Post by fidelio on Oct 29, 2008 16:53:24 GMT 1
W niedzielę 27 października wybraliśmy się z Michałem na warszawską premierę Fausta w reżyserii Roberta Wilsona. Ja Fausta uwielbiam i naprawdę nie spodziewałam się, że taki "samograj" można zepsuć - a jednak można. "Tworzę teatr nie-interpretujący, to zadanie pozostawiam widzom" - puszył się reżyser w przedpremierowej rozmowie z jakąś gazetą. Ja w takim razie zdecydowanie wolę mieć do czynienia z interpretacją, z którą się nawet nie zgadzam, niż z kimś, kto by udowodnić swą wielkość od reżyserii się powstrzymuje (ale chyba już od brania kolosalnych honorariów nie, bo z tego co słyszałam, z uwagi na wysokość tantiemy spektakt pójdzie w Warszawie tylko 4 razy). Wizji jakiejkolwiek - dramaturgicznej czy plastycznej - jako rzekłam, nie było. Były groteskowe makijaże i miny takie jaką demonstruje sam twórca w tym wywiadzie (www.e-teatr.pl/pl/artykuly/61223.html). Była pusta przez większość przedstawienia scena niewypełniona kompletnie niczym, z zawieszoną w dalekim tle płaską dekoracją w stylu "pikseloza". Było "odkrywcze" spostrzeżenie kostiumografa (Wilson przecież nie-interpretuje!) że Faust i Mefisto to w istocie ta sama osoba (ja na to wpadłam jakieś 15 lat temu). Wczoraj, po znośnym pierwszym akcie w olbrzymiej bibliotece, gdy wszystko opustoszało, a na scenę wykuśtykał chór ubrany w identycznie skrojone szarobure kostiumy, wyłączyłam wizję i uznałam, że znalazłam się na wykonaniu koncertowym. I wtedy zaczął się zupełnie inny Faust - taki, jakiego nikt, nigdy i nigdzie zapewne mi nie zagra. Symboliczny, intertekstualny, z "teatrem w teatrze", wychodzącym z lustra Mefistofelesem, duetem Valentin i Siebel również interpretowanym jako jedna osoba, operowym diabłem grającym na organach i bujającym się na żyrandolu oraz Małgorzatą umierającą na scenie. Ale cóż, ja nie nazywam się Wilson...
Głosowo - oprócz beznadziejnego jak zwykle w Warszawie chóru - było nieźle, więc walor "koncertowości" został zachowany. Jose Luis Sola jako Faust był zupełnie dobry, chociaż z językiem francuskim jest u niego bardzo słabo, a pod koniec opery zabrakło mu wolumenu (zdecydowanie bardziej podobał nam się jako Książę w Rigoletcie w zeszłym roku). Nawet lepszy był Vladimir Baykov w partii Mefista (bez "studziennego" basa i "śledzikowego" akcentu, czego się obawiałam). A już zupełenie bez zarzutu śpiewał Artur Ruciński jako Walenty. Niestety, gorzej wypadła Małgorzata, Anna Chierichetti - nie dysponująca ani niskim, ani wysokim rejestrem (nie zaśpiewała tej ostatniej, decydującej góry w finale), co najwyżej poprawna wokalnie. Za to orkiestra pod batutą Gabriela Chmury grała lepiej niż ktokolwiek mógł się po nich spodziewać.
W sumie cieszę się, że byłam na tej premierze - poprzednią zaliczyłam w Teatrze Wielkim w 1994 wyciągnąwszy do loży moją mamę. Przykro mi tylko, że musiałam buczeć na mojej ukochanej operze. Pewnie najlepiej by było, gdyby reżyserią tego spektaklu zajął się powracający na dyrektorski stołek Mariusz Treliński - po tym, jak zinterpretował Don Giovanniego jestem pewna, że rozumie, o co chodzi w Fauście.
A mój własny Faust - całkowicie inny od tego, co zaproponowano w Warszawie - wyglądałby tak:
Akt I
Scena podzielona jest na trzy obszary: na dolnym poziomie po lewej stronie gabinet Fausta, po prawej inne pomieszczenie chwilowo zaciemnione - ponad oboma poziom górny.
