Post by ladyvaljean on Apr 4, 2009 21:48:24 GMT 1
Kolejny tekst piany nie przeze mnie, a dla mnie. ( Bo kot wskakuje na kolana mrocząc " Napiszzzz mi cios Perskiego..." ) Wklejany za zgodą i wiedzą autorki. Za napisanie go dziękuję i ciesze się że mogę się nim podzielić z wami (-;
Iblis
Darogo, mówi chanum.
***
W pałacowym ogrodzie jest cicho ciszą południa i słowików. To dzień wachlarzy i baldachimów i milczących eunuchów. Nadir poci się pod ceremonialnym strojem. W głębi zagajników dzwoni fontanna i pszczoły. Zapach potu i nierzeczywistości, ludzi i kadzielnic. A gdzieś w pobliżu zwinięty w pierścień wokół samego siebie ukrywa się wąż, śmierć.
Po co mnie wezwano, zastanawia się Nadir i nie znajduje odpowiedzi innej niż ta właściwa.
Chanum nie spoczywa na poduszkach w chmurze opium. Idzie przez długie ścieżki sama, bo przecież towarzystwa głuchoniemych nie traktuje się poważniej niż towarzystwa baldachimu i wachlarza. Trzyma się prosto; w ostatnich miesiącach postarzała się, jak mówią plotkarze lepiej obznajomieni z obyczajami pałacu. Jakby te śmierci, korowód trupów, nachylały ją ku jamie grobu. Nadir zastanawia się być może, czy ta dzisiejsza swobodna poza nie jest świadomą taktyką – ona lubi łamać cudze i własne słabości, byleby wywrzeć odpowiedni efekt. Lubi łamać kręgosłupy jak suche gałązki róż. A jednak być może Nadir doskonale wie, że chanum trzyma się prosto dlatego, że jest chanum i nie potrzeba jej innych motywów.
Idzie więc aleją, czytając. Niewolnik niesie osłonę od słońca, a drugi – wachlarz i paterę pełną słodyczy. Chanum wybiera figi i migdały, bo ma wciąż mocne zęby. Chrupie. Książka jest po francusku, a kiedy słońce na chwilę odbija się od białych kartek, chanum mruży oczy, nieświadomie kokieteryjnie, i spod maski nieubłaganie nadciągającej starości przebija nagle ślad urody drapieżnej, młodej sułtanki.
Gdzieś, kiedyś, ona też była piękna, jak ta dziewczyna, o której teraz w skupieniu czyta.
Wreszcie jednak zatrzymuje się w cieniu, zamyka książkę i odbiera ceremonialne pozdrowienia.
Pójdziemy do altany, darogo, mówi chanum, i uderza niecierpliwie książką o własną dłoń, jak poirytowany kot ogonem o podłogę. Grywasz w warcaby? - pyta.
Nadir potwierdza. Chanum jest zadowolona, a przynajmniej tak mówi. Mogłaby zaproponować szachy, ale woli tę grę, dodaje mimochodem. Wiele, wiele pionków i dwoje władców. To nie dodaje Nadirowi otuchy; uzurpować sobie władzę równą władzy sułtanki, nawet na jej życzenie, to jedna z gorszych wróżb.
Nie będziesz grał dla siebie, mówi chanum, jakby widziała jego myśli nie gorzej, niż słowa na francuskim papierze.
***
Książka z Europy jest tak naprawdę księgą baśni. Nie wiesz o tym, Nadir, i nie będziesz wiedział. Zabawnie patrzeć, jak starasz się za wszelką cenę zajrzeć do środka, za okładkę, bo pewnie żywisz głębokie przekonanie, że od bystrości twoich oczu i umysłu zależeć będzie, czy wyjdziesz stąd żywy. Ach, naiwny biedaku – wiesz, czym mnie naprawdę obrażasz? Ależ oczywiście, że nie wiesz, jesteś w końcu tylko mężczyzną.
