|
Post by Nattie on Oct 3, 2006 20:54:17 GMT 1
No nareszcie, nareszcie, nareszcie! Niech ja zgadnê jaki to anio³ek z ró¿kami siedzi przy biednym Eriku... Przyznam, ¿e po takiej przerwie musia³am sobie odœwie¿yæ pamiêæ zerkaj¹c w poprzednie odcinki. Kaju, nie ka¿ nam czekaæ tak d³ugo! Bardzo proszê œlicznie!
|
|
|
Post by Kaja on Oct 13, 2006 18:59:19 GMT 1
Chyba nie czekaliœcie d³ugo.
Pytanie: Co mo¿na znaleŸæ w ³o¿ku upiora? ;D (odpowiedz na koñcu)
- Po co porywa³ Christine? – zastanawia³a siê id¹c s³abo oœwietlonym lochem. – I po co nagle rano j¹ odes³a³? Gdy tylko Eleonor znalaz³a siê w operze od razu dowiedzia³a siê od bileterki, ¿e wprawdzie m³oda sopranistka zniknê³a na ca³¹ noc, ale rano okaza³o siê, ¿e jest w swoim pokoju tylko, ¿e nikogo nie chce przyjmowaæ. - I muszê ci powiedzieæ, ¿e w tym wszystkim macza³ palce upiór – rzek³a konspiracyjnie madame Giry. - A czemu pani tak myœli? - Bo on ju¿ listy wys³a³ do naszej dyrekcji – odpar³a uradowana widz¹c, ¿e ma nowego s³uchacza. – Podobno oœwiadczy³, ¿e Christine ma zagraæ g³ówn¹ rolê w „Il Muto.” - Zatem takie masz plany Eriku – szepnê³a sama do siebie dochodz¹c ju¿ do podziemnego mieszkania. Jak zwykle by³o rzêsiœcie oœwietlone i panowa³ w nim ba³agan. Œwiecznik wywrócony, lustro odkryte, a gospodarza nigdzie nie by³o widaæ. Rozgl¹dnê³a siê powoli. K¹tem oka dostrzeg³a koszyk ze œniadaniem. Podesz³a do niego i otworzy³a wiklinow¹ pokrywê. Kiedy tylko do jej nozdrzy dotar³ zapach œwie¿ego pieczywa poczu³a skurcz w ¿o³¹dku z g³odu. Szybko zasunê³a jego pokrywkê i odwróci³a g³owê w przeciwnym kierunku dok³adnie na wnêkê, w której sta³o ³ó¿ko. Jego czarna zas³ona by³a podniesiona i bez trudu mog³a dostrzec le¿¹c¹ na nim postaæ. - Odpoczywasz po pracowitej nocy – zaœmia³a siê w duchu i bez skrêpowania ruszy³a w tamtym kierunku. Erik spa³ na ³ó¿ku w ubraniu. Widocznie by³ bardzo zmêczony, kiedy zasn¹, bo wci¹¿ by³ ubrany w swoj¹ bia³¹ koszulê i spodnie od fraku. Nawet teraz na jego twarzy wci¹¿ tkwi³a maska. Nie robi¹c ha³asu Elli podesz³a do ³ó¿ka i bardzo ostro¿nie, tak aby go nie budziæ, usiad³a. D³u¿sz¹ chwilê przygl¹da³a mu siê. W³aœciwie to wygl¹da³ zupe³nie normalnie, gdyby tylko nie ta maska. Wyci¹gnê³a rêkê, aby j¹ usun¹æ, jednak powstrzyma³a siê. - Tak na razie musi zostaæ– mruknê³a sama do siebie. – Do czasu… Kiedy tak na niego patrzy³o przypomnia³a sobie jak kiedyœ w lecie Andre usn¹³ w ogrodzie. Pamiêta³a jak obudzi³a go wówczas œpiewem. Teraz tak¿e poczê³a cichutko nuciæ. Podczas prób dobrze zapamiêta³a s³owa tej arii, które teraz tak bardzo pasowa³y do jej wspomnieñ. Myœl o mnie Myœl o mnie czule… Nagle Erik otworzy³ oczy. - Dzieñ dobry. Dobrze spa³eœ Eriku? Nie odpowiedzia³ tylko przez chwilê z uporem wpatrywa³ siê w ni¹. Przez krótk¹ chwilê wydawa³ siê nawet, ¿e jest przera¿ony. - Co ty tu robisz? – zapyta³ bardzo powoli i cicho. Wrêcz szeptem. - Ju¿ prawie po³udnie – odrzek³a weso³o. – ¯ebyœ ty wiedzia³, jakie zamieszanie panuje tam na górze w operze. Teraz rozumiem, dlaczego w podziemiach uwi³eœ sobie gniazdko. Cisza, spokój… - Uwi³em sobie gniazdko?- zapyta³ zupe³nie zmieszany t¹ nowa sytuacj¹. Pierwszy raz w ¿yciu budzi³ siê w czyimœ towarzystwie. W³aœciwie to te¿ pierwszy raz zaprosi³ tu kogoœ. Czu³, ¿e w jego ¿yciu szykuj¹ siê zmiany i to niezbyt mu siê podoba³o. Podniós³ siê powoli do pozycji siedz¹cej sprawdzaj¹c odruchowo, czy maska znajduje siê na miejscu. Uspokoi³ siê, kiedy poczu³, ¿e tak. - S³ysza³am, ¿e wczoraj mia³eœ tu towarzystwo – mówi³a nie zwa¿aj¹c na niego. – I jak…? To pytanie przypomnia³o mu zdarzenia wczorajszego wieczora. Przypomnia³ sobie przestraszon¹ twarz Christine i s³owa, które jej powiedzia³ a w³aœciwie wykrzycza³. By³ z³y na siebie, ¿e tak siê zachowa³ a jednoczeœnie nie móg³ byæ z³y na ni¹, ¿e to ona zdar³a mu maskê. Poczu³ siê tak bardzo bezsilny, ¿e mia³ ochotê wszystko zniszczyæ a do tego ta wœcibska kobieta. To ona podda³a mu ten pomys³. - W wszystko potraficie zniszczyæ…!- zacz¹³ wœciek³ym g³osem i nie wiadomo jak by siê dla Eleonor skoñczy³o, gdyby w tej chwili nie wskoczy³a na poduszkê kotka. - Hrabina! – spojrza³a na ni¹ Elli. - Aisha! – zawo³a³ równoczeœnie Erik. Jednak kot nie przej¹³ siê tak¹ ró¿nica zdañ, która tyczy³a siê jego imienia. Usiad³ wygodnie na poduszce obrzucaj¹c wzrokiem obydwojga znanych mu ludzi i miaukn¹³ przeci¹gle. - Jesteœ g³odny – zawyrokowa³a od razu Eleonor. – Zaraz dam ci mleka, ale na razie sio z ³ó¿ka. Eleonor machnê³a rêk¹ i ku zdumieniu Erika, Aisha pos³ucha³ j¹. Jednak, kiedy dziewczyna wygania³a kota z poduszki w jej rêku znalaz³ siê pewien dziwny przedmiot. - O! – wyda³a z siebie okrzyk podnosz¹c zdobycz do góry. – Poñczoszki! Rozpozna³a przedmiot bezb³êdnie. Natomiast Erik w pierwszej chwili nie zrozumia³, co tak naprawdê siê sta³o. Bez s³owa wpatrywa³ siê w bardzo delikatn¹ jedwabn¹ materiê. - Czyli jak rozumiem wieczór siê uda³ – uœmiechnê³a siê tajemniczo rozpoznaj¹c swój prezent dla Christine. – Jako dama o nic wiêcej nie pytam. Jednak lepiej bêdzie jak sama jej to oddam. Takie rzeczy s¹ bardzo drogie. Odrzek³a i schowa³a przedmiot do kieszeni. - Nic siê nie uda³o – nagle odesz³a mu ochota wy³adowania n niej swojej z³oœci. - Opowiesz mi wszystko przy œniadaniu – przerwa³a mu znienacka wstaj¹c ¿wawo z ³ó¿ka. – Najwy¿szy czas je zjeœæ a Hrabina powinna ju¿ dostaæ mleka.
