rosa
Nowo Przybyły
Posts: 16
|
Post by rosa on Nov 27, 2006 18:44:45 GMT 1
I. Prolog.
Pary¿, 1875 rok, 4 lata po œlubie
Nad Pary¿em zapad³a g³êboka noc. Czarne niebo tylko miejscami oœwietlone by³o gwiazdami. Ma³e jasne punkty w aksamicie czerni, wdzieraj¹cej siê do okien domów. Nawet w Opera Garnier powoli gas³y wszystkie œwiat³a. Przedstawienie skoñczy³o siê pó³ godziny wczeœniej i wszyscy widzowie wrócili do swoich domów. Kolorowe witra¿e i kamienne figury ch³onê³y ciszê tak odmienn¹ od ha³asu instrumentów, œpiewu aktorów i rozmów przyby³ych goœci. Przebrzmia³o echo kroków na marmurowych schodach i posadzkach. Zgas³ ogieñ oœwietlaj¹cy scenê. Ucich³o szuranie lin od dekoracji. Cisza i ciemnoœæ powoli obejmowa³y najdalsze k¹ty najpiêkniejszego teatru w Europie. Po korytarzach teatru krêcili siê ju¿ tylko technicy i mieszkaj¹cy w nim aktorzy. Jedn¹ z takich osób by³a Christine Daae. Kiedyœ chórzystka, teraz prima donna. Jedna z najpiêkniejszych œpiewaczek, jakie kiedykolwiek wystêpowa³y na deskach tej sceny. Œredniego wzrostu, idealnie zbudowana, mia³a okr¹g³¹ twarz otoczon¹ przez burzê kruczoczarnych loków. W³aœnie wk³ada³a sukniê, gdy drzwi uchyli³y siê i w progu stan¹³ jej m¹¿ - Eryk Daae. By³ to mê¿czyzna wysoki, szczup³y, czarnow³osy i zielonooki. Mia³ na sobie czarn¹ kamizelkê i d³ug¹, pelerynê w tym samym kolorze. Ca³oœci stroju dope³nia³a bia³a maska zas³aniaj¹ca praw¹ czêœæ twarzy od czo³a do górnej wargi. - Skoñczy³aœ ju¿? – spojrza³ na ¿onê z czu³oœci¹. - Prawie, zaraz bêdê gotowa – uœmiechnê³a siê. - Powiedz mi jak to mo¿liwe, ¿e zawsze muszê na ciebie czekaæ? - Zamiast siê œmiaæ móg³byœ mi pomóc. – w jej g³osie wyczuwa³o siê rozdra¿nienie. Podszed³ do niej i zawi¹za³ sznurowanie sukni. Potem obj¹³ j¹ w pasie i d³ugo patrzy³ na odbicie w lustrze. - I co, nic nie powiesz? – w jej oczach malowa³o siê zdziwienie. Uœmiechn¹³ siê i zacz¹³ obsypywaæ poca³unkami jej szyjê. Jego d³onie wêdrowa³y po ca³ym ciele, ka¿dym gestem wyra¿aj¹c mi³oœæ i troskê, które wype³nia³y jego serce. - By³aœ naprawdê wspania³a – z jego g³osu bi³a duma. - Chyba nie wymyœlisz oryginalniejszej pochwa³y – westchnê³a. Odsunê³a siê od niego i ruszy³a w stronê drzwi. - Dok¹d idziesz? – spojrza³ na ni¹ zaskoczony. - Do kaplicy, zapaliæ œwiecê za ojca.
***
Kaplica mieœci³a siê w jednej z bocznych wie¿ i urz¹dzona by³a z prostot¹. W oknach umieszczono witra¿e z wizerunkami anio³ów. Na œrodkowej œcianie zawieszono krzy¿, a pod nim obraz mê¿czyzny graj¹cego na skrzypcach. Przed portretem sta³ niewysoki œwiecznik, a wokó³ niego wazony z kwiatami. Œciany zdobi³y malowid³a z wizerunkami œwiêtych. Christine klêcza³a na œrodku kamiennej posadzki. Kaplica budzi³a w niej wiele wspomnieñ. Tu przychodzi³a, aby modliæ siê za duszê ojca, tu po raz pierwszy us³ysza³a g³os swojego mê¿a. Wtedy uwa¿a³a go za Anio³a Muzyki zes³anego przez ojca z niebios, natomiast inni nazywali go Upiorem Opery. Uœmiechnê³a siê do swoich myœli. Kto móg³by przewidzieæ, ¿e jej ¿ycie tak siê potoczy? ¯e pokocha tego, który zmusi³ j¹ do œlubu. Zegar na szczycie ratusza wybi³ godzinê jedenast¹. Œpiewaczka podnios³a siê z klêczek i ruszy³a d³ugim korytarzem. W ca³ej Operze zapanowa³y ju¿ ciemnoœci. Tylko œwiece umieszczone na œcianach wskazywa³y drogê. Christine wróci³a do swojej garderoby i zamknê³a drzwi na klucz. Spojrza³a na mê¿a. - Mam nadziejê, ¿e nie jesteœ bardzo zmêczona? – przytuli³ j¹ - Przygotowa³em wspania³¹ kolacjê. - Na twoje jedzenie zawsze mam ochotê...
***
Upiór prowadzi³ ¿onê przez d³ugie i mroczne korytarze podziemi, gdy nagle dobieg³ go dziwny dŸwiêk. Coœ, jakby szum wzburzonych fal. - Lina! – z przera¿eniem zacz¹³ biec w stronê kana³u. Niestety, nie myli³ siê. Za s³abo zwi¹zana lina puœci³a i rzeczny pr¹d uniós³ ³ódkê. - Spróbujê j¹ przyholowaæ, a ty przejmiesz linê. – zrzuci³ pelerynê. - Zwariowa³eœ? – krzyknê³a. - Woda jest lodowata, rozchorujesz siê! Próbowa³a powiedzieæ coœ jeszcze, ale ju¿ p³yn¹³ w kierunku ³ódki. Jakoœ zdo³a³ j¹ dogoniæ i sprowadziæ z powrotem. Poda³ linê ¿onie i pomóg³ jej dopchaæ ³ódkê do brzegu. W koñcu wygramoli³ siê z kana³u. Jego przemoczone ubranie œcieka³o wod¹. Christine si³¹ powstrzyma³a œmiech. - Piêknie! – spojrza³a na niego z mieszanin¹ troski i rozbawienia - Na pewno bêdziesz chory. - A ty bêdziesz siê mn¹ opiekowaæ? – pochyli³ g³owê z przekor¹. Teraz rozeœmiali siê oboje. Odepchniêta ³ódka szybko pop³ynê³a podziemn¹ rzek¹. Wracali têdy wiele razy, ale kobieta wci¹¿ nie mog³a siê nadziwiæ rzeŸbom zdobi¹cym œcianê. Wiêkszoœæ z nich przedstawia³a teatralne maski. Ale by³y te¿ twarze anio³ów i diab³ów. Wreszcie dobili do brzegu. Przeszli przez ¿elazn¹ bramê i stanêli przed kamienn¹ œcian¹. Mê¿czyzna uruchomi³ mechanizm. Przeszli przez otwór, a nastêpnie drewniane drzwi i znaleŸli siê w ma³ym salonie. Wokó³ panowa³ mrok ledwie rozœwietlany przez ogieñ p³on¹cy na kominku. - Co za wieczór! – jêknê³a z przesadnym dramatyzmem - Najpierw baletnice wpadaj¹ do basenu, a potem mój m¹¿ p³ywa w podziemnym kanale – pad³a na fotel - S³owem niez³y ubaw? – kucn¹³ przed ni¹. - Jak dla kogo! - pos³a³a mu piorunuj¹ce spojrzenie - IdŸ siê przebraæ zanim nabawisz siê kataru.
