Post by mara on Oct 29, 2008 15:24:01 GMT 1
Pomimo trzydziestu paru lat na karku ze skruch¹ i ¿alem przyznajê i¿ dopiero w tym roku pozna³am i pokocha³am „The Phantom of the Opera” A. L. Webbera. Historiê Upiora Opery zna³am od dawna, czy to z ksi¹¿ki Gastona Leroux czy z filmów. Opowiadanie jest, powiedzmy takie sobie, ale sam pomys³ – genialny. Podobnie jak przy Frankensteinie Mary Shelley czy historii dr Jekylla i Mr Hyde’a Roberta Louisa Stevensona – twórcy nieustannie do nich wracaj¹, opowiadaj¹c ich perypetie wci¹¿ i wci¹¿ od nowa na wszelkie sposoby. Wszystkie trzy przypowieœci s¹ ponadczasowe i dotykaj¹ g³êbi ludzkiej natury. Próbuj¹ znaleŸæ odpowiedŸ na pytanie sk¹d siê bierze w ludziach z³o, czy faktycznie zawsze jest ono samym z³em, czy mo¿e tylko rewersem dobra…
Za najlepsz¹ ekranizacjê opowieœci o Eriku z paryskiej opery uwa¿a³am tê z Charlesem Dance w roli tytu³owej (zreszt¹ chyba jedyna, w której nigdy nie widzimy jego twarzy, widzi j¹ tylko Christine – grana przez Teri Polo i pada bez zmys³ów). Wydawa³o mi siê, ¿e lepiej tej historii nie da siê opowiedzieæ i jakoœ filmowa wersja musicalu Andrew Lloyda Webbera w re¿yserii Joela Schumachera z 2004 roku mi umknê³a. Zreszt¹ takie dzie³a w naszych kinach d³ugo miejsca nie grzej¹. Sama siê sobie dziwiê, ¿e mog³am to przegapiæ, bo przecie¿ uwielbiam musicale jako gatunek (choæ nie wszystkie – vide „Chicago”). Ten film trafi³ do mnie dopiero we wrzeœniu, kiedy na dvd ukaza³ siê jako dodatek do gazety. Kupi³am od rêki i pierwszy seans prawdê powiedziawszy strawi³am na porównywaniu tej historii ze znanymi mi wczeœniej z filmów i z ksi¹¿ki oraz doszukiwaniu siê wspólnych elementów. To nie by³o najlepsze podejœcie. Mimo to film nie pozwoli³ mi spokojnie spaæ i nastêpnego dnia musia³am zobaczyæ go ponownie. Tym razem poch³on¹³ mnie bez reszty, a muzyka brzmi mi w uszach do tej pory (choæ œcie¿kê dŸwiêkow¹ z filmu kupi³am dopiero w USA w paŸdzierniku – w Polsce ju¿ jej praktycznie nie ma, zapewne resztki wykupili startuj¹cy w castingu do polskiej wersji). Wgniata mnie w fotel ju¿ w czasie uwertury przy podniesieniu ¿yrandola i trzyma tak do koñca seansu. To w³aœnie ona wysuwa siê na pierwszy plan w tej wersji. Zaraz potem jest potêga samej opowieœci o nieszczêœliwej-niespe³nionej-niemo¿liwej mi³oœci.
Moje ukochane filmy mo¿na zasadniczo podzieliæ na dwie kategorie. Pierwsza to takie obrazy, które pozwalaj¹ na te dwie godziny przenieœæ w inny œwiat i zapomnieæ o wszystkim. Jednak film siê kiedyœ koñczy i trzeba wracaæ do rzeczywistoœci – jaka by ona nie by³a. Tu mo¿na wrzuciæ chocia¿by Indianê Jonesa czy Powroty do przysz³oœci. Drugi typ filmów to takie, które niekoniecznie od razu wci¹gaj¹ bez reszty i powalaj¹ na kolana w trakcie seansu. A jednak jest w nich coœ, co nie pozwala o nich zapomnieæ nawet d³ugo po projekcji. Dr¹¿¹ umys³, jakby jego cz¹stka ci¹gle tam by³a, jakbyœmy nigdy tak do koñca nie wyszli z sali kinowej. Do takich filmów nale¿y u mnie „Brokeback Mountain”, musical „Hedwig and the Angry Inch”, a ostatnio – „The Phantom of the Opera”.
