Post by Nattie on Apr 20, 2006 23:19:04 GMT 1
czyli spowiedŸ phannattie.
Wersja super-alfa, ostrzegam, zawiera spor¹ dozê ochów i achów, chaotyczny styl i pewnie nie wszystko, co mia³am zamiar napisaæ. Obrazki bêd¹, ale musze obrobiæ itp...
Nattie w Londynie - podejœcie pierwsze.
Zaraz oka¿e siê, dlaczego mielibyœcie mnie zlinczowaæ... Nie wiem, kto mi takiego psikusa zrobi³ (mam pewne podejrzenia...), ale jak na upiorn¹ phankê przysta³o przyby³am na przedstawienie w po³owie pierwszego aktu. Siê spóŸni³am normalnie. W³aœciwie to nawet za po³ow¹... Tak, po tylu oczekiwaniach. Spokojnie proszê, ja kilka dni bola³am nad tym, czego nie widzia³am i... jakoœ przeboleæ nie mogê. O powodach nie chcê, nie bêdê mówiæ, nie wypada. Podejœcie drugie ju¿ nied³ugo.
¯eby siê zrehabilitowaæ to musze coœ napisaæ sensownego, prawda? Sama nie wiem, jak to posk³adaæ, wiêc spróbujê zacz¹æ od pocz¹tku, to zwykle dzia³a. Zapewne nie obejdzie siê bez porównañ z filmem, ale to chyba naturalne. A ró¿nice s¹ niby niedu¿e, ale ogromne w swojej wymowie – powiem tyle na pocz¹tek, ¿e po obejrzeniu scenicznego musicalu mogê z pe³nym przekonaniem powiedzieæ, ¿e zosta³ oparty na ksi¹¿ce Leroux.
Powiedzmy, ¿e znam ksi¹¿kê, widzia³am kilka filmów, znam te¿ filmow¹ wersjê musicalu, a tak¿e jako tako oryginalne libretto – wydawa³o mi siê zatem, ¿e wiem, czego siê spodziewaæ. W teatrze te¿ kilka razy zdarzy³o mi siê przebywaæ. Oczywiœcie, ¿e moje oczekiwania by³y wysokie, któ¿ by nie mia³ takich? Ale to, co zobaczy³am i prze¿y³am przesz³o wszystkie, co do jednego, najmniejszego. Naprawdê, nie spodziewa³am siê, ¿e wra¿enia bêd¹ a¿ tak silne!
Pracownicy HMT – kasjerzy, bileterzy, pani Giry...
Wpadam sobie do holu teatru, a tam pusto, lecê do kasy odebraæ bilet, a pan mówi, ¿e przedstawienie trwa... Oczywiœcie wszystko mi posz³o w piêty, zaczê³o siê wyjaœnianie itp. itd. W tym miejscu nale¿¹ siê bardzo serdeczne podziêkowania dla Bardzo Mi³ego Pana W Kasie, który widz¹c moj¹ niew¹tpliwie cierpi¹c¹ i blad¹ twarz zawo³a³ szybko Bardzo Mi³ego Pana We Fraku i poleci³ mu zaprowadziæ sierotê na salê, co te¿ ów uczyni³ bocznymi drzwiami teatru. I tak Nattie znalaz³a siê w samym œrodku „Notes” klapn¹wszy na pierwsze z brzegu wolne siedzenie...
Po przedstawieniu posz³am jeszcze raz podziêkowaæ BMPWK za to, ¿e nie kaza³ mi czekaæ do przerwy (co by³oby zgodne z regulaminem – i wyobraŸcie sobie, jeszcze mniej bym zobaczy³a). Œmia³ siê ze mnie trochê, ale z przyjemnoœci¹ sprzeda³ mi bilet na podejœcie drugie, które odbêdzie siê w czerwcu bie¿¹cego roku. Tym razem wybra³am miejsce na wy¿szym poziomie, sk¹d chyba lepiej widaæ ca³¹ scenê i przede wszystkim Upiora na unosz¹cej siê nad scen¹ rzeŸbie 'La Victoire Ailee' zastêpuj¹cej z nieznanych mi jak dotychczas przyczyn (technicznych?) pos¹g Apollina z lir¹. Nastêpna wyprawa do Londynu, mam wiêc szansê siê zrehabilitowaæ...
Na przerwie zaopatrzy³am siê u mi³ego ch³opca w sklepiku w program, ksi¹¿eczkê o musicalu i magiczny kubeczek z mask¹ Upiora, która pojawia siê po nalaniu gor¹cego p³ynu (ach ta komercja...). Przysz³y zaraz za mn¹ dwie takie równie zphanatyzowane dziewczyny (to siê da rozpoznaæ) i chcia³y kupiæ maskê, ale niestety masek nie prowadz¹ w tym sklepiku. Podobno mo¿na dostaæ w sklepie z kostiumami teatralnymi. (Hmmm, pozostaje do rozwa¿enia wizyta w tym sklepie, ale to siê mo¿e skoñczyæ tragicznie dla mojego konta.)
W rogu widowni na przerwie ustawi³a siê z ma³ym stoliczkiem starsza nieco pani sprzedaj¹ca s³odycze, bêd¹ca nota bene wiern¹ kopi¹ bileterki Giry z ksi¹¿kowego orygina³u. Podesz³am do niej z zapytaniem o miejsce...
Pani Giry, z uœmiechem: „No no, jak to tak przychodziæ w po³owie pierwszego aktu?”
Nattie [jak skojarzy³a kilka godzin póŸniej to dopiero mia³a efekty specjalne]: „Hmm... Ech... No jakoœ tak wypad³o...”
Po czym zamieni³yœmy kilka s³ów i w koñcu spoczê³am na wymienionym na bilecie siedzeniu w szóstym rzêdzie w oczekiwaniu na drugi akt musicalu, próbuj¹c zebraæ siê jakoœ po tej gonitwie.
Je¿eli ktoœ by³ w Teatrze Roma w Warszawie to wie, jak tam ciasno na widowni. Powiem tylko, ¿e w HMT jest jeszcze mniej przestrzeni, ale jakoœ to siê zupe³nie nie liczy³o w tej chwili. Publicznoœæ zajmuje oko³o 1200 miejsc umieszczonych na czterech poziomach i z tego, co widzia³am, nieliczne tylko foteliki by³y puste, a z tego, co wyczyta³am, taka jest norma od dwudziestu lat...