Odpowied¿: Wœcibsk¹ kobietê, kota i oczywiscie poñczoszki ( pomys³ pana Schumachera)
|
|
|
Post by Green Eyes on Oct 13, 2006 22:08:21 GMT 1
Hihihihi pończoszki wymiatają że się tak wyraże
|
|
|
Post by Kaja on Oct 15, 2006 21:05:17 GMT 1
Zanim zdążył usiąść przy stole śniadanie było prawie gotowe. Eleonor bardzo sprawnie rozporządziła zawartością koszyka. Sama nie mając prawie nic w ustach od rana i marzyła o chwili, gdy ze smakiem spałaszuje smakołyki, które przygotowała Ritta. Erik natomiast jakoś nie odczuwał głodu. To uczucie najczęściej było wypierane przez inne i tak było teraz. Zamiast głodu czuł wielkie zdziwienie. Odkąd zamieszkał w operze zawsze sam przygotowywał sobie posiłki. Tylko w czasach, kiedy przebywał na dworze szacha robili to jego służący. Oni w podobny sposób, jak teraz robiła to ta garderobiana, prawie niezauważalnie przygotowywali wszystko. Teraz jednak Erik dostrzegł dużą różnice. To, co zawsze było wykonywane mechaniczne Eleonor robiła nucą sobie pod nosem i była przy tym przepełniona jakąś niezrozumiała radością. Co jakiś czas zwracała się do niego zagadując i nawet nie czekając na odpowiedz postawiła przed nim cały posiłek. Potem sama także zabrała się za jedzenie, ale nie zamilkła. Cały czas opowiadała o wczorajszym spektaklu. A on tylko słuchał. - To właśnie dzięki Christine wczorajsza gala była takim sukcesem – mówiła między kolejnymi kęsami.- Olśniła wczoraj wszystkich a zwłaszcza końcową arią. Dziś wszystkie kroniki kulturalne Piszą tylko o niej…Nie jesz śniadania? Zapytała znienacka przerywając swój monolog. - Nie jestem głodny – odparł ponuro stwierdzając w duchy, że chyba jednak woli samotne śniadania. Cały czas też zadawał sobie pytanie, kiedy ta kobieta w końcu skończy gadać. - To duży błąd, bo to jest pyszne – westchnęła nakładając sobie na talerz dokładkę. – Ale rób jak uważasz. Elli była za to w wyśmienitym humorze, głównie ze względu na to, że ominął ją poranek z hrabiną. Nie burzył jej nastroju fakt, że spożywała śniadanie w podziemiach i do tego towarzyszy jej dosyć podejrzany osobnik, który co chwile ponuro spoglądał na nią spod maski. - Pewnie zastanawia się jak się mnie pozbyć – pomyślała dokładnie przypominając sobie gdzie ma schowany nóż. – Ale nie po to tu jestem by umilać mu śniadanie. Czas wrócić do tematu. - A widziałeś Eriku suknie Christine w trzecim akcie? – zapytała nagle uśmiechając się tajemniczo. – Wszystkim się w niej podobała a zwłaszcza wicehrabiemu Raoulowi de… - Skąd ty dokładnie wiesz, co podobało się temu chłystkowi!? – przerwał jej prawie krzycząc. - Wiem od hrabianki Nory – odparła szybko zdziwiona jogo nagłym wybuchem. Sama nawet nie do końca zdała sobie sprawę, co powiedziała. - A kim u licha jest hrabianka Nora?- znowu zadał jej pytanie, ale już spokojniej. Nie chciał się do końca przed nią zdradzić. - Hrabianka Nora de Vigny – powiedziała to tak oczywistym głosem jakby samo nazwisko miał mu coś wyjaśnić. Sama natomiast zaczęła intensywnie myśleć nad tym, co Raoul może mieć wspólnego z upiorem. Tylko jedna osoba mogła jej to wyjaśnić. - Twoja pracodawczyni - zaczął wszystko rozumieć. – Musi być bardzo wyrozumiała skoro pozwala ci na mieć tak dużo wolnego. - Właśnie zrozumiałam, że jest strasznie późno- nagle wstała od stołu i szybko zaczęła się zbierać. – Rzeczywiście czas szybko leci. - Idziesz już? – zapytał zdumiony jej szybką reakcją. - Niestety – odparła szybko. – Dziękuję za miłe śniadanie. Udanego dnia. I już jej nie było. Erik siedział nieruchomo przy stole. Nagle ogarnęła go przejmująca cisza. Chociaż nigdy mu ona nie przeszkadzała teraz była nie do zniesienia. - Udany dzień – warknął. Był zły a jeszcze bardziej denerwowało go to, że nie wiedział, dlaczego. Jeszcze moment siedział nieruchomo po czy zrzucił ze stołu srebrny świecznik, który z głuchym brzdękiem obił się o podłogę. To mu pomogło. Już drugi raz.