Wystarczyłoby spojrzeć na mnie. Na mnie! Po co jednak ci to wyjaśniać, mały chłopcze, po co otwierać ci oczy, byś drżał, że twoje spojrzenie złowi któryś z moich eunuchów? I po co łudzić się, że spojrzysz na starzejącą się kobietę z pożądaniem? Zresztą nie twojego spojrzenia pragnęłabym tu i teraz, w zapachu róż i słońcu południa. Gramy wszyscy w tę samą naiwną grę. Świecimy odbitym światłem, jak księżyce, jak lustra. Wskazuję ci miejsce za stołem, na poduszkach, bo jesteś najbliżej tego, który już nigdy nie przyjdzie, żeby usiąść tu i teraz ze mną.
Posunęłam się w latach i utraciłam mądrość. Allah przywrócił mi płoche serce dziewczyny, a odebrał jej kształty. Niezbadane są Jego wyroki.
Ale stara sułtanka też może zabawić się w boga.
***
Budowa Pałacu Echa dobiegnie wkrótce końca, mówi chanum, kiedy Nadir rozstawia w skupieniu na szylkretowej planszy figurki z kości słoniowej i onyksu. Darogę coś ściska za gardło, bo jest świadomy tego, co kryje się poza tym na pozór tak naturalnym zagajeniem rozmowy. Plotki wędrują po korytarzach Mazandaranu, od komnat polityków i faworytów do seraju i z powrotem, mijają się w drzwiach, rodzą w apartamentach szacha i jego matki. Wyłupić mu oczy, by nie mógł nakreślić wspanialszego projektu. Obciąć język, by nikomu nie mógł nawet o nim opowiedzieć. Odebrać męskość... Odebrać życie. Ile z tych fantazyjnych projektów, zabawnych śmierci, urodziło się w głowie kobiety, która siedzi na poduszkach, wyprostowana i uśmiechnięta?
Za kilka dni szach wezwie cię, by przekazać bardzo delikatnej materii zadanie, darogo, mówi chanum i sięga po kolejny migdał. Domyślasz się, o co będzie chodzić, prawda?
Nadir powściąga emocje i zaczyna kwieciście odżegnywać się, jakoby miał kiedykolwiek domyślać się, co może mieć na myśli jego pan i władca, ale chanum uderza znowu ręką o książkę.
Trzeba mówić prawdę, stwierdza cichym głosem. W Gulistanie kobiety mają różne zachcianki, a ja chcę dziś dla odmiany nie sorbetu, nie płatków róż w miodzie, ale prawdy. Od ciebie. Mów więc – czy go kochasz?
***
Eriku, nie można było nic zrobić, tłumaczy Nadir. To dzieje się wiele tygodni przed rozmową w Gulistanie, po historii z tą głupią dziewczyną. Nadir współczuje jej, współczuje wyboru, przed jakim została postawiona, współczuje, że musiała umrzeć, aby zabawić chanum, aby zaspokoić jej pragnienie zemsty, która się nie powiodła. Ale kiedy widzi teraz Erika, krążącego po pokoju, wściekłego, z palcami instynktownie zaciskającymi się, jakby chciał mieć w ręku czyjąś szyję, zdruzgotać krtań i zmiażdżyć tętnice – zaczyna odczuwać gniew, irracjonalny i ukrywany, że to pożałowania godne stworzenie, choć martwe, staje pomiędzy nimi, oskarża go głosem Anioła Zagłady, rzuca na niego ciężar winy.
Nie mogłem nic zrobić, powtarza. Poza tym, co mi kazałeś.
Erik obraca się i jednym płynnym ruchem zdziera maskę, żeby daroga mógł w pełni doświadczyć wściekłości pół anioła, pół potwora.
Jesteś szefem policji, Nadir! Jak wiele trzeba było, żeby przekupić eunuchów? Żeby wyprowadzić ją z seraju? Czy twoja męska duma zabraniała ci poprosić mnie, żebym za nią zapłacił? Mów.
Ale Nadir tym razem milczy. Po zniekształconej twarzy Erika przebiega kolejny skurcz gniewu. Nie poszło to wszystko tak jak planował. Nie mógł wziąć dziewczyny siłą, jego europejskie maniery by na to nie pozwoliły – zresztą ileż by dał, gdyby zgodziła się, gdyby choć usłyszał „Tak”! Nie, nie dostał od niej nic, więc chciał być przynajmniej rycerski. I nie mógł nawet zachować się jak rycerz wobec tej nieszczęśnicy, bo Nadir go zawiódł. Od początku do końca pozostał dla niej potworem, śmiercią i strachem.