Rozgl¹daj¹c siê po sali nietrudno by³o zauwa¿yæ, ¿e publicznoœæ sk³ada siê z ró¿nych populacji rasy ludzkiej, w tym turystów chrupi¹cych chipsy odzianych w podkoszulki, zaliczaj¹cych najs³ynniejszy musical West Endu wymieniony w przewodniku, nieco lepiej odzianej japoñskiej wycieczki (ja przynajmniej odziana by³am lepiej ni¿ skoœnoocy...), przeciêtnie zainteresowanych ludzi oraz niewielkiej liczby podnieconych do granic mo¿liwoœci phanatycznych osób w ró¿nym wieku, przewa¿nie nastolatek. Obok mnie siedzia³a za to doœæ leciwa phanka – pani tak na oko maj¹ca oko³o dziewiêædziesi¹tki, z któr¹ wspólnie zaczê³am zachwycaæ siê spektaklem. Upiór ³¹czy pokolenia! Nie by³o jednak wiele czasu na dzielenie siê wra¿eniami, bo oto rozpocz¹³ siê akt drugi.
Dekoracje i kostiumy
Maria Björnson stworzy³a oryginalny wystrój oraz kostiumy 20 lat temu, i wygl¹da, ¿e od tego czasu niewiele siê zmieni³y, a wci¹¿ zachwycaj¹! Nad widowni¹, ale doœæ blisko sceny wisi ¿yrandol, który oczywiœcie w odpowiednim momencie spada (po ³uku na scenê, nie na publicznoœæ na szczêœcie). Nad œrodkiem sceny zawieszony jest na samej górze pos¹g Apollina, który obni¿a siê przy „All I Ask of You” i w pewnym momencie okazuje siê, ¿e siedzi na nim Upiór i œpiewa stamt¹d swoj¹ ³kaj¹c¹ kwestiê. Po bokach umieszczono jeszcze dwie podobne, z³ote pos¹gi maj¹ce zapewne przypominaæ wystrój Opery Garniere.
Oczywiste, ¿e dekoracje sceniczne nie mog¹ siê równaæ z mo¿liwoœciami stworzonymi przez film, ale wszystko, co niezbêdne, jest na miejscu. W podziemiach ³ódka, œwiece wynurzaj¹ce siê z wody, krata, mini-organki. No a przede wszystkim jest TRON Upiora Szkoda, ¿e nie widzia³am ³o¿a... Oprócz wnêtrz operowych przewagê filmu widaæ chyba najlepiej podczas sceny na cmentarzu, który tu jest doœæ ubogo reprezentowany przez mur grobowca, po którym biega Upiór. Ale to przecie¿ tak ma³o siê liczy.
Zachwyci³y mnie jednak przede wszystkim kostiumy – na przyk³ad przepyszne i przebogate ubrania noszone w „Il Muto”. Czaruj¹ce feeri¹ kolorów i niesamowicie zakrêcone s¹ przebrania do „Maskarady” i szczerze mówi¹c to du¿o bardziej podoba³y mi siê ni¿ te filmowe. Wygl¹daj¹ po prostu na prawdziwe kostiumy z balu maskowego, a do tego ró¿nica miêdzy praw¹ a lew¹ stron¹ jest du¿o wyraŸniejsza ni¿ w filmie.
Na „Maskaradzie” Upiór ma stosowne przebranie Czerwonej Œmierci z ogromnym kapeluszem ozdobionym piórami, tupi¹ mask¹ zakrywaj¹c¹ ca³¹ twarz, peleryn¹ i bufiastymi rêkawami oraz spodniami w tym samym stylu. Zdecydowanie daleko od seksownego wdzianka a la Drakula zaprezentowanego w filmie.
Christine te¿ jest ubrana jak przysta³o na bal maskowy, Raoul natomiast ma swój klasyczny mundurek ¿o³nierski. Szkoda mo¿e, ¿e ich w domina nie odziali jednak.
A czy muszê wspominaæ, ¿e Upiór zazwyczaj nosi garniturek z frakiem, kapelusz oraz pelerynê? Nie, ¿adnych rozche³stanych bluz z falbankami, ukazuj¹cych ponêtny mêski tors, przykro mi... Zapiêta na ostatni guzik lœni¹co bia³a koszula, do tego oczywiœcie mucha, równie bia³a. Nie ma te¿ ponêtnie opiêtych spodenek, nawet w „Don Juanie Triumfuj¹cym” i „Point of No Return” peleryna z kapturem zakrywa wszystko, do pewnego momentu oczywiœcie.
Zaskoczy³ mnie fakt, ¿e maska Upiora nie jest bia³a, tylko lekko szara. A tak przy okazji, to ka¿demu aktorowi graj¹cemu Upiora robiona jest nowa, indywidualnie dopasowana maska. Charakteryzacja natomiast zabiera zaledwie dwie godziny – w porównaniu do chyba dwa razy d³u¿szej udrêki Gerrego Butlera to niby nic, ale za to codziennie.
Z posiadanych przeze mnie zdjêæ wydaje siê, ¿e w „Think of Me” Christine nosi strój adekwatny do granej wtedy sztuki, czyli „Hannibala”, a nie sukniê wzorowan¹ na Sissi, przynajmniej w Londynie, bo na Broadwayu chyba w biel j¹ ubrali. A i szlafroczkowe wdzianko, w którym Upiór zabiera j¹ do podziemi nie jest rozciête do granic mo¿liwoœci i nie ukazuje podwi¹zek cnotliwej dzieweczki...
PrzejdŸmy do najwa¿niejszych rzeczy mo¿e jednak J
Postaci, sceny i scenki
Wszystkim postaciom bli¿ej do ksi¹¿kowych pierwowzorów. Du¿o bli¿ej ni¿ w filmie, choæ o ca³kowitej wiernoœci ksi¹¿ce nie ma mowy. Ja zrozumia³am w koñcu, dlaczego ci, którzy widzieli sceniczn¹ wersjê obruszali siê na film. Wydawali siê jakimiœ fanatykami, a tu proszê, do³¹czam do nich. Jeœli to jakaœ sekta to ja siê zapisujê, wybaczcie
Carlotta jest korpulentn¹ div¹ o wysokich wymaganiach, niewyparzonym jêzyku, staraj¹c¹ siê utrzymaæ wiod¹c¹ pozycjê zagro¿on¹ spiskiem z udzia³em jakiegoœ Upiora, którego oczywiœcie lekce sobie wa¿y. Gdy zaczyna œpiewaæ rechotem - ca³a widownia rechocze. Potencja³ komediowy na poziomie Minnie Driver, no ale ta postura! Po prostu sam jej wygl¹d jest przezabawny, zw³aszcza w stroju do „Maskarady”, w którym wygl¹da trochê jak bombka œwi¹teczna na nó¿kach.
