|
Post by Nattie on Nov 7, 2006 22:06:10 GMT 1
Kaja, Kaja, nie prowokuj! Robisz siê niekanoniczna! (-;
|
|
|
Post by Kaja on Nov 18, 2006 20:35:25 GMT 1
Ja kocham prowokacje chociaż nie spodziewajcie się typowego romantyzmu. Hihihihi A i oczywiście obiecuje już wkrótce namiętne pocałunki w blasku księżyca.
A teraz ślub pewnej pary
Nie cofną ramienia. Coś ciągnęło go do tej dziewczyny. Nie było to uczucie podobne do tego, którym darzył Christine. Sam nie umiał określić co to jest, bo nigdy tego nie zaznał. Kiedy był jeszcze dzieckiem czuł potrzebę bliskości innych ludzi, jednak nigdy nie mógł jej otrzymać. Szybko, zatem się z niej wyleczył. Z czasem przestał tolerować bliskość innych ludzi. Ledwo mógł znieść obecność Darogi a potem pojawiła się Christine i wszystko wróciło. Pragnął jej obecności i z niecierpliwością oczekiwał każdej chwili, kiedy ona będzie blisko. Jednak czuł to tylko do Christine, a teraz delikatny zapach perfum tej kobiety i ciepło, jakie od niej czuł uspokajało go. Sama Eleonor także poczuła się wreszcie spokojna. Już nie była sama w tym niezbyt jej przyjaznym mieście. Nawet ulice przestały być już ciemne i obce. Gdzieś zniknął nieprzyjemna woń kanałów, którą zastąpił zapach świeżych kwiatów. Czuła jak wszystko zaczyna być takie proste. Teraz nagle miała cel, do którego mogła zmierzać. Miała też towarzysza. Nie wiedziała czy on jest dla niej do końca przyjazny, jednak nie był jej wrogiem a to Elli wystarczyło. - To tutaj – oświadczyła nagle cichym głosem, kiedy stanęła przed monumentalną budowlą, która okazała się kościołem. - Saint Suplice. Erik także przystaną i przyjrzał się uważnie budowli. Pierwszy raz zapuścił się w tę część Paryża i jeszcze nigdy nie miał możliwości podziwiania piękna tego kościoła. Mimo słabego oświetlenia księżyca i świateł ulicznych budowla nie zatraciła nic ze swego uroku. Majestatycznie królowała na niezbyt dużym placu podtrzymywana przez dziesiątki kolumn. Eleonor znała ten kościół bardzo dobrze, chociaż dawno już go nie odwiedzała. Wiedziała, że cały urok tego miejsca ujawnia się w dzień. Wtedy to można poczuć cudowną atmosferę jego wnętrza. Niestety teraz była noc. Jednak jak zwykle nęciło ją zobaczenia znajomych miejsc. Puściła ramie Erika i bez słowa ruszyła w stronę drzwi. - Eleonor – zawołał na nią starając się jak najciszej. - To tutaj- powtórzyła przystając, po czym wskazała na niebo. – Nasz gwiazda. Po czym odwróciła się na pięcie i po chwili zniknęła za drzwiami kościoła. Erik ruszył za nią. Jakoś już przestał się wahać, bo w końcu prowadziła go gwiazda. * Mimo późnej godziny drzwi świątyni były otwarte. W innych okolicznościach zastanowiłoby to Elli, ale dzisiejszej nocy wszystko było dla niej zaskakujące. Weszła do świątyni starając się robić jak najmniej hałasu. Kiedy znalazła się w środku ogarną ją charakterystyczny chłód i zapach starego drewna, tak dobrze znany z jej dzieciństwa. Kiedy była dzieckiem uwielbiała jak wraz z ojcem odwiedzała stare kościoły Paryża. Pamiętała też swoją wizytę w tym kościele. Stare organy wygrywały utwory Bacha a małemu dziecku wydawało się muzyka może zburzyć podwoje tej świątyni, nic jednak takiego się nie stało. Teraz Eleonor była sama w zupełnie ciemnej świątyni. Podeszła do głównego ołtarza, uklękła i zmówiła krótką modlitwę, po czym wstając spojrzała na sklepienie budowli. Pamiętała, ze za dnia było ono wspaniałe. Wędrujące po suficie światło słoneczne podkreślało kształty łuków. Jednak nocą to miejsce wydawało się jej bardziej niesamowite. Zapatrzona nie zwróciła uwagi, że stanął przy niej Erik. On sam próbował oswoić się z tą sytuacją. Czuł się tu obco, jednak nie mógł się oprzeć się pięknu świątyni. - Już jesteście? – z zamyślenia wyrwało ich ciche pytanie zadane przez obcy im głos. Elli odwróciła się w stronę skąd padło pytanie i zobaczyła w niedużej odległości postać zakonnika. Przestraszona spojrzała na Erika, jednak jego twarz nic nie wyrażała. W końcu to była maska. - Za późno, aby odejść – pomyślała szybko. Zakonnik podszedł do nich. Z daleka wydawał się Eleonor dużo młodszy, jednak jego siwa broda i liczne zmarszczki