|
Post by Kaja on Dec 10, 2006 12:07:11 GMT 1
- Na pewno myśli jakby tu się mnie pozbyć – pomyślała zapalając kolejne świece. – Elli musisz uważać, bo drugi raz już nie ochroni cię bransoletka. Z drugiej strony nie mogła sobie wyobrazić, że go zostawi teraz, kiedy odeszła od niego Christine. Czuła, że ma wobec niego dług, który zaciągnęła tamtej nocy, kiedy spotkała go na moście. On nie zostawił jej samej. Naraz ktoś mocno chwycił jej rękę. - Panienko musimy stąd uciekać! – usłyszała męski głos z bardzo obcym akcentem a po chwili z mroku wyłoniła się ciemna twarz. Eleonor krzyknęła, po czym z całej siły przycisnęła zapalony knot świeczki do ręki mężczyzny, która ściskała jej dłoń. Pomogło, bo napastnik jęknął i zwolnił uścisk. To wystarczyło jej by uciec i schować się za plecami Erika, który akurat nadszedł. - A mówiłeś, że mieszkasz tu zupełnie sam – rzekła z wyrzutem. - Po coś tu przyszedł Daroga? Erik od razu poznał swego dawnego sługę. Wprawdzie jeszcze nie dostrzegł jego twarzy, ale usłyszał wyraźnie przekleństwo w języku, który niewiele osób zna tu w Paryżu. - Zatem ta kobieta dała się i jemu we znaki – pomyślał widząc jak Daroga rozciera ręką przypalony nadgarstek sycząc przy tym z bólu. - Ona tu nie powinna być – odrzekł Daroga wskazując na Eleonor. – Puść ją! - Ale ja ją wcale nie zatrzymuje – odparł Erik. – I nawet będę wdzięczny jak ją stąd zabierzesz. Mężczyzna zamilkną spoglądając ze zdziwieniem na Erika. Teraz dopiero Eleonor go poznała. Był to Pers. Elli nigdy go osobiście nie widziała, ale skojarzyła go po ciemnej cerze i charakterystycznej czapce a karakuł. Tak przynajmniej opisywały go baletnice. Osoba często pojawiająca się w operze i nieciesząca się tam zbyt dobra sławą. Ciągle powtarzano, że jego pojawienie zwiastuje nadejście upiora i chyba się nie mylili. - To nie porwałeś ją? - Nikt mnie nie porwał! – zaprzeczyła stanowczo wychodząc za pleców swojego obrońcy. – Jestem tu z własnej nieprzymuszonej woli a pana przepraszam za to, chociaż to nie była moja wina, że pan się skradał. Erik starał się wszystkimi siłami ukryć rozbawienie widząc minę Darogi. - A co do powrotu na powierzchnie to właściwie już powinnam to zrobić – kontynuowała z typową dla siebie beztroskością. - Jeśli pan chce to może mnie odprowadzić, chociaż uprzedzam, że znam drogę. Do zobaczenia Eriku. I nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę wyjścia. Pers spojrzał jeszcze raz wymownie na Erika, po czym ruszył za dziewczyną. Kiedy Erik został sam zmęczony opadł na kanapę, na której cały czas siedziała Aisha. - Podobno miałem znaleźć tu spokój – westchnął.
|
|
|
Post by Kaja on Dec 11, 2006 20:12:50 GMT 1
-Panienka już nigdy nie powinna tam wracać – odezwał się w końcu Pers po dłuższej chwili milczenia, kiedy już odeszli spory kawałek od domu upiora. – To cud, że ten potwór wypuścił panienkę. - Erik nie jest potworem – odparła stanowczo zatrzymując się. – I nie rozumiem dlaczego niby nie miałby mnie więzić. Pers spojrzał na nią zdziwiony. - Panienka go broni? Przecież to morderca. Nie słyszała panienka, że znowu udusił człowieka. - Józef Buquet sam sobie jest winny. Nie powinien go śledzić – odrzekła gwałtownie. – Nie bronie Erika, ale on to zrobił by się chronić. Ale przecież to człowiek, tylko odrzucony przez wszystkich. - Bo na to on zasługuje – przerwał jej ruszając w dalsza drogę. Przez chwilę znowu milczeli, ale Eleonor nie wytrzymała. - Skoro pan go tak nienawidzi to dlaczego jest pan przy nim? - Bo to mój obowiązek – odpowiedział suchym głosem. – Obiecałem, że będę z nim do końca, ale tylko tyle. Dla mnie on jest najokrutniejszym potworem jakiego ziemia nosiła. I niech mi panienka wierzy, że widziałem rzeczy, które to potwierdzą. - A ja widziałam rzeczy, które potwierdzą, że nie do końca tak jest – nie dawała za wygraną. – Tylko on potrzebuje trochę ciepła, miłości… - I zakochał się w tej chórzystce – oświadczył ku zdziwieniu Elli. – Ale to się wszystko źle skończy. - A to czemu? – zapytała zdenerwowana. Już wiedziała, że nie polubi. – W końcu jeśli ona będzie chciała być z nim to nikt jej nie zabroni. - Ta dziewczyna będzie z nim tylko jak on ją zatrzyma siłą – mówił nie zatrzymując się. – A przepuszczam, że zrobi to wkrótce. - To się okaże – mruknęła nieuprzejmie. Pers jednak nie zwrócił na to uwagi tylko mówił dalej. - I jeszcze raz panienkę ostrzegam aby już nigdy nie chodziła do podziemi. Bo to się może źle dla panienki skończyć, bo on wszystkich natrętów więzi w lustrzanej komnacie. - Zdążyłam się już o tym przekonać – odparła wyzywająco. – Ale mnie już tam nie zamknie no chyba, że znowu chce sprzątać. Niemniej dziękuję panu za rady chociaż zrobię to co uważam za stosowne. A teraz opuszczę pana bo jesteśmy w operze. I nie czekając na odpowiedz Persa pospiesznie odeszła.