W gabinecie Fausta panuje nieład. Na podłodze walają się książki, nuty, ubrania, rekwizyty teatralne, jakieś naukowe przybory. Pod ścianą stoją nieduże organy (to ważne i jeszcze się przyda), z drugiej strony, obok zaciemnionego pomieszczenia, na ścianie umocowane jest duże lustro.
Faust nie jest ani młody ani stary – a raczej dość dojrzały żeby czuć zgorzknienie, ale wciąż dość młody, by być w stanie wielkim wysiłkiem woli się z tego podnieść. Ubrany w czarny garnitur i białą koszulę (koniec XIX wieku). Nie wierzy w nic i chce umrzeć. Gdy śpiewa o wstającym nowym dniu, powoli rozświetla się górna część sceny i okazuje się, że jesteśmy w teatrze, na próbie – „rolnicy” są przebranymi w kostiumy chórzystami, „młode dziewczęta” to corps de ballet. Faust od niechcenia bawi się buteleczką trucizny; już niemal nalewa płyn do typowo teatralnego kielicha i przymierza się, by spełnić toast do swojego odbicia w lustrze, kiedy za lustrem zapala się światło (widać jakąś garderobę) i wchodzi Mefistofeles. Wygląda identycznie jak Faust. Grzebie w stercie rzeczy, wyciąga jakąś partyturę, wciska doktorowi w ręce. Wskazuje ręką w stronę sceny, gdzie właśnie próbuje solistka-Małgorzata. W chwili, gdy Faust odkłada truciznę na bok i wznosi toast do Małgorzaty pustym kielichem, Mefisto przebiera się w leżący gdzieś na podłodze długi szkarłatny płaszcz, kapelusz z piórami i zakłada maskę (jakąkolwiek, byle wyglądał dostatecznie teatralnie i diabelsko). Faust się nie przebiera, w ogóle się nie zmienia; zmieniło się jedynie to, że po raz pierwszy od dawna (i zapewne ostatni) poczuł nadzieję, że jego życie może się zmienić.
Akt II
Zmiana dekoracji. Scena teatralna. Właśnie dobiegła końca próba. Studenci, żołnierze, mieszczanie, kobiety to tylko aktorzy ćwiczący do przedstawienia. Teraz odpoczywają, piją, jedzą, flirtują. Walenty jest jednym z nich – śpiewając swoją arię wręcza Małgorzacie, swojej narzeczonej, pierścionek na łańcuszku. Ona reaguje na to bez namiętności, po bratersku, ale przyjmuje podarunek i wychodzi odprowadzana szarmancko przez Siebela. Ważne: Siebel i Walenty ubrani są w identyczne stroje; Siebel jednak zachowuje się bardziej wyraźnie jak wielbiciel, a nie jak kolega z zespołu.
Nadchodzi Mefisto w czerwonym płaszczu. Robi duże zamieszanie – przy arii o złotym cielcu (dla efektu dodałabym nad sceną kołyszący się żyrandol) rzuca Wagnerowi (reżyser? dyrygent?) partyturę (na okładce napisane: FAUST). Dokucza Walentemu i Siebelowi (zdążył wrócić). Musi być widać, że Walenty i Siebel to ta sama osoba: wykonują te same gesty itp. Gdy scena pustoszeje, przychodzi Faust – Mefisto każe mu stanąć z boku, z reżyserem. Zespół kontynuuje próbę, tańczą walca. Gdy przychodzi Małgorzata, Faust wręcza jej partyturę (zabrał Wagnerowi) oraz różę. Solistka jest spłoszona, ale wkłada kwiatek w dekolt, potem oddala się. Balet dalej tańczy walca.
Akt III
Na dolnym poziomie znajdują się drzwi do garderoby Małgorzaty i zaciemniona przestrzeń (już wiemy, że to gabinet Fausta). Powyżej opustoszała w tej chwili scena.
Mefisto niepostrzeżenie dostaje się do garderoby przez ruchome lustro i podkłada szkatułkę z klejnotami. Siebel zostawia swój bukiet pod drzwiami. Faust patrzy przez lustrzaną szybę na pokoik Małgorzaty (aria Salut demeure chaste et pure…) Małgorzata zabiera szkatułkę z garderoby i śpiewając pieśń o królu Thule idzie na scenę – jest bardzo zaskoczona, że w środku jest prawdziwa biżuteria. Podczas arii z klejnotami reszta sceny jest zaciemniona, w tle widać siedzącą publiczność, która na koniec bije brawo. Marta (garderobiana) rozmawia z Małgorzatą po udanym przedstawieniu. Już ma z nią iść do garderoby, gdy nadchodzą Mefisto z Faustem. Marta z Mefistem zostają na scenie, siadają z boku przy stoliku (ewentualnie w bocznej loży), Mefisto przynosi jej bombonierkę. Flirtują i rozrzucają złotka od czekoladek, podczas gdy druga para schodzi na dół.
