|
Post by Nattie on Feb 7, 2006 19:50:29 GMT 1
Na sernik? [alem siê wysili³a z tym postem...]
|
|
|
Post by Kaja on Feb 17, 2006 18:45:26 GMT 1
Ale mnie tu dawno nie było. Za to dziś ekstra długi fragment
- Kilka dni spędzonych w ciepłym domu i wszystko będzie w porządku – odrzekła fachowo Anna, gdy tylko skończyła badanie. – Ale lepiej tego nie lekceważyć, bo może być znacznie gorzej. W tym roku wrzesień mamy paskudny. - Problem w tym, że ja nie mam na to czasu – odparła Elli zapinając guziki sukni. – Co najwyżej dwa dni pozostanę w domu. Potem muszę wrócić w jedno miejsce i coś znaleźć. Anna podniosła wzrok znad recepty, którą akurat pisała. - Nie chcę być wścibska, ale czy to ma coś związek z tymi śladami na szyi? –zapytała bez ogródek. - Śladami? – zdziwiła się i podeszła do niewielkiego lustra, które wisiało w gabinecie. W swoim odbiciu dostrzegła na szyi dwie podłużne pręgi. - No to jesteśmy kwita upiorze. Ja mam siniaki na szyi a ty guza na czole – pomyślała z satysfakcją, po czym odwróciła się do Anny. – To właściwie nic takiego. Powiedzmy, że to pewne przeszkody, które właśnie napotkałam. - Ale to wygląda jak...- zaczęła pani doktor. - To się stało przez przypadek i mam nadzieję, że się to nie powtórzy – tłumaczyła Elli starając się jednak jak najmniej zdradzić, co nie było łatwym zdaniem. – Po prostu ja traciłam tam, gdzie nie powinnam a wydaje mi się, że on nie jest zły tylko raczej się chciał coś ochronić. - Tajemniczo to wszystko brzmi – odparła Anna uważnie słuchając swojej pacjentki. – Ale mimo wszystko on chciał ci zrobić krzywdę. - Bo to dziwny człowiek – Elli nagle zrozumiała, że zaczyna go bronić. Nie wiedziała tylko dlaczego to robi. – On chyba potrzebuje pomocy. - A ty zapewne chcesz mu pomóc – Anna podjęła jej myśl. - Ani myślę – zaprzeczyła stanowczo Eleonor. – Niech sobie sam pomaga. Ja tylko chcę odzyskać mój pierścionek zaręczynowy. - Pierścionek zaręczynowy? – zapytała dosyć zaskoczona, ale jednocześnie zaintrygowana. – Ciekawa historia. - Ale ja niestety już nic nie mogę powiedzieć – westchnęła bezradnie siadając na krześle. – Przyrzekłam, że będę milczeć i musze się tego trzymać. - Rozumiem – kiwnęła głową Anna. – Proszę tylko abyś była rozsądna. - Postaram się – przyrzekła. – I obiecuje, że kiedyś pani to wszystko opowiem. Tylko jak zostanę zwolniona z przyrzeczenia. - A ja chętnie jej posłucham. A na razie chodźmy do salonu. Maria już pewnie podała herbatę i sernik. * Zostało jeszcze tylko pięć dni do premiery „Hannibala” Chalumeau. Był to dostateczny powód, żeby w panował taki rozgardiasz, że chyba żadna siła nie potrafiłaby go opanować. Pomimo tego wszystko jakimś cudem działało tak, jak należy a każdy nawet beznadziejny problem został rozwiązywany od ręki. A była to ważna premiera. Teatr obejmowała nowa dyrekcja i nowy sponsor. Co do dyrekcji to nie była ona taka ważna. Jedni dyrektorzy przychodzili, inni odchodzili a opera wciąż trwała, bo czymże oni byli dla czegoś takiego jak sztuka? Jednak najważniejszy dla opery był sponsor. Najlepiej żeby był młody, pełen pasji i bardzo bogaty, bo czyż jakaś sztuka może się ujawnić bez pieniędzy? Całemu temu zamieszaniu przyglądała się jedna osoba. Cichy mieszkaniec opery, który uważany był za upiora tego miejsca. On też miał pewne plany, co do premiery. Musiał o wszystko zadbać, aby osiągnąć to, co wcześniej zaplanował. Po pierwsze trzeba przedstawić się nowym dyrektorom. Powinni wiedzieć do kogo