na twarzy wskazywały podeszły już wiek. - Kim jesteście? – zadał drugie pytanie, kiedy zorientował się, że nie są oni osobami, na które oczekiwał. Elli otworzyła usta, aby wyjaśnić, chociaż właściwie nie za bardzo wiedziała, co powiedzieć, gdy znowu w świątyni rozległ się kolejny obcy głos. - Ojcze Rafael… Cichy, niepewny głos należał do drobnej dziewczyny o jasnych włosach, która pojawiła się w towarzystwie wysokiego młodego mężczyzny. - Amelio – zakonnik na chwile przestał się interesować Erikiem i Eleonor a zwrócił się do młodych. – Dobrze, że już jesteście. Wszystko przygotowane. - Ojcze, chyba to się nie uda – odparła Amelia. Elli dostrzegła, że jej głos załamuje się. - Jej ojciec coś się domyśla – wyręczył ją młodzieniec. – Z tego powodu jesteśmy sami. - A niestety ślub nie odbędzie bez świadków – dodała Amelia. Młodzi widocznie nie zwrócili uwagi na to, że prócz ojca Rafaela są jeszcze jakieś osoby. Natomiast Eleonor dokładnie słyszała całą rozmowę. Po usłyszeniu słowa ślub i świadek zaczęła rozumieć wszystko. Zawsze uważała, że śluby w tajemnicy zdarzają się tylko w powieściach romantycznych a tu akurat nie miała racji. - Przepraszam, że się wtrącę – odrzekła ujawniając swoją obecność. - Ale chyba mogę zostać świadkiem tego ślubu. Wszyscy na nią spojrzeli zdziwieni i zaskoczeni jej nagłym pojawieniem. Nawet Erik, który starał się nie zwracać na siebie uwagi spojrzał na nią wymownie. - Ale kim pani jest? – zwrócił się do niej młodzieniec przełamując ciszę, która zapanowała po jej oświadczeniu. - Mam na imię Eleonor a mój towarzysz to Erik – odrzekła podchodząc bliżej do nich. – A czy mogłabym poznać wasze imiona? - Ja jestem Sebastian a to Amelia – odparł mężczyzna. – A naszych nazwisk nie będziemy ujawniać. - I słusznie – zgodziła się, po czym zwróciła się do zakonnika. – Ojcze wprawdzie nie znam tych młodych, ale widzę, ze ich intencje są dobre a skoro ty im pomagasz to ja też to mogę uczynić. Chyba nie ma przeszkody abyśmy byli świadkami ich szczęścia. - Raczej nie widzę przeszkód –odparł ojciec Rafael po chwili zastanowienia. – Zatem za chwilę możemy zaczynać. * Był na nią zły, kiedy usłyszał, co planuje. Przede wszystkim obawiał się, że ktoś może go zdemaskować. Zawsze w obcych miejscach czuł się niepewnie a era zmusił przebywać w pobliżu ludzi. - Erik, proszę cię – zwróciła się do niego Eleonor, kiedy zostali na chwilę sami. - Nie – odrzekł krótko nie ukrywając, że jest na nią zły. – Niby dlaczego miałbym to robić? - Bo tak zachowują się ludzie – starała się mówić cicho, ale najchętniej wrzasnęłaby na niego. – Choć raz mógłbyś przestać być … Urwała, kiedy spojrzał na nią wymownie, po czym odwrócił się w stronę wyjścia. - Oni się kochają – usłyszał jej cichy rozpaczliwy głos. Mimo ze miał odejść spojrzał jeszcze raz na nią. Wtedy to dostrzegł w jej oczach coś, co nigdy wcześniej nie widział. - Dobrze – odpowiedział nagle sam nie wiedząc, dlaczego. Uśmiechnęła się do niego najserdeczniej jak umiała, po czym zwróciła się do Amelii. - Każda panna młoda powinna mieć bukiet. To powiedziawszy ofiarowała jej swoje tulipany. * Kiedy ojciec Rafael połączył ręce młodych a oni rozpoczęli recytować słowa przysięgi małżeńskiej, nagle dłonie Eleonor i Erika bezwiednie spotkały się i połączyły w uścisku. Każde z nich zamyśliło się pogrążając w swoich marzeniach. Eleonor widziała Andre, wydawało się, że czuje jego dotyk, słyszy jak wymawia słowa przysięgi. Ja Andre biorę sobie ciebie Eleonor za żonę i ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską... Erikowi przed oczami stanęła Christine. Była to chyba najbardziej realna z jego wizji. Trzymała jego rękę. To nie był sen ani iluzja. Wyraźnie czuł jej ciepło, zapach a nawet słyszał jej anielski głos. Erik przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności... Amelia założyła obrączkę na palec Sebastiana, po czym ojciec cichym głosem oznajmił: - Teraz w oczach Boga jesteście mężem i żoną. Co Bóg złączył, człowiek niech nie stara się rozwiązać. Sebastian pocałował Amelię. Po tych słowach Eleonor i Erik oprzytomnieli a ich dłonie rozłączyły się. Cała ich wizja rozpłynęła się, mimo iż obydwoje chcieli ją zatrzymać jak najdłużej. - Nawet nie wiem jak mam dziękować – Amelia zwróciła się do Elli. – Zjawiliście się jak anioły... - Nie dziękuj – Eleonor uścisnęła dłonie dziewczyny, które już teraz nie drżały. Niezbyt dokładnie widziała jej twarz, ale zdawało się jej, że się zmieniła. Znikł gdzieś cały jej lęk.