Mów, powtarza Erik, w sekundę jest przy darodze, i choć Nadir nie jest ułomkiem – chwyta go za ramiona i brutalnie przypiera do ściany. Mów!
Nie pomyślałem o tym, przyznaje się Nadir. A Erik z jakimś nieartykułowanym dźwiękiem rwącym się z gardła uderza go w twarz i odskakuje od ofiary, jak wściekłe zwierzę.
Nie pomyślałeś! No tak, na to nie wpadłem – śmieje się, zanosi śmiechem. Cóż z was za fascynujący naród, Nadir, rządzi wami zniewieściały król królów, na którym gra jak na cymbałach ubóstwiona i wyniesiona matka słońca narodu... Ale przecież kto z was mógłby pomyśleć o niewolnicy, kobiecie, o tym, by oszczędzić jej przynajmniej cierpienia? To w końcu tylko niewolnica, odaliska, kobieta, tak? Tak?!
Zachowujesz się, mówi Nadir, nim zdąży się zastanowić, czy to bezpieczne i rozsądne, zachowujesz się, Eriku, jakbyś co najmniej ją...
Erik chwyta pierwszą rzecz, jaka nawija mu się w rękę – ciężki, metalowy puchar – i ciska nim w głowę darogi, który tylko ślepemu szczęściu zawdzięcza, że złocony mosiądz nie druzgocze mu czaszki.
A Erik wychodzi.
***
Darogo, mówi chanum, on pragnie kobiety.
***
Mam więcej szpiegów niż ty, darogo, mówi chanum, przesuwając pionki po szachownicy. Ma już ich więcej niż Nadir, ale jeszcze nie zdobyła zdecydowanej przewagi. Zbija je jednak z uśmiechem tak pełnym zadowolenia, jakby były żywe. Przede wszystkim wśród kobiet. Nie doceniasz niewolnic, on miał rację, nie doceniasz.
Daroga znów oblewa się rumieńcem. Chanum zaś się śmieje, inaczej niż Erik, który jest wściekły, ale przecież ten śmiech też może zwiastować śmierć.
Cudzoziemiec skrócił cierpienia twojego synka – chanum poważnieje, a jej głos staje się zwodniczo miękki i współczujący. A ty mu na to pozwoliłeś. Wbrew prawu, wbrew woli Allaha.
Nadir cofa się od szachownicy, a ona, nie tracąc ani na chwilę tego współczującego wyrazu twarzy, zbija z szachownicy kolejny pion.
Ale ja to rozumiem, mówi. Wbrew twoim obawom, rozumiem. Dzięki temu wiem, że zrobisz dla niego wszystko.
Nie zdradzę króla królów, zarzeka się Nadir, a chanum znów parska śmiechem i uderza o książkę palcami jak o struny cytry. Owszem, zrobisz to, jeśli nie dla niego, to dlatego, że ja wiem o twoim występku. I jeśli mnie nie posłuchasz – mogę przestać rozumieć... Darogo...
***
Och, tak. Lustro i odbite światło. On nie zastanawiałby się długo nad odpowiedzią, która zbiłaby mnie z tropu. Zrobiłby to bez strachu, bo ktoś taki jak on nie dba o życie, o honor, o własne dobro. A ty, Nadir, czerwienisz się i bledniesz jak serajowa dziewka, która po raz pierwszy ma wejść do łoża sułtana.
Jak ta mała lalka, którą mu posłałam. Na własne nieszczęście.
***
Proponuję pokój, mówi chanum, wchodząc do komnaty, w której on stoi nad wielkim, przypiętym do stołu projektem Pałacu Echa. Stoi w progu, nasłuchuje tupotu stóp służby, która skrzętnie wycofuje się na bezpieczną odległość. Pokój, powtarza.
Nie przypominam sobie, abyśmy toczyli wojnę, odpowiada Erik, nie podnosząc nawet zamaskowanej twarzy znad papierów. Uwierz mi, madame, do walki umiałbym znaleźć sobie przeciwnika, który przedstawia sobą jakąś wartość.
