Post by Kaja on Mar 25, 2009 21:41:37 GMT 1
Na prośbę kilku osób...
Wszystko zaczęło się od wielkiego byka, który podczas uwertury wjechał na scenę. Zarówno uwertura, którą zna chyba każdy, oraz byk zrobiły odpowiedni klimat opery i po zmianie dekoracji znaleźliśmy się w Sewilli. Już na początku pojawiają się Micaela i Don Jose. Według mnie para trochę bezbarwna. Ogólnie miło się ich słuchało, ale bez rewelacji. Wszyscy, zarówno bohaterowie na scenie jak i widzowie czekamy na Carmen. Kiedy w końcu się pojawia robi wrażenie na wszystkich. Zarówno wokalnie jak i sposobem bycia. Uwodzi, kokietuje i śpiewa „ L’amour est un oiseau rebelie.” W tej tytułowej roli wystąpiła Małgorzata Walewska. Od razu po kilku chwilach widać, że rola jest jakby pisana dla niej. Chociaż gra już ją od 14 lat to jednak nie widać, że jej Carmen straciła na tym, wręcz przeciwnie. Można pokusić się o pewną interpretacje, ale o tym później.
Carmen od razu zwraca uwagę na Don Jose. Kokietuje go, a na końcu rzuca mu kwiatek, który podaje pojawiający się z nikąd anioł (ubrany jakoś tak „na sportowo”), taki niby wyrośnięty Amor.
Mimo, że opera zrobiona była w stylu klasyczny, to jednak symboli nie brakowało. Oprócz byka i anioła w akcie pierwszym i następnych a to przez scenę przechodziły zakonnice, trzy seniority, z których jedna miała na głowie coś na kształt przerośniętego abażuru no i hiszpańska inkwizycja z biczownikami na czele. Tak wiem, to wyglądało jak w tym skeczu Monty pythona „Nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji” Ta właśnie hiszpańska inkwizycja pozwala na ucieczkę Carmen.
W II akcie trafiamy do oberży Lilas Pastii. Jak widać zabawa trwa na całego bo na stole leży zupełnie naga kobieta (mężczyzna w przebraniu kobiety wzbudzający ogólny ubaw) w pozie jak z obrazu Goi „Maja naga.” „Piękna Maja” szybko ucieka ze stołu jak i sceny, na które wkracza Carmen wraz z koleżankami Frasquita i Mercedes. Tutaj szczególnie duże brawa dla odtwórczyni roli Mercedes - Anna Lubańska. Znana już przez n nas z kilku oper i po prostu to „Nasza jedyna w swoim rodzaju.” ( Polecam tą panią zobaczyć i posłuchać szczególnie w „Rigoletto”).
W międzyczasie pojawia się na scenie sławny torreador Escamillo. Znowu znane „Vivat! Vivat le torero" i na scenie pojawia się ciągnięty przez konie trup byka ( makieta – to taki szczegół dla obrońców praw zwierząt). Pojawia się też później Don Jose ( jego nikt nie ciągnie) i po burzliwych scenach pełnych śpiewu tańca i wybuchów zazdrości ucieka wraz z Carmen i przemytnikami w góry. Musze wspomnieć, że w tym akcie też gdzieś się przemykała hiszpańska inkwizycja.
W kolejnym akcie przenosimy się w góry. Znowu pojawiają się kolejne symbole, bo przez cały akt tyłem do widowni stoi biała mumia. Według mnie to była śmierć, ale kimkolwiek ta mumia nie była to się musiała nastać.
Carmen wraz z przyjaciółkami zaczyna wróżyć sobie z kart, z których wychodzi, że Carmen i Don Jose zginą. Pojawia się też tu Micaela szukająca ukochanego Don Jose, aby mu oznajmić, ze jego matka umiera. (Muszę się przyznać, że podczas arii Micaeli trochę przysypałam. Nie z tego powodu, że pani nudziła, albo miała tragiczny głos. Po prostu tak to na mnie zadziałało). W końcu cała trójka się spotyka i Don Jose zostawia rozwścieczoną Carmen, która wyrzuca mu, że kocha torreadora.