|
|
|
Post by Kaja on Dec 11, 2006 20:37:14 GMT 1
Po rozmowie z Persem Eleonor nie miała już żadnych wątpliwości, że musi zrealizować swój plan. Właściwie pojawienie się pani Upiór wyjaśni parę kwestii. - Przekonamy się czy Raoul naprawdę kocha Christine – rozmyślała. – I czy Christine nie będzie czasem zazdrosna o Erika a i czy Erik naprawdę wie, czego chce pragnąć żony. A przede wszystkim trzeba poprawić wizerunek upiora w tym miejscu. Przez kilka dni nie pojawiała się w operze kompletując potrzebne jej rzeczy, aż pewnego dnia udała się postanowiła znaleźć stosowną suknie dla tej osoby. - Ona musi być taka, jak ją widziałam we śnie– pomyślała wchodząc do ciemnego pomieszczenia na drzwiach, którego widniał napis ”Przechowalnia kostiumów.” – Tu powinnam znaleźć wszystko, co potrzebuje. Był to bardzo duży i ciemny pokój, w którym czuło się intensywny zapach naftaliny. Eleonor zapaliła lampkę i spokojnie rozejrzał się po wieszakach, na których znajdowały się różnorodne stroje schowane w białe, płócienne pokrowce, na których znajdowała się różnej grubości warstwa kurzu. Po dłuższej chwili poszukiwań dotarła w końcu do sukien. - Na pewno musi to być czarna suknia, aby łatwiej było się ukryć- zdecydowała z żalem odrywając wzrok od eleganckiej sukni koloru brzoskwiniowego. – Jednak nie może to być suknia żałobna, ciekawie skrojony dekolt, duże wcięcia i jakieś koronkowe dodatki. Poszukiwania okazały się żmudne. Większość sukien była uszyta z jasnych a nawet jaskrawych materiałów. Elli dobrze wiedziała, że to z powodu tego, aby aktorki były lepiej widoczne na scenie. W końcu zagłębiając się coraz bardziej w coraz to nowe stroje. W końcu znalazła to, czego szukała. Suknia była zrobiona z cienkiego, czarnego jak węgiel aksamitu a w pasie przewiązana była białą szarfą. Także dekolt i krótkie rękawy obszyte były białą wąską koronką. W komplecie do sukni były białe krótkie rękawiczki i czarny wachlarz ozdobiony na skrzydłach złotym ornamentem. - To jest to! – zawołała triumfalnie, po czym ruszyła w stronę garderoby. Po dłuższym czasie mogła podziwiać w lustrze efekty kilku dni pracy. Właściwie wyglądało lepiej niż to sobie zaplanowała. - Teraz tylko trzeba znaleźć okazję by pani Upiór mogła się pojawić. * Okazja nadarzyła się szybciej niż Eleonor myślała. Przechodząc za kulisami natknęła się na jednego z robotników obsługujących dekorację. Mężczyzna w pierwszej chwili nie dostrzegł jej, ale ona postarała się, aby była zauważona delikatnie uderzając obcasem o posadzkę. Robotnik odwrócił się i spojrzał w stronę skąd dochodził dziwny odgłos. - Madame nie powinna tu być-zaczął powoli zbliżając się do niej. – Szuka pani kogoś? Wyszła z cienia, w którym stała przez dłuższą chwilę. Czekała na właściwy moment, aby ujawnić swoje oblicze. Mężczyzna zatrzymał się nagle gwałtownie a kolejne pytanie zamarło na jego ustach. Elli usłyszała tylko ciche „O Boże!” Wiedziała, że teraz jest najlepszy moment. Zaśmiała się dźwięcznie, po czym odwróciła na pięcie i znikła w mroku sprzed jego oczu. W miejscu gdzie przed chwilą stała robotnik dostrzegł białą kopertę. Powoli, wahając się podszedł do niej podnosząc ją. Przyjrzał się jej uważnie. Na grzbiecie koperty było cos napisane równym i ozdobnym charakterem pisma. Mężczyzna nie umiał zbyt dobrze czytać i chwilę zajęło mu odczytanie napisu, który brzmiał: „Do Dyrektorów Opery Populire”
|
|
|
Post by Kaja on Dec 11, 2006 20:37:37 GMT 1
Szanowni Panowie
W pierwszych słowach mego listu chciałabym panów przywitać. Wprawdzie od jakiegoś czasu przebywają panowie w naszej operze, jednak nie mieliśmy zaszczytu się osobiście poznać. Z mojej strony staram się trzymać z daleka od wszelkich spraw organizacyjnych dając wolną rękę mojemu małżonkowi. Jednak pewne zdarzenia ostatnich dni zaczęły mnie niepokoić, dlatego postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Postaram się krótko przedstawić moje prośby. Po pierwsze: loża nr 5 jest moim ulubionym miejscem, w którym zazwyczaj wraz z małżonkiem podziwiam spektakle operowe. On wiele razy wyrażał prośbę, aby nie była ona sprzedawana. Jednak ostatnio zajmował ją wicehrabia de Chagny. Nie mam nic przeciwko temu młodzieńcowi, ale tym samym pozbawiacie damę przyjemności podziwiania przedstawień. Uważam panów za dżentelmenów, dlatego mam nadzieję, ze ten problem zostanie szybko rozwiązany.. Po drugie: nie bardzo rozumiem, dlaczego panowie opierają sukces opery na osobie divy Carlotty Giudicelli. Pragnę zauważyć, ze jej talent jest raczej wątpliwy a uroda dawno przeminęła wraz z wiekiem. Jej obecna sława opiera się na wspomnieniu jej dawnych sukcesów. Pragnę zauważyć, że panów wybór jest błędny, bo może to zaszkodzić całej operze. Radziłabym z całego serca zwrócić uwagę na młody talent, jakim jest Christine Daae. Mój małżonek postarał się, aby ta młoda osoba rozwijała swoje potencjały we właściwym kierunku, co zresztą można było usłyszeć na ostatniej premierze. Prosiłabym, aby w następnym przedstawieniu to właśnie ona była divą. Ostatnia z moich próśb tyczy się kwiatów. Zauważyłam, że w operze brak jest tulipanów. To takie wdzięczne kwiaty. Życzyłabym sobie by dostarczano je przed każdym przedstawieniem do mojej loży. Mogą panowie uznać tę prośbę za kaprys damy, ale czyż mężczyźni nie są od spełniania takich kaprysów. Bardzo panów proszę, aby powyższe prośby i sugestie zostały jak najszybciej spełnione. Z góry za to dziękuje.
Pani U. O. PS. Musze pogratulować panom baletu. Madame Giry jest osobą bardzo kompetentną. Sugerowałabym dla niej małą podwyżkę w celu wynagrodzenia zaangażowania. Proszę to przemyśleć. Po przeczytaniu tego listu w gabinecie dyrektorów opery zaległa głucha cisza. - I co o tym myślisz Andre? – zapytał po dłuższej chwili Firmin swojego wspólnika, który cały czas wpatrywał się w kartkę zapisaną czerwonym, eleganckim charakterem pisma. - Ten list pachnie kobiecymi perfumami- odrzekł przykładając róg listu do nosa. – I to bardzo ładnymi. Wyczuwam jaśmin i nutkę jabłoni... - Nie o to pytam - parsknął Firmin wyraźnie podenerwowany tak beztroskim zachowaniem kolegi.- Co sądzisz o treści tego listu? - Pisała go kobieta – stwierdził obracając kartkę w dłoni. –I nie ma wątpliwości, że to jakaś dystyngowana i bardzo uprzejma dama. Czyżby nasz upiór miał żonę? - Widzę kolego, że cię to bawi – Firmin z bardzo poważną miną zabrał list i przyglądnął mu się uważnie. – Przecież ten robotnik naprawdę ją widział. Cloudet nigdy by mnie nie okłamał. Mówił, ze zobaczył kobietę w czarnej sukni i pelerynie. Była dość wysoka i miała długie czarne jak smoła włosy. Miała białe dłonie i biała maskę na twarzy. - Białą maskę – powtórzył z zastanowieniem Andre. – Ciekawe. Dziwne miejsce ta opera. Najpierw upiór, teraz jego żona. Co jeszcze może się pojawić? - Najlepiej nic – przerwał mu wspólnik, po czym podarł list na strzępy.- O tej sprawie nie może się dowiedzieć nikt. Musimy zabronić Cloudetowi, aby cokolwiek mówił na temat tej tajemniczej kobiety i jej listu. - A wicehrabia? - On tym bardziej nie powinien o niczym wiedzieć. - Tylko, ze ona w liście prosiła kilka rzeczy- przypomniał Andre wskazując na drobne kawałki papieru leżące na podłodze pod stopami Firmina. - Tulipany chyba nie są drogie – zaczął powoli kierując się do wyjścia. – A wicehrabiemu powie się, że loża nr 5 jest remontowana. – po czym odwrócił się. – A madame Giry dawno już należała się mała podwyżka.