- Zresztą teraz nie myśl o tym, tylko o swoim nowym życiu. - Teraz nam będzie łatwiej – odrzekł Sebastian tuląc swoją żonę. – Mamy Boga po swojej stronie. Choć to nie koniec tylko dopiero początek. Teraz musimy jak najszybciej opuścić to miasto. Nawet Erik dostrzegł zmiany w zachowaniu tych dwojga. On sam zaczął też czuć się pewnie. Był jak zawsze tajemniczym aniołem bez twarzy, takim jak dla Christine, a ta dziewczyna była do niej podobna. Tak samo się poruszała i przechylała głowę, kiedy mówiła. - Panu też dziękuję – usłyszał jej głos. – Ma pan wspaniałą żonę. Popatrzył na nią zdziwiony jakby nie do końca zrozumiał, o czym ona mówi. Elli także to usłyszała. - Ale ...- zaczęła wyjaśniać, gdy nagle przy nich stanął ojciec Rafael. - Kochane dzieci musicie się pospieszyć – odrzekł lekko zdenerwowanym głosem. – Powóz już czeka… Młodzi pospiesznie pożegnali się i szybko wyszli wraz z kapłanem z zupełnie już ciemnego kościoła. Eleonor został sama z Erikiem. - Erik – szepnęła wpatrując się w zarys ołtarza, w którym na centralnym miejscu. Stała figurka Matki Boskiej z dzieciątkiem.– Spacer się udał, ale chyba już chciałabym wrócić do opery. - Dobrze – zgodził się po chwili. Dziś nie umiał jej odmówić.
|
|
|
Post by Kaja on Nov 24, 2006 22:50:40 GMT 1
Kiedy znaleźli się w operze Elli zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nie ma gdzie spać. Myśl o domu hrabiny napawała ja odrazą, ale przecież nie mogła spędzić reszty nocy snując się po gmachu opery. Pozostało tylko prosić o pomoc ciocię. - Niestety dalej nie mogę cię odprowadzić- odrzekł gdy przyprowadził ją do schodów prowadzących na górne piętra opery. - Nie szkodzi – uśmiechnęła się. – Dam sobie radę chociaż pewnie ciocia już śpi… - Eleonor! – od razu po tych słowach usłyszała jej głos. – Co ty tu robisz o tej porze sama? Erik? Zapadła dosyć niezręczna cisza. Elli dostrzegła ciotkę parę schodów wyżej. Patrzyła raz na nią raz na Erika zdumiona całą tą sytuacją a ona sama poczuła się jakby została przyłapana, jednak wiedziała, że to ona musi uratować sytuację. - Wybrałam się wieczorem na spacer – zwróciła się do niej Eleonor. – Troszkę zamarudziła i zastała mnie noc a wiesz jak niebezpieczne są o tej porze ulice, ale na szczęście spotkałam Erika i odprowadził mnie. A teraz jeśli można chciałabym już iść spać do swojego pokoju. Zanim Antoinette zdążyła stwierdzić, że Eleonor nie ma swojego pokoju w operze dziewczyna już wbiegła po schodach na górę. Pozostał z nią tylko Erik. - Erik czy ty nie możesz dać jej spokoju? – zwróciła się do niego. - To ona sama za mną wszędzie chodzi – odrzekł częściowo ze złością. – Nie mam ochoty o tym mówić. - Poczekaj – zawołała schodząc ze schodów. – Musze ci powiedzieć, że Christine nie dostała roli Hrabiny. Zatrzymał się i spojrzał na nią. - Dyrektorzy nie dostali mojego listu? - Przekazałam im wszystko – odparła szybko. – Ale Carlotta wymogła to na nich… - Pożałuje tego – stwierdził głosem pełnym gniewu. - Erik nie rób głupstw – próbowała go ostrzec, ale jego już nie było. Znikał jak zawsze. - To się w końcu źle skończy – westchnęła do siebie nie zdając sobie sprawę, ze ich rozmowie przysłuchiwała się Elli. - Zapowiada się niezłe przedstawienie – stwierdziła – Musze to zobaczyć. * Na szczęście prawie nikt się nie zorientował, że spędziła te noc poza domem. Kiedy wróciła hrabiny już nie było. Wyjechała bez pożegnania. Widocznie po wczorajszej rozmowie poczuła się urażona, albo nie chciała na nią naciskać. Cokolwiek jednak pomyślała hrabina nie interesowało to Eleonor. Znowu poczuła się wolna i zamierzała to wykorzystać. - Dziś wieczór w operze – postanowiła jak tylko znalazła się w domu. Miała wprawdzie jak zwykle zaproszenie od hrabiego de Chagny, ale od razu napisała list odmowny. Planowała