tak naprawdę należy ta opera. Z tym nigdy nie miał problemu. Jeden mały list i parę sztuczek i bez problemu otrzyma zapłatę za swoje usługi. Bo kto o takich dochodach nie woli zapłacić za spokój niż przeszukiwać całą operę szukając upiora i tym samym narażając się na kpiny. Na pewno bez problemu uregulują zapłatę skoro i tak zapłacą z pieniędzy sponsora. Po drugie postanowił, że będzie to najlepszy moment, aby świat wreszcie ujrzał jego skarb. Christine była już właściwie przygotowana, aby rzucić cały Paryż na kolana. Wreszcie spełni jej marzenie a wtedy ona już zawsze z nim pozostanie. Będzie go kochać do końca życia. Wiedział jednak, że nie będzie to takie proste. Ta rozwrzeszczana Carlotta musi sama zrezygnować z roli i to nie tak szybko żeby nagle nie sprowadzili kogoś na zastępstwo. To będzie dzień przed premierą a resztą zajmie się madame Giry. W końcu to jedyna rozsądna kobieta. Wszystko było na dobrej drodze. Powinien się właściwie cieszyć, ale tak nie było, ponieważ przypomniała mu się jedna rzecz a właściwie jedna osoba. Ta bezczelna garderobiana, która znieważyła go i odkryła jego tajemnice. Wprawdzie obiecał jej, że nie zrobi jej krzywdy, ale to była jednorazowa obietnica. Pożałuje jeśli tylko wejdzie mu w drogę. Od nie chce jej się chodzenia po lochach jeśli trafi do lustrzanego pokoju. - Nie zabije jej – pomyślał nagle wspominając kiedyś dawne przyrzeczenie. – Posiedzi tam jeden dzień. To wystarczy aby skruszyć jej bezczelność. Teraz już nikt mi nie przeszkodzi. Zadowolony obserwował próby na scenie. Jednak nie zwrócił uwagi , że niepozorna, przez nikogo niezauważona postać niosąca spory koszyk przemknęła jak duch w stronę wejścia do piwnic opery, po czym skierowała się do lochów. * - I oto czerwony kapturek idzie do paszczy wilka, to znaczy upiora – pomyślała Elli z rozbawienie. Miała bardzo dobry humor, bo po tych kilku dniach mogła wrócić do opery i przy okazji odkryć parę ciekawych rzeczy. Pierwsze, co postanowiła kiedy tylko wróci do opery to opowiedzieć chociaż ogólnie o wszystkim Meg. Wiedziała, że może liczyć na rozsądek kuzynki a w końcu będzie ona dla niej pewnym zabezpieczeniem. Przez czas choroby wszystko przemyślała. Wracać do podziemi bez zabezpieczenia, że ktoś będzie ją szukał było czymś nierozważnym. Teraz chusta na szyi i diamentowa bransoleta mogą nie wystarczyć. Trudno przewidzieć do czego zdolny jest ten dziwak a jeśliby coś planował to jak włos z głowy mi spadnie hrabina poruszy niebo i ziemię... Jednak Meg nigdzie nie było tak samo jak Christine i ciotki. Eleonor szukała jej wszędzie aż w końcu skierowała swe kroki do operowej kuchni. Jakie było jej zaskoczenie gdy spotkała tam madame Giry. To znaczy Eleonor nie była zdziwiona samą obecnością ciotki w kuchni, ale jej zachowanie było jakieś nienaturalne, bowiem pakowała do sporego wiklinowego koszyka. Elli przez chwilę stała przyglądając się tej dziwnej scenie. - Eleonor, co ty tu robisz?! – nagle ciotka dostrzegła ją wśród osób krzątających się po kuchni. Elli dostrzegła wyraźnie zmieszanie ciotki i nagle sobie przypomniała, że już kiedyś widziała podobną scenę. Ten sam koszyk i to samo zmieszanie ciotki i wtedy do głowy przyszedł jej szatański pomysł. - To dla niego, prawda? – zapytała jak najbardziej swobodnie podchodząc do niej. - Nie wiem o kim mówisz – madame Giry mogłaby uchodzić za mistrzynię stwarzania pozorów jednak akurat jej bratanica dobrze o tym wiedziała. - UPIORZE – Eleonor poruszała ustami, ale nie wydawała z siebie żadnego dźwięku jednak Antoinette bez problemu zrozumiała, gdyż na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie i przerażenie. To utwierdziło ją całkowicie musiała jednak to odpowiednio rozegrać. - Nie kłopocz się ciociu ja mu to zaniosę – odrzekła słodkim głosem, po czym energicznie chwyciła dosyć ciężki koszyk i pospiesznie wyszła z kuchni. - Nie możesz tam iść! – po chwili za sobą usłyszała głos przerażony ciotki, która chwyciła ją mocno za ramię. - To nie jest dla mnie żaden problem i tak się wybierałam do jego mieszkania zatem mogę mu to zanieść – odparła najnormalniej w świecie jakby chodziło o jakieś głupstwo. - Byłaś w domu nad jeziorem?! – uścisk ręki zelżał a w głosie pojawiło się zdziwienie i niedowierzanie. - Parę razy... – odparła swobodnie ukrywając całe zdenerwowanie. Wiedziała, ze jeżeli właściwie poprowadzi tę rozmowę to dowie się znacznie więcej niż przepuszczała. Nie mogła uwierzyć, że madame Giry jest wspólniczką upiora. Jednak jakby na to nie patrzeć to czyż przed taka osoba jak jej ciotka mogło cokolwiek się ukryć. Nawet duch mieszkają w zakamarkach opery nie maił szans. – Ciekawe miejsce choć trochę zapuszczone. Elli zrozumiała jeszcze jedną rzecz. Ciotka nigdy nie była w jaskini. - Elli proszę cię – ton głosu ciotki radykalnie się zmienił. – Erik jest... - Normalnym człowiekiem, który potrzebuje obiadu a ja bez problemu go mu zaniosę – przerwała jej po czym odwróciła się na pięcie zostawiając ciotkę w korytarzu. - A zatem upiór ma imię – pomyślała dumna z siebie. – Erik dziwne imię dla dziwnej osoby.
|
|
|
Post by Green Eyes on Feb 18, 2006 18:39:03 GMT 1
Szkoda ze tak rzadko tu zaglądasz Ale gdy już wrzucisz dalszą część opowiadania, to z zapartem tchem się czyta, czy moge zapytac kiedy ciąg dalszy?
|
|
|
Post by Kaja on Feb 21, 2006 21:25:35 GMT 1
W takim razie tutaj malutki fragment. Ciesze się, że to czytasz a czy nie myślałaś aby się zalogować?
- To znowu ty?! – zapytał Erik wściekłym głosem, kiedy stanął twarzą w twarz z garderobianą, która spotkał gdy tylko wrócił do swojego podziemnego mieszkania. - A sadziłeś że kto? – odparła bezczelnie się uśmiechając. – Przecież obiecałam, że wrócę. Erik podszedł do niej bardzo blisko tak, że pomimo niezbyt silnego światła świec dokładnie mu się przyjrzała. Widziała jego białą jak kość maskę, która zasłaniała połowę jego oblicza a także drugą część twarzy, która zastygła w paskudnym grymasie szaleńca. On także przyjrzał jej się dokładnie. Od początku czuł do niej odrazę. Nienawidził ciekawskich kobiet i najchętniej całkowicie pozbyłby się ich. A do tego ona była bezczelna, wścibska i kłótliwa. Po świecie powinny chodzić tylko takie anioły jak jego Christine a nie takie rudowłose krzykaczki. Takie trzeba uciszyć a najlepszym do tego miejscem jest komnata tortur. - Ja też ci coś obiecałem – w jego głosie pojawiło się coś niepokojącego, ale Elli nie cofnęła się. - Tylko spróbuj mi coś zrobić a zjawi się tu cała paryska policja – odparła dobitnie dziękując w duchu, że głos jej nie zadrżał. Nie mogła zrozumieć czemu nagle czuje przed nim strach. – Ktoś wie, że tu jestem... - To ci nic nie pomoże – uśmiechnął się paskudnie szczerząc biała zęby przez co jego twarz wyglądała jak czaszka. – Nikt nie znajdzie cię tu w podziemiach. Już nagle miała mu powiedzieć o madame Giry, gdy nagle ona jakby odwrócił się a przed jej oczami pojawiła się tylko czerń.