Chanum ma ochotę podejść do niego, zerwać te białe płachty, drzeć je i deptać, ale tego nie robi.
Popełniłam błąd, przyznaję, mówi po chwili. Erik naraz znajduje w sobie zainteresowanie jej osobą. Och, sułtanka rzadko przyznaje się do błędów. Co on ma na myśli? Że powie, jak jej przykro z powodu śmierci tej młodej małpki? O, Eriku, tak mało jeszcze wiesz o chanum.
Powinnam była posłać ci chłopca, uśmiecha się szeroko. Albo mężczyznę. Na przykład tego sentymentalnego osła, Nadira. Prawda? Gdybym to jemu kazała zrobić to, co zrobiłam tej dzieweczce, zapomniałbyś o wiele szybciej.
Erik jest wściekły i chyba chciałby zdjąć maskę, ale doskonale wie, że na niej ten widok nie zrobi wrażenia. Teraz zatem to ona jest górą i może się uśmiechać, patrząc, jak nie potrafi jej odpowiedzieć.
To, co zrobiłaś, pani, było złe – mówi w końcu Erik, nie spuszczając z niej wzroku. Chanum odyma wargi. Złe... Czy mało rzeczy złych dotąd zrobiła?
Spodziewałam się po tobie czegoś ciekawszego. Jedna wina więcej czy jedna mniej, wzrusza ramionami i patrzy mu w oczy. Czy myślisz, że ma to dla mnie znaczenie?
Ale zrobiłaś to tylko dlatego, że sama nie mogłabyś przyjść do mnie... w tym samym celu, dla którego posłałaś niewolnicę, odpowiada Erik i chanum po raz pierwszy ugina się pod jego słowami, jakby dźgnął ją nożem. A potem prostuje i zaciska na moment usta.
Jednak dzięki temu jestem żywa – a ona nie.
Tak, odpowiada Erik, wytrzymując jej spojrzenie, i będziesz jeszcze długo żywa, o pani.
Tym razem to chanum musi wyjść. Ale na płacz pozwala sobie dopiero po powrocie do swojej prywatnej komnaty.
***
Darogo, mówi chanum, on pragnie kobiety pięknej.
Iblis
Darogo, mówi chanum.
***
W pałacowym ogrodzie jest cicho ciszą południa i słowików. To dzień wachlarzy i baldachimów i milczących eunuchów. Nadir poci się pod ceremonialnym strojem. W głębi zagajników dzwoni fontanna i pszczoły. Zapach potu i nierzeczywistości, ludzi i kadzielnic. A gdzieś w pobliżu zwinięty w pierścień wokół samego siebie ukrywa się wąż, śmierć.
Po co mnie wezwano, zastanawia się Nadir i nie znajduje odpowiedzi innej niż ta właściwa.
Chanum nie spoczywa na poduszkach w chmurze opium. Idzie przez długie ścieżki sama, bo przecież towarzystwa głuchoniemych nie traktuje się poważniej niż towarzystwa baldachimu i wachlarza. Trzyma się prosto; w ostatnich miesiącach postarzała się, jak mówią plotkarze lepiej obznajomieni z obyczajami pałacu. Jakby te śmierci, korowód trupów, nachylały ją ku jamie grobu. Nadir zastanawia się być może, czy ta dzisiejsza swobodna poza nie jest świadomą taktyką – ona lubi łamać cudze i własne słabości, byleby wywrzeć odpowiedni efekt. Lubi łamać kręgosłupy jak suche gałązki róż. A jednak być może Nadir doskonale wie, że chanum trzyma się prosto dlatego, że jest chanum i nie potrzeba jej innych motywów.
Idzie więc aleją, czytając. Niewolnik niesie osłonę od słońca, a drugi – wachlarz i paterę pełną słodyczy. Chanum wybiera figi i migdały, bo ma wciąż mocne zęby. Chrupie. Książka jest po francusku, a kiedy słońce na chwilę odbija się od białych kartek, chanum mruży oczy, nieświadomie kokieteryjnie, i spod maski nieubłaganie nadciągającej starości przebija nagle ślad urody drapieżnej, młodej sułtanki.