|
|
|
Post by Kaja on Dec 11, 2006 20:37:58 GMT 1
Dyrektorzy opery nawet nie zdawali sobie spraw jak szybko mogą przemieszczać się wiadomości w całej operze. Wystarczyło pół godziny, aby cały niższy personel wiedział o istnieniu Pani Upiór. A to wszystko za sprawą żony Cloudeta, której mąż jeszcze przed nakazem dyrekcji opowiedział przebieg tego dziwnego spotkania. Jego żona, Anette była jedną ze sprzątaczek i słynęła z umiłowania do różnych plotek. Pół godziny było wystarczającym dla niej czasem, aby o żonie Upiora dowiedziała się każda osoba należąca do personelu opery. Ponad to w tym czasie ta postać obrosła w legendę. Okazało się także, że nie tylko Cloudet ją widział. Szczególnie najbardziej jej postacią interesowały się dziewczęta z baletu. - ...i mówię wam. Ona jest tak samo brzydka jak upiór – stwierdziła Simone jedna z młodych baletnic, kiedy cała grupa przebierała się do ćwiczeń. – Dlatego nosi maskę na twarzy. - A ty skąd jesteś tego taka pewna – oburzyła się Luise. – Moja mama mówi, ze ona jest bardzo ładna. Ma długie, czarne, kręcone włosy i jasną jak alabaster skórę a do tego piękne i regularne rysy twarzy, które chowa pod maską, gdyż jej mąż Upiór jest o nią bardzo zazdrosny i tylko on może oglądać jej twarz. Czyż to nie romantyczne? Dziewczęta westchnęły rozmarzonym głosem. - A ja słyszałam – zaszczebiotała Monica, najniższa ze wszystkich baletnic. – Jak garderobiana Calotty mówiła, ze ta dama mieszka w podziemiach wraz ze swoim małżonkiem upiorem. A on urządził jej tam piękne komnaty i co rano przynosi dla niej świeże kwiaty. - Tulipany – wtrąciła mała Betty, córka kwiaciarki. – Wiem o tym, bo panowie dyrektorzy zamawiają u mojej mamy codziennie tuzin tych kwiatów. Podobno są to jej ulubione kwiaty. - Tulipany czy też inne kwiaty, co to ma za znaczenie – stwierdziła Monica. – Chciałabym, aby kiedyś ktoś robił dla mnie podobne rzeczy i tak mnie kochał. Dziewczęta zaczęły się przebierać wspominając jeszcze Panią Upiór. A Meg w tym czasie podeszła do Christine. - I widzisz Christine nie masz już się, czego obawiać – szepnęła do swojej przyjaciółki. –Ten upiór ma już żonę i na pewno zostawi cię w spokoju. Nie cieszysz się Christine? Christine milczała. Kiedy tylko dowiedziała się, że pojawiła się ta Pani Upiór, poczuła się oszukana. Jeszcze niedawno jej Anioł Muzyki zaprowadził ja do swojej siedziby i zapewniał, że to ona jest dla niego najważniejsza. Pokazał nawet jej podobiznę w sukni ślubnej. Wprawdzie to on okazał się upiorem a ona odrzuciła jego zaloty i obdarzyła nimi Raoula ale, żeby tak szybko zapomniał o niej i już ma nawet ma żonę. A do tego ta kobieta jest piękna. Zrobiło się jej przykro. - Dziewczęta! – jej rozmyślania przerwał głos madame Giry.- A wy jeszcze nie jesteście gotowe. Znowu marnujecie czas na plotki. - Zastanawiamy się jak wygląda Pani Upiór – wyrwała się Simone. – Słyszałam, że jest blada jak śmierć i bardzo brzydka. - Simone wstydziłabyś się – oburzyła się madame Giry. – Baletnice nie powinny plotkować o takich rzeczach. Proszę zaraz się przebrać i wyjść na scenę. - Mama nie da powiedzieć o tej kobiecie złego słowa – szepnęła Meg do Christine kiedy wybiegały na scenę.- Podobno to za jej wstawiennictwem dostała podwyżkę.