Piangi jak Piangi, ale te¿ du¿o zabawniejszy – zw³aszcza w wyciêtej w filmie scenie próby do „Don Juana”, kiedy to nie mo¿e poprawnie zaœpiewaæ frazy. Ginie na œmieræ zabity przez Upiora.
Panowie dyrektorowie te¿ g³ównie maj¹ za zadanie rozœmieszaæ i oczywiœcie wywi¹zuj¹ siê z niego doskonale.
Madame Giry jest zdecydowanie bardziej neurotyczna, ona siê Upiora naprawdê boi i ostrzega przed nim innych, a¿ nawet krzykn¹æ potrafi. Nie ma w niej spokojnego, wrêcz nonszalanckiego tonu Mirandy Richardson w chwilach, gdy mówi o Upiorze. Nie jest jego wspólniczk¹ w ucieczce od Cyganów i ukryciu siê w Operze – tu jest tylko œwiadkiem - i nie widzia³am w spektaklu takich scen, które sugerowa³yby ich bli¿sz¹ znajomoœæ (od dostarczania ciep³ych posi³ków, œwiec, czêœci do organów i wykrochmalonych ko³nierzyków do sp³odzenia Meg w³¹cznie...). Z wygl¹du kojarzy mi siê nieco, wybaczcie, z pani¹ Adams ze s³ynnej rodziny Adamsów – czarna suknia zapiêta pod sam¹ szyjê podkreœla bardzo szczup³¹ sylwetkê, krucze w³osy (akurat tu spiête w koka) i równie czarne brwi.
Patrick Wilson to ucieleœnienie mêskoœci w porównaniu z tym Raoulem! Ten Raoul to ch³opczyna przekonany szczerze, ¿e mo¿e mierzyæ siê z ka¿dym przeciwnikiem. Oczywiœcie próbuje, a jak¿e, nawet biegnie za Christine na cmentarz. O, tu oczywiœcie zasadnicza ró¿nica, brak pojedynku na szpady. Na cmentarzu Upiór biega na wy¿szym poziomie, czyli na grobowcu papy Daae i ze swojej laski wyrzuca b³yskawice pod nogi nieszczêœnika, wyœmiewaj¹c siê z niego. Biedaczek zostaje odci¹gniêty przez Christine... A jaki¿ naiwnie podnios³y i natchniony wyraz twarzy ma Raoul w momencie, gdy wpad³ na pomys³, jak pochwyciæ Upiora! Piêkny jest, naprawdê!
Christine wydaje siê chwilami a¿ za wiele emocji okazywaæ. To jest Christine miejscami histeryczna, na przyk³ad na pocz¹tku sceny dachowej, gdy krzyczy, p³acze i œpiewa jednoczeœnie (niesamowite!) i widaæ, ¿e Upiór j¹ naprawdê œmiertelnie przera¿a, ¿e nie mo¿e siê uspokoiæ po morderstwie Buqueta. A gdy s³ysza³am s³owa, ¿e Upiór bêdzie zabija³ tysi¹cami, ¿eby j¹ dostaæ, to naprawdê jestem sk³onna w to uwierzyæ. (Na filmie mia³am odruch w stylu „Eee tam, przesadza!”) Niestety, uwa¿am, ¿e Emmy ³adnie p³aka³a, ale przera¿enie, wrzaski i z³oœæ jej du¿o gorzej wysz³y. Taka pewnie by³a wizja Schumachera, ja myœla³am nawet, ¿e pewnie taka ma byæ Christine Webbera i pogodzi³am siê z tym wizerunkiem - a tu masz, ogromne zaskoczenie.
W „Twisted Every Way” ona naprawdê rzuca siê z k¹ta w k¹t, biega po scenie, krzyczy na koñcu, ¿e tego nie zrobi i ucieka. Zreszt¹ scena ta nie ma charakteru kaplicowej intymnej pogawêdki z Raoulem, poniewa¿ odbywa siê w obecnoœci wiêkszej liczby osób, którzy w³aœnie otrzymali liœciki od Upiora w sprawie realizacji „Don Juana Tryumfuj¹cego” i namawiaj¹ Chris do zagrania zgodnie z instrukcjami. To, czy ona zagra, czy nie, nie jest jej prywatn¹ spraw¹, lecz zale¿y od tego los ca³ej Opery.
Przede wszystkim jednak to jest Christine, która wie, ¿e kocha Raoula. Gdybym pozna³a tê trójkê poprzez musical, to do g³owy NIE przysz³oby mi raczej pytanie „Czy Christine kocha³a Upiora?”. W³aœciwie „Dlaczego Christine nie kocha³a Upiora?” nale¿y do tej samej grupy. Lepiej zabrzmia³oby mo¿e „Co Christine czu³a do Upiora?” OdpowiedŸ w skrócie: hipnotyzowa³ j¹ jego g³os, uwielbia³a Anio³a Muzyki, który by³ dla niej natchnieniem, a Upiór po prostu j¹ przera¿a³. Do pewnego momentu, czyli do „Down Once More”. Wtedy to Christine okazuje siê bardziej zdecydowana i odwa¿niejsza, zw³aszcza w ostatnich scenach. To jest Christine silna ostatkiem si³...
A Rachel Barrel mo¿e nie jest osiemnastoletni¹ piêknoœci¹, ale jej Christine jest œwietna g³osowo, jak zreszt¹ wszyscy, a przede wszystkim emocjonalnie.
Upiór. Temperamentny, ¿yj¹cy, wrêcz namacalny, odleg³y tylko o kilka metrów Upiór to dopiero prze¿ycie! Ten Upiór ma charakter! Jest jednoczeœnie Anio³em Muzyki i potworem, ma³ym ch³opcem wo³aj¹cym o mi³oœæ i bezwzglêdnym morderc¹. Jest tajemniczym cieniem, duchem, a za chwilê ogl¹damy jego serce jak na d³oni. Jest w nim du¿y ³adunek autoironii, cynizmu nawet, którego w filmie jak na lekarstwo. Ma te¿ zdecydowanie wiêcej poczucia humoru, na przyk³ad bawi siê w kotka i myszkê z policjantami i Raoulem podczas pu³apki przed „Don Juanem”, a¿ g³upiej¹ i trac¹ orientacjê. Ach, a ten upiorny œmiech, który kilkukrotnie rozlega siê w Operze, co chwilê z innego miejsca!