to przedstawienie zobaczyć z bardzo bliska. * Eleonor usiadła wygodnie na drewnianej konstrukcji dekoracji tak aby mieć widok na całą scenę. Upewniła się, że z tego miejsca będzie mogła bez problemu zobaczyć cały spektakl a jednocześnie nie przyciągnąć niczyjej uwagi. Bardzo chciała zobaczyć czy Erik dopnie swojego celu. Zresztą siedząc w tym miejscu nie musiała nosić eleganckiej sukni ani też przestrzegać etykiety zajadając się bezkarnie czekoladkami z papierowej torebki, które kupiła na targu. Okryła się peleryną, którą znalazła w garderobie i uważnie obserwowała wszystkie wydarzenia, jakie działy się na scenie i poza nią zanosząc się ze śmiechu kiedy diva Carlotta straciła głos. - Ciekawe co on jej podał? – zastanawiała się tłumiąc śmiech, który ktoś mógł usłyszeć. – Czyli Christine i tak będzie musiała zaśpiewać. Biedna Carlotta. Nie długo potrwa jej kariera w tej operze, gdy ma się takiego wroga. Pół planu zrealizowane, została tylko loża. Elli usłyszała cichy szmer za kulisami. Spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyła jak jakaś czarna postać przemknęła cicho między dekoracją. Uśmiechnęła się na jej widok i już miała za nią podążyć, gdy nagle dostrzegła drugą osobę idącą w tym samym kierunku. Szła ona powoli niezbyt pewnie poruszając się po całej konstrukcji. Podeszła bliżej by się jej przyjrzeć. To wszystko zaczęło się jej coraz mniej podobać. - To ten wścibski Józef Buquet – stwierdziła podchodząc bardzo blisko, tak aby jednocześnie nie być zauważoną. – Ta ciekawość kiedyś go zgubi. Buquet widocznie chciał zdemaskować upiora i nie interesowało go to że to się dla niego źle skończyć. Eleonor zrozumiała, że jest jedyna osobą która może go powstrzymać. - Gdzie oni się rozpłynęli? – szepnęła, gdy nagle obie postacie znikły jej z przed oczu. Trwało to kilka sekund po których wyraźnie usłyszała, że ktoś biegnie w jej stronę po konstrukcji dekoracji. Zamarła przerażona.
|
|
|
Post by Vesper on Nov 25, 2006 14:32:23 GMT 1
no wiesz co, przerywaæ w takim miejscu...
|
|
|
Post by Kaja on Nov 27, 2006 22:51:50 GMT 1
Wszystko działo się właściwie bardzo szybko, ale Eleonor wydawało się, że minęła cała wieczność. Nagle tuż przed sobą zobaczyła biegnącą postać mężczyzny. Dyszał zmęczony zbliżając się nieuchronnie do niej. Nie dostrzegła nawet jego twarzy tylko strój maszynisty. Nagle zatrzymał się prawie nie spadając z drewnianej konstrukcji. - Jezu Chryste drugi upiór! – krzyknął przerażony na jej widok, po czym gwałtownie zawrócił. Elli wciąż stała próbując zrozumieć, co też miał na myśli Buquet wspominając o drugiej zjawie, gdy nagle muzykę przerwał krzyk ze sceny. To ją obudziło i szybko pobiegła przed siebie, gdy nagle dostrzegła Erika. Nie zauważył jej tylko stał patrząc na dół na scenę. Bez słowa spojrzała w tą stronę i nagle jej oczom ukazał się makabryczny widok. Tuż nad sceną wisiał Buquet. Musiał być już martwy, bo jego ciało było bezwładne. Pod nim biegały przerażone baletnice, ale nikt nawet nie myślał go ściągnąć. Elli spojrzała na Erika a ich spojrzenia spotkały się. Pierwszy raz widziała w jego oczach tyle zimna i gniewu. Stał przed nią morderca, ale jakoś nie mogło to do niej dotrzeć i kiedy sznur nie wytrzymał i ciała opadło a ktoś krzyknął, że to sprawka upiora ona mogła zrobić tylko jedno. - Uciekaj! – usłyszała swój przerażony głos, po czym sama musiała to zrobić. * Zbiegła z dekoracji nie patrząc na to, co właściwie się dzieje na scenie. A potem szybko zaczęła biec wciąż do góry metalowymi schodami, aż w pewnym momencie droga skończyła się a przed nią ukazały się małe drzwi. Szarpnęła za klamkę i po chwili owiało ją chłodne i rześkie powietrze. Trafiła na sam dach opery. Kiedy znalazł się na dworze przystanęła i próbowała uspokoić oddech jednocześnie starając się zebrać wszystkie myśli, ale nie było to łatwe. Czuła jak drobne płatki śniegu opadają na jej twarz. - Śnieg o tej porze roku? – pomyślała otulając się szczelnie peleryną. – To wszystko to jakieś szaleństwo. Nagle usłyszała, że ktoś jeszcze za nią podąża na dach. - Do diabła – zaklęła cicho i schowała się za kamienny posąg konia.