Gdzieś, kiedyś, ona też była piękna, jak ta dziewczyna, o której teraz w skupieniu czyta.
Wreszcie jednak zatrzymuje się w cieniu, zamyka książkę i odbiera ceremonialne pozdrowienia.
Pójdziemy do altany, darogo, mówi chanum, i uderza niecierpliwie książką o własną dłoń, jak poirytowany kot ogonem o podłogę. Grywasz w warcaby? - pyta.
Nadir potwierdza. Chanum jest zadowolona, a przynajmniej tak mówi. Mogłaby zaproponować szachy, ale woli tę grę, dodaje mimochodem. Wiele, wiele pionków i dwoje władców. To nie dodaje Nadirowi otuchy; uzurpować sobie władzę równą władzy sułtanki, nawet na jej życzenie, to jedna z gorszych wróżb.
Nie będziesz grał dla siebie, mówi chanum, jakby widziała jego myśli nie gorzej, niż słowa na francuskim papierze.
***
Książka z Europy jest tak naprawdę księgą baśni. Nie wiesz o tym, Nadir, i nie będziesz wiedział. Zabawnie patrzeć, jak starasz się za wszelką cenę zajrzeć do środka, za okładkę, bo pewnie żywisz głębokie przekonanie, że od bystrości twoich oczu i umysłu zależeć będzie, czy wyjdziesz stąd żywy. Ach, naiwny biedaku – wiesz, czym mnie naprawdę obrażasz? Ależ oczywiście, że nie wiesz, jesteś w końcu tylko mężczyzną.
Wystarczyłoby spojrzeć na mnie. Na mnie! Po co jednak ci to wyjaśniać, mały chłopcze, po co otwierać ci oczy, byś drżał, że twoje spojrzenie złowi któryś z moich eunuchów? I po co łudzić się, że spojrzysz na starzejącą się kobietę z pożądaniem? Zresztą nie twojego spojrzenia pragnęłabym tu i teraz, w zapachu róż i słońcu południa. Gramy wszyscy w tę samą naiwną grę. Świecimy odbitym światłem, jak księżyce, jak lustra. Wskazuję ci miejsce za stołem, na poduszkach, bo jesteś najbliżej tego, który już nigdy nie przyjdzie, żeby usiąść tu i teraz ze mną.
Posunęłam się w latach i utraciłam mądrość. Allah przywrócił mi płoche serce dziewczyny, a odebrał jej kształty. Niezbadane są Jego wyroki.
Ale stara sułtanka też może zabawić się w boga.
***
Budowa Pałacu Echa dobiegnie wkrótce końca, mówi chanum, kiedy Nadir rozstawia w skupieniu na szylkretowej planszy figurki z kości słoniowej i onyksu. Darogę coś ściska za gardło, bo jest świadomy tego, co kryje się poza tym na pozór tak naturalnym zagajeniem rozmowy. Plotki wędrują po korytarzach Mazandaranu, od komnat polityków i faworytów do seraju i z powrotem, mijają się w drzwiach, rodzą w apartamentach szacha i jego matki. Wyłupić mu oczy, by nie mógł nakreślić wspanialszego projektu. Obciąć język, by nikomu nie mógł nawet o nim opowiedzieć. Odebrać męskość... Odebrać życie. Ile z tych fantazyjnych projektów, zabawnych śmierci, urodziło się w głowie kobiety, która siedzi na poduszkach, wyprostowana i uśmiechnięta?
Za kilka dni szach wezwie cię, by przekazać bardzo delikatnej materii zadanie, darogo, mówi chanum i sięga po kolejny migdał. Domyślasz się, o co będzie chodzić, prawda?
Nadir powściąga emocje i zaczyna kwieciście odżegnywać się, jakoby miał kiedykolwiek domyślać się, co może mieć na myśli jego pan i władca, ale chanum uderza znowu ręką o książkę.
Trzeba mówić prawdę, stwierdza cichym głosem. W Gulistanie kobiety mają różne zachcianki, a ja chcę dziś dla odmiany nie sorbetu, nie płatków róż w miodzie, ale prawdy. Od ciebie. Mów więc – czy go kochasz?
