Post by Bazylia on May 27, 2008 22:27:45 GMT 1
Upiór Opery, scenicznie.
Silnie inspirowane wersją polską – dokładniej występem panów Steciuka i Mrozińskiego. Niech więc będzie że taki „tribute to”.
Przepraszam za ewentualne literówki, świeżo napisane.
Kwestia honoru
I can’t tell what’s wrong or right
If black is white or day is night
But I know when two men collide
It’s a question of honour*
- Wystarczająco wypróbowałaś moją cierpliwość. Wybieraj – oznajmił stanowczym głosem, spoglądając groźnie na wicehrabiego. Na Christine nawet nie patrzył.
Nie patrzył, bo czuł, że lada moment się złamie i tak po prostu pozwoli im odejść razem. Dlatego kazał jej wybierać już, teraz. Dalsze czekanie wydawało się niemożliwością.
Christine coś mówiła, ale nie rozumiał słów. Przyglądał się wicehrabiemu Raoulowi de Chagny. Młodemu chłopaczkowi, który przyszedł tu za Christine. Przyszedł, nie wiedząc, co go tu może czekać. Przyszedł, domyślając się, że najpewniej czekała będzie śmierć. Widział, że wicehrabia bał się. I widział, że nie ma zamiaru ustąpić, że się nie podda. Do końca, jeśli będzie trzeba. A wtedy Christine znienawidzi jego, Erika, na całe życie i dłużej.
Zresztą, co mógł jej dać?...
Widział, wiedział, że go nie kochała. Kochała Anioła, a gdy zdjął maskę, nadal kochała głos. Ale nie jego.
Nagle zdał sobie sprawę, że ona stoi tuż obok.
- Bóg dał mi siłę, żebym mogła ci pokazać... że nie jesteś sam...
A potem pocałowała go, w usta. Ale zanim zamknął oczy, zauważył coś. W jej wzroku nie było miłości. Desperacja, współczucie, litość, tak. Wspomnienie o Aniele Muzyki także. Nie, była tam też miłość. Ale nie dla niego.
Kiedy odsunęła się, jeszcze przez moment nie otwierał oczu. Oddychał ciężko, ale nie mógł się uspokoić. Serce nadal biło jak szalone. Pocałowała go, i żyła!
Wreszcie spojrzał na nią. Żyła, tak, a w jej oczach błyszczało światło. Nadzieja, że pozwoli wicehrabiemu bezpiecznie odejść.
Zrozumiał, że tu, przed chwilą, dwukrotnie dokonał się niezwykły akt odwagi. Oboje oddali swoje życie, dla siebie nawzajem. Teraz mógł zrobić już tylko jedno. Oddać swoje własne życie.
Skinął ręką, a stryczek Pendżabu opadł na ziemię. Wicehrabia osunął się na kolana. Christine natychmiast podbiegła do niego. Słyszał, jak coś szepcze, ale nie mógł rozróżnić słów.
- Idźcie... Zabierz ją i idźcie. Zapomnijcie o mnie. Idź, zabierz ją!
Wicehrabia już się podnosił, opiekuńczo ogarnął Christine ramieniem.
- Szybko, zanim was znajdą! Idźcie!
Christine zdjęła z palca pierścionek, podeszła do niego i oddała go, bez słowa. W jej oczach znów było współczucie.
Nie popatrzył jej w oczy, nie chcąc, żeby zobaczyła miłość, jaką dla niej żywił. Nie, lepiej niech nie wie. Niech będzie jej łatwiej.
Spojrzał nagląco na wicehrabiego.
- Zabierz ją stąd.
Przez moment mierzył wicehrabiego spojrzeniem. Tak, nienawidził go. Ale...
- Pan wygrał, monsieur – powiedział cicho, lecz wyraźnie. Mógł go nienawidzić, i miał zamiar dalej to robić. Ale po tym, co stało się dzisiaj w podziemiach, zasłużył sobie na szacunek. To była kwestia... honoru?
Wicehrabia przez chwilę mierzył go spojrzeniem. Potem skinął głową. Krótkim, szybkim ruchem.
Odpowiedział tym samym. Już się nie odezwał. Obaj rozumieli.
Pojedynek, rozpoczęty tamtego dnia na cmentarzu, właśnie się zakończył.