Faust odprowadza Małgorzatę do jej garderoby, oboje są strasznie onieśmieleni, w końcu Małgorzata żegna się i odchodzi, niemal ucieka. Mefistofeles wychodzi na proscenium i odprawia swoje czary – scena zjeżdża na dół, widać teraz tylko ją. Jest całkiem pusta, po deskach snuje się dym. Małgorzata i Faust wspólnie próbują do przedstawienia - Faust stoi z nutami i patrzy w partyturę, Małgorzata śpiewa (duet Laissez-moi… aż do „eternelle”, wtedy książka wypada Faustowi z ręki). Do duetu „oh nuit d’amour” stoją tuż obok siebie, Faust tuż za Małgorzatą, obejmując ją. Kiedy już mają się pocałować, na moment gaśnie światło, a kiedy się zapala, okazuje się, że Małgorzata obejmuje Mefistofelesa. Odpycha go przestraszona, scena podjeżdża do góry. Mefisto znika, a Faust nadbiega z kulisy i kontynuują duet ("divine purete…"). Ponieważ Małgorzata jest mocno zalękniona, Faust znów odprowadza ją do garderoby, z pełną rewerencją, umawiają się na jutro.
Faust ma ochotę przylać Mefistowi, gdy się spotykają, ale ten ciągnie go natychmiast do jego gabinetu, skąd we dwóch patrzą jak Małgorzata wspomina swoją schadzkę, wdzięcząc się przed lustrem. W kulminacyjnej scenie, za sprawą Mefista lustro otwiera się, a Faust i Małgorzata padają sobie w ramiona.
Akt IV
Garderoba Małgorzaty/ gabinet Fausta. Małgorzata rozpacza przed zamkniętym lustrem; siedząc przy toaletce, ze smutkiem rozpakowuje paczuszkę, gdzie znajdują się buciki niemowlęce. Tu może nastąpić – wycinana zazwyczaj – scena z Siebelem, który nieskutecznie próbuje ją pocieszyć, Małgorzata jednak wciąż czeka na Fausta. Na scenie powyżej trwa próba chóru. Fausta nigdzie nie ma, natomiast za ścianą jest Mefistofeles, który gra sobie na organach, a potem dręczy znękaną wyrzutami sumienia Małgorzatę, odzywając się do niej zza lustra. Rolę chóru demonów odgrywają artyści próbujący piętro wyżej, plotkujący o Małgorzacie.
Powrót żołnierzy odbywa się jako „teatr w teatrze”, Siebel-Walenty (czyli jednym słowem Rywal) bije się z myślami – oczywiście ktoś „życzliwy” już mu doniósł o zdradzie Małgorzaty. Jej samej nie ma, siedzi w garderobie i płacze. Gdy scena pustoszeje (zostaje tylko Walenty i Siebel) pojawiają się Faust i Mefisto. Mefisto machając nogami buja się na żyrandolu i śpiewa swoje złośliwe kuplety, Faust bezskutecznie stara się go uciszyć; Walenty nie słuchając błagań Siebela wciska Faustowi do ręki szablę (rekwizyt teatralny) i zmusza do pojedynku. To jest moment na stereotypowe powiewające koszule i porządną bijatykę. Gdy Walenty pada ciężko raniony, widz zauważa, że na piersi Siebela też jest krwawa plama. Faust ucieka, Mefisto znika (wraz z żyrandolem), na scenę wbiega chór, a za nimi Małgorzata. Walenty zrywa jej z szyi łańcuszek z zaręczynowym pierścionkiem, przeklina ją i umiera; w tej samej chwili Siebel również pada martwy.