|
|
|
Post by Kaja on Dec 18, 2006 22:28:12 GMT 1
Od chwili pojawienia się pani Upiór w operze zaczęły dziać się osobliwe rzeczy. A to zniknął ulubiony piesek Carlotty, który dziwnym trafem znalazł się w pracowni perukarskiej. A to ktoś udekorował operową jadalnię kwiatami przeznaczonymi na premierę „Carmen.” To znowu baletnice dostały nowe baletki a dyrekcja otrzymała list w którym wystawiono kategoryczne żądanie o polepszenie warunków mieszkaniowych tych dziewcząt. A we wszystkich tych zdarzeniach zawsze brała udział tajemnicza zjawa czyli małżonka upiora. Mimo, że od czasu pojawienia się pani Upiór minęły dwa tygodnie, Erik nie zdawał sobie sprawy z jej obecności. To było Elli nawet na rękę, gdyż postanowiła, że najpierw musi poczuć się pewnie w tym miejscu i swojej roli. A pracy było mnóstwo. Erik żył w operze już kilkanaście lat a ona dopiero poznawała wszystkie kryjówki, zakamarki i tajemne przejścia. Przez te dwa tygodnie prawie zupełnie nie wychodziła z opery. Całe dnie spędzała pracowicie, tak, że kiedy tylko nastawał wieczór padała zmęczona w pokoju baletnic nie mając siły wracać do domu. Teraz też myślała, że znajdzie tam chwilę spokoju, gdy nagle pojawiła się Christine. Dziewczyna nie od razu zauważyła, że w pokoju jest jeszcze ktoś. Usiadła na swoim łóżku i westchnęła głęboko coś mówiąc do siebie. Eleonor wydawało się, że słyszy jakby „anioł.” - Christine – powiedziała to szeptem aby nie przestraszyć przyjacółki. Jednak ta zerwała się na równe nogi. - Elli! Nie wiedziałam, że tu jesteś – zaczęła się tłumaczyć. – Ja chciałam… - Chciałaś zostać sama – dokończyła za nią. – A ja ci przeszkodziłam, ale już idę. - Nie – zaprotestowała Christine siadając koło przyjaciółki. – Ja właściwie chciałabym z kimś porozmawiać. - A co cie trapi? – Eleonor usiadła wygodnie na łóżku tak by widzieć dokładnie Christine. Nie trzeba było być dobrym obserwatorem by zobaczyć, że dziewczynę coś martwi. - Och Elli! – zawołała ze znaną sobie egzaltacją. – Ja nie wiem co mam zrobić. Od tej premiery „Il muto” tyle się podziało w moim życiu i ja naprawdę nie wiem czy dobrze zrobiłam, że zostawiłam swojego anioła. Eleonor spojrzała na nią zaskoczona zastanawiają się czyżby jej plan tak szybko zaczął działać. - Z tego co rozumiem to nie daje ci już lekcji? – zapytała ostrożnie. - Nie, bo jak dowiedziałam się, że on to upiór i jeszcze jak teraz zabił tego maszynistę to ja się go boję, ale on zawsze był dla mnie taki dobry i teraz naprawdę go potrzebuje a do tego jeszcze jego żona… Christine mówiła bardzo nieskładnie, tak, że Elli musiała bardzo się skupić by zrozumieć dziewczynę. - Poczekaj – przerwała jej. – Potrzebujesz go? Czy masz jakieś problemy z głosem? - Wszystko jest z nim w porządku – stwierdziła. – Tylko, że ja … Wiesz on wtedy, kiedy byłam w podziemiach tyle mi obiecywał a potem pojawiła się ta jego żona. - Wiesz Christine to chyba normalne, że ma żonę. – odparła uśmiechając się. - W końcu sama powiedziałaś, że to zwykły mężczyzna. Christine opuściła wzrok jakby coś rozważała. Po czym odparła pełnym goryczy głosem. - To po co obiecywał mi to wszystko? Mówił, że jestem jego aniołem i w ogóle. - Czy ty go przypadkiem nie kochasz? – zapytała znienacka. Christine spojrzała na nią a po chwili zerwała się z łóżka i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju. - Ja kocham Raoula! – zawołała dosyć głośno. – On jest taki dobry, czuły. Wiesz on też powiedział, że mnie kocha. - Christine uspokój się i usiądź przy mnie – odparła Eleonor spokojnym głosem pokazując jej miejsce przy sobie. Przyjaciółka posłuchała ja od razu. Przez chwilę milczały po czym Elli znowu spokojnie zaczęła mówić. - Z tego co widzę to dwóch mężczyzn darzy cię uczuciem a ty nie wiesz którego tak naprawdę wybrać, bo czujesz coś do nich a serce nic ci nie podpowiada. Czy nie mam racji? Christine kiwnęła tylko głową a w jej oczach pojawiły się łzy. - Zatem jest ich dwóch – mówiła dalej.- Wicehrabia de Chagny. Piękny i bogaty młodzieniec. - Poznaliśmy się jak byliśmy dziećmi – wtrąciła żywiołowo Christine. – A teraz jak mnie zobaczył powiedział, że od zawsze mnie kochał. On jest dla mnie taki czuły. Obsypuje mnie drogimi prezentami i dziś zabiera mnie na kolację. - Prezenty i czułość to nie wszystko – stwierdziła Eleonor poważnym głosem, bo nagle pomyślała, że Raoul może po prostu szukać w Chris kochanki. Wprawdzie nie spodziewała się tego po kuzynie, ale jego brat podobnie zabawiał się z madame Sorelli, której bardzo odpowiadał ten układ. Christine jednak nie była podobna do Sorelli. Elli przypomniała sobie, że nie rozmawiali jeszcze o kimś. - A Erik? – zapytała. Twarz Christine spochmurniała a jednocześnie coś dziwnego pojawiło się w oczach. - On był przy mnie tak długo – westchnęła. – Właściwie zawsze i nigdy mnie nie zawiódł. To właściwie ja go zdradziłam. Chociaż chyba mi to wybaczył. Zamilkła, bo łzy popłynęły jej po policzkach. Otarła je wnęczem dłoni jak dziecko i mówiła dalej. - Ale on jest upiorem. On mieszka tam na dole a ja wiem, że przenigdy już tam nie wrócę. Zrozum Elli, że ja nie mogę żyć bez słońca. Tylko, że jak pomyślę, że już nigdy go nie usłyszę jego głosu to tak bardzo mnie boli tutaj. Wskazała pierś. - Ja wiem, że on zamordował człowieka i brzydzę się tym i boję się go. Boje się tej strasznej twarzy i pragnę o nim jak najszybciej zapomnieć. Tylko, że przez tyle lat jego głos był dla mnie ukojeniem a jego obecność dodawała mi otucha. Ja po prostu nie mogę o nim tak zapomnieć i za każdym razem tak bardzo pragnę jego obecności. Tylko, że on teraz ma już swoją żonę. Kiedy skończyła mówić Eleonor nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Przytuliła po prostu swoją przyjaciółkę. - Nie martw się Christine wszystko się ułoży – szepnęła. – Postaram się o to. - Dziękuję Elli – odparła już weselszym głosem. – A teraz muszę iść się przebrać. Raoul wkrótce się pojawi a ja tak bardzo chcę się z nim spotkać. - I co ma zrobić ta biedna dziewczyna? – pomyślała Eleonor, kiedy już była sama. – Czy Raoul ją kocha naprawdę to sprawdzi pani Upiór. Co zaś do Erika to, bo boję się, że to co może zaoferować Christine to za mało. Westchnęła zmęczona. Jakoś miała już wszystkiego dosyć. Chociaż była wdzięczna, że to ona nie ma takich kłopotów jak Christine. Zamknęła oczy a jej myśli pobiegły ku jednej osobie. Uśmiechnęła się gdy w jej myślach pojawiła się twarz Andre i marząc o nim zasnęła.