_______
* cytat oczywiście z piosenki Sarah Brightman "Question of Honour".
Silnie inspirowane wersją polską – dokładniej występem panów Steciuka i Mrozińskiego. Niech więc będzie że taki „tribute to”.
Przepraszam za ewentualne literówki, świeżo napisane.
Kwestia honoru
I can’t tell what’s wrong or right
If black is white or day is night
But I know when two men collide
It’s a question of honour*
- Wystarczająco wypróbowałaś moją cierpliwość. Wybieraj – oznajmił stanowczym głosem, spoglądając groźnie na wicehrabiego. Na Christine nawet nie patrzył.
Nie patrzył, bo czuł, że lada moment się złamie i tak po prostu pozwoli im odejść razem. Dlatego kazał jej wybierać już, teraz. Dalsze czekanie wydawało się niemożliwością.
Christine coś mówiła, ale nie rozumiał słów. Przyglądał się wicehrabiemu Raoulowi de Chagny. Młodemu chłopaczkowi, który przyszedł tu za Christine. Przyszedł, nie wiedząc, co go tu może czekać. Przyszedł, domyślając się, że najpewniej czekała będzie śmierć. Widział, że wicehrabia bał się. I widział, że nie ma zamiaru ustąpić, że się nie podda. Do końca, jeśli będzie trzeba. A wtedy Christine znienawidzi jego, Erika, na całe życie i dłużej.
Zresztą, co mógł jej dać?...
Widział, wiedział, że go nie kochała. Kochała Anioła, a gdy zdjął maskę, nadal kochała głos. Ale nie jego.
Nagle zdał sobie sprawę, że ona stoi tuż obok.
- Bóg dał mi siłę, żebym mogła ci pokazać... że nie jesteś sam...
A potem pocałowała go, w usta. Ale zanim zamknął oczy, zauważył coś. W jej wzroku nie było miłości. Desperacja, współczucie, litość, tak. Wspomnienie o Aniele Muzyki także. Nie, była tam też miłość. Ale nie dla niego.
Kiedy odsunęła się, jeszcze przez moment nie otwierał oczu. Oddychał ciężko, ale nie mógł się uspokoić. Serce nadal biło jak szalone. Pocałowała go, i żyła!
Wreszcie spojrzał na nią. Żyła, tak, a w jej oczach błyszczało światło. Nadzieja, że pozwoli wicehrabiemu bezpiecznie odejść.
Zrozumiał, że tu, przed chwilą, dwukrotnie dokonał się niezwykły akt odwagi. Oboje oddali swoje życie, dla siebie nawzajem. Teraz mógł zrobić już tylko jedno. Oddać swoje własne życie.
Skinął ręką, a stryczek Pendżabu opadł na ziemię. Wicehrabia osunął się na kolana. Christine natychmiast podbiegła do niego. Słyszał, jak coś szepcze, ale nie mógł rozróżnić słów.
- Idźcie... Zabierz ją i idźcie. Zapomnijcie o mnie. Idź, zabierz ją!
Wicehrabia już się podnosił, opiekuńczo ogarnął Christine ramieniem.
- Szybko, zanim was znajdą! Idźcie!
Christine zdjęła z palca pierścionek, podeszła do niego i oddała go, bez słowa. W jej oczach znów było współczucie.
Nie popatrzył jej w oczy, nie chcąc, żeby zobaczyła miłość, jaką dla niej żywił. Nie, lepiej niech nie wie. Niech będzie jej łatwiej.
Spojrzał nagląco na wicehrabiego.
- Zabierz ją stąd.
Przez moment mierzył wicehrabiego spojrzeniem. Tak, nienawidził go. Ale...
- Pan wygrał, monsieur – powiedział cicho, lecz wyraźnie. Mógł go nienawidzić, i miał zamiar dalej to robić. Ale po tym, co stało się dzisiaj w podziemiach, zasłużył sobie na szacunek. To była kwestia... honoru?
Wicehrabia przez chwilę mierzył go spojrzeniem. Potem skinął głową. Krótkim, szybkim ruchem.
Odpowiedział tym samym. Już się nie odezwał. Obaj rozumieli.
Pojedynek, rozpoczęty tamtego dnia na cmentarzu, właśnie się zakończył.
_______
* cytat oczywiście z piosenki Sarah Brightman "Question of Honour".