Akt V
Pusta scena. Mefisto ustawia rekwizyt-tron i każe Faustowi siadać. Faust czyni to niechętnie i rozpoczyna się Noc Walpurgii. Corps de ballet występuje jako corps de ballet i wdzięczy się przed Faustem ile się da. Mefisto prezentuje solistki: bliskowschodnią piękność, potem jedną z baletnic, romantyczno-gotycką królewnę, uczennicę w mundurku (całkiem współczesnym). Założyłabym im na buzie najrozmaitsze "upiorne" maski z różnych wersji, podbiegałyby do siedzącego na tronie doktora i odsłaniały swoje ładne twarze kokieteryjnie. Faust patrzy na to wszystko coraz bardziej przerażony, z rosnącym niedowierzaniem. Piękne dziewczęta wpychają mu się na kolana, próbują go całować - Faust stara się je odgonić, Mefisto się śmieje. Tymczasem Małgorzata piętro niżej rozbija lustro w garderobie i przechodzi do gabinetu Fausta. Przerażona ogląda panujący tam nieład, widzi organy, w końcu znajduje buteleczkę trucizny, którą Faust chciał zażyć na początku pierwszego aktu. Nalewa do kielicha i pije.
We fragmencie instrumentalnym po tym, jak Faust rozkazał Mefistofelesowi prowadzić się natychmiast do Małgorzaty, ma miejsce scena zbiorowa w teatrze. W obecności chóru, na scenie, Małgorzata ma krwotok (duża, rozmazana plama na deskach plus pobrudzona cała dolna połowa białego kostiumu do „sceny więziennej”) i mdleje. Chór rozchodzi się, Faust i Mefisto znajdują Małgorzatę leżącą nieprzytomną na scenie. Mefisto oddala się i kochankowie zostają sami. Scena zmienia się podobnie jak w III akcie do sekwencji ogrodowej (gwiaździsta noc, dym na deskach, ogólnie bardzo romantycznie). Małgorzata rozpoznaje Fausta i padają sobie w ramiona; wtedy okazuje się, że ona nie rozumie co się z nią dzieje, majaczy w gorączce. Gdy próbuje wstać, ciągnie się za nią krwawa smuga; leci Faustowi przez ręce, kiedy ten stara się wyprowadzić ją na zewnątrz. Nadbiega Mefistofeles (bez swojej czerwonej peleryny, tylko w kapeluszu i masce), chce pomóc Faustowi uratować Małgorzatę. W czasie szamotaniny dziewczyna zrzuca mu kapelusz (więc coraz bardziej widać, że Mefisto to w istocie sam Faust). W finałowym tercecie Małgorzata praktycznie omdlewa, wiesza się na Fauście, który osuwa się na kolana i błaga ją o przebaczenie (ona wydaje się mu wybaczać, ale trudno ustalić, na ile jest świadoma). Mefisto krzyczy na Fausta i Małgorzatę, żeby się pospieszyli, ale bez efektu. Na dole, na poziomie garderób, zbiera się tłumek chórzystów. W ostatnim wysiłku Małgorzata wstaje, podchodzi do Mefista i ściąga jego maskę – teraz widać bez żadnej wątpliwości, że jest identyczny jak Faust. Swoją ostatnią kwestię „Va, tu me fais horreur!” Małgorzata wrzeszczy do obydwu, po czym pada nieżywa. Faust rozpacza łapiąc się za głowę, Mefistofeles odchodzi w kulisę. Ostre światło na dolny poziom sceny, gdzie gapiący się na nich od pewnego czasu chórzyści wykonują finałowy chór aniołów przekonani o własnej moralnej wyższości.
Kurtyna
Głosowo - oprócz beznadziejnego jak zwykle w Warszawie chóru - było nieźle, więc walor "koncertowości" został zachowany. Jose Luis Sola jako Faust był zupełnie dobry, chociaż z językiem francuskim jest u niego bardzo słabo, a pod koniec opery zabrakło mu wolumenu (zdecydowanie bardziej podobał nam się jako Książę w Rigoletcie w zeszłym roku). Nawet lepszy był Vladimir Baykov w partii Mefista (bez "studziennego" basa i "śledzikowego" akcentu, czego się obawiałam). A już zupełenie bez zarzutu śpiewał Artur Ruciński jako Walenty. Niestety, gorzej wypadła Małgorzata, Anna Chierichetti - nie dysponująca ani niskim, ani wysokim rejestrem (nie zaśpiewała tej ostatniej, decydującej góry w finale), co najwyżej poprawna wokalnie. Za to orkiestra pod batutą Gabriela Chmury grała lepiej niż ktokolwiek mógł się po nich spodziewać.
