Trututu, reaktywacja
Moga byæ literówki, bo tak œwie¿e jak tylko ff byæ mo¿e, prosto z Worda.
Nast¹pi jedna poprawka do rozdzia³u z Dolin¹ Lodowego Wichru, mianowicie Imoenuubis zmienia imiê na Zimariael, ale to tylko taki drobiazg. Za który wprawdzie mogê zostaæ póŸniej zlinczowana, ale raz siê szyje
PS Demo"Jedi Academy" zdecydowanie u³atwia opisywanie pojedynków xD (taak... wciœnij "ctrl"+"<-")
10
Rozmowa Skywalkera z przybyszami przenios³a siê z tarasu Akademii do wnêtrza przestronnej Sali konferencyjnej. Mara w³aœnie podawa³a kolejn¹ porcjê kawy.
- Wiêc widzisz, Luke – Bryzia nie zaprz¹ta³a sobie g³owy zapamiêtywaniem nazwisk, a ju¿ broñcie bogowie tytu³ów. Poza tym by³a znana ze swojej bezpoœrednioœci. – Potrzebujê klejnotów Corusca. Jak najszybciej – zrobi³a ma³¹ przerwê na ³yk kawy. - Inaczej bêdzie niedobrze. Bardzo niedobrze – zadziwiaj¹ce by³o, jak w kilku prostych s³owach Bryzia potrafi³a zawrzeæ maksimum zamierzonej treœci, a nierzadko o wiele wiêcej.
- Otó¿ to – przytakn¹³ Pokrzywój, odstawiaj¹c fili¿ankê. – Skoro nawet Karrde stwierdzi³, ¿e pora odwiedziæ tak zakurzony k¹t galaktyki jak Nigdy-Nigdy, znaczy, ¿e sprawa jest powa¿na.
Luke westchn¹³ w duchu.
- Wiem, wszystko to wiem. Wyczuwamy silne zak³ócenia Mocy, ju¿ od jakiegoœ czasu. Problem w tym, e nie wiemy, co one mog¹ oznaczaæ – powiedzia³ Skywalker.
- To weŸcie siê za jakieœ dzia³anie, do cholery – poradzi³ uprzejmie Pokrzywój.
Bryzia pos³a³a mu pe³ne uznania spojrzenie.
Luke spojrza³ krzywo, na oboje nieproszonych goœci naraz. Mara dosz³a do wniosku, ¿e skoro kawa ju¿ podana, mo¿e bezpiecznie wycofaæ siê na z góry upatrzone pozycje, na przyk³ad gdzieœ w okolice tarasu.
- Chêtnie byœmy coœ przedsiêwziêli, jednak nie wiemy, co mamy zrobiæ, i sytuacja nie zmieni siê, dopóki nie odkryjemy, co knuj¹ Ciemni Jedi – wyjaœni³ Jedi, nieco mniej cierpliwie ni¿ do tej pory. – Mo¿e nasze pogl¹dy wydadz¹ wam siê konserwatywne, ale my zazwyczaj planujemy akcjê, a dopiero póŸniej bierzemy siê za dzia³anie.
Bryzia pozwoli³a sobie na prychniêcie.
- To¿ w³aœnie to ci t³umaczê, cz³owieku. My ju¿ mamy wszystko zaplanowane. Teraz bierzemy siê za wykonanie. Pokrzywój obieca³ pomóc w dostawie Antypierœcienicy za pomoc¹ swojego serwisu wysy³kowego, ale zosta³ jeszcze jeden tyci problem. Widzisz, Skywalker, ¿eby mieæ co wys³aæ...
- Trzeba to najpierw mieæ – podpowiedzia³ wiedŸmin.
- W³aœnie – zgodzi³a siê Bryzia. – Nie, nie przerywaj, teraz ja mówiê – machnê³a rêk¹, widz¹c, ¿e Luke najwyraŸniej zamierza coœ wtr¹ciæ. – Cokolwiek knuje Brakiss... Ale mówi³am ci, nie przerywaj, wiemy, ¿e to Brakiss, Mord nie jest na tyle inteligentny ¿eby znaæ jakichœ Ciemnych Jedi poza tymi, których osobiœcie spotka³. Wracaj¹c do meritum... Cokolwiek knuje Brakiss, przeszkodzimy mu, dostarczaj¹c Antypierœcienicê. Ona zniweluje wszystko, do czegokolwiek bêdzie u¿ywana Pierœcienica Mocy. Pod warunkiem, ¿e zd¹¿ymy – warknê³a Bryzia.
