|
Post by Kaja on Mar 12, 2006 17:04:58 GMT 1
Dokładnie w tym samym czasie, kiedy Eleonor kończyła pisać list do upiora jej ciotka stała z nim twarzą w twarz czekając na odpowiedz. Jednak Erik milczał a z jego twarzy zupełnie nic nie mogła wyczytać. To jeszcze bardziej ją zdenerwowało. - Gdzie ona jest?- zapytała powtórnie starając się panować nad głosem. - O kim ty mówisz? – odezwał się w końcu nieco zdziwionym głosem. - Nie wierze, że nie masz nic wspólnego z jej zniknięciem. W końcu wybierała się do ciebie. Erik był zaskoczony tym, że madame Giry stała się wobec niego tak bezpośrednia. Nigdy tak się nie zachowywała. Wiedział, ze nie budził nigdy w tej kobiecie strachu ani ciekawości jednak dystans, jaki był miedzy nimi w zupełności mu odpowiadał. A tu nagle coś się zmieniło a do tego zupełnie nie miał pojęcia, o co chodzi tej kobiecie. - Odezwij się wreszcie! – nie wytrzymała już jego ciągłego milczenia. – Czy mam przez to rozumieć, że udusiłeś Eleonor?! - Chodzi ci o tą wścibską i rozgadaną panienkę, która wtargnęła do mojego królestwa? – odparł ostrym głosem. Teraz sobie przypomniał, o kogo chodzi i miał nadzieję, że chociaż teraz nie usłyszy o tej wariatce. – Otrzymała to, na co zasłużyła. - Czyli co?! – jej głos nieco zadrżał, kiedy pomyślała, co to mogło być. Jednak wciąż nie miała pewności. – Powiedz wreszcie, bo jeśli nie to pożałujesz. - Nie waż mi się grozić – odparł przejmującym głosem i niepokojąco spokojny. – Poza tym, co nagle cię interesuje jakaś garderobiana? - Garderobiana? – zdziwiła się nie bardzo go rozumiejąc. – Eleonor to moja bratanica. Odpowiadam za nią i jeżeli coś się jej stało... - Bratanica, ciekawe – zainteresował się. Patrząc na madame Giry nigdy by o tym nie pomyślał. Taka rozważna i bystra kobieta miała w rodzinie kogoś takiego. Nagle jedna myśl przyszła mu do głowy. Czyżby został zdradzony? – To ty wskazałaś jej drogę... Twarz pozbawiona maski zesztywniała i zrobiła się blada. - Nigdy! – odparła dobitnie. –Nigdy dla jej dobra. Ona to zrobiła sama i naprawdę nie wiem, jakim sposobem. Może szła za tobą... - To nie możliwe. - Zatem musimy ją spytać, jeśli to jeszcze możliwe – popatrzyła na niego z nadzieją. – Ona żyje. Prawda Eriku. Nie odpowiedział, ale Antoinette miała talent do czytania z jego twarzy. On sam nie wiedział o tym, ale ona bardzo dobrze wiedziała, co kryje się w jego umyśle i sercu. Teraz miała prawie pewność, że jej bratanica żyje. - Gdzie ona jest? – szepnęła głosem pełnym ulgi. – W komnacie luster? - I powinna tam zostać. Wścibska wariatka. - Idę po nią – madame Giry nie starała się go słuchać. Dobrze wiedziała, co to komnata luster i jaka nauczkę otrzymała Eleonor. - Nie tak szybko – powstrzymał ją Erik. – Musisz mi obiecać, że ona nigdy nie pójdzie do lochów. Przysięgnę, ale tylko wtedy, gdy ona jeszcze żyje – odparła Antoinette i ruszyła schodami w dół w stronę, gdzie znajdowała się komnata. Erik już ją nie powstrzymywał.
|
|
|
Post by Kaja on Mar 13, 2006 22:20:52 GMT 1
Szanowny Panie Upiorze, Zechce mi Pan wybaczyć, że przesyłam wiadomość w ten sposób, ale sam pan rozumie. Dlatego postaram się wyrazić krótko moje myśli. W tym miejscu bardzo chciałabym podziękować za udzieloną przez pana lekcję. Była dla mnie bardzo cenna i pouczająca a jednocześnie dostarczyła mi sporo zabawy. Postaram się jak najlepiej ją wykorzystać przy dokończeniu pewnej sprawy. To jednak później, gdyż teraz planuje udać się na kolację a potem do operowej biblioteki. Kreślę wyrazy szacunku. Uniżony sługa E.D. P. S. Na te plamy na lustrach najlepsza będzie woda z octem... List napisany był na czerwoną szminką i dostrzegli go zaraz po wejściu. Erik stał milcząc z uporem wpatrując się w to lustro. Nie przestał nawet wtedy, gdy madame Giry przeczytała go na głos. Ona sama nie wiedziała czy ma się śmiać czy tez złościć na Elli. Założyła tylko ręce na piersi i wbiła paznokcie w dłoń, aby się nie roześmiać, po czym rozglądnęła się po komnacie. Była w opłakanym stanie. Na prawie wszystkich lustrach znajdowały się jakieś czerwone plamy o kształcie liter, gwiazdek, kwiatków. Ponad to w jednym lustrze przy wyjściu znajdował się spory okrągły otwór, przez który można było zobaczyć cały mechanizm komnaty. - Tu jej nie ma – stwierdzała jakby sama do siebie. - Antareh gav! - powiedział Erik po dłuższej chwili milczenia. Antoinette nie rozumiała, co mówi, ale miała wrażenie, że to przekleństwo. – Zahrehmar! Był wściekły jak nigdy. Chyba pierwszy raz widziała go w takim stanie jednak dziś wyjątkowo nie żałowała go. W końcu zamykać Eleonor w komnacie. - Erik, gdzie ty idziesz?!- zawołała, gdy zobaczyła jak kieruje się do wyjścia. - Tam gdzie ona jest! Pożałuje, że zadarła z upiorem! - Nawet się nie waż zrobić jej krzywdę! – Pobiegła za nim. – Słyszysz! * Operowa biblioteka była jedną z większych bibliotek, jakie znajdowały się w Paryżu. Jej niektóre woluminy były bardzo stare i cenne a każdy dobry bibliotekarz doceniłby je z należytym im szacunkiem. Jednak ani obecni, ani byli dyrektorzy opery nie interesowali się nigdy jej zawartością. Zatem przez większość czasu książki leżały nietknięte w ciemnym pomieszczeniu. Jednak od jakiegoś czasu, szczególnie w nocy, zaczął tam zaglądać pewien człowiek. Uwielbiał książki i prawie większość dnia spędzał na ich czytaniu. To z nich czerpał swoją wiedzę o świecie, to one zachęciły go do podróżowania i to właśnie z nich poznał jak powinno wyglądać prawdziwe życie, które tak bardzo pragnął mieć. Biblioteka była właśnie jednym z tych miejsc na powierzchni, w którym uwielbiał przebywać. Teraz jednak ktoś obcy do niego