Don Jose nie schodzi ze sceny a staje w miejscu śmierci a dekoracja się zmienia i nagle staje przed areną. Trochę dalej po jednej i drugiej stronie sceny Carmen i Escamillo ubierają się na corridę. Na to wydarzenia przybywają wszyscy z aniołem i śmiercią na czele i oczywiście hiszpańska inkwizycja, której nikt się nie spodziewał. Przybywa też Don Jose, który w końcu spotyka się z Carmen po dramatycznym duecie przebija ja nożem. W chwili śmierci Carmen pojawia się wielki byk, który klęka przed parą kochanków.
To teraz tak na końcu dwie teoria na temat Carmen:
Po pierwsze nie potępiam ją, bo uważam, że chociaż wodzi ona wszystkich mężczyzn za nos, to jednak potrzebuje ona oparcia prawdziwego mężczyzny. Niestety Don Jose nie podołał jej wymaganiom. Trochę na złość opuszcza go dla torreadora. Jednak wciąż go kocha tylko nie umie się do tego przyznać i w końcu daje się zabić ukochanemu.
Po drugie. Carmen to kobieta, która wciąż jest atrakcyjna, ale już czuje, że mija okres w którym może sobie okręcić mężczyzn dookoła palca. Szuka zatem kogoś z kim mogłaby się związać, ale próba stworzenia jakiegoś trwałego związku nie wychodzi. Życie na stałe z kimś widocznie nie leży w naturze Carmen. Zatem woli umrzeć młodo i przy tym z rozmachem niż doczekać starości jako nieatrakcyjna kobieta. Tu może wiek Walewskiej podsunął mi taką teorie. Jej Carmen jest starsza i dojrzalsza, ale wciąż atrakcyjna.
Za wydumałoś teorii nie odpowiadam. Takie wnioski po rozmowie z Fi.
I tak na koniec wielkie brawa dla obsady. Tutaj mimo wszystko część kobieca była górą.
Nie zapominajmy jednak o hiszpańskiej inkwizycji.
Wszystko zaczęło się od wielkiego byka, który podczas uwertury wjechał na scenę. Zarówno uwertura, którą zna chyba każdy, oraz byk zrobiły odpowiedni klimat opery i po zmianie dekoracji znaleźliśmy się w Sewilli. Już na początku pojawiają się Micaela i Don Jose. Według mnie para trochę bezbarwna. Ogólnie miło się ich słuchało, ale bez rewelacji. Wszyscy, zarówno bohaterowie na scenie jak i widzowie czekamy na Carmen. Kiedy w końcu się pojawia robi wrażenie na wszystkich. Zarówno wokalnie jak i sposobem bycia. Uwodzi, kokietuje i śpiewa „ L’amour est un oiseau rebelie.” W tej tytułowej roli wystąpiła Małgorzata Walewska. Od razu po kilku chwilach widać, że rola jest jakby pisana dla niej. Chociaż gra już ją od 14 lat to jednak nie widać, że jej Carmen straciła na tym, wręcz przeciwnie. Można pokusić się o pewną interpretacje, ale o tym później.
Carmen od razu zwraca uwagę na Don Jose. Kokietuje go, a na końcu rzuca mu kwiatek, który podaje pojawiający się z nikąd anioł (ubrany jakoś tak „na sportowo”), taki niby wyrośnięty Amor.
Mimo, że opera zrobiona była w stylu klasyczny, to jednak symboli nie brakowało. Oprócz byka i anioła w akcie pierwszym i następnych a to przez scenę przechodziły zakonnice, trzy seniority, z których jedna miała na głowie coś na kształt przerośniętego abażuru no i hiszpańska inkwizycja z biczownikami na czele. Tak wiem, to wyglądało jak w tym skeczu Monty pythona „Nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji” Ta właśnie hiszpańska inkwizycja pozwala na ucieczkę Carmen.