Nie wiem, dlaczego, ale jednym ze szczegó³ów, które wbi³y mi siê w pamiêæ jest scena, gdy zmoczony (wod¹... bez skojarzeñ!) wicehrabia przybiega na ratunek ledwie ¿ywy (ale przybiega!), opiera siê o kratê, a Upiór w tym momencie siedzi sobie na tronie w niedba³ej pozie w stylu „ja tu jestem szefem”. Jego „Sir, this is indeed…” etc. jest po prostu bossskie! Do tego przytupuje sobie nog¹, co zdradza, ¿e jednak taki spokojny nie jest... Przytupywanie mnie rozbroi³o. Za przytupywanie pokocha³am Earla Carpentera, choæ nie tylko za to. Earl jest œwietny zarówno g³osowo, jak i aktorsko!
Ponadto Upiór jest magikiem, on po prostu gestem rêki otwiera kratê Raoulowi, a potem pêtla, na której biedaczyna wisi, jest magicznie zawieszona w powietrzu. Sztukmistrzowskie zdolnoœci Upiora s¹ zreszt¹ kilkukrotnie pokazane, choæby w scenie cmentarnej. O dziwo nie budzi ¿adnych fotokomórkowych skojarzeñ, bo nikt siê nie sili³ na dodawanie do dekoracji dŸwigni czy kranów, które mia³yby nadaæ realizmu scenom. Te sceny maj¹ byæ magiczne i takie s¹.
Ach, co do relacji Christine i Upiora to jej kwintesencjê dostajemy chyba w ostatnich chwilach trwania spektaklu, gdy Christine wraca, aby oddaæ pierœcionek. Upiór klêcz¹c œpiewa swoje „Christine, I love you”, jeszcze chwyta j¹ za d³oñ, potem za rêkaw... Có¿, d³oñ zostaje doœæ brutalnie wyrwana, a Christine ucieka czym prêdzej ze sceny. Chlip, chlip, to dopiero rozdziera serduszko phanki...
Przekaz emocji
WyobraŸcie sobie, ¿e wpadacie nagle do ciemnego teatru i przed oczyma macie nagle ¿ywych dyrektorów, ¿yw¹ Carlottê, Raoula, Christine i ¿ywego Upiora, od których dzieli Was tylko kilka metrów rzeczywistej przestrzeni. Nie ma ekranu, nie ma dystansu. Zdajê sobie sprawê ja i zdajecie sobie Wy, którzy czytacie te s³owa i doszliœcie do tego momentu (halo, ktoœ tu jeszcze jest?), ¿e opis nie jest bezstronny w sensie krytyki teatralnej, ¿e piszê z pozycji osoby zafascynowanej postaci¹ Upiora i jego historii. Widzia³am jednak, ¿e na wielu widzach spektakl zrobi³ wra¿enie równie chyba piorunuj¹ce. Dlaczego?
Wydaje mi siê, ¿e przede wszystkim poprzez niesamowit¹ dawkê emocji przekazywanych przez aktorów, które od pierwszych chwil bombarduj¹ widza. Emocje budowane poprzez ka¿de s³owo i ka¿dy gest zdaj¹ siê wibrowaæ w powietrzu, wciskaj¹ w fotel, a w rezultacie powalaj¹ na kolana. Mo¿e i dlatego, ¿e widzia³am to pierwszy raz, mo¿e i dlatego, ¿e w koñcu zobaczy³am adaptacjê „Upiora Opery”, która pokazuje Erika i Christine i ich relacjê bardzo blisk¹ ksi¹¿kowemu orygina³owi, nie jestem w stanie siê straszliwie znêcaæ nad sztuk¹ i wybrzydzaæ, ¿e to, czy tamto mog³oby byæ lepiej wykonane. Ka¿dy ruch na scenie jest uzasadniony, ma swój cel, buduje charakter postaci, nie ma zbêdnej nuty czy niepotrzebnego rekwizytu, nie jest ich za du¿o ani za ma³o. Mo¿e nastêpnym razem?
W przedstawieniu nie d³u¿y³a mi siê ani jedna chwila (co na filmie siê zdarza³o, szczerze mówi¹c). To chyba w³aœnie za spraw¹ faluj¹cych zmian nastrojów scen i tego, ¿e skrajne emocje nastêpowa³y po sobie jak kolejne lawiny. W jednej chwili œmiejê siê z Piangiego, który nie potrafi zaœpiewaæ „Don Juana”, a za sekundê nastrój zmienia siê w lekk¹ grozê, gdy Madame Giry przypomina, ¿e Upiór mo¿e teraz tu przebywaæ i zaraz potem klawisze pianina zaczynaj¹ samoistnie poruszaæ siê wygrywaj¹c bezb³êdnie melodiê... Hmm, jak powiem, ¿e amplituda prze¿yæ scenicznych jest du¿o, du¿o wiêksza, ni¿ filmowych to zrozumiecie, prawda? W koñcu fizykê macie w szko³ach...
Nie wiem, czy to po prostu „tylko” magia spektaklu na ¿ywo, ale spodziewam siê, ¿e gdyby nawet nagrali wiern¹ adaptacjê wersji scenicznej, to efekt nie by³by ten sam. Szkoda jednak, ¿e twórcy filmu najwyraŸniej zboczyli w stronê unowoczeœnienia postaci, zw³aszcza Upiora, sprawiaj¹c, ¿e rzesze dziewczyn dziwi¹ siê, jak Christine mog³a go NIE wybraæ - przecie¿ by³ tylko trochê czerwony na gêbie i ³ysawy, a poza tym i przystojny, i ponêtny, i gustownie odziany, i piêknie œpiewa³, a ¿e kogoœ tam udusi³ to taaakie ekscytuj¹ce. Pewnie i biznesowe sprawy mia³y tu rolê do spe³nienia.
Musical Webbera pokazuje nam Upiora zdecydowanie mniej tajemniczego i bardziej ucz³owieczonego ni¿ ksi¹¿ka, ale po co by³o z niego robiæ amanta? Z Christine maœlan¹ laleczkê z rozdziawion¹ buzi¹, z Raoula mêskiego przeciwnika? Dlaczego film odebra³ chyba po³owê komedii, któr¹ widaæ na scenie, na rzecz ³zawych scen?