|
|
|
Post by Bazylia on Oct 16, 2006 12:06:14 GMT 1
Udany dzieñ... zanosi siê raczej na Z£Y DZIEÑ Pisz, pisz, Kaju, dobrze Ci idzie
|
|
|
Post by Kaja on Oct 16, 2006 17:40:39 GMT 1
Szybko wyszła z podziemi i kiedy tylko znalazła się w operze ruszyła w stronę garderoby Christine. - Teraz już Christine się nie wykręci – pomyślała. – Coś musiało się wtey stać w podziemiach i u diabła, co ma wspólnego z tym Raoul? Jednak Christine nie było w garderobie. Elli mocno szarpnęła za klamkę, ale drzwi były zamknięte. - Mama zamknęła je na klucz – usłyszała głos Meg, która nagle pojawiła się tuż przy niej. - W takim razie gdzie odpoczywa Christine? - W naszym pokoju na górze – wyjaśniła Meg, która była lekko podenerwowana. Eleonor dostrzegła, że kuzynka coś chce jej powiedzieć. - A dlaczego nie tutaj? – zdziwiła się. – W końcu taka gwiazda powinna mieć na własność jakiś elegancki salon a nie ten mały pokoik. - To chyba przez to lustro- wyrzuciła z siebie dziewczyna. – Wiesz Elli, ja wczoraj późnym wieczorem poszłam do Christine, ale jej nie było w garderobie a drzwi były zamknięte. Miałam przy sobie klucz, który zabrałam mamie i weszłam do środka. W garderobie nie było nikogo i już miałam wychodzić, jednak coś zwróciło moją uwagę. Pomiędzy ścianą a lustrem była dosyć duża szpara, której wcześniej nie widziałam. Meg ułożyła ręce tak, aby pokazać szerokość szpary. - Kiedy włożyłam do niej rękę – kontynuowała. – Lustro drgnęło i odkryłam, że za nim znajduje się korytarz. Wiesz jak się zdziwiłam. To nie był ślepy korytarz, ale nie widać było, dokąd prowadzi. Chciałam to sprawdzić, tylko że tam były szczury. Zaczęłam krzyczeć i wtedy pojawiła się mama. Wyprowadziła mnie szybko i przykazał, że mam nikomu nie mówić o tym, a jeśli jeszcze raz tam wejdę to skończy się to dla mnie bardzo źle. Kuzynka mówiła to bardzo szybko, ale nie przeszkadzało to Eleonor powiązać ze sobą pewne fakty. - Zapomniałeś zatrzeć za sobą ślady, Erik – pomyślała. – To właśnie tędy wyprowadziłeś Christine z opery a wcześniej wszedłeś, gdy się przebierałam… - Kto to jest Erik?- zapytała znienacka Meg. - Erik? – Elli złapała się na tym, że zaczęła myśleć głośno. – Nikt ważny. - Ale mówiłaś…- kuzynka nie dała za wygraną. - Muszę się zobaczyć z Christine – przerwała jej gwałtownie ruszając z miejsca. – Może mówić, że odpoczywa, jednak to dla mnie nie jest wytłumaczenie. Szybko wbiegła na schody prowadzące na górę. Meg nie zastanawiając się długo ruszyła za nią. * Zastały Christine siedzącą na łóżku. Była trochę blada i jakby nieobecna. Jednak, kiedy zobaczył Eleonor od razu się ożywiła. - Ach Elli, Elli! – zawołała płaczliwym głosem. – Zdradziłam swojego anioła… - Christine, źle się czujesz? – zatroskała się Meg. Dziewczyna nie odpowiedziała tylko błagalnym wzrokiem spojrzała na Eleonor, która od razu wszystko zrozumiałą. - Meg zejdź do kuchni i poproś Rity, aby zrobiła mocnej herbaty najlepiej z brandy – poleciła kuzynce. – Ja tymczasem posiedzę z Christine. Meg bez słowa wykonała polecenie nie zdając sobie sprawy, że to pretekst, aby się jej pozbyć z pokoju. Kiedy tylko wyszła z pokoju Elli usiadła przy Christine i rzekła: - Teraz możemy wreszcie spokojnie porozmawiać. - Elli stało się coś strasznego – wyrzuciła z siebie prawie płacząc. – Mój anioł to upiór, upiór. - Chris uspokój się – hamowała ją widząc, że dziewczyna zaczyna szlochać. – Opowiedz mi wszystko od początku. Dobrze? Kiwnęła głową na zgodę. Jeszcze chwile łkała, po czym w końcu uspokoiła się i zaczęła opowiadać. - Wczoraj po spektaklu, gdy wszyscy goście wyszli poszłam się przebrać. Nagle ogarnął mnie lodowaty podmuch a wszystkie świece zgasły. Przestraszyłam się, ale wtedy usłyszałam głos swojego anioła. Wiedziałam, że jestem bezpieczna i poprosiłam go, aby w końcu ukazał mi swoją twarz. I wtedy to zobaczyłam go w lustrze. Anielską sylwetkę ze skrzydłami… - Skrzydłami? – zapytała zdziwiona Elli. - Tak – potwierdziła pewnym głosem. - Miał czarne skrzydła a na twarzy białą maskę. - Co ta dziewczyna opowiada – pomyślała Eleonor. – Z maską to się zgodzę, ale skrzydła. Nigdy ich nie widziałam i pewnie nie zobaczę. - On wezwał mnie do siebie i podążyła za nim – mówiła dalej. – Prowadził, mnie przez piękne korytarze jasno oświetlone a kiedy zmęczyłam się drogą posadził mnie na czarnym koniu i tak dotarłam do jeziora. Elli, jakie to było piękne miejsce. Jak w niebie. Poprosił mnie bym mu tam śpiewała a mój głos był piękny i mocny jak nigdy. To musiały być czary. - Raczej echo odbijane od tafli jeziora i ścian lochów – pomyślała Eleonor, ale nie powiedziała tego głośno. - W końcu dotarliśmy do jego królestwa. A on cały czas mi śpiewał. I widziałam tam zobaczyłam siebie w sukni ślubnej i zemdlałam. - I co? – zapytała, kiedy Christine zrobiła dłuższą pauzę. - Nie wiem, ale kiedy otworzyłam oczy leżałam w pięknym złotym łożu wyścielonym czerwonym atłasem a wokół mnie było ciemno. Ściągnęłam pończoszki, bo było mi w nich niewygodnie i znowu zapadłam w sen. Dopiero potem obudziła mnie ta muzyka. Grała ją taka śmieszna pozytywka z małpką. Kiedy wstałam wydawało mi się jakby to, co widziała było snem a mój anioł odszedł. Jednak ktoś był tam ze mną. Mój anioł był cały czas ze mną. Podeszłam do niego i chciałam się przywitać. Wtedy to zobaczyła, że ma na twarzy maskę. Sięgnęłam po nią by wreszcie poznać jego twarz i kiedy ją zdjęłam mym oczom ukazał się potwór! - Potwór – powtórzyła bezwiednie Eleonor. - Oj Elli to było straszne! – Christine znowu załkała. – Takiej twarzy nigdy w życiu nie widziałam. Wyglądał jak diabeł ze swymi płonący mi gniewem oczami. Pchnął mnie gwałtownie na ziemie i przeklinał. Nie mogłam patrzyć na jego obrzydliwe oblicze, bo myślałam, ze umrę ze strachu. Eleonor słuchała nic nie mówić, ale zastanawiała się. Czy Christine czasem zbyt tego nie koloryzuje. Nazwać kryjówkę Erika niebem było mocno przesadzone. Wprawdzie zrobiło się tam troszkę czyściej odkąd posprzątał, ale bądź, co bądź wciąż to były podziemia. Co do twarzy Erika to nigdy nie mogłaby jej nazwać obrzydliwym obliczem. On też sam nie wyglądał na diabła. Mocno się zastanawiała czy jej przyjaciółka mówi o tej samej osobie, z którą przed chwilą jadła śniadanie. Fakt twarz Erika nie była piękna, ale w końcu to zniekształcenie musiało być, jaką chorobą. A to że się wściekał można mu było wybaczyć. W końcu, jak już to Eleonor zdążyła zauważyć, miał on obsesję na punkcie swojej twarzy. - I co zrobiłaś? – zapytała po chwili. - Oddałam mu maskę a on mnie odesłał – otarła łzy chusteczką, którą podała jej Eleonor. – On już nigdy nie będzie mnie odwiedzał i uczył śpiewać. - A chcesz tego? Christine zawahała się - Nie wiem – odparła i właśnie wtedy weszła Meg z filiżanką. Eleonor wiedziała, że to koniec ich rozmowy. Ukradkiem schowała pończoszki do jednej szuflady i szybko pożegnała się z przyjaciółkami. Kiedy wychodziła z opery wciąż myślała o słowach Christine. To wszystko poszło nie tak. Erik nie powinien robić przed Christine tego całego przedstawienia. A Christine nie powinna zrywać maski z jego twarzy. - A ja nie powinnam mu doradzać żeby w końcu się ujawnił – westchnęła sama do siebie. Bardzo zrobiło jej się go żal i postanowiła ani słowem nie wspominać mu o rozmowie z jego uczennicą. Przyrzekła też sobie że to co zepsuła musi jakoś naprawić. Miała już nawet pewien pomysł. - Dziś nie ma jednak na to czasu – odrzekła. – Musze wracać do domu, aby babka czegoś nie zaczęła podejrzewać.
