|
Post by fidelio on Feb 19, 2010 17:47:47 GMT 1
A najśmieszniejsze, że - pomimo marnego sposobu, w jaki to wyraża - ta piosenka jest prawdziwa (co nieco lepiej wysłowił już wcześniej niejaki Paweł z Tarsu). A że "piosenka to sposób z refrenkiem/ na inną, nieładną, piosenkę...", to sobie zacytuję coś, co w tych lochach i tak się samo niesie: Every now and then I think I’d better run away from you before it’s too late. But every now and then I know I must go where you lead me, I’ll go with you through the gates of Hell. Every now and then I know there’s no one in the universe as magical and wondrous as you. Every now and then I know there’s nothing any better and there’s nothing that I just wouldn’t do. Every now and then I hear a voice, Now I know I never had a choice... Chociaż, psiakość, to będzie jak do Tartaru i z powrotem... Liczę, wciąż, na tę jedną, ratującą całość przedsięwzięcia, scenę - piosenkę - minutę nawet. W najgorszym razie nie przyjmę do wiadomości, nie zaakceptuję, odeślę do kategorii "dzikie wersje bez jakiegokolwiek prawdopodobieństwa" (których tak naprawdę jest bardzo wiele) - ale całkiem zignorować nie potrafię. Bo... - i tu wracamy do wyjściowej piosenki...
|
|
ladyvaljean
Gość Opery
Samozwańczy Naczelny Kot Forum
Posts: 382
|
Post by ladyvaljean on Feb 19, 2010 22:25:07 GMT 1
Ale czekaj. Wygląda to źle, ale dałyśmy mu w Londynie ostrożny kredyt zaufania. Na razie nie wygląda na wypłacalnego, ale spokojnie. Zasłużył na to żeby gromy dostawać jak to obejrzymy - choćby i zgrane gdzieś pokątnie. Bez paniki. ( Wdech wydech)
Czekam jak na szpilkach na ten marzec - sobie przynajmniej spojlery fabularne poczytam jak gdzieś znajdę.
Tak sobie myślę, że główną tego wadą może być nijakość i nudność ogólna. Bo te piosenki są ...mdłe. Ale jak to było, Do not panic! It was an accident, simply an accident! Te piosenki to jakiś wypadek, ale całość będzie czegoś warta.
Ten optymizm mnie kiedyś zabije.
|
|
|
Post by Mlle_Empsychora on Feb 21, 2010 4:01:46 GMT 1
Proszę bardzo, ogólny zarys fabuły.
Act 1
Prologue “Prologue” Madame Giry, Fleck
Prologue “The Coney Island Waltz” The Orchestra
Prologue “"That's The Place That You Ruined, You Fool!"” Madame Giry, Fleck
Scene 1 - Outside Phantasia “Heaven By The Sea” Ensemble
Scene 1 - Outside Phantasia “Only For Him/ Only For You” Meg Giry, Madame Giry, Ensemble
Scene 2 - The Aerie “The Aerie” The Orchestra
Scene 2 - The Aerie “'Til I Hear You Sing” The Phantom
Scene 2 - The Aerie “Giry Confronts The Phantom/ 'Til I Hear You Sing (Reprise)” Meg Giry, Madame Giry, The Phantom
Scene 3 - Pier 69 “Christine Disembarks” Raoul, Gustave, Ensemble
Scene 3 - Pier 69 “Arrival Of The Trio - "Are You Ready To Begin?"” Fleck, Gangle, Squelch, Raoul, Gustave, Ensemble
Scene 4 - The Hotel “"What A Dreadful Town!..."” Christine Daaé, Raoul, Gustave
Scene 4 - The Hotel “Look With Your Heart” Christine Daaé, Gustave
Scene 4 - The Hotel “Beneath A Moonless Sky” Christine Daaé, The Phantom
Scene 4 - The Hotel “Once Upon Another Time” Christine Daaé, The Phantom
Scene 4 - The Hotel “"Mother Please, I'm Scared!"” Gustave, Christine Daaé, The Phantom
Scene 5 - Backstage “Dear Old Friend” Meg Giry, Madame Giry, Christine Daaé, Raoul, Gustave, Ensemble
Scene 6 - The Aerie “Beautiful” Gustave, Fleck, Gangle, Squelch, The Phantom