***
Eriku, nie można było nic zrobić, tłumaczy Nadir. To dzieje się wiele tygodni przed rozmową w Gulistanie, po historii z tą głupią dziewczyną. Nadir współczuje jej, współczuje wyboru, przed jakim została postawiona, współczuje, że musiała umrzeć, aby zabawić chanum, aby zaspokoić jej pragnienie zemsty, która się nie powiodła. Ale kiedy widzi teraz Erika, krążącego po pokoju, wściekłego, z palcami instynktownie zaciskającymi się, jakby chciał mieć w ręku czyjąś szyję, zdruzgotać krtań i zmiażdżyć tętnice – zaczyna odczuwać gniew, irracjonalny i ukrywany, że to pożałowania godne stworzenie, choć martwe, staje pomiędzy nimi, oskarża go głosem Anioła Zagłady, rzuca na niego ciężar winy.
Nie mogłem nic zrobić, powtarza. Poza tym, co mi kazałeś.
Erik obraca się i jednym płynnym ruchem zdziera maskę, żeby daroga mógł w pełni doświadczyć wściekłości pół anioła, pół potwora.
Jesteś szefem policji, Nadir! Jak wiele trzeba było, żeby przekupić eunuchów? Żeby wyprowadzić ją z seraju? Czy twoja męska duma zabraniała ci poprosić mnie, żebym za nią zapłacił? Mów.
Ale Nadir tym razem milczy. Po zniekształconej twarzy Erika przebiega kolejny skurcz gniewu. Nie poszło to wszystko tak jak planował. Nie mógł wziąć dziewczyny siłą, jego europejskie maniery by na to nie pozwoliły – zresztą ileż by dał, gdyby zgodziła się, gdyby choć usłyszał „Tak”! Nie, nie dostał od niej nic, więc chciał być przynajmniej rycerski. I nie mógł nawet zachować się jak rycerz wobec tej nieszczęśnicy, bo Nadir go zawiódł. Od początku do końca pozostał dla niej potworem, śmiercią i strachem.
Mów, powtarza Erik, w sekundę jest przy darodze, i choć Nadir nie jest ułomkiem – chwyta go za ramiona i brutalnie przypiera do ściany. Mów!
Nie pomyślałem o tym, przyznaje się Nadir. A Erik z jakimś nieartykułowanym dźwiękiem rwącym się z gardła uderza go w twarz i odskakuje od ofiary, jak wściekłe zwierzę.
Nie pomyślałeś! No tak, na to nie wpadłem – śmieje się, zanosi śmiechem. Cóż z was za fascynujący naród, Nadir, rządzi wami zniewieściały król królów, na którym gra jak na cymbałach ubóstwiona i wyniesiona matka słońca narodu... Ale przecież kto z was mógłby pomyśleć o niewolnicy, kobiecie, o tym, by oszczędzić jej przynajmniej cierpienia? To w końcu tylko niewolnica, odaliska, kobieta, tak? Tak?!
Zachowujesz się, mówi Nadir, nim zdąży się zastanowić, czy to bezpieczne i rozsądne, zachowujesz się, Eriku, jakbyś co najmniej ją...
Erik chwyta pierwszą rzecz, jaka nawija mu się w rękę – ciężki, metalowy puchar – i ciska nim w głowę darogi, który tylko ślepemu szczęściu zawdzięcza, że złocony mosiądz nie druzgocze mu czaszki.
A Erik wychodzi.
***
Darogo, mówi chanum, on pragnie kobiety.
***
Mam więcej szpiegów niż ty, darogo, mówi chanum, przesuwając pionki po szachownicy. Ma już ich więcej niż Nadir, ale jeszcze nie zdobyła zdecydowanej przewagi. Zbija je jednak z uśmiechem tak pełnym zadowolenia, jakby były żywe. Przede wszystkim wśród kobiet. Nie doceniasz niewolnic, on miał rację, nie doceniasz.
Daroga znów oblewa się rumieńcem. Chanum zaś się śmieje, inaczej niż Erik, który jest wściekły, ale przecież ten śmiech też może zwiastować śmierć.