|
|
|
Post by Kaja on Oct 20, 2006 13:34:22 GMT 1
Następnego dnia znowu wstała dosyć wcześniej, gdyż chciała zjeść śniadanie jeszcze przed hrabiną. Ubrała się i zeszła bardzo cicho do jadalni. Całe szczęście nie zastała tam babki, jednak kiedy wychodziła usłyszała jej głos dochodzący ze szczytu schodów. - Już wychodzisz, Noro? Przystanęła, po czym powoli odwróciła się zastanawiając, co by jej odpowiedzieć. - Umówiłam się z baronową Castelot – Barbezac w sprawie kwesty na ochronkę – wyjaśniła uśmiechając się. To spotkanie naprawdę miało się dziś odbyć, ale dopiero popołudniu. – Pamiętasz wspominałam ci o tym na premierze. - Pamiętam – odrzekła hrabina schodząc do Eleonor. – Szkoda jednak, że to musi być dziś. Sądziłam, że spędzimy ten dzień razem. - To może jutro hrabino – zaproponowała Elli z nadzieją w głosie. Bała się, że babka każe jej odwołać spotkanie. – Baronowa prosiła mnie, abym została u niej na obiad - Niestety jutro znowu wyjeżdżam – westchnęła hrabina. – Bardzo mi przykro, ale markiza Catherina wciąż nie czuje się najlepiej. Chociaż bardzo bym chciała spędzić ten czas z tobą to jednak musze wyjechać. Zanim to zrobię musimy porozmawiać dziś wieczorem. - Dobrze hrabino – zgodziła się w duchu ciesząc się, że znowu zostanie sama, chociaż wcześniej musi znieść rozmowę z babką. * Kiedy wyszła z domu odetchnęła z ulgą. Powóz na szczęście już był przygotowany i od razu mogła wyruszyć w drogę. - Dokąd panienko? – zapytał woźnica. - Janie zawieź mnie do na Rue de Vaugirard. Muszę tam kogoś odwiedzić. * Ta cała przygoda z Christine i upiorem mogła skończyć się zupełnie inaczej, gdyby nie ta twarz. I właśnie to nasunęło jej parę pytań, na które mogła odpowiedzieć tylko jedna osoba. Doktor Anna Renaux. Mimo iż nie zapowiedziała swojej wizyty udało się Elli ją zastać w domu. Anna razu zaprosiła ją do salonu i poczęstowała sernikiem, który właśnie upiekła jej służąca Maria. - Wspaniałe ciasto – zachwycała się Eleonor. – Pierwszy raz widzę, aby coś tak dobrego można zrobić z sera. - To przepis z moich rodzinnych stron – odparła z uśmiechem Anna. – Każdy tutaj zachwyca się tym sernikiem Marii a ona zawsze powtarza, że nikt na niego nie będzie obojętny. - Chyba ze upiór – pomyślała Elli przypominając sobie wczorajsze śniadanie z Erikiem. Odstawiła talerzyk na stolik, gdyż przypomniał sobie, po co właściwie tu jest. - To ciasto mogłabym zachwalać godzinami, ale nie po tu jestem – odrzekła poważnym głosem. – Mam do pani prośbę, tylko nie wiem czy jest ona możliwa do spełnienia. - Prośbę?- zainteresowała się Anna. – Mów śmiało może uda mi się coś zaradzić. - Potrzebuje parę książek medycznych, a głównie te, które dotyczą chorób skóry. Anna była dosyć zaskoczona. Jako lekarka zetknęła się już z różnymi problemami młodych kobiet, które oczekiwały od niej porady, ale żadna z nich nie prosiła o książki medyczne. - Coś ci dolega? – zapytała próbując się czegoś więcej dowiedzieć- Czy może sama chcesz zająć się leczeniem? - Zdrowa jestem jak nigdy – odparła Elli ze śmiechem widząc, że została źle zrozumiana. – A lekarzem nigdy nie będę. Nie znoszę widoku krwi. Ja zawsze chciałabym zostać architektem. - Architektem? – zapytała zdziwiona i lekko zaskoczona.. – Pierwszy raz widzę, aby kobietę interesowały takie rzeczy. - Tak też zawsze powtarzała Helen, moja piastunka. Ale ona uważa, że to wina wychowania. Ojciec zawsze dbał o edukację moją i moich braci. Wiele nas nauczył i podsyłał coraz to nowsze książki. Matka natomiast przyuczała mnie do prowadzenia domu. Przez to miałam dwa razy ciężej niż moi braci. Jednak nigdy nie narzekała. Zazdrościłam im tylko, że mogą iść na takie studia, na jakie chcą. - Ja kiedyś też miałam takie marzenie – westchnęła Anna. – Było ono tak silne, że nie zważając na nic postanowiłam je zrealizować. - Studiować medycynę – zawołała Elli. – To było pani marzeniem, prawda. Ale jak? - Sposób był stary jak świat – na twarzy Anny pojawił się uśmiech na wspomnienie dawnych lat. – Krótkie włosy, męski strój… Tylko, że to się w końcu nie powiodło i dlatego nie polecam tego sposobu. - Przebrała się pani za chłopaka? – Elli nie mogła wyjść z podziwu. – Ja chyba nigdy nie miałabym z tym problemu w dzieciństwie często brano mnie za mojego brata bliźniaka. Helen nie mogła na mnie wymusić noszenie sukienek. Jednak nie wyobrażam sobie, że mogłabym to zrobić. - Ja jednak bardzo pragnęłam zostać lekarzem i w końcu po tej całej maskaradzie udało mi się to osiągnąć. - Ja też będę kiedyś architektem – oświadczyła nagle Eleonor. – Jak tylko uporam się z paroma sprawami. Opuściła głowę, bo nagle przypomniała sobie, że jej marzenia z każdym dniem stają się coraz bardzie odległe. Przez chwile siedziały w milczeniu, po czym pierwsza odezwała się Anna. - Zamiast samej szukać tej choroby przyprowadź mi lepiej tego człowieka. Chętnie się nim zajmę. Chyba, że to nie o to chodzi. - Chodzi o kogoś, kto potrzebuje pomocy – potwierdziła Elli. –Ale to nie będzie możliwe. On jest…Jakby to wyjaśnić? Nigdy nie będzie się chciał spotkać z lekarzem, bo uważa, że nic nie da się zrobić. On jest bardzo, ale to bardzo dziwny. - W takim razie ktoś musi go przekonać – odrzekła Anna, która z zainteresowaniem słuchała Eleonor. – Chociaż z tego, co mówisz najpierw trzeba uleczyć jego dziwactwo. - Ma pani rację– zawołała pełna entuzjazmu. – I musze się tym zająć, a potem się zobaczy. Dziękuję pani. I zaczęła się już zbierać do wyjścia. - Nie ma za co dziękować – odrzekła Anna odprowadzając ją. – I odwiedzaj mnie częściej, bo jestem ciekawa jak sobie radzisz.