Jak spotkam kiedyœ Andrew Lloyd Webbera albo Joela Schumachera to zapytam, a co.
Wersja super-alfa, ostrzegam, zawiera spor¹ dozê ochów i achów, chaotyczny styl i pewnie nie wszystko, co mia³am zamiar napisaæ. Obrazki bêd¹, ale musze obrobiæ itp...
Nattie w Londynie - podejœcie pierwsze.
Zaraz oka¿e siê, dlaczego mielibyœcie mnie zlinczowaæ... Nie wiem, kto mi takiego psikusa zrobi³ (mam pewne podejrzenia...), ale jak na upiorn¹ phankê przysta³o przyby³am na przedstawienie w po³owie pierwszego aktu. Siê spóŸni³am normalnie. W³aœciwie to nawet za po³ow¹... Tak, po tylu oczekiwaniach. Spokojnie proszê, ja kilka dni bola³am nad tym, czego nie widzia³am i... jakoœ przeboleæ nie mogê. O powodach nie chcê, nie bêdê mówiæ, nie wypada. Podejœcie drugie ju¿ nied³ugo.
¯eby siê zrehabilitowaæ to musze coœ napisaæ sensownego, prawda? Sama nie wiem, jak to posk³adaæ, wiêc spróbujê zacz¹æ od pocz¹tku, to zwykle dzia³a. Zapewne nie obejdzie siê bez porównañ z filmem, ale to chyba naturalne. A ró¿nice s¹ niby niedu¿e, ale ogromne w swojej wymowie – powiem tyle na pocz¹tek, ¿e po obejrzeniu scenicznego musicalu mogê z pe³nym przekonaniem powiedzieæ, ¿e zosta³ oparty na ksi¹¿ce Leroux.
Powiedzmy, ¿e znam ksi¹¿kê, widzia³am kilka filmów, znam te¿ filmow¹ wersjê musicalu, a tak¿e jako tako oryginalne libretto – wydawa³o mi siê zatem, ¿e wiem, czego siê spodziewaæ. W teatrze te¿ kilka razy zdarzy³o mi siê przebywaæ. Oczywiœcie, ¿e moje oczekiwania by³y wysokie, któ¿ by nie mia³ takich? Ale to, co zobaczy³am i prze¿y³am przesz³o wszystkie, co do jednego, najmniejszego. Naprawdê, nie spodziewa³am siê, ¿e wra¿enia bêd¹ a¿ tak silne!
Pracownicy HMT – kasjerzy, bileterzy, pani Giry...
Wpadam sobie do holu teatru, a tam pusto, lecê do kasy odebraæ bilet, a pan mówi, ¿e przedstawienie trwa... Oczywiœcie wszystko mi posz³o w piêty, zaczê³o siê wyjaœnianie itp. itd. W tym miejscu nale¿¹ siê bardzo serdeczne podziêkowania dla Bardzo Mi³ego Pana W Kasie, który widz¹c moj¹ niew¹tpliwie cierpi¹c¹ i blad¹ twarz zawo³a³ szybko Bardzo Mi³ego Pana We Fraku i poleci³ mu zaprowadziæ sierotê na salê, co te¿ ów uczyni³ bocznymi drzwiami teatru. I tak Nattie znalaz³a siê w samym œrodku „Notes” klapn¹wszy na pierwsze z brzegu wolne siedzenie...
Po przedstawieniu posz³am jeszcze raz podziêkowaæ BMPWK za to, ¿e nie kaza³ mi czekaæ do przerwy (co by³oby zgodne z regulaminem – i wyobraŸcie sobie, jeszcze mniej bym zobaczy³a). Œmia³ siê ze mnie trochê, ale z przyjemnoœci¹ sprzeda³ mi bilet na podejœcie drugie, które odbêdzie siê w czerwcu bie¿¹cego roku. Tym razem wybra³am miejsce na wy¿szym poziomie, sk¹d chyba lepiej widaæ ca³¹ scenê i przede wszystkim Upiora na unosz¹cej siê nad scen¹ rzeŸbie 'La Victoire Ailee' zastêpuj¹cej z nieznanych mi jak dotychczas przyczyn (technicznych?) pos¹g Apollina z lir¹. Nastêpna wyprawa do Londynu, mam wiêc szansê siê zrehabilitowaæ...
Na przerwie zaopatrzy³am siê u mi³ego ch³opca w sklepiku w program, ksi¹¿eczkê o musicalu i magiczny kubeczek z mask¹ Upiora, która pojawia siê po nalaniu gor¹cego p³ynu (ach ta komercja...). Przysz³y zaraz za mn¹ dwie takie równie zphanatyzowane dziewczyny (to siê da rozpoznaæ) i chcia³y kupiæ maskê, ale niestety masek nie prowadz¹ w tym sklepiku. Podobno mo¿na dostaæ w sklepie z kostiumami teatralnymi. (Hmmm, pozostaje do rozwa¿enia wizyta w tym sklepie, ale to siê mo¿e skoñczyæ tragicznie dla mojego konta.)
W rogu widowni na przerwie ustawi³a siê z ma³ym stoliczkiem starsza nieco pani sprzedaj¹ca s³odycze, bêd¹ca nota bene wiern¹ kopi¹ bileterki Giry z ksi¹¿kowego orygina³u. Podesz³am do niej z zapytaniem o miejsce...
Pani Giry, z uœmiechem: „No no, jak to tak przychodziæ w po³owie pierwszego aktu?”
Nattie [jak skojarzy³a kilka godzin póŸniej to dopiero mia³a efekty specjalne]: „Hmm... Ech... No jakoœ tak wypad³o...”
Po czym zamieni³yœmy kilka s³ów i w koñcu spoczê³am na wymienionym na bilecie siedzeniu w szóstym rzêdzie w oczekiwaniu na drugi akt musicalu, próbuj¹c zebraæ siê jakoœ po tej gonitwie.
Je¿eli ktoœ by³ w Teatrze Roma w Warszawie to wie, jak tam ciasno na widowni. Powiem tylko, ¿e w HMT jest jeszcze mniej przestrzeni, ale jakoœ to siê zupe³nie nie liczy³o w tej chwili. Publicznoœæ zajmuje oko³o 1200 miejsc umieszczonych na czterech poziomach i z tego, co widzia³am, nieliczne tylko foteliki by³y puste, a z tego, co wyczyta³am, taka jest norma od dwudziestu lat...