|
|
|
Post by Kaja on Nov 28, 2006 19:39:34 GMT 1
- Upiór Opery nie istnieje... – były to pierwsze słowa, jakie dobiegły do jej uszu. Dobrze wiedziała, do kogo należy ten melodyjny głos i nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Tuż za nią na dachu pojawił się Raoul. To jednak nie było najdziwniejsze. Nie było on tam sam tylko w towarzystwie kobiety. - Raoul, byłam w jego siedzibie! – ten głos także znała. Należał on do Christine. – Tam panuje wieczny mrok. A jego twarz! Raoul, widziałam go! Czy kiedykolwiek zapomnę ten widok? Czy kiedykolwiek ucieknę przed tą twarzą? Tak zniekształcona, zdeformowana. Eleonor nie miała wątpliwości, o kim oni mówią, jednak wciąż zastanawiała się, dlaczego Raoul rozmawia z Christine o Eriku i czemu właściwie oni tutaj są razem. To wszystko było dla niej mało zrozumiałe. - Ale on dał mi muzykę – mówiła dalej Christine drżącym głosem ściskając w dłoni czerwoną różę. - Ta muzyka pozwoliła duszy się wzbić! I słyszałam to, co nigdy przedtem... Elli pokręciła głowa. - Christine zawsze lubiła wszystko koloryzować, ale teraz to już przesadziła – westchnęła sama do siebie. – I dlaczego Raoul pozwala jej stać na dachu w taki ziąb? Przecież ona ma na sobie tylko cienką sukienkę i byle jaką pelerynkę. - To co słyszałaś, to był sen, nic więcej... – chłopak widocznie starał się ja uspokoić, ale nie za bardzo mu to wychodziło. - Lecz w jego oczach był cały smutek świata... – głos Christine stał się nagle bardzo łagodny. - Te błagające oczy, które zarazem grożą i wielbią... - Christine, Christine… - zawołał na nią Raoul. - To typowe dla niego – pomyślała Elli. – Mógłby coś zrobić, aby uspokoić tę dziewczynę. Raoul jakby na rozkaz Eleonor podszedł nagle do Christine i ją przytulił. - Proszę cię nie mów więcej o ciemności, zapomnij o tych strachach – jego głos był bardzo ciepły i Christine od razu przestała drżeć. -Jestem tu i nic ci się nie stanie... Christine spojrzała na niego czułym wzrokiem a on dotknął jej policzka. - Jestem tu, przy tobie, by cię strzec i prowadzić. Mimo, że mówił bardzo cicho Elli słyszała każde słowo jego wyznania. Poczuła się trochę skrępowana, bo właśnie jej kuzyn prawdopodobnie po raz pierwszy wyznawał miłość kobiecie. - Powiedz mi, że mnie kochasz – odparła nagle Christine pewnym głosem.- Powiedz, że mnie potrzebujesz, teraz i zawsze i obiecaj, że nigdy mnie nie okłamiesz. Tylko o to cię proszę... Eleonor nigdy nie słyszała, że by jej przyjaciółka była czegoś tak pewna. Pierwszy raz wiedziała, czego tak naprawdę chce. - Och Christine! – zawołał Raoul pełnym szczęścia głosem. - Jesteś przy mnie bezpieczna i żaden upiór ani nikt inny nie zrobi ci krzywdy. - Ja pragnę tylko wolności i abyś zawsze przy mnie i żebym nie czuła już strachu. Raoul objął ręce dziewczyny i uśmiechnął się do niej. - Jeśli na prawdę mnie kochasz – zaczął mówić poważnym głosem. – To ja zawsze będę przy tobie. Gdziekolwiek pójdziesz, pozwól mnie też pójść. Powiedz, że podzielimy jedną miłość, jedno życie. Powiedz jedno słowo, a pójdę za tobą. Mówił tak jakby recytował jakiś wiersz, ale Elli to nie śmieszyło. Pamiętała jak Andre jej się oświadczał. Jego słowa były tak podobne i teraz, gdy słyszała to znowu aż jej się ciepło zrobiło na sercu. - Powiedz, że mnie kochasz – szepnęła Christine. - Wiesz, że tak... – odparł jej Raoul patrząc w oczy. - Zatem kochaj mnie – odrzekła i zbliżyła się do młodzieńca tak, że ich usta spotkały się w pocałunku. Raoul objął Christine mocno i zakręcił nią, tak, że obydwoje zaczęli się śmiać. Po czy młodzieniec jeszcze raz ją pocałował. - Muszę już iść – ocknęła się nagle Christine. - Będą mnie szukać... - Christine, kocham cię! – jednak Raoul wcale nie chciał przerwać tych romantycznych chwil. - Tylko wrócę, aby im powiedzieć, że nic mi nie jest – Christine wzięła go za rękę i poprowadziła do wyjścia. - Czekaj na mnie przy bramie! - I wkrótce będziesz ze mną! – ucieszył się, po czym wyszli. - Jaka piękna z nich para – westchnęła Elli wychodząc z ukrycia. – Raoul wspaniale wybrałeś. Nareszcie koniec moich kłopotów i wspaniałe zakończenie tego koszmarnego wieczoru. Nagle jednak usłyszała cichy odgłos kroków. Zorientowała się, że nie jest sama na dachu i ktoś jeszcze widział romantyczne chwile tych dwojga.