wtargnął. I znowu ta przeklęta kobieta. Kiedy wtargnął przez ukryte za regałem drzwi do biblioteki dostrzegł ją siedzącą nad rozwiniętymi arkuszami projektów opery. Poznał jej od razu, gdyż większości był ich twórcą. Teraz jednak, gdy był wściekły nie zastanawiał się nad tym, dlaczego garderobiana przegląda plany architektoniczne opery. - O pan Erik! – zawołała podnosząc wzrok znad arkusza. Uśmiechnęła się wdzięcznie jakby dopiero, co zobaczyła dobrego przyjaciela a nie upiora. – A i ciocia. Komitet powitalny jak dobrze rozumiem. - Milcz diabelska istoto! – wysyczał prze zęby kierując się w jej stronę. - Erik nie, przestań! – zawołała madame Giry ciężko dysząc. Musiała iść szybko, aby dotrzymać mu kroku. - Niech tylko spróbuje – odrzekła Eleonor spokojnym głosem wstając za biurka. – Jak tylko zbliżysz się do mnie narobię takiego rabanu, że zleci się tu cała opera. Pewnie będą bardzo ucieszeni, kiedy wreszcie zobaczą upiora. - To mnie nie powstrzyma – odparł szorstko. Po jej słowach wprawdzie zatrzymał się, ale spoglądał na nią tak jakby chciał ją rozerwać na strzępy. – Już wkrótce zawiśniesz na moim stryczku... - Eriku nie!- powtórzyła madame Giry. Chciała powstrzymać tych dwoje, ale czuła się bezsilna nie rozumiejąc, dlaczego jej bratanica stała się taka uparta. – Eleonor przestań. Zabraniam ci więcej chodzić po lochach. - Ciociu ja muszę – jęknęła Eleonor. - Ja tam coś zgubiłam. - Co? – zainteresowała się Antoinette jakby na chwile zapominając, po co tu jest. - Zaręczynowy pierścionek – wyrzuciła z siebie. – Zgubiłam go chyba w jego kryjówce a ten szaleniec chciał mnie zabić. Nie interesuje mnie, że on tam siedzi, że straszy po operze. Ja tylko muszę znaleźć pierścionek. - Tylko pierścionek? – zapytał cynicznie Erik. – I będziesz go szukać do końca moich dni? - Ani myślę – odrzekła hardo. – Tylko przez jakiś czas. A jak mi nie wierzysz to mogę przysięgnąć. - Nie wierzę w wasze przysięgi – rzucił z drwiącym śmiechem. - Nie musisz wystarczy, że ja w nie wierze. A teraz chwilę poczekajcie. Ciociu będziesz świadkiem- po czym znikła za jednym z bibliotecznych regałów. Wróciła niosąc w ręku dość sporą książkę oprawioną w czarną skórę. – Teraz mam już wszystko do złożenia przysięgi. Położyła prawą rękę na książce, która okazała się biblią a lewą uniosła do góry. P czy dostojnym i poważnym głosem zaczęła mówić Uroczyście przysięgam, że nie zdradzę tajemnicy upiora tej opery pod żadnym pozorem. Będę przebywać w lochach opery, dokąd nie znajdę mojego zaręczynowego pierścionka, albo też do 22 marca. Po tym czasie opuszczę lochy i nigdy już tam nie wrócę. Nigdy też nie spotkam się z upiorem opery... Po czym spojrzała wyzywająco na Erika. ...Chyba, że zostanę przez niego zwolniona z przyrzeczenia. Tak mi dopomóż Bóg. - Czy teraz jesteś zadowolony? – zapytała opuszczając rękę. Mały podręczny słowniczek perskiego: Antareh gav - głupia krowa Zahrehmar - mam nadzieję, że umrzesz od jadu węża Za pomoc w opracowaniu słowniczka dziękuję Nattie
|
|
|
Post by Kaja on Mar 14, 2006 21:22:43 GMT 1
- I ja mam w to uwierzyć? – zapytał z drwiną w głosie. - Jakoś życie mnie nauczyło nie wierzyć takim podstępnym stworzeniom, jakimi są kobiety. - To chyba ja mam się, czego obawiać – Eleonor nie dawała za wygraną. – W końcu skazuje się na kilka miesięcy na łaskę szaleńca, który zwie się upiorem opery. Skąd mogę wiedzieć, czy nagle nie przyjdzie ci ochota znowu mnie dusić. - Nigdy nie skrzywdzę kobiety – odrzekł krótko. Elli już miała się szyderczo zaśmiać, ale spojrzała na ciotkę, która milczała od dłuższej chwili. Dostrzegła w jej oczach prośbę, aby przestała już go drażnić. - Będę jutro w podziemiach o godzinie dziesiątej. Postaram się tak szukać, abyś nie dostrzegł mojej obecności. Wcale nie musisz mnie oglądać. Erik popatrzył na nią jak na jakieś odrażając stworzenie, ale nie sprzeciwił się. Po chwili odwrócił się i wyszedł tunelem za regałem z książkami. * - Byłaś dla niego stanowczo za ostra – rzekła po chwili milczenia madame Giry. - Co? Eleonor miała serdecznie dość tej rozmowy z upiorem. Kiedy wyszedł opadła na krzesło i odetchnęła z ulgą. Teraz jednak zdziwiła się bardzo, kiedy usłyszała taki zarzut. - To niby jak mam się zachowywać wobec człowieka, który zamknął mnie w jakiś gabinecie luster i chyba miał nadzieję, że sama z sobą skończę na stryczku, który mi zostawił! Poza tym to przecież szaleniec! Widać to na pierwszy rzut oka, bo kto normalny mieszka w podziemiach, nosi białą maskę, pod którą ukrywa ohydną charakteryzację... - To nie charakteryzacja – odrzekła spokojnie. - O...! – zawołała Eleonor. Po czy nagle zastanowiła się. – To w takim razie, co to jest? Przecież nie mógł się z czymś takim... - Urodzić – dokończyła za nią. – Ale to prawda. Z tego powodu właśnie musiał nosić tą maskę i ukrywać się. Z tego, co wiem to dużo podróżował, ale niegdzie ludzie go nie akceptowali. A przynajmniej nie w taki sposób, w jaki by chciał. Teraz dopiero znalazł tu w operze swój azyl. - O...- odrzekła Elli już mniej entuzjastycznie niż przedtem. Zastanawiała się jak to możliwe ażeby mieć taką twarz. On nie wyglądał na kalekę, jakich widywała często przed na ulicach biedniejszych ulicach Paryża. – Ale to nie zmienia faktu, że chciał mnie zabić. To go nie usprawiedliwia. - Masz rację nie usprawiedliwia jednak ty nie musiałaś iść do podziemi – stwierdziła jej ciotka. – Co cię podkusiło, aby chodzić po piwnicach? Myślałam, że to nie uchodzi prawdziwym damą. - Ciociu proszę cię przestań- zawołała zrywając się z krzesła. – Bo czuję się jakbym słuchała hrabiny. A czy to takie ważne, po co? Nie trzeba było z tego robić takich tajemnic. Gdybym wiedziała...Teraz jednak nic już nie zmienię, chociaż bym chciała. Zgubiłam go. - Zauważyłam już wcześniej, ze go nie nosisz, ale pomyłam, że może pokłóciłaś się z narzeczonym i może myślisz zerwać zaręczyny. - Nie! Nigdy!