W sumie cieszę się, że byłam na tej premierze - poprzednią zaliczyłam w Teatrze Wielkim w 1994 wyciągnąwszy do loży moją mamę. Przykro mi tylko, że musiałam buczeć na mojej ukochanej operze. Pewnie najlepiej by było, gdyby reżyserią tego spektaklu zajął się powracający na dyrektorski stołek Mariusz Treliński - po tym, jak zinterpretował Don Giovanniego jestem pewna, że rozumie, o co chodzi w Fauście.
A mój własny Faust - całkowicie inny od tego, co zaproponowano w Warszawie - wyglądałby tak:
Akt I
Scena podzielona jest na trzy obszary: na dolnym poziomie po lewej stronie gabinet Fausta, po prawej inne pomieszczenie chwilowo zaciemnione - ponad oboma poziom górny.
W gabinecie Fausta panuje nieład. Na podłodze walają się książki, nuty, ubrania, rekwizyty teatralne, jakieś naukowe przybory. Pod ścianą stoją nieduże organy (to ważne i jeszcze się przyda), z drugiej strony, obok zaciemnionego pomieszczenia, na ścianie umocowane jest duże lustro.
Faust nie jest ani młody ani stary – a raczej dość dojrzały żeby czuć zgorzknienie, ale wciąż dość młody, by być w stanie wielkim wysiłkiem woli się z tego podnieść. Ubrany w czarny garnitur i białą koszulę (koniec XIX wieku). Nie wierzy w nic i chce umrzeć. Gdy śpiewa o wstającym nowym dniu, powoli rozświetla się górna część sceny i okazuje się, że jesteśmy w teatrze, na próbie – „rolnicy” są przebranymi w kostiumy chórzystami, „młode dziewczęta” to corps de ballet. Faust od niechcenia bawi się buteleczką trucizny; już niemal nalewa płyn do typowo teatralnego kielicha i przymierza się, by spełnić toast do swojego odbicia w lustrze, kiedy za lustrem zapala się światło (widać jakąś garderobę) i wchodzi Mefistofeles. Wygląda identycznie jak Faust. Grzebie w stercie rzeczy, wyciąga jakąś partyturę, wciska doktorowi w ręce. Wskazuje ręką w stronę sceny, gdzie właśnie próbuje solistka-Małgorzata. W chwili, gdy Faust odkłada truciznę na bok i wznosi toast do Małgorzaty pustym kielichem, Mefisto przebiera się w leżący gdzieś na podłodze długi szkarłatny płaszcz, kapelusz z piórami i zakłada maskę (jakąkolwiek, byle wyglądał dostatecznie teatralnie i diabelsko). Faust się nie przebiera, w ogóle się nie zmienia; zmieniło się jedynie to, że po raz pierwszy od dawna (i zapewne ostatni) poczuł nadzieję, że jego życie może się zmienić.
Akt II
Zmiana dekoracji. Scena teatralna. Właśnie dobiegła końca próba. Studenci, żołnierze, mieszczanie, kobiety to tylko aktorzy ćwiczący do przedstawienia. Teraz odpoczywają, piją, jedzą, flirtują. Walenty jest jednym z nich – śpiewając swoją arię wręcza Małgorzacie, swojej narzeczonej, pierścionek na łańcuszku. Ona reaguje na to bez namiętności, po bratersku, ale przyjmuje podarunek i wychodzi odprowadzana szarmancko przez Siebela. Ważne: Siebel i Walenty ubrani są w identyczne stroje; Siebel jednak zachowuje się bardziej wyraźnie jak wielbiciel, a nie jak kolega z zespołu.
Nadchodzi Mefisto w czerwonym płaszczu. Robi duże zamieszanie – przy arii o złotym cielcu (dla efektu dodałabym nad sceną kołyszący się żyrandol) rzuca Wagnerowi (reżyser? dyrygent?) partyturę (na okładce napisane: FAUST). Dokucza Walentemu i Siebelowi (zdążył wrócić). Musi być widać, że Walenty i Siebel to ta sama osoba: wykonują te same gesty itp. Gdy scena pustoszeje, przychodzi Faust – Mefisto każe mu stanąć z boku, z reżyserem. Zespół kontynuuje próbę, tańczą walca. Gdy przychodzi Małgorzata, Faust wręcza jej partyturę (zabrał Wagnerowi) oraz różę. Solistka jest spłoszona, ale wkłada kwiatek w dekolt, potem oddala się. Balet dalej tańczy walca.