|
|
|
Post by Kaja on Nov 30, 2006 21:14:41 GMT 1
Odwróciła się i dostrzegła w pewnej odległości od siebie postać w czarnej pelerynie i masce. - Erik? – szepnęła do siebie. Widziała dokładnie jak idzie powoli zbliżając się do czegoś, co leżało na ziemi, na cienkiej warstwie śniegu. Nie widział jej a ona stała nieruchomo patrząc na niego. Ukląkł i bardzo delikatnie wziął do ręki ten przedmiot. Była to czerwona róża, którą prawdopodobnie zgubiła przed chwilą Christine. - Dałem ci moją muzykę – zaczął mówić bardzo cicho, jednak Elli stała dosyć blisko tak, że słyszała każde jego słowo. - Dałem twojej pieśni skrzydła, a ty jak mi się odpłacasz? Odrzuciłaś mnie i zdradziłaś. - O kim on mówi? – zadawała sobie pytanie. Pierwszy raz widziała go w takim stanie. Głos jego drżał tak, iż wydawało jej się, że zaraz zacznie płakać. - On musiał cię pokochać, kiedy usłyszał twój śpiew, Christine – Erik mówił dalej nie zdając sobie sprawy, że ktoś właśnie zrozumiał wszystko. - O mój Boże – szepnęła Eleonor do siebie. – Przecież to było tak oczywiste, że on ją kocha. Przecież to była widać w każdym jego geście i spojrzeniu Nagle tak bardzo zrobiło się jej go żal. Słyszała jego szloch, ale sama nie wiedziała, co właściwie powinna zrobić. Dlatego wciąż stała milcząc. Ściskał ten kwiat miętosząc w dłoni tak, że rozsypała się zupełnie. Nagle odrzucił ją i poderwał się biegnąc przed siebie na skraj dachu. Wyskoczył na kamienny posąg konia i krzyknął. - Będziesz przeklinać dzień, w którym nie spełniłaś tego, o co prosił cię Upiór! Po czym nagle rozpłynął się. - Erik, nie!!! – krzyknęła, bo wydawało się jej, że nagle skoczył z posągu. Podbiegła do posągu i spojrzała w dół, ale nic nie wskazywało na to, że on to zrobił. - Do diabła Erik! – krzyknęła w pustkę. – Musiałeś pokochać właśnie ją?!
|
|
|
Post by Green Eyes on Dec 1, 2006 20:58:47 GMT 1
Nie, no po prostu genialnie napisane! Wyśmienite
|
|
|
Post by Kaja on Dec 2, 2006 13:07:57 GMT 1
Szła szybko, prawie biegnąc, kierują się wprost do jego siedziby. Cały czas trzymała w dłoni resztkę róży, którą niewiadomo, czemu zabrała ze sobą. Chociaż był to tylko kawałek łodygi z kilkoma płatkami ciążył jej niemiłosiernie. -I dlatego właśnie nie znoszę tych kwiatków – powtórzyła jeszcze raz, kiedy zbliżała się do wejścia. W jaskini panowała cisza a gospodarza tego miejsca nigdzie nie było. - Erik! – zawołała głośno, ale odpowiedziało jej tylko echo. Żałowała, że najpierw nie sprawdziła, czy naprawdę nie skoczył. - Głupia jesteś – zrugała siebie za takie myśli, po czym podeszła do kosza i rzuciła tam różę. Sama nie wiedziała, co ma zrobić, ale postanowiła, że musi się przekonać, czy on sam z rozpaczy nie popełnił jakiegoś głupstwa. Dziś przekonała się, że był do tego zdolny. Znowu wróciło jej wspomnienie o tym, co stało się podczas przedstawienia. Odegnał je jednak i dla zabicia czasu poczęła robić to, co powinna już dawno uczynić. Szukać pierścionka. Zaczęła bardzo dokładnie wszystko sprawdzać, a jednocześnie była myślami zupełnie gdzie indziej. Niby wszystko szło po jej myśli, ale czuła, że to nie tak powinno być. Jeśli Raoul naprawdę się zakochał to właściwie sprawa jej ślubu z kuzynem byłaby definitywnie rozwiązana. Ale pozostał jeszcze Erik. - Diabli cię nadali! – rzuciła, gdy nagle stos kartek zapisanych nutami rozsypał jej się pod nogi. Schyliła się zbierając je. - Masz złamane serce. W końcu sam sobie jesteś winien. Zachciała ci się maskarady i Christine. Ona bardziej nadaje się dla Raoula. Obydwoje romantyczne naiwne dusze. A może się mylę. Jedno, co wiem, że ty będziesz o nią walczył i popełnisz kolejne głupstwa. Piękny mamy trójkącik. To nic dobrego nie wróży i wszyscy wzajemnie będą się krzywdzić. Jak już tego nie robią. Wstała z podłogi spoglądając na