Scene 6 - The Aerie “The Beauty Underneath” The Phantom, Gustave
Scene 6 - The Aerie “The Phantom Confronts Christine” The Phantom, Christine Daaé, Madame Giry
Act 2
Entr'acte “Entr'acte” The Orchestra
Scene 1 - The Bar “Why Does She Love Me?” Raoul, Meg Giry, Ensemble
Scene 1 - The Bar “Devil Take The Hindmost” Raoul, The Phantom
Scene 2 - The Beach “Heaven By The Sea (Reprise)” Ensemble
Scene 2 - The Beach “"Ladies... Gents!"/The Coney Island Waltz (Reprise)” Fleck, Gangle, Squelch, Ensemble
Scene 3 - Onstage at Phantasma “Bathing Beauty” Meg Giry, Fleck, Gangle, Squelch, Ensemble
Scene 4 - Meg's Dressing Room “"Mother, Did You Watch?"” Meg Giry, Madame Giry
Scene 5 - Christine's Dressing Room “Before The Performance” Christine Daaé, Raoul, Gustave, The Phantom
Scene 6 - Backstage/ Onstage at Phantasma “Devil Take The Hindmost (Quartet)” Gustave, Raoul, The Phantom, Madame Giry, Meg Giry, Ensemble
Scene 6 - Backstage/ Onstage at Phantasma “Love Never Dies” Christine Daaé (kalka z poprzedniej części? Ponownie Upiór komponuje, ona ma to zaśpiewać?)
Scenes 7 & 8 - Christine's Dressing Room/ The Streets of Coney Island “"Ah Christine!"” The Phantom, Christine Daaé , Raoul
Scenes 7 & 8 - Christine's Dressing Room/ The Streets of Coney Island “"Gustave! Gustave!..."” Christine Daaé, The Phantom, Madame Giry, Fleck, Squelch
Scene 9 - The Pier “"Please Miss Giry, I Want To Go Back..."” Meg Giry, Christine Daaé, The Phantom, Madame Giry, Gustave
Nie, ja nie chcę myśleć, co z tego wyjdzie...
|
|
|
Post by fidelio on Feb 21, 2010 12:50:15 GMT 1
Parę dni temu, ewidentnie przez pomyłkę, Amazon wypuścił 30 sekundowe fragmenciki WSZYSTKICH piosenek (ale już zdjął). A mnie, psiakość, w Polsce nie było... Tak czy inaczej, anglojęzyczne forum upiorowe aż huczy od domysłów co do treści. Mam wrażenie, że Webber sam się przestraszył co nawyczyniał, więc trochę na osłodę wypuścił teledysk do "Till I Hear You Sing". www.dailymail.co.uk/news/article-1252556/A-fabulous-new-Phantom-song--hear-The-Mail-Sunday.html Teledysk jest ładny (tylko czy o to chodzi w tym przdstawieniu?) Tak czy inaczej, oto ciacho na niedzielne popołudnie. Kalek formalnych będzie zresztą więcej. Nowy duet postaci w charakterze "comic relief", "teatr w teatrze" jako punkt kulminacyjny, prolog (badzo możliwe, że rozgrywający się później niż właściwa akcja).
|
|
ladyvaljean
Gość Opery
Samozwańczy Naczelny Kot Forum
Posts: 382
|
Post by ladyvaljean on Feb 21, 2010 18:35:10 GMT 1
Uj. A co do " tylko czy o to chodzi w tym przedstawieniu" to wygląda na nowe lokum upiora za oceanem. I tak jak w książce siedzi i tęskni. Tylko nie rozumiem czemu trumnę zamienił na łóżko bez materaca? Czy to była aluzja że noce takie niekomfortowe i ogólnie bez kobiety niewygoda?
And sometimes at night time I dream that you are there But wake holding nothing but the empty air
No w tak niewygodnym meblu to faktycznie siedzi i tęskni zamiast spać.
A btw skoro ten twór powstanie trzeba go będzie obejrzeć posłuchać i porozkładać na czynniki pierwsze.
Pierwsze moje spostrzeżenie: Christine - lalka. Ona jest tu nie już jako żywy człowiek z którym była jakaś relacja jak w oryginale ( czy to zauroczenie, miłość, czy nawet pogarda) ale to jest jakiś jego wewnętrzny mit - wyobrażenie o niej. Coś co sobie wydumał i postawił na piedestale. Ona jest jak z wosku.