|
|
|
Post by Green Eyes on Feb 24, 2006 18:08:24 GMT 1
Myślałam i się zalogowałam, mam nadzieje że nikomu tu nie będę ciężarem. Krótki ten fragment, co to ma byc? Kobieta i tak wyjdzie z tego obronną ręką w końcu to kobieta a my dajemy sobie radę w każdej sytuacji:)
|
|
|
Post by Kaja on Feb 26, 2006 16:53:27 GMT 1
Dziś znacznie dłuższy. Ja tak szybko nie zabije Eleonor, bo jak dalej będę bez niej pisać, ale czy ona da radę sobie z upiorem? To nie takie proste...
- On zrobi jej krzywdę – ta myśl nie dawała madame Giry spokoju od chwili, gdy jej bratanica ruszyła do lochów opery. Nie dała rady ją powstrzymać, a powinna. Powinna jej zabronić, ostrzec ją, ale nie udało się. Mogła zatrzymać ją siłą, ale młoda dziewczyna w każdej chwili mogła zdradzić tajemnicę upiora opery. Jakimś sposobem dowiedziała się o Eriku. On może ją ... zabić. - Nie! Nie zrobi tego - Antoinette odrzuciła tą myśl. Wiedziała, że Erik jest zdolny do różnych rzeczy, które często napawały ją strachem i odrazą, jednak czuła, że on także posiada coś takiego jak swoją moralność i cokolwiek usłyszała w opowiadaniach tego cudzoziemca on nigdy nie zabije kobiety. W końcu Erik ją nie skrzywdził, kiedy pierwszy raz spotkali się dwanaście lat temu. Dopiero, co zaczynała pracę jako kierowniczką corps de ballet a jej życie z powrotem nabierało sensu. Spotkała go w zaułkach opery i nie wiedząc, czemu uchroniła przed wścibskim okiem jej pracowników. Nie wiedziała, kim jest i skąd podchodzi. Zrozumiała tylko, że jest on człowiekiem skrzywdzonym przez los, który po latach tułaczki znalazł swoje miejsce. Wtedy to między nimi został zawarty dziwny układ. Pomagała mu prowadzić spokojne życie w podziemiach opery stając się jego cieniem a on został upiorem opery. Nigdy ze sobą za wiele nie rozmawiali. Nie wyglądał na człowieka chcącego opowiadać o swoim życiu a ona nigdy o nic nie pytała. Był samotnikiem właściwie o jego prawdziwej tożsamości wiedziała tylko z ona i człowiek, którego w operze nazywano Pers. Parę razy spotkała tego według niej szalonego cudzoziemca. Pierwszy raz, kiedy dowiedział się, jaką rolę pełniła zaczął coś nieskładnie opowiadać o potworze, komorze tortur i innych okrucieństwach poprzedniego życia Erika. Przerwała mu zadając pytanie, „Dlaczego on jest przy nim?” Nie uzyskała odpowiedzi i od tego czasu więcej nie rozmawiali o nim. Erik nigdy jej nie dziękował za przysługi, jednak w oczach, które spoglądały na nią spod maski zakrywającej jego tajemnicę dało się wyczytać czasem cień wdzięczności. W końcu po kilku latach znalazła sposób, w jaki mógłby się jej odwdzięczyć. Już od dawna dostrzegła, że to wyjątkowy człowiek. Posiadał różne talenty, które wykorzystywał żyjąc w operze. Poznała też jego wspaniały głos i uzdolnienia muzyczne. Jakoś w tym czasie pod jej opieką znalazła się kilkuletnia Christine Daae. Sierota, którą zajęła się na prośbę jej ojca. Szkoliła Christine, podobnie jak swoją córkę, na baletnice, jednak