***
Christine rzuci³a serwetkê na talerz. - Jak zwykle jedzenie by³o wyœmienite.- wsta³a od sto³u. – Gdzie nauczy³eœ siê tak dobrze gotowaæ? - Du¿o podró¿owa³em i sam musia³em troszczyæ siê o siebie. - ¯ycie najlepszym nauczycielem. – uœmiechnê³a siê. Pog³aska³ j¹ po policzku patrz¹c g³êboko w oczy. - Myœlê, ¿e pora przejœæ do nastêpnego aktu tej sztuki. Upiór wzi¹³ ¿onê na rêce i zaniós³ do sypialni. By³ to du¿y pokuj. Na jednej œcianie ustawiona ma³y stó³, rega³ z ksi¹¿kami. Resztê zajmowa³ rzeŸbiony kominek. Drug¹ œcianê zajmowa³y szafy z ubraniami i dwie ma³e komody. Po obu stronach ³o¿a ustawiono toaletki, a w k¹tach parawany. Eryk po³o¿y³ ukochan¹ w b³êkitnej poœcieli i usiad³ na skraju przypominaj¹cego pawia ³o¿a. - Co siê sta³o? – spojrza³ na niego. - Nic, po prostu lubiê na ciebie patrzeæ. Uœmiechnê³a siê i przyci¹gnê³a go do siebie…
|
|
rosa
Nowo Przybyły
Posts: 16
|
Post by rosa on Nov 28, 2006 10:40:53 GMT 1
II. Nowy patron.
Œpiew skowronka, z zegara, przerwa³ panuj¹c¹ wokó³ ciszê. Christine by³a wdziêczna, ¿e ptak ma silny g³os. W sumie by³a to jedyna metoda odró¿nienia dnia od nocy. Mieszkali pod ziemi¹, gdzie promienie s³oñca nigdy nie dociera³y. Ten¿e œpiewak mówi³ im, kiedy maj¹ wstaæ. Jakby nie by³o oboje pracowali. Ona mia³a próby, on odpowiada³ za dekoracje. A ten dzieñ by³ naprawdê wa¿ny. Dyrektorzy powiadomili j¹, ¿e Oper¹ zainteresowa³ siê pewien ksi¹¿ê i co wa¿niejsze wyrazi³ chêæ zostania jej patronem. Oznacza³oby to koniec finansowych koszmarów. Dziœ zainteresowany osobiœcie mia³ przybyæ do Opery. Christine pospiesznie obmy³a twarz, ubra³a siê i zaczê³a szykowaæ œniadanie. Gdy wszystko by³o gotowe wróci³a do sypialni. Przebudzony Eryk wyci¹ga³ siê w poœcieli. - Wstawaj, œniadanie ju¿ gotowe. – podci¹gnê³a zas³onkê. - Nie zamierzam wariowaæ z powodu jakiegoœ ksiêcia - uœmiechn¹³ siê do niej przekornie. - Eryk! – œci¹gnê³a z niego ko³drê. - Ju¿ dobrze, dobrze... Wsta³ i z oci¹ganiem zszed³ do kuchni. Jednak gdy tylko przekroczy³ jej próg od razu poprawi³ mu siê humor. - Jajecznica, szynka, ser i kawa? Pycha! – uœmiechn¹³ siê z wdziêcznoœci¹. - Nie ogl¹daj tylko jedz bo siê spóŸnimy.
***
Chwilê póŸniej szli podziemnym tunelem. Rozgl¹da³a siê dooko³a. Jeszcze nigdy nie pokaza³ jej tego korytarza. By³ wê¿szy ni¿ tunel prowadz¹cy do jej garderoby. Zamiast masek na œcianach wyrzeŸbiono dzikie zwierzêta. Wszêdzie panowa³y ciemnoœci, co by³o doœæ niezwyk³e, gdy¿ zazwyczaj na œcianach wisia³y œwieczniki. Eryk oœwietla³ drogê pochodni¹. Trzyma³ mocno jej rêkê, ¿eby siê nie zgubi³a. Co chwila spogl¹da³ na ni¹ k¹tem oka. Jej niepokój bawi³ go. Powinna wiedzieæ, ¿e nie zostawi³by jej samej. Dobrze wiedzia³, ¿e nie da³aby sobie rady. W ca³ych podziemiach pe³no by³o œmiertelnych zapadni i pu³apek, chroni¹cych jego dom przed odwiedzinami nieproszonych goœæ. Kto raz wszed³ do Królestwa Upiora, ten ¿egna³ siê z ¿yciem. - Ile masz przejœæ i wyjœæ? – postanowi³a przerwaæ panuj¹c¹ ciszê. - Wiele. – odwróci³ siê - Kiedyœ mo¿e ci je poka¿ê. Wspiêli siê po schodach, przeszli przez podwójne lustro i znaleŸli siê w jednym z bocznych korytarzy. - Twoja garderoba jest po lewej stronie. – wskaza³ jej kierunek - Zobaczymy siê na obiedzie. Uœmiechnê³a siê i szybko ruszy³a w swoj¹ stronê. Upiór sta³ obserwuj¹c znikaj¹c¹ postaæ. Po chwili ruszy³ do swoich zajêæ.
***
Christine zbieg³a po spiralnych schodach i stanê³a w lewym zejœciu. Od strony orkiestry scena mia³a koryto wype³nione oliw¹, któr¹ podpalano przed przedstawieniem. Nastêpnie basen, g³ówn¹ scenê i scenê tyln¹, do której prowadzi³y schodki. Basen wykorzystywano g³ównie w czasie baletów. By³ na tyle g³êboki, ¿e mo¿na by³o p³ywaæ tratw¹. Poza tym nad tyln¹ scen¹ zawieszono dwa balkony. Przedni posiada³ schody spiralne, tylny proste drabiny. Kilka baletnic przygotowywa³o siê do rozpoczêcia próby. Madame Giry chodzi³a miêdzy nimi. Muzykanci nastawiali swoje instrumenty. Wokó³ krêcili siê technicy, jakby to by³ rynek a nie teatr. Dyrygent da³ znaæ i orkiestra zagra³a uwerturê. Nim jednak baletnice rozpoczê³y swój uk³ad na scenê wkroczyli dyrektorzy w towarzystwie ksiêcia. Andre by³ niski i pulchny, o zaokr¹glonej twarzy. Resztki cienkich, siwych w³osów powoli ulega³y postêpuj¹cej ³ysinie. Firmin stanowi³ jego przeciwieñstwo. Wysoki szczup³y, mia³ poci¹g³¹ twarz i grube czarne w³osy. Kiwn¹³ rêk¹ i zamêt wokó³ umilk³. - Panie, panowie! Pragnê przedstawiæ – ksi¹¿ê Colin Vannzet. Zaanonsowany mê¿czyzna by³ stosunkowo m³ody i bardzo przystojny. Jasne, siêgaj¹ce ramion w³osy spi¹³ w koñski ogon. Mia³ oczy szare jak chmurne niebo. - Naprawdê wielkim zaszczytem dla mnie jest patronowaæ tak wspania³emu teatrowi jak Opera Garnier. Mam nadziejê, ¿e nasza wspó³praca owocowaæ bêdzie samymi sukcesami. Burza oklasków. Colin rozgl¹da³ siê dooko³a, a¿ w koñcu jego wzrok zatrzyma³ siê na Christine. - To nasza nowa prima donna. – Andre zwróci³ siê do niego patrz¹c z niepokojem. - Prima donna? – spyta³ z ciekawoœci¹ - Chcia³bym j¹ poznaæ bli¿ej. - Ostrzegam, ¿e jej m¹¿ jest bardzo zazdrosny. – Firmin nerwowo przeniós³ wzrok z ksiêcia na górne pomosty, jakby kogoœ szuka³. - M¹¿? – rozeœmia³ siê - Taka m³oda i ju¿ zamê¿na? - Niestety. – jêknêli. Ksi¹¿ê obdarzy³ ich pytaj¹cym spojrzeniem ale nie dr¹¿y³ tematu. Œpiewaczka podesz³a do nich i poda³a Colinowi d³oñ. - To dla nas prawdziwy zaszczyt ksi¹¿ê. – sk³oni³a siê. - Ale¿ ca³a przyjemnoœæ po mojej stronie. – poca³owa³ jej rêkê. Christine obdarzy³a go ciep³ym uœmiechem. Dyrygent zastuka³ w pulpit i rozpoczê³a siê próba.