Akt III
Na dolnym poziomie znajdują się drzwi do garderoby Małgorzaty i zaciemniona przestrzeń (już wiemy, że to gabinet Fausta). Powyżej opustoszała w tej chwili scena.
Mefisto niepostrzeżenie dostaje się do garderoby przez ruchome lustro i podkłada szkatułkę z klejnotami. Siebel zostawia swój bukiet pod drzwiami. Faust patrzy przez lustrzaną szybę na pokoik Małgorzaty (aria Salut demeure chaste et pure…) Małgorzata zabiera szkatułkę z garderoby i śpiewając pieśń o królu Thule idzie na scenę – jest bardzo zaskoczona, że w środku jest prawdziwa biżuteria. Podczas arii z klejnotami reszta sceny jest zaciemniona, w tle widać siedzącą publiczność, która na koniec bije brawo. Marta (garderobiana) rozmawia z Małgorzatą po udanym przedstawieniu. Już ma z nią iść do garderoby, gdy nadchodzą Mefisto z Faustem. Marta z Mefistem zostają na scenie, siadają z boku przy stoliku (ewentualnie w bocznej loży), Mefisto przynosi jej bombonierkę. Flirtują i rozrzucają złotka od czekoladek, podczas gdy druga para schodzi na dół.
Faust odprowadza Małgorzatę do jej garderoby, oboje są strasznie onieśmieleni, w końcu Małgorzata żegna się i odchodzi, niemal ucieka. Mefistofeles wychodzi na proscenium i odprawia swoje czary – scena zjeżdża na dół, widać teraz tylko ją. Jest całkiem pusta, po deskach snuje się dym. Małgorzata i Faust wspólnie próbują do przedstawienia - Faust stoi z nutami i patrzy w partyturę, Małgorzata śpiewa (duet Laissez-moi… aż do „eternelle”, wtedy książka wypada Faustowi z ręki). Do duetu „oh nuit d’amour” stoją tuż obok siebie, Faust tuż za Małgorzatą, obejmując ją. Kiedy już mają się pocałować, na moment gaśnie światło, a kiedy się zapala, okazuje się, że Małgorzata obejmuje Mefistofelesa. Odpycha go przestraszona, scena podjeżdża do góry. Mefisto znika, a Faust nadbiega z kulisy i kontynuują duet ("divine purete…"). Ponieważ Małgorzata jest mocno zalękniona, Faust znów odprowadza ją do garderoby, z pełną rewerencją, umawiają się na jutro.
Faust ma ochotę przylać Mefistowi, gdy się spotykają, ale ten ciągnie go natychmiast do jego gabinetu, skąd we dwóch patrzą jak Małgorzata wspomina swoją schadzkę, wdzięcząc się przed lustrem. W kulminacyjnej scenie, za sprawą Mefista lustro otwiera się, a Faust i Małgorzata padają sobie w ramiona.
Akt IV
Garderoba Małgorzaty/ gabinet Fausta. Małgorzata rozpacza przed zamkniętym lustrem; siedząc przy toaletce, ze smutkiem rozpakowuje paczuszkę, gdzie znajdują się buciki niemowlęce. Tu może nastąpić – wycinana zazwyczaj – scena z Siebelem, który nieskutecznie próbuje ją pocieszyć, Małgorzata jednak wciąż czeka na Fausta. Na scenie powyżej trwa próba chóru. Fausta nigdzie nie ma, natomiast za ścianą jest Mefistofeles, który gra sobie na organach, a potem dręczy znękaną wyrzutami sumienia Małgorzatę, odzywając się do niej zza lustra. Rolę chóru demonów odgrywają artyści próbujący piętro wyżej, plotkujący o Małgorzacie.