- Zrozumcie, ¿e nie mogê tak po prostu wys³aæ was na stacjê Landa i powiedzieæ mu, ¿eby da³ wam klejnoty – zirytowa³ siê w koñcu Skywalker.
Bryzia wsta³a z godnoœci¹.
- Powiadom listownie, jeœli zmienisz zdanie.
Pokrzywój równie¿ wsta³. Lekko skin¹³ g³ow¹ mistrzowi Jedi, jednoczeœnie uœmiechaj¹c siê krzywo pod w¹sem.
- Uszanowanie.
Skywalker patrzy³, jak za obojgiem zamykaj¹ siê drzwi. By³ pewien, ¿e mimo wszystko nadal pozostan¹ w Akademii.
„Gdyby by³a tu Eilan...”, pomyœla³ nagle, z desperacj¹. „Ona potrafi ka¿dego przekonaæ...”
...
- IdŸ wolniej, cholera, nie jestem psem goñczym – syknê³a Eilan w komunikator.
Gdzieœ na koñcu uliczki majaczy³ cieñ Connora. Cieñ zatrzyma³ siê nagle.
- Tak lepiej? – dobieg³ ze s³uchawki zaprawiony sarkazmem g³os Connora.
- Œwietnie. Gratulujê genialnego planu. Obawiam siê jednak, ¿e nasz Jedi nie da siê na to nabraæ i nie wpadnie ci na plecy.
Cieñ Connora znów ruszy³, tym razem wolniej.
- Pamiêtaj...
- Do magazynu, pamiêtam – przerwa³ Corrado, ju¿ normalnym g³osem. – Widzisz go?
- Na razie nie, czysto... Czekaj... Coœ widzê... Mam!
- Œwietnie, idê dalej. Przytrzymaj go tam póŸniej przez chwilê na placu, ¿ebym zd¹¿y³ wyjœæ przez dach.
- Nie s¹dzê, ¿eby to by³o koniecznie... – chocia¿ Connor nie móg³ tego widaæ, Zielona Jedi uœmiechnê³a siê lekko k¹cikiem ust. Nieortodoksyjne metody bywa³y przydatne.
...
K’I przypatrywa³a siê ciekawie, jak Exar Kun miesza coœ w ogromnym kotle. Zajrza³a do œrodka. Coœ okaza³o siê mieszank¹ zió³. Pachnia³o nieco cynamonem. Do kocio³ka pod³¹czony by³ dziwaczny zasilacz, w którym siedzia³o fosforyzuj¹ce zwierz¹tko, o kszta³cie cia³a ob³ym, nieco sp³aszczonym grzebietobrzusznie. Pierœcienica Mocy.
- Co porabiasz, Wszechw³adco Wszelkiego Z³a? – zagadnê³a swobodnie pani genetyk, g³osem na³adowanym szacunkiem ujemnym.
Kun prze³kn¹³ warkniêcie. Wprawdzie treœæ poradnika „Lista Postanowieñ Wszechw³adcy Wszelkiego Z³a” nie by³a mu znana, poniewa¿ wspania³e dzie³o to znajdowa³o siê aktualnie dopiero w druku, niemniej jednak zna³ podstawowe zasady Ciemnego Jedi z du¿ymi ambicjami. Numer jeden – nigdy nie lekcewa¿yæ dobrodusznie wygl¹daj¹cych staruszków. Numer dwa – nigdy nie denerwowaæ swojego genetyka. Dwa a) – a zw³aszcza, kiedy ma on dostêp do w pe³ni wyposa¿onego laboratorium.
- Za pomoc¹ tego cuda przejmê w³adzê nad œwiatem – oznajmi³ zaciekawionej k’I.
- Za pomoc¹ ziela? – pani genetyk unios³a brew.
- Miêdzy innymi – Kun zamilk³ na chwilê, uwa¿nie dosypuj¹c kolejn¹ porcjê ziela. Zapachnia³o cynamonem. – Ziele fajkowe – kontynuowa³. – Przyprawa. Moc, pobrana od Pierœcienicy. To w³aœnie da mi w³adzê nad œwiatem.
- Jakim cudem? – g³os k’I brzmia³ wysoce sceptycznie.
- Herbatki. Zio³owe herbatki. Uzale¿niaj¹ce silniej ni¿ ziele fajkowe i przyprawa razem wziête, za spraw¹ Mocy. Ludzie kupi¹ pierwsze opakowanie z ciekawoœci... A póŸniej nigdy nie bêd¹ mogli przestaæ. Dla Wielkiej Kanclerz i wszystkich senatorów darmowe próbki. Takie same dla Akademii Jedi. A póŸniej niech spróbuj¹ nie oddaæ mi w³adzy i nie wykonywaæ wszystkiego, co zarz¹dzê, a wtedy pozbawiê ich mojej wspania³ej herbatki...