dostrzegł, że dziewczynka posiada piękny głos. Antoinette zrozumiała, że trzeba ją szkolić, ale na profesjonalne lekcje śpiewu mogły pozwolić sobie tylko panienki z wyższych sfer. Wtedy do głowy przyszła jej pewna myśl. Poprosiła Erika by został nauczycielem śpiewu Christine. Ku jej zdziwieniu i radości zgodził się, zastrzegając jednak, że nigdy się nie ujawni dziecku. Stał się, zatem tajemniczym aniołem muzyki, który nawiedzał od dziesięciu lat dziewczynę i wytrwale pracował nad jej głosem. Także opera przyzwyczaiła się do obecności tajemniczego upiora. Wszystko ułożył się wspaniale, aż do tej chwili. W końcu mogła przewidzieć, że Eleonor odkryje prawdę. Jej bratanic od urodzenia była bardzo bystra i dociekliwa. Już jako dziecko będąc w operze zaczynała szwendać się po piwnicach i raz została przez swoją ciotkę przyłapana. A teraz ona była u niego. W jego domu nad jeziorem, którego Antoinette nigdy nie widziała na oczy. Ona mogła wszystko zepsuć... Musiała znaleźć Erika i wszystko mu wyjaśnić. Oby tylko nie było za późno. Jednak jego nigdzie nie było. Znała jego trasy, którymi przemierzał zakamarki gmachu, jednak wszystkich tajemnic jej nie ujawnił. Pozostało jej tylko czekać wieczorem w umówionym miejscu, skąd zawsze odbierał od niej kolację. Po zajęciach ukrywając zdenerwowanie udała się w stronę południowego wejścia do lochów. Nie czekała na niego długo, bo jak zawsze był punktualny. Jak zawsze podszedł do niej ukradkiem milcząc. Początkowo ona także milczała jednak nagle spojrzała na niego i zdenerwowanym, ale surowym głosem zapytała. - Gdzie ona jest?
|
|
|
Post by Green Eyes on Feb 26, 2006 20:54:28 GMT 1
TAK! Dobre pytanie! "Gdzie ona jest?" ciekawo jak z tego wybrnie Eryk
|
|
|
Post by Kaja on Feb 28, 2006 15:12:20 GMT 1
Nie bedzie mu łatwo z kimś takim jak madame Giry ale od niego wrócimy za jakiś czas. Teraz trochę o kotach, lustrach i pomadkach do ust. Fragment specjalnie dla LadyValjeane
Obudził ją ciepły szorstki język, który od jakiegoś czasu lizał jej policzek. Otworzyła oczy, ale nie poruszyła się, gdyż dostrzegła, że tuż przy niej leży ktoś jeszcze. Młoda dziewczyna w pobrudzonej sukni nad głową, której siedział ciemnoszary pręgowany kot. - Przecież to ja, ale to niemożliwe – zdała sobie nagle sprawę z tego, co zobaczyła. Usiadła szybko a przed nią usiadło kilka jej sobowtórów. Poczuła, że coś niedobrego się z nią dzieje. Widziała rzeczy, które osoba przy zdrowych zmysłach nie powinna zobaczyć. Wydawało się, że znajduje się w lesie, w którym jest mnóstwo jej sobowtórów. Podniosła się niepewnie i stanęła na nogi. Wszystkie jej sobowtóry zrobiły to samo. Niepewnie podeszła do jednego z nich i wyciągnęła rękę, aby go dotknąć, ale natrafiła na zimną taflę. - To lustra! – prawie krzyknęła z radości. – Jak mogłam się tak głupio nabrać? Oparła się plecami o jedno lustro i obejrzała dokładnie pomieszczenie. Było niezbyt duże, ale z mnóstwem luster, które przedstawiały odbicie stalowego