zegar. Dochodziła północ. - Gdzie ty się podziewasz? – zapytała z wyrzutem. – Mam nadzieję, że jednak nie skoczyłeś z dachu… Machnęła ręką, aby odpędzić złe myśli, po czym usiadła na kanapie. Postanowiła mimo wszystko na niego poczekać. - Jak rozbić ten trójkąt? – wróciła do swoich rozmyślań. – Jeśli ktoś z niego odejdzie to pewnie będziesz ty Eriku i to nie rozwiąże sytuacji. Zatem potrzebna jest jeszcze jedna osoba. Ktoś, kto pokaże Erikowi, czy na pewno Christine to ta właściwa. Kto pomoże Christine wybrać między nimi dwoma i kto sprawdzi czy Raoul naprawdę i szczerze kocha ją. Ułożyła się wygodnie na kanapie. Poczuła się zmęczona. Dzisiejszy dzień szczególnie obfitował w niecodzienne zdarzenia a co za dużo to niezdrowo. Erika wciąż jeszcze nie było a robiło się już późno. Oczy ją zaczęły piec i zmrużyła je by odpoczęły. Zasypiając zorientowała się, że słyszy wyraźnie, że ktoś śpiewa. Na granicy jawy i snu słyszała piękny smutny głos, który wydawał jej się znajomy, ale nie miała sobie siły przypomnieć sobie skąd go zna. I choć była zmęczona starała się zapamiętać każde słowo. A potem zobaczyła we śnie kobietę w czarnej masce i pelerynie. Mniej więcej to mogła słyszeć Eleonor. Ostatnio dzieki pewnej osobie mam fazę na Josha Grobana a ta piosenka bardzo skojrzyła mi sie z upiorem i wg mnie Erik powinnien mieć mniej więcej taki głos Piosenka jest po hiszpańskiu ale ja podaje angielskie słowa. Wkrótce pojawi sie polskie tłumaczenie. "Only for you" Tell me what I would do With my days? Who could dream Without you there? How could I Breath the air, far away from you When you’re not here? Only for you, I would walk In infinity I would face Eternity with you Only for you Tell me what Does your soul feel? Tell me why It lives in me? I don’t know why, but I’m slowly dying Alone, without you I remain sad Only for you, I would walk In infinity I would face Eternity with you Only for you I will give you a thousand poems I will write them just for you I will sing my melodies With the music of your soul Only for you, I would walk In infinity I would face Eternity with you Only for you Only for you, I would walk In infinity I would face to love for all eternity Alone, only for you
|
|
atraktywna
Odwiedzający Operę
Samozwańczy Były Geolog Forum ;)
Posts: 152
|
Post by atraktywna on Dec 2, 2006 14:26:38 GMT 1
Bardzo ładne i bardzo smutne...
Eli jakoś rzadko myśli o swoim ukochanym... Nie piszą do siebie nawet. Trochę dziwne. W każdym razie mam nadzieję, że cokolwiek dalej planujesz, nie będzie tam dalszego krzywdzenia Erika. Byłabym bardzo niepocieszona, gdyby obudziły się w nim jakieś głębsze uczucia do "nieznośnej garderobianej", a ona wróciłaby do Andre...
|
|
|
Post by Green Eyes on Dec 2, 2006 20:22:58 GMT 1
Zapowiada się ciekawe rozwiązanie problemu ...
|
|
|
Post by Kaja on Dec 3, 2006 11:36:45 GMT 1
Atraktywan aczytałaś nieuważnie. Elli wspominała przecież Andre kiedy obserwowała Raoula i Christine. A co do listów to ona bardzo nie lubi pisać. Chociaż wkrótce pojawi sie jeden ciekawy list. Oj a ja myślałam, że już wiecie jak to sie skończy. Ale skoro sie nie domyślacie to polecam tylko czytać dalej.
|
|
atraktywna
Odwiedzający Operę
Samozwańczy Były Geolog Forum ;)
Posts: 152
|
Post by atraktywna on Dec 3, 2006 12:07:43 GMT 1
Nie zgadzam się. Akurat na tej stronie pomyślała o nim dwa razy - na ślubie i na dachu opery, ale generalnie jakoś więcej uwagi poświęca Erikowi, Raulowi, Christine i hrabinie. Jak jest daleko od ukochanego narzeczonego, to powinna usychać z tęsknoty, wzdychać, kładąc się spać... Przecież wiadomo, jak zachowują się zakochane kobiety, kiedy ich facet jest daleko! Ja tam jakieś swoje domysły co do dalszego ciągu mam, ale nie ujawniam. Kto wie, może mnie miło zaskoczysz?