Zobaczymy na ile mam racje.
A jakbyś chciała Fi tłumaczyć tekst libtetta to na tym forum są osoby które poczytają
|
|
|
Post by fidelio on Feb 22, 2010 20:42:15 GMT 1
Jeśli się pospieszycie, to może zdązycie posłuchać zanim zdejmą. www.amazon.de/Love-Never-Dies-Phantom-Oper/dp/B002S0OBMS/ref=sr_1_2?ie=UTF8&s=music&qid=1266801891&sr=8-2#productPromotionsNależy najechać na tytuł utworu, a potem kliknąć "Anhoren"... Na własne ryzyko... PS. Właśnie zakończyła się próba kostiumowa w Londynie, z udziałem publiczności. Tak więc, spędziwszy parę godzin jak na szpilkach przed monitorem, ja już WIEM jak to się skończy. Powiem tylko tyle, że wolałabym tak trafnie nie przewidywać... A jeśli ktoś zdecyduje się udusić Lorda Andy'ego, pojadę na pogrzeb w czerwonych pończochach... Andrew... Andrew.... Why? WHY? ??
|
|
ladyvaljean
Gość Opery
Samozwańczy Naczelny Kot Forum
Posts: 382
|
Post by ladyvaljean on Feb 23, 2010 17:32:02 GMT 1
SPOJLERY
SPOJLERY
Ochłonęłam i staram się myśleć rozsądnie.
Nie będzie to arcydzieło. Spieszmy się jechać do Londynu bo tak szybko to zdejmą...
Ale...
Ja osobiście daje Webberowi prawo do takiej wersji. Tak to się kończy kiedy zaczyna się coś tworzyć i traci się granicę między sztuką a fanfiction i własnymi emocjami i doświadczeniami. Pisze się już nie o bohaterach ale o o tym jak się chce ich widzieć. Webber pisał Upiora z bebechów - i tak samo z bebechów chciał tą Christine potem ubić. Widać że mu na tym zależało. Czy musiał to robić publicznie to inna kwestia.
Że zabiła ją Meg to akurat nie jest takie głupie - ile można być numerem dwa - tak że nawet nie traktują na tyle poważnie żeby powiedzieć nie.
Motyw z zostawieniem mu dziecka jest boleśnie ograny i stereotypowy. ja bym wolała żeby była jak u Kay kukułka i żeby wziął dziecko Raoula. Ale cóż. Fabularnie nie mógł pozwolić Christine żyć, bo nie. Im za daleko było już do siebie. Po tych latach Erik kochał już nie ją ale jakieś wyobrażenie o niej. I byłoby bardzo gorzko jakby zostali. Sory spalone mosty to spalone mosty.
Ale nie mógł kolejny raz zostać sam z rozpaczą. I relacja z dzieckiem jest czymś co nadzieje daje. Co jest trudne ale budujące i daje ciepło. Jakiś rodzaj happy endu na który mógł sobie pozwolić. Może trzeba było zostawić 4 latka to by w ogóle na żadne smuty i depresje nie miał czasu ani energii (-; Trochę jak w Nemo to wyszło. Zresztą z dziewczynką ( nie swoją wprawdzie) został też Valjean. Tak miłość która wymaga od niego mniejszego ociupinkę ego, mniejszego egocentryzmu i koncentracji na własnym cierpiętnictwie.
Co do poczęcia. Jest to stereotyp że za każdym wejściem do łoża następuje poczęcie. Ale na miłość boską to nie były wyśnione anioły ale ludzie. Biorąc pod uwagę płodność to miała jakieś 1:21 szans. Nie tak mało. Cóż jest to telenowela, ale z seksu są dzieci. I to nie tylko w soap operach. Anioły seksu nie uprawiają.
Jakby naciągane to jej zejście drugie do podziemia było jest lepsze niż sugestia gwałtu. To byłoby ZUE.
Erik w NY jako bogacz. Mnie to pachnie Heatcliffem - ucieka żeby potem rzucić jej w twarz to dla czego go zostawiła - "zostawiłaś mnie dla kasy, to popatrz!" A co miał kolejne 10 lat siedzieć w piwnicy?
czego się natomiast boję....
Kiepskich tekstów pełnych rymów częstochowskich. piosenek które są takie sobie. Ani kiepskie, ani dobre, takie niejakie.