Powrót żołnierzy odbywa się jako „teatr w teatrze”, Siebel-Walenty (czyli jednym słowem Rywal) bije się z myślami – oczywiście ktoś „życzliwy” już mu doniósł o zdradzie Małgorzaty. Jej samej nie ma, siedzi w garderobie i płacze. Gdy scena pustoszeje (zostaje tylko Walenty i Siebel) pojawiają się Faust i Mefisto. Mefisto machając nogami buja się na żyrandolu i śpiewa swoje złośliwe kuplety, Faust bezskutecznie stara się go uciszyć; Walenty nie słuchając błagań Siebela wciska Faustowi do ręki szablę (rekwizyt teatralny) i zmusza do pojedynku. To jest moment na stereotypowe powiewające koszule i porządną bijatykę. Gdy Walenty pada ciężko raniony, widz zauważa, że na piersi Siebela też jest krwawa plama. Faust ucieka, Mefisto znika (wraz z żyrandolem), na scenę wbiega chór, a za nimi Małgorzata. Walenty zrywa jej z szyi łańcuszek z zaręczynowym pierścionkiem, przeklina ją i umiera; w tej samej chwili Siebel również pada martwy.
Akt V
Pusta scena. Mefisto ustawia rekwizyt-tron i każe Faustowi siadać. Faust czyni to niechętnie i rozpoczyna się Noc Walpurgii. Corps de ballet występuje jako corps de ballet i wdzięczy się przed Faustem ile się da. Mefisto prezentuje solistki: bliskowschodnią piękność, potem jedną z baletnic, romantyczno-gotycką królewnę, uczennicę w mundurku (całkiem współczesnym). Założyłabym im na buzie najrozmaitsze "upiorne" maski z różnych wersji, podbiegałyby do siedzącego na tronie doktora i odsłaniały swoje ładne twarze kokieteryjnie. Faust patrzy na to wszystko coraz bardziej przerażony, z rosnącym niedowierzaniem. Piękne dziewczęta wpychają mu się na kolana, próbują go całować - Faust stara się je odgonić, Mefisto się śmieje. Tymczasem Małgorzata piętro niżej rozbija lustro w garderobie i przechodzi do gabinetu Fausta. Przerażona ogląda panujący tam nieład, widzi organy, w końcu znajduje buteleczkę trucizny, którą Faust chciał zażyć na początku pierwszego aktu. Nalewa do kielicha i pije.
We fragmencie instrumentalnym po tym, jak Faust rozkazał Mefistofelesowi prowadzić się natychmiast do Małgorzaty, ma miejsce scena zbiorowa w teatrze. W obecności chóru, na scenie, Małgorzata ma krwotok (duża, rozmazana plama na deskach plus pobrudzona cała dolna połowa białego kostiumu do „sceny więziennej”) i mdleje. Chór rozchodzi się, Faust i Mefisto znajdują Małgorzatę leżącą nieprzytomną na scenie. Mefisto oddala się i kochankowie zostają sami. Scena zmienia się podobnie jak w III akcie do sekwencji ogrodowej (gwiaździsta noc, dym na deskach, ogólnie bardzo romantycznie). Małgorzata rozpoznaje Fausta i padają sobie w ramiona; wtedy okazuje się, że ona nie rozumie co się z nią dzieje, majaczy w gorączce. Gdy próbuje wstać, ciągnie się za nią krwawa smuga; leci Faustowi przez ręce, kiedy ten stara się wyprowadzić ją na zewnątrz. Nadbiega Mefistofeles (bez swojej czerwonej peleryny, tylko w kapeluszu i masce), chce pomóc Faustowi uratować Małgorzatę. W czasie szamotaniny dziewczyna zrzuca mu kapelusz (więc coraz bardziej widać, że Mefisto to w istocie sam Faust). W finałowym tercecie Małgorzata praktycznie omdlewa, wiesza się na Fauście, który osuwa się na kolana i błaga ją o przebaczenie (ona wydaje się mu wybaczać, ale trudno ustalić, na ile jest świadoma). Mefisto krzyczy na Fausta i Małgorzatę, żeby się pospieszyli, ale bez efektu. Na dole, na poziomie garderób, zbiera się tłumek chórzystów. W ostatnim wysiłku Małgorzata wstaje, podchodzi do Mefista i ściąga jego maskę – teraz widać bez żadnej wątpliwości, że jest identyczny jak Faust. Swoją ostatnią kwestię „Va, tu me fais horreur!” Małgorzata wrzeszczy do obydwu, po czym pada nieżywa. Faust rozpacza łapiąc się za głowę, Mefistofeles odchodzi w kulisę. Ostre światło na dolny poziom sceny, gdzie gapiący się na nich od pewnego czasu chórzyści wykonują finałowy chór aniołów przekonani o własnej moralnej wyższości.
Kurtyna