- zaprzeczyła tak gwałtownie, że nawet Antoinette była zaskoczona reakcją siostrzenicy. – I teraz widzisz jak to wszystko wygląda, ciociu. Kiedy hrabina wróci i zobaczy, że go nie nosze to pomyśli, że ja chce wyjść za wicehrabiego de Chagny. Że już zapomniałam o Andre. I wiesz ona potrafi postawić na swoim a ja nie wiem czy mam dosyć siły, aby się jej przeciwstawić. Nie jestem silna jak była moja matka., a przy niej zawsze był papa. Andre jest daleko a ja nie mam nawet tego pierścionka! Kiedy Eleonor zamilkła w jej oczach pojawiły się łzy. Antoinette wiedziała, że cokolwiek powie nie pomoże to Elli. Mogła, zatem tylko podejść i przytulić swoja siostrzenicę. - Nie martw się Elli. Wszystko będzie dobrze – mówiła łagodnym głosem. – I to nie prawda, że jesteś słaba. Proszę cię tylko bądź zawsze rozsądna. Bardzo zależy mi na tobie, ale także Erik nie jest mi obojętny. Nie chcę abyście wzajemnie się ranili. Eleonor nie milczała przez chwilę starając się panować na łzami. - Jutro wrócę do podziemi i poszukam pierścionka – odrzekła cicho. – Dziś muszę w końcu wrócić do domu i odpocząć. Karol już pewnie zastanawia się, gdzie jestem.
|
|
|
Post by Nattie on Mar 14, 2006 23:49:30 GMT 1
Kaju, powali³a mnie Elli, a zw³aszcza jej literki, gwiazdki i kwiatki na lustrach... I ona mu to... czerwon¹... szmink¹... gwiazdki... w komorze tortur... Erik w koñcu zosta³ storturowany we w³asnej komorze tortur.... [te ... to œmiech]
|
|
|
Post by Kaja on Mar 15, 2006 16:56:41 GMT 1
No to była bardzo słodka tortura. Niech nie narzeka To był naprawdę ciężki dzień. Kiedy wróciła do domu hrabiny ledwie stała na nogach. Zjadła szybko kolację i już miała udać się do sypialny, kiedy Karol poinformował ją o listach, które dzisiaj przyszły. - Dobrze. W takim razie niech Agnes poda herbatę w bibliotece – odparła od niechcenia. Biblioteka hrabiny Izabeli była pokojem większym od jej salonu, w którym oprócz książek i bardzo starych regałów i mebli znajdowała się galeria przodków rodziny de Vigny. Elli spoczęła na fotelu, który stał obok małego stolika, na którym leżały się listy. Przez chwilę spoglądała na postacie na portretach. Wydawało jej się, że większość z nich była bardzo sztywna wręcz napuszona. Nie były to złe portrety, bo można było się w nich doszukać podobieństwa Eleonor do jej rodziny, ale ona wolała tego nie robić. Dwa ostatnie portrety przedstawiały hrabinę z mężem i jej matkę. Na pierwszym z nich hrabina wyglądała bardzo dostojnie. Siedziała sztywno na fotelu w brązowo złotawej sukience. Eleonor wiedział, że ten portret zrobiony był pale lat po ślubie a hrabina miała prawie tyle lat co ona. - Ona chyba zawsze musiała być taka oschłą – pomyślała. Spojrzała na ostatni portret matki. Był on wystylizowany na portret cesarzowej Sisi. Elizabeth była ubrana w białą suknię z odsłoniętymi ramionami i delikatnym jak mgiełka szalem. Jej kasztanowe, gęste włosy upięte były za pomocą brylantowych spinek w kształcie gwiazd. W ręku trzymała biały wachlarz. Wyglądała przepięknie. Elli od dziecka zachwycała się tymi spinkami. Zawsze uważała, że jej matka w nich wygląda jak prawdziwa księżniczka. Obok obrazu jej matki było puste miejsce. Wiedziała, że tutaj powinny wisieć portrety Jose, Luisa i jej. Tylko, że hrabina planowała coś innego. Spojrzała na listy. Jeden był od hrabiny a na drugim zobaczyła podpis Raoula de Chagny. Otworzyła kopertę zastanawiając się, po co on do niej napisał. W środku oprócz dwóch zaproszeń na premierę „Hannibala” oraz krótki liścik, w którym Raoul prosi ją, aby towarzyszyła mu w oglądaniu spektaklu. Oczywiście zaprasza też hrabinę. Elli oglądnęła zaproszenia. Miały wynajętą całą lożę nr 3. Następnie otworzyła drugi list od hrabiny. Jak się okazało ona już wiedziała o zaproszeniu Raoula. Nawet mogła maczać w tym palce. Oznajmia też, że wróci na parę dni i to akurat w dzień premiery. ...i sądzę Noro, że najbardziej odpowiednia będzie ta kremowo-biała suknia, którą kupiliśmy, kiedy przyjechałaś... - Akurat!- zawołała z furia rzucając listy na podłogę. – Na pewno jej nie założę i nie pójdę do opery! Przez dłuższa chwilę siedziała starając się uspokoić. Wiedziała, że taki bunt to nie jest rozwiązanie. Jeśli się sprzeciwi to babka wygra. Spojrzała jeszcze raz na portret matki. - Musze być taka jak ona – postanowiła.- Spokojna, dystyngowana i układna a tak naprawdę... Wstała z fotela by zebrać listy z podłogi. - Pójdę na premierę z Raoulem i będę wyglądała olśniewająco. Jednak nie ubiorę tej sukni. Zostanie w szafie, a jutro muszę rano jechać na zakupy. Tu dla przypomnienia ten portret. pl.wikipedia.org/wiki/Elżbieta_Bawarskai jej podobizna www.poloniatirol.com/seite53.htm
|
|
|
Post by Green Eyes on Mar 16, 2006 12:54:03 GMT 1
" P. S. Na te plamy na lustrach najlepsza będzie woda z octem..." - to zdanie mnie naprawde powaliło z nóg !! Dobrze ze siedziałam bo to mogłoby sięskończyć upadkiem nie czytałam od 12 marca opowiesci wiec jak przyjechalam, milo sie zaskoczyłam az taaaak dużą ilością opowiadania i jeszcze jak sama mówisz nie jest to nawet polowa, to cóż to bedzie poźniej, jakie nowe przygody? Ciekawość zżera niemiłosiernie
|
|
|
Post by Kaja on Mar 18, 2006 17:03:43 GMT 1