W II akcie trafiamy do oberży Lilas Pastii. Jak widać zabawa trwa na całego bo na stole leży zupełnie naga kobieta (mężczyzna w przebraniu kobiety wzbudzający ogólny ubaw) w pozie jak z obrazu Goi „Maja naga.” „Piękna Maja” szybko ucieka ze stołu jak i sceny, na które wkracza Carmen wraz z koleżankami Frasquita i Mercedes. Tutaj szczególnie duże brawa dla odtwórczyni roli Mercedes - Anna Lubańska. Znana już przez n nas z kilku oper i po prostu to „Nasza jedyna w swoim rodzaju.” ( Polecam tą panią zobaczyć i posłuchać szczególnie w „Rigoletto”).
W międzyczasie pojawia się na scenie sławny torreador Escamillo. Znowu znane „Vivat! Vivat le torero" i na scenie pojawia się ciągnięty przez konie trup byka ( makieta – to taki szczegół dla obrońców praw zwierząt). Pojawia się też później Don Jose ( jego nikt nie ciągnie) i po burzliwych scenach pełnych śpiewu tańca i wybuchów zazdrości ucieka wraz z Carmen i przemytnikami w góry. Musze wspomnieć, że w tym akcie też gdzieś się przemykała hiszpańska inkwizycja.
W kolejnym akcie przenosimy się w góry. Znowu pojawiają się kolejne symbole, bo przez cały akt tyłem do widowni stoi biała mumia. Według mnie to była śmierć, ale kimkolwiek ta mumia nie była to się musiała nastać.
Carmen wraz z przyjaciółkami zaczyna wróżyć sobie z kart, z których wychodzi, że Carmen i Don Jose zginą. Pojawia się też tu Micaela szukająca ukochanego Don Jose, aby mu oznajmić, ze jego matka umiera. (Muszę się przyznać, że podczas arii Micaeli trochę przysypałam. Nie z tego powodu, że pani nudziła, albo miała tragiczny głos. Po prostu tak to na mnie zadziałało). W końcu cała trójka się spotyka i Don Jose zostawia rozwścieczoną Carmen, która wyrzuca mu, że kocha torreadora.
Don Jose nie schodzi ze sceny a staje w miejscu śmierci a dekoracja się zmienia i nagle staje przed areną. Trochę dalej po jednej i drugiej stronie sceny Carmen i Escamillo ubierają się na corridę. Na to wydarzenia przybywają wszyscy z aniołem i śmiercią na czele i oczywiście hiszpańska inkwizycja, której nikt się nie spodziewał. Przybywa też Don Jose, który w końcu spotyka się z Carmen po dramatycznym duecie przebija ja nożem. W chwili śmierci Carmen pojawia się wielki byk, który klęka przed parą kochanków.
To teraz tak na końcu dwie teoria na temat Carmen:
Po pierwsze nie potępiam ją, bo uważam, że chociaż wodzi ona wszystkich mężczyzn za nos, to jednak potrzebuje ona oparcia prawdziwego mężczyzny. Niestety Don Jose nie podołał jej wymaganiom. Trochę na złość opuszcza go dla torreadora. Jednak wciąż go kocha tylko nie umie się do tego przyznać i w końcu daje się zabić ukochanemu.
Po drugie. Carmen to kobieta, która wciąż jest atrakcyjna, ale już czuje, że mija okres w którym może sobie okręcić mężczyzn dookoła palca. Szuka zatem kogoś z kim mogłaby się związać, ale próba stworzenia jakiegoś trwałego związku nie wychodzi. Życie na stałe z kimś widocznie nie leży w naturze Carmen. Zatem woli umrzeć młodo i przy tym z rozmachem niż doczekać starości jako nieatrakcyjna kobieta. Tu może wiek Walewskiej podsunął mi taką teorie. Jej Carmen jest starsza i dojrzalsza, ale wciąż atrakcyjna.
Za wydumałoś teorii nie odpowiadam. Takie wnioski po rozmowie z Fi.
I tak na koniec wielkie brawa dla obsady. Tutaj mimo wszystko część kobieca była górą.
Nie zapominajmy jednak o hiszpańskiej inkwizycji.