|
|
|
Post by Kaja on Oct 20, 2006 18:35:45 GMT 1
Eleonor wróciła do domu, kiedy już było ciemno. Miała wspaniały humor, bo wieczór u baronowej był bardzo udany. Zwłaszcza syn baronowej, Artur był dla niej wyjątkowo miły. Właściwie cały czas, gdy rozmawiali młodzieniec wspominał ostatnia premierę w operze. Ku zdziwieniu Elli Andre był zachwycony baletem a zwłaszcza pewną blondynką, która tańczyła w pierwszym rzędzie. Eleonor od razu domyśliła się, że chodzi o jej kuzynkę. Nie zdradziła mu jednak, że ją zna. Chciała najpierw wybadać zamiary Andre. W końcu Meg mimo iż była bardzo ładna nie wydawała się najlepszą partią dla syna barona, ale za to mogła być wspaniałym materiałem na żonę. - Meg jako baronowa Castelot – Barbezac – pomyślała z zadowoleniem. – Może to teraz brzmi bardzo nieprawdopodobnie, ale w końcu serce nie wybiera tytułu. Cały jednak dobry nastój prysną jak bańka mydlana, kiedy spotkała Karola. - Pani hrabina czeka na panienkę w bibliotece – oświadczył lokaj. – Bardzo się już niecierpliwiła o panienkę. - Dziękuję Karolu – mruknęła bez entuzjazmu zdejmują płaszcz, po czym odetchnęła głęboko i powolnym krokiem ruszyła w głąb domu. * Hrabina siedziała na fotelu, który stał tyłem do kominka. Pokój nie był dobrze oświetlony i blask płomieni z paleniska odbijał się po ścianach i portretach zawieszonych na ścianach. Eleonor wchodząc do pokoju poczuła na ciele dreszcz. Czuła, że to nie będzie miła pogawędka. - Nareszcie jesteś, Noro. Na powitanie usłyszała niecierpliwy głos babki. W tym świetle hrabina wyglądała bardzo posępnie. Przypominała swoją postacią posąg jakieś starożytnej królowej. - Usiądź tu przy mnie – poleciła jej głosem nieznoszącym sprzeciwu. Eleonor wykonała polecenie bez słowa. Nie wytłumaczyła się nawet, dlaczego wróciła tak późno. Wiedziała, że babka nie przyjmie żadnego usprawiedliwienia. Usiadła na skraju fotelu i spojrzała na babkę. - Wezwałam cie tutaj gdyż musze ci coś przekazać – zaczęła, gdy tylko jej wnuczka znalazła się przy niej. – Przemyślałam wszystko i stwierdziła, że skoro postanowiłam, że przekaże ci tytuł i po mojej śmierci majątek powinnaś już zamieszkać ze mną na stałe. To pomoże mi przygotować cię do właściwego zarządzania majątkiem i sprawami rodziny de Vigny. Eleonor słuchała wszystkiego bardzo uważnie i z każdym słowem hrabiny wzbierał w niej bunt i gniew. - Będzie z tym pewien problem – odrzekła po chwili, gdy hrabina przestała mówić. – Ja na wiosnę biorę ślub i pewnie zamieszkam ze swoim mężem. - Ach te młodzieńcze plany- ton głosu hrabiny był bardzo cyniczny. – Myślałam Noro, że już dawno zrozumiałaś, na czym polega twój obowiązek i przestaniesz mieć takie niedorzeczne pomysły, co do swojej przyszłości. - Niestety hrabino, nie wiem jakie obowiązki na mnie ciążą – odrzekła twardo. Bunt, który nazbierał się przez te wszystkie dni jej pobytu w Paryżu nagle dodał jej odwagi. - Kiedy ja umrę będziesz ostatnią osobą noszącą nasze nazwisko, a to wielka odpowiedzialność – wyjaśniła. – Musisz zatem zadbać o wszystkie interesy rodziny. Jako kobieta zapewne będziesz potrzebować wsparcie swojego małżonka, który o wszystko zadba. Jakoś wątpię czy twój wybranek będzie potrafił właściwie się wszystkim zająć. O ile wiem nie pochodzi on z wyższych sfer. - Andre pochodzi z dobrego domu – odrzekła Eleonor hamując się, aby nie wybuchnąć. – Czy musi mieć tytuł, aby można było uważać go za właściwego człowieka? - Oczywiście, że powinien bo tytuł niesie za sobą pozycję i szacunek – hrabina nie dawała za wygraną. – Dlatego powinnaś posłuchać moich rad i przyjąć zaloty kogoś odpowiedniego. - Masz na myśli Raoula – zacisnęła dłonie w pięści. - Oczywiście to najlepszy kandydat – na twarzy babki pojawił się zimny uśmiech. – Cieszę się, że w końcu zrozumiałaś to Noro. To nam pozwoli rozwiązać parę kwestii… - Moja odpowiedz brzmi: nie - pierwszy raz przerwała babce i nawet nie sądziła, że przyjdzie jej to tak łatwo. – Nie zamieszkam z tobą na stałe i nie poślubię Raoula de Chagny. Po czym wstała i ruszała w stronę drzwi. - Noro myślałam, że jesteś bardziej dojrzała i odpowiedzialna – wydawało się, że w głosie hrabiny pojawiła się nutka gniewu, który jak zwykle został od razu opanowany. – Twój dziecięcy upór jest nie na miejscu. Eleonora zatrzymała się i odwróciła w stronę swojej rozmówczyni. - Nie jestem już dzieckiem – odparła starając się także opanować gniew, ale nie byłą w tym tak wprawiona jak babka. – Dlatego dotrzymuje złożone przyrzeczenia i zawsze kieruje się w wyborach sercem. - Niestety to twój największy błąd Noro. My nie możemy sobie pozwolić na kierowanie się sercem – mówiła siedząc nieporuszona. – Nie wiesz jak trudno jest zachować dobre imię naszego rodu. Jakich to wymaga od nas wyrzeczeń. - W takim razie, po co to robić? Hrabina westchnęła. - Nie