Cudzoziemiec skrócił cierpienia twojego synka – chanum poważnieje, a jej głos staje się zwodniczo miękki i współczujący. A ty mu na to pozwoliłeś. Wbrew prawu, wbrew woli Allaha.
Nadir cofa się od szachownicy, a ona, nie tracąc ani na chwilę tego współczującego wyrazu twarzy, zbija z szachownicy kolejny pion.
Ale ja to rozumiem, mówi. Wbrew twoim obawom, rozumiem. Dzięki temu wiem, że zrobisz dla niego wszystko.
Nie zdradzę króla królów, zarzeka się Nadir, a chanum znów parska śmiechem i uderza o książkę palcami jak o struny cytry. Owszem, zrobisz to, jeśli nie dla niego, to dlatego, że ja wiem o twoim występku. I jeśli mnie nie posłuchasz – mogę przestać rozumieć... Darogo...
***
Och, tak. Lustro i odbite światło. On nie zastanawiałby się długo nad odpowiedzią, która zbiłaby mnie z tropu. Zrobiłby to bez strachu, bo ktoś taki jak on nie dba o życie, o honor, o własne dobro. A ty, Nadir, czerwienisz się i bledniesz jak serajowa dziewka, która po raz pierwszy ma wejść do łoża sułtana.
Jak ta mała lalka, którą mu posłałam. Na własne nieszczęście.
***
Proponuję pokój, mówi chanum, wchodząc do komnaty, w której on stoi nad wielkim, przypiętym do stołu projektem Pałacu Echa. Stoi w progu, nasłuchuje tupotu stóp służby, która skrzętnie wycofuje się na bezpieczną odległość. Pokój, powtarza.
Nie przypominam sobie, abyśmy toczyli wojnę, odpowiada Erik, nie podnosząc nawet zamaskowanej twarzy znad papierów. Uwierz mi, madame, do walki umiałbym znaleźć sobie przeciwnika, który przedstawia sobą jakąś wartość.
Chanum ma ochotę podejść do niego, zerwać te białe płachty, drzeć je i deptać, ale tego nie robi.
Popełniłam błąd, przyznaję, mówi po chwili. Erik naraz znajduje w sobie zainteresowanie jej osobą. Och, sułtanka rzadko przyznaje się do błędów. Co on ma na myśli? Że powie, jak jej przykro z powodu śmierci tej młodej małpki? O, Eriku, tak mało jeszcze wiesz o chanum.
Powinnam była posłać ci chłopca, uśmiecha się szeroko. Albo mężczyznę. Na przykład tego sentymentalnego osła, Nadira. Prawda? Gdybym to jemu kazała zrobić to, co zrobiłam tej dzieweczce, zapomniałbyś o wiele szybciej.
Erik jest wściekły i chyba chciałby zdjąć maskę, ale doskonale wie, że na niej ten widok nie zrobi wrażenia. Teraz zatem to ona jest górą i może się uśmiechać, patrząc, jak nie potrafi jej odpowiedzieć.
To, co zrobiłaś, pani, było złe – mówi w końcu Erik, nie spuszczając z niej wzroku. Chanum odyma wargi. Złe... Czy mało rzeczy złych dotąd zrobiła?
Spodziewałam się po tobie czegoś ciekawszego. Jedna wina więcej czy jedna mniej, wzrusza ramionami i patrzy mu w oczy. Czy myślisz, że ma to dla mnie znaczenie?
Ale zrobiłaś to tylko dlatego, że sama nie mogłabyś przyjść do mnie... w tym samym celu, dla którego posłałaś niewolnicę, odpowiada Erik i chanum po raz pierwszy ugina się pod jego słowami, jakby dźgnął ją nożem. A potem prostuje i zaciska na moment usta.
Jednak dzięki temu jestem żywa – a ona nie.
Tak, odpowiada Erik, wytrzymując jej spojrzenie, i będziesz jeszcze długo żywa, o pani.
Tym razem to chanum musi wyjść. Ale na płacz pozwala sobie dopiero po powrocie do swojej prywatnej komnaty.
***
Darogo, mówi chanum, on pragnie kobiety pięknej.