|
|
atraktywna
Odwiedzający Operę
Samozwańczy Były Geolog Forum ;)
Posts: 152
|
Post by atraktywna on Dec 19, 2006 16:51:39 GMT 1
"a przede wszystkim trzeba poprawić wizerunek upiora w tym miejscu" - dobre! Ta Christine taka niepozbierana... tu jeden drogie prezenty daje... tam drugi ładnie śpiewa... Swoją drogą klasyczny kobiecy problem: jak facet ją kocha, a ona go nie chce, to wszystko jest w porządku. Ale jak ten sam facet znajdzie sobie inną, to już jest źle, bo każda kobieta próżna jest i lubi, jak facet do niej wzdycha, a nie znajduje sobie nowy obiekt uczuć i, nie daj Boże, żeni się z tymże obiektem. I od razu się zaczyna: a co ona ma, czego ja nie? A co on w sobie jednak ma, skoro tamta go chciała? A w ogóle to jakim prawem on się odkochał To się nazywa pies ogrodnika: sama nie zje i drugiemu nie da
|
|
|
Post by Kaja on Dec 19, 2006 21:41:55 GMT 1
A kto zrozumie kobiety. Nawet Erik bedac geniuszem poległ w tej materii
- Eleonor, Elli – usłyszała znajome wołanie, które wyrwało ją ze snu. Niechętnie otworzyła oczy jednocześnie odpędzając słodkie senne obrazy. Niestety głos, który należał do cioci Antoinette bezlitośnie przywołał ją do rzeczywistości. - Widać nie jest możliwe się wyspać w tym miejscu – pomyślała spoglądając jeszcze sennym wzrokiem na ciotkę, której mina nie mogła wróżyć przyjemnej rozmowy. - Eleonor ja się martwię – zaczęła poważnym głosem. - Nie ma powodu ciociu – odparła jak zwykle beztrosko. – Przecież nie dzieje się nic złego. - A pani Upiór? – madame Giry od razu przeszła do sedna sprawy. - Co pani Upiór? – wzruszyła ramionami. – W końcu Erik znalazł sobie żonę chyba normalne dla mężczyzny w jego wieku. Zresztą nawet w Biblii jest mowa, że nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam, nieprawdaż? Antoinette nic nie powiedziała, bo nie spodziewała się takiej odpowiedzi. - Ciociu wszystko będzie dobrze – Elli uspokajała ją. – Ja chce po prostu, aby wszystko się dobrze skończyło. - Ale dlaczego ty właśnie musisz być jego żoną? – westchnęła widząc, że nie przekona swojej bratanicy. - Ciociu ja już prawie mam męża i na pewno nie jest to Erik tylko Andre – jej głos był bardzo stanowczy. – I zrozum ciociu, że tylko on jest właściwie moją połówką. Ja to wiem już od zawsze. To tak jak w tej bajce o połówkach pomarańczy niby wszystkie wyglądają podobnie, ale tak naprawdę pasują tylko dwie. - Znam tą bajkę – potwierdziła kiwnięciem głowy. Sama pamiętała jak jej matka w dzieciństwie opowiadała jej i Phillipe. – Ale kim w tym wszystkim jest Erik? - Skórką – przyszło jej do głowy, ale nie powiedziała tego na głos. – Wydaje mi się, że on pomylił połówki. To znaczy mogę się mylić i musze to sprawdzić. I jeszcze raz cię proszę ciociu zaufaj mi ja się wszystkim zajmę. A i proszę cię jeszcze abyś zwracała uwagę na Christine aby nie zrobiła głupstwa. - Głupstwa? – zapytała zaskoczona tymi słowami starając się dowiedzieć czegoś więcej. - Tak ciociu – kiwnęła głową. – A teraz wybacz mi musze wracać do domu hrabiny. I szybko, aby uniknąć dalszych pytań wyszła z pokoju.
|
|
|
Post by Green Eyes on Dec 21, 2006 19:58:19 GMT 1
Nadrobiłam zaległości w czytaniu i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy
|
|
|
Post by Kaja on Dec 21, 2006 21:24:18 GMT 1
oto on
Wczesnym rankiem pojawiła się znowu w operze. Miała dziś zacząć realizować pewien plan, który powinie doprowadzić do spotkania Raoula z panią Upiór, ale do tego potrzebowała garderoby Carlotty, którą diva wciąż używała. Musiała też dowiedzieć się jak otwiera się przejście przez lustro, które Erik używał do wprowadzenia Christine do lochów. Eleonor bez trudu znalazła ten korytarz, jednak nie umiała otworzyć lustra. Postanowiła, zatem zapytać o wszystko Erika a pretekstem miało być poranne śniadanie. Elli przygotowała wszystko skrupulatnie pamiętając, co Helen zawsze powtarzała na temat mężczyzn i ich upodobania do dobrego jedzenia. Akurat, kiedy była w kuchni, Ritta przygotowywała śniadanie dla Carlotty: tosty, jajko po wiedeńsku, herbata z mlekiem a do tego na deser owoce egzotyczne. Eleonor nie mogła się powstrzymać, gdy tylko zobaczyła pomarańcze. Zabrała kilka, które zapakowała do małej miseczki. Dołożyła do nich jeszcze jedną cytrynę. - Będzie do herbaty – mruknęła i zabierając koszyk ruszyła w stronę zejścia do podziemi. * - Dzień dobry- zawołała od wejścia donośnym głosem, jednak nie usłyszała odpowiedzi. Nawet się jej nie spodziewała. Zauważyła jednak, że w podziemiach jest bardzo cicho. - Pewnie już wyszedł, albo jeszcze śpi – stwierdziła wchodząc do środka. Jednak, kiedy tylko znalazła się w salonie od razu dostrzegła, że właściciel jest obecny w domu. Erik siedział na fotelu zupełnie nie reagując na jej pojawianie się. Eleonor od razu dostrzegła, że coś jest nie tak. Zawsze ubrany w smoking dziś miał na sobie tylko biała koszulę i spodnie. Maska, z którą prawie w ogóle się nie rozstawał leżała na małym stoliku przy fotelu natomiast cały czas miał przyciśnięta do twarzy prawą rękę. - Przyniosłam śniadanie – oświadczyła Elli. – Na co masz ochotę? Nie odpowiedział, co więcej nawet na nią nie spojrzał. Odłożyła koszyk na stół i usiadła w fotelu naprzeciwko. - Boli cię, prawda? – zapytała po dłuższej chwili. Teraz spojrzał na nią ponurym wzrokiem. - Nie wiedziałam, że może cie to boleć – spoważniała. – Może potrzebujesz pomocy? Lekarza? - Nie potrzebuje tu żadnego lekarza! – wybuch nagle, po czym się skrzywił z bólu. - Czyli nie jest z tobą tak źle skoro jeszcze masz siłę protestować – stwierdziła z uśmiechem. – Ale radziłabym abyś pohamował emocje, bo ci zaszkodzi. - Po coś tu przyszła? – jęknął niewyraźnie. - Przyniosłam śniadanie – powtórzyła wskazując na koszyk. – Zaraz przygotuje ci coś dobrego. - Nie mam ochoty jeść- zaprotestował słabym głosem. Mimo, że nie dała tego po sobie poznać współczuła mu. Czuła jedna, że gorzej zrobi, gdy otwarcie okaże mu litość. - To chociaż zjesz kawałek pomarańczy – zaproponowała i nie czekając na zgodę wyciągnęła owoc i poczęła go obierać przy pomocy swojego sztyletu. - Dziwię się, że