|
|
|
Post by Kaja on Dec 8, 2006 16:55:11 GMT 1
I jednego wieczoru zawaliło się wszystko a on znowu pozostał sam w swoich wilgotnych i ciemnych podziemiach. Znowu był sam. Czuł jak targają nim uczucia rozpaczy i gniewu. Całą noc chodził bez celu po korytarzach by nad ranem w końcu trafić do swojego domu. Tuż przy wejściu natknął się na Aishę. Kotka spojrzała na niego swoimi zielonymi oczami, które zaświeciły w mroku po czy przeciągle miauknęła. - Jeśli jesteś głodna powinnaś zapolować – rzekł do niej niezbyt uprzejmie kierując się do miejsca gdzie powinna stać butelka z mlekiem. – Ta dziewczyna zrobiła z ciebie domowego kota. Jednak Aisha zamiast podążyć za nim ruszyła w stronę kanapy. Erik nie zwrócił na to uwagi tylko sięgnął po jej miskę. Wtedy to zauważył, że w koszu na śmieci leżą kawałki róży. Poznał je od razu. - Co u licha…?- zaczął jednak znowu usłyszał miauczenie Aishy. Spojrzał w stronę skąd ono dochodziło. Dostrzegł, że kotka siedziała tuż przy jego kanapie i uporem się w nią wpatrywała. Erik sięgnął po jedną świecę i ruszył do salonu. Było tam prawie zupełnie ciemno. Większość świec dogasała już a niektóre wypaliły się zupełnie. - Co tam jest, Aisha? Kiedy oświetlił kanapę dostrzegł, że ktoś na niej leży. Podszedł bliżej i uklęknął tak, aby oświetlić twarz tej osoby. Poznał ją od razu. Byłą to ta garderobiana. Leżała na jego kanapie przykryta czarna peleryną. Sam nie wiedział, czemu, ale już go przestało dziwić to, że ciągle napotyka tą dziewczynę i to w najmniej oczekiwanych sytuacjach. - Co ona tu robi? – zapytał Aishę, która nagle wskoczyła na kanapę i ułożyła się w pobliżu jej stóp. Dziewczyna poruszyła się, po czym uśmiechnęła przez sen. Przyjrzał się jej uważnie. Teraz dopiero dostrzegł, że wcale nie była tak brzydka jak zawsze o niej sądził. Jej regularne rysy w blasku świecy wyglądały jak wyrzeźbione w marmurze. Nawet jej włosy, które zawsze uważał za rude miały barwę kasztanową. Naraz dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na niego zdziwiona. * Kobieta uśmiechała się i spoglądała na nią spod maski. Ubrana była w czarną jedwabną suknię odsłaniającą dekolt i ramiona, na które opadała także czarna aksamitna peleryna. Postać stała tuż przed nią i kiwnęła na nią dłonią. Chciała ja zapytać, kim jest, ale kobieta wyciągnęła do niej rękę w czarnej rękawiczce. Elli nie zawahała się ani chwili tylko zrobiła to samo i o dziwo na jej ręce pojawiła się ta sama rękawiczka. Zdumiona poruszyła się i usłyszała szelest jedwabnej sukni. - „Co się dzieje?” – spojrzała na swój strój. Była ubrana identycznie jak ta kobieta. Znowu spojrzała w miejsce gdzie przed chwilą ona stała, ale teraz nikogo tam nie było. Z to usłyszała czyjś głos - „Elli, Elli” – od razu go poznała nie mogła się mylić. - „Andre?!” – spojrzała w stronę skąd dochodził głos, ale dostrzegła tam tylko człowieka w masce. - „Andre!” – otworzyła gwałtownie oczy i przed jej oczami pojawiła się twarz Erika. - A zatem nic mu się nie stało – pomyślała z ulgą i miała wielką ochotę rzucić się mu na szyję, że nie zrobił takiego głupstwa. Z drugiej strony przypomniała sobie jak to się wszystko zaczęło. O był mordercą i nic go nie usprawiedliwia. Poczuła, że ma mentlik w głowie a on jakoś nic nie mówił tylko wciąż na nią patrzył. Po chwili poczuła się trochę nieswojo i odezwała w końcu. - Po co ci ta świeczka? - Słucham? – jak zwykle jej pytania zbijały go z tropu. – To znaczy, co ty właściwie tutaj robisz? - Zasnęłam na kanapie – odrzekła najspokojniej w świecie. – Ale dlaczego tu tak ciemno? - Po świece pogasły w nocy. Ale dlaczego na mojej kanapie? - A co miałam spać w tym ptasim łóżku?- opuściła nogi na ziemię i wstała poprawiają pomiętą suknię. – W takim razie pomogę ci. Zapewnie co ranek zajmuje ci to sporo czasu. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale dziewczyna sięgnęła do niedużego lichtarza i zdjęła z niego małą świeczkę, po czym ruszyła do pracy. Erik przez chwile stał zastanawiać się czy właściwie powinien udusić tą garderobianą czy wrzucić od razu do jeziora, ale miał wrażenie, że ona i tak jakimś sposobem pojawi się znowu i będzie go dręczyć. Nagle jego rozmyślanie przerwał krzyk Elli.
|
|
rosa
Nowo Przybyły
Posts: 16
|
Post by rosa on Dec 8, 2006 19:04:23 GMT 1
Nie no Kaju, jak mozesz przerywaæ w takim momencie? Niecierpliwie czekam na kolejn¹ czêœæ
|
|