Od razu po zakupach Eleonor udała się do opery. Była wprawdzie trochę spóźniona, ale za to pełna zapału. Jak na razie wszystko szło zgodnie z jej planem. Od rana zdążyła już wysłać zwrotny liści do Raoula z podziękowaniem za zaproszenie i nabyć wspaniałą błękitną suknię, białe satynowe pantofelki i jeszcze inne dodatki na sobotni wieczór. W końcu musiała olśnić wszystkich. Kiedy dotarła do domu nad jeziorem, tak jak się spodziewała nie zastała Erika. Było jej to nawet na rękę. - I od czego tu zacząć? – powiedziała do siebie siadając na bardzo dużym fotelu, który przypominał tron. - Miauuuuuu...- usłyszała nagle zrywając się z niego jak oparzona. O mało nie usiadła na kocie, którego nie zauważyła. - Hrabina! Co ty tu robisz, kocie? – poznała go od razu. Tylko jeden kot mógł mieć takie dziwne prążki. – Chyba nie jesteś kotem tego.. - Miau...- kot wskoczył na pełen papierów stół i obserwował ją. - To nawet lepiej, że tu jesteś. Pomożesz mi bo planuje zrobić tu jedną rzecz – odrzekła podwijając rękawy. – Posprzątać. * Jeśli miał ktoś taką opiekunkę jak Helen wcześniej czy później nabrał niechęci do brudu i bałaganu. Już od najmłodszych lat wpajano im jak należy zadbać o czystość. I przez te wszystkie lata zarówno Elli jak i jej bracia opanowali trudną sztukę sprzątania. Teraz właśnie z niej korzystało. A nie było łatwo. Sama wiedziała jak trudno było utrzymać w porządku pokoje braci a co dopiero jaskinię upiora. Minęło kilka godzin zanim doprowadziła ją do mniej więcej porządnego stanu. A w jaskini było dosłownie wszystko. Od miniatury głównej sceny, łóżka o kształcie ptaka niewiadomego gatunku, organów piszczałkowych po projekty opery, którymi się zainteresowały. Były one bardziej dokładne od tych z biblioteki i żaden z nich nie posiadał podpisu. Eleonor zainteresowała się nimi i postanowiła w wolnym czasie przeglądnąć je. - Wrócę tu i to na pewno, bo wciąż jeszcze go nie znalazła – zwróciła się do Hrabiny, która zajęta była czyszczeniem futerka. Odłożyła projekty na szkice. Był tam cały stos różnych rysunków i prawie na większości widniała jedna i ta sama twarz kobiety. - Ciekawe, kto to jest? – obejrzała jeden z nich dokładnie. – Czyżby to była żona upiora, pani Upiór. Hrabina przeciągnęła się i ziewnęła a Elli podrapała ją za uchem. Była zmęczona, ale zadowolona ze swojej pracy. Czuła się trochę nieswojo po tym, co powiedziała jej madame Giry. Pomyślała, że pozaciera ślady swej obecność w lustrzanej komnacie. Musiała tylko zaopatrzyć się w potrzebne do tego środki. Ruszyła powrotem na zastanawiając się czy ktoś kiedyś stworzył plan lochów opery. Musiał taki istnieć i mógł znajdować się tylko w dwóch miejscach. Bibliotece opery i jaskini Erika. Postanowiła sobie, że go znajdzie. Ułatwiłoby je to poszukiwanie pierścionka i chodzenie po lochach. Traciła zawsze na to sporo czasu. - Gdzieś musi być krótsza droga na górę – pomyślała stojąc przed rozwidleniem korytarzy. Zawsze skręcała w ten prawy, ale teraz postanowiła postąpić inaczej. – Może ta droga będzie krótsza. Warto spróbować. Przez dłuższy czas była dobrej myśli. Szła cały czas ku górze i wydawało jej się, że już wkrótce będzie na zewnątrz, gdy nagle poczuła jak grunt osuwa jej się spod nóg i nagle zawisła w powietrzu. Nie zdążyła nagle krzyknąć, gdy wylądowała na twardej podłodze. Na szczęście jej suknia miała grubą halkę, co złagodziło upadek jednak i tak się potłukła. - Niech to diabli! Zapadnia! – zaklęła od nosem. – To pewnie twoja sprawka Eriku! Wstała otrzepując suknię z kurzu, jednak nie zdążyła się nawet zastanowić, gdzie jest, gdy nagle usłyszała cudowny śpiew. Dochodził jakby za ściany i rozbrzmiewał na cały korytarz. Eleonor wsłuchała się w niego przez chwilę. Był perfekcyjny, odpowiedniej barwy i tonu. Nie zastanawiając się ruszyła w kierunku skąd dochodził. Szła bardzo powoli starając się nie robić hałasu. W pewnym momencie śpiew skończył się a ona usłyszała dobrze jej znany głos. - Pięknie śpiewasz mój Aniele – głos Erika był spokojny i delikatny. Po chwili Eleonor dostrzegła go jak stał zwrócony do ściany, do której mówił. Nie dostrzegł jej a ona zrozumiała, że nie powinna przerywać tej niecodziennej sytuacji. Oparła się o zimną kamienną ścianę korytarza i starała się oddychać jak najciszej. - To twoja zasługa mój mistrzu – usłyszała wyraźnie za ściany kobiecy głos, który także znała. Nie mogła się mylić. Należał on do Christine. Dało się w nim wyczuć jakby strach, ale także i gorące uwielbienie. - Czas by wreszcie cały świat usłyszał twój cudowny głos – odrzekł znowu do ściany. – Już wkrótce cała opera będzie u twoich stóp. - Dziękuję ci Aniele Muzyki – powiedziała Christine, a Eleonor o mało nie krzyknęła. - Aniele Muzyki?! – przypomniała sobie rozmowę z przyjaciółką. – Niebiański duszek upiorem? Upiór daje lekcje śpiewu Christine? Zadawała sobie pytania. Już miała to przerwać jednak przyszło jej do głowy, że najpierw powinna porozmawiać z Christine. Może dziewczyna zna upiora a może i nie? Przecież madame Giry wie o tym i na pewno nie pozwoliłaby, aby Christine się coś stało. Lekcja widocznie skończyła się, bo Elli usłyszała jak ktoś zamyka drzwi za ścianą. - Do widzenia Aniele – westchnął Erik. W jego głosie było coś takiego, co zwróciło jej uwagę. Przez chwilę stał opierając czoło o zimną ścianę, po czym nagle ruszył w jej kierunku. Przerażona, że może ją zauważyć jeszcze bardziej wtuliła się w ścianę. Przeszedł obok niej bardzo blisko tak, że prawie ją dotknął. Kiedy tylko się oddalił odetchnęła z ulgą. Miała wrażenie, że nie powinna widzieć tej lekcji. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Stała zastanawiając się, co ma zrobić. - Najpierw powinnam stąd wyjść i znaleźć Christine – postanowiła. – A potem się zobaczy.