***
Eryk trz¹s³ siê z wœciek³oœci. Zacisn¹³ d³onie w piêœci. - Przeklêty, przeklêty – powtarza³ z gniewem. Od pocz¹tku wiedzia³, ¿e przyjêcie nowego patrona to g³upota. Z drugiej strony potrzebowali jego pieniêdzy. Zyski ze sprzeda¿y biletów by³y niewystarczaj¹ce. Co oczywiœcie nie znaczy³o, ¿e pozwoli mu flirtowaæ ze swoj¹ ¿on¹. W koñcu by³ Upiorem tej Opery i mia³ nad ni¹ w³adzê. Jednak najbardziej rozgniewa³a go reakcja samej Christine. Uœmiecha³a siê i robi³a s³odkie minki. Po¿a³uje tego. Przypomni jej kogo poœlubi³a. Jednak¿e wczeœniej napisze list do dyrektorów. Przypomni im o ich powinnoœciach. Nie pozwoli, ¿eby robili z niego g³upca. Zsun¹³ siê z pomostu i ruszy³ w¹sk¹ galeri¹ okalaj¹c¹ ca³¹ widowniê. Wszed³ do ma³ego pomieszczenia i usiad³ przy biurku.
Szanowni panowie! Jestem Wam wdziêczny, ¿e zast¹piliœcie mnie przy pe³nieniu honorów. Mam nadziejê, ¿e nasza wspó³praca z nowym patronem przebiegaæ bêdzie pomyœlnie. Równoczeœnie chcia³bym Was prosiæ o trzymanie ksiêcia z dala od mojej ¿ony. Absolutnie nie ¿yczê sobie, aby z ni¹ flirtowa³. Mam nadziejê, ¿e jak zwykle oka¿ecie mi szacunek. Zw³aszcza, ¿e przez wzgl¹d na Christine nie chcia³bym byæ zmuszony do ponownej zemsty... Kreœlê siê z szacunkiem U.O.
- Tak, to powinno zadzia³aæ. – uœmiechn¹³ siê z satysfakcj¹. Schowa³ list do koperty i wróci³ na zewnêtrzny pomost. Poczeka³ na w³aœciwy moment i zrzuci³ list na scenê. Koperta upad³a pod nogi madame Giry. Kobieta podnios³a j¹ i zamar³a na widok pieczêci. Wzrokiem odszuka³a Firmina i poda³a mu przesy³kê. - Kolejny list od Upiora. – dr¿¹c¹ rêk¹ poda³a mu przesy³kê. Mê¿czyzna spojrza³ na ni¹ z wyrazem przera¿enia na twarzy. - Czegó¿ on mo¿e znowu chcieæ? Rozerwa³ kopertê i zacz¹³ czytaæ. - Oczywiœcie! Jest niezadowolony z przebiegu rozmowy pomiêdzy ksiêciem i swoj¹ ¿on¹. Trzeba uprzedziæ Jego Wysokoœæ, aby trzyma³ siê z daleka od naszej œpiewaczki. Kobieta odwróci³a siê w stronê Daae. - Biedactwo, musi jej byæ ciê¿ko – myœla³a ze smutkiem. Tymczasem nieœwiadoma Christine z lekkim uœmiechem œpiewa³a ariê Izoldy...
***
Próba zakoñczy³a siê ko³o po³udnia. Wyczerpana Christine wbieg³a do swojej garderoby i zamar³a. Na sofie siedzia³ Eryk. Mia³ zimne oczy i zaciœniête usta, co nie wró¿y³o nic dobrego. - Chyba nie chcesz jeœæ tutaj? – próbowa³a siê uœmiechn¹æ, ale nie mog³a zapanowaæ nad dr¿eniem cia³a. - Nie. Chcê z tob¹ porozmawiaæ – jego g³os by³ zimniejszy ni¿ lód. - O czym? – stara³a siê panowaæ nad strachem. - Nie domyœlasz siê? O twoim zachowaniu podczas próby – zmierzy³ j¹ oskar¿ycielskim spojrzeniem - Nie rozumiem – zaczê³a siê baæ. - A ja myœlê, ¿e dobrze rozumiesz – w jego g³osie zacz¹³ pobrzmiewaæ gniew. Christine cofnê³a siê. Czu³a, ¿e ze strach zaczyna brakowaæ jej powietrza. - Dlaczego uciekasz? Przecie¿ nie zrobi³aœ nic z³ego, prawda? – przysun¹³ siê do niej. - Eryk nie patrz tak na mnie. – próbowa³a uciec przed jego wzrokiem. - Boisz siê? Mnie? – w jego g³osie wyczuwa³o siê wœciek³oœæ pomieszan¹ z satysfakcj¹. Znowu cofnê³a siê o krok. Podbieg³ do niej i zacisn¹³ d³onie na jej ramionach. Czu³, ¿e jej cia³o dr¿y. Znów mia³ nad ni¹ w³adzê i nie mog³a przed nim uciec. - Zaufa³em ci! – krzykn¹³ - Wyzna³em mi³oœæ i poœlubi³em ciê, choæ mnie zdradzi³aœ, a teraz œmiesz wystêpowaæ przeciw mnie?! – wœciek³oœæ w jego g³osie stawa³a siê coraz wyraŸniejsza. - To boli – w jej oczach pojawi³y siê ³zy. - Nic nie wiesz o bólu, nic! Œcisn¹³ j¹ jeszcze mocniej, a¿ osunê³a siê na ziemiê. - Proszê... - jêknê³a - O przebaczenie? – sykn¹³ - Wiêc jednak sumienie gryzie... – uderzy³ j¹ w twarz. - Eryk! – spojrza³a na niego zszokowana. - Mam doœæ twoich ci¹g³ych zdrad. – pomóg³ jej wstaæ – I dobrze ci radzê, schodŸ mi dzisiaj z drogi. Puœci³ j¹ i skierowa³ siê do wyjœcia. Zatrzyma³ siê w drzwiach. - Zostawi³em ci obiad na stoliku – wyszed³ zatrzaskuj¹c drzwi. Dopiero teraz odwa¿y³a siê zap³akaæ. By³a zmêczona, a jego napady ponad jej si³y. Mia³a doœæ jego zaborczoœci i wiecznej podejrzliwoœci. Czasami zachowywa³ siê jak potwór, a nie normalny mê¿czyzna. Dotknê³a pal¹cego policzka. Wiedzia³a, ¿e wiele wycierpia³, stara³a siê go zrozumieæ, ale czasami po prostu przesadza³. Otacza³ j¹ mi³oœci¹ i trosk¹, a chwilê póŸniej dostawa³ sza³u z byle powodu. Oczywiœcie, nigdy nie wyrz¹dzi³ jej krzywdy, a jednak rani³ j¹ swymi podejrzeniami. By³y momenty, gdy chcia³a uciec od niego jak najdalej. Ale jak mog³aby to zrobiæ? Przecie¿ go kocha...