o tej porze masz czas przesiadywać w podziemiach – zaczął przypominając sobie, że ostatnio jak wspomniał o jej pracodawczyni ona szybko się wyniosła. – Co na to hrabianka Nora? - Wyjechała z hrabiną de Vigny – rzuciła Elli starając się skupić na obieraniu pomarańczy. - I nie zabrała cie ze sobą? – w tym pytaniu była nutka kpiny. Erik musiał przyznać, że kiedy nie skupiał się na bólu czuł go znacznie mniej. – Co za szkoda. - Nie sądzę – zaczęła dzielić owoc na połówki. – Hrabina to wredna wiedźma. Nie sądziła, że kiedyś to powie, ale w końcu jej ulżyło. Teraz już nie była hrabianką Norą, ani nawet wnuczką Eleonorą tylko zwykłą garderobianą. A te małe kłamstewka powinny zostać jej wybaczone. W końcu nie mijała się z prawdą. Hrabianka Nora zawsze znikała wraz z wyjazdem hrabiny. - Każe swojej wnuczce Norze wyjść za nudnego wicehrabiego, mimo, że ona już jest zaręczona – mówiła dalej. – Jej narzeczony nie jest z wyższych sfer, ale on ją kocha i zrobi dla niej wszystko. Niestety hrabina postara się, aby do tego nie dopuścić. - I co ona zrobi? – zapytał Erik, kiedy skończyła. - Będzie o niego walczyć – Elli odpowiedziała z takim zapałem, że po jej słowach zapadła cisza w pokoju. - Proszę – szepnęła po chwili podając mu mały talerzyk z kawałkami pomarańczy. Erik wciął go do lewej ręki, jednak prawą wciąż miał przyciśniętą do twarzy. Nie mógł ją oderwać, bo maska, która zawsze zasłaniała zniekształcenia na jego obliczu, leżała na stoliku. - Przecież ja już to widziałam – odparła Elli widząc, w czym rzecz. – A zresztą jak chcesz. Ja mam ochotę napić się herbaty i pewnie ona też ci pomoże. Kiedyś widziałam tu samowar. I ruszyła wraz koszykiem w głąb mieszkania. Erik chciał zaprotestować słysząc o używaniu samowaru przez kogoś innego niż on. Z drugiej strony został w końcu sam i mógł wreszcie założyć maskę. Gdy tylko to uczynił od razu poczuł się pewniej. Nie wiedział jednak, że Eleonor kątem oka przygląda mu się. - To musi być zapalanie – pomyślała widząc jego twarz. Zapadnięty policzek zdeformowaną wargę i nos oraz nienaturalnie wygięta brew. Wszystko to mogło budzić odrazę, ale Eleonor jakoś nie odczuwała jej. Była raczej zła na Christine i jej wybujała wyobraźnie i na Erika z tym jego ślepym uporem. – Oj zobaczysz panie Upiorze, jeszcze tu przyjdzie do ciebie lekarz a wtedy nie będziesz miał wyjścia.
|
|
|
Post by Green Eyes on Dec 21, 2006 21:50:46 GMT 1
No nie mam pytań, ale mnie niespodzianka spotkała z nastęnym fragmentem i to tak szybko I będzie operacja...
|
|
|
Post by Kaja on Dec 29, 2006 23:01:36 GMT 1
Po jakimś czasie podziemny pokój wypełnił zapach świeżych pomarańczy i aromatycznej herbaty, która została podana do stołu. Mimo obaw Erika o samowar i to, co miało zostać w nim zaparzone spróbował zawartości filiżanki. Herbata wyszła dosyć przyzwoicie, co sam musiał przyznać. Elli także była zadowolona ze swojego dzieła. Z przyjemnością rozsiadła się na dużym fotelu naprzeciwko Erika. - Dobra herbata jest najlepsza na wszystko – rzekła z błogim uśmiechem. – Mam nadzieję, że twój „przyjaciel” nie pojawi się znienacka zakłócając nam tak miły poranek. - Masz na myśli Darogę? – zapytał odkładając filiżankę. – On nie jest moim przyjacielem i nie pojawi się tutaj. Przynajmniej dzisiaj. - Kimkolwiek dla ciebie jest wiem jedno nie lubi cię zbytnio. Spojrzała uważnie na Erika. Nie byłaby sobą, gdyby nie zapytała o to. Już jakiś czas rozmyślała nad ty, kim właściwie jest ten człowiek, który siedzi naprzeciwko niej, kim był, jaką miał przeszłość. - To mało powiedziane – zaśmiał się niezbyt miło. – Najchętniej widziałby mnie w piekle. - Był zamknięty w tym pokoju z lustrami, prawda – przypomniała sobie rozmowę z Persem. - Aż się dziwie, że ci się przyznał – spojrzał na nią zaskoczony. – Zamknęłam go tam raz, o mało nie umarł, ale nie powiesił się. Eleonor przez chwilę milczała popijając herbatę. - Po tym wszystkim jednego nie rozumiem – odezwała się w końcu. – Dlaczego cały czas jest przy tobie? - Bo kiedyś złożył przysięgę i choć chciałem go z niej zwolnić on uważa, że może to tylko zrobić śmierć. - Boże, kolejny dziwak – westchnęła odkładając prawie pustą filiżankę. – I zapewne uwięziłeś go tam przez jedną ze swoich zapadni. Zresztą tu są nie tylko zapadnie, ale i tajemne przejścia jak na przykład to za lustrem. - Jego już nie używam – odparł szorstko. - Wątpliwa przyjemność, jeśli mieszka tam Carlotta – odparła uśmiechając się. – Choć jakby tak upiór złożył jej odwiedziny. - Ani myślę. Za jej śpiew należy się jej tylko stryczek. Eleonor zaśmiała się wspominając jak upiór poradził sobie ostatnio z głosem divy. - W takim razie ja chętnie zaglądnę do niej nawet teraz – postanowiła odkładając filiżankę i wstając z fotela. – Tylko powiedz mi jak się otwiera to lustro od strony lochów. - Po co ci to wiedzieć? – zapytał podejrzliwie. - A ty, czemu nie chcesz mi zdradzić? – uśmiechnęła się uroczo. – W końcu nie darzysz naszej divy sympatią a ja bardzo bym chciała zobaczyć jak działa to lustro. Niestety tam musi być jakaś blokada, bo od strony lochów nie da się otworzyć przejścia. - I się nie dowiesz – oznajmił stanowczym głosem. – Nie pozwolę, aby ktoś tamtędy trafił do mojego domu. Eleonor nie myślała jednak się poddawać. Zmrużyła oczy i zaczęła mówić spokojnym i słodkim głosem. - Ty wiesz, że ja i tak otworze to przejście. Będę się starać na różne sposoby i nie cofnę się nawet, gdy ktoś mnie zobaczy. Jeśli natomiast sam mi pokażesz jak się otwiera to obiecuje, że nikt nigdy się nie dowie o nim. Zresztą jak pamiętasz przysięgałam. - Zaczynam żałować, że się zgodziłem na ten układ – westchnęła bezradnie. Sam już nie wiedział ile razy marzył o tym, by udusić ją gołymi rękami. – Dolna cegła po lewej stronie. Należy ją wcisnąć wówczas same się odsuną. Z drugiej strony nie ma możliwości otworzyć, jeżeli cegła nie jest wciśnięta. Nawet nie wiem, po co ci to mówię. - Dziękuję i wierz mi nie pożałujesz. Uśmiechnęła się szeroko. - Zatem do dzieła pani Upiór – pomyślała przypominając sobie, że w kieszeni ma małą białą maskę.