|
|
|
Post by Green Eyes on Mar 18, 2006 17:25:19 GMT 1
Hihihihihi ciekawo co powie Upiór na swoje czyste mieszkanko Prawie juz premiera a jeszcze tyle jeszcze rzeczy sie może do niej zdarzyć... Jak tylko znajdziesz chwilkę czasu, wrzucaj nastęne części
|
|
|
Post by Nattie on Mar 19, 2006 20:19:42 GMT 1
No ja ciekawam, co te¿ Elli powie Christine. Coœ czujê, ¿e przebieg historii mi³osnej Upiora bêdzie, hmmm, nieco inny od tego, który znamy ze Ÿróde³ tzw. kanonicznych. ;D
|
|
|
Post by Kaja on Mar 21, 2006 11:48:20 GMT 1
Nie powiem, czy będę trzymać się kanonu, chociaż czy moja bohaterka może tak zamieszać, że to wszystko skończy się ślubem...
Jednak Christine nigdzie nie było, tak samo jak ciotki i Meg. Przynajmniej nie tam gdzie spodziewała się je zastać o tej porze, czyli w sali dla baletu. Nie zmartwiło to bardzo Elli. Wiedział, że tuż przed premierą cała opera jest postawiona na nogi i wszystko może ulec zmianie, nawet misternie ułożony przez madame Giry plan dnia baletnic. - Przecież mogą mieć próbę – zdała sobie sprawę i odwróciła się gwałtownie w stronę korytarza prowadzącego na główną scenę, gdy nagle wpadła na kobietę, która akurat wychodziła z garderoby. - Najmocniej przepraszam – odrzekła szybko nie patrząc, kto stał się ofiarą jej pośpiechu, gdy nagle usłyszała wysoki melodyjny głos. - Czyż mnie oczy nie mylą, bo chyba przed chwilą zobaczyłam panienkę Eleonor Devont. Elli zatrzymała się i odwróciła. Tuż przed nią stała wysoka zgrabna kobieta ubrana w strój baletnicy. Jej blond włosy spięte były w misterną koronę odsłaniając regularne czoło i duże szmaragdowe oczy oraz długą szyję. - Madame Sorelli, jak pani mnie poznała? – zapytała po dłuższej chwili. Eleonor dobrze znała obecną prima balerinę opery. Poznała ją, kiedy jako dziecko bywała w operze. Wtedy Sorelli był jeszcze zwykłą tancerką, która już zaczynała ujawniać swój talent a Elli brała u ciotki, na prośbę hrabiny, lekcję baletu. Lekcje te jednak szybko zostały zawieszone z powodu zupełnego braku talentu dziewczynki. - Nie pierwszy raz na mnie wpadasz Elli – zaśmiała się Sorelli a za chwilę dołączyła do niej Eleonor. – Jednak od tego czasu bardzo się zmieniłaś i z tego rudego szkraba przerodziłaś się w piękną pannę, ale jedno się nie zmieniło. Wciąż nie dbasz o swój strój. Wyglądasz tak jakbyś sprzątała w przechowalni rekwizytów. Eleonor dopiero teraz zobaczyła jak wygląda. Sprzątanie jaskini, wycieczka po piwnicach opery i zapadnia odcisnęły na jej sukni swoje piętno. - Chciałam znaleźć moją ciotkę...- zaczęła nieskładnie się tłumaczyć starając otrzepać cały kurz z sukni. - Madame Giry jest na scenie z całym zespołem – wyjaśniła tancerka. –Mogę cię tam zaraz zaprowadzić, choć chyba wcześniej powinnaś coś zrobić ze swoją suknią. - Potem ją wyczyszczę a teraz proszę cię zaprowadź mnie do niej * - Eleonor jak ty wyglądasz – zawołała madame Giry, gdy zobaczyła swoją bratanicę. – Czyżby znowu...? Urwała patrząc na nią wymownie. Wszystkie młode baletnice widząc, że ich nauczycielka spuściła z nich swój surowy wzrok poczęły przyglądać się Elli coś do siebie szeptać a niektóre chichotać. Jednak ona nie zwracała na to uwagi. Ukradkiem tylko przyglądała im się szukając przyjaciółki, ale nigdzie jej nie było. - Nie to nie nasz przyjaciel – odrzekła wymijająco, gdyż ciągle stała przy nich madame Sorelli. – Ciociu musimy o czymś porozmawiać. - Dobrze, tylko musze znaleźć zastępstwo – odrzekła Antoinette widząc po minie Eleonor, że chodzi o coś ważnego. - Ja się nimi zajmę- zaoferowała się madame Sorelli. – Ale za to Elli kiedyś wpadnie do mnie na plotki i wspominki czasów, kiedy tańczyłaś. - Obiecuję – przyrzekła. – Chociaż nie ma czego. I tak byłam beztalenciem. - Tego właśnie nie rozumiem taka zwinna i energiczna dziewczyna...- zastanawiała się tancerka. - Po prostu czasem tak jest – odrzekła na pożegnanie. – Albo tak musi być. Dodała szeptem tak, że nikt jej nie słyszał. * - Jak mogłaś na to pozwolić? – zwróciła się bez ogródek do madame Giry, kiedy już znalazły się same w jej pokoju. – Jak mogłaś pozwolić na to, aby upiór uczył Christine śpiewu. Antoinette przez chwilę milczała jakby zbierała się do odpowiedzi. Po czym odrzekła spokojnie. - Uważasz, że to złe? - Przecież to upiór! – Eleonor nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Była zaskoczona spokojną reakcją ciotki. – A do tego ona myśli, że przychodzi do niej, co noc Anioł Muzyki. - A wolałabyś, aby wiedziała, że naprawdę jej nauczycielem jest upiór? - No nie, ale..- urwała starając się odgadnąć jej zamierzenia. – To jest nienormalne. I do tego ona jest oszukiwana. Madame Giry westchnęła siadając na fotelu. Zdała sobie sprawę, że te proste wyjaśnienia nie wystarczą Eleonor. - Zrozum mnie to nie było łatwe – zaczęła się tłumaczyć. – Kiedy Christine trafiła pod moją opiekę wiedziałam, że ma talent muzyczny i wspaniały głos. Nie mogłam pozwolić, aby to się zmarnowało. Zbyt wiele widziałam ludzi, którzy zaprzepaścili swój talent. Jednak nie miałam zbyt dużo pieniędzy, aby móc pozwolić sobie na lekcję z prywatnym nauczycielem śpiewu. Sama wiesz, jakie te lekcje są drogie i stać na nie tylko bogatych ludzi. Elli skrzywiła się. Sama musiała z przymusu na życzenie hrabiny mieć te lekcje. Dobrze, że trwały one tylko rok. - Było tylko jedno wyjście – nie przestawała