rozumiesz, że wszyscy nasi przodkowie oczekują tego od nas – tu wskazała na portrety, które przedstawiały co ważniejszych przedstawicieli ich rodu. – Oni tak postępowali i teraz my musimy robić podobnie, dlatego zapomnij o sentymentach. Nagle Elli poczuła się tak jakby wszystkie oczy postaci na malowidłach patrzyły na nią a każda z nich szeptała słowa pełne wyrzutów: „obowiązek,” „przeznaczenie,” „odpowiedzialność.” - Nie! – krzyknęła sama nie wiedząc czy chce przeciwstawić się portretom czy babce. - Nie rozumiem twojego uniesienia – głos hrabiny dalej był taki sam. – Ta rozmowa teraz do niczego nie doprowadzi. Idź do swojego pokoju i połóż się. Mam nadzieję, że podczas mojej nieobecności wszystko przemyślisz i przyjmiesz to do wiadomości. Elli nie wiedziała jak wyszła z biblioteki i znalazła się w swoim pokoju. Wciąż miał w uszach słowa hrabiny. Usiadła na łóżku, bo czuła, że nogi się od nią uginały. Chciała o tym wszystkim jak najszybciej zapomnieć. Położyła się w ubraniu nie zważając na to czy tak wypada czy nie. Zamknęła tylko oczy, bo chciała jak najszybciej zasnąć. * Sen jednak nie nadchodził. Minęła jedna godzina, druga a ona wciąż leżała wpatrując się w sufit. Po jakimś czasie w domu zrobiło się cicho. Hrabina musiała już dawno spać i służba po spełnieniu swoich obowiązków zrobiła to samo. W pewnym momencie Eleonora podniosła się. Podeszła do szafy i wyjęła z niej pelerynę, którą od razu założyła. - Musze wyjść, bo się uduszę – pomyślała cicho otwierając drzwi. Skradając się dotarła do tylnich schodów, które doprowadziły ją do tylnego wyjścia. N szczęście wiedziała, gdzie Karol trzymał do nich klucz. Starając się, aby zamek nie narobił zbyt dużo hałasu otworzyła je. Powietrze, które ją owiało było zimne, ale i orzeźwiające. Od razu poczuła się lepiej. Odwiesiła klucz na miejsce i narzucając kaptur na głowę ruszyła przed siebie.
|
|
atraktywna
Odwiedzający Operę
Samozwańczy Były Geolog Forum ;)
Posts: 152
|
Post by atraktywna on Oct 21, 2006 5:16:21 GMT 1
;D o rety! Genialne!
A swoją drogą, ciekawe, jakie skrzydła widziała Christine? Może z peleryną jej się pomyliło?
|
|
|
Post by Green Eyes on Oct 21, 2006 11:45:20 GMT 1
Pewnie to była peleryna lub jakieś odbicie w lustrze innej postaci No to wiemy w końcu o co chodzi z panią doktor
|
|
|
Post by Nattie on Oct 22, 2006 20:07:20 GMT 1
No to i ja w koñcu nadrobi³am Twój przyp³yw weny. Tak mi siê zdaje ¿e znam t¹ pani¹ od sernika... Hmm... To ktoœ jeszcze sernik pamiêta [wzrusza siê]... ;D
Skrzyd³a rzeczywiœcie tajemnicze, ale zwa¿ywszy na wizje naszej biednej Christine - która tak nawiasem podoba mi siê, z t¹ swoj¹ egzaltacj¹ i nadmiernie wybuja³¹ wyobraŸni¹ - to jednak pewnie pelerynka. Ciekawam gdzie zalezie ta Elli po nocy...
|
|
|
Post by Kaja on Oct 25, 2006 19:49:37 GMT 1
My serniczek tak łatwo nie zapomniemy
Szła szybkim krokiem nie zważając na to, co się wokół niej dzieje. Ciągle nie mogła pozbyć się wrażenia, że wszyscy jej przodkowie wytykają jej, że ich zawiodła. Prawie biegła by się od tego uwolnić a po jej policzkach popłynęły łzy. - Nigdy nie będę de Vigny – pomyślała wspominając słowa babki. Nie zatrzymała się jednak tylko wciąż szła przed siebie. Było jej wszystko jedno, dokąd byle z dala od tego miejsca. Zatrzymała się dopiero, gdy stanęła na moście łączącym dwa brzegi Sekwany. Wtedy to zrozumiał, że była daleko od domu hrabiny. Sama dokładnie nie wiedziała, gdzie się znajduje, ale w tej chwili było jej wszystko jedno. Oparła się o barierkę i spojrzała na rzekę. Woda w Sekwanie była czarna a jej nurt bardzo silny. Eleonor czuła wyraźnie zapach ścieków, które wpływały do rzeki z pobliskich kanałów. Od tego odoru nagle zrobiło się jej niedobrze. Zdawało się, że znowu słyszy głos hrabiny. Miał ochotę to przerwać i nagle przyszło jej do głowy jedno rozwiązanie. - Nigdy w życiu! – zawołała słabym głosem i resztką siły odskoczyła od barierki wpadając na przechodnia, który akurat znalazła się blisko niej. Niewiele brakowało a upadłaby, gdyby ktoś mocno jej nie chwycił. - Przepraszam – wyszeptała mimowolnie podnosząc wzrok i nagle zobaczyła przed sobą twarz swego wybawiciela. Był to mężczyzna w czarnym płaszczu i kapeluszu. Coś jednak było nie tak. Jego twarz na pierwszy rzut oka była jej nieznana, ale z bliska była jakby sztuczna. Elli pomyślała, że to przez światło księżyca i ulicznych latarni, jednak kiedy spojrzała w oczy mężczyzny nagle wszystko się jej wyjaśniło. - Erik?! – zawołała nie mogąc do końca uwierzyć w to, co widzi. Mimo iż jego twarz była obca to jednak czuła, że to on. - To znowu ty…- usłyszała w odpowiedzi dobrze jej znany głos. Erik chciał odsunąć się od niej, jednak Elli szybkim ruchem chwyciła go za przegub ręki - Nie! – chwyciła go tak mocno jakby zaraz miała utonąć i właśnie pojawiła się