|
|
|
Post by Kaja on Jan 2, 2007 20:41:17 GMT 1
Korytarz był ponury i wilgotny. Tylko mała oliwna lampka oświetlała Elli drogę prowadzącą do lustra. Przez cały spacer podziemnymi korytarzami opery zastanawiała się nad opowieścią Christine na temat cudownej wędrówki do królestwa jej anioła. - Ta dziewczyna ma wyobraźnie – westchnęła widząc koniec korytarz i duże, zakurzone zwierciadło. Postawiła na podłodze kaganek i założyła na twarz swoją białą maskę. - Carlotta powinna być w garderobie – pomyślała zbliżając się do lustra. Wiedziała, że jeżeli stanie w odpowiednim miejscu jej sylwetka nie będzie widoczna po drugiej stronie zwierciadła. Nie myliła się. Diva była obecna w pokoju wraz ze swoją służącą. Dokładnie było słychać też każde słowo ich rozmowy. Zresztą w operze trudno nie było usłyszeć jej krzykliwego sopranu. - Mam nadzieję, że Carlotta jest na tyle próżna, by często przeglądała się w zwierciadle – pomyślała. Nie miała ochoty spędzać całego dnia w lochach. Zresztą liczyła, że najpóźniej jutro Christine zajmie garderobę. Na szczęście nie czekała długo. Po chwili Carlotta ubrana w różowy szlafroczek pojawiła się przed lustrem. Teraz wystarczyło zrobić krok do przodu, uśmiechnąć się szeroko i pomachać przyjaźnie. Dosłownie w jednej chwili diva wydała z siebie przeraźliwy okrzyk. - Tam ktoś jest!!! – krzyczała jak szalona. – Ktoś jest w moim lustrze!!! Krok do tyłu. - Ale tam jest tylko pani odbicie – odezwała się służąca, która zaraz stanęła przy niej. - Uważasz mnie za głupią? – zrugała ją diva. – Sadzisz, że nie poznaje swojego odbicia w lustrze? - Nie to miałam na myśli, ale…- starała się wytłumaczyć widząc gniew swojej pracodawczyni. - Idź precz – rozkazała. – Sama wiem, co widziałam. Służąca odeszła posłusznie a Carlotta coś szepcząc do siebie znowu spojrzała w zwierciadło. Teraz wyraźnie dostrzegła kobiecą postać w białej masce. - AAAAAAAA!!!!- krzyk ten mógł zagłuszyć nawet gwizd lokomotywy. – To kobieta w masce!!! - Pani upiór – wyrwało się służącej. - Pani upiór? – Carlotta spojrzała na nią wściekłym wzrokiem. – Kto to taki? - To żona Upiora tej opery – mówiła jąkając się. – Nie widziałam jej, ale podobno nosi białą maskę… - Kolejna zjawa?! – wrzasnęła diva. - Nie zniosę tego! Oni mieli zrobić, aby takie coś się nie zdarzało! Ja im nie podaruję! Zobaczycie! Naprawdę odchodzę! Żegnam! I wybiegła z garderoby trzaskając przy tym drzwiami, tak, że nawet Elli to poczuła. - Udało się – szepnęła Eleonor ściągając maskę. – Ale zabawa. Wracając chichotała wspominając sobie minę Carlotty. A wieczorem Margaret Giry dostarczyła dyrektorom opery list następującej treści.
Szanowni Panowie
Serdecznie dziękuję za spełnienie moich kaprysów. Nawet panowie nie wiedzą jak dużo dla kobiety to znaczy. Co do repertuaru opery to miałabym ochotę w najbliższym czasie usłyszeć „Traviatę.” Proszę tylko o to by nie obsadzać w roli Violetty naszą divę Carlottę. To byłaby niewybaczalna zbrodnia. Ona ma głos podobny do ryczącej oślicy i przekonałam się o tym dzisiaj, gdyż słyszałam jak żywiołowo reagowała na pewne problemy z jej garderobą. Sugeruję, zatem, aby garderobę, którą właśnie opuściła przekazać Christine Daae. Nie rozumiem jak można pozwoli, aby ten przepiękny głos tak marnować w tych zimnych pokojach chórzystek. To niewybaczalne, panowie. Za szybką przeprowadzkę tej dziewczyny będę dozgonnie wdzięczna.
Z wyrazami szacunku.
Pani U.O.