mówić dalej. – Poprosić Erika żeby ją uczył. On ma wspaniały głos i dużo umie. To geniusz jest architektem, muzykiem, magikiem... - Architektem? – zainteresowała się. – No dobrze a co ona takiego zaprojektował. - Większa część tej opery to jego pomysły – wyjaśniła madame Giry. – Ale mi bardziej zależało na jego talencie muzycznym... - „ A wiec stąd te projekty” – pomyślała przez chwile nie słuchając wywodów ciotki. – „Muszę się im jeszcze dokładniej przyjrzeć.” - ...i kiedy się zgodził nie mogłam nie dać Christine szansy – dokończyła swoją opowieść. – Ale zastrzegł tylko jeden warunek. Nigdy nie ujawni się, kim jest. I wtedy właśnie wymyśliłam Anioła Muzyki. To postać z opowiadań ojca Christine. - A ona w to uwierzyła? – zdziwiła się Eleonor. Wprawdzie jej przyjaciółka miała bujną wyobraźnię, ale są przecież jakieś granice. - Kiedy zaczęły się lekcje Christine miała niespełna dziesięć lat - odrzekła ciotka. – Żebyś słyszała, jakie od tego czasu zrobiła postępy. Jej głos jest wspaniały. - Ale ona jest oszukiwana – dziewczyna nie dawała za wygraną. To wszystko było dla niej dziwne i nienormalne. – Przecież Erik mógłby normalnie... - I jak ty sobie to wyobrażasz? – zadała jej pytanie. – Christine jako dziecko zobaczyłaby twarz upiora i na pewno była by chętna do nauki. Eleonor nie odezwała się. Wiedziała w końcu, że ciotka ma rację. Twarz Erika mogła przestraszyć nie tylko dziecko. - Może i dobrze zrobiłaś, ale Christine nie jest już dzieckiem i należy jej się prawda. Antoinette spojrzała na bratanicę. Elli dostrzegła zakłopotanie na jej twarzy. - O tym może zadecydować tylko Erik a ja nie będę go namawiać, bo jeszcze przestanie udzielać jej lekcji a to dla Christine jedyna szansa. Tylko nie wiem czy on chciałaby o tym wiedzieć. Ciotka powoli wstała z fotela. - Musze już iść. Ale proszę cię o jedno. Dla ich dobra nie niszcz tego. Przynajmniej tyle mogłam dla nich zrobić. - Obiecuję – odrzekła krótko, chociaż nie do końca była przekonana. Oczywiście dobrze było, że Chris szkoli swój głos, tylko, dlaczego musi być oszukiwana i wierzyć w te bajki - Tylko Erik może wyprowadzić ją z błędu – pomyślała siedząc jeszcze przez chwilę sama w pokoju. – Coś mi się wydaję, że będę musiała szczerze z nim porozmawiać, ale to na pewno nie będzie łatwe.
|
|
|
Post by Bazylia on Mar 23, 2006 15:34:45 GMT 1
Nareszcie nadrobi³am zaleg³oœci w czytaniu... Pomys³ z wzorkami w komorze tortur by³ piêkny No i - jak widaæ - jak uczy ¿ycie: koty s¹ wszêdzie
|
|
|
Post by Kaja on Mar 25, 2006 17:51:52 GMT 1
- Jeszcze tylko dwa dni do przedstawienia – pomyślała Eleonor. – I tylko dwa do mojego przedstawienia. Wszystko już właściwie było gotowe, aby udawać przed hrabiną i całym światem damę. Rano wysłała do Raoula list z podziękowaniem za zaproszenie i potwierdzenie przybycia. Cały strój wisiał już od kilku dni w szafie, jednak ona sama wciąż nie czuła się na siłach by sprostać temu wszystkiemu. Perspektywa spotkania z babką, ciągłego uśmiechania się do Raoula na premierze i przytakiwanie na każde stwierdzenie o planowanych zaręczynach powodowała, że nie miała na nic ochoty. Właściwie powinna zająć się dalszym poszukiwaniem pierścionka. Porozmawiać poważnie z Christine, ale jeszcze wcześniej porozmawiać z upiorem. Nie, to stanowczo było ponad jej siły. Wolała zaszyć się w jednej loży na widowni i przyglądać się próbą na dużej scenie. Wybrała loże nr 3 w której miał oglądać spektakl. Bez problemu się do niej dostała wpuszczona przez jedną ze sprzątaczek widowni. Loża znajdowała się po lewej stronie sceny na parterze, co dawała wspaniały widok na prawie całą scenę. Eleonor musiała przyznać, że miejsce było doskonałe do podziwiania całego przedstawienia rozgrywającego się na scenie. Jednak dla niej loża będzie sceną. Teraz kiedy w niej siedziała czuła się bardzo nieswojo. Siedzenia przykryte pokrowcami i ogólny mrok powodował, że czuła się tu obco a do tego usłyszała jakieś dźwięki za ścianą. Nagle sobie zdała sprawę, że ktoś jest w loży obok. Nie myśląc długo cicho wyszła na korytarz i podeszła do drzwi które prowadziły do loży nr 5. Zamarła w oczekiwaniu starając się nawet nie oddychać, aby upewnić się, czy miała rację. Nie musiała czekać długa, gdy znowu usłyszała stłumiony dźwięk. Była pewna, że ktoś tam się ukrywa i aby to sprawdzić powoli nacisnęła na srebrną klamkę i otworzyła drzwi. Wnętrze loży było ciemne. Jednak nie wycofała się. Weszła do środka i nagle stanęła oko w oko z postacią w białej masce. * - To znowu ty!- usłyszała po chwili milczenia wściekły głos Erika. Pojawił się przy niej tak znienacka, wystraszył ją, ale nie dała po sobie poznać, że poczuła strach. Jednak gdy dostrzegła, że zaskoczyła go poczuła satysfakcję i od razu zyskała pewność. - Powinieneś się cieszyć, że to ja – szepnęła. Wolała żeby nikt nie spotkała ją w loży z upiorem. To mogłoby sprowadzić kłopoty a dodatkowych problemów nie chciała. – Mógłby to być ktoś obcy... - Wolałbym już kogoś obcego niż ciebie, wścibska babo. Wszędzie musisz namieszać. Cały mój dom został prze ciebie doszczętnie zniszczony, a teraz masz jeszcze czelność za mną chodzić. Mówił prawie szeptem, gdyż wszędzie kręciło się sporo ludzi, ale Eleonor widziała, że jest bardzo zły. Z jego oczy gniewnie spoglądały na nią i miała wrażenie, że gdyby mógł udusiłby