Post by Kaja on Aug 20, 2006 20:46:48 GMT 1
W takim razie od czego by tu zacząć?
W operze zagościłam dnia 15 sierpnia. Jak do tego doszło może nie będę się tu rozwodzić, ale było to jedno z kilku miejsc, które chciałam zobaczyć w Paryżu. Dlatego wybierając wycieczkę dokładnie sprawdzałam czy obejmie ona wizytę w operze. Jednak pech krążył wokół mnie i ujawnił się już na początku, kiedy od naszego szanownego pilocika dowiedziałam się, że owszem będziemy pod operą, ale zwiedzamy ją tylko z zewnątrz. Pozostały zatem tylko dwie kwestie: albo grzecznie przyporządkować się grupie, albo dokonać małej kontrolowanej dezercji. Zgadnijcie, co wybrałam.
Postanowiła dzień wcześniej ustalić szczegóły tzn. co mogę opuścić w planie, jak trafić do opery no i ile taka przyjemność kosztuje. Na szczęście grupa miała znaleźć się pod operą dwa razy w ciągu dnia i to w odstępie około 1,5 godz. Jak się okazało było to mało czasu.
Zatem we wtorek koło południa dotarłam pod operę. Szczerze to w pierwszej chwili nie wyglądała wcale na gigantyczną. Dopiero jak zobaczy się ja z boku widzi się, że to spory budynek. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to lira Apollina na dachu. Niestety bez upiora J. Po małym wprowadzeniu przez naszego pilota i zrobieniu kilku zdjęć udałam się na sama na zwiedzanie. Na wycieczkę po operze niestety nie udało mi się nikogo innego namówić i musiałam opuścić jeden punkt programu ( mam nadzieję, że Napoleon wybaczy, że padło na jego grób). Pierwsze co zrobiłam to zakupiłam bilet. Nie było to zbyt proste, z powodu nieznajomości francuskiego, ale łamaną angielszczyzna udało mi się tego dokonać. Bilet kosztował 20 euro. Jak się później dowiedziałam był tak drogi ze względu na święto i brak wcześniejszej rezerwacji.
A potem mogłam już tylko zwiedzać. Niestety brak pilota był trochę uciążliwy. Akurat wchodziła jakaś francuska grupa zatem dołączyłam się do nich. Na przyspieszony kurs francuskiego nie miała co liczyć zatem musiałam przypomnieć sobie to co czytałam i być dobrą obserwatorką.
Ruszyłam zatem na zwiedzanie. Niestety większej fotorelacji nie będzie dlatego, że nie można było robić zdjęć. Pilnowano bardzo i chyba tylko bez lampy by się mogło udać, ale miałam tylko przy sobie zwykły aparat.
Z foyer ruszyliśmy na główne schody. Są wspaniałe chociaż jak dla mnie bardzo śliskie i jakoś trudno wyobrazić mi sobie na nich jakiekolwiek tańce. Następnie ruszyliśmy do wielkiej sali. Tutaj można zobaczyć dopiero cały przepych i ogrom opery. Można to mniej więcej przedstawić jak w ostatnim filmie i powiem szczerze, że poczułam się trochę zdezorientowana człowiek nie wie gdzie patrzyć. Ja skupiłam uwagę na żyrandolu. Nie jest on może tak imponujący na jak zostaje przedstawiony, ale jest na co popatrzeć.
Scena jest ogromna. Na niej chciałabym zobaczyć wystawienie upiora. Podobno cała sala ma najlepszą akustykę i w ogóle prawie nie używa się nagłośnienia. Za sceny ruszyliśmy w stronę zaplecza. Niestety nie pokazano nam całego. Ogólnie to plątanina różnych dekoracji opuszczanych na każdy spektakl. Trochę trudno sobie to wyobrazić, że wszystko mieści się, ale za naszych czasów by to wszystko sprawnie działało cześć rzeczy jest skomputeryzowana. Wszystkich niestety cudów opery nie pokazano nam. Z zaplecza przeszliśmy na gabinety. Tutaj musiałam niestety wraca, dlatego, że mój czas nieubłaganie się kończył. Nie udało mi się zobaczyć ani wejścia do podziemi, ani loży nr 5 L (chociaż domyślam się która to).
Wracając wstąpiłam do sklepiku operowego. Tutaj znowu straciłam orientacje bo pamiątek z opery było sporo łącznie z eleganckim wydaniem filmu z 25 oraz komiksem o upiorze. Niestety czas już naprawdę naglił zatem szybko z kupiłam kilka kartek z wnętrza i pobiegłam na spotkanie ze swoją grupą.
Pod koniec tego dnia miałam jeszcze jedną małą niespodziankę. Zwiedzając muzeum Orsay mogła z bliska obejrzeć przekrój przez operę w postaci makiety. Ciekawa i godna uwagi rzecz. Tutaj można dopiero dostrzec jak mało udało mi się zobaczyć.
Na koniec mogę tylko dodać, że takie miejsce jak opera aż prosi się o upiora. Poza tym wspaniale zobaczyć jest to wszystko na żywo. Tutaj można dopiero poczuć większa autentyczność tej historii. Dla wszystkich którzy odwiedzają Paryż polecam bez dwóch zdań.
A jeszcze jedno. Powiem tylko to co rzekłam wychodząc z gmachu „Ja tu jeszcze wrócę”
PS zdjęcia w późniejszym czasie.