W tym miejscu k’I spodziewa³a siê wybuchu maniackiego œmiechu. Ten jednak nie nast¹pi³. Poczu³a uzasadnione podejrzenie, ¿e Kun pomaga³ pisaæ „Listê Postanowieñ (...)”.
- Pozwól, Kun, ¿e zadam ci jedno pytanie.
- S³ucham.
- Myœla³eœ o tym, ¿eby porozmawiaæ z jakimœ psychologiem?
Kun uœmiechn¹³ siê krzywo.
- Kiedy ju¿ skoñczysz z moj¹ armi¹ klonów, moja droga, rozwa¿ê ten problem i byæ mo¿e sklonujesz mi jakiegoœ dobrego psychologa z czasów Starej Republiki. Ale widocznie masz za du¿o wolnego czasu, skoro zaprz¹taj¹ ciê takie pytania. Powiedz mi, dlaczego nie znajdziesz sobie jakiegoœ mi³ego, przystojnego Jedi...
K’I równie¿ siê uœmiechnê³a.
- Przykra sprawa, Kun. W okolicy s¹ tylko twoi Ciemni Jedi... A tak siê sk³ada, ¿e nie spe³niaj¹ ¿adnego z dwóch wymienionych warunków. Ale kiedy skoñczê, rozwa¿ê ten problem, i byæ mo¿e sklonujê sobie jakiegoœ mi³ego, przystojnego Jedi z czasów Starej Republiki. A teraz wybacz, ale moje klony czekaj¹ – k’I odwróci³a siê i wysz³a z laboratorium Kuna.
...
Bryzia siedzia³a na statku Pokrzywoja, s¹cz¹c Cosmo-Colê. Pokrzywój pogryza³ chrupki proteinowe. Draco z anielsk¹ cierpliwoœci¹ znosi³ wybryki skacz¹cej po nim ma³ej, uroczej wiewiórki szablozêbnej. Wiewiórka by³a nowym nabytkiem Bryzi – okaza³o siê, ¿e podczas rozmowy ze Skywalkerem dosta³a siê na pok³ad jej statku przez otwarty w³az, a Bryzia, rozczulona urokiem zwierz¹tka, sobie tylko znanym sposobem b³yskawicznie je oswoi³a. Aby w pe³ni dokonaæ aktu „adopcji” wiewiórki, Bryzia nada³a jej imiê, tak wiêc obecnie szablozêbne futrzaste cudo znane by³o jako Fruzia.
- Kontaktowa³am siê z Chrup-Ziemi¹ – oznajmi³a ponuro Bryzia wiedŸminowi. – Maj¹ ju¿ wszystko przygotowane, czekaj¹ tylko na klejnoty Corusca.
- No to zajedwabiœcie – podsumowa³ Pokrzywój.
- No.
- A nie znasz kogoœ, kto zna Skywalkera, a móg³by na nieco wp³yn¹æ?
- No Mara mog³aby wp³yn¹æ, ale ona odpada, bo jest po jego stronie. Ewentualnie Kurd, bez problemu mog³abym go uwieœæ, ale on z kolei nie da³by rady wp³yn¹æ. Cztery litery – skwitowa³a Bryzia.
- A kto spoza Akademii? To znaczy nie wiem, czy nie-Jedi da sobie radê, ale warto spróbowaæ...
- Mam! – Bryzia w podnieceniu a¿ zerwa³a siê z fotela, prawie wylewaj¹c swoj¹ Colê. – Mam idealn¹ kandydaturê! Spoza Akademii, jest Jedi, a na dodatek jest prawie tak perfidna jak ja. Aha, no i jest kobiet¹. A na dodatek do dodatku nied³ugo powinna przylecieæ do Akademii.
W oczach Pokrzywoja pojawi³ siê nie³adny b³ysk. Wyci¹gn¹æ do Bryzi rêkê.
- ¯ó³wik.
- ¯ó³wik – w oczach Bryzi zagoœci³ identyczny b³ysk. Towarzyszy³ mu uroczy w swej paskudnoœci uœmiech.
...
Corrado znikn¹³ za rogiem, na dziedziñcu przed magazynem Bryzi. Eilan obserwowa³a, jak pod¹¿a za nim ledwie widoczny w ciemnym zau³ku cieñ. Cieñ wyraŸnie emanowa³ Moc¹, ale nie musia³a sprawdzaæ, by wiedzieæ, ¿e to Kyle Katarn.
Cieñ znikn¹³ za tym samym rogiem, za który wczeœniej poszed³ Connor. Eilan przyspieszy³a kroku.