ją gołymi rękami, albo wyrzucił z balkonu. - Zniszczyłam? Nie było czego, no chyba, że kurz – szepnęła nie dając za wygraną. – Zresztą sam dobrze wiesz, że inaczej nic tam nie mogłabym znaleźć. - Nikt nie pozwolił ci tam nic ruszać. Nie pozwolę aby jakaś wścibska kobieta robiła co chce w moim domu. Zresztą wygląda jakbyś szukała tam czegoś zupełnie innego niż pierścionka. - Nie jestem złodziejka! – krzyknęła. Eleonor nie wytrzymała jego oskarżeń. Było jej wszystko jedno czy ktoś ich usłyszy i zobaczy. Chciała jeszcze coś powiedzieć na swoją obronę, gdy nagle usłyszała ciche puknie go drzwi. - Eleonor coś się stało? Mogę wejść? Była to Christine od razu poznała jej delikatny, dźwięczny głos. Nie odpowiedziała tylko spojrzała na Erika. Jakże się zdziwiła, gdy dostrzegła, że z jego twarzy całkowicie znikł gniew a pojawił się coś innego. Przez moment wydawało jej się, że w jego oczach pojawiło się błaganie by jej nie wpuściła. Była na niego zła, bardzo zła i przez chwile miała ochotę to zrobić i zemścić się na nim za to, że chciał ją udusić, więził i teraz obrażał, ale z jakiś powodów wybrała coś innego. - Nie, Christine! Wszystko dobrze! – zawołała. – Zaraz wyjdę. Jeszcze raz spojrzała na Erika mierząc go wzrokiem, ale tym razem jego twarz nie wyrażała nic. - Dobrze się umiesz kamuflować – pomyślała spoglądając na niego wymownie, po czym odeszła do drzwi i wyszła na korytarz. * - O co chodzi Christine? – zapytała zamykając drzwi za sobą. - Madame Giry szuka ciebie a ja widziałam, że w czasie próby siedziałaś tutaj – odparła Christine. Wyglądała na przestraszoną. – Chciałam wejść tylko ty nagle krzyknęłaś, a ja myślałam, że mogło ci się coś stać. - Nic mi nie jest. Czytałam książkę i chyba za bardzo wczułam się w treść – wyjaśnia kłamiąc bez zająknienia. Nie była z siebie zadowolona. Odkąd przyjechała do tego miasta zbyt często to robiła. - Bo ja pomyślałam, że spotkałaś...upiora – zakończyła drżącym głosem. - Nie sądzę aby on miał ochotę się ze mną spotykać – zaśmiała się Eleonor starając się uspokoić przyjaciółkę. – Nic mi nie jest i zaraz przyjdę do was a ty idź i przekaż ciotce, że mnie znalazłaś. Chciała jak najszybciej odesłać Christine aby wrócić do loży. W końcu nadarzała się okazja aby porozmawiać z Erikiem i to właśnie o niej. Kiedy dziewczyna odeszła Eleonor weszła do powrotem do ciemnego pomieszczenia, które jak się okazało było zupełnie puste. Jakimś sposobem udało mu się z niej wyjść. - Możesz sobie uciekać – szepnęła Elli opierając się o drzwi. – I tak w końcu czeka nas rozmowa o słodkiej Christine i postaram się abyś mnie wysłuchał.
|
|
|
Post by Green Eyes on Mar 25, 2006 18:44:07 GMT 1
Myślałam że bedzie tragiczniejsze w skutkach spotkanie Eleonor z Upiorem, po jej porządkach no ale przecież w Lozy nie da się zbytnio nic zrobić
|
|
|
Post by Kaja on Mar 30, 2006 7:56:27 GMT 1
No wiesz Elli nie mogę tak łatwo unieszkodliwić bo wtedy kto będzie zatruwał życie upiorowi Zresztą ponyśl co by było jakby zaczęli wrzeszczeć na siebie w loży. Niestety nie było spotkać upiora w operze a co dopiero zmusić go do rozmowy. Sama Eleonor straciła do tego zapał. Perspektywa powrotu hrabiny i końca wolności spowodowała, iż wolała spędzać czas na plotkach z baletnicami i kucharkami oraz poznawaniu opery niż na wycieczkach po podziemiach i spotkaniach z upiorem, który ma wielką ochotę powieszenia jej przy pierwszej lepszej możliwości. Postanowiła, że wróci tam po premierze, porozmawia z upiorem o Christine i wreszcie znajdzie ten pierścionek a potem już nigdy się z nim nie spotka. Przez ten czas jednak postanowiła, że będzie obserwować cały czas Christine. Wprawdzie w zachowaniu dziewczyny nic się nie zmieniło, no może poza tym, że była bardziej zmęczona i skarżyła się czasem Elli, że jej anioł ciągle każe jej ćwiczyć. - Męczy ją niemiłosiernie – pomyślała Eleonor. – Ale to nawet dla niej dobrze. Tylko, co on znowu planuje? - I na pewno jest bardzo przystojny! Z rozmyślał wyrwał ją głos piskliwy głos Betty jednej z młodszych baletnic, z którymi spędzała sobotni poranek. Dziewczęta biegały po pokojach baletnic przebierając się w scenicznie kostiumy czekając na dzwonek, który wezwie je na próbę. Czas oczekiwania umilały sobie i plotkując popijając piwo. Akurat tematem plotek stał się nowy patron opery, wicehrabia de Chagny. - A skąd ty to możesz wiedzieć?- zapytała z kpiną w głosie Daniell zakładając ręce na piersiach. – Nie sadzę abyś znała osobiście wicehrabiego. - Bo nie znam, ale i tak wiem – broniła się Betty. – Zresztą przekonamy się. Podobno dziś będzie tu rano wraz z nową dyrekcją. Po tych słowach młodsze tancerki zaczęły chichotać. Elli także zaczęła się śmiać zastanawiając się nad miną Roaula gdyby wiedział, jakie podniecenie wywołuje jego osoba. Pewnie też zdziwi się jak zobaczy ją w operze. - Nie mogę do tego dopuścić – postanowiła w myślach zdając sobie sprawę, że jeżeli przez przypadek doniesie hrabinie o jej wizytach w operze ona zaraz się zainteresuje tym jak jej wnuczka spędza czas wolny. - Ach...gdyby tak móc zostać mu przedstawioną – zawołała jedna baletnica. – To dopiero zaszczyt. Eleonor miała już coś odpowiedzieć, ale nagle jej uwagę zwróciła Christine. Od dłuższego czasu siedziała w kącie milcząc. Wprawdzie nigdy nie była rozmowna, ale teraz wyglądała dość niecodziennie. Raz