Kocham dzie³a Shakespeare’a i w zwi¹zku z tym ogl¹da³am mnóstwo wersji Romea i Julii. I zawsze naiwnie pragnê, by tym razem im siê jednak uda³o: eliksir ojca Laurentego nie zadzia³a³, sztylet siê z³ama³ – by siê zdarzy³o cokolwiek, co pozwoli³oby trwaæ ich mi³oœci na przekór œwiatu. Ale historia nieodmiennie koñczy siê tak samo, czyli jak to uj¹³ Stanis³aw Barañczak: „trup grub¹ warstw¹”. W tym w³aœnie tkwi potêga sztuki – stworzyæ bohaterów, których losy nas tak bardzo, do g³êbi obchodz¹. Ten sam „problem” mam z „Upiorem w Operze” – tak bym chcia³a, ¿eby chocia¿ raz Christine wybra³a Erika, wyci¹gnê³a z dna rozpaczy i rozjaœni³a mu samotnoœæ, by Muzyka Nocy nigdy siê nie skoñczy³a. Jednak ona zawsze wybiera nudne, zwyk³e, ale za to bezpieczne ¿ycie u boku md³ego Raoula zadaj¹c swemu Anio³owi Muzyki najboleœniejszy z ciosów.
Moje szaleñstwo na punkcie Phantoma nie skoñczy³o siê wcale na filmie, oj nie. Zapragnê³am zobaczyæ musical A. L. Webbera na prawdziwej scenie tak jak zosta³ pierwotnie napisany. I moje ¿yczenie spe³ni³o siê, bo w Portland w czasie gdy mia³am tam byæ (lecia³am z mam¹ odwiedziæ siostrê), akurat wystawiano go przez ostatnie ju¿ dni w ramach tournee Broadway across America. Natychmiast kaza³am siostrze za³atwiaæ bilety do opery, bo tak wyj¹tkowej okazji nie mog³am przepuœciæ. Obie z mam¹ te¿ posz³y. Najgorzej mia³a mama, która z libretta wiedzia³a i rozumia³a tylko tyle, ile opowiedzia³am jej przed spektaklem. Film mia³am ze sob¹, zapoda³am jej dwa dni póŸniej. Dziêki t³umaczeniu w koñcu zrozumia³a wszystko i tak¿e polubi³a tê historiê, choæ bez takiej szajby jak moja. Za¿yczy³a sobie mieæ zarówno film jak i œcie¿kê dŸwiêkow¹. Nawet zaproponowa³a mojej siostrze, by „All I ask of you” wykorzystaæ na jej ceremonii œlubnej, ale siostra jest ma³o romantyczna i wybra³a nudnaw¹ sztampê.
Oprócz œcie¿ki z wersji Schumachera zakupi³am te¿ oryginalne wykonanie sceniczne z Sarah Brightman i Michaelem Crawfordem. Jak mo¿na by³o poucinaæ wszystkie prawie sceny dialogowe? Zabiæ za to to ma³o! Teraz szukam wszystkiego co wi¹¿e siê z Erikiem oraz bratnich dusz, które czuj¹ podobnie jak ja. Dlatego tu trafi³am.
Przepraszam wszystkich, których zanudzi³am, ale musia³am siê komuœ chocia¿ trochê wypisaæ.
Mara
Za najlepsz¹ ekranizacjê opowieœci o Eriku z paryskiej opery uwa¿a³am tê z Charlesem Dance w roli tytu³owej (zreszt¹ chyba jedyna, w której nigdy nie widzimy jego twarzy, widzi j¹ tylko Christine – grana przez Teri Polo i pada bez zmys³ów). Wydawa³o mi siê, ¿e lepiej tej historii nie da siê opowiedzieæ i jakoœ filmowa wersja musicalu Andrew Lloyda Webbera w re¿yserii Joela Schumachera z 2004 roku mi umknê³a. Zreszt¹ takie dzie³a w naszych kinach d³ugo miejsca nie grzej¹. Sama siê sobie dziwiê, ¿e mog³am to przegapiæ, bo przecie¿ uwielbiam musicale jako gatunek (choæ nie wszystkie – vide „Chicago”). Ten film trafi³ do mnie dopiero we wrzeœniu, kiedy na dvd ukaza³ siê jako dodatek do gazety. Kupi³am od rêki i pierwszy seans prawdê powiedziawszy strawi³am na porównywaniu tej historii ze znanymi mi wczeœniej z filmów i z ksi¹¿ki oraz doszukiwaniu siê wspólnych elementów. To nie by³o najlepsze podejœcie. Mimo to film nie pozwoli³ mi spokojnie spaæ i nastêpnego dnia musia³am zobaczyæ go ponownie. Tym razem poch³on¹³ mnie bez reszty, a muzyka brzmi mi w uszach do tej pory (choæ œcie¿kê dŸwiêkow¹ z filmu kupi³am dopiero w USA w paŸdzierniku – w Polsce ju¿ jej praktycznie nie ma, zapewne resztki wykupili startuj¹cy w castingu do polskiej wersji). Wgniata mnie w fotel ju¿ w czasie uwertury przy podniesieniu ¿yrandola i trzyma tak do koñca seansu. To w³aœnie ona wysuwa siê na pierwszy plan w tej wersji. Zaraz potem jest potêga samej opowieœci o nieszczêœliwej-niespe³nionej-niemo¿liwej mi³oœci.