Bo takich zbrodni się nie wybacza. Niech ten Titanic idzie na dno w dobrej oprawie przynajmniej.
|
|
|
Post by fidelio on Feb 24, 2010 13:57:20 GMT 1
Dość sensowne streszczenie (dla tych, co znają angielski, bo trochę za długie żeby je na poczekaniu tłumaczyć), napisane przez czlowieka, który - w odróżnieniu od nas - już widział spektakl: www.whatsonstage.com/board/index.php?showtopic=16096&st=190[poniżej cytuję obszerne fragmenty listu napisanego przeze mnie do przyjaciółki - mam nadzieję, że nie będzie miała nic przeciwko pusczeniu tych refleksji na szersze wody - SPOILERY!!! - KTO NIE CHCE ZNAĆ TREŚCI, NIECH NIE CZYTA!!!] Ostateczny werdykt pewnie będzie można wydać dopiero po zobaczeniu przedstawienia na własne oczy, ale sądząc z poszlak, sprawa wygląda kiepsko: - Tak, jak przewidywano, Upiór przeniósł się do Nowego Jorku, gdzie został właścicielem rewii. Trzon pracowników stanowią "wybryki natury" (trio nowych bohaterów, występujące głównie w funkcji "comic relief") oraz Madame Giry (jako menagerka) wraz z Meg. Meg, z klasycznej tancerki baletowej, przekształciła się w artystkę rewiową. Można przypuszczać, że skrycie kocha się w Eriku, który oczywiście nawet nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. - Co do dekoracji i efektów, zdania są mocno podzielone. Ci, którzy widzeli, chwalą projekcje multimedialne (podobno wyjątkowo dobre i jakoś zintegrowane z tym, co się dzieje na scenie). Zdaje się, że będzie scena "podróżowania" wirtualnie na wyświetlonej mapie i jednocześnie na scenie. Na początku pojawia się - podobno przepiękny - szklany powóz konny, który w sposób "magiczny" napełnia się aktorami. Reszta pomysłów robi się coraz bardziej kontrowersyjna. Erik najwyraźniej udekorował swój apartament w stylu dziwno-strasznym. Będzie pół-szkielet/pół-kobieta, jakiś dziwiaczny, czteroręki robot grający na organach, goryl (sic!) na pozytywce wygrywający rocka czy (trudno mi to sobie wyobrazić) śpiewający żyrandol złożony z głów Meduzy. Automat-Christine też oczywiście jest przewidziany, chociaż podobno oszczędzono widzom zbytniej pikanterii. Wszystkie te "cuda" Erik (nie mogę się przemóc, żeby zacząć używać imienia Mr Y) będzie demonstrował temu dzieciakowi, a jego zainteresowanie (plus zdolności muzyczne) przyjmie za dowód swojego ojcostwa. - Erik, jakiego pamiętamy z musicalu (nie potrafię zacząć go nazywać pierwszą częścią), praktycznie nie istnieje i jest nie do rozpoznania. Maska, owszem, wciąż jest, zdeformowana twarz także, ale najwyraźniej na nikim to nie robi już wrażenia (nawet na dziesięcioletnim szczeniaku). Ot, pan dyrektor o nieco ekscentrycznych manierach i bolesnej przeszłości. Zwyczajny człowiek, gdyby nie ta gęba. Podobno w drugim akcie dla zabawy - i aby mieć okazję skonfrontowania się z Raoulem - udaje barmana. - Christine, Raoul i mały Gustave przyjeżdżają do Ameryki na zaproszenie Upiora (nie wiedząc, kim jest). Chris ma zaśpiewać na otwarciu jego nowego varietes (a więc żadna tam opera). Raoul się na to zgadza, bowiem przepił i przegrał w gry hazardowe cały majątek i teraz rodzina jest praktycznie na granicy bankructwa. Do żony, a zwłaszcza dziecka, odnosi się źle (co może znaczyć oschle albo brutalnie). - Christine zaczyna żałować, że kiedyś dokonała takiego a nie innego wyboru. Dodatkowo (O ZGROZO!) okazuje się, że ten jej wybór sprzed lat wcale nie był taki wiążący. Z problemu: "Skąd to dziecko?" zaproponowano następujące wyjście: Christine spotkała się potajemnie z Upiorem na dzień przed swoim ślubem z wicehrabią, a więc po zakończeniu akcji poprzedniejs sztuki. Trudno mi to nazwać inaczej niż "szybkim numerkiem", jednorazowym i zakończonym (chyba) wyjazdem Erika z kraju, a skutkującym (w sposób tak stereotypowy, że chce się wyć) zapłodnieniem. Christine następnie wyszła za półhrabka i, jak można sądzić, skonsumowała z nim małżeństwo. Skąd, bez testów DNA, jest taka pewna (oboje są pewni), że dzieciak jest akurat Erika (były, excuses le mot, dwa stosunki z różnicą ok. 24 godzin), nie mam pojęcia. Podobieństwa na twarzy raczej nie przewiduję. - Erik zawiera z Raoulem pakt, że jeśli Christine zaśpiewa na tej inauguracji, wicehrabia usunie się im z drogi. Jeśli odmówi, wiedząc o co chodzi, Erik spłaci wszystkie karciane długi i nie będzie się więcej do nich wtrącał. Ta tytułowa piosenka to odpowiedź na to pytanie. Zaśpiewała, oczywiście - nie mogę się oprzeć myśli o sile argumentu, że to Upiór teraz jest tym bogatym - a nawet, zdaje się, otwarcie zadeklarowała swoje uczucia do kompozytora. Raoul wyjechał, bez większego żalu (i pożegnania) zostawiając dziecko, którym opiekował się 10 lat. - I wszystko byłoby słodko do porzygu, gdyby nie Meg Giry. Ponieważ Erik (zdaje się, że po raz kolejny) ją zignorował i nawet nie przyszedł obejrzeć występ, który dla niego cyzelowała, Meg z zazdrości porwała Gustava z zamiarem utopienia go w morzu. Erik i Christine łapią ją w ostatniej chwili, ale Meg wyciąga pistolet. Gdy Erik (pod wpływem emocji, czy może ma syndrom Aspergera?) mówi do niej, że nie może się równać z Christine, Meg przewidywalnie strzela do rywalki. Oczywiście, natychmiast zaczyna żałować, ale Chris tymczasem zaczyna umierać i umiera przez bity kwadrans, w ramionach Erika (mimo wszystkich moich zastrzeżeń: to będzie rozdzierające). Meg nie spotyka żadna kara. A na samym końcu Erik i Gustave mają swój moment "o mój synu / o mój ojcze" i dzieciak na dowód wielkiej (a nader świeżej daty) miłości patrzy spokojnie na jego twarz bez maski. I tak to mniej więcej wygląda. Mnie to obraża, na tyle sposobów i tak bardzo, że z trudem mogę o tym mówić. To co zrobiono z KAŻDYM z bohaterów woła o pomstę do nieba. Raoul - alkoholik, hazardzista, degenerat, mąż i ojciec stosujący przemoc. Christine - niewierna (nikomu) latawica, puszczająca się na dzień przed własnym ślubem z kimś innym, w dodatku być może wciąż wyrachowana łowczyni pieniędzy. Meg Giry - baletnica zamieniona w podkasaną kankanistkę, porywaczka, morderczyni. Madame Giry - wyrachowana rajfurka kupcząca własną córką. Erik - chlipiący przez 10 lat w rękaw (zamiast coś zrobić) ciapciak, tatuś bawiący się z dzieciątkiem i generalnie "family man" (na wywiadówki też będzie chodzić?) Gustave - dziecko "jednorazówka" rodem z najgorszego fan-fiction, kreowany na cel życia i sens istnienia Upiora. Jakieś dziwaczne postacie w drugim planie (z których na dłuższą metę ponoć nic konkretnego nie wynika). Ale chyba najgorsze jest to, że Webber sam nie panuje nad tym, co napisał. Ten nowy musical nie zgadza się ani ze starym, ani nawet z filmem (gdzie np powiedziane jest, że Chris umarła w 1917 roku jako starsza pani). A teraz - już zawsze - ta nowa katastrofa rzuci cień na pierwotne arcydzieło. Nikt, kto przyjdzie na prawdziwego "Upiora", nie opędzi sie od myśli, że ten miły Raoul w prologu jest (reformowanym?) alkoholikiem, a koleżeńska i szczera Meg - przyszłą zabójczynią. I to jest prawdziwa zgroza.
|
|
ladyvaljean
Gość Opery
Samozwańczy Naczelny Kot Forum
Posts: 382
|
Post by ladyvaljean on Feb 24, 2010 20:56:26 GMT 1
Nie rozumiem tylko jednego. Co u diabła nas tak dziwi? Weber strzelił sobie samobója w ogóle biorąc się za pomysł dalszej części. I jeszcze poprawił Upiorem Manhattanu.