bledła to znowu czerwieniła się a kiedy ktoś wspominał o Raoulu to odwracała wzrok jakby bała się, że ktoś zobaczy coś, co zawstydzało młodą tancerkę. Eleonor bardzo zaciekawiło to zachowanie przyjaciółki, ale nie zdążyła się nad nim zastanowić, gdyż nagle odezwał się dzwonek wzywający na scenę. Jego dźwięk spowodował niemałe zamieszanie. - Elli idziesz z nami na scenę? – zapytała ją Meg pospiesznie sprawdzając wiązania przy baletkach.. - Raczej nie. Będzie tam duże zamieszanie – odrzekła wymijająco starając się wykręcić. - Ale nie musisz stać na scenie – stwierdziła kuzynka. – Możesz iść na podwyższenie przy dekoracji. Bardzo dobre miejsce do obserwacji wszystkiego. Zaraz cię tam zaprowadzimy. - Ale Meg nie możemy! – zaprotestowała Christine. – Twoja mama będzie zła jak się spóźnimy. - Zatem chodźmy już – odpowiedziała natychmiast Meg zrywając się z krzesła i pobiegła do drzwi. – A ty Elli oczywiście się zgadzasz. - Oczywiście – powtórzyła, po czym szybko ruszyła za nimi. * Teraz dopiero Elli zdała sobie sprawę z ogromu głównej sceny. Kiedy spojrzała na jej zaplecze mogła dostrzec całą dekorację, która w każdej chwili czekała na zmianę podczas trwającego przedstawienia. Wszystko to dokonywali maszyniści, którzy jak duchy przemieszczali się pomiędzy jej elementami lub balansowali po wąskich kładkach znajdujących się wysoko nad sceną sprawdzając czy wszystkie liny działają właściwie. - Cudownie – westchnęła zadzierając głowę obserwując, z jaką gracją przemieszczają się po deskach. Przypomniały jej się czasy, kiedy wraz z braćmi spinali się po wszystkich drzewach w ogrodzie. Nagle zapragnęła znowu to powtórzyć. Dostrzegła, że niedaleko zwisa dosyć spora linowa drabinka. Podeszła do niej. Podobna robił im kiedyś ojciec. Rozglądnęła się czy nie ma kogoś w pobliżu i powoli nieśmiało zaczęła się po niej spinać. Nie było to łatwe. W końcu nie miała już dziesięciu lat a jej długa suknia i trzewiki nie za bardzo nadawały się do tego typu akrobacji. - Tylko zachować równowagę – przypomniała sobie słowa ciotki z czasów, gdy hrabina opłacała jej lekcje baletu. – To nie jest takie trudne. I nie było. Kiedy stanęła na kładce poczuła się jak za dawnych czasów. Zrobiła parę kroków, po czym chciała zrobić piruet, ale nagle zachwiała się. - Spokojnie, nie szarżuj – zganiła siebie umiejętnie łapiąc równowagę. – Jeszcze przyjdzie na to czas, ale najpierw trzeba trochę poćwiczyć. Usiadła, aby złapać oddech. Stąd było widać i słychać o wiele lepiej. Jednak wszystko zagłuszał donośny głos diwy, Carotty, który przygotowywała się do wieczornej gali. Momentami był tak wysoki, że mogły popękać szyby w oknach i bębenki w uszach. Teraz Eleonor zrozumiała, co miała na myśli operowa kucharka. Nagle zrobiło się na scenie zamieszanie spowodowane pojawieniem się na scenie dyrektor opery i trzech mężczyzn. W jednym z nich rozpoznała Raoula. Nie musiała się wysilać, aby słyszeć rozmowę. Jak się okazało byli to nowi dyrektorzy opery, którzy zostali przedstawieni całej obsadzie opery. Słyszała jak Raoul wygłosiła krótki komentarz o wspieraniu sztuki przez rodzinę de Chagny. Był przy tym bardzo poważny i nie zwrócił nawet najmniejszej uwagi na chichoty i uśmiechy baletnic, które towarzyszyły jego mowie. Ku radości Elli szybko opuścił scenę nie zostając nawet na pokaz baletu, który podziwiali nowi właściciele opery. Spojrzała na tańczące dziewczyny odszukując między nimi swoich przyjaciółek. Meg i Christine były wspaniałe. Jednak ich występ przerwała Carlotta, która zaczęła upominać się o kostium. - Kłótliwa gwiazda – parsknęła obserwując jak nowi dyrektorzy starali się ją udobruchać. Już miał się dowiedzieć jak to zrobili, gdy nagle jej uwagę zwróciła pewna postać, która przymknęła się niedaleko niej. - Czyżby to był...?- wstała, aby upewnić się, czy się nie myli. – No i proszę. Znalazła się nasz upiór. Nie zastanawiając się długo ruszyła w kierunku, w którym podążyła postać. W pewnym momencie usłyszała dziwny dźwięk i nagle część dekoracji z hukiem osunęła się na scenę spadając na diwę. Elli nie miała wątpliwości, kto to zrobił. Zresztą nie tylko ona. - Signora, nic się pani nie stało?!– zawołał jeden z nowych dyrektorów.- Buquet, na miłość boską, co się tam dzieje? - Proszę, monsieur, niech pan tak na mnie nie patrzy – odezwał się jeden z maszynistów, który stał na kładce poniżej Eleonor jednak nie zdawał sobie sprawę z jej obecności. - Bóg mi świadkiem, że mnie tam nie było. Proszę, monsieur, tam nikogo nie ma. A jeśli jest, to musi być duchem... - Niebiańskim duszkiem – pomyślała kpiąco. – A może od razu Aniołem Muzyki? Kiedy Carlotta usłyszała o upiorze wpadła w furię. Zaczęła wyzywać nowych dyrektorów po czy, krzycząc coś po włosku wyniosła się ze sceny ze swoją świtą. - Dostałam wiadomość od Ducha Opery – usłyszała wyraźnie głos ciotki, która przyniosła list. Eleonor starała się słyszeć wszystko to, co mówione było na scenie. „Witam panów w swojej operze i rozkazuje, by loża numer pięć nadal była pozostawiona do mojej dyspozycji i przypominam, że należy mi się pensja. 20 tys. franków miesięcznie...”
|
|
|
Post by Green Eyes on Mar 30, 2006 11:56:52 GMT 1
Niesamowite Wszystko tak jak w filmie, z udziałem tylko jednej dodatkowej osoby Wszystko toczy sie jak powinno. Jedna osoba a tyle namiesza ŚWIETNE
|
|