drzewa stojącego na środku pokoju, co dawało złudzenie lasu. Eleonor uważnie mu się przyjrzała. Było ogromne a na jednej z jego gałęzi wisiał sznur. - Szubienica – stwierdziła posępnie, po czym dodała już znacznie weselszym głosem. – Oj naraziłam się upiorowi. Naraziłam. - Miau... – usłyszała w odpowiedzi dźwięk dochodzący obok niej. Teraz dopiero zdała sobie sprawę, że nie jest sama. Spojrzała pod nogi i dostrzegła pręgowanego kota, który przypatrywał jej się bacznie ani na chwilę nie spuszczając z niej dużych zielonych oczy. Był to ten sam zwierzak, który jeszcze przed chwilą lizał jej policzek. Zaskoczona uklękła, aby przyjrzeć mu się bliżej. - A ty skąd się tu wziąłeś? – zapytała. – Czy ty także zadarłeś z upiorem? - Miauuu...- kot miauknął przeciągle i spojrzał na nią tak, że Elli przez chwile sądziła, iż została przez niego zrozumiana. - To może pokażesz mi jak stąd wyjść? – sięgnęła po niego ręka, aby go pogłaskać, jednak to był błąd. Kot machnął łapą i boleśnie podrapał ją po ręce, po czym prychnął i odskoczył w kąt pomieszczenia. - Auuu...To nie było miłe! – pocierała rękę, na której pojawiły się dwa głębokie zranienia od pazurów. – Przecież nie zrobię ci krzywdy. Ale skoro nie chcesz mi pomóc to uciekaj stąd! Kot jakby ją zrozumiał, bo tylko odwrócił się i ruszył w głąb jednego z trzech korytarzy, które łączyły się z lustrzanym pokojem. Kiedy została sama zaczęła intensywnie myśleć. Została uwięziona przez upiora w miejscu przypominającym raczej gabinet luster w wesołym miasteczku niż loch. - Nasz upiór ma fantazję – pomyślała niezbyt przejęta swoją sytuacją. Nie pierwszy raz w swoim życiu znajdowała się w pułapce. Jako dziecko często była więziona przez swoich braci w kilku podobnie dziwnych miejscach. Sama też nie pozostawała im dłużna. Cała ich nietypowa zabawa polegała nie na tym, aby kogoś przestraszyć, ale aby sprawdzić, kto z nich najszybciej wydostanie się z pułapki. Teraz potraktowała to jako kolejne wyzwanie. A przeciwnik był nie byle jaki. Trzeba się było zabrać szybko do pracy. Wstała energicznie zdejmując wełniany szal, który owijał jej szyję. Teraz też mógł stać się przydatny. Stary dobry sposób Ariadny na wszelkie labirynty. Następnie przetrząsnęła wszystkie kieszenie swojej sukni. Niestety nie było tam zbyt wiele przydatnych rzeczy, z którymi nie rozstawała się w czasach dzieciństwa. Teraz miała przy sobie tylko białą chusteczkę ze swoim srebrnym monogramem (dar od hrabiny), sztylet i małą kredkę do ust. Tej ostatniej rzeczy przyjrzała się bardzo uważnie. Dostała ją od Meg parę dni temu. Podobno służyła do podkreślenia koloru i kształtu ust. Eleonor wiedział, że tego typu upiększacie używają tylko aktorki i kurtyzany. - A co mi tam – spojrzała na jedno z luster i niezbyt wprawnym ruchem ręki pociągnęła pomadą po ustach, które od razu się zaczerwieniły od tłustej kremowej substancji. – To też może się przydać. Teraz już dokładnie wiedziała jak szybko się stąd wydostać.