A czego się ludzie fabularnie spodziewali? Ufo?
A jak on to miał skończyć? ( Jeżeli choć trochę oparł się na Forsycie?)
1) Śmierć Erika – myślę, że z różnych względów tego zrobić nie chciał, a nie byłoby to takie zupełnie złe rozwiązanie.
2) Śmierć Christine – zostaje sam –nie, raczej nie – myślę, że jak dla Webbera to byłby za duży sadyzm. Chciał tego, ale z czymś na dodatek.
3) Ona jeszcze raz mówi mu nie i nosatej sam jak idiota raz jeszcze. Nie, nie nie – powtórka z tego co było
4) Zostaje z kim innym choćby z taką Meg – BŁE – nei nie nie – kiczowate, „ no cóż nie stać mnie na Chris ale dobrze kogoś w łóżku mieć”
5) Zostaje z Christine MASAKRA Nie nie nie – miodzie słodzio – po 10 latach przechodzone coś dostać – a potem by zapewne gorzko było bardzo.
6) Zostaje z dzieciakiem. Jest to jakaś wariacja na temat punktu 2. Coś trochę gorzkie co definitywnie przecina miedzy nimi nic, ale nie zostawia go zupełnie samego. I w jakiś sposób zmusza żeby dorosnąć a przestał się nad sobą użalać. A że kiczowate. Fakt. Ale tak sobie to Weber wyobraził. Że ja bym wolała dzieciaka Raula, to inna sprawa.
Jeżeli chodzi o bohaterów. Nie bardzo mi się to podoba, ale zobaczę i zgrzytać zębami nie będę.
„Raoul - alkoholik, hazardzista, degenerat, mąż i ojciec stosujący przemoc.
- Jestem w stanie uwierzyć….
Christine - niewierna (nikomu) latawica, puszczająca się na dzień przed własnym ślubem z kimś innym, w dodatku być może wciąż wyrachowana łowczyni pieniędzy.
- W taką interpretację już szło ostania wersja Upiora z Londynu. Ja tam o Christine szczególnego mniemania nigdy nie miałam.
Meg Giry - baletnica zamieniona w podkasaną kankanistkę, porywaczka, morderczyni.
- No ile można być numerem 2? A jak ona tam blisko była całe lata i NIC nie zdziałała nawet na bazie przyjaźni to jest idiotka sakramencka.
Madame Giry - wyrachowana rajfurka kupcząca własną córką „jestem za stara i już nie mogę to mu własną córkę opchnę?”
Erik - chlipiący przez 10 lat w rękaw (zamiast coś zrobić) ciapciak, tatuś bawiący się z dzieciątkiem i generalnie "family man" (na wywiadówki też będzie chodzić?)
To może być słaby punkt. Może ale nie musi. Wszystko zależy jak to Ramin zagra. On czuje tą rolę. I nie każdy facet który dorósł do ojcostwa to słodziutki fammily man i ciapciak. Inna rzecz że teksty i reżyseria zadania Raminowi nie ułatwią zapewne. To jest kruchy lód. Zagrać to na zasadzie dojrzewam do innego rodzaju miłości – bez ciapciaka i kiczu to będzie trudne. I jak reżyseria pójdzie w złym kierunku to może być zonk.
Gustave - dziecko "jednorazówka" rodem z najgorszego fan-fiction, kreowany na cel życia i sens istnienia Upiora. Sens życia rodzica? W sumie jak większość dzieci dla rodzioców (-; Nie takie rzeczy się w fanfiction zdarzały. A jednorazówka też u Kay jest (-; I w populacji też. Niestety dla całej masy kobiet.
Jaki horror? ( jak mówi Kaja) Jak dla mnie marysuism. Każdy ma taki na jaki go stać. I nie jest to pierwsza i nie ostania interpretacja. Były filmy, były teksty na tym i na innych forach. Lepsze i gorsze.
Z tego co napisano powyżej ja się najbardziej boję tego rockowego goryla. (-; I mierności piosenek, ale to się okaże 8 marca.