Wesz³a na dziedziniec magazynu. Zobaczy³a, jak za Connorem zamykaj¹ siê drzwi. Katarn przyspieszy³ i chwilê póŸniej ju¿ manipulowa³ przy klamce. Eilan uœmiechnê³a siê k¹cikiem ust – Corrado zamkn¹³ drzwi na pe³ny zestaw zasuwek, zabezpieczonych przed Moc¹. A z obecnej przy magazynie trójki tylko oni dwoje mieli klucz.
Bezszelestnie podesz³a na œrodek placu.
- No no no... £adnie to tak, zakradaæ siê w œrodku nocy do cudzych magazynów? – spyta³a uprzejmie, acz z lekk¹ ironi¹.
Katarn, zaskoczony, zareagowa³ odruchowo. B³yskawicznie odwróci³ siê, odpalaj¹c swój miecz œwietlny.
- Kim jesteœ i czego chcesz?
- I zapomnia³eœ jeszcze dodaæ, ¿e to nie mój interes... – Zielona Jedi zrobi³a efektown¹ pauzê. - ... Katarn.
Zauwa¿y³a, ¿e Katarn nieco zmieni³ pozycjê, tak, by w ka¿dej chwili móc zaatakowaæ.
- Sk¹d wiesz, kim jestem, co do mnie masz, i po jak¹ cholerê za mn¹ laz³aœ?
- Och, to z pewnoœci¹ ta os³awiona kurtuazja Nowego Zakonu. No có¿, ale jesteœ znany z nowatorskich rozwi¹zañ. Ale, tak w³aœciwie... po jak¹ cholerê laz³eœ za Corradem? – Eilan powtórzy³a idealnie akcent Katarna.
- Jak powiedzia³aœ. Po cholerê. A teraz b¹dŸ ³askawa st¹d znikn¹æ. W przeciwnym razie bêdê musia³ ci w tym pomóc – Katarn uniós³ nieco rêkê, szykuj¹c siê do ataku.
- Na twoim miejscu – oznajmi³a uprzejmie Eilan – jeszcze bym to przemyœla³a.
- Przemyœla³em.
- Có¿, a chcia³am byæ mi³a... Pamiêtaj, sam chcia³eœ – Eilan odpali³a miecz. Maj¹c szczer¹ nadziejê, ¿e Connor zamarudzi nieco z wychodzeniem przez dach. Mia³a ochotê siê nieco zabawiæ.
- Oh, ju¿ siê bojê – Katarn zaatakowa³ pierwszy, ciosem o œredniej sile, chc¹c wybadaæ umiejêtnoœci przeciwniczki.
Eilan sparowa³a bez problemu.
- Akurat to, czy siê boisz... – odpar³a swobodnie, wyprowadzaj¹c kontratak. Katarn sparowa³, równie¿ bez wiêkszego wysi³ku. – To ju¿ tylko i wy³¹cznie twój problem – Eilan zada³a kolejny cios, wykorzystuj¹c impet uderzenia do wybicia siê w powietrze.
Zrobi³a salto i wyl¹dowa³a, jednak nie za plecami przeciwnika, a po jego lewej stronie. Tego Katarn najwyraŸniej nie przewidzia³, jednak wiedz¹c, ¿e nie zd¹¿y sparowaæ, odepchn¹³ Eilan Moc¹. Jedi uderzy³a o najbli¿sz¹ œcianê i osunê³a siê na ziemiê.
- Ca³kiem nieŸle – sapnê³a, wstaj¹c.
Wyci¹gnê³a rêkê.
- Tanie sztuczki - Katarn spodziewa³ siê zapewne, ¿e Eilan u¿yje pchniêcia Mocy, i przygotowa³ siê do zablokowania go.
Poniewa¿ Eilan u¿y³a przyci¹gniêcia, Katarn polecia³ przyspieszonym kursem kolizyjnym prosto na jej miecz. W ostatniej chwili zd¹¿y³ podnieœæ rêkê, i Eilan te¿ znalaz³a siê w powietrzu, czuj¹c przy tym, ¿e przeciwnik próbuje w³aœnie j¹ udusiæ. Katarn opad³ na ziemiê, jednak nie zwolni³ chwytu Mocy.
„Dosyæ tego”, pomyœla³a Zielona Jedi. Wyci¹gnê³a woln¹ rêkê. Jej drugi miecz, do tej pory le¿¹cy gdzieœ w k¹cie dziedziñca, nadlecia³ z ukrycia, od ty³u trafiaj¹c Katarna w g³owê. Mocno. Katarn upad³. Miecz wypad³ mu z rêki.