|
|
|
Post by Green Eyes on Mar 3, 2006 23:21:32 GMT 1
Kobiety to mądre istoty nie ma co kryć i zawsze mają pod ręką coś co może sie przydac
|
|
|
Post by Nattie on Mar 3, 2006 23:46:23 GMT 1
Hm, umalowane usta pomoc¹ w wydostaniu siê z labiryntu? Mo¿e chwila skupienia na malowaniu ust pomaga wpaœæ na pomys³y rozwi¹zania spraw beznadziejnych... Muszê wypróbowaæ, jakaœ szminka siê w domu znajdzie! Ciekawie siê zapowiada ta wêdrówka! Kici, kici...
|
|
atraktywna
Odwiedzający Operę
Samozwańczy Były Geolog Forum ;)
Posts: 152
|
Post by atraktywna on Mar 6, 2006 21:14:48 GMT 1
Hmmm... Już mi się wydawało, że zacznie tą kredką malować jakieś znaki na lustrach... Albo że wykorzysta ją jako zaczarowany ołówek (pamiętacie tę bajkę?) i narysuje sobie młotek do rozbicia luster, albo coś... A ona tylko usta sobie pomalowała
|
|
|
Post by Kaja on Mar 6, 2006 22:00:28 GMT 1
Nie tylko wykorzysta w ten sposób, ale jako prawdziwa dama najpierw musi zadbać o urodę zwłaszcza, że tyle luster.
To nie było takie łatwe. Więzienie okazało się lustrzanym labiryntem, w którym niektóre ściany przesuwał się same zamykając otwarte dawniej korytarze. Elli wiedziała, że za którąś z tych ścian jest mechanizm otwierający wyjście z pułapki. Jednak najpierw trzeba było je znaleźć. Nie miała zegarka, ale wydawało jej się, że spędziła tutaj przynajmniej dwie godziny. Przez ten czas sprawdziła dokładnie kilkadziesiąt luster, a te, które zbadała odznaczała czerwoną pomadką. Aby nie zgubić się w plątaninie lustrzanych korytarzy pruła szal prowadząc nić wełny od pokoju z drzewem. To wszystko mogło przynieść oczekiwany efekt, ale praca wymagała czasu a ona była już męczona i głodna. - Czyżbyś dała się pokonać upiorowi Elli? – westchnęła siadając na podłodze. – Nic z tego musze być cierpliwa. Jeszcze trochę wysiłku i uda się. Już miała wstawać i iść dalej, gdy nagle na jej kolana wskoczył pręgowany kot. - To znowu ty? – poznała go od razu. Był to ten sam kot, który ją podrapał. - Mrrrau...- zamruczał jakby chciał odpowiedzieć, po czym łbem otarł jej się o ramię. - Teraz to jesteś miły – odparła drapiąc go za uchem. Teraz bez problemu pozwolił jej na takie pieszczoty. – Widać i ty także nie możesz się stąd wydostać i myślisz, że ja ci pomogę? Kot zamiauczał przymilnie, po czym obrzucił Eleonor uważnym spojrzeniem. Cos dziwnego było w tym kocie. Wydawało się, że rozumiał każde jej słowo. Już drugi raz miała to wrażenie, ale to przecież tylko zwykły dachowy kot i do tego jeszcze bardzo humorzasty. Zupełnie jak jakaś dama albo hrabina. - Niech zatem będzie – odparła w końcu głaszcząc jego prążkowany grzbiet. – Coś mi się wydaję, że wiesz, które lustro to wyjście. Dobrze by było abyś pokazał do niego drogę. - Miau... – kto zeskoczył z jej sukni i ruszył przed siebie korytarzem. - Ale nie tak szybko! – zawołała Eleonor pospiesznie wstając i otrzepując suknię, po czym pobiegła za zwierzakiem.