jedyna osoba, która mogła ją uratować. Przez krótką chwilę stali w bezruchu. Erik był zaskoczony całą ta sytuacją. Po pierwsze nie sądził, że ktokolwiek go rozpozna i do tego to właśnie musiała być ta wścibska garderobiana. Czuł, że to jakieś przekleństwo. Po drugie, gdy zobaczył ją wydawało mu się, że ona płakała. Wprawdzie szybko zasłoniła twarz kapturem, ale widział, że dziś cos jest nie tak. Ze zdziwienia orzeźwiły go jej paznokcie, które zaczęły mu się wbijać w skórę. - Puść mnie szalona kobieto – zawołał nie mogąc się wyzwolić z jej uchwytu. Zwolniła uścisk i wciąż bez słowa wpatrywała się w swoje buty. - Przepraszam, ale zaskoczyłeś mnie tą maską – odrzekła cicho i niepewnym głosem. – Wygląda jak twarz. - Bo taką rolę ma pełnić – odburknął rozcierając nadgarstek jednak w duchu poczuł się mile połechtany jej stwierdzeniem. – A ty, co robisz tu sama? - A gdzie jesteśmy? – zapytała nagle nieprzytomnie. - Na moście Carrousel – popatrzył na nią wyraźnie. – Ty naprawdę oszalałaś. - Nawet nie waż się tak myśleć – oburzyła się i nagle wróciła jej dawna pewność siebie. – Ja nie mieszkam w podziemiach i straszę ludzi w operze. Nie odezwał się, bo zauważył, że ludzie na moście zaczynają podejrzanie na nich patrzeć. Obrócił się tylko i ruszył przed siebie zostawiają Elli samą. - A idź do wszystkich diabłów – westchnęła zrezygnowanym głosem. Dzięki temu spotkaniu trochę zyskała równowagę. Oparła się znowu o barierkę, lecz zamiast w dół popatrzyła na niebo. Pierwszy raz widziała tak rozgwieżdżone niebo nad Paryżem. Bez problemu mogła rozpoznać poszczególne gwiazdozbiory. Erik nie uszedł zbyt daleko, gdy nagle zatrzymał się, gdyż tuż przed nim pojawiło się sporo ludzi. Przejść koło nich wydawało mu się sporo ryzykowne. Wprawdzie ta nowa maska, była jego najdoskonalszym dziełem, jednak ta garderobiana go poznała. Mógłby być problem, gdyby ktoś jeszcze zobaczył, że to nie jest prawdziwa twarz. Miał dwa wyjścia, albo zaryzykować i ruszyć w tłum, albo też zawrócić. Wybrał to drugie. Kiedy się odwrócił dostrzegł, że ona wciąż stał przy barierce mostu i cały czas wpatrywała się w niebo. - Co ona tam widzi? – pomyślał zaciekawiony podchodząc bliżej Elli. Ona sama nie odwróciła się, ale wyczuła jego obecność. Przez dłuższą chwilę stali w milczeniu, po czym ona nagle się odezwała. - Pegaza – szepnęła jakby do siebie jednak Erik usłyszał jej głos. – Tutaj jest Alamak, Mirach, Sirrah. Wymieniała nazwy gwiazd wodząc palcem po niebie. -… Algenib, Scheal – w pewnym momencie urwała nie mogąc sobie przypomnieć nazwy dwóch ostatnich. - Miram i Markab – usłyszała głos Erika. - Znasz je? – spojrzała na niego zaskoczona. - Pewnie myślisz, że skoro mieszkam w lochu to nigdy nie widziałem nieba – odparł cierpkim głosem, po czym zacisnął dłonie na kamiennej poręczy mostu.- Poznałem już nie jedno niebo z gwiazdami, których tu nie ma. - Nie to miałam na myśli – odparła zmieszana. – To bardzo trudne nauczyć się nazw wszystkich gwiazd. Jednak mój ojciec ciągle powtarzał, że z nieba można wyczytać różne pożyteczne rzeczy. Na przykład tam… Wskazała palcem na wschód. - Już widać Oriona. To znak, że nadchodzi zima. Przez kilka zimowych miesięcy będzie królował na niebie, ale to za jakiś czas na razie widać tylko Bellatrix. - Al– Najid – poprawił ją. - Al-Najid? Nie znam tej nazwy – odparła patrząc na niebo. – Pamiętam tylko tyle, że Bellatrix to łacińska nazwa i znaczy wojowniczka. Znowu zamilkli na dłuższą chwilę. Każde z nich wspomniało minione czasy. Elli rozmyślała jak kiedyś w letnie noce wychodziła z rodziną do ogrodu, aby obserwować niebo. Teraz poczuła jak bardzo brakuje jej tamtych chwil. Wydawały jej się takie odległe, tak samo tak jej dom i miała wrażenie, że nic nie pomoże jej tam wrócić. Erik przypomniał sobie Mazenderan jak z tarasu swojej rezydencji mógł, co noc spoglądać na gwiazdy. Wtedy mógł czuć się szczęśliwy, jednak sam nie wiedząc, czemu wciąż tęsknił za Francją. Każdej nocy patrząc na niebo wypatrywał Polaris, która wskazywała mu tamto miejsce. - Gwiazda polarna – usłyszał nagle głos Eleonor, która wskazywała teraz na gwiazdozbiór Małej Niedźwiedzicy. - Podobno ona zawsze prowadzi do domu. Tam właśnie musze iść. Elli mówiła to do siebie nie zdając sobie sprawy, że Erik jej słucha. Odeszła od barierki mostu i ruszyła w kierunku drugiego brzegu. W pewnym momencie odwróciła się i spojrzała na Erika, który nie ruszył się z miejsca. - Idziesz ze mną? – zapytała spoglądając na niego. Przez moment się zawahał. Kiedyś już raz podążył za ta gwiazdą i znalazła się w podziemiach. Tylko, jeśli nie wybrałby tamtej drogi nigdy nie spotkałby swojego anioła. Może teraz też coś odnajdzie. I nie zastanawiając się już dłużej ruszył za Eleonor.
|
|
|
Post by Kaja on Oct 29, 2006 22:02:43 GMT 1
Lirycznie i romantycznie.