Rozgl¹daj¹c siê po sali nietrudno by³o zauwa¿yæ, ¿e publicznoœæ sk³ada siê z ró¿nych populacji rasy ludzkiej, w tym turystów chrupi¹cych chipsy odzianych w podkoszulki, zaliczaj¹cych najs³ynniejszy musical West Endu wymieniony w przewodniku, nieco lepiej odzianej japoñskiej wycieczki (ja przynajmniej odziana by³am lepiej ni¿ skoœnoocy...), przeciêtnie zainteresowanych ludzi oraz niewielkiej liczby podnieconych do granic mo¿liwoœci phanatycznych osób w ró¿nym wieku, przewa¿nie nastolatek. Obok mnie siedzia³a za to doœæ leciwa phanka – pani tak na oko maj¹ca oko³o dziewiêædziesi¹tki, z któr¹ wspólnie zaczê³am zachwycaæ siê spektaklem. Upiór ³¹czy pokolenia! Nie by³o jednak wiele czasu na dzielenie siê wra¿eniami, bo oto rozpocz¹³ siê akt drugi.
Dekoracje i kostiumy
Maria Björnson stworzy³a oryginalny wystrój oraz kostiumy 20 lat temu, i wygl¹da, ¿e od tego czasu niewiele siê zmieni³y, a wci¹¿ zachwycaj¹! Nad widowni¹, ale doœæ blisko sceny wisi ¿yrandol, który oczywiœcie w odpowiednim momencie spada (po ³uku na scenê, nie na publicznoœæ na szczêœcie). Nad œrodkiem sceny zawieszony jest na samej górze pos¹g Apollina, który obni¿a siê przy „All I Ask of You” i w pewnym momencie okazuje siê, ¿e siedzi na nim Upiór i œpiewa stamt¹d swoj¹ ³kaj¹c¹ kwestiê. Po bokach umieszczono jeszcze dwie podobne, z³ote pos¹gi maj¹ce zapewne przypominaæ wystrój Opery Garniere.
Oczywiste, ¿e dekoracje sceniczne nie mog¹ siê równaæ z mo¿liwoœciami stworzonymi przez film, ale wszystko, co niezbêdne, jest na miejscu. W podziemiach ³ódka, œwiece wynurzaj¹ce siê z wody, krata, mini-organki. No a przede wszystkim jest TRON Upiora Szkoda, ¿e nie widzia³am ³o¿a... Oprócz wnêtrz operowych przewagê filmu widaæ chyba najlepiej podczas sceny na cmentarzu, który tu jest doœæ ubogo reprezentowany przez mur grobowca, po którym biega Upiór. Ale to przecie¿ tak ma³o siê liczy.
Zachwyci³y mnie jednak przede wszystkim kostiumy – na przyk³ad przepyszne i przebogate ubrania noszone w „Il Muto”. Czaruj¹ce feeri¹ kolorów i niesamowicie zakrêcone s¹ przebrania do „Maskarady” i szczerze mówi¹c to du¿o bardziej podoba³y mi siê ni¿ te filmowe. Wygl¹daj¹ po prostu na prawdziwe kostiumy z balu maskowego, a do tego ró¿nica miêdzy praw¹ a lew¹ stron¹ jest du¿o wyraŸniejsza ni¿ w filmie.
Na „Maskaradzie” Upiór ma stosowne przebranie Czerwonej Œmierci z ogromnym kapeluszem ozdobionym piórami, tupi¹ mask¹ zakrywaj¹c¹ ca³¹ twarz, peleryn¹ i bufiastymi rêkawami oraz spodniami w tym samym stylu. Zdecydowanie daleko od seksownego wdzianka a la Drakula zaprezentowanego w filmie.
Christine te¿ jest ubrana jak przysta³o na bal maskowy, Raoul natomiast ma swój klasyczny mundurek ¿o³nierski. Szkoda mo¿e, ¿e ich w domina nie odziali jednak.
A czy muszê wspominaæ, ¿e Upiór zazwyczaj nosi garniturek z frakiem, kapelusz oraz pelerynê? Nie, ¿adnych rozche³stanych bluz z falbankami, ukazuj¹cych ponêtny mêski tors, przykro mi... Zapiêta na ostatni guzik lœni¹co bia³a koszula, do tego oczywiœcie mucha, równie bia³a. Nie ma te¿ ponêtnie opiêtych spodenek, nawet w „Don Juanie Triumfuj¹cym” i „Point of No Return” peleryna z kapturem zakrywa wszystko, do pewnego momentu oczywiœcie.
Zaskoczy³ mnie fakt, ¿e maska Upiora nie jest bia³a, tylko lekko szara. A tak przy okazji, to ka¿demu aktorowi graj¹cemu Upiora robiona jest nowa, indywidualnie dopasowana maska. Charakteryzacja natomiast zabiera zaledwie dwie godziny – w porównaniu do chyba dwa razy d³u¿szej udrêki Gerrego Butlera to niby nic, ale za to codziennie.
Z posiadanych przeze mnie zdjêæ wydaje siê, ¿e w „Think of Me” Christine nosi strój adekwatny do granej wtedy sztuki, czyli „Hannibala”, a nie sukniê wzorowan¹ na Sissi, przynajmniej w Londynie, bo na Broadwayu chyba w biel j¹ ubrali. A i szlafroczkowe wdzianko, w którym Upiór zabiera j¹ do podziemi nie jest rozciête do granic mo¿liwoœci i nie ukazuje podwi¹zek cnotliwej dzieweczki...
PrzejdŸmy do najwa¿niejszych rzeczy mo¿e jednak J
Postaci, sceny i scenki
Wszystkim postaciom bli¿ej do ksi¹¿kowych pierwowzorów. Du¿o bli¿ej ni¿ w filmie, choæ o ca³kowitej wiernoœci ksi¹¿ce nie ma mowy. Ja zrozumia³am w koñcu, dlaczego ci, którzy widzieli sceniczn¹ wersjê obruszali siê na film. Wydawali siê jakimiœ fanatykami, a tu proszê, do³¹czam do nich. Jeœli to jakaœ sekta to ja siê zapisujê, wybaczcie
Carlotta jest korpulentn¹ div¹ o wysokich wymaganiach, niewyparzonym jêzyku, staraj¹c¹ siê utrzymaæ wiod¹c¹ pozycjê zagro¿on¹ spiskiem z udzia³em jakiegoœ Upiora, którego oczywiœcie lekce sobie wa¿y. Gdy zaczyna œpiewaæ rechotem - ca³a widownia rechocze. Potencja³ komediowy na poziomie Minnie Driver, no ale ta postura! Po prostu sam jej wygl¹d jest przezabawny, zw³aszcza w stroju do „Maskarady”, w którym wygl¹da trochê jak bombka œwi¹teczna na nó¿kach.