Eilan opad³a ciê¿ko na ziemiê, maj¹c jeszcze na tyle przytomnoœci, ¿eby przywo³aæ do siebie oba miecze, swój drugi oraz Katarna. Uda³o jej siê z³apaæ powietrze i po chwili wsta³a.
- Tanie sztuczki to w³aœnie te a la Darth Vader – oznajmi³a spokojnie. – Ja stawiam na oryginalnoœæ.
Katarn spróbowa³ siê podnieœæ, ale poczuwszy ostrze miecza Eilan tu¿ przy swojej szyi, stwierdzi³, ¿e na ziemi jest mu wystarczaj¹co wygodnie.
- Wstañ – poleci³a Eilan. – Tylko ¿adnych sztuczek. Tanich ani innych.
Powoli wsta³. Zastanawia³ siê, jak mo¿e siê jeszcze z tego wywin¹æ.
- Na twoim miejscu niczego bym nie próbowa³a – zasugerowa³a uprzejmie, dostrzeg³szy na dachu poruszaj¹cy siê cieñ.- Na dachu jest mój kolega. Z ma³ym dzia³kiem laserowym. Jeœli mnie zabijesz, Skywalker bêdzie musia³ zeskrobywaæ ciê z okolicznych œcian.
- Dziêkujê, zrozumia³em. Wiem, jak dzia³a przenoœny laser.
- Œwietnie. A teraz w³aŸ do magazynu... Albo nie, mam lepszy pomys³. Connor! – krzyknê³a Eilan w stronê dachu.
- Tak? – odpowiedzia³ z góry g³os Corrada.
- ZejdŸ tu do nas, i weŸ te kajdanki! Pójdziemy od razu do jego statku, przes³uchanie urz¹dzê mu póŸniej.
- Urz¹dzimy – odpar³ Connor.
Rozleg³a siê seria ha³asów, i po chwili Corrado wy³oni³ siê z cienia pod œcian¹. Kaptur mia³ zsuniêty.
- Katarn, jak mi³o. Prosi³em ciê kiedyœ, ¿ebyœ siê nie wtr¹ca³ do moich misji. No to teraz masz – Connor wyj¹³ coœ z kieszeni, wykrêci³ Katarnowi rêce do ty³u i sku³ kajdankami.
- Naprawdê myœlisz, ¿e kajdanki coœ tu dadz¹? – spyta³ Katarn z politowaniem. – I, wybacz ciekawoœæ, ale gdzie zgubi³eœ swój laser?
- Laser? Jaki laser?
- Widzisz, Katarn, wyznajemy zasadê, ¿e grunt to pozytywne nastawienie. Chyba dzia³a, jak widaæ. A kajdanki s¹ obszyte skór¹ Isalamira. To nie to samo, co ¿ywy, ale na obszar Mocy jednego Jedi na pewno wystarczy – wyjaœni³a Eilan, gasz¹c miecz. – No to co... Idziemy.
- Ja pierwszy – Connor ruszy³ ku wyjœciu z dziedziñca. – Po lewej, proszê wycieczki, magazyn ziela, dziedziniec, brama...
Katarn nie ruszy³ siê z miejsca.
- I s¹dzicie, ¿e nikt nie zwróci uwagi na trójkê przechodniów, z których jedna ma trzy miecze œwietlne, a jeden kajdanki na rêkach? – spyta³ z ironi¹.
Eilan spojrza³a na niego z politowaniem.
- To Nar Shadda. Nawet, gdybyœ jeszcze do tego paradowa³ boso i na pó³ rozebrany, te¿ nikt by nie zwróci³ uwagi. Swoj¹ drog¹, to mo¿e byæ ca³kiem ciekawy pomys³ – stwierdzi³a Eilan niewinnie.
- Zaczekaj z tym, a¿ dojdziemy do statku – zastrzeg³ Connor. – Ja nie chcê tego ogl¹daæ.
- Cicho, kretynie, spali³eœ w³aœnie moje usi³owanie bycia okrutn¹ i sadystyczn¹. Akurat jego klata nie jest widokiem, bez którego ¿yæ nie mogê.
- A czyja jest? – zainteresowa³ siê Katarn, równie niewinnie co wczeœniej Eilan.
Zorientowa³ siê, ¿e by³ to du¿y b³¹d, kiedy Eilan z rozmachem walnê³a go ³okciem miêdzy ¿ebra.
- Nie twój interes – odpar³a, obserwuj¹c, jak Katarn próbuje z³apaæ oddech. - Zamknij siê i idŸ. Skarbie – doda³a ze z³oœliwym uœmiechem.