|
|
|
Post by Kaja on Feb 4, 2007 20:15:38 GMT 1
Zmiany zostały poczynione w ciągu kilku dni. Zresztą Carlotta nie chciała słyszeć o tym, że będzie musiała przebywać w tym nawiedzonym pokoju. Z miejsca też zażądała tygodniowego urlopu na podleczenie szarganych nerwów. Wkrótce Christine stała się mieszkanką eleganckiej garderoby. Zanim jednak Eleonor przystąpiła do realizacji dalszej części planu, która miała dotyczyć Raoula postanowiła zająć się Erikiem. Te bóle bardzo ją zaniepokoiły i postanowiła spotkać się z osobą, która wyjaśniłaby jej parę rzeczy. * Kiedy znalazła się przed drzwiami do mieszkania pani doktor Renaux usłyszała, że za nimi panuje spore zamieszanie. Mimo to podniosła rękę aby zapukać, jednak zanim to uczyniła drzwi same otwarły się i stanęła w nich doktor Anna. - Eleonor? – odezwała się od razu. - Przepraszam, chyba jestem nie w porę – stwierdziła Elli. - Właśnie wychodzę – odrzekła Anna dopinając płaszcz w który była ubrana. – Dziecko mojej znajomej ma poważne duszności… - Przyjdę kiedy indziej – oświadczyła chcąc się wycofać. Anna spojrzała jednak na dziewczynę bystrym wzrokiem. - To nie powinno długo potrwać a jeśli masz czas możesz ze mną jechać. Każda pomoc się przyda – zaproponowała szybko. - Bardzo chętnie – zgodziła się Eleonor. Zależało jej na rozmowie z Anną a i sama była ciekawa tego co robi pani doktor. * - Już po wszystkim – odetchnęła cicho pani doktor wychodzić z pokoju.- Chłopczyk powinien spać do rana a jutro przyjdę sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Eleonor bez słowa przyglądała się pewnym działaniom tej drobnej kobiety. Była pod wrażeniem jej opanowania i spokoju, który od razu uspokoił przerażona matkę dziecka. - Dziękuję pani doktor...- zaczęła matka głosem pełnym ulgi chwytając Annę za dłonie. - Nie trzeba, naprawdę nie trzeba – odparła łagodnym głosem. – Proszę iść odpocząć nie wygląda pani najlepiej. A my też powinniśmy wrócić do domu. Maria pewnie się niecierpliwi. Wyszły z kamienicy milcząc. Eleonor wciąż myślała o tym, co przed chwilą zobaczyła. Ta kobieta przed chwilą uratowała życie temu chłopczykowi. Ukradkiem spojrzała na twarzy Anny, na której malowało się zmęczenie ale też zadowolenie i spokój, który zdawał się ogarniać zarówno Elli jak i wszystko dookoła. - Wiesz chyba zmieniłam zdanie – oświadczyła nagle pani doktor, gdy miały wsiadać do powozu Eleonor. – Dziś taka gwieździsta noc, choć mroźna noc a ja nie pamiętam, kiedy ostatnio oglądałam gwiazdy. Do mojego domu jest tylko kilka ulic a mały spacer dobrze nam zrobi na sen. Eleonor odesłała powóz, po czym ruszyły niezbyt szybkim krokiem wąskimi uliczkami Paryża. - To co pani zrobiła było nadzwyczajne – odrzekła po chwili Elli głosem pełnym uznania. - Proszę cię mów mi Anno – poprosiła ją. Eleonor zauważyła, że całe zmęczeni, które przed chwilą widziała u Anny gdzieś odeszło.– I to wcale nie było nic nadzwyczajnego. Zawsze to chciałam robić i udało się. Chociaż wiele mnie to kosztowało – urwała przyspieszając nieznacznie kroku po czym dodała. – Teraz jednak na pierwszym miejscu pozostanie dla mnie rodzina. - Ona też będzie dla mnie najważniejsza – odparła Elli. – Jeśli tylko ją założę. Mam taką nadzieję. - Nadzieję? – Anna zwolniła kroku spoglądając na wyraźnie zatroskaną twarz swojej towarzyszki. – A czyżbyś się wahała? - Nie, ale to wszystko jest takie skomplikowane – westchnęła miętosząc w ręce parę rękawiczek. – A teraz jest jeszcze bardziej zawikłane a ja czuje się taka bezsilna. Anna zatrzymała się. Zawsze była dobrą obserwatorką, co zawsze było duża zaletą w zawodzie lekarza. Teraz jednak już dawno dostrzegła, że ta młoda kobieta nie jest do końca tym za kogo można by było ją uważać. - Ten powóz jest bardzo kosztowny w utrzymaniu – zaczęła nagle jakby starając się jej ułatwić. - Należy on do hrabiny de Vigny – wyjaśniła Elli. – Mojej babki. Anna dobrze znała to nazwisko. Mieszkała już długo w Paryżu a rodzina de Vigny należała do jednych z najznakomitszych rodzin tego miasta i najbogatszych. Teraz zaczynała powoli wszystko rozumieć. - Andre jest dla niej tylko architektem – odrzekła głosem jakże podobnym do hrabiny. – Bez tytułu i pochodzenia. - I zapewne twoja babcia ma już dla ciebie odpowiedniego kandydata na męża- dokończyła Anna, po czym dodała z udawanym zachwytem. – Zapewne jakiegoś przystojnego i bogatego hrabiego. - Wicehrabiego – poprawiła Eleonor uśmiechając się ironicznie. – I jest on przystojny i bogaty a także strasznie nudny. - Ale ty i tak postawisz na swoim – Anna uścisnęła jej chłodne dłonie. – Widać, że go kochasz. - Tak, ale to wszystko teraz jeszcze bardziej się zawikłał odkąd spotkałam Er.. – zawahała się. W końcu przecież przyrzekła. – Przepraszam, ale nie mogę o tym mówić. Anna zmarszczyła brwi spoglądając na swoją towarzyszkę. - Czy ty przypadkiem nie czujesz coś do niego? – teraz już zapytała ją cichym głosem patrząc na nią uważnie. - To nie tak! – zaprzeczyła gwałtownie. – On jest zupełnie inny i z tego co widzę ma jeszcze bardziej skomplikowane życie. Los go skrzywdził, ale on przez to krzywdzi innych ludzi. On nie jest zły. - A ty jak widzę, chcesz mu pomóc– szepnęła Anna nie patrząc na Elli. – To jednak nie będzie łatwe, bo jeśli on nie będzie chciał twojej pomocy to nic nie osiągniesz. - Ja już chyba wiem, co musze zrobić – oświadczyła pewnie dostrzegając, że pani doktor nie słucha jej tylko spogląda na niebo. Eleonor dostrzegła, że Anna ma bardzo ładne rysy twarzy, które wyglądały bardzo niecodziennie i tajemniczo w świetle księżyca. Elli spojrzała w tamtą stronę. Na rozgwieżdżonym dostrzegła znany jej gwiazdozbiór. - Orion. - Tak i dziś wyjątkowo jest jasny – odparła Anna nie odrywając od niego wzroku. - Szczególnie Bellatrix…- dodała Elli - Al. – Najid – dokończyła Anna brawie równocześnie z nią. Eleonor patrzyła na nią ze zdziwieniem. Nagle przypomniał jej się Erik. Już drugi raz słyszała tą niecodzienną nazwę i to od zupełnie różnych od siebie ludzi. Anna nie odrywała wzroku od nieba, ale Eleonor poczuła się tak jakby je ktoś obserwował. Nagle też usłyszała kroki. - Ktoś idzie – pierwsza ocknęła się Eleonor po czy spojrzała w stronę ulicy skąd usłyszała kroki. Anna odwróciła się i także popatrzyła w tamtą stronę. Na końcu ulicy dostrzegły ciemny zarys postaci człowieka. Eleonor zdała sobie, że stoi tam dosyć wysoki mężczyzna w pelerynie. - Erik? – nie wiadomo skąd przyszło jej to skojarzenie. Chociaż z drugiej strony mogła się mylić. Poczuła strach i już chciała jak najszybciej skręcić w boczną ulicę jednak Anna zachowała się zupełnie przeciwnie. Uśmiechnęła się do postaci i pewnym krokiem przeszła na drugą stronę ulicy. Mężczyzna pochylił się nad niską panią doktor i objął ją.
|
|
|
Post by Green Eyes on Feb 5, 2007 12:06:47 GMT 1
Przerywać w takim momencie?! Nie rób nam tego
|
|