Myślę że w sakli 1-10 dam temu między 3 a 6. Wszystko zależy od muzyki, tekstów i gry Ramina. Zobaczymy, ocenię jak zobaczę.
( Kot wzrusza ramionami i udaje się na poduszeczkę ziewając i spokojnie czekając na ścieżkę)
PS I szczerze jestem Webberowi wdzięczna za wywalenie dwóch bagów z Upiora Manhattanu. Kloun w masce...Wy osobie go wyobraźcie go w tej masce sprzedającego znaczki na scenie. I Nieszczęsna noc w której " byłam tak przestraszona że nie wiem co się stało" Wolę widzieć Chrsitine jako ladacznicę niż Erika jako gwałciciela. Jakoś tak.
|
|
|
Post by fidelio on Feb 25, 2010 2:14:29 GMT 1
Ramina wszyscy zgodnie chwalą pod niebiosa, panią Sierrę Boggess zresztą też (może tylko na tej małej próbce tak strasznie wibrowała?). Zastrzeżenia, niebotyczne, budzi przede wszystkim libretto.
A ja chyba zrozumiałam o co mi chodzi i dlaczego mnie tak boli. Ten argument nie pojawił się jeszcze nigdzie, a doszłam do wniosku, że uważam go za najważniejszy.
Te wszystkie pododawane wątki są domeną prozy - są dosłownie i w przenośni prozaiczne do bólu. To się może (choć nie musi) udać w powieści (wszystkie te inspiracje są powieściowe i w różnych powieściach już się wcześniej pojawiały). Musical nie jest prozą. "The Phantom of the Opera" to była czysta poezja przeniesiona na scenę. Nie da się zrobić opery o banalnych problemach rodzinnych i wyjść z tego cało. U Webbera oni byli tak doskonali właśnie dlatego, że wykraczali poza realia prozy. Oni byli czymś znacznie więcej niż zwykłymi ludźmi w niezwykłych okolicznościach, oni byli archetypami żywcem teleportowanymi z najczystszej (niemal niefabularnej) mitologii. Większość interakcji między postaciami odbywała się za pomocą prostych ale niesłychanie klarownych symboli (lustro, maska, żyrandol itp) współgrających idealnie z tym, co działo się na scenie. Robienie z nich ludzi z całą ich fizjologią, uwikłaniem w relacje społeczno-formalne itp (na scenie, nie w jakiejkolwiek książce) to zamiana grand opera na trywialny dramacik mieszczański.
Gdyby Webber napisał sobie fanfik, przyjęłabym to spokojnie. Nie takie fanfiki się czytało. Makabreska Forsytha tak mnie nie sponiewierała. Trafiła na półkę obok innych ciekawostek. Gdyby ktoś na podstawie tego fanfiku nakręcił film fabularny - bardzo proszę, mało to kiepskich filmów było (vide Dario Argento)? Ale nie - on ubrdał sobie ubrać te wszystkie banały w poezję i wystawić na scenie do muzyki. Dla mnie to jest bluźnierstwo, a ta poezja na 90% będzie częstochowszczyzną, bo z założenia traktować ma o sprawach skrajnie niepoetycznych. Więcej wrażeń mogę mieć jedynie po zobaczeniu tego przedstawienia na własne oczy (co zawsze jest dobrym pomysłem).
|
|
ladyvaljean
Gość Opery
Samozwańczy Naczelny Kot Forum
Posts: 382
|
Post by ladyvaljean on Feb 25, 2010 12:14:48 GMT 1
Może podchodzę mniej emocjonalnie bo nie wiedzę jakiejś szczególnej różnicy między sceną a książką. Na scenie w Romie też ten archetyp zamordowali – i to bez zmiany libretta – samym przekładem i grą aktorską. Już o filmie z 2004 nie wspomnę. Poza tym to ja czegoś nie rozumiem. Robienie z nich ludzi z całą ich fizjologią, uwikłaniem w relacje społeczno-formalne itp (na scenie, nie w jakiejkolwiek książce) to zamiana grand opera na trywialny dramacik mieszczański.