|
|
rosa
Nowo Przybyły
Posts: 16
|
Post by rosa on Nov 29, 2006 20:23:37 GMT 1
III. Strach i z³oœæ.
Upiór chodzi³ po sypialni próbuj¹c zapanowaæ nad emocjami. Ból, strach, ¿al i z³oœæ wybucha³y w nim na przemian. Zaciœniête usta nie mog³y wyrzec s³owa, a z oczu sp³ywa³y ³zy. By³ zagubiony i po raz pierwszy od œlubu nie wiedzia³, co robiæ. Kocha³ Christine i nieba by jej przychyli³. Lecz nie móg³ wyrzuciæ z siebie lêku, ¿e kiedyœ go zdradzi. By³ panem zapadni. Móg³ j¹ œledziæ bez wzbudzania podejrzeñ. Ale wtedy udowodni³by, ¿e jej nie ufa. Chocia¿ z drugiej strony sama jest sobie winna. W koñcu zdecydowa³ siê zejœæ do kuchni. Odgrza³ sobie obiad, lecz go nie tkn¹³. Wróci³ do sypialni i po³o¿y³ siê. Przesun¹³ d³oñ po poduszce ¿ony. - Dlaczego Christine, dlaczego? Poczu³ jak ³zy nap³ywaj¹ mu do oczu i szybko odwróci³ g³owê. D³ugo bi³ siê z myœlami, a¿ w koñcu zasn¹³.
***
Ksi¹¿ê stan¹³ u drzwi garderoby Christine. - Muszê z ni¹ porozmawiaæ. – w koñcu zdecydowa³ siê zapukaæ. Kobieta drgnê³a. - Czy¿by wróci³? – z nadziej¹ podbieg³a do drzwi i otworzy³a je. Colin obdarzy³ j¹ najpiêkniejszym uœmiechem, jaki mia³ w swoim repertuarze. - Wasza Wysokoœæ – na jej twarzy malowa³o siê zdziwienie. – To prawdziwy zaszczyt, jednak nie jest to odpowiedni moment. Mê¿czyzna sta³ jak wryty. Po raz pierwszy kobieta zamknê³a mu drzwi przed nosem. W koñcu zdecydowa³ siê odejœæ. Jednak nie oznacza³o to kapitulacji. Podoba³a mu siê i postanowi³ j¹ zdobyæ. Nie zwraca³ uwagi na fakt, ¿e jest zamê¿na. Có¿, tamten bêdzie musia³ siê podzieliæ. Gdyby wiedzia³ w co siê pakuje...
***
Madame Daae jad³a obiad dusz¹c w sobie ³zy. Próbowa³a zapanowaæ nad emocjami, ale nie potrafi³a. Ramiona wci¹¿ piek³y z bólu. Zdecydowa³a siê wyjœæ z Opery. Nie w¹tpi³a w mi³oœæ Eryka, ale te kilka lat ma³¿eñstwa nauczy³o j¹, ¿e mo¿e œledziæ ka¿dy jej krok. Natomiast ona chcia³a samotnoœci. Zbieg³a po schodach i znalaz³a siê na placu przed budynkiem. Po d³u¿szym zastanowieniu postanowi³a zrobiæ zakupy na rynku. Odszuka³a portmonetkê i ruszy³a w drogê. Rynek znajdowa³ siê jakieœ 30 minut drogi od Opery. Uwinê³a siê w godzinê. Mimo to postanowi³a, ¿e siê jeszcze rozejrzy. Nie chcia³a wracaæ przed kolacj¹. Zna³a ukochanego i wiedzia³a, ¿e tak jak ona potrzebuje czasu. Zapatrzona w stoiska ledwie zauwa¿y³a s³oñce chyl¹ce siê ku zachodowi. - Cholera. – zaklê³a w duchu. Szybko ruszy³a w drogê powrotn¹. Zw³aszcza, ¿e chcia³a jeszcze porozmawiaæ z Meg.
***
- Nikt nie bêdzie obra¿a³ potomka i nastêpcy Vannzetów! – Colin wypad³ z biura Firmina trzês¹c siê z wœciek³oœci. Szed³ korytarzem próbuj¹c zapanowaæ nad sob¹. Dyrektor wezwa³ go na poufn¹ rozmowê, aby go poinformowaæ, ¿e pan Daae nie ¿yczy sobie jego obecnoœci przy boku ¿ony. Te¿ coœ! Myœla³, ¿e mo¿e mu tak po prostu odmówiæ? G³upiec! Ksi¹¿ê przywyk³, ¿e zawsze dostaje to, czego chce. A teraz chcia³ Christine. I dostanie j¹, choæby mia³ u¿yæ si³y. Jednak wczeœniej pozna tego tajemniczego mê¿czyznê, który zwi¹za³ j¹ obr¹czk¹. Pozna i zniszczy.
***
Christine wesz³a na schody prowadz¹ce do sypialni baletnic. - Meg, mo¿emy porozmawiaæ? Zesz³y na dó³. - Domyœlam siê, ¿e chodzi o list. – spojrza³a na Christine ze wspó³czuciem. - Jaki list? – odwróci³a siê zaskoczona. - To ty nic nie wiesz? – spojrza³a na ni¹ zdziwiona - Mama mi mówi³a, ¿e Eryk napisa³ do dyrektorów list. Podobno ¿¹da w nim, aby odsunêli od ciebie nowego patrona. Christine a¿ zawrza³a. - Jak on móg³? Naprawdê powinien mi trochê bardziej ufaæ. – uderzy³a piêœci¹ w œcianê. - Nie wiesz o co mu mo¿e chodziæ? – Meg próbowa³a j¹ pocieszyæ. - Nie. Nigdy go nie ok³ama³am. – uœmiechnê³a siê s³abo. - Wspó³czujê ci. – objê³a j¹ ramieniem. - On jest wspania³y. Tylko czasami coœ sobie ubzdura – machnê³a rêk¹. - Podziwiam twoj¹ wytrwa³oœæ – przytuli³a j¹. Na tym zakoñczy³a siê rozmowa. Christine uda³a siê do pó³nocnego korytarza. Domyœli³a siê, ¿e m¹¿ zaszy³ siê w domu. A to oznacza³o, ¿e musi wróciæ o w³asnych si³ach.
***
Firmin wszed³ do gabinetu Andrego. - I co? Rozmawia³eœ z nim? – opad³ na fotel. - Tak ostrzeg³em go. – machn¹³ rêk¹ z rezygnacj¹ - Ale chyba nie potraktowa³ mnie serio. - Mo¿e powinniœmy powiedzieæ mu prawdê? – Andre ponownie przeczyta³ wiadomoœæ. - Nie, ju¿ i tak siê wœciek³! – zacz¹³ kr¹¿yæ po pokoju - Poza tym weŸmie nas za wariatów. - Mo¿e masz racjê. Lepiej unikaæ k³opotów. Rozstali siê w pod³ych nastrojach. Jednak ¿aden z nich nie przypuszcza³, ¿e k³opoty dopiero siê zaczn¹.