Moje ukochane filmy mo¿na zasadniczo podzieliæ na dwie kategorie. Pierwsza to takie obrazy, które pozwalaj¹ na te dwie godziny przenieœæ w inny œwiat i zapomnieæ o wszystkim. Jednak film siê kiedyœ koñczy i trzeba wracaæ do rzeczywistoœci – jaka by ona nie by³a. Tu mo¿na wrzuciæ chocia¿by Indianê Jonesa czy Powroty do przysz³oœci. Drugi typ filmów to takie, które niekoniecznie od razu wci¹gaj¹ bez reszty i powalaj¹ na kolana w trakcie seansu. A jednak jest w nich coœ, co nie pozwala o nich zapomnieæ nawet d³ugo po projekcji. Dr¹¿¹ umys³, jakby jego cz¹stka ci¹gle tam by³a, jakbyœmy nigdy tak do koñca nie wyszli z sali kinowej. Do takich filmów nale¿y u mnie „Brokeback Mountain”, musical „Hedwig and the Angry Inch”, a ostatnio – „The Phantom of the Opera”.
Kocham dzie³a Shakespeare’a i w zwi¹zku z tym ogl¹da³am mnóstwo wersji Romea i Julii. I zawsze naiwnie pragnê, by tym razem im siê jednak uda³o: eliksir ojca Laurentego nie zadzia³a³, sztylet siê z³ama³ – by siê zdarzy³o cokolwiek, co pozwoli³oby trwaæ ich mi³oœci na przekór œwiatu. Ale historia nieodmiennie koñczy siê tak samo, czyli jak to uj¹³ Stanis³aw Barañczak: „trup grub¹ warstw¹”. W tym w³aœnie tkwi potêga sztuki – stworzyæ bohaterów, których losy nas tak bardzo, do g³êbi obchodz¹. Ten sam „problem” mam z „Upiorem w Operze” – tak bym chcia³a, ¿eby chocia¿ raz Christine wybra³a Erika, wyci¹gnê³a z dna rozpaczy i rozjaœni³a mu samotnoœæ, by Muzyka Nocy nigdy siê nie skoñczy³a. Jednak ona zawsze wybiera nudne, zwyk³e, ale za to bezpieczne ¿ycie u boku md³ego Raoula zadaj¹c swemu Anio³owi Muzyki najboleœniejszy z ciosów.
Moje szaleñstwo na punkcie Phantoma nie skoñczy³o siê wcale na filmie, oj nie. Zapragnê³am zobaczyæ musical A. L. Webbera na prawdziwej scenie tak jak zosta³ pierwotnie napisany. I moje ¿yczenie spe³ni³o siê, bo w Portland w czasie gdy mia³am tam byæ (lecia³am z mam¹ odwiedziæ siostrê), akurat wystawiano go przez ostatnie ju¿ dni w ramach tournee Broadway across America. Natychmiast kaza³am siostrze za³atwiaæ bilety do opery, bo tak wyj¹tkowej okazji nie mog³am przepuœciæ. Obie z mam¹ te¿ posz³y. Najgorzej mia³a mama, która z libretta wiedzia³a i rozumia³a tylko tyle, ile opowiedzia³am jej przed spektaklem. Film mia³am ze sob¹, zapoda³am jej dwa dni póŸniej. Dziêki t³umaczeniu w koñcu zrozumia³a wszystko i tak¿e polubi³a tê historiê, choæ bez takiej szajby jak moja. Za¿yczy³a sobie mieæ zarówno film jak i œcie¿kê dŸwiêkow¹. Nawet zaproponowa³a mojej siostrze, by „All I ask of you” wykorzystaæ na jej ceremonii œlubnej, ale siostra jest ma³o romantyczna i wybra³a nudnaw¹ sztampê.
Oprócz œcie¿ki z wersji Schumachera zakupi³am te¿ oryginalne wykonanie sceniczne z Sarah Brightman i Michaelem Crawfordem. Jak mo¿na by³o poucinaæ wszystkie prawie sceny dialogowe? Zabiæ za to to ma³o! Teraz szukam wszystkiego co wi¹¿e siê z Erikiem oraz bratnich dusz, które czuj¹ podobnie jak ja. Dlatego tu trafi³am.
Przepraszam wszystkich, których zanudzi³am, ale musia³am siê komuœ chocia¿ trochê wypisaæ.
Mara