W którym momencie robi się trywialny dramacik mieszczański? W chwili odczuwania mało anielskiego uczucia pożądania, stosunku, zapłodnienia czy może ślubu lub nie daj boże wspólnego życia? To ostanie widziałam w całkiem dobrych fanfikach swoja drogą i jakoś się tam mit trzymał. Czy żeby zachować czystość mitu trzeba ich koniecznie rozdzielić pozwalając co najwyżej na niemal metafizyczny pocałunek. Czy już fizyczna miłość jest dozwolona? Jak to wczoraj skomentowała moja przyjaciółka: przy takiej miłości aniołów to musi pierze lecieć ze skrzydeł. a ta poezja na 90% będzie częstochowszczyzną, bo z założenia traktować ma o sprawach skrajnie niepoetycznych. Tu się częściowo zgadzamy. Jednak widzę inną przyczynę katastrofy. Słowa pisał bodajże Ben Elton który ma w swoim dorobku bodajże Dysneyowską Małą Syrenkę, Beautifil Game, Sister Act i takie inne cuda. Poetyczność fabuły nie ma tu nic do rzeczy bo on by z oryginalność Upiora zrobił gniota. A wracając to zapłodnienia - po - jednym - razie. Coż, tak to jest że z płodnością bohaterów autorzy robią co chcą - posuwając się do granicy prawdopodobieństwa. Raz zajdzie od pierwszego razu - innym razem i pięć lat nic bo autorowi tak pasuje. Nie da się zrobić opery o banalnych problemach rodzinnych i wyjść z tego cało
Jak tak się przyglądam tekstom niektórych oper to włos mi się od ich banału jeży na głowie. Zostawiał ją w ciąży + dzieciobójstwo ( Faust), Dzieci porwane i odnalezione ( Trubadur), choc mnie zawsze chyba najbardziej rozbraja to zamurowywanie w grobowcu w Aidzie. Jest potwornie melodramatycznie - i samo libretto zabija to się broni. Nie jestem jakąś szczególną entuzjastką tego projektu. Ale mit jest mit, przeżyje i to.
|
|
|
Post by fidelio on Feb 27, 2010 11:52:28 GMT 1
|
|
|
Post by Mlle_Empsychora on Mar 4, 2010 11:12:12 GMT 1
|
|
|
Post by fidelio on Mar 4, 2010 20:03:13 GMT 1
Posłuchałam (serdeczne dzięki!) i już wiem: to jest koszmarny sen... RAOULA!!!
Na samym końcu, dla bezsprzecznego wyjaśnienia, powinien znaleźć się epilog. Pan wicehrabia budzi się w swoim łóżku z krzykiem, zlany zimnym potem. Obok niego jego żona, vicomtesse Elwira, (którą niektórzy mogą znać), która zaniepokojona (i trochę wkurzona, że ją obudził) pyta: Raoul, co się stało? On jej nie odpowie, jest zbyt wstrząśnięty. Tylko po cichu, w głębi duszy, przez cały nadchodzący dzień będzie sobie gratulował: Jakież to szczęście, że mimo wszystko się z nią nie ożeniłem... No, Bóg strzegł... Może powinienem do niej napisać, sprawdzić, czy wszystko w porządku. Albo poproszę Elwirę, one się tak przyjaźnią...
Oficjalnie ogłaszam to za wersję dla mnie obowiązującą. To jest mój złoty kluczyk do tej sztuki i zamierzam się tego trzymać z uporem maniaka. To był sen, to był koszmarny sen biednego pana wicehrabiego, który najwyraźniej najadł się na kolację czegoś ciężkostrawnego. Tylko on jeden - i nikt inny - mógłby mieć taki koszmar i w tym kształcie. Teraz już mogę bić brawo.
|
|
|
Post by Bazylia on Mar 4, 2010 23:35:51 GMT 1
Witam po długiej nieobecności, miło widzieć że nasze ruiny troszkę jeszcze żyją Poczytałam wasze posty i... Na początku lekko się przeraziłam, później przerażenie przeszło i już tylko ręce opadały coraz bardziej. Zwłaszcza po wysłuchaniu tych fragmentów. Fi, kupuję w całości twoją wersję z koszmarem sennym, bo to na razie jedyna sensowna wersja. (i nie zapominajmy, że wszak, jak naucza nas romowe tłumaczenie, Upiór ma we władzy sny ) Jeśli któraś z Was wybiera się do Londynu to zamawiam obszerną recenzję - która nie wątpię że i tak się pojawi. Pozdrawiam ciepło.
|
|