Piangi jak Piangi, ale te¿ du¿o zabawniejszy – zw³aszcza w wyciêtej w filmie scenie próby do „Don Juana”, kiedy to nie mo¿e poprawnie zaœpiewaæ frazy. Ginie na œmieræ zabity przez Upiora.
Panowie dyrektorowie te¿ g³ównie maj¹ za zadanie rozœmieszaæ i oczywiœcie wywi¹zuj¹ siê z niego doskonale.
Madame Giry jest zdecydowanie bardziej neurotyczna, ona siê Upiora naprawdê boi i ostrzega przed nim innych, a¿ nawet krzykn¹æ potrafi. Nie ma w niej spokojnego, wrêcz nonszalanckiego tonu Mirandy Richardson w chwilach, gdy mówi o Upiorze. Nie jest jego wspólniczk¹ w ucieczce od Cyganów i ukryciu siê w Operze – tu jest tylko œwiadkiem - i nie widzia³am w spektaklu takich scen, które sugerowa³yby ich bli¿sz¹ znajomoœæ (od dostarczania ciep³ych posi³ków, œwiec, czêœci do organów i wykrochmalonych ko³nierzyków do sp³odzenia Meg w³¹cznie...). Z wygl¹du kojarzy mi siê nieco, wybaczcie, z pani¹ Adams ze s³ynnej rodziny Adamsów – czarna suknia zapiêta pod sam¹ szyjê podkreœla bardzo szczup³¹ sylwetkê, krucze w³osy (akurat tu spiête w koka) i równie czarne brwi.
Patrick Wilson to ucieleœnienie mêskoœci w porównaniu z tym Raoulem! Ten Raoul to ch³opczyna przekonany szczerze, ¿e mo¿e mierzyæ siê z ka¿dym przeciwnikiem. Oczywiœcie próbuje, a jak¿e, nawet biegnie za Christine na cmentarz. O, tu oczywiœcie zasadnicza ró¿nica, brak pojedynku na szpady. Na cmentarzu Upiór biega na wy¿szym poziomie, czyli na grobowcu papy Daae i ze swojej laski wyrzuca b³yskawice pod nogi nieszczêœnika, wyœmiewaj¹c siê z niego. Biedaczek zostaje odci¹gniêty przez Christine... A jaki¿ naiwnie podnios³y i natchniony wyraz twarzy ma Raoul w momencie, gdy wpad³ na pomys³, jak pochwyciæ Upiora! Piêkny jest, naprawdê!
Christine wydaje siê chwilami a¿ za wiele emocji okazywaæ. To jest Christine miejscami histeryczna, na przyk³ad na pocz¹tku sceny dachowej, gdy krzyczy, p³acze i œpiewa jednoczeœnie (niesamowite!) i widaæ, ¿e Upiór j¹ naprawdê œmiertelnie przera¿a, ¿e nie mo¿e siê uspokoiæ po morderstwie Buqueta. A gdy s³ysza³am s³owa, ¿e Upiór bêdzie zabija³ tysi¹cami, ¿eby j¹ dostaæ, to naprawdê jestem sk³onna w to uwierzyæ. (Na filmie mia³am odruch w stylu „Eee tam, przesadza!”) Niestety, uwa¿am, ¿e Emmy ³adnie p³aka³a, ale przera¿enie, wrzaski i z³oœæ jej du¿o gorzej wysz³y. Taka pewnie by³a wizja Schumachera, ja myœla³am nawet, ¿e pewnie taka ma byæ Christine Webbera i pogodzi³am siê z tym wizerunkiem - a tu masz, ogromne zaskoczenie.
W „Twisted Every Way” ona naprawdê rzuca siê z k¹ta w k¹t, biega po scenie, krzyczy na koñcu, ¿e tego nie zrobi i ucieka. Zreszt¹ scena ta nie ma charakteru kaplicowej intymnej pogawêdki z Raoulem, poniewa¿ odbywa siê w obecnoœci wiêkszej liczby osób, którzy w³aœnie otrzymali liœciki od Upiora w sprawie realizacji „Don Juana Tryumfuj¹cego” i namawiaj¹ Chris do zagrania zgodnie z instrukcjami. To, czy ona zagra, czy nie, nie jest jej prywatn¹ spraw¹, lecz zale¿y od tego los ca³ej Opery.
Przede wszystkim jednak to jest Christine, która wie, ¿e kocha Raoula. Gdybym pozna³a tê trójkê poprzez musical, to do g³owy NIE przysz³oby mi raczej pytanie „Czy Christine kocha³a Upiora?”. W³aœciwie „Dlaczego Christine nie kocha³a Upiora?” nale¿y do tej samej grupy. Lepiej zabrzmia³oby mo¿e „Co Christine czu³a do Upiora?” OdpowiedŸ w skrócie: hipnotyzowa³ j¹ jego g³os, uwielbia³a Anio³a Muzyki, który by³ dla niej natchnieniem, a Upiór po prostu j¹ przera¿a³. Do pewnego momentu, czyli do „Down Once More”. Wtedy to Christine okazuje siê bardziej zdecydowana i odwa¿niejsza, zw³aszcza w ostatnich scenach. To jest Christine silna ostatkiem si³...
A Rachel Barrel mo¿e nie jest osiemnastoletni¹ piêknoœci¹, ale jej Christine jest œwietna g³osowo, jak zreszt¹ wszyscy, a przede wszystkim emocjonalnie.
Upiór. Temperamentny, ¿yj¹cy, wrêcz namacalny, odleg³y tylko o kilka metrów Upiór to dopiero prze¿ycie! Ten Upiór ma charakter! Jest jednoczeœnie Anio³em Muzyki i potworem, ma³ym ch³opcem wo³aj¹cym o mi³oœæ i bezwzglêdnym morderc¹. Jest tajemniczym cieniem, duchem, a za chwilê ogl¹damy jego serce jak na d³oni. Jest w nim du¿y ³adunek autoironii, cynizmu nawet, którego w filmie jak na lekarstwo. Ma te¿ zdecydowanie wiêcej poczucia humoru, na przyk³ad bawi siê w kotka i myszkê z policjantami i Raoulem podczas pu³apki przed „Don Juanem”, a¿ g³upiej¹ i trac¹ orientacjê. Ach, a ten upiorny œmiech, który kilkukrotnie rozlega siê w Operze, co chwilê z innego miejsca!