***
Christine wesz³a do pracowni mê¿a. - Eryku? – po³o¿y³a d³oñ na jego ramieniu. Odwróci³ siê, ale nie spojrza³ na ni¹. - Nie zamierzam z tob¹ rozmawiaæ. – ponownie skierowa³ wzrok na nuty. - To nowy patron. – usiad³a w fotelu. – Wszyscy byli dla niego mili. - O tak, bardzo mili! – rzuci³ z sarkazmem. - Kochany… - ZejdŸ mi z oczu! – wskaza³ jej drzwi. Spojrza³a na niego ze smutkiem w oczach i zrezygnowana wysz³a na korytarz.
|
|
rosa
Nowo Przybyły
Posts: 16
|
Post by rosa on Dec 4, 2006 16:22:16 GMT 1
IV. Znowu razem.
Dwa tygodnie póŸniej
Nad miastem powoli zapad³ zmierzch. W Operze zapalono wszystkie œwiat³a. W ca³ym budynku panowa³ wzmo¿ony ruch. Dziœ odbywa³a siê premierowa gala Tristana i Izoldy. W holu zbierali siê pierwsi goœcie. G³ówne foyer rozbrzmia³o echem rozmów, nawo³ywañ i kroków koñcz¹cych przygotowania techników. Na scenie ustawiano dekoracje, sprawdzano umocnienia i liny. Muzycy uk³adali nuty na swoich pulpitach. Madame Giry pogania³a baletnice stoj¹ce w jednym z bocznych korytarzy. Tak¿e wœród krzese³ dla goœci krêci³y siê sprz¹taczki. Sprawdza³y, czy rzêdy s¹ równo ustawione, czy nie pospada³y oznaczenia.
***
Tymczasem Christine przebiera³a siê w swojej garderobie. Tak bardzo chcia³a, ¿eby Eryk by³ teraz przy niej. Jednak od ostatniej k³ótni prawie nie rozmawiali. Nie okazywali sobie czu³oœci, nie sypiali ze sob¹. Mimo wszystko postanowi³a nie ustêpowaæ. Przecie¿ to on by³ winny. Ale nie potrafi³a siê uspokoiæ. Podœwiadomie czu³a, ¿e go sprowokowa³a. Wiedzia³a jaki jest. Mog³a utrzymywaæ wiêkszy dystans wobec innych mê¿czyzn. Usiad³a na krzeœle i zamyœli³a siê. Mimo, ¿e byli razem szczêœliwi wci¹¿ nie mog³a pokonaæ jego zazdroœci.. Westchnê³a. Stara³a siê, jak mog³a. Otacza³a go mi³oœci¹ i czu³oœci¹, na ka¿dym kroku staraj¹c siê pokazaæ, jak wa¿ny jest dla niej. A on wci¹¿ siê ba³. ¯e go zdradzi, ¿e odejdzie. Czasami stara³a siê obróciæ jego podejrzenia w ¿art, ale zazwyczaj dawa³o to odwrotny efekt. G³oœne pukanie wyrwa³o j¹ z zamyœlenia. - Christine? Zaraz twoja kolej. Zarzuci³a szal na ramiona i zesz³a na dó³.
***
Eryk siedzia³ w swojej lo¿y. Prawie nie orientowa³ siê w treœci sztuki. Jego myœli kr¹¿y³y wokó³ ukochanej. Dwa tygodnie! Tak d³ugo ju¿ nie byli ze sob¹. Têskni³ za ni¹. Za jej cia³em i zapachem. Za uœmiechem, którym wita³a go po przebudzeniu. Zawsze szepta³a mu do ucha czu³e s³owa. Ockn¹³ siê i spojrza³ na scenê. - Jaka ona piêkna! Christine wesz³a na scenê.
Gdzie dla mnie dom? Gdzie ten, o którym œniê? Czy los chce pogr¹¿yæ mnie w ¿a³obie?...
Eryk nie móg³ oderwaæ od niej oczu. Ws³ucha³ siê w jej g³os, ch³on¹ ka¿dy gest.
Lecz nie dla mnie smutek i ¿al! Gotowam w sin¹ ruszyæ dal! By zaleŸæ tego, o kim œniê, O kim œniê...
Oklaski nie milk³y jeszcze d³ugo po opadniêciu kurtyny. Wyczerpana Christine marzy³a ju¿ tylko o œnie i jego ramionach. Czy przyszed³ na przedstawienie? Wreszcie zgas³y œwiat³a. Œpiewaczka wesz³a do garderoby. Ju¿ tam by³. Siedzia³ na kanapie i uœmiecha³ siê do niej. - Jak piêknie potrafi siê uœmiechaæ – myœla³a wchodz¹c za parawan.
***
Upiór krz¹ta³ siê w kuchni. - Nareszcie, nareszcie! – myœla³ rozk³adaj¹c talerze na stole - Koniec tych idiotycznych k³ótni. Ju¿ nigdy w ni¹ nie zw¹tpiê. Wyszed³ na korytarz. - Kolacja! Po chwili stanê³a w wejœciu. Mia³a na sobie granatow¹ sukniê, rozpuszczone w³osy kaskad¹ loków opada³y jej na ramiona. Jedli patrz¹c sobie w oczy. Po posi³ku przeszli do salonu i usiedli przy kominku. Nala³ wino i poda³ kieliszek ¿onie. - Za co pijemy? - spojrza³a na niego. Klêkn¹ przed ni¹ zapatrzony w jej du¿e, br¹zowe oczy. G³aska³ jej policzek uœmiechaj¹c siê z czu³oœci¹. Odwzajemni³a jego spojrzenie, pozwalaj¹ce jego palcom uton¹æ w burzy loków. Przymknê³a powieki ch³on¹c ka¿de muœniêcie. W pewnym momencie pochyli³a siê i musnê³a jego wargi, by po chwili z³¹czyæ ich usta w namiêtnym poca³unku. - Za nas i nasz¹ mi³oœæ. - szepn¹³. Uœmiechnê³a siê, a w oczach b³ysnê³y jej ³zy. - Ciii.. tylko mi tu nie p³acz. - wsta³ i podszed³ do ma³ego sekretarzyka. Wyci¹gn¹³ z niego eleganckie czarne pude³ko i poda³ ¿onie. - Kocham ciê tak bardzo, ¿e czasem tracê rozum. - Wiem. - odgarnê³a z jego czo³a niesforny kosmyk. - To przeprosiny i prezent. - uœmiechn¹³ siê. Otworzy³a pude³ko. W œrodku le¿a³ przecudny, rêcznie ozdabiany srebrny naszyjnik. Wzór przedstawia³ po³¹czene ze sob¹ kwiatki biegn¹ce a¿ do zapiêcia. - Jest cudowny. - spojrza³a na niego wzruszona. - Nawet w po³owie nie oddaje twojej urody. Weszli do sypialni. Eryk zsun¹³ z niej sukniê i u³o¿y³ w pos³aniu. Tej nocy wiele razy bra³ j¹ w posiadanie...