|
|
|
Post by Green Eyes on Mar 8, 2006 18:33:54 GMT 1
Kot? Myślący kot? Pomocny kot? Czy ten kot to ktos ważny czy tylko sprawia takie wrażenie Ciekawe... kot aaaa zaczął mnie gnębić ten kot coś w nim jest "nie tak" że sie tak wyraże lub mam figlarną wyobraźnię
|
|
|
Post by Kaja on Mar 8, 2006 21:29:19 GMT 1
- To na pewno tutaj – odrzekła Elli stojąc przed jedną z lustrzanych ścian labiryntu. To właśnie do tego lustra zaprowadziła ją kotka, która już zyskała przydomek hrabina. Eleonor dostrzegła, że kot toleruje ją, ale jeśli to niekonieczne nie pozwala sobie na pieszczoty i poufałości chyba, że sam ma na nie ochotę. Bardzo jej to przypominało babkę, która identycznie zachowywała się do ludzi, z którymi robiła interesy. – Teraz tylko dostać się do mechanizmu otwierającego przejście. To chyba należało do najtrudniejszych zadań. Po opukaniu wszystkich pobliskich luster znalazła jedno, za którym wyraźnie słyszała pustą przestrzeń. Tam musiało wszystko się znajdować. - Tylko jak to teraz otworzyć, hrabino? – spojrzała na kota, który siedział nie spuszczając z niej wzroku. Wiedziała, że nie rozbije lustra, bo może się przy tym pokaleczyć no i miała ochotę zrobić komuś nauczę. - Dobrze byłoby przeciąć to lustro. Tylko jak to zrobić? Nagle do głowy przyszedł jej pewien niecodzienny plan. Tylko jeden kamień może ciąć lustro nie naruszając jego struktury. Diament. A ona była właścicielką kilku z nich. Tylko czy wystarczą? Zdjęła z ręki bransoletkę, która już raz uratowała jej życie i zaczęła uważnie przyglądając się każdemu z kamieni. Największy z nich miał kształt serca, którego ostry kant dołączony był do złotego łańcuszka. - Oby tylko dało się wydostać i było dosyć ostre –usiadła na podłodze i wyjęła z kieszeni nóż, którym próbowała uwolnić kamień. Trochę jej to zajęło. Hrabina siedziała przy niej poświęcając się toalecie i od czasu do czasu zerkając na to, co robi Elli. - A teraz przekonamy się przekonamy czy nie oszukano cię Andre – odrzekła, kiedy tylko oderwała kamień od łańcuszka. Wstała i mniej więcej na wysokości pasa przyłożyła diament do lustra i zakreśliła jego ostrym końcem spory okręg. – Życz mi szczęścia. Owinęła materiałem sukni pięść i dosyć mocno pchnęła w odcięty fragment lustra. Szkło bez problemu odpadło i rozbiło się w drobny mak ukazując część skomplikowanego mechanizmu ze sporą dzwignią. Elli od razu sięgnęła po nią i nacisnęła. Jednocześnie prawie bezszelestnie uniosło się lustro, do którego zaprowadziła ją kotka. To musiało być wyjście z pułapki. Hrabina od razu wybiegła z komnaty, jednak Eleonor nie miała takiego zamiaru. Przynajmniej nie od razu. Teraz, kiedy znała wyjście mogła się w pewien sposób odpłacić za swoje uwięzienie. Wiedziała jednak, że tylko przemyślane działanie pozwoli jej osiągnąć cel. Sięgnęła do kieszeni po kredkę, która została już prawie całkowicie zużyta. Zrobiło się jej trochę żal. W końcu bardzo się jej przydała a był to prezent od Meg. - Miau...- w wejściu pojawiła się kotka, która patrzyła na nią wyczekująco. - O wróciłaś!- ucieszyła się i trochę zdziwiła zachowaniem zwierzaka. – Zaraz idę, ale najpierw musze napisać list do pewnego upiora. Podeszła do jednego z luster i końcówką kredki zaczęła nakreślać kształtne litery na jego powierzchni.
Kot jak kot, ale czasem okazuje się pomocny.
|
|
|
Post by Green Eyes on Mar 8, 2006 21:51:34 GMT 1
Ależ kobieta jest nieziemska Napisze mu list, zeby zależć mu za skóre, podziwaćtylko jej wytrwałość
|
|