W operze zagościłam dnia 15 sierpnia. Jak do tego doszło może nie będę się tu rozwodzić, ale było to jedno z kilku miejsc, które chciałam zobaczyć w Paryżu. Dlatego wybierając wycieczkę dokładnie sprawdzałam czy obejmie ona wizytę w operze. Jednak pech krążył wokół mnie i ujawnił się już na początku, kiedy od naszego szanownego pilocika dowiedziałam się, że owszem będziemy pod operą, ale zwiedzamy ją tylko z zewnątrz. Pozostały zatem tylko dwie kwestie: albo grzecznie przyporządkować się grupie, albo dokonać małej kontrolowanej dezercji. Zgadnijcie, co wybrałam.
Postanowiła dzień wcześniej ustalić szczegóły tzn. co mogę opuścić w planie, jak trafić do opery no i ile taka przyjemność kosztuje. Na szczęście grupa miała znaleźć się pod operą dwa razy w ciągu dnia i to w odstępie około 1,5 godz. Jak się okazało było to mało czasu.
Zatem we wtorek koło południa dotarłam pod operę. Szczerze to w pierwszej chwili nie wyglądała wcale na gigantyczną. Dopiero jak zobaczy się ja z boku widzi się, że to spory budynek. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to lira Apollina na dachu. Niestety bez upiora J. Po małym wprowadzeniu przez naszego pilota i zrobieniu kilku zdjęć udałam się na sama na zwiedzanie. Na wycieczkę po operze niestety nie udało mi się nikogo innego namówić i musiałam opuścić jeden punkt programu ( mam nadzieję, że Napoleon wybaczy, że padło na jego grób). Pierwsze co zrobiłam to zakupiłam bilet. Nie było to zbyt proste, z powodu nieznajomości francuskiego, ale łamaną angielszczyzna udało mi się tego dokonać. Bilet kosztował 20 euro. Jak się później dowiedziałam był tak drogi ze względu na święto i brak wcześniejszej rezerwacji.
A potem mogłam już tylko zwiedzać. Niestety brak pilota był trochę uciążliwy. Akurat wchodziła jakaś francuska grupa zatem dołączyłam się do nich. Na przyspieszony kurs francuskiego nie miała co liczyć zatem musiałam przypomnieć sobie to co czytałam i być dobrą obserwatorką.
Ruszyłam zatem na zwiedzanie. Niestety większej fotorelacji nie będzie dlatego, że nie można było robić zdjęć. Pilnowano bardzo i chyba tylko bez lampy by się mogło udać, ale miałam tylko przy sobie zwykły aparat.
Z foyer ruszyliśmy na główne schody. Są wspaniałe chociaż jak dla mnie bardzo śliskie i jakoś trudno wyobrazić mi sobie na nich jakiekolwiek tańce. Następnie ruszyliśmy do wielkiej sali. Tutaj można zobaczyć dopiero cały przepych i ogrom opery. Można to mniej więcej przedstawić jak w ostatnim filmie i powiem szczerze, że poczułam się trochę zdezorientowana człowiek nie wie gdzie patrzyć. Ja skupiłam uwagę na żyrandolu. Nie jest on może tak imponujący na jak zostaje przedstawiony, ale jest na co popatrzeć.
Scena jest ogromna. Na niej chciałabym zobaczyć wystawienie upiora. Podobno cała sala ma najlepszą akustykę i w ogóle prawie nie używa się nagłośnienia. Za sceny ruszyliśmy w stronę zaplecza. Niestety nie pokazano nam całego. Ogólnie to plątanina różnych dekoracji opuszczanych na każdy spektakl. Trochę trudno sobie to wyobrazić, że wszystko mieści się, ale za naszych czasów by to wszystko sprawnie działało cześć rzeczy jest skomputeryzowana. Wszystkich niestety cudów opery nie pokazano nam. Z zaplecza przeszliśmy na gabinety. Tutaj musiałam niestety wraca, dlatego, że mój czas nieubłaganie się kończył. Nie udało mi się zobaczyć ani wejścia do podziemi, ani loży nr 5 L (chociaż domyślam się która to).
Wracając wstąpiłam do sklepiku operowego. Tutaj znowu straciłam orientacje bo pamiątek z opery było sporo łącznie z eleganckim wydaniem filmu z 25 oraz komiksem o upiorze. Niestety czas już naprawdę naglił zatem szybko z kupiłam kilka kartek z wnętrza i pobiegłam na spotkanie ze swoją grupą.
Pod koniec tego dnia miałam jeszcze jedną małą niespodziankę. Zwiedzając muzeum Orsay mogła z bliska obejrzeć przekrój przez operę w postaci makiety. Ciekawa i godna uwagi rzecz. Tutaj można dopiero dostrzec jak mało udało mi się zobaczyć.
Na koniec mogę tylko dodać, że takie miejsce jak opera aż prosi się o upiora. Poza tym wspaniale zobaczyć jest to wszystko na żywo. Tutaj można dopiero poczuć większa autentyczność tej historii. Dla wszystkich którzy odwiedzają Paryż polecam bez dwóch zdań.
A jeszcze jedno. Powiem tylko to co rzekłam wychodząc z gmachu „Ja tu jeszcze wrócę”
PS zdjęcia w późniejszym czasie.