|
|
rosa
Nowo Przybyły
Posts: 16
|
Post by rosa on Dec 16, 2006 8:54:02 GMT 1
V. Bal maskowy.
Pary¿, 1876 rok
Tegoroczny sylwester by³ wyj¹tkowo piêkny. Promienie s³oñca oœwietla³y le¿¹cy œnieg. Drobne p³atki fruwa³y w powietrzu. Wszystkie domy otulone by³y bia³¹, puchow¹ pierzynk¹. Na ulicach rozbrzmiewa³y dŸwiêki sañ i œmiechy dzieci lepi¹cych ba³wany lub bawi¹cych siê w œnie¿ne bitwy. Sklepy sprzedaj¹ce stroje i maski prze¿ywa³y prawdziwe oblê¿enie. Wbrew pozorom wiele by³o maruderów, którzy robili zakupy w ostatniej chwili. Oczywiœcie najwiêcej klientów mia³a madame Kar, kobieta znana w ca³ym Pary¿u. Suknie szyte w jej zak³adzie cieszy³y siê renom¹ wœród paryskiej arystokracji.. T³um ludzi kr¹¿y³ po placu za³atwiaj¹c swoje sprawy. Tymczasem w Operze trwa³y gor¹czkowe przygotowania do wieczornego balu. Szorowano pod³ogi i przygotowywano dekoracje. Zabawa sylwestrowa cieszy³a siê ogromn¹ popularnoœci¹, wiêc wszystko musia³o byæ zapiête na ostatni guzik. Wszêdzie krêcili siê technicy, muzycy, sprz¹taczki i pozostali cz³onkowie zespo³u. W powietrzu wyczuwa³o siê radosne napiêcie i oczekiwanie. Wszyscy wspinali siê na wy¿yny w³asnych mo¿liwoœci, aby zabawa zakoñczy³a siê wielkim sukcesem. Christine krz¹ta³a siê po sypialni przymierzaj¹c kolejne suknie, które jedna po drugiej l¹dowa³y na dywanie. By³a coraz bardziej poirytowana. Przetrz¹snê³a ju¿ prawie ca³¹ szafê i nie znalaz³a nic, co mog³aby na siebie w³o¿yæ. Tymczasem nauczony doœwiadczeniem Upiór siedzia³ cicho w k¹cie udaj¹c, ¿e nie istnieje. Obserwowa³ ¿onê, modl¹c siê w duchu, ¿eby wreszcie coœ wybra³a. Jednak z ka¿d¹ mijaj¹c¹ minut¹ coraz bardziej traci³ nadziejê i co chwila wzdycha³ cichutko. - Eryk, nie mam co na siebie za³o¿yæ. – spojrza³a na mê¿a. Nie zareagowa³. Jeszcze bardziej wcisn¹³ siê w k¹t próbuj¹c rozp³yn¹æ siê w powietrzu. - Eryk, mówiê powa¿nie. – rzuci³a kolejn¹ sukniê na ziemiê. Spojrza³ na ni¹ i w dramatycznym geœcie uniós³ rêce do góry, szepcz¹c Litoœci. - Mieszkamy w Operze. – w koñcu zdecydowa³ siê odpowiedzieæ. - Na pewno coœ znajdziesz. – podszed³ do le¿¹cych sukni i zacz¹³ je przegl¹daæ. - Nie chcê naszych strojów. – tupnê³a nog¹ ze z³oœci - Chcê sukniê, która oczaruje wszystkich goœci. – w jej g³osie narasta³a irytacja. - A ja chcê s³onia chodz¹cego po linie. – jêkn¹³ w duchu. - Mo¿e ty mi coœ uszyjesz? – uœmiechnê³a siê przymilnie, ocieraj¹c siê o niego ramieniem. Spojrza³a na niego spod wpó³przymkniêtych powiek, uk³adaj¹c usta w minie - Co? – spojrza³ na ni¹ zaskoczony - Kobieto, z tak¹ propozycj¹ trzeba by³o wyskakiwaæ tydzieñ temu. – prychn¹³ zniecierpliwiony odsuwaj¹c siê od niej. Tym razem naprawdê go roz³oœci³a. Kilkakrotnie proponowa³ jej wyprawê na zakupy, ale ona zawsze mia³a wa¿niejsze sprawy, a teraz kilka godzin przed balem chce, ¿eby jej „coœ uszy³”. Jakby to by³a robota na pó³ godziny! - Tydzieñ temu myœla³am, ¿e coœ znajdê. – obrzuci³a go wœciek³ym spojrzeniem – A ty móg³byœ czasem poœwiêciæ siê dla mnie. Tego by³o ju¿ za wiele. Upiór skierowa³ siê w stronê drzwi. - Eryk! – zawo³a³a ze zdziwieniem - Dok¹d idziesz? - Powiedzieæ, ¿e siê nie zjawimy. – spojrza³ na ni¹ przez ramiê. - A to dlaczego? – spyta³a lodowatym tonem. W jej g³osie zabrzmia³a nuta, której do tej pory nie s³ysza³. Odwróci³ siê zaskoczony. - No przecie¿ nie masz siê w co ubraæ. – obdarzy³ j¹ niewinnym spojrzeniem. Kobieta zatrzês³a siê ze z³oœci. W k¹cikach jej oczu b³ysnê³y iskry i natychmiast powêdrowa³y w stronê mê¿czyzny, gotowe zadaæ mu œmiertelny cios. - Wiesz co, chyba naprawdê zwariowa³am wychodz¹c za ciebie. – wysycza³a. To by³ bardzo silny argument. Upiór wci¹gn¹³ powietrze i zacisn¹³ piêœci, gotowy do kontrataku. - Tak, chyba masz rajcê – wyszepta³ przez zaciœniête zêby. Przytuli³a siê do niego. Po³o¿y³a g³owê na jego ramieniu, by móg³ poczuæ jej oddech. Wiedzia³a, ¿e w ten sposób zdo³a go uspokoiæ i udobruchaæ. - Przepraszam. – szepnê³a - Wiesz, ¿e tak nie myœlê. Jego oddech uspokoi³ siê, lecz rêce wci¹¿ zwisa³ wzd³u¿ cia³a. Przylgnê³a do niego mocnej, pocieraj¹c nosem o jego ucho. By³ to ostateczny argument i nigdy jeszcze nie zawiód³. ••W koñcu da³ siê przeb³agaæ. Obj¹³ d³oñmi jej taliê zamykaj¹c w swym uœcisku. Nagle tknê³a go jakaœ myœl - ChodŸ ze mn¹ – chwyci³ jej rêkê i wyprowadzi³ j¹ na korytarz. Weszli do jednego z pomieszczeñ, w którym mieœci³a siê jego pracownia. Na œrodku ustawiono du¿y, szeroki stó³. Le¿a³y na nim skrawki materia³u, miara, no¿yce krawieckie i przybory do szycia. Pod œcian¹ ustawiono wysok¹, dêbow¹ szafê, a po przeciwnej stronie przy kominku wygodny fotel. Eryk otworzy³ drzwiczki szafy i zacz¹³ w niej grzebaæ. Wyci¹gn¹³ jakiœ ubiór. - Mia³aœ j¹ za³o¿yæ do Tosci, ale w tej sytuacji… Poda³ jej wieszak. W ¿yciu nie widzia³a tak piêknej sukni. By³a blado-ró¿owa z ró¿¹ na dekolcie i szarf¹ w pasie. Mia³a lekko wyciêty dekolt, a rêkawy zast¹pi³y szerokie paskowe rami¹czka. Dó³ obszyto szarf¹ i udekorowano g³ówkami ró¿. Eryk uœmiechn¹³ siê pod nosem. - Zadowolona? – spyta³ z nadzieja w g³osie. - Oczywiœcie. – uœmiechnê³a siê. – To najpiêkniejsza suknia, jak¹ w ¿yciu widzia³am! Szybko wesz³a za parawan i przebra³a siê. Po chwili stanê³a przed mê¿em. - I co? Podobam ci siê? – uœmiechnê³a siê zalotnie wiruj¹c w kó³ko. Eryk ¿a³owa³, ¿e maska nie zakrywa mu ca³ej twarzy. Pewnie idiotycznie wygl¹da³ z rozdziawionymi ustami. - Wygl¹dasz... olœniewaj¹co. – odetchn¹³ z ulg¹. - Myœlisz, ¿e rzucê ich na kolana? – spojrza³a na swoje odbicie w lustrze. - Jasne! – obj¹³ j¹ w pasie - Wszyscy mê¿czyŸni ustawi¹ siê w kolejce, a ja bêdê pierwszy. - Och, ty – zmierzwi³a mu palcami grzywkê.
***
Bal naprawdê emanowa³ przepychem. Kolorowe dekoracje wprawia³y w zachwyt. Wokó³ lœni³y tysi¹ce œwiec, a orkiestra gra³a walca. Goœcie poprzebierali siê w najdziwniejsze i najzabawniejsze stroje. Jedna maska by³a ciekawsza od drugiej. Nagle muzyka ucich³a, a chór stan¹³ na œrodku sali.
