede wszystkim kostiumy. Nie wiedziałam ze da się je zrobić tak źle. Robiły niezamierzone wrażenie komizmu i straszyły. W ogóle w sztuce kostiumowej można iść albo w umowność ( stroje uniwersalne np. czarne spodnie, białą koszula z drobnymi dodatkami) albo na perfekcjonizm. Tu było przeładowane różnymi elementami z różnych bajek, kiepskich materiałów, wyglądających jak skrzyżowanie lumpeksu, India Schopu i teatrzyku szkolnego. Wroński wyglądał jak łajza, w starym wojskowym ubraniu. Kobiety jak nie niewiadomo co: elementy historyczne, indyjskie, rosyjskie, cygańskie. Mam poważne obawy że na stroje pań użyto również zasłon i firanek.
Dwa to scenografia. O dwóch smętnych drzewach nie wspomnę. Reszta nie była lepsza. Mamy teorię, że osoba która to robiła wcześniej maczała palce w słynnych sarenkach z podziemi upiora z filmu z 1990.
Trzy śpiew. Poza Kitty i ewentualnie Wrońskiem poziom zasadniczo nie był oszałamiający, ale sama Anna się wybijała. Wyła straszliwie, że aż żal mi było Hrabiego.
Teksty piosenek i muzyka. Jeżeli chodzi o teksty to zawiało Rubikiem. Szczytem było „ miejsce gdzie zaległy cienie” w piosence śpiewanej przez Annę. Dodatkowo linia melodyczna ( z dwoma chyba wyjątkiem wspomnianej piosenki Wrońskiego i panów na polowaniu) zasadniczo nie wpadała w ucho i niczym się od siebie nie różniła. Kiedy wspominam Koty z Romy gdzie każda piosenka to był hit to mnie szlag trafia. I tym bardziej doceniam heroizm Kitty która sprawiała że słuchało się ich nawet przyjemnie.
Całość zasadniczo miała ogromny potencjał historii i fabuły a ni cholery nie wzruszała. Zasadniczo nie wzbudzała żadnych emocji, może poza śmiechem.
Hes świadkiem jak leciały mi łzy ze śmiechu na scenie ślubu w cerkwi. Notabene była to chyba najsłabsza scena przedstawienia. Nie wiem czy ktoś kto ją wymyślał kiedykolwiek w cerki był. Wyszło niewiadomo co – parodia cerkwi i ślubu katolickiego z tragicznym śpiewem i paniami ubranymi w zasłony. Całość spektaklu była okraszona dodatkowo elementami zupełnie z innej bajki ; jak choćby chłopiec z niebieskim balonikiem i wariat w szlafroku – jako żywo Iwan Bezdomny z Mistrza i Małgorzaty.
W poniedziałek wybieram się do biblioteki bo Annę. Bo czuję że ta historia ma moc i potencjał, który niestety został okrutnie zamordowany.
Mam nadzieję, że się nikt na kota nie gniewa za paskudy ozór. Wyjście było tego warte, choćby po to żeby się przekonać jaka ta sztuka jest, zobaczyć się z wami i się rozerwać.
PS. Zobaczyłam właśnie ze pani od kostiumów jest znana i uznana. Robiła też kiedyś kostiumy do warszawskiego Fausta. Biedny Faust. Biedy Mefisto. Mam wrażenie że nie chcę tego oglądać.
To tyle
Kot wojowniczy. (-;