Niektórzy mówią, że życie w Paryżu zaczyna się dopiero nocą. Wtedy to ludzie przestają się zajmować swoimi codziennymi sprawami i zaczynają się bawić. I chociaż słońce nie oświetla już miasta to jednak jest tam wciąż jasno od światła ulicznych latarni. W tym świetle nie widać jednak wszystkiego dokładnie i zawsze pozostanie jakaś szarość, jakiś cień, w którym można coś ukryć. Dlatego właśnie większość ludzi kocha światła nocy. Tak właśnie było z pewną parą idącą Rue des Saints Peres. Szli niespiesznie wyglądając jak zwykła para spacerująca ulicami Paryża w jesienną noc. Jednak jakby się lepiej przyjrzeć zarówno ona, jaki on starali się, aby nikt a już na pewno jedno z nich nie zobaczyło twarzy drugiego. Eleonor starała się ukryć swój smutek i żal, który pozostał po rozmowie z hrabiną. Wprawdzie ochłonęła już, ale czuła, że tak łatwo nie wróci do domu babki. Sama nie wiedziała, co właściwie powinna teraz zrobić. Wracać do rodzinnego domu? Jednak zdawała sobie sprawę, że taka decyzja nie rozwiążę problemu. - Andre, ty na pewno wiedziałbyś, co należy zrobić– spojrzała na chwilę na niebo. – Tylko, dlaczego nie ma cie przy mnie? Towarzysz Eleonor też miał wiele do ukrycia. Właściwie, kiedy tylko zrozumiał, że wygląda inaczej niż wszyscy począł to ukrywać. Miał dobrego nauczyciela. Jego własna matka pokazała mu jak to robić. Dała mu maskę. Na początku był zrozpaczony, potem wściekły przeklinając ją, ale po tylu latach gdzieś w głębi swojego serca czuł do niej wdzięczność za ten dar. Teraz, kiedy upewnił się, że nikt nie zwraca na niego uwagę a ta dziwna dziewczyna nie przysporzy mu kłopotów począł znowu rozmyślać o jutrzejszej premierze i występie swojego anioła. - Musimy tutaj skręcić – dziewczyna nagle zatrzymała się i wskazała boczną ulicę. – To właściwy kierunek. Zatrzymał się i popatrzył na nią. Nagle zdał sobie sprawę, że ta dziewczyna w ogóle nie przypomina mu tej wścibskiej garderobianej, która panoszy się po jego operze. Była jakaś inna. Spokojniejsza, wyważona. Nawet wyglądała inaczej. Jej włosy ułożone były stylową fryzurę odsłaniającą jej kształtne czoło. Suknia z zielonego materiału podkreślała jej strzelistą sylwetkę, a aksamitny brązowy płaszcz dopełniał całość stroju. Właściwie miał przed sobą zupełnie inną osobę, która nawet mu się podobała. - Coś się stało? – zapytała cicho znanym mu głosem, który brzmiał bardzo delikatnie. - Nic – odparł tak, aby ukryć swoje zmieszanie, po czym ruszył we wskazanym mu kierunku. - Erik – podążyła za nim starając się dotrzymać mu kroku. – Mogę cię o coś zapytać? W odpowiedzi usłyszała niezrozumiałe mruknięcie. - Dlaczego właściwie żyjesz w podziemiach? – zapytała nie zastanawiając się, nad czym czy to miało oznaczać zgodę. - Nie rozumiesz? – odparł a w jego głosie dało się słyszeć cynizm. – Z moim wyglądem tylko tam mogę żyć. - Ale teraz idziesz ze mną ulicą i nikt nie zwraca na ciebie uwagę – nie dawała za wygraną.- A ta maska. Już ci mówiłam, że jest prawie jak twarz. Możesz z nią żyć jak normalny człowiek. Trzeba się tylko tak zachowywać. Zatem dalej nie rozumiem. Chciał coś jej odpowiedzieć, chociaż nagle nie umiał. W tym, co ona powiedziała było dużo prawdy. Na szczęście dla Erika, Eleonor nie oczekiwała odpowiedzi, bo jej uwagę przykuły stragany, z kwiatami, które stały przy Boulevard ST. Germain. Jednej rzeczy, której było brak Eleonor w Paryżu były kwiaty. Owszem w domu hrabiny nigdy ich nie brakowało, jednak zazwyczaj były to jakieś wymyślne gatunki róż, które Elli serdecznie nie znosiła. Ona tęskniła za prostymi kwiatami, które rosły w jej ogródku: goździkami, stokrotkami, narcyzami, bratkami a przede wszystkim tulipanami. Kochała te kwiaty szczególnie, dlatego, że były jednym ze zwiastunów wiosny. Dlatego kiedy tylko zobaczyła stragany przeróżne kwiaty zupełnie zapomniała o swoim pytaniu i ruszyła w ich stronę. Erik przystanął widząc jej zachowanie. Zawsze unikał kontaktów ludźmi a tym bardziej kobietami. Wolał w ciemności przemykać się ulicami niż wchodzić w tłum. Jednak dziś było zupełnie inaczej, bo miał ze sobą towarzysza. Sam nie wiedział, dlaczego właściwie z nią podąża a po chwili wahania podszedł do straganu, przy którym zatrzymała się Eleonor. - Mademoiselle zna się na kwiatach – usłyszał głos kwiaciarki, który był zabarwiony dosyć niespotykanym akcentem. - Pani kwiaty są wspaniałe – odparła Eleonor starając się ogarnąć wzrokiem cała zawartość straganu. – I widać, że wszystkie świeże. - Mamy z mężem ogród na przedmieściach miasta – odparła kobieta. – Jeszcze dziś wszystkie ona w nim rosły. Erik sam prze sobą musiał przyznać, że Eleonor ma rację. On sam nigdy nie lubił kwiatów. Właściwie pokochał tylko jedne z nich. Róże, a tylko, dlatego, że Christine je kochała. Teraz, kiedy dostrzegł pojemnik z czerwonymi różami znowu pojawiła mu się przed oczami jej delikatne oblicze. - Ależ to nie możliwe! – z marzeń wyrwał go wyraźnie podekscytowany głos Elli. – One przecież rosną tylko na wiosnę. Zobaczył, że dziewczyna pochyla się nad sporym bukietem dosyć nieciekawych kwiatów. - Cebulki tych tulipanów mój mąż przywiózł z Amsterdamu – pochwaliła się sprzedawczyni. Elli rozpromieniona wpatrywała się w bukiet. - Są przepiękne, ale niestety zapewne mnie nie stać na nie – odparła delikatnie dotykając płatków jednego z kwiatków. – Zawsze to jednak szczęście oglądać je jesienią. - A może monsieur zrobi Mademoiselle przyjemność ofiarowując jej ten bukiet – nagle kwiaciarka zagadnęła do Erika. – Kwiaty to najlepszy prezent dla ukochanej. Zarówno Erik jak i Eleonor spojrzeli zaskoczeni na kwiaciarkę i potem na siebie. - Nie…To zbędne…- zaczęła Eleonor starając się jakoś wyjść z tej całej sytuacji, bo nagle zdała sobie sprawę, że naraziła Erika. Nie wiedziała tez jak on się zachowa. - Poproszę cały tuzin – usłyszała nagle jego głos. Elli mogła spodziewać się wszystkiego, ale po tych słowach dosłownie oniemiała. Stała obserwując cała ta scenę z wielkim zdumieniem. Ruszyła się dopiero, gdy w jej rękach znalazł się bukiet żółtych tulipanów. Kiedy odeszli od straganu Elli dalej nie wiedziała, co ma powiedzieć. Milczała przyciskając do piersi przepiękny bukiet. - Erik… – w końcu przełamała się. - Musimy iść tędy – przerwał jej. Nie dokończyła tego, co chciała powiedzieć. Zrównała tylko z nim krok tak, że ich ramiona prawie się dotykały. Szli tak przez chwilę, po czym ona wsunęła swoją rękę pod jego ramię. - Dziękuję – szepnęła prawie niesłyszalnym szeptem.
|
|
|
Post by Green Eyes on Oct 31, 2006 20:50:32 GMT 1
"Lirycznie i romantycznie "...aż się rozmarzyłam....
|
|
atraktywna
Odwiedzający Operę
Samozwańczy Były Geolog Forum ;)
Posts: 152
|
Post by atraktywna on Oct 31, 2006 21:50:33 GMT 1
Chwila cichego porozumienia dusz. Fantastyczne
|
|