Maskarada! Parada papierowych twarzy Maskarada! Skryj sw¹ twarz, aby ukryæ siê przed œwiatem! Maskarada! Ka¿da twarz innej barwy Maskarada! Obejrzyj siê, za tob¹ czai siê inna maska!
B³ysk purpury blask fioletu b³azen i król zjawa i gêœ, zieleñ i czerñ królowa i ksi¹dz skrawek ró¿u twarz bestii, twarze Twoja kolej na przeja¿d¿kê karuzel¹ nieludzkiej rasy Nogawka b³êkitna prawda jest fa³szem kto jest kim kusz¹ce wargi, wiruj¹ce spódnice as kier twarz b³azna Twarze Upij siê tym, a¿ zatoniesz w œwietle, w dŸwiêku Ale kto rozpozna twarz?
Maskarada! Weso³e ¿ó³cienie, wiruj¹ce czerwienie Maskarada! Czerpcie pe³nymi garœciami, niech spektakl was oszo³omi Maskarada! P³on¹ce spojrzenia, odwrócone g³owy Maskarada! Zatrzymaj siê i spójrz na morze uœmiechów naoko³o!
Maskarada! Rój cieni, mrowie k³amstw Maskarada! Mo¿esz oszukaæ ka¿dego przyjaciela! Maskarada! Lubie¿ni satyrowie, ukradkowe spojrzenia Maskarada! Mo¿esz siê kryæ, ale maska zawsze ciê znajdzie!
Œpiewacy sk³onili siê dwornie i po chwili w powietrzu znów brzmia³ walc. Pañstwo Daae tañczyli na œrodku g³ównego holu. Christine wygl¹da³a naprawdê czaruj¹co. Zwi¹za³a w³osy wst¹¿k¹ w kolorze sukni. Natomiast Eryk mia³ na sobie granatowy kostium i bia³¹ maskê, która doskonale ukrywa³a jego twarz. Gdy przebrzmia³y ostatnie takty wspiêli siê po schodach i usiedli na ³awce ukrytej pomiêdzy bukietami ró¿. Nagle podesz³a do nich Meg. - To ja przyniosê coœ do picia – Eryk instynktownie wyczuwa³, kiedy znikn¹æ. - Piêkna suknia Christine. – dziewczyna usiad³a przy boku przyjació³ki, patrz¹c na ni¹ z zachwytem. - Eryk j¹ uszy³. – uœmiechnê³a siê z dum¹. - Genialny pomys³! A ja wyda³am fortunê na krawca. – jêknê³a. Chcia³a powiedzieæ coœ jeszcze, lecz wróci³ Eryk. - Proszê – poda³ paniom kieliszki z winem. Orkiestra zaczê³a graæ tango. Eryk chcia³ poprowadziæ ¿onê do tañca, ale podszed³ do nich Vannzet. - Mogê prosiæ – uœmiechn¹³ siê czaruj¹co/ Christine spojrza³a na mê¿a. Uœmiechn¹³ siê przyzwalaj¹co. Ca³y czas sta³ na balkonie patrz¹c jak tañcz¹. Nagle dŸwiêki muzyki przerwa³ okrzyk Andrego. - Proszê pañstwa zaczynamy odliczanie. 10, 9, 8 – Christine podbieg³a do mê¿a - 7, 6, 5,... 1 - Huura! W jednej sekundzie tysi¹ce kieliszków podniesiono w górê. Upiór obj¹³ ¿onê ramieniem. - Wszystkiego najlepszego, kochanie. Colin zacisn¹³ zêby. Gdyby nie ten idiotyczny toast ca³y czas by tañczyli. Chcia³ prosiæ j¹ do nastêpnego walca, lecz ju¿ tañczy³a z ukochanym. Ksi¹¿e po raz pierwszy mia³ mo¿liwoœæ przyjrzenia mu siê z bliska. - Przeciêtniak i w dodatku starszy. Madame Giry patrzy³a na ksiêcia z niepokojem. - Mam nadziejê, ¿e nie wejdzie Erykowi w drogê. Jego Wysokoœæ czeka³, a¿ bêdzie odbijany. Chwyci³ Christine i ju¿ jej nie puœci³ a¿ do koñca. W pewnym momencie wprowadzi³ j¹ do s¹siedniej sali. Podprowadzi³ j¹ do ³awki i zmusi³, ¿eby usiad³a. - Jest Pani najpiêkniejsz¹ kobiet¹, jak¹ widzia³em. – przysun¹³ siê do niej. - Dziêkujê. – uœmiechnê³a siê z za³opotaniem. - Widzia³em w swoim ¿yciu wiele kobiet, g³ównie z „wy¿szych sfer”. Uwierz, ¿adna nie mia³a tyle wdziêku, co ty. - Jest Pan nazbyt uprzejmy ksi¹¿ê. – odsunê³a siê od niego. - Boisz siê mnie, ¿e tak uciekasz? – zaœmia³ siê. - Nie, ale Eryk jest strasznie zazdrosny. - Tak… - westchn¹³ - Zastanawiam siê czemu za niego wysz³aœ. – przesun¹³ d³oñ po jej lokach. - Moje prywatne ¿ycie nie powinno Pana interesowaæ! – zerwa³a siê na równe nogi. - Przepraszam. – kiwn¹³ g³ow¹ – To by³ nietakt z mojej strony. Usiad³a na brzegu ³awki, staraj¹c siê zachowaæ dystans. - Kocham mojego mê¿a. Jest dla mnie ca³ym œwiatem. - To prawdziwe szczêœcie znaleŸæ tak¹ mi³oœæ. – dotkn¹³ jej d³oni. – Wci¹¿ szuka³em tej jedynej, a gdy wreszcie j¹ spotka³em okaza³o siê, ¿e jest ju¿ z innym. – przysun¹³ siê. - To przykre doœwiadczenie. – spojrza³a na niego wspó³czuj¹co. - Tak. Zw³aszcza, ¿e co dzieñ j¹ widujê. – spojrza³ jej g³êboko w oczy. – Pokocha³em ciê od pierwszej chwili, gdy siê poznaliœmy. Chcia³bym wypêdziæ ciê z mojego serca, ale nie potrafiê. Christine spojrza³a na niego przera¿ona. Chcia³a coœ odpowiedzieæ, lecz nie potrafi³a znaleŸæ odpowiednich s³ów. Milcza³a, patrz¹c na niego z wyrzutem. - Myœlê, o tobie, œniê o tobie, pragnê ciê. – namiêtnym g³osem szepta³ jej do ucha. Im bardziej siê odsuwa³a, tym by³ bli¿ej. Chcia³a wstaæ, lecz przytrzyma³ j¹. - Dok¹d siê tak spieszymy? – przytrzyma³ j¹. - M¹¿ na pewno mnie szuka. – próbowa³a siê uwolniæ. - Poczeka. – zaœmia³ siê obleœnie. Po³o¿y³ d³oñ na jej udzie, a drug¹ zacz¹³ dotykaæ piersi, dekoltu i ramion. - Tak zmys³owo pachniesz. – przechyli³ g³owê, sprawiaj¹c, ¿e poczu³a jego oddech na szyi. - Proszê nie… - spojrza³a na niego b³agalnie. - Nie lubisz mnie? – przesun¹³ d³oñ po jej poœladkach. – Chcia³bym zasypiaæ w twoich ramionach. – ledwie wypowiedzia³ te s³owa z ca³ej si³y uderzy³a go w twarz. Zacisn¹³ d³onie na jej ramionach i poca³owa³ j¹. Tymczasem Eryk szuka³ jej po ca³ym holu. Nogi same zanios³y go do bocznego pokoju. Ukryty za drzwiami zobaczy³, jak siê ca³uj¹. Poczu³, jak gniew elektryzuje jego cia³o, zaciskaj¹c d³onie i usta. Sta³, jak skamienia³y nie mog¹c siê ruszyæ. Oczy pali³y wzbieraj¹ce ³zy, a k¹ciki ust zaczê³y dr¿eæ. Jednak po chwili odzyska³ panowanie nad sob¹ i ruszy³ ku nim wiedziony chêci¹ zemsty. - Christine! – bezwiedny okrzyk wœciek³oœci wyrwa³ siê z jego gard³a. Przera¿ona odskoczy³a od ksiêcia i spojrza³a na mê¿a. Jej twarz sta³a siê blada, czu³a, ¿e traci oddech. Nie by³o sensu zaprzeczaæ, przekonywaæ, t³umaczyæ. W jego oczach wygl¹da³o to tak, ¿e przy³apa³ ich na gor¹cym uczynku. Eryk podszed³ do niej i zacisn¹³ d³oñ na jej ramieniu. Pchn¹³ ja na œcianê i podszed³ do ksiêcia. Z ca³ej si³y uderzy³ go w twarz. - Monsieur Daae. – Colin przy³o¿y³ d³oñ do rozpalonego policzka.– Przepraszam Pana. To wy³¹cznie moja wina. - Ach tak? – Eryk spojrza³ na niego z pogard¹. – Jeœli jeszcze raz tknie Pan moj¹ ¿onê, osobiœcie wykopiê Pana z teatru. - Rozumiem. To siê wiêcej nie powtórzy. Eryk podszed³ do Christine. - Wracamy! – warkn¹³ z wœciek³oœci¹. Wyprowadzi³ j¹ z sali. Tylko madame Giry zauwa¿y³a ich wyjœcie. Patrzy³a za nimi pe³na najgorszych przeczuæ. Tymczasem Colin stal w drzwiach. Drwi¹cy uœmiech wykrzywi³ jego twarz. Nie dosta³ wszystkiego, czego chcia³. Jednak osi¹gn¹³ najwa¿niejszy cel. Sk³óci³ ich i zasia³ w sercu Eryka zw¹tpienie. Uœmiechn¹³ siê jeszcze szerzej. Wkrótce spe³ni swe najwiêksze marzenie.