Nie wiem, dlaczego, ale jednym ze szczegó³ów, które wbi³y mi siê w pamiêæ jest scena, gdy zmoczony (wod¹... bez skojarzeñ!) wicehrabia przybiega na ratunek ledwie ¿ywy (ale przybiega!), opiera siê o kratê, a Upiór w tym momencie siedzi sobie na tronie w niedba³ej pozie w stylu „ja tu jestem szefem”. Jego „Sir, this is indeed…” etc. jest po prostu bossskie! Do tego przytupuje sobie nog¹, co zdradza, ¿e jednak taki spokojny nie jest... Przytupywanie mnie rozbroi³o. Za przytupywanie pokocha³am Earla Carpentera, choæ nie tylko za to. Earl jest œwietny zarówno g³osowo, jak i aktorsko!
Ponadto Upiór jest magikiem, on po prostu gestem rêki otwiera kratê Raoulowi, a potem pêtla, na której biedaczyna wisi, jest magicznie zawieszona w powietrzu. Sztukmistrzowskie zdolnoœci Upiora s¹ zreszt¹ kilkukrotnie pokazane, choæby w scenie cmentarnej. O dziwo nie budzi ¿adnych fotokomórkowych skojarzeñ, bo nikt siê nie sili³ na dodawanie do dekoracji dŸwigni czy kranów, które mia³yby nadaæ realizmu scenom. Te sceny maj¹ byæ magiczne i takie s¹.
Ach, co do relacji Christine i Upiora to jej kwintesencjê dostajemy chyba w ostatnich chwilach trwania spektaklu, gdy Christine wraca, aby oddaæ pierœcionek. Upiór klêcz¹c œpiewa swoje „Christine, I love you”, jeszcze chwyta j¹ za d³oñ, potem za rêkaw... Có¿, d³oñ zostaje doœæ brutalnie wyrwana, a Christine ucieka czym prêdzej ze sceny. Chlip, chlip, to dopiero rozdziera serduszko phanki...
Przekaz emocji
WyobraŸcie sobie, ¿e wpadacie nagle do ciemnego teatru i przed oczyma macie nagle ¿ywych dyrektorów, ¿yw¹ Carlottê, Raoula, Christine i ¿ywego Upiora, od których dzieli Was tylko kilka metrów rzeczywistej przestrzeni. Nie ma ekranu, nie ma dystansu. Zdajê sobie sprawê ja i zdajecie sobie Wy, którzy czytacie te s³owa i doszliœcie do tego momentu (halo, ktoœ tu jeszcze jest?), ¿e opis nie jest bezstronny w sensie krytyki teatralnej, ¿e piszê z pozycji osoby zafascynowanej postaci¹ Upiora i jego historii. Widzia³am jednak, ¿e na wielu widzach spektakl zrobi³ wra¿enie równie chyba piorunuj¹ce. Dlaczego?
Wydaje mi siê, ¿e przede wszystkim poprzez niesamowit¹ dawkê emocji przekazywanych przez aktorów, które od pierwszych chwil bombarduj¹ widza. Emocje budowane poprzez ka¿de s³owo i ka¿dy gest zdaj¹ siê wibrowaæ w powietrzu, wciskaj¹ w fotel, a w rezultacie powalaj¹ na kolana. Mo¿e i dlatego, ¿e widzia³am to pierwszy raz, mo¿e i dlatego, ¿e w koñcu zobaczy³am adaptacjê „Upiora Opery”, która pokazuje Erika i Christine i ich relacjê bardzo blisk¹ ksi¹¿kowemu orygina³owi, nie jestem w stanie siê straszliwie znêcaæ nad sztuk¹ i wybrzydzaæ, ¿e to, czy tamto mog³oby byæ lepiej wykonane. Ka¿dy ruch na scenie jest uzasadniony, ma swój cel, buduje charakter postaci, nie ma zbêdnej nuty czy niepotrzebnego rekwizytu, nie jest ich za du¿o ani za ma³o. Mo¿e nastêpnym razem?
W przedstawieniu nie d³u¿y³a mi siê ani jedna chwila (co na filmie siê zdarza³o, szczerze mówi¹c). To chyba w³aœnie za spraw¹ faluj¹cych zmian nastrojów scen i tego, ¿e skrajne emocje nastêpowa³y po sobie jak kolejne lawiny. W jednej chwili œmiejê siê z Piangiego, który nie potrafi zaœpiewaæ „Don Juana”, a za sekundê nastrój zmienia siê w lekk¹ grozê, gdy Madame Giry przypomina, ¿e Upiór mo¿e teraz tu przebywaæ i zaraz potem klawisze pianina zaczynaj¹ samoistnie poruszaæ siê wygrywaj¹c bezb³êdnie melodiê... Hmm, jak powiem, ¿e amplituda prze¿yæ scenicznych jest du¿o, du¿o wiêksza, ni¿ filmowych to zrozumiecie, prawda? W koñcu fizykê macie w szko³ach...
Nie wiem, czy to po prostu „tylko” magia spektaklu na ¿ywo, ale spodziewam siê, ¿e gdyby nawet nagrali wiern¹ adaptacjê wersji scenicznej, to efekt nie by³by ten sam. Szkoda jednak, ¿e twórcy filmu najwyraŸniej zboczyli w stronê unowoczeœnienia postaci, zw³aszcza Upiora, sprawiaj¹c, ¿e rzesze dziewczyn dziwi¹ siê, jak Christine mog³a go NIE wybraæ - przecie¿ by³ tylko trochê czerwony na gêbie i ³ysawy, a poza tym i przystojny, i ponêtny, i gustownie odziany, i piêknie œpiewa³, a ¿e kogoœ tam udusi³ to taaakie ekscytuj¹ce. Pewnie i biznesowe sprawy mia³y tu rolê do spe³nienia.
Musical Webbera pokazuje nam Upiora zdecydowanie mniej tajemniczego i bardziej ucz³owieczonego ni¿ ksi¹¿ka, ale po co by³o z niego robiæ amanta? Z Christine maœlan¹ laleczkê z rozdziawion¹ buzi¹, z Raoula mêskiego przeciwnika? Dlaczego film odebra³ chyba po³owê komedii, któr¹ widaæ na scenie, na rzecz ³zawych scen?
Jak spotkam kiedyœ Andrew Lloyd Webbera albo Joela Schumachera to zapytam, a co.