***
Wœciek³y Upiór wpad³ do sypialni popychaj¹c przed sob¹ ¿onê. - Eryk, wys³uchaj mnie! –kobieta stara³a siê nad sob¹ panowaæ. - Jeszcze œmiesz udawaæ? – mê¿czyzna trz¹s³ siê z wœciek³oœci – Jeszcze masz czelnoœæ k³amaæ? – uderzy³ j¹ w twarz. - Eryk! – krzyknê³a z bólu i z³oœci. - Myœlisz, ¿e pozwolê zrobiæ z siebie rogacza?! – wysycza³. - No nie! Tego ju¿ za du¿o! – tupnê³a nog¹. - Masz racjê. Od dziœ nie zrobisz kroku bez mojej wiedzy. – spojrza³ na ni¹ zimno. - Co? – krzyknê³a. - Nie zdradzisz mnie ponownie! Nie pozwolê ci na to! – jego twarz wykrzywi³ grymas wœciek³oœci. W jej oczach b³ysnê³y ³zy. Zacisnê³a wargi i wybieg³a z sypialni. - Dok¹d idziesz? Christine, wracaj tu natychmiast! – wrzasn¹³ na ca³e gard³o. S³ysza³a za sob¹ jego g³os, ale nie zareagowa³a. Zap³akana wpad³a do swojego dawnego pokoju i rzuci³a siê na ³o¿e. Tymczasem Eryk kr¹¿y³ po sypialni. Chwyci³ kieliszek stoj¹cy na szafce i z furi¹ rozbi³ go o pod³ogê. Tak bardzo chcia³, ¿eby ta noc by³a wyj¹tkowa. Chcia³ pokazaæ, jak wiele dla niego znaczy. A ona po prostu wykorzysta³a jego dobroæ, by kolejny raz wbiæ sztylet w jego serce. Powinien przewidzieæ, ¿e tak siê stanie. Przecie¿ dok³adnie tak samo post¹pi³a, gdy do teatru przyby³ ten przeklêty wicehrabia. Jednak¿e teraz jest jego ¿on¹ i nie pozwoli jej na takie zachowanie. Wymierzy jej karê, której nigdy nie zapomni. Christine zwinê³a siê w k³êbek przytulaj¹c twarz do poduszki. Wiedzia³a, ¿e jest wœciek³y, ¿e dziœ nic do niego nie dotrze. Pozosta³o jej czekaæ, a¿ och³onie. Dopiero wtedy bêd¹ mogli porozmawiaæ. Us³ysza³a jego kroki dobiegaj¹ce z korytarza. Wszed³ do œrodka. - OdejdŸ. – syknê³a – Nie chcê ciê widzieæ! - Nic z tego. – podszed³ do niej i zmusi³ do powstania. Si³¹ zawlók³ j¹ do sypialni i brutalnie pchn¹³ na ³o¿e. - S³ucham, co tym razem masz na swoje usprawiedliwienie? – obrzuci³ j¹ zimnym spojrzeniem. - To nie tak, jak myœlisz. To on mnie poca³owa³. – stara³a siê panowaæ nad g³osem. - A ty jakoœ s³abo siê broni³aœ. – prychn¹³ z pogard¹. - Eryku, pos³uchaj. - Milcz! Nie zamierzam s³uchaæ twoich k³amstw. – zacz¹³ zdzieraæ z niej ubranie. - Co ty wyprawiasz?! – spojrza³a na niego oburzona. - Zamierzam daæ ci nauczkê, któr¹ zapamiêtasz do koñca ¿ycia! - Eryk, nie, przestañ! – krzycza³a próbuj¹c zepchn¹æ go z siebie. – To boli. – jêknê³a, gdy wdar³ siê pomiêdzy jej uda. Zaczê³a p³akaæ. Czu³a ból pulsuj¹cy w ca³ym ciele. Jednak najgorsze by³o to, ¿e krzywdzi j¹ ten, którego kocha nad ¿ycie. £zy bólu i upokorzenia sp³ywa³y jej po pliczkach. Nie mia³a ju¿ si³ by krzyczeæ lub broniæ siê. Le¿a³a nieruchomo, czekaj¹c, a¿ wreszcie skoñczy. Z ka¿dym kolejnym pchniêciem jej cia³o umiera³o, a¿ w koñcu zdawa³o siê jej, ¿e nic ju¿ nie czuje. Chwilê póŸniej wsta³ i po prostu zebra³ swoje rzeczy. Spojrza³ na ni¹ i w tej w³aœnie chwili mia³a wra¿enie, ¿e przerazi³ siê tym, co jej uczyni³. Jednak by³ to tylko moment. Gdy ich spojrzenia spotka³y siê ponownie, w jego oczach b³yszcza³a tylko pogarda. Szepn¹³ jej do ucha Ladacznica i wyszed³ zostawiaj¹c j¹ sam¹. Na wpó³ przytomn¹, zap³akan¹ i upokorzon¹. Gdy zamknê³y siê za nim drzwi wybuchnê³a spazmatycznym szlochem. By³a ca³a obola³a. Czu³a, ¿e tej nocy umar³a jej dusza. Nie potrafi³a ju¿ go kochaæ. Nie wiedzia³a, jak ma dalej z nim ¿yæ. Jej cia³o nie potrafi³o ju¿ czuæ, jej serce nie potrafi³o kochaæ. Gardzi³a nim. Nienawidzi³a go. Choæ wiele razy urz¹dza³ jej awantury, dopiero teraz zapragnê³a, by na zawsze znikn¹³ z jej ¿ycia…
|
|